16

Latest post of the previous page:

No to dostałem po łapkach!

Co do uwag merytorycznych: rzeczywiście wypada się zgodzić z Twoją opinią co do kompozycji i bohaterów. Będę cholera w przyszłości musiał nad tym pomyśleć. Natomiast co do moich antyklerykalnych przekonań - to tu już nie trafiłaś. Ale niech tam...

Krytykę przyjmuję na klatę i idę lizać rany w kąciku.

Pozdrawiam.

19
aha a zdanie z ktosiem w ogóle trzeba wywalić, z uwagi na to, że sobie "przystanąć" można na szelest, a nie na salwę armatnią. Gość, który w cichej kaplicy skrada się, by uciec, nie "przystanie" na huk armaty, ale...zejdzie na zawał ;)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

20
Moim zdaniem nie jest źle. Generalnie opowiadanie jest ciekawe i porusza istotne tematy o dalekich i różnorodnych konsekwencjach, mogących budzić głębsze zainteresowanie oraz powodować wielotorowe przemyślenia. I ten aspekt zasługuje na szczególne uznanie. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na pewne kwestie oraz odnotować zauważone potknięcia.
Ksiądz Ambroży Tuleja niepewnie wychylił głowę z konfesjonału, jakby sprawdzał czy żaden z wiernych nie czai się gdzieś w głębi świątyni. Odprawił ostatnią owieczkę ledwie kilka zdrowasiek temu. Żywił głęboką nadzieję, że to był już ostatni grzesznik tego dnia, a mówiąc ściślej – tej nocy.
„wychylił – odprawił – żywił”. Końcówka „ił” powtarza się trzykrotnie, w każdym zdaniu. To niby niedużo, ale biorąc pod uwagę, że jest to początek opowieści (gdzieś w środku, być może nie zwróciłoby nawet uwagi), dobrze by było rozegrać to inaczej, zwłaszcza, że można to zrobić bez problemu.
Nawet jak na okres przed Wielkanocą liczba penitentów przewyższyła wszelkie oczekiwania.
Od godziny piątej rano przyjmowano parafian.
„penitent” i „parafianin” to dwa różne słowa, jednak w jakimś sensie (znaczeniowym) stanowią powtórzenie (choć oczywiście nie są to synonimy), przynajmniej tak to odbieram jako czytelnik, i to razi. Może drugie zdanie po prostu: Przyjmował od piątej rano.
Nawet jak na okres przed Wielkanocą liczba penitentów przewyższyła wszelkie oczekiwania.
Od godziny piątej rano przyjmowano parafian. Nawet przy rotacji księży fara pod wezwaniem Ducha Świętego nie potrafiła wysłuchać wszystkich, którzy pragnęli otrzymać sakrament pokuty.
Powtórzone „Nawet” i to jako rozpoczynające zdanie.
Przecinek po „księży”; bez niego fraza staje się wręcz niezrozumiałe, zwłaszcza, iż podejrzewam, że określenie „fara” nie jest powszechnie znane.
Wyglądało na to, że kaplica była opuszczona.
Określenie „opuszczona” kojarzy się ze stałym opuszczeniem, nieużytkowaniem, nawet ruiną. Napisałbym: „pusta”.
- Kurwa - duchowny zaklął w myślach.
W przypadku księdza właściwsze by było odwoływanie się do kogoś innego, aniżeli kurwy.
