31

Latest post of the previous page:

Droga pod moimi kończynami (ruszającymi się regularnie) stanowiła po prostu szeroki pas ziemi i rozgraniczała interwały. Słońce sięgało zenitu, a nieobecność obłoków na całym firmamencie gwarantowała pogodę.

Interwały równają się tutaj szmatom/połaciom pól. Ruszające się regularnie kończyny, jak już mówiłem, mają oddać zjawisko spaceru, chodzenia. Drugie zdanie przynosi całkowicie nowy obraz, mianowicie nieba. Pierwszy informował o drodze i polach, drugi o niebie. Nie widzę tutaj żadnej niedorzeczności.
Co jest przyczyną przeobrażeń stylistycznych (w sferze choćby doboru słownictwa)? Dlaczego to stało się ważne?
Żeby funkcja estetyczna komunikatu (już na poziomie zdania, a nawet mniejszej całostki syntaktycznej) zdominowała funkcję poznawczą, referującą rzeczywistość pozajęzykową; żeby percepcja odbiorcy zatrzymała się na wdzięczącym się doń języku. Wdzięk przejawia się m.in. poprzez słowa wyszukane, takie, które przydają utworowi atmosferę odświętności; takie, które pozwalają zdynamizować, "odnowić" rzeczywistość, zakrzepłą w utartych zwrotach. Poza tym mają wartość synonimiczną, co pozwala na unikanie powtórzeń.

32
A. pisze: Interwały równają się tutaj szmatom/połaciom pól. Ruszające się regularnie kończyny, jak już mówiłem, mają oddać zjawisko spaceru, chodzenia. Drugie zdanie przynosi całkowicie nowy obraz, mianowicie nieba. Pierwszy informował o drodze i polach, drugi o niebie. Nie widzę tutaj żadnej niedorzeczności.
Otóż jest - na poziomie organizacji języka, stylu i jego funkcji w utworze. Nadorganizacja (synonim dziwactwa) nijak się ma do tworzonego obrazu. Wcześniej mówiłam, że uzasadniałaby taki zabieg kreacja narratora jako dziwaka cierpiącego na słowotok nieuczesany (w papiloty). Ale brak odpowiedzi kazał mi z tej ścieżki zrezygnować.


Teraz piszesz:
Żeby funkcja estetyczna komunikatu (już na poziomie zdania, a nawet mniejszej całostki syntaktycznej) zdominowała funkcję poznawczą, referującą rzeczywistość pozajęzykową; żeby percepcja odbiorcy zatrzymała się na wdzięczącym się doń języku. Wdzięk przejawia się m.in. poprzez słowa wyszukane, takie, które przydają utworowi atmosferę odświętności; takie, które pozwalają zdynamizować, "odnowić" rzeczywistość, zakrzepłą w utartych zwrotach. Poza tym mają wartość synonimiczną, co pozwala na unikanie powtórzeń.
i przekonujesz mnie, że nie są istotne jakiekolwiek sensy poznawcze. To zresztą jest sprzeczne z tezą w innym poście, gdzie - jak wyjaśniłeś - chodziło o stworzenie kontr-obrazu dla stereotypowego wyobrażenia śmierci (teza zresztą o autorskim nowatorstwie czy oryginalności jest zdecydowanie nieprawdziwa). Spodziewałam się więc w interpretacji jakiegoś dowodzenia tej tezy. Np. uzasadnienia dla zastosowania pojęcia kończyna i firmament w takiej, a nie innej konfiguracji, logicznej spójności z ideą obrazu.
Niestety w wyjaśnieniu, które przedłożyłeś - nie jest ważna już jakakolwiek idea, i n o c o i n sz e g o.
Np. zdynamizowac rzeczywistość.
Proszę więc konsekwentnie o pomoc w rozumieniu - jak użycie pojęcia kończyna ruszająca się rytmicznie zdynamizowała rzeczywistość.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

33
Fabuła okej. Motyw z drzwiami bardzo w porządku. Ma to pewien klimat.

Narracja. Cóż. Różnie bywa, ale perełki też się zdarzają - tekst o tym, że "rezerwuar popcornu zaprezentował wreszcie próżnię" czy "jej okrągłe oczy odbijają zdziwienie." Bardzo fajne idee.

