Długo się zastanawiałam, co wrzucić.
Zdecydowałam się na dialog głównych bohaterów, wyrwany ze środka opowieści. Nie chodzi przecież o ciągłość, a o samą formę.
Ktoś, gdzieś, kiedyś powiedział, że radzę sobie z fabułą, wymyślam niezłe historie, ale dialogi to piszę do... wiadomo czego.
To daje wam przykład - długa nocna rozmowa.
Zachęcam do poznęcania się!
Pozdrawiam serdecznie.
[ Dodano: Czw 10 Lut, 2011 ]
Pukanie do drzwi było ciche i jakby nieśmiałe. Czekał na nią od godziny, niecierpliwiąc się coraz bardziej.
-Proszę - powiedział zbyt głośno i wstał.
-Khaben Khar, jesteś? – Weszła spokojnie, z ukłonem.
-Sinko, pani, widzę, że zdecydowanie lepiej z twoim zdrowiem. Cieszę się.
-Dziękuję. Prosiłam o chwilę rozmowy, bo chcę zapytać, co zrobiłeś z Drawi i Markuszą.
-Nic im nie jest. Siadaj, proszę. Stwierdziłem, że czas im zmienić miejsce zamieszkania, że ich pobyt tu staje się wyjątkowo uciążliwy, więc je... - Zawahał się. - Powiedzmy, że odpłynęły w siną dal.
-Opowiedziano mi, jak wyglądał ich wyjazd. Związane, zakneblowane, wrzucone jak tłumoki na wóz.
Spojrzała na niego pierwszy raz, odkąd przekroczyła próg. Był spokojny, oczy mu lśniły. Nie był zły, nie dostrzegała rozsierdzenia, które wystraszyło ją ostatnio. Rozmowa o staruchach bawiła go, a to spowodowało, że tym bardziej chciał wiedzieć co z nimi zrobił. Pomyślała, że uśmiechał się jak chłopiec, któremu udała się psota. Mówił jednak poważnie.
-Powinny się cieszyć, że nie kazałem ich wlec za wozem. Miałem z nimi kilka bardzo ciekawych rozmów. I mógłbym, na przykład, kazać je zachłostać na śmierć za to, co gadały. Za ich nienawiść. Ale to stare kobiety. Powiedzmy, że okazałem litość.
-Gdzie one są?
-Masz życzenie je odwiedzić?
-Nie! Chciałabym wiedzieć, czy...
-Żyją, - wpadł jej w słowo - mają się dobrze, nic im nie grozi. Przynajmniej taką mam nadzieję. Ale i one nikomu też już nie zagrożą. Tego jestem pewien. Martwisz się o te jędze?
-Khaben...
-Sinko...
-Nie powiesz mi?
-Nie.
-To może chociaż wyjaśnisz, jak wam się udało je obezwładnić?
-Jasne, że nie. - Uśmiechnął się. - Powiem tylko, że tak samo, jak nauczycielki ze szkoły w Korth. I skończmy ten temat. One przestały mieć dla ciebie jakiekolwiek znaczenie, już ich w życiu nie zobaczysz.
-Co z nimi zrobiłeś?!
-Nudzisz, kobieto! Żyją i są daleko. Nawet już sam nie wiem jak daleko. - Machnął ręką.
-Dziękuję. Naprawdę dziękuję!
-Za co? Za to, że żyją, czy za to, że już ich tu nie ma?
-Za to i za to. Zdjąłeś ciężar z moich ramion. - Zaśmiała się. - Chociaż mogłeś je trochę przeciągnąć za wozem.
-Co?! - Wlepił w nią oczy, całkiem zaskoczony. - Żartujesz?
-Może?
-Co te jędze ci zrobiły? Okropnie musiało boleć, bo ten dźwięk, krzyk twój był jak skowyt strasznie krzywdzonego zwierzęcia.
-Słyszałeś?
-Ciągle go słyszę. Siedziałem tu wściekły, zbierałem się, żeby wrócić, nagadać ci, wypadłem na korytarz, a ty zaczęłaś krzyczeć. Słyszałem ich głosy, uciekłem, bo nie chciałem się wtrącać w wasze kłótnie. Ale potem zawyłaś tak przeraźliwie, że aż mnie zabolało! Myślałem, że znajdę cię w krwi, umierającą, a ty leżałaś w tym dziwnym stanie i nikogo nie było. Sadystki. Nie wiedziałem, co zrobić, więc zaniosłem cię do Drainów.
-Ratowałeś mnie, mimo że tak strasznie ci naubliżałam. Zaskoczyłeś mnie! Myślałam, że po tym wszystkim, już więcej się nie zobaczymy, nie mówiąc o rozmowie. - Przerwała, bo nagle podniósł palec do góry.
-Monah idzie z kolacją. Proszę, nie daj się mu wciągnąć w rozmowę. Zagada nas na śmierć, a ja chcę mówić z tobą, nie z nim.
Skinęła głową i tak jak prosił, prawie wcale się nie odzywała. Kolacja była z żołnierskiej kuchni. Sinka nigdy nie jadła niczego całkiem kharskiego, a musiała przyznać, że aromat był wspaniały. Monah postawił wielką tacę, zawiesił nad ogniem spory czajnik, coś w nim pomieszał, czegoś dosypał i odwrócił się do nich.
-Monah, jak długo mi służysz?
-Szósty rok, panie.
-I chcesz kolejne lata być ze mną?
-Tak, panie!
-To milcz jak głaz na temat tego spotkania. Rozumiesz? Nie było go. Ja zapomniałem o twoich wyprawach na szachy, ty nie widziałeś tej kolacji. Jasne?
-Oczywiście, panie. Nie wiem, o czym w ogóle mówisz. Jaka kolacja? Co to jest kolacja?
-Idź już Monah.
-Wezmę dwa paszteciki. Inaczej pójdę spać głodny!
Odprawił go z uśmiechem i trzema pasztecikami. Poczekał, aż drzwi za ordynansem się zamknęły i przekręcił klucz.
-Nie bój się, to dla spokoju.
-Nie boję.
-Zjesz ze mną?
-Nigdy nie jadłam nic kharskiego, więc... Chętnie.
-Powiesz mi potem, jak ci smakowało, dobrze?
-Khaben...- podniosła do niego głowę.
-Będziesz płakać?
-Nie, ale strasznie mi wstyd.
-Z jakiego to powodu?
-Jeśli słyszałeś mój krzyk, to całą resztę też. Byłeś w sekretnym przejściu?
-Tak. - Przyznał się, choć niechętnie.
-Jak wiele wiesz?
-Wystarczająco, by się na te jędze wściec, by chcieć się odegrać. Powiedziałem Drawi, że jak mnie kiedyś wyprowadzi z równowagi, to pożałuje. Myślę, że pluje sobie teraz w brodę, że nie wierzyła. Chodź jeść. To czerwone jest dobre tylko gorące.
-Khaben...
-Chciałbym, żebyś spędziła ze mną ten wieczór, noc może, jeśli cię nie zanudzę. To uczucie lekkości trwa, muszę się nim nacieszyć zanim minie. Najchętniej w twoim towarzystwie. Ty jedna rozumiesz, co się we mnie dzieje! Zgódź się.
-Khaben...
-Jestem strasznie głodny! Ostatnio jadłem śniadanie!
-Trzeba tak było od razu mówić - mruknęła.
Próbowała kolejnych potraw i musiała przyznać, że większość jej smakowała Czerwone coś nie było dobre ani na ciepło, ani na zimno. Było wstrętne. Kleiste, ciągnące, niełatwe do pogryzienia. Wolała nie pytać co to za okropieństwo. Musiał zobaczyć jej niesmak, bo uśmiechnął się pod nosem. Sam nie zjadł ani krztyny tego paskudztwa. Odłożyła widelec, a on patrząc na nią, chciał zrobić to samo.
-Khaben, jedz, faktycznie byłeś głodny, jedz. Ja już nie mogę więcej.
-Nie smakuje ci?
-Raczej smakuje.
-Raczej?
-Nie próbowałeś tego. - Wskazała czerwone coś.
-Bo nie lubię. Ale...
-Kazałeś mi spróbować tych glutów, chociaż sam ich nie tykasz i wiesz, że są wstrętne?!
-Zemsta za ten ogień w moich ustach.
-Ty draniu!
Śmiali się oboje, wspominając okrutny żart, kiedy poczęstowała go najostrzejszą przyprawą w kuchni i patrzyła jak sinieje z palącego bólu, by potem go ratować i słuchać przy nim wyrzutów kucharki. Pokręciła jeszcze głową i zapatrzyła się w niego.
-Słuchaj, chcę byś wiedział, że nie myślę o tobie tak, jak powiedziałam. Ja wiem, co ty wtedy czułeś, no, przy tkaniu klejnotu, to nie było...
-… gówno?
-Powiedziałam tak, żebyś...
-Jak zrobiłaś kamień? - Wszedł jej w słowo zdecydowanie, jakby nie chciał słuchać tych przeprosin.
-Nie przerywaj mi, muszę to wyjaśnić.
-Nie musisz. Ja rozumiem. I doceniam twoją... uczciwość. Chciałaś, żebym sobie poszedł, obraził się i poszedł. I ci się udało.
-Mówiłam okrutne rzeczy.
