I.
WWWNajpiękniejsze światy skrywane są w szczelnej szkatułce. Największe sekrety trzymasz zaś nad sekretarzykiem, w najbardziej widocznym miejscu twojego pokoju.
WWWKażdy inaczej gospodaruje swoim pomieszczeniem. Przewijają się w nim różni ludzie, o innym sercu i innych myślach. Ściany są świadkiem wymuszonych uśmiechów i wyćwiczonych gestów. Najciekawsze jednak bywają momenty, gdy właściciel bezpowrotnie zamyka drzwi i odchodzi, a tylko ślady stóp na miękkim dywanie wskazują o wcześniejszej bytności kogokolwiek.
WWWTy też kiedyś odejdziesz z pokoju, będącego twoim życiem. Możesz to zrobić płacząc, albo z uśmiechem. Nie zapomnij jednak zabrać wszystkiego w największą podróż.
WWWW trakcie życia bój się schodów prowadzących na dół, tuż pod lustrem, jeśli nie dojrzałeś do prawdy. Od nich roznosi się ten ciężki, słodki zapach. Nie znasz go.
WWWWiesz dobrze, że słodycz oplata największą tajemnicę. I pamiętasz, że to tylko pozory. Mimo to, musisz mi uwierzyć, że bywają ludzie, którzy podążają schodami, by odkryć to, co nieodkryte.
WWWSpróbuj jak oni.
WWWNie, nie rób tego.
WWWNie słuchaj zdradliwego sumienia, to tylko nagrane dźwięki twojego mózgu. Niszcz pozory i idź tam, gdzie nikt nie doszedł.
WWWNie wiesz, co zrobić?
WWWUsiądź wygodnie, proszę.
WWWPamiętasz Emilię? Och, przecież nie mogłeś jej pamiętać. Znałem ją. Oczywiście nie tak, jak wy to określacie. Parę napojów alkoholowych i już zawieracie przyjaźnie. Nie, nie, to była całkiem inna znajomość. Poznaliśmy się po drugiej stronie umysłu, w zakątku czasoprzestrzeni. Królestwie śmierci, gdzie Pani Przemijania gra w szachy. Nazywasz to snem. Wkraczasz tam co noc, ale nigdy nie pokonujesz bariery tego, co oczywiste.
WWWSen nie zna logiki. Sen nie zna litości. Sen nie zna ciebie. Sen posiada tylko kilka praw, by wszystko się nie rozsypało. Ale nie myśl, że ma granice. O codziennych zasadach nigdy nie słyszał.
WWWPrzypomnij sobie całe dotychczasowe życie. Och, dużo tego było? Mam nadzieję, że żartujesz. We śnie to tylko jedno z nieskończenie wielu elementów.
Emilia tego nie wiedziała i przez przypadek przekroczyła barierę.
WWWLiczysz na więcej? Och, no dobrze, dam się przekonać za filiżankę herbaty. Czy słodzę? Czy JA słodzę?! Przed chwilą ci mówiłem, że słodycz oplata tajemnicę, niedołężna człeczyno!
WWWTak, już jestem spokojny. Dobrze, że pytasz. Zgaś proszę światło. I zamknij oczy, bo to, co się będzie dziać, nie mieści się w ramach czegoś normalnego. To tylko kwestia tego, czy uwierzysz, czy nie.
WWWZaczynać?
II.
WWWNajstraszniejsze rzeczy w życiu nadchodzą mimochodem.
WWWNie wiem, czy mówiłem ci - kim jestem? Po drugiej stronie nazywają mnie Strażnikiem Paktu. Czym jest Pakt?! Cierpliwości, odrobinę cierpliwości!
WWWJednym z moich zadań jest szukanie ludzi, którzy będą mieli na tyle odwagi, by wyruszyć w niezwykłą podróż do Krainy Snu. Wiemy, że nie ma ideałów, ale długo obserwujemy wiele osób, by sprawdzić, czy się nadają. Na pewno czułeś kiedyś czyjąś obecność za sobą. Nigdy nagle nie przypomniałeś sobie czegoś? Może martwiłeś się, co będzie, jak ktoś przeczyta twoje myśli? Ten lęk nie bierze się znikąd. W pewnym czasie zapewne odczułeś coś niepokojącego w umyśle. Coś było inaczej... To znak, że analizowaliśmy twój charakter i czytaliśmy myśli. Byliśmy jedną postacią i czułem to samo, co ty. Nie licz jednak, że coś się ukryje. Niemniej, to nie jest powód do zmartwień. Jeśli nie sprostałeś naszym wymaganiom, zapominamy o tobie, tak jak ludzie zapominają o nieistotnych rzeczach sprzed roku.
WWWLudzki umysł to wiele kolorowych nici. Każda z nich jest nieskończona i gdzieś prowadzi. Może do innej, może donikąd? Zależy. Część z nich ma supły - to wydarzenia, o których ludzie chcą zapomnieć. Im przyglądamy się najchętniej, sprawdzając kolor i materiał nici, która pod naszymi zwinnymi palcami wraca do pierwotnej postaci, by odkryć to, co skryte... Sprawdzamy i idziemy dalej. A tu kolejne kolorowe drogi... Łatwo się zgubić. Trzeba mieć dobrą orientację w terenie i cierpliwość. I iść naprzód, uporczywie do celu. Nie zgubić w tych ludzkich niciach siebie. Będąc w czyimś umyśle, nie zapomnieć o sobie. I ciągle przesuwać nici po wrażliwych opuszkach palców. Czuć ludzkie emocje. Żal, smutek. Wtedy i my, Strażnicy Paktu, płaczemy. Wasza radość. Piękne chwile. Wtedy mimowolnie lubię się uśmiechać przy przeglądaniu nici, przeżywając to razem z wybranym człowiekiem. Dotyk tworzy obrazy życia.
