Reklamy i igrzysk!, zakrzyknął lud [miniatura SF]

1
Notka od autora:
  • Gwoli wyjaśnienia świata, w którym dzieje się "Reklamy i igrzysk!, zakrzyknął lud".
    Ta krótka historia dzieje się w świecie wykreowanym przeze mnie we wciąż nieukończonej powieści "Obudziłem się o północy", w postrydzykowskich realiach.
    W skrócie - futurystyczna wizja Polski, która stała się jednym wielkim Miastem, a w której rządzą maksymalnie skatolicyzowane Służby Policyjne Miasta, do spółki ze sformalizowanym Kościołem Katolickim (księża-policjanci w pancernych koloratkach itd.).

    Zapraszam do lektury.


____Biegł przez rozgrzane lampami plazmowymi ulice. Był 23 sierpnia. Dawniej to słońce, nie lampy, nagrzewało w sierpniu ulice. Nie pamiętał tamtych czasów. Wspomnienia ginęły w chmurze pyłów i gazów, przesłaniających niebo. 23 sierpnia, godziny szczytu. Przepychał się przez tłum. Potrącał przechodniów i maszyny do spowiedzi, i co chwila zwalniał. A przecież nie mógł. Musiał na czas dotrzeć do celu, musiał! Jeśli mu się to nie uda… Wolał nawet nie myśleć, co się wtedy stanie. I tak miał szczęście, że udało mu się zgubić wszystkich Łowców.
____Wpadł na wysoką blondynkę, która wyszła z mijanego właśnie solarium. Kobieta przewróciła się, a on poleciał na nią. Dosłownie, nie w przenośni – nie cierpiał plastiku, różu i silikonu.
____ - Co pan…? – zaczęła i urwała w pół zdania, kiedy spojrzała w jego oczy. Czy aż taka wyzierała z nich determinacja? Warknął coś niezrozumiale w odpowiedzi, zerwał się na nogi i pobiegł dalej, nie oglądając się za siebie. Skręcił w jakiś boczny, niezatłoczony zaułek i przystanął na chwilę. Musnął dłonią małą tabliczkę wszczepioną za uchem. Wyświetlił przed oczami holo mapy tego okręgu i chwilę je studiował, zastanawiając się. W końcu ruszył dalej. Przeskoczył przez mur, którym kończył się zaułek, po czym puścił się wąskimi i pustymi uliczkami, mając w pamięci trasę, którą sobie przed chwilą wyznaczył.
Po niecałych dziesięciu minutach intensywnego biegu dotarł do celu. Wszedł do starej, odrapanej budki telefonicznej i podniósł słuchawkę. Przyłożył ją do ucha i przez krótką chwilę, kilka sekund zaledwie, wsłuchiwał się w jednostajny sygnał. Uspokajał myśli. W końcu wykręcił numer. Znał go na pamięć.
____- Halo? – usłyszał metaliczny, zdeformowany głos.
____- To ja – powiedział. – Jestem. Zdążyłem.
____- Nie. Spóźniłeś się minutę i czternaście sekund.
____- Ale mój comdev...- zaczął.
____- Twój comdev nie ma tu nic do rzeczy – przerwał głos. – Spóźniłeś się. Możesz to sprawdzić po programie, mamy dokładne nagranie, przecież wiesz.
Mężczyzna opuścił głowę, ale nadal trzymał słuchawkę przy uchu. Czasem… czasem organizatorzy bywali łaskawi…
____ - Mamy jednak dla ciebie propozycję. Oto warunki: twoja córka traci teraz tylko prawą dłoń, zamiast życia. Podwajamy stawkę. W puli jest teraz do wygrania... uwaga… sto tysięcy! Ale jest jeden warunek. Jako dodatkowego zakładnika bierzemy twoją żonę. A celem będzie tym razem uruchomienie syreny alarmowej na okręcie zadokowanym w porcie i strzeżonym przez oddział wojska. Mają rozkazy zastrzelić każdego, kto będzie chciał się wedrzeć na pokład. Zasady takie jak zwykle - jeśli nie podołasz, zakładnicy tracą życie. Jak zawsze, dzięki naszym sponsorom - bo wszyscy wiemy, jak drogie są dziś te usługi - zapewniamy żywego spowiednika i ostatnią posługę. Decyzja należy do ciebie. Przypominam, że wszystko, co mówimy, leci na żywo. Oglądają cię miliony holowidzów!
____Nie wytrzymał. Rozpłakał się. Taka szansa! Znowu opuścił słuchawkę. Uniósł głowę i błagalnie spojrzał w wypukłe oko jednej z wszechobecnych kamer CCTV. Nie wiedział, co ma zrobić, łzy ciekły mu po twarzy. Tak bardzo chciał ten nowy, stucalowy model holowizora 3D! Wypruwając sobie żyły w, o ironio, fabryce holoekranów, nigdy nie będzie mógł sobie na niego pozwolić. Z drugiej strony szkoda mu było żony, w końcu byli razem całe trzy lata... Tyle samo miała ich córka, jej było mu jeszcze bardziej szkoda. Czytał gdzieś, że kiedyś małżeństwa trwały po czterdzieści, pięćdziesiąt lat! Jakoś nie chciało mu się w to wierzyć. Bił się z myślami i te walkę widać było na jego twarzy. W końcu ponownie przyłożył słuchawkę do ucha.
____ - Nie wiem, sam nie wiem czy się zdecydować – powiedział drżącym głosem. Chwilę milczał. Czy warto dodatkowo ryzykować życie żony? Był rozerwany wewnętrznie. Reklamy tego holowizora wyglądały rewelacyjnie! W końcu odezwał się.
____ - Chcę wykorzystać ostatnie kolo ratunkowe. Poproszę o pomoc publiczność.
Zapadła cisza. Po chwili w całym Mieście miliony gardeł spragnionych rozrywki zawyło w jednogłośnej aprobacie.
[img]http://pmalacha.files.wordpress.com/2011/06/rr-350-x-22.jpg[/img]
Sleep is a baby-mama of death.