Styl i słownictwo zaś, to trochę jak "pseudointelektualny haft", jak ktoś to już określił tutaj chyba. Czyli wyrzucanie z siebie po prostu każdego trudnego słowa, nieprzyswojonego przez organizm, tylko po to, żeby zasygnalizować, że się zna takie słowo. Tyle, że to już przypomina trochę tzw. powieść dresiarską, tylko, że w drugą stronę.

UWAGA: wulgaryzmy w dalszej częsci komentarza (do celów ilustracji).

Czyli zamiast "jebać" i "pierdolić", piszesz dla potrzeb stylistyki "abominacja", "konstatować' czy "białogłowa". Ew. masę innych słów, nieco bardziej normalnych, ale również jakoś udziwniających tekst.

Żeby unaocznić - fragment:
W kłębach powłóczystego kurzu sunęło bladożółte auto. Zszedłem na pobrzeże. W środku, za utytłaną plamami tylną szybą spostrzegłem wykrzywioną uwłaczającym uśmiechem fizjonomię jakiegoś junaka.
brzmi dla mnie podobnie jak:
W kłębach zakurwistego kurzu sunęło bladożółte auto. Zeszłem na pojebocze. W środku, za ujebaną plamami tylną szybą spostrzegłem wykrzywioną chujowym uśmiechem mordę jakiegoś frajera
naprawdę, nie widać wielkiej różnicy. Tyle, że pierwsze (twój tekst) to stylizacja na prozę pseudointeligencką, a drugi fragment raczej pasowałby na jakąś opowieść dresiarską. Ale to tylko kwestia stylizacji.

Dalej. konstrukcja zdań - żeby nie było, że tylko słownictwa się czepiamy. Otóż piszesz zdania złożone. I czasem Ci to wychodzi np. Mieszkanie zalegała nieprzyjemna woń, co w połączeniu z wszechobecnym brudem oraz innymi widomymi oznakami zaniedbania przemawiało za tym, że próżno byłoby oczekiwać obecności jakiejś młodej niewiasty w tych progach. - można zrozumieć - po prostu było brudno i śmierdziało, więc wątpliwe, żeby mieszkała tam kobieta. Proste i logiczne.

Ale z drugiej strony wiele zdań jest przekombinowanych Wówczas impertynentka wykrzyknęła męskie imię o wyjątkowo niepoetycznym wydźwięku, wyjaskrawionym jeszcze jej intonacją oraz innymi właściwościami artykulacyjnymi, które ewidentnie wzbraniały jej kariery piosenkarskiej. - tu już nie wiadomo o co chodzi i gdzie jest środek ciężkości tego zdania.
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

34
NA ZAKOŃCZENIE wklejam wymianę zdań między mną, a panem A., która miała miejsce na kanale prywatnym.
Oboje uznaliśmy, że to powinno zakończyć tę całą dyskusję.

EPEJOS:

Eh, chciałem coś jeszcze poprawić w tym tekście, ale się nie da.
5 minut minęło (swoją drogą cóż za głupie ograniczenie!).

Wybacz, jeśli czymś cię uraziłem A.. Nie miałem takiego zamiaru.

Piwo się skończyło. Ehhh...

Rozumiem, że to było kolejne ćwiczenie. Bardzo sprawne zresztą od strony gramatycznej.
Szkoda tylko, że oko nie prześlizguje się po tym bez żadnych zahamowań. Gdyby tak było... tzn. gdyby tekst przeznaczony był dla szybko czytających oczu... nie byłoby tylu skarg i uwag.
Ale, to w końcu twój tekst.

Dostrzegam postęp, choć - muszę raz jeszcze zaznaczyć - że zdania muszą być ze sobą tak połączone, by oko czuło prostolinijną ciągłość - i to bez żadnego wysiłku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że każdy dostosowuje rytm swego tekstu do fizjologii swego ciała.

W wielu postach potrafisz utrzymać tę prostolinijną ciągłość, a w prozie - naćwiekowanej rozmaitym słownictwem - nie zawsze.

A. :[/color]



Dziękuję Ci, Epejosie Nie ukrywam, że bardzo mi na Twojej opinii zależało. W pewnym miejscu wydała mi się ona może nazbyt panegiryczna, ale przypomniawszy sobie moje zmagania i wynikającą z nich zażyłość z tworzywem uznałem, że chyba rzeczywiście akcenty pochwalne są słuszne. Więcej o wpływie Twojej oceny na mój punkt widzenia naskrobałem w poście pod tematem. Nie ma potrzeby się powtarzać.