WWWW pewnym momencie nici nagle opadają w dół, a przed nami roztacza się ogromna, czarna jak źrenica ludzkiego oka, przestrzeń. Wtedy przez moment odczuwam strach, a wydychane przeze mnie powietrze szybko zmienia się w niesamowite, buchające kłęby srebrzystej pary. To jest miejsce ludzkiego umysłu odpowiedzialnego za sen. Tu mamy do czynienia z nitkami tak cienkimi, że aż trudno je poczuć, a jednocześnie czarnymi, by niewprawione oko ich nie dostrzegło. Jednak to nic dla naszych dłoni, pracujących od milionów ludzkich lat. Wciąż wrażliwe palce przesuwają się po niteczkach i chłoną obraz, jednocześnie go pragnąc. W tak tajemniczych miejscach jak obszar ludzkiego snu, pragnie się wracać do ludzkich wspomnień. Bo ciemność przeraża i unieruchamia wszystkie mięśnie. Mimo to, wciąż jest fascynująca, czyż nie?
WWWAle w tej czarnej przestrzeni nie mamy do czynienia ze wspomnieniami. To ludzkie sny, ale... tylko te, które wy widzicie pod zamkniętymi powiekami. To te, które jesteście w stanie zapamiętać, by potem sprawdzać ich znaczenie w ogromnych księgach zwanych sennikami. A gdy się boicie, wystarczy się tylko obudzić. Nie, to nie jest moja Kraina Snu... To, co wam się śni, to tylko drobna namiastka. Nawet wasze najgorsze koszmary nie równają się z tym, co czekało Emilię.
WWWObszar snu jest niezwykle rozległy, ale ciągle sprawdzamy, co wam się śni. Bo sen to nie przypadkowe obrazy... To coś o wiele większego. Mówią mnóstwo o człowieku. Jeśli otrzymamy choć jedną niepokojącą sekundę ludzkiej imaginacji... Natychmiast uciekamy. Nie wyobrażasz sobie, do czego zdolni są ludzie, usilnie starający się zniszczyć emocjonalną stronę swojej natury. Mający straszne sny. Takie napawające mnie dreszczem, a przecież wiele już widziałem. W takich umysłach co krok czuję zimny oddech śmierci, wymuszający panikę.
WWWWracając do historii Emilii... Dzień, w którym ją poznałem, nastąpił po długiej przerwie w mojej pracy przeszukiwacza umysłu. Zbyt wiele działo się w mojej Krainie, byśmy mogli spokojnie lustrować kolejne nici. Czułem zrezygnowanie. Wiesz, jak to jest, gdy ciągle czegoś szukasz, ale nie możesz tego znaleźć?
WWWKiedyś wniknąłem w umysł mężczyzny, który miał niesamowity zmysł muzyki. W głowie układał cudowne melodie, a otaczający go świat odbierał jako wielką harmonię dźwięków. To niesamowity dar, który należało pielęgnować. Przez całe jego dotychczasowe życie szukał człowieka, który mógłby być dla niego oparciem i wskazać drogę. Nie udało się, a on zamykał się coraz bardziej w swoim rozgoryczeniu.
WWWJa też powoli, tak jak on, traciłem wiarę we wszystko. Aż pewnej grudniowej nocy poczułem coś. Może to budząca się nadzieja? Nie wiem. Trudno mi to opisać z perspektywy czasu, nie odkrywając przy tym całego siebie. A tego bym nie chciał. Nie teraz.
WWWWięc błąkałem się po ospałym mieście, z czymś nieznanym mi w sercu... Będąc kimś w rodzaju tego, co nazywacie w swojej kulturze duchem, mogłem wzbić się wysoko, tam gdzie chmury, i obserwować miejskie światła migocące w dole. Szkoda, że nie możecie czasem tak dryfować w powietrzu. Wydaje mi się, że tylko wtedy można nabrać dystansu do otaczającego świata.
WWWPytasz, jak wynajduję osoby do lustracji umysłu? Nie wiem, nigdy nad tym nie myślałem, po prostu to czuję. Podążam za cichym podszeptem? Chyba tak można to określić. Przynajmniej coś takiego czułem przy Emilii...
WWWTo była pierwsza i jedyna osoba, którą wybrałem, nie wnikając w jej umysł. Czemu to zrobiłem?
WWWMógłbym powiedzieć, że pokochałem jej długie, czarne włosy zakrywające poduszkę. Może to te piwne oczy? Każdy cal widocznego, nastoletniego ciała był ucztą dla oczu.
WWWAle od niej biło coś fascynującego, a jej umysł... Musiałem zaryzykować. Tylko prawdziwe ryzyko pozwala na wolność.
WWWPo chwili poczułem, jak powłoka jej umysłu, trudna do przebicia nawet dla mnie, powoli ustępuje. Oznaczało to jedno - obudziła się na moment. Po raz kolejny miałem przyjemność podziękować losowi za moją niewidzialność dla ludzkich oczu. Ciekawiły mnie jej myśli, najbardziej zewnętrzna warstwa świadomości. Podjąłem spontaniczną decyzję i nieśmiało zanurzyłem się, na tyle, by widzieć świat jej oczami, ale nie wnikać w głąb jestestwa tej młodej dziewczyny.