2
rootsrat pisze:Potrącał przechodniów i maszyny do spowiedzi, i co chwila zwalniał. A przecież nie mógł.
Skoro nie mógł, to zmień "i co chwila zwalniał", brzmi, jakby z własnej woli. Podkręć dramatyzm sugerując, że go inni spowalniali.
rootsrat pisze:Musnął dłonią małą tabliczkę wszczepioną za uchem. Wyświetlił przed oczami holo mapy tego okręgu i chwilę je studiował, zastanawiając się.
Niepotrzebne. Skoro je studiował, to raczej oczywiste, ze się przy tym zastanawiał.
rootsrat pisze:Przyłożył ją do ucha i przez krótką chwilę, kilka sekund zaledwie, wsłuchiwał się w jednostajny sygnał.
niepotrzebne
rootsrat pisze:Z drugiej strony szkoda mu było żony, w końcu byli razem całe trzy lata...
zmieniłbym na "długie"

To raczej takie wskazówki, niż wytykanie rażących błędów.

Fajny klimat, fajnie zrobiony świat. Dobrze przerysowany konsumpcjonizm. Trochę mnie zdziwiła ta plastikowa panienka, która jest zbyt wyjęta z naszej rzeczywistości i wygląda mi na to, że autor załatwia jakieś porachunki... :>

Poza tym końcówka trochę słaba, bo oczywistym jest, że ludzie będą na "tak".
Leniwiec Literacki
Hikikomori

3
Dzięki za dobre słowo. Niektóre Twoje sugestie zasosowalem - te, które uznałem za słuszne :)
Cala pointa wlasciwie zaczyna się od propozycji organizatorów - to tu jest końcówka, która - mam nadzieje - jest przerysowana i groteskowa.