Myślę, że warto było zaprezentować liternetowemu światku jakąś swoją próbkę. Okazało się to doświadczeniem w najwyższym stopniu pouczającym.

A.

PS.
Pisane przed przeczytaniem drugiego Twojego posta w moim temacie.


A. :[/center]

Epejos pisze: [...] zdania muszą być ze sobą tak połączone, by oko czuło prostolinijną ciągłość - i to bez żadnego wysiłku [...]
W wielu postach potrafisz utrzymać tę prostolinijną ciągłość, a w prozie - naćwiekowanej rozmaitym słownictwem - nie zawsze.


Epejosie,
jeszcze jedna rzecz. Czy mógłbyś mi wskazać przynajmniej 2 fragmenty, w których ta ciągłość zostaje naruszona? Byłoby to dla mnie bardzo pomocne.

A.


EPEJOS:



[...]
Co do Twojej prośby, to bardzo trudno mi ją spełnić, ponieważ ten tekst (musiałem użyć zaimka wskazującego) posiada "jakiś tam" rytm o charakterze liniowym, jednak ta liniowość zaburzana jest przez dużą ilość:

a) zdań wtrąconych oraz
b) przymiotników i przysłówków dookreślających, które składają się na słowa o bardzo kanciastym i zindywidualizowanym charakterze.

Zawsze jest tak, że pewne słowa "lubią" przebywać w swoim sąsiedztwie. U ciebie mam wrażenie (mówię o opowiadaniu), że to sąsiedztwo jest "nadmiernie odważne", przez co tworzy się iluzja nieustannego przerywania ciągłości linii melodycznej.

Na czym polega ta "nadmierna odwaga"?
Weźmy przykład:

"Niestety koncert przyrody przedzierzgnął się zaraz w drażniący, rozrzępolony dysonans".

W tym zdaniu mamy aż trzy "intensywne zgęstnienia znaków", które ciężko się czyta nie tylko na głos, ale również w myślach. Doszedłem do wniosku, że WŁAŚNIE DLATEGO twój tekst jest niestrawny dla innych.
Masz pewną skłonność do przesadnego nagromadzania takich "zgęstnień".

Ja osobiście unikam słów, które trudno wymówić albo takich, które - po wymówieniu - brzmią mało estetycznie. Choć jest kwestią sporną, czy istnieje jakiś uniwersalny zbiór słów estetycznych (bądź nie-estetycznych). Gusta - być może - są podzielone. Nie wiem. Ja używam tylko tych słów, które są "łatwe" dla oka.

No może - czasami - żeby zaakcentować coś w zdaniu albo położyć nań nacisk, używam takich "zgęstnień".

Tak ja to rozumiem ;)
Być może dla Ciebie będzie to masło maślane.


Trzymaj się

G.


P.S.
Albo jeszcze inaczej - tworzysz zdania, które są dobre dla aktorów, żeby ćwiczyć dykcję, ale niekoniecznie dobre dla czytelnika, który tej dykcji nie chce ćwiczyć.

Takie zdania-łamańce, bym powiedział (choć mówi się "łamańce językowe")
Coś w stylu "korale koloru koralowego" - niby wszystko gra, a jednak... ciężko jest przez to przebrnąć.


P.S.
Jeśli chcesz, mogę ten tekst wkleić na forum, bo uważam, że dość komunikatywnie wyjaśnia pewne rzeczy. Choć możesz się z tym nie zgodzić.
Musielibyśmy wtedy wkleić całą naszą korespondencją. Razem 3 (4?) listy.


A. :[/b]



Epejosie,

Ja również jestem już wyczerpany całym tym zamieszaniem. Tęsknię do swojej samotności, do monologu wewnętrznego. Nazbyt mnie eksploatuje taka aktywność na forum. Ale niczego nie żałuję, cieszę się, że mogłem sprawdzić czytelniczy odbiór mojego utworu.


Epejos pisze:Musisz mi wybaczyć, że potraktowałem Twój tekst jako pretekst do rozważań na tematy ogólnoartystyczne.



Żadnych obiekcji nie mam :)


Epejos pisze:
A. pisze:Weźmy przykład:

"Niestety koncert przyrody przedzierzgnął się zaraz w drażniący, rozrzępolony dysonans".


W tym zdaniu mamy aż trzy "intensywne zgęstnienia znaków", które ciężko się czyta nie tylko na głos, ale też w myślach.