- Kurwa - duchowny zaklął w myślach. – Jeszcze jeden – pomyślał i żwawo ruszył w kierunku zakrystii.
„myślach – pomyślał”: powtórzenie; derywaty słowa „myśl”.
Może mnie nie widział? – przekonywał sam siebie. – Może uda mi się, jeszcze tylko kilka kroków… Niestety nadzieja ta była płonna, po chwili rozległ się głos mężczyzny.
„mnie – mi – ta”: usunąłbym.
Wikariusz przystanął jakby w jego kierunku ktoś wystrzelił salwę ostrzegawczą. Westchnął głęboko. Obrócił się.
Przecinek po „przystanął”.
Nie miał już jednak sił, dupa bolała go od siedzenia na krześle przez osiem godzin.
Nie wprowadzałbym określeń w stylu „dupa”. Trochę deprecjonujące i deklasujące, sprowadza tekst na inny poziom. Bez trudu można to wyrazić inaczej, nie obniżając jego poziomu.
- Przyjdź tedy w następny dzień.
Niezbyt to brzmi. I nawet trochę nielogicznie z punktu widzenia prowadzonego dialogu.
Zresztą liczba chorób wzrosła tak niebotycznie, że nijak nie dało się stwierdzić na co może cierpieć całkiem zdrowo wyglądający na pierwszy rzut oka człowiek.
Przecinek po „stwierdzić”.
Sam pochodził ze stołecznego miasta, jego siostra wraz z mężem i córką ciągle mieszkali na Ursynowie.
Ta informacja wydaje się zbędna. Nic dalej z tego nie wynika.
Ksiądz obwinął ręką stułę, spoczął na krześle, syknął z bólu
Przydałoby się wprowadzić jakiś imiesłów. Trzy razy „ął”, praktycznie obok siebie.
Najpierw zapanowało milczenie, wpierw tylko trącące konsternacją, z każdą jednak chwilą coraz cięższe, coraz bardziej krępujące.
„wpierw” - lepiej zamienić na „początkowo”, względnie „najpierw”
z każdą jednak chwilą coraz cięższe, coraz bardziej krępujące. Duchowny czekał cierpliwie, nic nie wskazywało jednak na to, żeby miał się doczekać.
Powtórzone „jednak”.
- Zwyczajnie, nie pamiętam. To było tak dawno temu. Może rok, może dwa lata temu.
Powtórzone „temu”. Z pierwszego można zrezygnować.
- O kurwa… – zaklął kapłan w myślach i natychmiast przeprosił Boga za obrazę.
Ponownie. Kapłan, który - nawet w myślach – zamiast do Jezusa odwołuje się do kurwy, nie jest zbyt wiarygodny. I w realu (choć tam to trudno dostrzec) i jako postać literacka.
No ale skąd miał wiedzieć, że proszący go o spowiedź delikwent okaże się zatwardziałym grzesznikiem?
Podejrzewam, że nie jest to wyjątkowy ewenement, usprawiedliwiający ekstremalną (jak na kapłana) reakcję. Tłumaczenie również nieprzekonywujące.
- Zabiłem człowieka. – powtórzył spokojnie.
Pierwsza kropka do usunięcia.
W latach jego młodości nikt nie pomyślał by nawet o czymś takim, żeby się wygłupiać w konfesjonale.
Trochę dziwne, że wobec natarczywej prośby o spowiedź, uznaje takie wyznanie za wygłup. Zwłaszcza, że „Pełnił kiedyś posługę kapłańską w więzieniu”.
Z tej oto broni Browning BDA 9 mm, z której, o proszę, właśnie w tej chwili celuje do księdza.