P.S. Hm, panienka zbyt wyjęta z naszej rzeczywistości? W sumie jej nie opisałem - nie chciałem, żeby była współczesna. Ah, i nie - nie są to żadne porachunki, to całkowicie fikcyjna postać. A jeśli już, to porachunki ze wszechobecnym plastikiem. :)

Oto poprawiona wersja:



Biegł przez rozgrzane lampami plazmowymi ulice. Był 23 sierpnia. Dawniej to słońce, nie lampy, nagrzewało w sierpniu ulice. Nie pamiętał tamtych czasów. Wspomnienia ginęły w chmurze pyłów i gazów, przesłaniających niebo. 23 sierpnia, godziny szczytu. Przepychał się przez tłum. Potrącał przechodniów i maszyny do spowiedzi, a to go spowalniało co i rusz. A przecież musiał na czas dotrzeć do celu, musiał! Jeśli mu się to nie uda… Wolał nawet nie myśleć, co się wtedy stanie. I tak miał szczęście, że udało mu się zgubić wszystkich Łowców.
Wpadł na wysoką blondynkę, która wyszła z mijanego właśnie solarium. Kobieta przewróciła się, a on poleciał na nią. Dosłownie, nie w przenośni – nie cierpiał plastiku, różu i silikonu.
- Co pan…? – zaczęła i urwała w pół zdania, kiedy spojrzała w jego oczy. Czy aż taka wyzierała z nich determinacja? Warknął coś niezrozumiale w odpowiedzi, zerwał się na nogi i pobiegł dalej, nie oglądając się za siebie. Skręcił w jakiś boczny, niezatłoczony zaułek i przystanął na chwilę. Musnął dłonią małą tabliczkę wszczepioną za uchem. Wyświetlił przed oczami holo mapy tego okręgu i chwilę je studiował. W końcu ruszył dalej. Przeskoczył przez mur, którym kończył się zaułek, po czym puścił się wąskimi i pustymi uliczkami, mając w pamięci trasę, którą sobie przed chwilą wyznaczył.
Po niecałych dziesięciu minutach intensywnego biegu dotarł do celu. Wszedł do starej, odrapanej budki telefonicznej i podniósł słuchawkę. Przyłożył ją do ucha i przez krótką chwilę, kilka sekund zaledwie, wsłuchiwał się w jednostajny sygnał. Uspokajał myśli. W końcu wykręcił numer. Znał go na pamięć.
- Halo? – usłyszał metaliczny, zdeformowany głos.
- To ja – powiedział. – Jestem. Zdążyłem.
- Nie. Spóźniłeś się minutę i czternaście sekund.
- Ale mój comdev...- zaczął.
- Twój comdev nie ma tu nic do rzeczy – przerwał głos. – Spóźniłeś się. Możesz to sprawdzić po programie, mamy dokładne nagranie, przecież wiesz.
Mężczyzna opuścił głowę, ale nadal trzymał słuchawkę przy uchu. Czasem… czasem organizatorzy bywali łaskawi…
- Mamy jednak dla ciebie propozycję. Oto warunki: twoja córka traci teraz tylko prawą dłoń, zamiast życia. Podwajamy stawkę. W puli jest teraz do wygrania... uwaga… sto tysięcy! Ale jest jeden warunek. Jako dodatkowego zakładnika bierzemy twoją żonę. A celem będzie tym razem uruchomienie syreny alarmowej na okręcie zadokowanym w porcie i strzeżonym przez oddział wojska. Mają rozkazy zastrzelić każdego, kto będzie chciał się wedrzeć na pokład. Zasady takie jak zwykle - jeśli nie podołasz, zakładnicy tracą życie. Jak zawsze, dzięki naszym sponsorom - bo wszyscy wiemy, jak drogie są dziś te usługi - zapewniamy żywego spowiednika i ostatnią posługę. Decyzja należy do ciebie. Przypominam, że wszystko, co mówimy, leci na żywo. Oglądają cię miliony holowidzów!
Nie wytrzymał. Rozpłakał się. Taka szansa! Znowu opuścił słuchawkę. Uniósł głowę i błagalnie spojrzał w wypukłe oko jednej z wszechobecnych kamer CCTV. Nie wiedział, co ma zrobić, łzy ciekły mu po twarzy. Tak bardzo chciał ten nowy, stucalowy model holowizora 3D! Wypruwając sobie żyły w, o ironio, fabryce holoekranów, nigdy nie będzie mógł sobie na niego pozwolić. Z drugiej strony szkoda mu było żony, w końcu byli razem całe trzy lata... Tyle samo miała ich córka, jej było mu jeszcze bardziej szkoda. Czytał gdzieś, że kiedyś małżeństwa trwały po czterdzieści, pięćdziesiąt lat! Jakoś nie chciało mu się w to wierzyć. Bił się z myślami i te walkę widać było na jego twarzy. W końcu ponownie przyłożył słuchawkę do ucha.
- Nie wiem, sam nie wiem czy się zdecydować – powiedział drżącym głosem. Chwilę milczał. Czy warto dodatkowo ryzykować życie żony? Był rozerwany wewnętrznie. Reklamy tego holowizora wyglądały rewelacyjnie! W końcu odezwał się.
- Chcę wykorzystać ostatnie kolo ratunkowe. Poproszę o pomoc publiczność.
Zapadła cisza. Po chwili w całym Mieście miliony gardeł spragnionych rozrywki zawyło w jednogłośnej aprobacie.
[img]http://pmalacha.files.wordpress.com/2011/06/rr-350-x-22.jpg[/img]
Sleep is a baby-mama of death.