-Może prawdę...
-Nie, Khaben! Dokąd idziesz? Rozmawiaj ze mną!
Długą chwilę układał polana w kominku, dołożył kilka nowych, przyglądał się, jak języki ognia liżą świeże drewno. Zajrzał do czajnika.
-Nie mówmy o tym więcej. To co powiedziałaś bardzo mnie zabolało, ale... Ja nie chcę tego pamiętać. Zapomniałem, podczas rozmów ze staruchami. One to dopiero mi naubliżały! Pijesz herbatę lipową?
-Piję.
-Z miodem?
-Tak. Mało miodu, poproszę.
Wcisnął jej w dłonie niewielki kubek. Piła spokojnie, spozierając znad krawędzi naczynia.
-Jeszcze?- zapytał. - Nie? Ja sobie zrobię, a ty opowiedz, jak to zrobiłaś! - Położył klejnot na stole. - Wiosną w sadzie pod twoim dotknięciem umarły kwiaty. Latem widziałem, jak utkałaś nić z ducha. Zimą stworzyłaś klejnot z moich smutków i radości. Już się boję myśleć, co zrobisz za miesiąc! - Zaśmiał się, popijając kolejną porcję lipowego naparu.
-Różnie może być, bo widzisz Khaben, ja nawet dla Drainów jestem dziwadłem. Wielkim odmieńcem. Niektórzy się mnie boją, inni nienawidzą. Tylko tutaj nikt nie zwraca uwagi na moje kuku na muniu. Przyzwyczaili się, czasami nawet zapominają, jaki ze mnie numer.
-A jaki z ciebie numer?
Nie dał się zwieść lekkości jej słów, kpiarskiemu tonowi. Wyczuł, że chce powiedzieć o sobie coś ważnego. Bardzo ważnego.
-Ja całkiem inaczej widzę świat. Jest pełen kolorów.
-Co w tym dziwnego? Każdy widzi świat pełen kolorów.
-Jasne, normalny człowiek widzi, że drzewo ma brązowy pień, zielone liście, kot jet bury, a niebo błękitne. A dla dziwolągów takich jak ja, każda istota żywa ma kolor. Emanuje barwami. - Uniósł brwi w niezrozumieniu. - Ty, kwiat, pies, ptak, drzewo... Wszystko ma w moich oczach taką barwną otoczkę. Rośliny na ogół są białe. Nie mają uczuć, chociaż te jabłonie w sadzie, tam gdzie się pierwszy raz spotkaliśmy, mają swój kolor. Jakby czuły. Są niewiarygodne, oszałamiające. Uwielbiam spacerować między nimi.
-Widziałem. Myślałem, że z tobą rozmawiają, pochyły się jakby były zainteresowane, jakby chciały cię dotknąć. Co to za drzewa?!
-Drzewa, jak drzewa... Jabłonie, popularne u nas, zwykłe dość. Ja myślę, że to raczej miejsce. A tak naprawdę, to nie wiem. Matka też nie wiedziała, ani jej matka. Nikt nie rozumie tego sadu. - Wzruszyła ramionami.
-A barwy? To lśnienie?
-Wszystko lśni. Pies, biegający za patykiem, jest pomarańczowy z radości, zadowolenia. Kochanek wyznający uczucia, na ogół czerwony, ale bywa i inny, zależy od siły uczuć i zamiarów. Zależy, czy naprawdę kocha, czy tylko chce iść do łóżka. Taka różnica, niby nic... Ale nieważne. Draleph, kiedy się zdenerwował na mnie był wściekle żółty, a potem jak na niego nawrzeszczałeś, zsiniał. Strach jest siny i zabija inne kolory. Tak zresztą jak ból i złość. Tylko że one są inne. Znaczy tłumią wszystkie kolory, ale nie są sine. Plączę strasznie! Rozumiesz coś z tego? Rozumiesz. - Zamilkła na chwilę, jakby zastanawiając się czy coś powiedzieć. - Kiedy wszedłeś do sali balowej, byłeś czarny i z każdą chwilą ta czerń się pogłębiała, była mroczniejsza, bardziej gęsta, aż się kleiła. Byłeś taki wściekły, rozczarowany, rozgoryczony. Wszyscy się bali i karmili to twoje szaleństwo. Mnie też wciągnęło.
-Wciągnęło?- Słuchał jej bardzo uważnie, mimo że nie mógł do końca pojąć, o czym mówi.
-Takie silne uczucia, jak twoje wtedy, łapią mnie i nie mogę z nich uciec. Wpadam, jak w pułapkę. Z większością sobie radzę, nauczyłam się, ale twoje... Nie miałam szans. Mogłam je tylko wpuścić i tkać.
-Czyli co?
-To jest tak, jakby być w kimś, w jego uczuciach. Odbierasz jego ból, miłość, wszystko, co ci daje.
-Wiesz o czym myślałem?!
-Nie! Tu nie o myśli chodzi. Chociaż, umiem czytać myśli.
-Co? - Zaskoczenie aż go poderwało. W oczach miał panikę.
-Usiądź! Jak ty niewiele wiesz o Przewodniczkach!
-Wiem, co muszę.
-Czyli nic konkretnego, sama brednie, kłamstwa, insynuacje. Kharskie bujdy! Boicie się nas, jakbyśmy były potworami.
-I nawzajem. Kharami dzieci straszycie! Nieważne... Umiesz czytać myśli?!
-Jeśli mi pozwolisz, to ci pokażę.
-Nie!!
Chwilę patrzył z dystansem, lękiem w oczach. Uśmiechnęła się spokojnie.
-Daj spokój Khaben. To nie jest proste! Muszę dotknąć twojej głowy, skupić się na tobie. To nie jest tak, jak myślą niektórzy, że się wchodzi do umysłu, jak do pokoju. To bardzo skomplikowane, napływają obrazy, wizje. Nie czekają na ciebie, aż się połapiesz, o co w nich chodzi. Są jak błyski. Jak błyskawica na niebie! Trzeba umieć je czytać, prawie odgadywać. Ile błędów się popełnia! Nie jestem w tym najlepsza, ale znam takie mistrzynie, które nie muszą dotykać głowy, wystarczy im choćby zetknięcie dłoni. Pomyśl sam. Siedzisz z kimś, rozmawiasz, jest miło i nagle błyskawica, i widzisz, że on tak naprawdę cię nie lubi, ale dla dobra rodziny udaje. Ja na szczęście nie mam takich zdolności.
-Masz swój dar.
-Mam swoje przekleństwo. Tkanie klejnotów, takich jak twój, to nic miłego.
Uważasz, że to przekleństwo?! Od dwóch dni chce mi się żyć! Jestem lekki. Mam ochotę się śmiać, mógłbym iść na bal i tańczyć do rana! Oddychać mogę! A ty mówisz, że to przekleństwo?!
-Dla ciebie to dar. Dla mnie niekoniecznie Khaben. To boli, obciąża, wyczerpuje...
-I ratuje! Mnie uratowało! Gdybyś tego nie zrobiła, to chyba bym wtedy zrobił coś strasznego, sobie, tobie, komuś....
-Nie zapytam cię, co się stało tego dnia, ale myślę...
-Wtedy? Posłaniec przedarł się z listami, a w nich były same gruzy. Powinienem się już przyzwyczaić, w moim życiu to nic nowego. Wszystkie moje nadzieje legły kiedyś w gruzach. Świat się zawalił dawno temu, teraz czekam tylko, aż mnie ostatecznie zgniecie. I nic, nawet ten kamyk, go nie odbuduje.
-Widzisz? Mówiłam, że ten stan euforii minie, ten mrok wróci, rzeczywistość cię dopadnie. Może nie będzie tak ciężko, jak wcześniej, ale wszystko wróci do normy, Khaben. Ja to znam. Jak tkam klejnot, to przepuszczam przez siebie uczucia, one włażą we mnie. Rozwalają od środka. Ty mnie całą pociąłeś, jak nóż. Nigdy nie tkałam takiego bolesnego klejnotu. Na ogół nie choruje po tym, ale to co miałeś w sobie... to było jak...
-...gwałt. Pamiętam, co mówiłaś.
-Nie chodziło mi o taki fizyczny, no damsko -męs...
-Nie tłumacz, zrozumiałem. A inne?
-Czasami to czuję jak dreszcze, narastające mrowienie, które wypełnia ciało, każe krzyczeć. Kiedy indziej lekko obezwładnia. Czasami boli, czasami łechce. To zależy od uczuć. Od aury.
-Ale jak ty widzisz te kolory, no jak?
-Siedzisz tam sobie, a ja widzę dookoła całego ciała taką poświatę. O na tyle mniej więcej! - Pokazała dwa palce. - Lśnisz, mocnej, słabiej, ale nieustannie.
-Jaki mam kolor?
-Nie powiem.
-Ale on coś ci mówi, prawda?
-Tak.
-Co?
-Nie wiesz, co czujesz, jaki teraz jesteś? No, spokojny, zdenerwowany, czy jakiś inny? Sam wiesz najlepiej. Po co mam ci mówić. Widzę jakiś kolor, ale mogę się tylko domyślać. Jeden jak się denerwuje to jest żółty, jak Draleph, inny wściekle różowy. Czasami kolory mylą.