WWWPokój widziany jej oczami i emocjami był ciekawy. Dowiedziałem się na przykład, że nienawidzi swojego łóżka, którego zepsuta nóżka czasami wprawiała mebel w niepożądany klekot. Sufit zaś ozdobiony był papierowymi gwiazdkami, które zostały skazane na powieszenie ładnych parę lat temu. Tuż przy ścianach w fiołkowym kolorze smętnie zwisały serpentyny odbijając światło. Na regałach, wciśniętych po drugiej stronie pokoju, znajdowały się zakurzone książki, a gdzieniegdzie pośród nich - małe, fikuśne baloniki wabiące wzrok delikatnie różowym kolorem, stanowiąca chyba element dekoracyjny. Samo łóżko leżało przy ścianie, obok drewnianych drzwi. Słowem - pokój wyglądał jak nieużywane miejsce po zabawie sprzed kilku lat.
WWWUpewniła się, że w pomieszczeniu nie czyha na nią żadne niebezpieczeństwo i ponownie umiejscowiła się wygodnie w łóżku. Zamknęła powieki i cały organizm już oczekiwał snu. Czułem głuche tąpnięcia w oddali. Wykorzystując ostatnie trzeźwe chwile umysłu, na moment zajrzałem do pierwszej nitki, która zawsze jest koloru białego i spojrzałem na włókno imienia. Emilia. Ma na imię Emilia.
WWWOstatnie chwile w ludzkim umyśle przypominają ucieczkę z palącego się budynku. Na początku nic nie czujesz, ale nagle na całej skórze zaczynasz odczuwać ciepło, przeradzające się w żar... Wszystko dookoła niknie pośród ognistych języków, gotowych dotknąć cię pożądaniem śmierci...
WWWI nagle widzisz, jak oślizgłe ręce przedzierają eter w poszukiwaniu kolejnych nici. To nadchodzą koszmary, aby pochłonąć ludzki umysł w odmętach strachu i niepewności. Gdy stoisz sam w cudzym rozumie, dookoła, dosłownie wszędzie są te okropne dłonie, chcące pochwycić cię i zniszczyć w ułamku jednej sekundy przeszytej strachem. To skrajne przerażenie pochłania cię. I nagle, z każdej strony rozlega się ten niesamowity dźwięk, który zawsze budzi we mnie uczucie, jakbym gnił od środka... Nie, nie! To uczucie strachu takiego, że rozpadasz się na miliardy małych kawałeczków i każdym z nich chowasz się gdzieś indziej. Nie istnieje bardziej przerażająca melodia. Słychać szum przesuwanych rąk i nagle słyszysz te pierwsze, okropne nuty, zachęcające do zniszczenia samego siebie. Tak. Ta muzyka jest potężną siłą.
WWWNagle nikną nici, nikną okropne dłonie i znika straszna muzyka. Nadchodzi czas na sen. Umysł przypomina wtedy zupę. Z wodnistej konsystencji myśli wyłaniają się marzenia senne - pływające po powierzchni i odzwierciedlające duszę człowieka. A gdy pójdziesz dalej, zobaczysz coś w rodzaju tamy - to granica, którą przekroczyli tylko nieliczni i nieliczni wrócili.
WWWJak nazywacie ten stan? Chyba śpiączką. Dla was te osoby są jak martwe, prawda? A one walczą w miejscu niesamowitym, niedostępnym dla większości z was. Pytasz, czy wyimaginowanym? To zawsze tylko kwestia tego czy wierzysz, czy nie. Wypieramy się tego, co niesamowite.
WWWŚpiączka zawsze była miejscem pomiędzy śmiercią i snem. Chyba nie ma trafniejszego określenia. Śmierć i sen w jednym miejscu, odwiecznie walczące ze sobą.
WWWAle nie myśl, że kogoś ZMUSZAMY do przekroczenia bariery. O nie. To zawsze samodzielna decyzja osoby, na którą my nie mamy wpływu. Chociaż nie wiem jak, to jednak zawsze czujemy, kto będzie w stanie ją przekroczyć. Emilia to zrobiła. Nie była nikim wyjątkowym. Nie miała specjalnych zdolności. Nie różniła się od innych dzieci. Nie miała zbawiać żadnego świata. Mimo to, Los przywiódł mnie do jej pokoju. A jeśli Los czegoś chce, nie wypada mu odmówić. To niekulturalne.
WWWCo trzymam w dłoni? Ta zielona, mała fiolka skrywa w sobie pewną niezwykłą substancję, czyli skondensowany sen, dzięki któremu zobaczymy wszystko z perspektywy Emilii. Uważaj, sen nie ma granic, dlatego skup się. Historia Emilii z jej perspektywy może się pojawić w każdej chwili. To czas wybiera ciebie, nigdy odwrotnie.
Pytasz mnie, co dzieje się po przekroczeniu bariery snu przez człowieka? Wizja zawsze jest taka sama na początku. Jesteś w ciemności, gdy nagle gdzieś daleko widzisz maleńką smugę światła, która uspokaja cię i zaprasza do dalszej wędrówki. Więc idziesz, zachęcony...