Ale to był zabieg celowy; wydawało mi się, że ma wartość ekspresywną. Pisałem o tym:

"Przedzierzgnął" najzupełniej poprawnie użyłem. Zaproponowane przez Ciebie,
Michael, "przeistoczył" słabo korespondowałoby z "drążniącym, rozrzępolonym" z
uwagi na brak obecności drugiej głoski "rz" (ew. "ż"), a ponadto przez wzgląd na brak
dźwiękowej wartości ekspresywnej w kontekście zdania. Czyżby uszło Twojej uwadze
nagromadzenie w tym zdaniu dźwięków, które uchodzą za nieprzyjemne dla ucha?
Przeczytaj sobie głośno: "(...) koncert przyrody przedzierzgnął się zaraz
w drażniący, rozrzępolony dysonans". Widać tutaj, że warstwa
dźwiękowa odwołuje się do znaczeniowej warstwy, sygnalizując dyskomfort
odczuwany przez narratora, wynikający z zakłócenia sielskiego spokoju poprzez
odłgłos bardzo wyraźnie kolidujący z eufonią natury.


To zgęstnienie, o którym mówisz, było jak najbardziej zamierzone - to aliteracja! Wydawało mi się, że wbrew jej lirycznej proweniencji można ją z powodzeniem zastosować również w epice... Kurczę, a ja właśnie tyle się męczyłem nad usiłowaniami zachowania jak największej jednorodności dźwiękowej. Okazuje się, że to wada!


Epejos pisze:Jeśli chcesz, mogę ten tekst wkleić na forum. (...) Musielibyśmy wtedy wkleić całą naszą korespondencją. Razem 3 (4?) listy.



Wklejaj :)

Z pozdrowieniami
A.


EPEJOS:



Rozumiem A., że jesteś zmęczony.
Ja podczas takich utarczek bywam nawet zrozpaczony ;)

Wklejam, co mam wkleić, i kończymy ten GALIMATIAS.
OK?

Grunt, że przeszedłeś przez takie doświadczenie ;)


A. pisze:To zgęstnienie, o którym mówisz, było jak najbardziej zamierzone - to aliteracja! Wydawało mi się, że wbrew jej lirycznej proweniencji można ją z powodzeniem zastosować również w epice... Kurczę, a ja właśnie tyle się męczyłem nad usiłowaniami zachowania jak największej jednorodności dźwiękowej. Okazuje się, że to wada!


Pamiętaj, że ja mówię o różnych rzeczach w oparciu o swoje PRYWATNE intuicje.
Za dużo w tym wszystkim analizy.

Spróbuj sobie odpowiedzieć na takie pytanie:

Kiedy goni Cię tygrys, a ty przed nim uciekasz, to zastanawiasz się nad techniczną stroną swojego biegu?

;)

"Naucz się wszystkich nut, a potem o nich zapomnij".
Wtedy twoja gra będzie doskonała.

Kiedy ludzie mówią, że im się nie podoba, prawie zawsze nie chcą mówić dlaczego im się nie podoba.
Nie można ich za to winić.

Pochwaliłem twój tekst, bo chciałem sprawdzić czy ktoś POSTARA SIĘ spojrzeć na niego od tej drugiej, bardziej tolerancyjnej strony. Niestety, nikt nie odważył się "wystąpić z szeregu". Wszyscy są cholernymi konformistami.

Masz rację, że trochę "panegiryzowałem", ale ;) Nie powinno Ci to zaszkodzić.

To, że nie napisałeś dobrego opowiadania, wcale nie znaczy, że nie jesteś wstanie takiego napisać.

Spróbuj naśladować style bardzo dobrych powieści.
Nie można być powieściopisarzem, bez czytania powieści!
Twój styl jest "sztywny", bo czytasz więcej literatury teoretycznej niż powieściowej. Mam rację?

JEŚLI CHCESZ WIEDZIEĆ JAK SMAKUJE RYŻ, MUSISZ JEŚĆ RYŻ.
(słynne przysłowie chińskie)

;)

Good Luck!

35
Pochwaliłem twój tekst, bo chciałem sprawdzić czy ktoś POSTARA SIĘ spojrzeć na niego od tej drugiej, bardziej tolerancyjnej strony. Niestety, nikt nie odważył się "wystąpić z szeregu". Wszyscy są cholernymi konformistami.
wypraszam sobie. Ja np. pochwaliłem fabułę i niektóre błyskotliwe zdania ;) Gdyby to było lżejszym językiem, to wyszłaby zgrabna, absurdalna, nawet lekko humorystyczna historyjka.