4
Wybaczcie, że nie wniosę nic konstruktywnego, ale styl iście Bachmanowski. Coś jak Uciekinier.
Choć rozumu nie przedają,
I chłopowie rozum mają.

6
rootsrat pisze:Ano, obawiałem się tego porównania - było ono wręcz nieuniknione :)
Jak dla mnie to wielki plus.
Choć rozumu nie przedają,
I chłopowie rozum mają.

8
rootsrat pisze:P.S. Hm, panienka zbyt wyjęta z naszej rzeczywistości? W sumie jej nie opisałem - nie chciałem, żeby była współczesna. Ah, i nie - nie są to żadne porachunki, to całkowicie fikcyjna postać. A jeśli już, to porachunki ze wszechobecnym plastikiem. :)
I ciągle mi to nie pasuje do całości, bo jeśli to ma być dosyć daleka przyszłość to szczerze wątpię, żeby symbolem pustaka był - plastik, kolor różowy i silikon. Bardzo wręcz możliwe, że o takim materiale jak silikon czy plastik nikt nie będzie już pamiętał. Gryzą mi się te dwa obrazy i nic na to nie poradzę. Jak kwiatek do kożucha.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

10
Czytałem od razu tak zwaną wersję poprawioną, bez znajomości komentarzy innych użytkowników.

Na samym początku - powtórzenia, lampami-lampy, ulice-ulice. Brzydki prezent na powitanie, do tego te całe plazmolampy, które jakoś mnie nie przekonują (subiektywnie rzecz biorąc plazma do mnie nie dociera). Dlaczego akurat plazma? W sumie to brzmi dość sci-fi, taka lampa ze świecącym glutem w środku, ale odnoszę wrażenie że stać Cię na coś oryginalniejszego niż fluorescencyjny kisiel. Poza tym widać, że chcesz na dzień dobry wcisnąć czytelnikowi informacje o świecie nieco na siłę, na szczęście nie robisz całego akapitu o historii. Ale tak przy okazji - skoro gościa ścigają, jego myśli raczej nie powinny błądzić po zamierzchłej przeszłości, której sam nie pamięta, tylko skoncentrować na wybrnięciu z łajna, w które z gracją plumknął. Smaczki raczej na później - takie retrospekcje (słońce kiedyś, tratatata) spowalniają akcję, a jak zaczynasz pościgiem, to raczej nie w slow motion.
rootsrat pisze: Potrącał przechodniów i maszyny do spowiedzi, a to go spowalniało co i rusz.
Maszyny do spowiedzi już mi się podobają, zastanawia mnie jednak ich forma - na pewno nie klasyczny konfesjonał z trybikami w środku, czegoś takiego nie dałoby się potrącić na ulicy [w domyśle: pieszo]. Druga część zdania ma w sobie coś nie tak, bo spowolnienie naturalną koleją rzeczy wynika z potrącenia. Oczywiście, taki początek zdania wymaga balansu, równowagi, tyle że to co i rusz spowalnianie... no nie pasuje mi ni rusz.
Kobieta przewróciła się, a on poleciał na nią. Dosłownie, nie w przenośni – nie cierpiał plastiku, różu i silikonu.
Żart. Kiepski. Skojarzenie jak dla mnie zbyt trywialne, by być pożywką dla dowcipu słownego - chyba, że ubrałbyś to w inne słowa. Zmienił zdaniu ubranko.