Napisałbym: Z tej oto broni, Browning dziewięć milimetrów,... Precyzyjne określenie jej modelu , nie jest konieczne. A cyferek i takich skrótów w tekście literackim nie należy używać.
Rzeczywiście przez kraty konfesjonału dostrzegł w ręku penitenta coś co wyglądało na broń palną.
Rzeczywiście, przez kraty konfesjonału dostrzegł w ręku penitenta coś, co wyglądało na broń palną.
Wikariuszowi wydało się, że się przesłyszał.
Dwa „się”. Napisałbym: Odniósł wrażenie, że się przesłyszał. Bez wikariusza, wystarczy podmiot domyślny, wiadomo o kogo chodzi.
Dopiero później, gdy poprosił by mężczyzna powtórzył, gdy utwierdził się w przekonaniu, że słuch go jednak nie mylił zrozumiał, że ma do czynienia z szaleńcem; z szaleńcem, który dla krotochwili morduje człowieka, następnie wpada do kościoła i liczy na rozgrzeszenie.
Ponownie może budzić zdziwienie niedowierzanie księdza.
Powtórzone „gdy” (aczkolwiek można przyjąć, że świadomie i celowo, jednak trochę razi).
Po „mężczyzna powtórzył” dodałbym: „swoje słowa”, albo coś w tym rodzaju.
Później ksiądz będzie mógł robić to na co tylko księdzu przyjdzie ochota.
Przecinek po „to” by się przydał.
Jasne, a później mnie zabijesz, pojebie – pomyślał Tuleja.
Zaczynam się zastanawiać, czy może jednak duchowni rzeczywiście myślą w takich słowach o swoich wiernych i operują takim językiem.
- Proszę nie krzyczeć, książę Ambroży. – duchowny drgnął na dźwięk własnego imienia.
„księże” - skoro zwraca się do księdza; księciem chyba nie był.
Duchowny – dużą literą.
No i poza wszystkim będę zmuszony księdza zabić.
„No i poza wszystkim” - niezręczne sformułowanie.
Widzi ksiądz, ja wierzyłem w Boga. Żarliwie. Zawsze słyszałem jego głos.
W tym kontekście napisałbym „jego” dużą literą.
Ale to nie tak..
Albo jedna kropka, albo trzy.
Sam z własnej nieprzymuszonej woli biegłem do świątyni, wyczekiwałem całymi miesiącami na rekolekcje,
Przecinek po „własnej”.
Zakładam, że ksiądz wie jak grupa rówieśnicza potrafi odczuć takie odstawanie?
Dałbym przecinek po „wie”.
W każdym razie dziewczyna uchroniła mnie przed opinią cioty, w obiegowej opinii zostałem jednak świętoszkowatym dupkiem, młodocianym dewotą.
Powtórzona „opinia”.
Raczej „dewotem”.
- Gdy zdałem maturę dokładnie wiedziałem czego chcę.
Przecinek po „maturę”.
Czy dobrodziej podejrzewa czego dotyczyć będzie ta opowieść? Nie, proszę nie przerywać.