Niektóre rzeczy po prostu są lepsze, jak nie próbują być czymś na siłę oryginalnym i wniosłym.
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

36
Dialogowa powiastka dydaktyczna - ehhh... zabrakło piwa - przekonała mnie.
Źle podeszłam do tekstu, który jest przedmiotem dyskusji:

Tekst A, wedle zeznań, jest wprawką warsztatową, stylistyczną. Autor sprawdza czy tam "doskonali" swój potencjał leksykalny. Ja myślałam, że to opowiadanie, że realizują się w nim reguły tekstu literackiego. Wskazałam manierę stylistyczną jako źródło niepowodzenia pisarskiego. Kiczowatość i niedojrzałość takiego zabiegu stylistycznego, zgubienie sensu w opowiadaniu na rzecz a(bs)trakcyjnego eksperymentu w zakresie stylu.

Nie rozumiem, o co chodzi z konformizmem. Że ma się podobać? Że ma się mówić, że się podoba? Kiedy się nie podoba, to co?
Odcedzony motyw z drzwiami jest rzeczywiście zabawną anegdotą, ale upchaną na peryferiach tekstu, w rupieciarni językowej.

Dlaczego z uporem wracam jako komentujący?
Żeby nie spuścić na drzewo opowiadania. Bez tej dyskusji stałby się być może ten tekst jedynie chybionym, kiepskim tekstem.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

37
NA ZAKOŃCZENIE wklejam wymianę zdań między mną, a panem A., która miała miejsce na kanale prywatnym.
Oboje uznaliśmy, że to powinno zakończyć tę całą dyskusję.
No, ja właściwie tak nie uznałem - po prostu zgodziłem się, żebyś wkleił :) Ale rozumiem, że zasugerowałeś się fragmentem, w którym mówię o swoim wyczerpaniu.

Bo rzeczywiście: kiedy owoc swojej miłości wyda się na pastwę niepohamowanej krytyki, to jest to niezwykle dezorganizujące wewnętrznie doświadczenie. Ale dobrze, że tak się stało. Należało ukrócić moje megalomańskie zapędy. Tym bardziej, że ja chyba naprawdę nie panuję nad językiem w takim stopniu, jak to sobie uroiłem.
Ale z drugiej strony wiele zdań jest przekombinowanych Wówczas impertynentka wykrzyknęła męskie imię o wyjątkowo niepoetycznym wydźwięku, wyjaskrawionym jeszcze jej intonacją oraz innymi właściwościami artykulacyjnymi, które ewidentnie wzbraniały jej kariery piosenkarskiej. - tu już nie wiadomo o co chodzi i gdzie jest środek ciężkości tego zdania.
A ja właśnie poczytuję to jako perełkę. Jestem dumny z tego zdania. A najbardziej z tego passusu:

Póki byliśmy na dole, nie musiałem maskować abominacji ani uśmiechem, ani żadnym innym instrumentem hipokryzji, moja towarzyszka nie wykazywała bowiem najmniejszej ochoty zażegnania konfundującego nastroju, który nami owładnął. Kroczyła bez słowa, nieprzenikniona; nie zarejestrowała mojej postaci ani jednym spojrzeniem, dopóki światło przedsionka nie zaostrzyło naszych konturów.

Jeżeli uznacie, że przytoczony przeze mnie fragment jest do bani, to doprawdy osłupieję. Dla mnie to maestria.

Albo takie nieszablonowe rozwiązanie:

Samochód, który niedawno mnie minął, zbliżał się teraz pospiesznie; tablica rejestracyjna, najpierw zaledwie możliwa do zidentyfikowania, rosła stopniowo, aż wreszcie przedstawiła uzasadniający ją kod.
*
Nataszo, być może przemówi przeze mnie niewykształcenie, a być może po prostu Twoje żądania są niespełnialne: ja nie wiem, dlaczego pytasz o to, że najpierw narrator informuje czytelnika o drodze i polach, a potem o niebie, a nie na odwrót. Nie wiem, po prostu nie wiem.

