Nad mogiłą

1
Znajoma prosiła mnie o zamieszczenie tutaj tego tekstu.

Mamy nadzieję, że opinie będą szczere ;)

Zjedźcie najlepiej jak potraficie ;)







Nazywano ją Maja. Możliwe, że takie właśnie imię nadano jej podczas chrztu, tego jednak nikt już dzisiaj nie pamięta. W każdym razie dla wszystkich była Mają. Dla mamy, taty, rodziny dalszej i bliższej, dla sąsiadów i znajomych. Dla nas więc, niech też pozostanie Mają.



Po raz pierwszy powiedziała, że kocha, gdy miała chyba 3 lata. Przytulała swoją jasną czuprynkę do piersi matki – tak, gdzie najlepiej słychać było bijące serce – i uśmiechała się rozkosznie, w małych paluszkach mierzwiąc wisiorek z wizerunkiem Jezusa. Jego pokochała nagle, kilka lat później. Równie szybko przestała.



Stało się to, gdy Maja wróciła do domu po swoim pierwszym dniu w szkole. Miała zatem 7 lat.

- Mamusiu – powiedziała, jak zwykle wyciągają ku matce małe rączki. – Dlaczego ja nie mam tatusia?

Był jesienny wieczór, kiedy Maja po raz pierwszy zapytała o ojca. Słońce chylące się ku zachodowi cicho szeptało słowa pociechy. Dla matki, która od lat uciekała przed przeszłości i dla dziecka, które tę przeszłość odkopywało.

- Tatuś jest w niebie z aniołkami. Pan Jezus musiał zabrać go do siebie.

Szept matki rozpłynął się gdzieś w półmroku pokoju, pozostawiając po sobie donośne echo. Maja nie chciała już kochać kogoś, kto zabrał jej ojca.



Dorastała więc kochając rybki w akwarium, najbardziej te we wszystkich kolorach tęczy, podwórkowe koty i psa, którego przyprowadziła do domu mając 10 lat. Nazywała go Lolkiem, łapą i Psotkiem w zależności od tego, jak się zachowywał. Głaskała go przez wiele tygodni i pewnie głaskałaby o wiele jeszcze dłużej, gdyby nie pewien pijany kierowca, który nie zauważył rudego kundelka stojącego na ulicy.

Maja znowu straciła kogoś, kogo obdarowała miłością.

Wkrótce później straciła jeszcze jedną osobę. Siebie.



- Patrz, jaka gruba.

Takie i temu podobne szepty rozlegały się wszędzie, gdzie tylko Maja się pojawiła. W ciemnym korytarzu szkoły, na boisku, czy w sklepie – wszędzie słyszała za sobą złośliwe docinki. Nazywaną ją grubasem, bulwą albo beczką. Przyjaciół nie miała, ani znajomych, nikogo.

Godzinami przesiadywała samotnie pod jabłonią w ogrodzie.

- Podejdź tu, nie bój się.

Tak mówiła do każdego robaczka przechadzającego się w pobliżu. I uśmiechała się szczerze. Lecz one uciekały co sił do swoich kryjówek.

- Rozumiem, dla was też jestem zbyt duża.



Maja miała wtedy 13 lat.

A dwa lata później po raz pierwszy spotkała Mariusza, który wprowadził ją w krainę kolejnych pierwszych razów. Między innymi Maja po raz pierwszy się zakochała. Bo dla niego nie była beczką. Ani bulwą i grubasem.

- Spróbuj tego – powiedział kiedyś Mariusz, podając Mai szklankę z wodą.

- Gorzka.

- Wypij.

Wypiła do dna.

- Jak się czujesz?

- Dobrze.

Maja pierwszy raz czuła się dobrze.

- A teraz?

- Dziwnie.

Podał jej kolejną szklankę.

- Wypij.

Wtedy zrozumiała, że tak jest lepiej. Znowu pokochała. Tym razem kogoś (coś), kto (co) nie zawiedzie.

Sok pomarańczowy, kola, kawa z cudownym dodatkiem nie mogą przecież zawieść.



Wirowała każdego dnia mocniej. To uczucie też kochała. Chyba nawet ponad życie.

Bo tylko wtedy czuła się wartościowa, pewna siebie i gotowa na wszystko. Tańczyła na stole w dusznym pokoju, śpiewając sfałszowane piosenki.

- Fajnie?

Mariusz często o to pytał.

- Nigdy nie było lepiej.

śmiała się.



Kilka miesięcy później przekroczyła próg swojego mieszkania.