Musnął dłonią małą tabliczkę wszczepioną za uchem. Wyświetlił przed oczami holo mapy tego okręgu i chwilę je studiował. W końcu ruszył dalej. Przeskoczył przez mur, którym kończył się zaułek, po czym puścił się wąskimi i pustymi uliczkami, mając w pamięci trasę, którą sobie przed chwilą wyznaczył.
Ej, zaraz zaraz - puste ulice w godzinach szczytu? Wcześniej mamy tłum, spowiemechy, jakąś lolitkę z solarium (pewnie zbrązowiona plazmą), aż tu nagle ulice wąskie&PUSTE? Ja rozumiem jeden zaułek, w dodatku boczny, ale żeby od razu cały kwartał z mieszkańców spacyfikować? Musisz sobie bardzo wyraźnie i realistycznie, intensywnie i namiętnie (no dobra, przesadzam) wyobrażać to, o czym piszesz. Bo wyjdą babole.
A motyw z płytką i holo-mapą ok. O, właśnie - może holo zamiast plazmy? Takie bardziej z gustem, imo.
Wszedł do starej, odrapanej budki telefonicznej i podniósł słuchawkę.
Oho, będzie wjeżdżał do Ministerstwa Magii. Albo zdejmie go jakiś snajper (wybacz, stare skojarzenia).
W końcu wykręcił numer. Znał go na pamięć.
Z tego co się w akapicie dzieje widać, że numer na pamięć zna, nie wyciąga w końcu żadnych kartek z kieszeni ani nie zerka na nabazgraną inskrypcję na przedramieniu. Chyba, że ma ją w tej zmyślnej płytce za uchem.
A tak w ogóle - plazma, płytki-implanty, holomapy i do tego budki telefoniczne? Działające? Przecież nawet dziś niemalże nikt z tego nie korzysta, a co dopiero za n lat. Kontrast taki się robi.

- Mamy jednak dla ciebie propozycję. Oto warunki: twoja córka traci teraz tylko prawą dłoń, zamiast życia. Podwajamy stawkę. W puli jest teraz do wygrania... uwaga… sto tysięcy! Ale jest jeden warunek. Jako dodatkowego zakładnika bierzemy twoją żonę. A celem będzie tym razem uruchomienie syreny alarmowej na okręcie zadokowanym w porcie i strzeżonym przez oddział wojska. Mają rozkazy zastrzelić każdego, kto będzie chciał się wedrzeć na pokład. Zasady takie jak zwykle - jeśli nie podołasz, zakładnicy tracą życie. Jak zawsze, dzięki naszym sponsorom - bo wszyscy wiemy, jak drogie są dziś te usługi - zapewniamy żywego spowiednika i ostatnią posługę. Decyzja należy do ciebie. Przypominam, że wszystko, co mówimy, leci na żywo. Oglądają cię miliony holowidzów!
Mmm, dobre. Złapałeś mnie tym. Nie wiem, czy są tam jakieś błędy, nie obchodzi mnie to - treść była wystarczająco mocna, bym odwrócił od tego uwagę. Punkt dla ciebie - za pomysłowość i skurwysyństwo. Podoba mi się.