Dynamizacja rzeczywistości, czyli czynienie jej czymś żywym, ruchliwym. Kiedy czytamy:

Szedłem drogą. Po obu jej stronach rozpościerały się szmaty pól.

to rzeczywistość (ta najpierwotniejsza, nieliteracka, "nas-otaczająca") pozostaje w bezruchu. Pozostaje taka, jak nauczył nas percypować ją dotychczasowe konwencje komunikacyjne. Kiedy czytamy:

Droga pod moim kończynami (ruszającymi się regularnie) rozgraniczała połacie.

to w naszym umyśle tworzy się ferment. Powstaje obraz nie tylko nóg, ale i rąk, i działa to, jak mi się zdawało, stymulująco na wyobraźnię. Efekt psuje tylko możliwość przypisania samorzutności tym kończynom, jakiejś irracjonalnej autonomii, uniezależnienia od korpusu, od impulsów mózgu, sterujących nimi. No i, racja, chybione to. Bo taka samorzutność narzuca się chyba jako pierwsza. Ale chciałem pokazać na przykładzie tych kończyn, że zjawisko "iścia" oddać można inaczej, że nie trzeba niewolniczo korzystać ze sprawdzonych sposobów opisu zjawisk. Ja poszukuję właśnie takich nieszablonowych sposobów - z gorszym albo lepszym rezultatem.

Podkreślę to raz jeszcze - tekst jest amorficzny, bo ujrzał światło dnia przedwcześnie. Nie mogło stać się jednak inaczej, bo utraciłem już z nim kontakt. Nie zajmują mnie już przygody głównego bohatera. Jedyne, co mogłem zrobić, to wycyzelować utwór pod względem językowym.
*
Ja, A., oświadczam, co następuje:

1. Wobec lawiny krytycznych opinii, z jakimi spotkał się mój utwór, skłonny jestem zachowywać większą powściągliwość w udziwnianiu narracji w przyszłych moich projektach.

2. Nie omieszkam wrzucić kiedyś na forum jeszcze czegoś, żeby zobaczyć, czy postęp jest zauważalny.

3. Dziękuję wszystkim Czytelnikom za lekturę i opinie. Do tematu będę jeszcze z ciekawością zaglądał, ale już rzadziej, mojej uwagi domagają się bowiem uczelniane obowiązki.

38
Należało ukrócić moje megalomańskie zapędy. Tym bardziej, że ja chyba naprawdę nie panuję nad językiem w takim stopniu, jak to sobie uroiłem.
jesteś więc grafomanem par excellence, który potrzebuje czasem kopa w d... (i nie mówię tego, żeby jakoś Cię obrazić - po ostatnim twoim poście, wnioskuję, że jesteś świadom i nawet jesteś dumny ze swej grafomanii).
Ja poszukuję właśnie takich nieszablonowych sposobów - z gorszym albo lepszym rezultatem.
nie jesteś pierwszy i jedyny. Nie tłumacz się z tego "co robisz", bo tą ścieżką idzie każdy chyba. Każdy szuka czasem takich nieszablonowych sposobów. Krytyka większości osób tutaj, z tego co widzę, nie polega na tym, że rzekomo robisz coś zbyt oryginalnego, tylko, że nie panujesz nad warsztatem.

Myślę, że wiele osób może (i to na szybko!) wymyślić coś bardziej oryginalnego od tego nad czym się trudziłeś i np. ja rzeczony fragment bym napisał tak (zachowując sens):

Szedłem. Przecinałem powietrze wygodnymi sportowymi butami, które raz po raz uderzały w ziemię, i z powrotem unosiły się w powietrze. Z piaszczystej drogi unosił się kurz. Po obu stronach znajdowały się wielkie połacie pól, a ja sam, mały niczym mrówka, przemierzałem tę pustynię.

Też nieidealne. Ale na pewno bardziej obrazowe, i bardziej oryginalne niż suche rzucenie "Droga pod moim kończynami (ruszającymi się regularnie) rozgraniczała połacie.".
A ja właśnie poczytuję to jako perełkę. Jestem dumny z tego zdania. A najbardziej z tego passusu:
i na koniec rada. Takie "perełki" należy czasem wrzucać do szuflady. To, że się jest "dumnym z jakiegoś zdania", nie znaczy koniecznie, że ma się znaleźć w końcowym tekście. Aczkolwiek kwestia też podążania własną drogą i na ile chcesz się dostosować do publiczności, a na ile pisać po prostu jak chcesz. Tyle, że w tej chwili podążąsz ścieżką otwartej grafomanii i otwartego samouwielbienia i otwartego bronienia swoich utworów. Z naciskiem na to, że są to u Ciebie postawy otwarte, widoczne jak na dłoni. Osoba dobrze wychowana, nawet jak jej się zdaje, że jej tekst jest super, nie będzie raczej zachwalać go wszem i wobec i tłumaczyć, czemu zachwyca jak nie zachwyca.
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