Dwa dni nie zaglądała tutaj.

- Martwiłam się – płakała matka.

- Nie żartuj.

- Nie żartuję.

- Akurat.

Trzask drzwi.

Maja wciąż kochała matkę. Może tylko nie zdawała sobie z tego sprawy, ale na pewno bardzo kochała. A może to coś innego kochała mocniej.



- Mamo zobacz – powiedziała któregoś dnia rano.

- Co?

- Schudłam, nie widzisz?

- Kiedy ostatnio jadłaś?

- Jestem na diecie.

- Tak nie można.

- Dlaczego?

- Co się z tobą dzieje?

- żyję. Tego też nie widzisz?



I w ten sposób żyła Maja ponad rok. Mariusz, zabawa, szklanka gorzkiej wody na śniadanie, obiad i kolację też.

Aż do momentu zniknięcia Mariusza. Podobno umarł na zawał. Miał 18 lat.

Maja prawie 17.



Nie kochała już życia, wolała śmierć.

- Jezusie, znowu mi kogoś odbierasz?

Wołała czasami, ale On nigdy nie odpowiadał.



- Co to jest? – spytała kiedyś matka.

- Nic.

- Co się stało?

- Domyśl się.

- Nie…

- Tak.

- Co ty wyprawiasz?

- Umieram.

Umierała przynajmniej raz w tygodniu, by zawsze było jak. Ostro.

Wtedy Maja kochała krew. I nadal miłowała śmierć.



Było marcowe, ciepłe popołudnie. Maja spała otulona szczelnie ciepłą, ale i mokrą kołdrą.

- Maja – usłyszała głos matki. – Maja obudź się.

- Nie.

- Maja, wstań!

- Nie mogę.

- Dlaczego?

- Umarłam. Znowu nie widzisz?





***





Nie wiem, jak długo stałem, pochylając się nad pożółkłym nagrobkiem z wyrytym napisem: Maja B. Nazwiska nie dało się odczytać. Obok chyba data: Marzec.

Tak, znałem ją. Można powiedzieć nawet, że bardzo dobrze. Być może ona też mnie znała. Nie raz przecież mijaliśmy się na szkolnym korytarzu.

Kochałem ją. Tak bardzo ją kochałem, że w tej szaleńczej miłości wystawałem pod jej oknem dniami i nocami. A im dłużej tam stałem, tym rzadziej Maja pojawiała się w domu. Zaczęła znikać i pojawiać się mniej widoczna. Z dnia na dzień coraz bardziej biała.

Czasami widywałem też jej matkę. Uśmiechała się do mnie, jednak w jej oczach zawsze istniał smutek. Siadała na ławce i – pewnie ze skrywaną nadzieją – wypatrywała córki. Matka kochała Maję jeszcze mocniej niż ja. I nigdy nie przestała.

Ja też nie.



Spojrzałem na nagrobek obok. Niezgrabne litery układały się w jedno, ale za to jakże znaczące słowo: Matka. Dzisiaj już tylko ja wiedziałem, jak wiele kryje się pod tą nazwą.



Zniżyłem się, by ręką zetrzeć kurz z zimnej płyty.

Marzec, odczytałem na głos.

Marzec.

2
Pomysł: 2



Nie chodzi o to, że sama prosiłaś o krytykę, ale o to, że jak jeszcze raz przeczytam opowiadanie z kategori "life is pain" bez krztyny oryginalności, to się sam potnę i zabiję. Po prostu nie dostrzegłem tutaj NIC innowacyjnego, NIC nowego, NIC co by wyróżniało ten tekst z pośród tysiąca innych. Jest sobie dziewczyna, którą wychowywała matka, umiera jej piesek, umiera jej kolega, nikt jej nie lubi, dziewczyna się stacza, samokalecza. No i oczywiście jeszcze tajemniczy wielbiciel, który to mógłby odmienić całe jej życie, ale nie odmienił, bo się wstydził. Ni krztyny, ni naparstka czegoś nowego. Poza tym nurtuje mnie jedna rzecz. Czemu ona tak nie cierpiała swojej matki? Z tego co wyczytałem w tekście, ona nie była jakaś zła, wręcz przeciwnie, kochała ją. Więc czemu? Ty, jako twórca zapewne wiesz, ale jako pisarz musisz mi to przedstawić, bo ja tego nie wyczytam z Twojej głowy. No to chyba tyle. Ogólnie cienko.