Żona czy holowizor? Żona czy holowizor?! Panie i panowie, oto ejakulacja groteski. Brawo. Udało Ci się. Masz mój plus. Tak w sumie to przewrócenie hierarchii wartości do góry dnem i napastowanie marzeń o tworach komercji nowe nie jest, ale Ty stare danie podałeś z nowym sosem. Czasami wystarczy przedłużyć smażenie o trzy minuty i wychodzi coś totalnie innego. No to wysmażyłeś.

Chcę więcej.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

11
Wspomnienia ginęły w chmurze pyłów i gazów, przesłaniających niebo
jesteś pewny, że wspomnienia (myśli) ginęły dokładnie w tych materialnych rzeczach? Czyżby ulotniły się, zmaterializowały i znikły? Nie sądzę.
Kobieta przewróciła się, a on poleciał na nią. Dosłownie, nie w przenośni – nie cierpiał plastiku, różu i silikonu.
Jak jedno ma się do drugiego? Przewrócił się, bo nie cierpiał? Nielogiczne to.

Ten początek jakiś nie tego, patrząc na narrację i porównując ją do dalszej części. A później świat jest rewelacyjny, bohater żywy i nawet wstawka z żywym spowiednikiem w naturalny sposób przywołuje te automaty do spowiedzi. Zgrabny tekst, dość makabryczny i przerysowany - ale taki jego cel. Jedyne, czego mi brakowało aby wszystko urzeczywistnić, to jakieś porównanie zarobkowe, abym sobie uzmysłowił, ile taki człowiek w tej fabryce zarabia a ile kosztuje holowizor. Byłoby to coś, co uzasadniłoby grę - stawka stałaby się namacalna.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

12
Tekst przebiegł mi przed oczyma szybko i zostawił pozytywne odczucia.

Chociaż początek mnie zmęczył i był napisany kiepsko - powtórzenia, chaotyczność, ale paradoksalnie do tego brak dynamiki i żywiołowości - to dalsza część zrekompensowała braki.

Od momentu wykręcenia numeru w budce telefonicznej zrobiło się nawet ciekawie. Dialog i odczucia są sprawnie zapisane i przyciągają uwagę. W tym fragmencie można też odczuć klimat całego świata (to wspomnienie o żywym spowiedniku - super). Żałowałam nawet, że skończyło się w takim momencie, że nie dałeś mi się dowiedzieć, co dalej z głównym bohaterem i jego rodzinką.
To jest olbrzymi plus tego tekstu - jak rzadko na tym forum - miałam szczerą chęć czytać dalej. Ze względu na dobre wprowadzenie do fabuły, bo tak to, ani oryginalne (facet z mocą decyzyjną, rodzinka w jakiś sposób zagrożona), ani fenomenalnie napisane (chociaż napisane raczej dobrze).

Czytałam oczywiście post z wersją poprawioną, a potem... Zerknęłam na Twój pierwszy post i mi się odechciało.
Czy już naprawdę nikt nie umie wymyślić innej przyszłości Polsce, niż antyutopijne majaczenia o hegemonii Kościoła? Nie wiem, czy ostatnimi czasy zdarzyło mi się natknąć na opko, czy powieść, która podejmowałaby temat Polski w klimatach SF i nie nakręcała tego "antymoherowymi" klimatami.

Stąd podsumowanie następujące.
Zaprezentowany tekst (fragment) spodobał mi się. Początek nie za mocny, ale dalej się rozkręca. Pozwoliłeś czytelnikowi się wczuć i to super.
Za to pomysł świata wtórny i jak dla mnie idący po najlżejszej linii oporu.
Radzisz sobie ze słowem, umiesz wciągnąć czytelnika, weź się może że coś bardziej oryginalnego.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron