We mgle

1
"We mgle..."



Biała mgła snuła się między konarami niebosiężnych drzew. Wiła się po zielonej, porośniętej gęstym mchem ziemi. Przecinała wydeptaną ścieżkę, prowadzącą donikąd. Kładła się białym kobiercem, otulając ciche, szare groby płaszczem delikatnej, spokojnej senności. Przykrywała je nieprzeniknionym płaszczem bieli, odgradzając od stalowoszarego nieba. Wszędzie panowała przerażająca cisza. Czasem przerywał ją urywany płacz. Lament ten dobiegał zza jasnej kurtyny, odgradzającej zrujnowane mogiły od tego podłego świata. Trwał długimi godzinami. Nocna przygoda się skończyła. Nadszedł świt i dzień, mający przynieść nową porcję cierpienia.

W tej nieprzeniknionej mgle, na porośniętej mchem płycie nagrobnej, leżała dziewczyna. Jej krótka, błękitna sukienka była powalana głęboką czerwienią krwi. Brązowe włosy, niegdyś gładkie i lśniące, teraz otulały jej zapłakaną twarz. Całe ciało było zwinięte w ciasny kłębek, drgało z każdym łapaniem przez nią powietrza. Twarz jej, mokra od łez, wyrażała ogromne cierpienie, potworzny ból i potrzebę bliskości drugiej osoby. Konkretnej osoby, która o niczym nie wiedziała. Mężczyzny, który zawsze był jej opiekunem, zajmował wiele miejsca w jej sercu. Zawsze mogła na niego liczyć, nigdy jej nie opuścił. Kochała tego człowieka za to, że zawsze był przy niej. Nigdy nie zostawił jej samej, gdy miała problemy, z którymi nie potrafiła sobie poradzić. Zawsze był, mimo iż dzieliły ich dziesiątki kilometrów. Zawsze.

Lecz nie dzisiaj. Teraz nie wiedział o jej cierpieniu. Nie wiedział, co się zdarzyło tej nocy. W tej chwili z pewnością leżał w łóżku i śnił o czymś pięknym. O ile jego życie było wspaniałe, o tyle jej przypominało koszmar. Przez długie lata cierpiała w samotności. Jej życie legło w gruzach, w momencie, gdy uwierzyła, że może być piękne, pełne radości, beztroskie. Właśnie wtedy, gdy nabierało koloru zostało zniszczone, zdruzgotane, unicestwione przez ludzką głupotę i jej konsekwencje. Wiedziała, że tego nie da się już naprawić, że wszystko zostało stracone.

Rozmyślała nad sensem miłości.. Poznała prawdziwy jej wymiar. że nie jest to zwykłe przywiązanie i nie jest to seks. że jest to cierpienie, ból i zazdrość o drugą osobę. Namiętność, przyjaźń oraz smutna prawda. że jeśli się naprawdę bardzo kocha, trzeba pozwolić tej osobie odejść.

I on odszedł. W momencie, gdy najbardziej go potrzebowała. Nie z własnej woli. Lecz zabolało ją to. Ale wybaczyła.

Ona nie miała nikogo. Zawsze była sama, dopiero ostatni rok był okazją do odbudowania relacji międzyludzkich. To jego spotkała na swojej drodze. I zaufała mu. To było coś dziwnego, ponieważ wcześniej nikomu nie potrafiła zaufać. Wcześniej było zupełnie inaczej. Krzywdzona przez wiele lat, straciła zdrowie. Bała się świata. Ten lęk pozostał, lecz gdy on był przy niej, ulatniał się. Przy nim czuła się bezpiecznie, zapominała o wszelkich smutkach, była zupełnie inna. życie stawało się dla niej kolorowe.

Teraz, po tylu latach koszmaru, który nadal kładł się cieniem na jej życiu, była silniejsza. Ta siła jednak dzisiejszej nocy nie wystarczyła. Krew kapała na ziemię. Kropla po kropli. Tak cicho... Krew ta nie była wynikiem przemocy. Nie była też wynikiem miłości. Po prostu była. Jej krew. Taka czerwona... Wsiąkała w ziemię. Jakie to dziwne...

Dziewczyna szeptem zaczęła śpiewać piosenkę:



Wybacz mi, już wiem,

Nie potrafie dłużej żyć bez ciebie.

Wybacz mi, już wiem,

Nie potrafie tak już żyć.

Mija czas, Bóg wie,

Czy też jutro bedę obok ciebie,

Aby znów wytrzeć łzy,

Gdy zapłaczesz...




Piosenka ucichła, zastąpiona przez jeszcze głośniejszy szloch, który trwał i trwał. Nie wiedziała, ile czasu leżała na na zimnym grobie. Trzymała w ręce łańcuszek z krzyżykiem, który dostała od ukochanego. Pragnęła, aby przytulił ją, jak kiedyś. On jednak był daleko. Potrzebowała go. Jednak czekała na niego na próżno...

2
ile czasu leżała na na zimnym grobie




Jak dla mnie za dużo ględzenia o jednym i tym samym, przez co opowiadanie, mimo że krótkie, nieco nużyło. A treść? Nic nowego, zlatuje emo-gotyckim-czy-jakim-tam-mHrokiem, nieszczęściem, krwią, żyletką, bleh. Nawet się nie wzruszyłam, bo i jakże, kiedy niemal od początku wiedziałam, jak się to skończy i czemu tak się stanie.

A styl może być. żadne och, ach, ale zgrzytów raczej nie było.



Wrzuć coś ciekawszego.

3
Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to czasowniki na początku zdań odnoszące sie do mgły- "Wiła, kładała, przykrywała....". Nie podoba mi się to strasznie.

Jak napisała Obywatelka styl jest na normalnym poziomie, ogólnie bez zgrzytów. Pomysł trochę już przestarzały, ale nic to nie przeszkadza w czytaniu. W końcu każdy ma swój sposób na przedstawienie tej samej sytuacji.



Pomysł:3

Powtarzalność, nic więcej.

Styl:4-

Schematyczność:3

Błędy:-

Ocena ogólna:3




Jestem na tak, jeżeli następny tekst będzie ciekawszy.



Pozdrawiam.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

4
Pomysł: 3=

Oklepany, że aż strach. Może ktoś w końcu napisze jakieś opowiadanie akcji, takie żeby wciągało?



Styl: 4

Jak dla mnie, dobrze. Było barwnie i troszkę z polotem. Mógłbym powiedzieć więcej, ale mam za mało danych. Może przy dłuższym tekście wyjdzie coś zupełnie innego?



Schematyczność: 2


Chyba nie wymaga komentarza.



Błędy: 3-

Jest kilka ortografów... ORTOGRAFóW!! W epoce worda jest to niedopuszczalne. ;)

Oto one:

- bedę

- potworzny

- potrafie

No i to nieszczęsne powtórzenie.



Ogólnie: 3

Tekst jest o czymś tak często spotykanym, że aż błahym. A powinien być ciekawy, a nie błahy. Jedyną jego zaletą jest styl.



Jestem na iście niewielki tak.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

5
Pomysł: 3=

Fakt oklepany, sam napisałem całe mnóstwo takich opowiadań, zostałem zlinczowany ;)



Styl: 4

Bez wielkich polotów, ale też niski pułap, jednym słowem dobrze.



Schematyczność: 2



Błędy: 3-

Foo wymienił, niby niewiele ale w tak krótkim tekście...



Ogólnie: 3-

ładne, choć już w połowię domyśliłem się, że ukochany nie żyje, choć scenerie kojarzyłem bardziej z lasem i pewnym momencie sądziłem, że została zgwałcona. Jestem na malutkie tak.
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”