WWW... a piasek powoli wyłaniającej się plaży zaczął to kłuć, to parzyć stopy Emilii, doprowadzając ją samą do szaleństwa. Nie martwiła się jednak - to tylko sen. Zawsze go można przerwać. Spojrzała dookoła, pociągnęła nosem (profilaktycznie, dla otuchy i upewnienia się, że to właśnie ona jest we własnym śnie) i mniej ochoczo szła krok za krokiem, obserwując jak kolejne drobinki piasku odnajdują się w świetle słonecznym.
A było w czym! Słońce nie przypominało w żadnym calu tego ziemskiego. To, oświetlające ten świat, było ogromne, krwawe, sprawiające wrażenie soczystego. Zajmowało prawie cały nieboskłon, oświetlając jednak dość słabo i matowo ziemię, na której znajdowała się Emilia. Nie tylko to było różne od tego, do czego przyzwyczaiła nas planeta Ziemia. Piasek momentami przypominał gorące i mikroskopijne węgielki, okrutnie znęcające się nad skórą stóp. Jednak to nie byłoby tak straszne, gdyby nie fakt przemienności temperatury; podłoże to zniechęcało skwarem, by za chwilę kusić chłodem. Co chwila zmiana, doprowadzająca dziewczynę do stanu bliskiego szaleństwa. Mimo to, w pewien sposób czuła się dobrze. Nie odczuwała ani głodu, ani pragnienia i poza bólem stóp wszystko wydawało się być idealne.
Dlatego też ciągle szła dalej, mając nadzieję, że jej wędrówka posiada sens i cel, na razie dla niej ukryty, ale czyhający blisko, by za chwilę się pojawić. Czuła się opuszczona, ale nie było to dla niej nowe uczucie.
WWWNiedawno pokłóciła się ze swoją przyjaciółką, która obraziła ją na oczach innych i jeszcze sama poczuła się urażona. Od tamtego czasu nikt się do Emilii nie odzywał. Owszem, przechodziła fatalny okres w życiu, ale tak bardzo starała się to ukryć. Żaliła się tylko jednej osobie i raczej skromnie, ot, dla komfortu psychicznego. A od czasu tego nieprzyjemnego incydentu wielu z jej niby to przyjaciół milczało. Nie wiedziała, czy to ona jest aż tak beznadziejna, że nikt się nie chce z nią zadawać, czy to świat ją otaczający jest tak nieczuły, ale odczuwała smutek, że nikt nie zrozumiał jej sytuacji.
WWWPo tych wspomnieniach czuła się nieco lżejsza. Delikatne katharsis uczuć. Zawsze lepiej żyć we własnym... śnie (bo to musiał być sen; w końcu co by robiła na nieznanej jej plaży?), niż w samotnym świecie, gdzieś przed komputerem, po cichu licząc na zrozumienie. To jej dało odrobinkę radości i chęci do dalszej wędrówki.
Zauważyła, że w czasie jej przemyśleń, świat się nieco POSZERZYŁ. W oddali wyraźnie widać było latarnię w czerwono-białe pasy, otoczoną z trzech stron morzem. Prowadził do niej stosunkowo wąski pas piasku, w większości mokrego od fal. Emilia pomyślała, że w zasadzie mogłaby się wykąpać, ale nie miała zupełnie ochoty na wodną zabawę. Szła więc dalej, mając nadzieję, że w latarni znajdzie się ktoś, kto udzieli jej jakiejś pomocy. Owszem, to był tylko sen, ale czuła... że to aż zbyt realne. Oczywiście, prośba o pomoc wiązała się z koniecznością przezwyciężenia nieśmiałości, ale to był czas na konkretne decyzje. Należało pokonać własne słabości.
WWWKrok za krokiem, myśl za myślą zbliżała się do drzwi latarni. Nie czuła lęku. Kiedyś bała się utraty przyjaciół. Gdy ich utraciła, zrozumiała, że lęk był niepotrzebny, więc uznała, że strach nie ma sensu. Podczas podróży jeszcze tylko kilka razy jej buty ugrzęzły w miękkim piasku. Buty? Właściwie nie widziała, jak wygląda. Tak jakby była duchem samej siebie i utraciła możność obejrzenia chociaż fragmentu własnego ciała. Aż wreszcie, gdy sięgnęła ręką po klamkę, ujrzała własną rękę. Z nadzieją spojrzała w dół; ubrana była w dziewczęcą suknię do kolan - białą w czerwone groszki, przy biodrach opasywał ją materiał w kolorze krwistym. Czyżby sen zmienił jej ubiór? Nieco zbiło ją to z tropu.
WWWPoczuła chłód klamki i lekko spoconą dłonią nacisnęła ją, po czym pchnęła masywne, drewniane drzwi ("Czy w realnym świecie latarnie mają takie wejście?") i weszła do środka. Jednak nie usłyszała echa roznoszącego się od jej kroków. Nie zauważyła kręconych schodów, prowadzących w górę latarni. Nie zobaczyła latarnika. Nie zobaczyła ani jednej rzeczy, której by się spodziewała.
WWWPrzed nią stał ogromny, zajmujący prawie całe pomieszczenie zegar. Jego stare, zardzewiałe wahadło poruszało się miarowo. A za owym wahadłem? Kolejny zegar wykonany z ciemnego drewna. A za nim następny. I następny. I następny. Aż do momentu, gdy urządzenia stały się zbyt małe, aby je dostrzec.
WWWEmilia miała poważny powód, żeby bać się o własną psychikę. Uszczypnęła się - owszem, głupie, ale może pomoże w przebudzeniu. Nie pomogło.
WWWJakie miała opcje? Zawrócić, ale to nie miało sensu. Co można cały, nie wiadomo jak długi czas robić na mokrym piasku? Ominąć zegar nie dało rady; ściśle przylegał do kamiennych, wilgotnych nieco (może od morskiego powietrza?) ścian. Przez zegar, co oczywiste, nie przejdzie. Właściwie nie miała żadnego wyboru. Jeszcze z ciekawości spojrzała, która jest godzina, gdy ujrzała, że wskazówki przypominają krzaczaste wąsy, zaś numery na tarczy mają kształt ludzkiej głowy. Całkiem zabawne.
WWWZaledwie, gdy ta myśl przemknęła jej przez głowę, usłyszała nieco sapiący, męski głos, wydobywający się z zegara:
WWW- Wchodź.
WWWPo moim trupie, pomyślała przerażona Emilia. Czuła na tyle wielki mętlik w głowie, by nie zastanawiać się, od kiedy zegary potrafią mówić. Natychmiast odwróciła się, by ruszyć do drzwi. Mimo, że usilnie starała się wyjść, w jakiś sposób... NIE MOGŁA. Co więcej, wydawało jej się, jakby ktoś ciągnął ją do tyłu, a ona nie potrafiła się oprzeć. Buty z łatwością za pomocą dziwnej, jakby magicznej siły przesuwały ją w kierunku zegara, od którego biło ciepło i stęchłe powietrze. Nie, to nie może być tak! Była wściekła na siebie, że wmawia sobie takie rzeczy.
WWWDo przodu, do przodu! Czuła, jak stróżki potu spływają po jej ciele, że płuca proszą o odpoczynek, ale musiała! Z bijącym sercem wciąż starała się wyjść z latarni. Ale coś było zupełnie nie tak! Stała w miejscu! Miała mroczki przed oczami, ale wciąż gorące od wysiłku ciało walczyło o wolność, o normalność, o wyjście z latarni. Walczyć, walczyć, byleby się nie poddawać, do utraty tchu, IŚĆ, uciec, ale jak, skoro nie ma siły, iść, iść, iść! Przecież tak dalej nie można, ona nie ma siły, przecież się podda, ale będzie walczyła z ostatnią resztką nadziei, będącą jej tarczą, opoką przed złem, ochroną, tylko jeszcze odrobinę energii... Odrobinę zaparcia...
WWWAch!
WWWNie mogła już, poddała się cała, niewolnica losu pokonana przez magiczne siły. Czuła beznadzieję sytuacji, gdy buty same niosły ją w stronę zegara. Ale to nie mógł być zwykły zegar. Bała się o to, w czyich rękach znajdowała się ta machina. Mordercy? Gwałciciela? Łzy i pot zalewały oczy, a ona czuła się tak samotna.
WWW- Anno, Weroniko... - Otępiały mózg zmusił ją do wymawiania imion byłych przyjaciółek. Wybuchła płaczem, nie wiedząc co czynić, a stęchlizna wnętrza zegara była coraz bliżej.
WWW- Ma-amo! - krzyknęła łamiącym się głosem. - Wróć do mnie! Mamo! Kocham cię! Tylko przyjdź!
WWWJednak nikt nie przychodził na ratunek. Jej ramiona boleśnie obcierały się o drewniane elementy machiny czasu. Cała sukienka była mokra od potu. Było jej gorąco i ciężko było złapać dech; szykowała się na najgorsze.
WWWMamo, tato, wybaczcie mi, jeśli chociaż w połowie byłam tak zła, jak myślicie...
WWWNagle poczuła, że pod stopami zaczyna brakować gruntu. Przerażona próbowała spojrzeć za siebie, ale nie mogła. CO BYŁO ZA NIĄ?! Boże, ona umrze. Często myślała o samobójstwie, ale tak teraz? Nagle? Bez nikogo? NIE, NIE, NIE!
WWW- Emilio, witamy w Krainie Międzyczasu.
WWWCzym? Krainie?
WWWGRUCH!
WWWGrunt pod nią skończył się, a ona sama z krzykiem zaczęła spadać. Przed jej oczami mignęło tylko światło z wnętrza zegara.
WWWAle jak zegar mógł być tak pojemny, przecież to niemo...
WWWTRZASK! Spadając, ułamała gałązkę drzewa. Drzewa? Tak. To absurdalne, ale nad nią znajdował się wielki kawał ziemi ze starym, powyginanym drzewem, spadający jak i ona. Ten widok wywołał u niej otępienie. Nie miała czasu, by zrozumieć swoje emocje, po prostu czuła bezwład swojego ciała i chłód powietrza bawiącego się jej włosami. Marionetka. Była tylko marionetką.
WWWAle nie spadała w pustce. Otaczały ją kamienne, jakby odwieczne ściany. Co dziwne, na pierwszy rzut oka wydawały się czyste, ale coś na nich było... Starała się przyjrzeć, ale świszczące, zimne powietrze drażniło jej oczy. Teraz sama zrozumiała, co czuje. Strach, że będzie spadać w nieskończoność. Albo że zginie. Ale nie był to strach paraliżujący, czy prowokujący do krzyku. To strach, który czyha gdzieś w ukryciu, zakątku duszy; nie zmusza do zwrócenia na siebie uwagi, ale ciągle czuć jego dławiącą obecność, która trwa, trwa... I nie odpuszcza. Długo.
WWWTeraz widziała wyraźnie, co spływało po kamiennych ścianach. Krew. Czerwona, gęsta krew. Zrobiło jej się niedobrze. Nie wiedziała, czy od spadania, czy od... Och. Ileż można lecieć? Zastanawiała się, czy fakt, że tak dobrze znosi lot, był wynikiem tego, że to sen, czy... Czy po prostu tak było.
WWWZnów minęła spadającą grudę ziemi, tym razem bez roślin. Sama gleba. Matka Ziemia utkwiona pomiędzy eterem.
WWWBoże.
WWWA jeśli to nie jest sen?
WWWUmrze, zginie tu sama. Bała się. Bała się trzasku łamanych kości, tępego bólu i wizji tego, że po drugiej stronie może nic nie być.
WWWCzuła, jak strach wymyka się spoza ram ciała i wychodzi z niej pod postacią krzyku. Słyszała swój przerażony głos, odbijający się od ścian.
WWWOna spada czy lewituje?
WWWTo jawa czy sen?
WWWUmrę.
WWWNagle usłyszała muzykę. Na początku nieśmiałą, zapraszającą swoją delikatnością do słuchania. Oblepiała się wokół serca i nęciła, kotłowała w duszy, w umyśle, jątrzyła, ale wciąż będąc tak słodką, ckliwą, wymuszającą miłość całego ciała słuchacza i nagle... Zmieniała się. Tam, gdzie wcześniej wniknęła, stawała się przerażającymi dźwiękami śmierci. Wzbudzała strach, zwątpienie. Ból. Była jak rwąca rzeka zabierająca to, co najcenniejsze. Odbierająca nadzieję. Doprowadzająca do szaleństwa.
WWWWtem Emilia krzyknęła z przerażenia. Choć to było niemożliwe, spadała drastycznie szybciej. Tak jakby wcześniej powoli opadała, a teraz miała prawdziwie utonąć w otchłani czerni. Przerażenie wciąż wypływało z niej głośnym, wysokim, ale wciąż stabilnym tonem krzyku, odbijającym się od kamiennych, krwawych ścian i wracającym pod postacią echa, drążącego całą przestrzeń.
WWWBUM!
WWWCo się stało? Każdy mięsień wydawał się być otępiały. Leżała. Tak, to było pewne. Czyli już spadła? Och, ten ból. Chyba miała łzy w oczach. Powoli czuła ręce. I przypomniała sobie, że jest Emilią. I wcześniej spadała. Pośród kamiennych ścian, po których spływała krew. Dlatego nie próbowała się ich pochwycić. I bała się. Bardzo. A teraz spadła. Gdzie jest?
WWWCałą siłą swojej woli przekręciła głowę, by spojrzeć na grunt.
WWWA gruntem była szachownica.
WWWNieco brudna od śladów butów czy pojazdów. Ale wyraźnie widać było czarne i białe kwadraty usiane na całej ziemi. Głośno wciągnęła powietrze do płuc. Było rześkie i chłodne. Nie unosił się żaden zapach, ani dźwięk.
WWWDysząc, wstała z ogromnym wysiłkiem. Czuła się obolała jak nigdy dotąd. Była pewna, że całe jej ciało upstrzone jest teraz granatowymi, paskudnymi siniakami. Czuła okropny ból w okolicy ucha i dolnej części kręgosłupa. Wściekła na siebie i całe, nieznane jej właściwie otoczenie, rozejrzała się raz jeszcze.
WWWBezkres.
WWWNagle poczuła, jakby grunt pod nią przemieniał się. A właściwie zamieniał się w gęstą breję. Szachownica powoli upłynniała się, a buty Emilii wsiąkały w grunt. I co gorsza - nie chciały jej łatwo wypuścić z gęstej pułapki. Powoli coraz bardziej zapadała się w czarno-białe... błoto?
WWW- R-ratunku - szepnęła sama do siebie, nie oczekując pomocy. Wiedziała, że nikogo tu nie ma. Nikt jej nie pomoże. Ale przecież... nie zginie?
WWWWłaściwie to miała tyle okazji, aby tu umrzeć. I mimo to wciąż żyje.
WWWGęsty płyn sięgał jej już do bioder. Robiło się niebezpiecznie, bo miała zablokowaną możliwość ruchu. Wcześniej mogła uciec. Ale właściwie to gdzie? Wszędzie była szachownica, teraz będąca czarno-białą, wodnistą masą. Cała jej nadzieja tkwiła w tym, że wciąż pod jej stopami znajdowała się dość twarda powierzchnia, dzięki której nie mogła się utopić. Jeszcze. Właściwie już teraz czuła, że coś jest nie tak. Napierała na nią ciecz, tak jakby...
WWWZnalazła się w środku rzeki. Szachownica wyraźnie robiła się coraz bardziej wodnista i ruszyła w jednym kierunku. Stworzyła jeden ogromny, silny i bezkresny ruczaj, zmuszający swoim nurtem do tajemniczej wędrówki. Istniało tylko pytanie - dokąd?
WWWZmrużyła oczy, aby dojrzeć dokładniej linię horyzontu. Dziwne, szachownica w pewnym momencie jakby się urywała. To mogło być złudzenie optyczne - nic specjalnego w tym dziwnym, enigmatycznym dla niej świecie - albo jakaś aberracja przestrzeni, ale miała dziwne przeczucie, że jak najszybciej musi się zatrzymać.
Próbowała się odwrócić, ale prąd wciąż niósł ją do dziwnego miejsca urwania. Nie miała czego się złapać. Poczuła lekkie ukłucie strachu, ale nie paraliżującego, bardziej zmuszającego do działania. Szachownica sięgała jej już do biustu, spowalniając każdy ruch. WWWRobiło się niebezpiecznie.
WWWEmilia przetarła czoło, po którym spływało kilka kropel ciepłego potu. Była zbyt zmęczona, by walczyć dalej. Nie pomagała nawet rzekoma adrenalina, o której słyszała, że dodaje skrzydeł. Poddała się. Nie miała szans walczyć z czymś, na co nie mogła mieć żadnego wpływu. I właściwie nie wiedziała, czy warto.
Przestała się ruszać. Wydałoby się, że hałas spowodowany jej chaotycznymi ruchami, powinien ustać. Mimo to wciąż słyszała szum. Bardzo głośny. Bliski.
WWWJuż wiedziała, czemu w pewnym momencie wodna szachownica się urywała. I czemu ciecz spływała akurat w tym kierunku. A TERAZ MUSI. Musi znaleźć w sobie tę odrobinę siły. Cholera, cholera, cholera. Płynąć pod prąd, płynąć pod prąd. Da radę, trzeba tylko znaleźć tę resztkę siły.
WWWWoda zalewała jej całą twarz, zmuszając do nieregularnego oddechu. Ręce, obolałe po upadku i zmęczone wcześniejszą walką, nie mogły atakować wody tak, jakby sobie tego życzyła dziewczyna. Nie mogła prawie ruszać nogami ze zmęczenia. Powoli czuła pieczenie w płucach. Pomyliła się. Nie ma szans. Nie da rady.
Woda, nabierając już niezwykłej szybkości uderzała w całe jej ciało, szybko przesuwając Emilię na miejsce, w którym była przed chwilą. I jeszcze dalej. I jeszcze. A ona nie czuła już nic. Ciecz wlewała się do uszu, bo buzi, do nosa, do oczu, niszczyła ubranie... Była wszędzie. I tu tkwiła oczywista kwestia, że zaraz nie poczuje pod sobą żadnego gruntu.
WWWPrzechyliła się i powoli zbliżała się do pozycji leżącej. Nie było czasu myśleć. Nie było czasu czuć.
WWWSpadła.
WWWWodospad ją pokonał.
2
dlaczego liczba pojedyncza? ludziach, myślach, sercu... coś tu nie gra.Przewijają się w nim różni ludzie, o innym sercu i innych myślach.
Z tym stwierdzeniem mam problem. Supły jako znak zapomnienia przeczy moim przyzwyczajeniom, gdyż zawsze wiązało się supełek, aby czegoś nie zapomnieć. Z drugiej strony porównanie umysłu do sieci nitek (zapewne gładkich) sprawia, że supeł byłby czymś wyrytym w umyśle, toteż utrwalonym ponad wszelki stan. Oczywiście, to twoja wizja, lecz na pierwsze czytanie miałem poważny zgrzyt.Część z nich ma supły - to wydarzenia, o których ludzie chcą zapomnieć.
wychodzi czkawka - śmiało można wyciąć to albo zamiast, wstawić przezMoże to te piwne oczy?
Czytając, co jakiś czas dostawałem szpilką w oko. Z początku nie rozumiałem, skąd takie coś, gdy nie przewertowałem tekstu drugi raz:
I zobaczyłem, że w wielu miejscach bardzo płynny, melodyjny i dobrze przygotowany tekst psujesz wstawkami, z których można śmiało zrezygnować. Przynajmniej w większości zdań.To skrajne przerażenie pochłania cię. I nagle, z każdej strony rozlega się ten niesamowity dźwięk, który zawsze budzi we mnie uczucie, jakbym gnił od środka... Nie, nie! To uczucie strachu takiego, że rozpadasz się na miliardy małych kawałeczków i każdym z nich chowasz się gdzieś indziej. Nie istnieje bardziej przerażająca melodia. Słychać szum przesuwanych rąk i nagle słyszysz te pierwsze, okropne nuty, zachęcające do zniszczenia samego siebie. Tak. Ta muzyka jest potężną siłą.
Aliteracja.Nagle nikną nici, nikną okropne dłonie i znika straszna muzyka.
że tak to ujmę, niezręcznie... Sięgnęła wystarczy.Aż wreszcie, gdy sięgnęła ręką po klamkę, ujrzała własną rękę.
Bardzo dobrze panujesz nad tekstem. Dobrze stawiasz przecinki. Dobrze dzielisz akapity i prowadzisz narrację. Cztery składowe dobrego tekstu. Jeśli dodam do tego ciekawą fabułę i przyzwoity język, powinno wyjść świetnie. Ale o tym zaraz...
Piszesz wprawnie - jakbym miał się do czegoś doczepić, byłoby to na siłę i raczej bezcelowe. Nie mniej zwrócę uwagę na manierę, nawyk prowadzący do przytykania zdań takimi wyrazami: te, to, tak - nadużywasz ich moim zdaniem niepotrzebnie. Niejednokrotnie jawią się z zdaniach jak krzaczki na gładkiej powierzchni.