Skoro zadaje pytanie, to chyba oczekuje odpowiedzi, a jej udzielenie musi przerwać jego potok wypowiedzi. Trochę nielogiczne, że żąda, aby ksiądz milczał.
Bardzo proszę nie zapominać, że nadal celuje do dobrodzieja z pistoletu.
„celuję”
Przyglądałem się im, dumałem nad tym jakie były ich motywacje, które skłoniły ich do założenia rewerendy,
Powtórzone „ich”.
- Ta na której obok jednego z diakonów stoi dziewczynka.
- Ta, na której obok jednego z diakonów stoi dziewczynka.
Jednak ksiądz sam najlepiej wie kto stał obok niego na zdjęciu…
Jednak ksiądz sam najlepiej wie, kto stał obok niego na zdjęciu…
To wszystko predysponowało go do objęcia jak najbardziej eksponowanych stanowisk.
Moim zdaniem lepiej by brzmiało bez „go”.
Człowiek który dla nas wszystkich stanowił wzór cnót, który w opinii mediów przyciągał zastępy młodych do Kościoła, który jak wieść parafialna niosła podczas osobistej audiencji wywarł spore wrażenie na Ojcu Świętym przyjeżdżał do T.
Przecinki po „niosła” i „Ojcu Świętym”.
Chłonęliśmy każde jego słowo gdy wygłaszał wykład w auli, Filozofia mistyczna, czy też mistycyzm filozoficzny?
Przecinek przed „gdy”.
Dlaczego po przecinku Filozofia dużą literą?
Miłowaliśmy biskupa jeszcze bardziej gdy później w refektarzu, spożywając wraz z nami posiłek raczył nas anegdotą krążącą po Watykanie, i z błyskiem w oku i pełnym pobłażliwości tonem opowiadał, jak to kardynał Orsini przysnął ostatnio na audiencji papieskiej chrapiąc przy tym tak niemożebnie, tak bardzo, iż uwagę był zmuszony zwrócić mu sam Ojciec Święty mówiąc, że ma nadzieję na to , iż bulla Misericordiae Vultus, nie zanudzi wszystkich wiernych Kościoła.
Miłowaliśmy biskupa jeszcze bardziej, gdy później w refektarzu, spożywając wraz z nami posiłek, raczył nas anegdotą krążącą po Watykanie, i z błyskiem w oku i pełnym pobłażliwości tonem opowiadał, jak to kardynał Orsini przysnął ostatnio na audiencji papieskiej, chrapiąc przy tym tak niemożebnie, tak bardzo, iż uwagę był zmuszony zwrócić mu sam Ojciec Święty mówiąc, że ma nadzieję, iż bulla Misericordiae Vultus, nie zanudzi wszystkich wiernych Kościoła.
Ksiądz sobie imaginuje jaka radość zapanowała w mym sercu, gdy okazało się, że osobą pukającą późną nocą do drzwi okazał się infułat.
Przecinek po „imaginuje” by się przydał.
Zapytał mnie jak podoba mi się w seminarium,
Zapytał, jak podoba mi się w seminarium, (mnie - mi)
Nieśmiało zagadnął mnie czy otrzymałem od niego przesyłkę, a gdy wyjąłem koszulę poprosił mnie bym napis ROMA przeczytał na wspak.
Nieśmiało zagadnął, czy otrzymałem od niego przesyłkę, a gdy wyjąłem koszulę poprosił, bym napis ROMA przeczytał na wspak.
Długo, długo potem zastanawiałem się, co się tak naprawdę stało.
Powtórzone „się”.
Myślałem, że to może moja wina, że może ja, jakoś, nie wiem jak, sprokurowałem ten… incydent. W każdym razie później, jak łatwo się domyślić,
Powtórzone „jak”.
Wychowawca zasugerował, że coś najwyraźniej mi się pomyliło, a może przyśniło, że ewentualnie próbuję zwrócić na siebie uwagę. Nie poddałem się. Próbowałem uzyskać posłuchanie u kogoś stojącego nieco wyżej w hierarchii. Wysyłałem listy do Kurii, do oficjała. Do kogo się dało. Rezultaty okazały się oczywiście znikome.
Za dużo „się”. W następnym akapicie również.
nie poklepię po ramieniu, i nie powiem, że postąpiłeś dobrze – w księdzu Tulei nagle odezwała się odwaga.
nie poklepię po ramieniu, i nie powiem, że postąpiłeś dobrze. – W księdzu Tulei nagle odezwała się odwaga.
Nie zastraszysz mnie, a już na pewno nie zmusisz bym udzielił ci rozgrzeszenia.
„ci” można opuścić. Zaimków zawsze za dużo.
- Adama Chmielewskiego – potwierdził Tuleja.