39
To zdanie jest... takie sobie:
Póki byliśmy na dole, nie musiałem maskować abominacji ani uśmiechem, ani żadnym innym instrumentem hipokryzji, moja towarzyszka nie wykazywała bowiem najmniejszej ochoty zażegnania konfundującego nastroju, który nami owładnął. Kroczyła bez słowa, nieprzenikniona; nie zarejestrowała mojej postaci ani jednym spojrzeniem, dopóki światło przedsionka nie zaostrzyło naszych konturów.
Najpierw zaglądam do słownika (podejrzewam, że połowa czytelników musiałaby, druga skwitowałaby to słowem, które w słownikach podawane są jako wulgarne):

abominacja - abominacja obrzydzenie, wstręt, odraza.
etym. - późn.łac. abominatio 'jw.' od abominari 'odżegnywać się od czegoś jako od złej wróżby; nie cierpieć'

konfundujący - wprowadzać w zakłopotanie

oba słowa mają stylistycznie nacechowanie archaiczne, czyli przynależą do języka minionego. Użycie ich - świadome i celowe (bo tak powinno być) - każe mi więc z szacunku dla autora odczytać cel.
Zadaję sobie pytanie - dlaczego pojawia się archaizm?
Czy wnosi jakieś istotne treści tym "postarzaniem"?
W kontekście całości - świata przedstawionego, kreacji bohatera - nie! Nie ma jakiegokolwiek dającego się odczytać znaku, który potwierdzałby, rozwijał, ujawniał konieczność zastosowania tych wyrazów. Który by wykorzystywał KONOTACJE w nich zawarte.
Ergo - to jest gra. Gra językiem. Absurd. I znowu szukam odpowiedzi, na pytanie o cel - jaka funkcje pełni groteska leksykalna? Szukam (jw) i nie znajduję niczego - w sensie utworu, w przestrzeni świata.
Sygnalizowałeś surrealizm - ale ta kategoria też pozostaje w jakiejś relacji z rzeczywistością. Elementy zaburzeń obrazu realistycznego wnoszą dyskurs.
Tu abominacja i konfuzja po prostu są dyfrakcją. Czyli - przeszkadzaczem, zakłóceniem.

zażegnać nastrój - to błąd frazeologiczny, naruszenie łączliwości. Wtargnięcie w związek może mieć sens, ale...jw. nie ma.

Każdy kolejny fikołek - kroczyła nieprzenikniona, rejestrować spojrzeniem postać, instrument hipokryzji zawisa w zdaniu i opowiadaniu bez "rymu i taktu" wobec sensu.
Samo w sobie to zdanie może i spójne. Tylko nie ma kontekstu. Zawisa w próżni i próżności.

Manipulowanie w języku jest najbardziej niebezpieczną (choć atrakcyjną) grą ze światem. Dokonuje się wtargnięcia w genetyczne niejako struktury poznania. Eksperymenty genetyczne mogą dawać nikomu niepotrzebna potworki. Takie jak to opowiadanie.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

40
Nataszo, postulujesz, żeby archaizmów używać jedynie wówczas, kiedy przyczyni się to do charakteryzacji świata przedstawionego. To jest arbitralny postulat, z którym ja się stanowczo nie zgodzę.

Gdybym poszedł za Twoją radą to tekst brzmiałby tak:

"(...) Poczułem wstręt.
Póki byliśmy na dole, nie musiałem go maskować ani uśmiechem, ani żadnym innym instrumentem hipokryzji, moja towarzyszka nie wykazywała bowiem najmniejszej ochoty pozbycia się wprawiającego w zakłopotanie nastroju, który nami owładnął"

czyli do d**y. Każdy, kto ma uszy, dostrzeże gorszą jakość dźwiękową tego zdania od oryginału.

Rozmaici współcześni autorzy walą archaizmami na lewo i prawo, bo polszczyzna zasobna jest w piękne słowa i należy z nich korzystać.