-Jestem podniecony tym co słyszę, twoją obecnością. Staruchy powiedziały, że się tobie podobam. - Wypalił nagle, aż się oblała rumieńcem. - Mówiły prawdę? Bądź szczera, ja muszę być, bo jeśli jest tak, jak mówisz i nie okłamujesz mnie z tymi barwami, to czytasz we mnie jak w księdze.
-Nie kłamię.
-To powiedz. Mówiły prawdę?
-Tak. - Podniosła głowę i z uśmiechem pokiwała głową.- Tak, podobasz mi się. Przeraża mnie to, bo w końcu jesteś moim wrogiem, ale nic na to nie poradzę, że myślę o tobie w wolnych chwilach i cieszę się, jak gdzieś spotykam, przynajmniej widzę. Jestem ciebie nieustająco spragniona. I chcę zobaczyć, jak wyglądasz. Czy taka szczerość wystarczy?
-A czy zgodzisz się, bym cię pocałował?
-Nie.
Pokiwał głową, wstał. Przeszedł się po pokoju. Stanął ostatecznie naprzeciw niej.
-Usiądziemy w tym fotelu. Ja na dole, ty na górze, na mnie. Bez żadnych podtekstów. Nie będę się narzucał, ale bardzo pragnę czyjegoś ciepła, dotyku, obecności... Zgodzisz się na to?
-Na tej szmatce we dwoje?!
-Tak.
-Ona wytrzyma nasz ciężar?
-Ona wytrzyma stado Kharów, nie tylko nas dwoje. Mogę?
Pokiwała głową. Pochylił się do niej, był tak blisko, że czuła jego oddech na szyi.
-Pomyśl, że jesteśmy przyjaciółmi. Choć milej by było, gdybyś pomyślała, że jesteśmy kochankami w chwilowej przerwie między... No, sama wiesz. Może byś się wtedy rozluźniła... Denerwujesz się, cały czas zaciskasz dłonie, ugniatasz tę chusteczkę. A ja bym chciał na dziś zawiesić broń. Na te kilka godzin, do świtu.
-Jakbyś był kochankiem? W przerwie między...
-Spróbujesz?
Kiwnęła głową, wziął więc ją na ręce i usiadł w wielkim kharskim fotelu. Dziwny to był mebel. Kilka belek połączonych płachtą materii. Zawierciła się, poprawiła.
-Może tak?
-Lepiej. Jeszcze trochę w prawo. Widzisz jak miło? Nigdy nie byłaś tak blisko mnie, Przewodniczko.
-Nie pozwoliłbyś mi na to, Generalny Dowódco. I nie wiem, czy bym miała odwagę.
-Tytuły odgradzają nas od siebie, prawda?
-Jakby ktoś stawiał mur. - Przytaknęła. - Dwa światy przedzielone rzeką, bez mostu. Draini nie chcą, byśmy..
-Nie mówmy o tym co za drzwiami – poprosił zdecydowanie. - Dobrze? Po to je zamknąłem. Opowiedz mi więcej o kolorach.
Poprawiała się i zawierciła raz jeszcze. Siedziała mu na kolanach z podkulonymi nogami, zarzuciła jeszcze ramiona na szyję i wpatrzyła się w niego.
-Za blisko, Sinko.
-Tak, racja. - Zabrała ramiona. - O kolorach? Widzę je od dziecka. Na początku w ogóle sobie z tym nie radziłam. Myślałam oczywiście, że wszyscy je dostrzegają. Rodzice myśleli, że jestem chora, bo mówiłam na przykład, że kot niebieski, a oni widzieli burego. Mówiłam, że ktoś jest zgniły a on niezadługo potem umierał. Jeden taki, co się u matki leczył, był czarny. Uciekałam przed nim, chociaż przynosił mi słodycze. Matka nie rozumiała, dlaczego zwiewam, aż go nakryła, jak tłukł żonę i miał z tego seksualną przyjemność. Kiedyś powiedziałam, że tata czerwony, a matka się śmiała na całe gardło. Naszłam ich wtedy, jak myślę, na figlowaniu.
-Sinko, dobieraj tematykę.
-Co? Ach, przepraszam. Spróbuję. Strasznie się porobiło, jak zaczęłam dojrzewać. Sam widzisz, że się nie da! Pierwszy klejnot jaki utkałam też ma związek z miłością. Był wielki, czerwony i składał się z pragnień mojego kawalera. Zrobiłam go, jak się do mnie dobierał. To miał być nasz pierwszy raz. Mam ten namacalny dowód jego atencji do dziś. Uciekł potem zresztą, wystraszył się panny o błędnym wzroku. A moje dziewictwo kto inny dostał w prezencie. - Śmiała się, wspominając a on chłonął ją oczami. - Mało wtedy nie padłam trupem. Leżałam nieprzytomna trzy dni, a jak doszłam do siebie, to mnie matka wysłała do Korth. Byłam tam dziesięć lat. Byłeś w Korth?
-Byłem. Piękne morze i plaże.
-Wyśmienite, prawda? Przewodniczki połapały się co jest z kolorami, tkaniem, ale trwało trochę, zanim nauczyły mnie nad tym panować. I na ogół dobrze sobie radzę.
-Na ogół?
-Nie daję się tak łatwo złapać, jak tobie. - Spojrzała na niego z uśmiechem. Wargi miał spękane, jakby od wiatru. - Kiedyś w Korth tkałam bardzo często, nawet dla zabawy. Przewodniczki z Rady były zachwycone. Oczekiwały, że jak skończę naukę, to na zawsze tam zostanę. Nie miałam zamiaru wracać do domu, ale ojciec przyjechał i mnie namówił, zabrał. Nie na siłę, nie. Kochałam go strasznie, bardziej niż matkę. Żałowałam potem powrotu, bo nie była zadowolona z tego, jaka wyrosłam. Pognała mnie strasznie. - Patrzył jak jej błyszczą oczy, jak na usta wylewa się czuły uśmiech i zazdrościł jej tego wspomnienia. - Lata się uczyłam kontrolować zachcianki, bo w Korth, to różnie bywało. Przewodniczki z Rady pozwalały mi na wiele za klejnoty. W domu nie tkałam już każdemu, kto chciał i z byle czego. Rada była wściekła, bo dostawały krocie za te moje kamyki. A każdy lubi pieniądze... Próbowały mnie ściągnąć z powrotem, ale ojciec wtedy umierał, matka rozpaczała. Nie umiała mu pomóc, chociaż innych leczyła. Jak umarł, wpadła w taką ogromną rozpacz. Masz jeszcze rodziców Khaben? Nie? To wiesz jak to boli, kiedy umierają, nie?
-Miało być wesoło, Sinko.
-Wesoło... Matka miała rację. - Wróciła do tematu. - Ten dar jest cenny, nie powinnam go trwonić, nadużywać. Tym bardziej, że to mnie naprawdę osłabia. Może nawet zabić. Więc się kontroluję, unikam intensywności, wyciszam się. Innych też umiem uspokoić. Czasami zdarza się, że wciągnie mnie ktoś tak mocny jak ty. I wtedy nie ma sposobu, żeby się uwolnić. Widziałeś sam.
Staruchy kazały mi to tkanie wykorzystać. Jakoś tak zanęcić, żebyś wpadł. Udać chorą, osłabioną, żebyś się czuł winny. Moglibyśmy się pocieszać, mocno, skutecznie... Mogłabym okręcić cię wokół palca i nigdy nie puścić. Sam widzisz, że to by było możliwe, że inaczej teraz patrzysz na świat. Potrzebujesz nowych uczuć, bo wiele straciłeś. Ale nie chciałam tak, tak oszukanie. Nie tak.
-A inaczej?
Zamknęła oczy i milczała.
-Sinka, a inaczej?
-Między nami Khaben - spojrzała poważnie - nie może być inaczej. Bo niby jak? Mam zapomnieć, kim jesteś i coś tu zrobił? Teraz czuję ciągle twój ból, żałuję ciebie, ale co będzie za miesiąc? Oboje mamy bałagan w głowach. Musimy poukładać uczucia, bo są zmieszane jak karty po tasowaniu, cała talia wymieszana. Potem spróbuję nie dostrzegać twoich barw.
-Możesz tak?
-Nauczyłam się. Omijam je, nie widzę, wiem, że są, ale nie czytam ich ciągle. To tak jak dźwięk, który ci cały czas towarzyszy. Przestajesz go słyszeć. Ja przestaję widzieć kolory.
-Ale mój widziałaś.
-I widzę ciągle.
-Będziesz ze mną szczera?
-A nie jestem?
-Jesteś, przepraszam. Powiedz, wiesz o czym myślałem, kiedy dodawałem barwy, tę czerwień i biel?
-Ja tylko czuję, nie widzę nic w twojej głowie, nie wiem o kim myślisz, o czym myślisz. Klejnot nie powstaje z obrazów, powstaje z uniesień, wzruszeń, ekscytacji, namiętności, pragnień... Powiesz o czym myślałeś?
-Najpierw o tobie, o naszej wieczornej rozmowie, kiedy dotknąłem twoich włosów. Potem o spotkaniu w sadzie, o jabłoniach. Mojej matce w ogrodzie różanym. I zabawie w ptaki.
-Same miłe rzeczy. Z kim się bawiłeś?
