NA ZAKOŃCZENIE wklejam wymianę zdań między mną, a panem A., która miała miejsce na kanale prywatnym.
Oboje uznaliśmy, że to powinno zakończyć tę całą dyskusję.
No, ja właściwie tak nie uznałem - po prostu zgodziłem się, żebyś wkleił

Ale rozumiem, że zasugerowałeś się fragmentem, w którym mówię o swoim wyczerpaniu.
Bo rzeczywiście: kiedy owoc swojej miłości wyda się na pastwę niepohamowanej krytyki, to jest to niezwykle dezorganizujące wewnętrznie doświadczenie. Ale dobrze, że tak się stało. Należało ukrócić moje megalomańskie zapędy. Tym bardziej, że ja chyba naprawdę nie panuję nad językiem w takim stopniu, jak to sobie uroiłem.
Ale z drugiej strony wiele zdań jest przekombinowanych Wówczas impertynentka wykrzyknęła męskie imię o wyjątkowo niepoetycznym wydźwięku, wyjaskrawionym jeszcze jej intonacją oraz innymi właściwościami artykulacyjnymi, które ewidentnie wzbraniały jej kariery piosenkarskiej. - tu już nie wiadomo o co chodzi i gdzie jest środek ciężkości tego zdania.
A ja właśnie poczytuję to jako perełkę. Jestem dumny z tego zdania. A najbardziej z tego passusu:
Póki byliśmy na dole, nie musiałem maskować abominacji ani uśmiechem, ani żadnym innym instrumentem hipokryzji, moja towarzyszka nie wykazywała bowiem najmniejszej ochoty zażegnania konfundującego nastroju, który nami owładnął. Kroczyła bez słowa, nieprzenikniona; nie zarejestrowała mojej postaci ani jednym spojrzeniem, dopóki światło przedsionka nie zaostrzyło naszych konturów.
Jeżeli uznacie, że przytoczony przeze mnie fragment jest do bani, to doprawdy osłupieję. Dla mnie to maestria.
Albo takie nieszablonowe rozwiązanie:
Samochód, który niedawno mnie minął, zbliżał się teraz pospiesznie; tablica rejestracyjna, najpierw zaledwie możliwa do zidentyfikowania, rosła stopniowo, aż wreszcie przedstawiła uzasadniający ją kod.
*
Nataszo, być może przemówi przeze mnie niewykształcenie, a być może po prostu Twoje żądania są niespełnialne: ja nie wiem, dlaczego pytasz o to, że najpierw narrator informuje czytelnika o drodze i polach, a potem o niebie, a nie na odwrót. Nie wiem, po prostu nie wiem.
Dynamizacja rzeczywistości, czyli czynienie jej czymś żywym, ruchliwym. Kiedy czytamy:
Szedłem drogą. Po obu jej stronach rozpościerały się szmaty pól.
to rzeczywistość (ta najpierwotniejsza, nieliteracka, "nas-otaczająca") pozostaje w bezruchu. Pozostaje taka, jak nauczył nas percypować ją dotychczasowe konwencje komunikacyjne. Kiedy czytamy:
Droga pod moim kończynami (ruszającymi się regularnie) rozgraniczała połacie.
to w naszym umyśle tworzy się ferment. Powstaje obraz nie tylko nóg, ale i rąk, i działa to, jak mi się zdawało, stymulująco na wyobraźnię. Efekt psuje tylko możliwość przypisania samorzutności tym kończynom, jakiejś irracjonalnej autonomii, uniezależnienia od korpusu, od impulsów mózgu, sterujących nimi. No i, racja, chybione to. Bo taka samorzutność narzuca się chyba jako pierwsza. Ale chciałem pokazać na przykładzie tych kończyn, że zjawisko "iścia" oddać można inaczej, że nie trzeba niewolniczo korzystać ze sprawdzonych sposobów opisu zjawisk. Ja poszukuję właśnie takich nieszablonowych sposobów - z gorszym albo lepszym rezultatem.
Podkreślę to raz jeszcze - tekst jest amorficzny, bo ujrzał światło dnia przedwcześnie. Nie mogło stać się jednak inaczej, bo utraciłem już z nim kontakt. Nie zajmują mnie już przygody głównego bohatera. Jedyne, co mogłem zrobić, to wycyzelować utwór pod względem językowym.
*
Ja, A., oświadczam, co następuje:
1. Wobec lawiny krytycznych opinii, z jakimi spotkał się mój utwór, skłonny jestem zachowywać większą powściągliwość w udziwnianiu narracji w przyszłych moich projektach.
2. Nie omieszkam wrzucić kiedyś na forum jeszcze czegoś, żeby zobaczyć, czy postęp jest zauważalny.
3. Dziękuję wszystkim Czytelnikom za lekturę i opinie. Do tematu będę jeszcze z ciekawością zaglądał, ale już rzadziej, mojej uwagi domagają się bowiem uczelniane obowiązki.