I tutaj zaczynają się „delikatne kwestie”. Czy to nazwisko jest przypadkowe i stanowi tylko fikcję literacką? Jeśli tak, to sugerowałbym (ale to tylko moje subiektywne zdanie), aby nie używać imienia i nazwiska, które jest na tyle znane, że zostało odnotowane w Wikipedii (i to nie raz, zarówno odnośnie osób duchownych jak i świeckich). Nawiasem mówiąc, jest ono również imieniem i nazwiskiem jednego z funkcjonariuszy UB, czynnie zamieszanych w śmierć księdza Jerzego Popiełuszki. Nie jest więc neutralne. I można wyciągać różne wnioski.
Jeśli natomiast, jest ono związane z rzeczywistą osobą, to należałoby to w jakiś sposób czytelnikowi uzmysłowić /o czym niżej/.
- Niestety, to nie wszystko. Nawet ksiądz nie wie jak bardzo przykro mi z tego powodu.
W ostatnich zdaniach, „mi” powtarza się zbyt często.
- Kontynuując - nasza eminencja zaprzestała odwiedzin w seminarium w T., Przez pewien czas myślałem nawet, że się wystraszył,
Albo przecinek, albo duża litera (P).
W czasie konfesji usłyszałem, że w orgiach jakie urządza w swojej willi w Wilanowie biorą udział nawet ministranci.
Przecinek po „Wilanowie”.
Pewnej nocy zostałem w ośrodku trochę dłużej, włóczyłem się trochę po Wilanowie,
Odnoszę wrażenie, że jeśli został w ośrodku (czyli na terenie ośrodka), to nie włóczył się po Wilanowie, który jest dzielnicą miasta (względnie pałacem i parkiem królewskim).
Tu i ówdzie przebąkiwano, że szykują dla niego kardynalski kapelusz. A gdyby, nie daj Boże, przewidywane w najbliższej przyszłości konklawe zdecydowało o wyborze kolejnego Polaka na papieża…
Poprzestałbym na kardynale. Kwestia z papieżem jest przesadą, opowiadanie traci swoistą wiarygodność. Zresztą odwołując się do realnych wydarzeń historycznych (a tak to tutaj brzmi), wiadomo, że z praktycznego punktu widzenia, było to nieprawdopodobne.
a czasami wręczano bardziej wymierne dowody wdzięczności..
Ponownie, albo jedna kropka, albo trzy.
Cały czas zadaję sobie to pytanie, gdybym się zasnął, czy zdarzyło by się to, co się zdarzyło?
„gdybym się zasnął” – błędne sformułowanie.
- W każdym razie gdy się ocknąłem widziałem, że w posiadłości pali się światło. Zakradłem się, wspiąłem na stojącej przy obejściu skrzynce po Don Perignon. Nie mogłem się powtrzymać,
Cztery razy „się”
„powstrzymać”
To co zobaczyłem wstrząsnęło mną.
To co zobaczyłem, wstrząsnęło mną.
W salonie na podłodze, ułożona na wznak leżała dziewczynka. Może dwunasto, może trzynastoletnia. Jej majtki były poplamione krwią, bluzka rozerwana, nóżki rozszerzone. Nie żyła.
Zdążył zauważyć, zorientować się, ocenić, że nie żyła? Przecież natychmiast, w okamgnieniu stracił równowagę i zleciał ze skrzynki. To brzmi nieprawdopodobnie, mógł ewentualnie dopuścić taką myśl, ale nie wydaje się, aby w tej sytuacji możliwe było uzyskanie pewności. Nie sposób stwierdzić śmierć tak „przez okno”, w okamgnieniu, nie będąc nawet fachowcem, na przykład lekarzem, który ma z nią często do czynienia. To kluczowy moment opowieści, nie można go potraktować tak pobieżnie, z pominięciem logiki, chciałoby się powiedzieć – lekceważąco.
Ale tutaj wyłania ogólniejsza i poważniejsza kwestia. Określiłeś tekst jako thriller. I to ze znakiem zapytania; bardzo słusznie, bo dla mnie elementów thrillera jest tu niewiele. Koncentrują się one właściwie w kilku opisach, oscylujących w stronę powieści gotyckiej i wydaje się, że gdyby nie one, to trudno by było mówić o takim charakterze tej opowieści.
Wynotujmy te fragmenty:
1. Na dworze wzmógł się wiatr, pierwsze krople deszczu zaczęły stukać o witraże świątyni, gdzieś z oddali dochodziły uderzenia błyskawic, powietrze przesycił zapach ozonu. Szło na burzę.

2. Deszcz przerodził się w najprawdziwszą kanonadę, krople zupełnie niczym ostrzał artyleryjski przybierały na sile, od czasu do czasu rozlegał się huk piorunów, który na chwilę rozświetlały witraże kościółka oraz panujący w świątyni mrok.
- Nie chcę by ksiądz osądzał mnie zbyt pochopnie – powiedział nieznajomy w przerwie między uderzeniami błyskawic.

3. Kwietniowy wiatr szalał za murami kościoła, szumiał w bębenkach, targał koronami okalających świątynie drzew. Zdawało się, że zaraz wedrze się do wnętrza kaplicy, zakłóci spokój nocy, tak samo jak nieznajomy mężczyzna zakłócił spokój księdza Tuleji.

4. Burza, jakby sprzężona z opowieścią mężczyzny osiągnęła apogeum. Pioruny waliły raz po raz, wiatr hulał jak opętany, wdarł się przez nieszczelne okiennice do dzwonnicy, szumiał , wył i zawodził niczym ranione zwierzę. Zamknięte drzwi świątyni co i rusz drgały grożąc wyważeniem zamków. To już nie była burza, to była istna nawałnica, biblijna plaga.
Jest ich cztery. Niewiele. Nadają określony klimat i charakter, ale nie są w stanie zdeterminować gatunku całości. Bo i bez nich, odbieram tę historię jako obyczajową. I wydaje mi się, że należałoby na coś się zdecydować. Optuję za obyczajem. Ale wtedy, pomimo, że powyższe fragmenty są dobrze napisane, należałoby je przeredagować (może z wyjątkiem pierwszego), odbierając im trochę „upiorne” i nierzeczywiste zabarwienie, aby nie niwelować wiarygodności całego opowiadania. A może nawet z nich zrezygnować. Czasem trzeba coś poświęcić.
Ale idźmy dalej: jeśli ma być to obyczaj (bo w znaczącym stopniu już jest), to powstaje pytanie, na ile ta historia jest prawdziwa, oparta na rzeczywistych faktach? Tego pytania nie da się uniknąć. I o ile kwestia pedofilii wśród księży jest spotykana i sądownie udowodniona, to nie wiem, czy był przypadek zabójstwa dziewczynki na tle seksualnym przez polskiego hierarchę kościelnego. Fakt, ten temat mnie specjalnie nie interesuje, więc podkreślam: nie wiem. Zapewne nie jestem w tym odosobniony. Ale zdaję sobie również sprawę, że znajdą się czytelnicy, dla których odpowiedź na to pytanie będzie istotna. Co jest odnotowaniem rzeczywistości, a co fikcją? Jeśli był taki przypadek, to umieściłbym na końcu, kursywą, odpowiednie odnośniki do literatury, prasy, czy strony.
Wystraszony, Kurdybanek z latarką i sztucerem w ręku wychynął zza drzwi.
Lepiej: Wystraszony Kurdybanek, z latarką i sztucerem w ręku, wychynął zza drzwi.
W każdym razie gdyby strzelba była nabita pewnie bym już nie żył.
W każdym razie, gdyby strzelba była nabita, pewnie bym już nie żył.
Zmusiłem biskupa by wszedł do środka. Pomimo, że nie miała na sobie gabardynowego mundurka, nie nosiła granatowej spódniczki, ani też nie zauważyłem kokardek w jej warkoczach.
Brakuje łącznika, przejścia, pomiędzy tymi dwoma (ważnymi) zdaniami.
I dopiero teraz, może stwierdzić, czy ofiara żyje, czy nie.
Jak już mówiłem mam dobrą pamięć do fizjognomii, proszę księdza.
Jak już mówiłem, mam dobrą pamięć do fizjognomii, proszę księdza.
Jak już mówiłem mam dobrą pamięć do fizjognomii, proszę księdza.
Ksiądz Ambroży wzdrygnął się.
Powtórzony „ksiądz”.
Bo część winy, za to co się stało ciąży na wielebnym.
Bo część winy, za to co się stało, ciąży na wielebnym.
Może gdyby dobrodziej nagłośnił, że był molestowany przez Kurdybanka sprawy potoczyłyby się inaczej?
Może gdyby dobrodziej nagłośnił, że był molestowany przez Kurdybanka, sprawy potoczyłyby się inaczej?
Zresztą teraz to już nie ważne.
„nieważne”
Przez dłuższą chwilę nieznajomy słyszał tylko płacz księdza Tuleji. Wreszcie gdy duchowny opanował się trochę, wsunął mu do ręki pistolet.
- Proszę – powiedział nieznajomy.
Powtórzone „nieznajomy”. I za chwile będzie po raz trzeci. Z drugiego można zrezygnować.