Styl: 3+



Tutaj już jest lepiej. Wydaje mi się jednak, że rzadko piszesz i dlatego widać, że warsztat jest zaniedbany, wymaga ćwiczeń. Mimo to, nie jest najgorzej, widać potencjał, musisz tylko częściej pisać i będzie co raz lepiej. A, i jeszcze jedno:


Nazywano ją Maja.


Jakoś to mi nie pasuje na te pierwsze zdanie. Może zbyt sztampowe? Nie wiem, ale w oczy mnie kole.



Schematyczność: 2



No cóż, wypowiedziałem się już na ten temat w "Pomyśle"... ;S

Life is pain!



Błędy: 3


tak, gdzie najlepiej słychać było bijące serce
chyba 'tam', albo 'tak, żeby najlepiej (...)'


Słońce chylące się ku zachodowi cicho szeptało słowa pociechy.
ku zachodowi przecinek ; no i poza tym słaba metafora - jakoś trudno mi sobie wyobrazić szepczące słońce, prędzej wiatr


uciekała przed przeszłości [/quote

ą - literówka, takich jest jeszcze parę w tekście


Dorastała więc kochając rybki
więc przecinek


który nie zauważył rudego kundelka stojącego na ulicy
kundelka przecinek


Umierała przynajmniej raz w tygodniu, by zawsze było jak.
nie rozumiem... znaczy rozumiem sam sens przenośny, ale to 'by zawsze było jak' to już nie


Maja obudź się.
Maja przecinek, wcześniej też był taki błąd



Błędów jest więcej, ale nie brałem tekstu aż tak dogłębnie.



Ocena ogólna: 3=



Podobał mi się w miarę jedynie Twój styl, chociaż i ten wymaga szlifu. Strasznie nudny i nieoryginalny pomysł, wogóle mnie nie ruszyło. Sporo błędów. Spróbuj wymyślić coś bardziej oryginalnego i pisz częściej. Jestem skłonny być na małe tak.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

3
/\Zgadzam się w zupelnosci, choc szczerze powiem, ze poczatkowo sadzilem, ze sie rozwinie ciekawie. Mylilem sie. Ale pisz, pisz, bedzie lepiej, duzo lepiej ;D
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

4
W zupełności zgadzam się z Patrenem, ale nie byłabym sobą, gdybym nie wtrąciła swoich trzech groszy. ^^

Koniec jest tragiczny. Cichy wielbiciel, zakochany po uszy i na wsze czasy?! Nie, nie, nie, to nie ta bajka, tylko tego brakowało... Wiem, że moment z strzepywaniem kurzu z nagrobka jest bardzo romantyczny, ale o wiele bardziej by mi się spodobało, gdyby tę czynność wykonywała mama Mai; miłość rodzica do dziecka jest - imo - bardziej wzruszająca od titanicowych romansów. Jak to mi kiedyś powiedziała moja mama: gdy najpierw umiera dziecko, to jest nienormalne, nienaturalne, tak być nie może i to jest największa tragedia.

I jeszcze jedno: co się ludzie tak uczepili tych krótkich, składających się z najwyżej dwóch słów zdań? Przecież oszaleć można, czytając coś takiego. o_O ,,Wiedźminowi" wybaczyłam ich ogrom, bo całość jest świetna, ale w tym wypadku wiele krótkich i pojedynczych zdań nie działa na korzyść, całe opowiadanie praktycznie się z nich składa.

Co tu wiele mówić, musisz trochę popracować nad tym, o czym piszesz, bo pomijając te krótkie zdania, styl masz nienajgorszy. ;) Pozdrawiam i powodzenia. :)
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

5
Pomysł: 2-

moim zdaniem bez pomysłu, bo takich tekstów jest od groma. Pochwaliłabym to, gdybyś rozwinęła fabułę, przytoczyła poboczne wątki, zrobiła z tego opowiadanie, a nie streszczenie - wtedy, może byś mnie zaciekawiła.



Styl: 3

piszesz raczej rzadko - zgadzam się z Patrenem. Piszesz poprawnie, ale składnia jakiej używasz jest bardzo, bardzo prosta,a dialogi sztuczne.



Schematyczność:
2

nie ma tu nic twojego



Błędy: 3

dużo literówek, niechlujstwa i niezrozumiałych zdań. Większość wypisał Patren, więc nie będę się już wtrącać. Przeredaguj tekst zanim wrzucisz go na forum.



Ocena ogólna: 2

niestety, ale niewiele tu rzeczy, które mogłabym pochwalić.



Jestem na... nie
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”