Narracja prowadzona przez Strażnika snu, będąca opowieścią snutą biernemu słuchaczowi, ale stanowiącego część tekstu to całkiem dobry zabieg. Miałem nawet cichą nadzieję, że pociągniesz go także do snów Emilii, ale właśnie to mnie rozczarowało: w chwili przejścia w świat snu narrator jest zwyczajny, przestaje opowiadać oczami Strażnika (Wiem, widzi jak ona - ale to mi nie pasuje, odstaje nawet) i całość zaczyna być rozciągnięta, ułożona zgoła odmiennie od początku. Oczywiście, uwaga ta jest odczuciem subiektywnym.
Warsztatowo bardzo dobrze. Nieliczne potknięcia (plus kilka razy przestawiony szyk w zdaniach, jakbyś bawił się przecinkiem przed podjęciem ostatecznej decyzji) nie wpływają na odbiór, a czytało się wyjątkowo gładko. Z pewnością jest to zaczyn na coś większego. Życzę powodzenia!
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
3
Pierwsze dwa zdania, jako takie, są dobrą wizytówką całego tekstu, ale ta ssssycząca aliteracja...Vlinder pisze:Najpiękniejsze światy skrywane są w szczelnej szkatułce. Największe sekrety trzymasz zaś nad sekretarzykiem, w najbardziej widocznym miejscu twojego pokoju.

pasowałoby mi tam bardziej: obecności.Vlinder pisze:Najciekawsze jednak bywają momenty, gdy właściciel bezpowrotnie zamyka drzwi i odchodzi, a tylko ślady stóp na miękkim dywanie wskazują o wcześniejszej bytności kogokolwiek.
Nie wiem, czy mówiłem ci, kim jestem.Vlinder pisze:Nie wiem, czy mówiłem ci - kim jestem?
może do innej nici - tu jakoś, wg mnie, lepiej by brzmiało powtórzenie.Vlinder pisze:Ludzki umysł to wiele kolorowych nici. Każda z nich jest nieskończona i gdzieś prowadzi. Może do innej, może donikąd?
To tak, jakby na zmianę kłuł i parzył. A może robił to jednocześnie?Vlinder pisze:... a piasek powoli wyłaniającej się plaży zaczął to kłuć, to parzyć stopy Emilii
Zbyt "czuły" fragmentVlinder pisze:Mimo to, w pewien sposób czuła się dobrze. Nie odczuwała ani głodu, ani pragnienia i poza bólem stóp wszystko wydawało się być idealne.
Dlatego też ciągle szła dalej, mając nadzieję, że jej wędrówka posiada sens i cel, na razie dla niej ukryty, ale czyhający blisko, by za chwilę się pojawić. Czuła się opuszczona, ale nie było to dla niej nowe uczucie.
Niedawno pokłóciła się ze swoją przyjaciółką, która obraziła ją na oczach innych i jeszcze sama poczuła się urażona. Od tamtego czasu nikt się do Emilii nie odzywał. Owszem, przechodziła fatalny okres w życiu, ale tak bardzo starała się to ukryć. Żaliła się tylko jednej osobie i raczej skromnie, ot, dla komfortu psychicznego. A od czasu tego nieprzyjemnego incydentu wielu z jej niby to przyjaciół milczało. Nie wiedziała, czy to ona jest aż tak beznadziejna, że nikt się nie chce z nią zadawać, czy to świat ją otaczający jest tak nieczuły, ale odczuwała smutek, że nikt nie zrozumiał jej sytuacji.
Po tych wspomnieniach czuła się nieco lżejsza. Delikatne katharsis uczuć.

Powoli wracało jej czucie w rękach.Vlinder pisze:Powoli czuła ręce.
wydawałoby się?Vlinder pisze:Wydałoby się, że hałas spowodowany jej chaotycznymi ruchami, powinien ustać.
Zauważyłam kilka słów, których używasz nieustannie: "czuć", "cały", "ciało", "sen" - machnąłeś kupę powtórzeń, już nie w bliskim sąsiedztwie, ale w całym opowiadaniu. A już na pewno z tym wszechwładnym "czuciem". Przeszkadzała mi także zbyt duża ilość zdań rozpoczynających się od "och", a także pytań, zwrotów do czytelnika. Może tak miało być, to też jest dobre, ale co za dużo, to niezdrowo. Spodziewałam się, że na końcu zrobisz "w tył zwrot" i wrócisz do początkowej narracji, a tak to wyszło, że bardzo mocnym klejem skleiłeś dwie zupełnie różne historie.
A poza tym to jest bardzo dobry tekst. Wszystko jest obrazowe, dokładne, lekko absurdalne, jak to w śnie, a jednocześnie oryginalne. Oby tak dalej.
PS. Znów zaczęłam weryfkę w tym samym momencie, co Martinius, przez co musiałam wykreślać wszystkie podobne uwagi ;//
Martinius_EDIT: Psieplasiam...
Pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony sob 05 mar 2011, 11:52 przez Luka w pamięci, łącznie zmieniany 1 raz.
4
Bardzo dziękuję za weryfikację
Dała mi dużego kopa do pracy i poprawiania rozdziału.


Muszę przyznać rację; zupełnie o tym nie pomyślałem... Może dlatego, że w planach mam kontynuowanie oczami Emilii i starałem się urwać w jakimś emocjonującym momencie.Spodziewałam się, że na końcu zrobisz "w tył zwrot" i wrócisz do początkowej narracji, a tak to wyszło, że bardzo mocnym klejem skleiłeś dwie zupełnie różne historie.