Dobre zakończenie, ale ostatnie zdanie trochę bym przeredagował. Na przykład:
Nie chciał aby ktokolwiek go zauważył. Kątem oka dostrzegł, że na położonej niedaleko kościółka plebanii, ktoś zapalił światło.
Lub:
Nie chciał aby ktokolwiek go zauważył. Był pewien, że na położonej niedaleko kościółka plebanii, ktoś zapalił światło.
Lub:
Nie chciał aby ktokolwiek go zauważył. Wydało mu się, że na położonej niedaleko kościółka plebanii, ktoś zapalił światło.

Wybrałbym trzeci wariant – pozwala uniknąć nie zawsze pożądanej dosłowności i pozostawia lekka uchyloną furtkę dla domysłów.

Wydaje się również, że niezależnie od charakteru tej historii (prawda czy fikcja), z punktu widzenia literackiego, byłoby lepiej pozostawić pewne niedomówienie w kwestii życia lub śmierci dziecka, podobnie jak (bardzo dobrze) pokazałeś to odnośnie chwili śmierci księdza. Nie mamy absolutnej pewności, co się wydarzyło. I takie podejście bardziej by było odpowiednie również wtedy, gdyby miał to być thriller, bo w tej chwili, jest to określona, prozaiczna relacja przedstawiająca brutalną zbrodnię. Kryminał, ale bez standardowej zagadki „kto zabił”. Oczywiście, sytuacja przedstawia się inaczej, jeśli cała historia znajduje oparcie w autentycznych wydarzeniach i jej celem jest opowiedzenie o nich.

21
Zgodnie z obietnicą, przeczytałem :)
O stylu pisać nie warto, masz dosyć uwag.
Zasadniczo zgadzam się z Nataszą, że za dużo gazety, choć podejrzewam, że świadomie poszedłeś w tę stronę. Jednak efekt nie powala, po fragmencie można się zacząć zastanawiać, które z kościelnych przestępstw się pojawi - i chyba jedynie podpijanie wina przez ministrantów się nie pojawiło :) Przez ten katalog, a brak skupienia się na jednym mocnym wątku odbierasz tekstowi szansę.
Osobną sprawą jest dramaturgia, czy raczej - dla mnie - jej brak. Nie stanowi jej ani pistolet, ani nie buduje reakcja Ambrożego. W tym przypadku można ją oprzeć albo na psychologicznych zwrotach, albo na dialogach, w których nagle pojawia się bomba. Dostrzegam jaskółki, ale pojedyncze.
Prawdopodobnie musiałbyś rozbudować Ambrożego, aby uniknąć wad, ale z drugiej strony - to jest pomysł na anegdotę, w obecnej postaci i tak ten tekst jest za długi.
Wreszcie: widzisz, ja mam (tak mi się wydaje) świetny pomysł na tekst dziejący się wokół kościoła i w kościele, z duchownymi, i nie piszę go dotąd, bo się boję ześlizgnięcia w publicystykę. Bardzo ciężko jej uniknąć, w zasadzie chyba tylko wtedy jest to możliwe, jeśli postacie uczynisz niejednoznacznymi, podobnie jak sens wydarzeń :)

Ale już na końcowy koniec: nie był to tekst taki, że cierpiałem czytając :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

22
Nie lubię was :P

A na poważnie: dzięki wszystkim, którzy przeczytali i zechcieli się wypowiedzieć. Przede wszystkim dzięki dla Nataszy, bo choć skrytykowała z właściwą dla siebie skwapliwością, to jednak skrytykowała konstruktywnie, a to zawsze pomaga. Sporo w ostatnim tygodniu przemyśliwałem o tym tekście i akurat Natasza, wytknęła mi jedną sprawę (o dziwo fundamentalną), do której sam jakoś nie potrafiłem dotrzeć.

Gorgiaszowi należą się wyrazy uznania za to, że tekst rozwalił na drobne - wszystkie weryfki sobie wydrukowałem i zdecydowanie będę pamiętał o podkreślonych przez Ciebie błędach.
Romek słowa dotrzymał co też sobie zapamiętam :)

Jeszcze raz dzięki za poświęcony czas.
Pozdrawiam.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”