Każdy kolejny fikołek - kroczyła nieprzenikniona, rejestrować spojrzeniem postać, instrument hipokryzji zawisa w zdaniu i opowiadaniu bez "rymu i taktu" wobec sensu.
Samo w sobie to zdanie może i spójne. Tylko nie ma kontekstu. Zawisa w próżni i próżności.
Mam wrażenie, że nie czytałaś mojego tekstu. Tak, takie mam właśnie wrażenie. Że piąte przez dziesiąte przeczytałaś. Dlatego nic nie ma dla Ciebie sensu!

Co tam jest niby niezrozumiałe? Że kroczyła nieprzenikniona? No bo, kurczę blade, była dla bohatera nieprzenikniona, bo nic nie mówiła! Gdyby coś mówiła, to bohater miałby wgląd w jej myśli, mógłby jakoś przeniknąć co się w niej dzieje! Instrument hipokryzji natomiast to udana metafora. A o tym rzekomym błędzie frazeologicznym to ja się już nawet nie będę wypowiadał. Jeśli to jest błąd frazeologiczny, to analogicznie "otaczająca nas rzeczywistość" jest błędem frazeologicznym.
ja rzeczony fragment bym napisał tak (zachowując sens):
Napisałeś go pod względem dźwiękowym tak, jak pisze większość pisarzy. Czyli głęboko w d**ie mając foniczne właściwości słów. Żeby napisać takiej długości zdanie, które zaakceptowałaby moja Muza, musiałbyś posiedzieć piętnaście, dwadzieścia, trzydzieści minut. A i nie wiadomo, czy moja Muza zaakceptowałaby efekt takiej karkołomnej pracy.
Osoba dobrze wychowana, nawet jak jej się zdaje, że jej tekst jest super, nie będzie raczej zachwalać go wszem i wobec i tłumaczyć, czemu zachwyca jak nie zachwyca.
Wychowanie - podobnie jak wygląd - nie jest zależne od wychowywanego. Dlatego ludziom, którzy wytykają komuś brak wychowania, brakuje z kolei pewnej moralnej intuicji...

[ Dodano: Sob 31 Mar, 2012 ]
Wiecie, co ja sądzę? Że ci wszyscy, którzy imputują mi pseudointelektualizm czy obwołują mnie grafomanem, robią to z zawiści. Mój tekst, owszem, nie nadaje się do druku. Gdyby się nadawał, to bym go tutaj nie zamieścił. Ale wyraźnie sygnalizuje talent językowy.

Niektórzy nie mogą po prostu znieść, że ktoś odznacza się większą elokwencją.

42
A. Elokwencja sztuka wymowy, wymowność, umiejętność łatwego i przekonywającego wysławiania się; krasomówstwo. Jeżeli tak rozmawiasz z ludźmi jak piszesz (znaczy używasz tych słów) to nie dziwię się, że nie chcesz pracować ani studiować....

Tekstu przyznam się nie czytałem, bo język w nim użyty kompletnie mnie odrzucił.

43
Słuchaj, A., może jesteś trollem, który lubi urządzać sobie burdy na forach dyskusyjnych, co?

44
A. pisze:Nataszo, postulujesz, żeby archaizmów używać jedynie wówczas, kiedy przyczyni się to do charakteryzacji świata przedstawionego.
Nie zgadzasz się całkowicie pozostając w prawie... nie zgadzania się. Nie zgadzaj się, ile chcąc. Ja się nie zgadzam z Twoim niezgadzaniem i mamy remis.
Ale archaizacja ma takie własności, że ARCHAIZUJE. I już. (aha - w jakimś celu to robi, najczęściej w odniesieniu do świata przedstawionego
A. pisze:Każdy, kto ma uszy, dostrzeże gorszą jakość dźwiękową tego zdania od oryginału.
Sądzę, że zdanie drugie jest lepsze. Narzędzie hipokryzji tez by można wycieniować, bo wyłazi stylistycznie jak kłaki z materaca. Warstwę - jak powiedziałeś - dźwiękową na razie sobie odpuszczam, ponieważ ona w kontekście całości nie ma jakiegokolwiek znaczenia.
A. pisze:Rozmaici współcześni autorzy walą archaizmami na lewo i prawo, bo polszczyzna zasobna jest w piękne słowa i należy z nich korzystać.
Nie zauważyłam walenia urozmaitych - ale przy okazji się skupię na tym problemie...
A. pisze:Mam wrażenie, że nie czytałaś mojego tekstu. Tak, takie mam właśnie wrażenie.


Z wrażeniem nie da rady dyskutować. Jest i już.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
Zablokowany

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”