-Chciałem ci o tym powiedzieć już wcześniej, ale mnie zaatakowałaś i się nie udało. Pół dnia ryby wyciągałem spod lodu i głowiłem się, co i jak wyznać. I nic nie wymyśliłem. Same frazesy, jakieś formułki idiotyczne, banały. Jakie to głupie, jedna z najwspanialszych chwil w życiu, a w głowie same bzdety. To zdecydowałem, że opowiem ci o czym myślałem.
-Z kim się bawiłeś?
-Cii, bo rzeczywistość mnie dopada.
Milczeli chwilę. Oboje nie chcieli już drążyć tematu swoich uczuć, wspomnień, myśli.
-Sinko, rzuć koło ratunkowe.
-Opowiedz mi o Kharze. Nigdy tam nie byłam. Podobno same góry?
Siedzieli do świtu, gadając o wszystkim i o niczym, zjedli wszystko oprócz czerwonych glutów i wypili kilka dzbanków lipowego naparu z miodem.
-Już rano. Skończył się nam czas, Khaben.
-Każde wraca do siebie?
-Właśnie.
-Wyjadę na czas do równonocy. Zostawię Monaha, żeby was dalej uczył.
-Dobrze, jak chcesz.
-Nie wiem, czy chcę, ale tak będzie lepiej.
-Z pewnością tak będzie lepiej.
-Sinko, spójrz na mnie. Chcę cię o coś prosić.
-Tak?
-Dwie rzeczy.
-Yhym.
-Nie płacz.
-Żal mi. Jak stąd wyjdziemy, to zamkniemy tę książkę na zawsze. Drugi raz jej nie otworzymy. Szkoda mi tego, ale nie martw się, zawsze tak mam po tkaniu. Przewodniczki mówiły - rozchwianie emocjonalne. Płaczę, śmieję, złoszczę i cieszę na przemian. Parę dni i będzie dobrze. A druga prośba?
-Nie było jeszcze prośby.
-A o płacz?
-To się nie liczy. Pierwsza: Nie zapomnij o tej nocy, obiecaj. Ja nie zapomnę. Ale tam za drzwiami, ona nie będzie nic znaczyć. Będzie we mnie, ale niczego nie zmienię, nie zrobię nic, nic co by nas zbliżyło. Inaczej nie mogę. Rozumiesz to, prawda?
-Tak.
-Nie płacz.
-Nic nie poradzę. Rozchwianie emocjonalne. A druga?
-Wydmuchaj nos i nie płacz.
-Nie mam chusteczki.
-Masz. - Poczekał, aż trąbienie ustało.- Już?
-No.
-Podnieś głowę. - Poczekał, bo trudno jej to przychodziło. - Jesteś piękną kobietą. Byłoby nam wspaniale, gdybyś tylko mogła, czy chciała mnie przyjąć. Czujesz to, prawda?
-Tak, tak myślę. A prośba?
-Tak pragnę cię pocałować... Pozwolisz mi?
Dech jej zaparło. Opuściła głowę. Czuła w piersi kołatanie serca, ścisk w dole brzucha. Całą noc miała przed oczyma jego wargi. Myślała o dolnej, nieco większej niż u Drainów, jakby obrzmiałej, cięższej. Kiedy się uśmiechnął parę godzin wcześniej, spierzchnięta skóra pękła i wykwitła na niej kropelka krwi. Starła ją palcem, a on tłumaczył, że to od mrozu i wiatru. Przypomniała sobie mimowolne drgnienie warg, prawie poczuła jego chęć, by palec uchwycić zębami, wsunąć w usta, zbadać językiem, possać, ukąsić lekko...
-Tak.
Wyciągnęła dłoń i dotknęła jego policzka. Wplotła palce we włosy. Był o wiele wyższy, wspięła się, by dosięgnąć jego ust. Były nieco szorstkie. Pocałował ją delikatnie, rozchylając wargi. Odsunął się o kilka centymetrów, omiótł jej twarz badawczym spojrzeniem, ujął w obie dłonie i pocałował znowu. Tym razem mocno i natarczywie. Nie wzbraniała się, dała się ponieść pragnieniu pieszczoty. Nie spieszyli się. Dali sobie czas na porządny, długi pocałunek. Trudno mu było oderwać się od niej, zostawić miękkie wargi i giętki język, ale uciekła, chowając głowę na jego piersi. Pogłaskał jej włosy, niesforne loki oplotły mu palce, jakby go chciały przytrzymać.
-Czy kiedyś zobaczę jak naprawdę wyglądasz, Khaben?
-Może? Ale wątpię.
Pokiwała głową i odsunęła się. Jak trudno było zrobić jeden krok w tył. Przyjrzała się jego aurze, ale nie potrafiła określić, co czuł. Lśnił nerwowo, barwy mieszały się, nakładały na siebie. „Całkiem jak ja.” pomyślała. Nie potrafiła nazwać połowy emocji, jakie pojawiły się w niej podczas tego spotkania. A to na końcu... Ruszyła do drzwi.
-Może jednak? Kiedyś?
-Może.
Zamknęła za sobą tajemne przejście.
Wyjechał, a ona wpadła w wir przygotowań do święta zimowego przesilenia.
2
powiedział donośnie/prawie zakrzyczałpowiedział zbyt głośno
1)chyba trochę się znają, więc powinna rozpoznać go po głosie. Coś w stylu dzwonienia na domowy i pytania się ,,gdzie jesteś?"Khaben Khar, jesteś? – Weszła spokojnie, z ukłonem
2)Spokojnie odnosi się do tępa wchodzenia(tj powolne) czy do jej nastawienia? Z ukłonem zamieniłbym na ,,kłaniając się"
Masakra przecinkiem mechanicznym, postaraj się jakoś to zmienić, proponuję zdecydować pomiędzy ,,Sinka" a ,,pani" i użyć tylko jednego z nich.Sinko, pani, widzę, że
-powiedział wskazując na poduchy/krzesło/fotel/hamak/pole antygrawitacyjne. Czasem musisz coś dodać bo twoje postaci tylko mówią, a nie wykonują żadnych gestów, brak im mimiki.Siadaj, proszę
,,im" za ,,zmienić".że czas im zmienić miejsce zamieszkania, że ich
,,bo ich"
Czyżby zmieniła płeć(znowu)?że tym bardziej chciał
Podkreślone jest niepotrzebne.Pomyślała, że uśmiechał się jak chłopiec, któremu udała się psota
Odbyłem.Miałem z nimi kilka bardzo ciekawych rozmów
Przeczytaj sobie drugie zdanie i postaw się w sytuacji czytelnika. Nie ma szans na zrozumienie za pierwszym razem.Co te jędze ci zrobiły? Okropnie musiało boleć, bo ten dźwięk, krzyk twój był jak skowyt strasznie krzywdzonego zwierzęcia.
i nikogo(przy tobie) nie było
Poważnie zastanów się nad tym zdaniem.Kolacja była z żołnierskiej kuchni
Po wstępie(1 linijka) wszyscy spodziewają się wypowiedzi kucharza(czy kogoś tam) a tu ni z tego, ni z owego odzywa się władca.coś w nim pomieszał, czegoś dosypał i odwrócił się do nich.
-Monah, jak długo mi służysz?
-Szósty rok, panie.
Szyk plus kolejny przykład na to, że twoje postacie potrafią się teleportować, był przy stole, a tu nagle jest przy drzwiach- musisz napisać, że do nich podszedł/aż drzwi za ordynansem się zamknęły i przekręcił klucz
Nie boję się- zdecydowanie jest to niezbędne.Nie boję.
Niepotrzebna przerwa, niech powie od razu ,,chętnie"więc... Chętnie
Eee, czyli że co zrobiła?podniosła do niego głowę
Wywalamy.Przyznał się, choć niechętnie
Szyk.noc może
Zjedzenie śniadania to dobry powód bycia głodnym. ,,Nie miałem nic w ustach od czasu śniadania"Jestem strasznie głodny! Ostatnio jadłem śniadanie
Może jestem starodawny, ale klejnotów się nie tka. Jeśli jest to niekamień to wtedy piszesz Klejnot.przy tkaniu klejnotu
Przeczytaj i popraw.żebym sobie poszedł, obraził się i poszedł
przez twoje dotknięcie.Wiosną w sadzie pod twoim dotknięciem umarły kwiaty
Chyba jej się gwarowo wymskło.kot jet bury
,,brwi dając do zrozumienia, że nie rozumie ani jednego jej słowa"czy cuś.Uniósł brwi w niezrozumieniu
pochylały.pochyły się jakby były zainteresowane
,,Myślę, że chodzi o to miejsce" Ja jest niepotrzebne, no i reszta bardziej składnie brzmi.Ja myślę, że to raczej miejsce
Jej matka teżMatka też nie wiedziała, ani jej matka
się na mnie zdenerwował byłsię zdenerwował na mnie był
wywal.ale znam takie mistrzynie
Człowiecze łaskawy pisz tak, żeby po pierwszym przeczytaniu czytelnik mógł wyobrazić sobie to o co ci chodziło, a nie kamyki w kopertach.Posłaniec przedarł się z listami, a w nich były same gruzy
Jak nożem, odnosisz się do rzeczy ciętej, a noże cięte bywają rzadko.Ty mnie całą pociąłeś, jak nóż
To miałoby sens gdyby chodził w pelerynie niewidce.I chcę zobaczyć, jak wyglądasz
Zdecyduj się czy on jest, czy był.też ma związek z miłością. Był wielki
Wstawiłaś coś- dobrze. Jest zupełnie nie na temat i nic nie wprowadza- bardzo źle. Czyli wychodzi na minus, więc albo wywal, albo rozwiń.Wargi miał spękane, jakby od wiatru
Strasznie denerwujący szyk stosujesz i jeszcze czytanie to utrudnia.Lata się uczyłam
wywalwpadła w taką ogromną rozpacz.
o kim i o czym myślisz.o kim myślisz, o czym myślisz
już świta.Już rano
Wywal.Nie wiem, czy chcę, ale tak będzie lepiej.
-Z pewnością tak będzie lepiej.
zamkniemy ten rozdział życia.to zamkniemy tę książkę na zawsze
Lelum polelum to był horror w najprawdziwszej postaci.
1)Czas- skaczesz często o kilka godzin ,,bez uprzedzenia", albo chociaż jakiejś wzmianki w stylu,,mówiła, a na niebo wkraczał księżyc"
2)Emocje- tak dokładniej to chodzi mi o ich brak. Gdybyś wpisała swoje dialogi do programu typu Ivona, to uwierz, że dokładnie tak samo brzmi to w myślach czytelnika. W ogóle nie wiadomo czy postać jest smutna, czy wesoła.
3)Gesty i czynności- Znowu brak ich opisu. Przykład: Kiedy pili herbatę w ciągu dwóch następujących po sobie zdań zdążyłaś ją nalać i spytać o dolewkę.
4)Szyk- zdecydowanie subiektywna opinia, może inni mają go za plus. Dla mnie jest męczący i utrudnia czytanie.
5)Opis mimiki- znowu brak.
6)Temat rozmowy- rozmawiali o wszystkim, a niczego porządnie nie rozwinęłaś.
Czytało mi się źle, ale przynajmniej pomysł jest w miarę sensowny i nie ma ortów i intów:P
3
To takie: "Kochanie jesteś?", chociaż samochód męża stoi pod domem. Czepialski.zaqr pisze:Cytat:
Khaben Khar, jesteś? – Weszła spokojnie, z ukłonem
1)chyba trochę się znają, więc powinna rozpoznać go po głosie. Coś w stylu dzwonienia na domowy i pytania się ,,gdzie jesteś?"

Ona wie, że on tam jest, że czeka na nią. Umówili się przez Monaha. Jej słowa to takie zagajenie. Wcześniej działo się wiele różnych dziwnych rzeczy między nimi, więc nie wie czego się spodziewać. Nie ma tego w tym rozd.
Chochlik literę zżarł i tyle. Czepialski.zaqr pisze:Cytat:
kot jet bury
Chyba jej się gwarowo wymskło.

Sinka tka. Tkaczka z niej jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna. Opis tego co robi jest parę rozdz. wcześniej. Czepialski.zaqr pisze:Cytat:
przy tkaniu klejnotu
Może jestem starodawny, ale klejnotów się nie tka. Jeśli jest to niekamień to wtedy piszesz Klejnot.

Jak czytelnik pomyśli, to się świat nie zawali! Byłam pewna, że ktoś to poprawi!zaqr pisze:Cytat:
Posłaniec przedarł się z listami, a w nich były same gruzy
Człowiecze łaskawy pisz tak, żeby po pierwszym przeczytaniu czytelnik mógł wyobrazić sobie to o co ci chodziło, a nie kamyki w kopertach.
To ma sens, bo Kharowie to dość dziwaczne persony. Jak to w fantasy. Można różne cuda wymyślić, co nie?zaqr pisze:Cytat:
I chcę zobaczyć, jak wyglądasz
To miałoby sens gdyby chodził w pelerynie niewidce.
Nie będę się dalej rozwijać.
Dzięki zagr! Na pewno przeanalizuję.
Co do opisu uczuć, mimiki itp? Hmmm. Przemyślę. Chociaż sama wolę... Ale co za znaczenie ma, co ja wolę. Dzięki raz jeszcze.
zaqr pisze:Spokojnie odnosi się do tępa wchodzenia(tj powolne) czy do jej nastawienia?
Buziaczki.
4
Może najpierw parę spraw związanych z logiką tekstu.
Tak samo nie pasuje mi tu ta sytuacja opowiedziana: nad Sinką znęcają się (publicznie! Na korytarzu!) jakieś dwie staruchy – i co? Khar musi interweniować? A gdzie jej własny autorytet, jej pozycja w grupie?
Jest w tym jakaś sprzeczność: przewodniczka wydaje się funkcją ważną w społeczeństwie Drainów, Sinka ma umiejętności niebagatelne i cenione (możliwość materializowania dusz zmarłych, potwierdzana rytuałem – już to wystarcza, żeby wzbudzała trwogę, a nie politowanie) – i raptem okazuje się odmieńcem, publicznie poniewieranym.
Dziewczyna sama może uważać swój dar za ciężar, może sądzić, że bez niego jej życie byłoby o wiele lepsze – ale to inna sprawa.
A jeśli chodzi o dialogi: tekst jest długi, ponad 24 000 znaków – to więcej niż 13 stron standardowego wydruku, cały rozdział, który składa się prawie wyłącznie z dialogów. Ja wiem, że w życiu, jeśli dwie osoby przegadają ze sobą całą noc, to zapis ich rozmów byłby znacznie dłuższy. Tutaj jednak potrzebna byłaby jakaś kondensacja.
No i czasem zdarzają Ci się wtrącenia z innej bajki. Podam tylko jeden przykład.
Generalnie, za wiele spraw poruszasz w trakcie tej rozmowy. Tak się zastanawiałam, czy cały fragment o ukaranych kobietach nie powinien w ogóle znaleźć się w innym miejscu tekstu. To jest bardzo konkretna sprawa, odrębna całość. Oczywiście, to Ty konstruujesz tekst tak, żeby cała akcja przebiegała sprawnie, ale takie nagromadzenie rozmaitych wątków sprawia, że rozmowa nie ma właściwie punktu kulminacyjnego. W życiu jest to sytuacja aż nazbyt często spotykana, ale w literaturze można by jej uniknąć...
Raczej na odwrót. Ktoś czeka, złości się – i wtedy pukanie do drzwi.dorapa pisze:Pukanie do drzwi było ciche i jakby nieśmiałe. Czekał na nią od godziny, niecierpliwiąc się coraz bardziej.
To się jednak nie klei jako zagajenie rozmowy. Jest takie… gapowate. Czytałam Twoje wyjaśnienie, ale mnie nie przekonuje.dorapa pisze:Proszę - powiedział zbyt głośno i wstał.
-Khaben Khar, jesteś? – Weszła spokojnie, z ukłonem
Dlaczego: pani? Dalej są ze sobą na ty. Jeśli to ma być retoryka grzecznościowa typu: o pani, pozwól, że złożę ci w darze… , to powinna być stosowana konsekwentnie. Jeśli uważasz, że to zbyt sztuczne, możesz sobie w ogóle darować.dorapa pisze:Sinko, pani, widzę, że zdecydowanie lepiej z twoim zdrowiem.
Nie bardzo to rozumiem. Dziewczyna w społeczności Drainów piastuje funkcję, i to nie byle jaką: jest Przewodniczką (z wielkiej litery!), a tu nagle – dziwadło? Zdaje się, że Draini potrafią doskonale zagospodarować osoby obdarzone zdolnościami, powiedzmy, paranormalnymi. Przewodniczki to cała grupa kobiet i mają różne zdolności, więc skąd raptem to kuku na muniu? Znane są z literatury osoby obdarowane i nie zrozumiane, nawet odrzucone – Kasandra, prorocy Izraela – ale im nikt nie powierzał żadnych funkcji, nie kazał przewodzić, nie dopuszczał do sprawowania ważnych rytuałów.dorapa pisze:-Różnie może być, bo widzisz Khaben, ja nawet dla Drainów jestem dziwadłem. Wielkim odmieńcem. Niektórzy się mnie boją, inni nienawidzą. Tylko tutaj nikt nie zwraca uwagi na moje kuku na muniu. Przyzwyczaili się, czasami nawet zapominają, jaki ze mnie numer.
Tak samo nie pasuje mi tu ta sytuacja opowiedziana: nad Sinką znęcają się (publicznie! Na korytarzu!) jakieś dwie staruchy – i co? Khar musi interweniować? A gdzie jej własny autorytet, jej pozycja w grupie?
Jest w tym jakaś sprzeczność: przewodniczka wydaje się funkcją ważną w społeczeństwie Drainów, Sinka ma umiejętności niebagatelne i cenione (możliwość materializowania dusz zmarłych, potwierdzana rytuałem – już to wystarcza, żeby wzbudzała trwogę, a nie politowanie) – i raptem okazuje się odmieńcem, publicznie poniewieranym.
Dziewczyna sama może uważać swój dar za ciężar, może sądzić, że bez niego jej życie byłoby o wiele lepsze – ale to inna sprawa.
A jeśli chodzi o dialogi: tekst jest długi, ponad 24 000 znaków – to więcej niż 13 stron standardowego wydruku, cały rozdział, który składa się prawie wyłącznie z dialogów. Ja wiem, że w życiu, jeśli dwie osoby przegadają ze sobą całą noc, to zapis ich rozmów byłby znacznie dłuższy. Tutaj jednak potrzebna byłaby jakaś kondensacja.
dorapa pisze:-Khaben...
-Sinko...
-Nie powiesz mi?
-Nie.
dorapa pisze:-Nie smakuje ci?
-Raczej smakuje.
-Raczej?
-Nie próbowałeś tego. - Wskazała czerwone coś.
-Bo nie lubię. Ale...
Sporo jest takiej waty słownej, która tylko rozpycha dialogi, niewiele do nich wnosząc. Ludzie porozumiewają się przecież także gestami, spojrzeniami, mimiką, a Ty pozostawiasz wszystko w dialogach, zrezygnowałaś prawie całkowicie z narratora, z opisu, z czegoś, co budowałoby atmosferę tego spotkania.dorapa pisze:-Dobrze, jak chcesz.
-Nie wiem, czy chcę, ale tak będzie lepiej.
-Z pewnością tak będzie lepiej.
-Sinko, spójrz na mnie. Chcę cię o coś prosić.
-Tak?
-Dwie rzeczy.
-Yhym.
-Nie płacz.
No i czasem zdarzają Ci się wtrącenia z innej bajki. Podam tylko jeden przykład.
To jest język wspólczesnej publicystyki.dorapa pisze:Przewodniczki mówiły - rozchwianie emocjonalne
Generalnie, za wiele spraw poruszasz w trakcie tej rozmowy. Tak się zastanawiałam, czy cały fragment o ukaranych kobietach nie powinien w ogóle znaleźć się w innym miejscu tekstu. To jest bardzo konkretna sprawa, odrębna całość. Oczywiście, to Ty konstruujesz tekst tak, żeby cała akcja przebiegała sprawnie, ale takie nagromadzenie rozmaitych wątków sprawia, że rozmowa nie ma właściwie punktu kulminacyjnego. W życiu jest to sytuacja aż nazbyt często spotykana, ale w literaturze można by jej uniknąć...
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
5
Dzięki rubia!
Wiem, że ta rozmowa jest długa, w kolejnej wersji będzie zatem nieco okrojona, ale byłam bardzo ciekawa waszych uwag, więc wrzuciłam. I dobrze zrobiłam. Pomagają mi takie uwagi.
Piszesz o wypowiedzi Sinki:
Poza tym:
Sinka przychodzi na rozmowę z Khabenem po chorobie, bo dwie staruchy, o które wypytuje, potraktowały ją bolesną torturą. Nie chciała zrobić tego, czego od niej oczekiwały - zaciągnąć go do łóżka. Postawiła się, więc ją "stłukły" (choć Markusza wolała ją zabić) i poszły. On podsłuchał ich rozmowę, zobaczył ją w dziwnym stanie i zaniósł do innych Przewodniczek, bo nie wiedział co zrobić. One mu powiedziały "niechcący" kim są staruchy i uwolniły w ten sposób Sinkę od nich. Ale oczywiście o tym nie mogłaś przeczytać.
To widać wyszło bardzo skomplikowane, skoro tyle wątpliwości. Nie będę tłumaczyć, bo bym musiała opowiedzieć kim one są, skąd, dokąd, po co, dlaczego... Sama rozumiesz, że to nie miejsce na opowiadanie historii Przewodniczek i ich związków z Kharami.
Tak naprawdę staruchy nadzorowały Sinkę, były jej "zwierzchniczkami". Sinka jeszcze nie stoi wysoko w ich hierarchii, również z tego powodu, że wycofała się z życia w Korth, przestała pomagać Radzie. Wiele Przewodniczek spędza życie w domu, spokojnie z mężem, dziećmi i nie dokonują niczego wielkiego, choć mają swoje zdolności. Nie są wojowniczkami. Nie walczą. Choć Sinka zabije kogoś na oczach Khabena. I zaprzepaści tym prawie wszystko, bo go wystraszy!
Ale to wszystko nie na temat. Nie powinnam tego w ogóle pisać...
)
Pomyślę nad tym co piszesz. I proszę o analizę innego dialogu za dwa tygodnie. Miłego!
[ Dodano: Nie 13 Lut, 2011 ]
rubia, zagr - pogrzebałam trochę we fragmencie i proszę o rzut okiem:
-Siedzisz tam sobie, a ja widzę dookoła całego ciała taką poświatę. O na tyle mniej więcej! - Pokazała dwa palce. - Lśnisz, mocnej, słabiej, ale nieustannie.
-Jaki mam kolor?
-Nie powiem.- Pokręciła głową z przepraszającym uśmiechem.
-Ale on coś ci mówi, prawda?
-Tak.
-Co?- naciskał.
-Nie wiesz, co czujesz, jaki teraz jesteś? No, spokojny, zdenerwowany, czy jakiś inny? - Widział, że próbuje go zbyć. - Sam wiesz najlepiej. Po co mam ci mówić? Widzę jakiś kolor, ale mogę się tylko domyślać. Jeden jak się denerwuje to jest żółty, jak Draleph, inny wściekle różowy. Czasami kolory mylą.
-Jestem podniecony tym co słyszę, twoją obecnością. Staruchy powiedziały, że się tobie podobam. - Wypalił nagle, aż oblała się rumieńcem. Pochylił się do niej. Widziała ciemne oczy, pasmo włosów, które zsunęło się na policzek, spękane wargi. - Mówiły prawdę? Bądź szczera, ja muszę być, bo jeśli jest tak, jak mówisz i nie okłamujesz mnie z tymi barwami, to czytasz we mnie jak w księdze.
-Nie kłamię. - Nic ponad szept nie chciało wydostać się z jej krtani. Opuściła głowę, patrzyła na swoje dłonie, nerwowo splątane palce. "Czy widzi, jak bardzo się denerwuje?" pomyślała spłoszona.
-To odpowiedz. Mówiły prawdę? - Wpił niecierpliwe oczy w jej usta, czekając, co powie.
-Tak. - Podniosła głowę i potwierdziła, zawstydzona. - Tak, podobasz mi się. Przeraża mnie to, bo w końcu jesteś moim wrogiem, ale nic na to nie poradzę, że myślę o tobie w wolnych chwilach i cieszę się, jak gdzieś spotykam, przynajmniej widzę. Jestem ciebie nieustająco spragniona. I chcę zobaczyć, jak wyglądasz. Czy taka szczerość wystarczy?
-A czy zgodzisz się, bym cię pocałował?
-Nie! - Była naprawdę zaskoczona.
Pokiwał głową, zdecydowanie w jej głosie, spowodowało, że wstał, odsunął się. Przeszedł się po pokoju i ostatecznie zatrzymał po drugiej stronie stołu.
-Usiądziemy w tym fotelu. Ja na dole, ty na górze, na mnie. Bez żadnych podtekstów. Nie będę się narzucał, ale bardzo pragnę czyjegoś ciepła, dotyku, obecności... Zgodzisz się na to?
-Na tej szmatce we dwoje?! - Nie umiała od razu odpowiedzieć, zaskoczył ją. - Ona wytrzyma nasz ciężar?
-Ona wytrzyma stado Kharów, nie tylko nas dwoje. Mogę?
Pokiwała głową, ale w oczach dostrzegł obawę. Pochylił się, był tak blisko, że czuła jego oddech na uchu, włosy ją załaskotały.
-Pomyśl, że jesteśmy przyjaciółmi. Choć milej by było, gdybyś pomyślała, że jesteśmy kochankami w chwilowej przerwie między... No, sama wiesz. Może byś się wtedy rozluźniła... Denerwujesz się, cały czas zaciskasz dłonie, ugniatasz tę chusteczkę. A ja bym chciał na dziś zawiesić broń. Na te kilka godzin, do świtu. Spróbujesz?
Zalała ją fala emocji, a serca załomotało. Mogła się okłamywać, że nic dla niej nie znaczył. Udawać, ile chciała, że to tylko zadanie nakazane jej przez Radę. Próbowała to robić, ale jej ciało i tak reagowało po swojemu. Mówiło jej całą prawdę. Kiwnęła głową, nie patrząc mu w oczy, więc wziął ją na ręce i usiadł w wielkim kharskim fotelu. Zawierciła się, poprawiła. Nie wiedziała, jak się usadowić, żeby nie opierać się tak jednoznacznie. Dostrzegła wreszcie, że inaczej się nie da, po prostu musi być bardzo blisko, właściwie prawie leżeć na nim. Czy dlatego wybrał ten dziwny mebel - kilka belek połączonych płachtą materii? Bliskość ją przerażała, bała się, że w pewnym momencie zapomni kim jest ten ciemnooki, przystojny mężczyzna. Może kiedyś poprosi go, by spędził z nią noc jako kochanek, ale jeszcze się bała. Jeszcze musiała go poznać, może po prostu posiedzieć u niego na kolanach? W Korth często brała kochanków, właściwie kiedy tylko chciała, ale on to było coś całkiem innego. Nie mogła zaliczyć go i iść dalej. Nie była w stanie. Khaben Khar to nie były nocne łowy.
Znosił cierpliwie jej wiercenie. Nie wyglądał na zachwyconego, kiedy kolejny raz zaczynała zmieniać pozycję, ale czekał spokojnie, z twarzą bez wyrazu. Zauważyła już niejeden raz, że robił tak, kiedy chciał coś ukryć. „Zmiata swoje emocje pod skórę.” pomyślała kiedyś i chyba miała rację.
-Nigdy nie byłaś tak blisko mnie, Przewodniczko. - stwierdził, kiedy wreszcie zamarła.
-Nie pozwoliłbyś mi na to, Generalny Dowódco. I nie wiem, czy bym miała odwagę.
-Tytuły odgradzają nas od siebie, prawda?
-Jakby ktoś stawiał mur. - Przytaknęła. - Dwa światy przedzielone rzeką, bez mostu. Draini nie chcą, byśmy..
-Nie mówmy o tym co za drzwiami – poprosił zdecydowanie. - Dobrze? Po to je zamknąłem. Opowiedz mi więcej o kolorach.
Czy lepiej?
Wiem, że ta rozmowa jest długa, w kolejnej wersji będzie zatem nieco okrojona, ale byłam bardzo ciekawa waszych uwag, więc wrzuciłam. I dobrze zrobiłam. Pomagają mi takie uwagi.
Zawsze się zawieszę na dialogu bez narracji, jakby w dramacie.rubia pisze:Ludzie porozumiewają się przecież także gestami, spojrzeniami, mimiką, a Ty pozostawiasz wszystko w dialogach, zrezygnowałaś prawie całkowicie z narratora, z opisu, z czegoś, co budowałoby atmosferę tego spotkania.
Piszesz o wypowiedzi Sinki:
Myślałam, że to dość jasne... Sinka nie jest zbyt pewna siebie, gubi się w swoich uczuciach w stosunku do Khabena, więc kiedy ma mu o sobie opowiedzieć, to próbuje zacząć tak z głupia frant, ale widać nie można się tego domyślić. Trzeba dopisać wiele słów, by to wyjaśnić. OK - dzięki. To dla mnie ważne spostrzeżenie.rubia pisze:Nie bardzo to rozumiem. Dziewczyna w społeczności Drainów piastuje funkcję, i to nie byle jaką: jest Przewodniczką (z wielkiej litery!), a tu nagle – dziwadło? Zdaje się, że Draini potrafią doskonale zagospodarować osoby obdarzone zdolnościami, powiedzmy, paranormalnymi. Przewodniczki to cała grupa kobiet i mają różne zdolności, więc skąd raptem to kuku na muniu? Znane są z literatury osoby obdarowane i nie zrozumiane, nawet odrzucone – Kasandra, prorocy Izraela – ale im nikt nie powierzał żadnych funkcji, nie kazał przewodzić, nie dopuszczał do sprawowania ważnych rytuałów.
Poza tym:
Sinka przychodzi na rozmowę z Khabenem po chorobie, bo dwie staruchy, o które wypytuje, potraktowały ją bolesną torturą. Nie chciała zrobić tego, czego od niej oczekiwały - zaciągnąć go do łóżka. Postawiła się, więc ją "stłukły" (choć Markusza wolała ją zabić) i poszły. On podsłuchał ich rozmowę, zobaczył ją w dziwnym stanie i zaniósł do innych Przewodniczek, bo nie wiedział co zrobić. One mu powiedziały "niechcący" kim są staruchy i uwolniły w ten sposób Sinkę od nich. Ale oczywiście o tym nie mogłaś przeczytać.
To widać wyszło bardzo skomplikowane, skoro tyle wątpliwości. Nie będę tłumaczyć, bo bym musiała opowiedzieć kim one są, skąd, dokąd, po co, dlaczego... Sama rozumiesz, że to nie miejsce na opowiadanie historii Przewodniczek i ich związków z Kharami.
Tak naprawdę staruchy nadzorowały Sinkę, były jej "zwierzchniczkami". Sinka jeszcze nie stoi wysoko w ich hierarchii, również z tego powodu, że wycofała się z życia w Korth, przestała pomagać Radzie. Wiele Przewodniczek spędza życie w domu, spokojnie z mężem, dziećmi i nie dokonują niczego wielkiego, choć mają swoje zdolności. Nie są wojowniczkami. Nie walczą. Choć Sinka zabije kogoś na oczach Khabena. I zaprzepaści tym prawie wszystko, bo go wystraszy!
Ale to wszystko nie na temat. Nie powinnam tego w ogóle pisać...

Pomyślę nad tym co piszesz. I proszę o analizę innego dialogu za dwa tygodnie. Miłego!
[ Dodano: Nie 13 Lut, 2011 ]
rubia, zagr - pogrzebałam trochę we fragmencie i proszę o rzut okiem:
-Siedzisz tam sobie, a ja widzę dookoła całego ciała taką poświatę. O na tyle mniej więcej! - Pokazała dwa palce. - Lśnisz, mocnej, słabiej, ale nieustannie.
-Jaki mam kolor?
-Nie powiem.- Pokręciła głową z przepraszającym uśmiechem.
-Ale on coś ci mówi, prawda?
-Tak.
-Co?- naciskał.
-Nie wiesz, co czujesz, jaki teraz jesteś? No, spokojny, zdenerwowany, czy jakiś inny? - Widział, że próbuje go zbyć. - Sam wiesz najlepiej. Po co mam ci mówić? Widzę jakiś kolor, ale mogę się tylko domyślać. Jeden jak się denerwuje to jest żółty, jak Draleph, inny wściekle różowy. Czasami kolory mylą.
-Jestem podniecony tym co słyszę, twoją obecnością. Staruchy powiedziały, że się tobie podobam. - Wypalił nagle, aż oblała się rumieńcem. Pochylił się do niej. Widziała ciemne oczy, pasmo włosów, które zsunęło się na policzek, spękane wargi. - Mówiły prawdę? Bądź szczera, ja muszę być, bo jeśli jest tak, jak mówisz i nie okłamujesz mnie z tymi barwami, to czytasz we mnie jak w księdze.
-Nie kłamię. - Nic ponad szept nie chciało wydostać się z jej krtani. Opuściła głowę, patrzyła na swoje dłonie, nerwowo splątane palce. "Czy widzi, jak bardzo się denerwuje?" pomyślała spłoszona.
-To odpowiedz. Mówiły prawdę? - Wpił niecierpliwe oczy w jej usta, czekając, co powie.
-Tak. - Podniosła głowę i potwierdziła, zawstydzona. - Tak, podobasz mi się. Przeraża mnie to, bo w końcu jesteś moim wrogiem, ale nic na to nie poradzę, że myślę o tobie w wolnych chwilach i cieszę się, jak gdzieś spotykam, przynajmniej widzę. Jestem ciebie nieustająco spragniona. I chcę zobaczyć, jak wyglądasz. Czy taka szczerość wystarczy?
-A czy zgodzisz się, bym cię pocałował?
-Nie! - Była naprawdę zaskoczona.
Pokiwał głową, zdecydowanie w jej głosie, spowodowało, że wstał, odsunął się. Przeszedł się po pokoju i ostatecznie zatrzymał po drugiej stronie stołu.
-Usiądziemy w tym fotelu. Ja na dole, ty na górze, na mnie. Bez żadnych podtekstów. Nie będę się narzucał, ale bardzo pragnę czyjegoś ciepła, dotyku, obecności... Zgodzisz się na to?
-Na tej szmatce we dwoje?! - Nie umiała od razu odpowiedzieć, zaskoczył ją. - Ona wytrzyma nasz ciężar?
-Ona wytrzyma stado Kharów, nie tylko nas dwoje. Mogę?
Pokiwała głową, ale w oczach dostrzegł obawę. Pochylił się, był tak blisko, że czuła jego oddech na uchu, włosy ją załaskotały.
-Pomyśl, że jesteśmy przyjaciółmi. Choć milej by było, gdybyś pomyślała, że jesteśmy kochankami w chwilowej przerwie między... No, sama wiesz. Może byś się wtedy rozluźniła... Denerwujesz się, cały czas zaciskasz dłonie, ugniatasz tę chusteczkę. A ja bym chciał na dziś zawiesić broń. Na te kilka godzin, do świtu. Spróbujesz?
Zalała ją fala emocji, a serca załomotało. Mogła się okłamywać, że nic dla niej nie znaczył. Udawać, ile chciała, że to tylko zadanie nakazane jej przez Radę. Próbowała to robić, ale jej ciało i tak reagowało po swojemu. Mówiło jej całą prawdę. Kiwnęła głową, nie patrząc mu w oczy, więc wziął ją na ręce i usiadł w wielkim kharskim fotelu. Zawierciła się, poprawiła. Nie wiedziała, jak się usadowić, żeby nie opierać się tak jednoznacznie. Dostrzegła wreszcie, że inaczej się nie da, po prostu musi być bardzo blisko, właściwie prawie leżeć na nim. Czy dlatego wybrał ten dziwny mebel - kilka belek połączonych płachtą materii? Bliskość ją przerażała, bała się, że w pewnym momencie zapomni kim jest ten ciemnooki, przystojny mężczyzna. Może kiedyś poprosi go, by spędził z nią noc jako kochanek, ale jeszcze się bała. Jeszcze musiała go poznać, może po prostu posiedzieć u niego na kolanach? W Korth często brała kochanków, właściwie kiedy tylko chciała, ale on to było coś całkiem innego. Nie mogła zaliczyć go i iść dalej. Nie była w stanie. Khaben Khar to nie były nocne łowy.
Znosił cierpliwie jej wiercenie. Nie wyglądał na zachwyconego, kiedy kolejny raz zaczynała zmieniać pozycję, ale czekał spokojnie, z twarzą bez wyrazu. Zauważyła już niejeden raz, że robił tak, kiedy chciał coś ukryć. „Zmiata swoje emocje pod skórę.” pomyślała kiedyś i chyba miała rację.
-Nigdy nie byłaś tak blisko mnie, Przewodniczko. - stwierdził, kiedy wreszcie zamarła.
-Nie pozwoliłbyś mi na to, Generalny Dowódco. I nie wiem, czy bym miała odwagę.
-Tytuły odgradzają nas od siebie, prawda?
-Jakby ktoś stawiał mur. - Przytaknęła. - Dwa światy przedzielone rzeką, bez mostu. Draini nie chcą, byśmy..
-Nie mówmy o tym co za drzwiami – poprosił zdecydowanie. - Dobrze? Po to je zamknąłem. Opowiedz mi więcej o kolorach.
Czy lepiej?
6
Trafiło Ci się w tym fragmencie trochę powtórzeń, chociaż niekoniecznie dosłownych, więc przydałoby się, gdybyś przejrzała tekst pod tym kątem.
Dobrze, że dorzuciłaś ten fragment o uczuciach Sinki, dosyc niejednoznacznych. Stała się dzięki temu bardziej wyrazista, no i wyszłaś poza jednostajność dialogów. Natomiast jeśli chodzi o siedzenie w jednym fotelu... we współczesnej obyczajowości jest to albo sytuacja z rodzaju dziecięco-familijnych, albo dość jednoznacznie erotyczna, jeśli protagonistami są osoby takie jak dojrzała fizycznie dziewczyna i obcy mężczyzna. Skoro wybierasz wersję trzecią, czyli przyjacielską (?) bliskość, oznaczałoby to, że Drainowie i Kharowie obyczaje mają dość swobodne. Mam nadzieję, że znajdzie to potwierdzenie w reszcie tekstu, a nie tylko w rozważaniach Sinki o różnicy między Khaben-kharem a rzeszą kochanków
I jeszcze jedno: narrator w Twoim tekście jest ukryty, teoretycznie więc wszystkowiedzący, ale zasadniczo prowadzisz narrację z punktu widzenia Sinki. I słusznie. Czasem jednak dość nieoczekiwanie każesz narratorowi wejść w skórę Khaben-khara, co zakłóca płynność narracji, gdyż po chwili znowu wracasz do Sinki:
Wiesz, ja nie studiowałam jednak polonistyki ani w ogóle żadnej filologii i to są tylko takie uwagi laika. Mnie po prostu interesują rozmaite światy wyobrażone, więc lubię opowieści z jakimś zapleczem, tłem i w ogóle z pomysłem, ale nie jestem kompetentnym fachowcem od analizy tekstów... Jednak wciągają mnie te Twoje rytuały, rozważania o kolorach, cała ta sfera "życia codziennego" Drainów.
Wiadomo, skoro pytał, to czekał na odpowiedź. Druga część zdania jest zbędna.dorapa pisze:Wpił niecierpliwe oczy w jej usta, czekając, co powie.
dorapa pisze:Na tej szmatce we dwoje?! - Nie umiała od razu odpowiedzieć, zaskoczył ją.
Za blisko siebie te dwa zaskoczenia, pierwsze mogłabyś odpuścić, to Nie! jest wystarczająco wyraziste.dorapa pisze:-Nie! - Była naprawdę zaskoczona
A nie mógłby po prostu zaproponować, że ją weźmie na kolana? Bo ta propozycja: "ja na dole, ty na górze" kojarzy się jednak z sytuacją mniej niewinnądorapa pisze:-Usiądziemy w tym fotelu. Ja na dole, ty na górze, na mnie.

dorapa pisze:Zawierciła się, poprawiła.
To wiercenie się jest takie trochę dziecinne, chociaż lepsze słowo nie przychodzi mi w tej chwili na myśl. Pewnie jednak istniejedorapa pisze:Znosił cierpliwie jej wiercenie

Kolokwialne.dorapa pisze:Nie mogła zaliczyć go i iść dalej.
Dobrze, że dorzuciłaś ten fragment o uczuciach Sinki, dosyc niejednoznacznych. Stała się dzięki temu bardziej wyrazista, no i wyszłaś poza jednostajność dialogów. Natomiast jeśli chodzi o siedzenie w jednym fotelu... we współczesnej obyczajowości jest to albo sytuacja z rodzaju dziecięco-familijnych, albo dość jednoznacznie erotyczna, jeśli protagonistami są osoby takie jak dojrzała fizycznie dziewczyna i obcy mężczyzna. Skoro wybierasz wersję trzecią, czyli przyjacielską (?) bliskość, oznaczałoby to, że Drainowie i Kharowie obyczaje mają dość swobodne. Mam nadzieję, że znajdzie to potwierdzenie w reszcie tekstu, a nie tylko w rozważaniach Sinki o różnicy między Khaben-kharem a rzeszą kochanków

I jeszcze jedno: narrator w Twoim tekście jest ukryty, teoretycznie więc wszystkowiedzący, ale zasadniczo prowadzisz narrację z punktu widzenia Sinki. I słusznie. Czasem jednak dość nieoczekiwanie każesz narratorowi wejść w skórę Khaben-khara, co zakłóca płynność narracji, gdyż po chwili znowu wracasz do Sinki:
Gdybyś napisała coś w rodzaju: Pokiwała głową, ale w głębi duszy obawiała się..., wtedy spójność narracji byłaby zachowana.dorapa pisze:Pokiwała głową, ale w oczach dostrzegł obawę. Pochylił się, był tak blisko, że czuła jego oddech na uchu, włosy ją załaskotały.
Wiesz, ja nie studiowałam jednak polonistyki ani w ogóle żadnej filologii i to są tylko takie uwagi laika. Mnie po prostu interesują rozmaite światy wyobrażone, więc lubię opowieści z jakimś zapleczem, tłem i w ogóle z pomysłem, ale nie jestem kompetentnym fachowcem od analizy tekstów... Jednak wciągają mnie te Twoje rytuały, rozważania o kolorach, cała ta sfera "życia codziennego" Drainów.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
7
Przeczytałem... nie, przeleciałem wzrokiem tekst, a właściwie najdłuższy i zarazem najgorszy dialog jaki moje oczy widziały. Koniec weryfikacji.
Uwagi te same co poprzednio, z tym, że wszystko x2. Lenistwo to rzecz fajna, prawda?
Odnoszę wrażenie, iż tylko tobie się twój tekst podoba i mimo pomocy ze strony czytelników dotyczących warsztatu i fabuły, ty się upierasz. Chociażbyś atrybuty i pauzy przy dialogach zrobiła poprawnie! Następny tekst - z braku weryfikacji, skończy w innym dziale, zakurzony i zablokowany.
Uwagi te same co poprzednio, z tym, że wszystko x2. Lenistwo to rzecz fajna, prawda?
Odnoszę wrażenie, iż tylko tobie się twój tekst podoba i mimo pomocy ze strony czytelników dotyczących warsztatu i fabuły, ty się upierasz. Chociażbyś atrybuty i pauzy przy dialogach zrobiła poprawnie! Następny tekst - z braku weryfikacji, skończy w innym dziale, zakurzony i zablokowany.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
8
[...]rzeczy niezwiązane z tekstem[...]
[ Dodano: Pon 14 Lut, 2011 ]
Nadal trudno pozdrowić.
Marti EDIT: Odpisałem na PW.
[ Dodano: Pon 14 Lut, 2011 ]
Pomożesz mi, jeśli napiszesz dlaczego, a nie zjedziesz za niby lenistwo.Martinius pisze:najgorszy dialog jaki moje oczy widziały.
Nadal trudno pozdrowić.
Marti EDIT: Odpisałem na PW.
Ostatnio zmieniony pn 14 lut 2011, 12:48 przez dorapa, łącznie zmieniany 1 raz.
9
To dotyczy mojej weryfikacji i uwagi dotyczącej tekstu. To raz. Zniechęciłaś mnie do weryfikowania twoich wypocin, więc pretensję kierować do lustra.doorapa pisze:Sz. Sz. W.
Czytanie Twoich odpowiedzi też! Więc jesteśmy kwita.
Odnośnie lenistwa:
To z poprzedniej weryfikacji - i możesz sobie porównać... ale zaraz... nie poprawiłaś bo nie czytałaś? W obu przypadkach to lenistwo!Martinius pisze:Znaczki się poprzyklejały - to już niechlujstwo...
- Idź! - Wypchnęła go za drzwi. - Nie biegnij!
Odnośnie dialogów:
Więc, jak widzisz, coś napisałem o tym.Martinius pisze:Siliłaś się na intelektualny dialog, coś co miało zmusić do myślenia, ale i kobieta i obcy rzucali puste zdania.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
10
Chyba masz rację. Poza tym zbyt współcześnie.rubia pisze:dorapa napisał/a:
Nie mogła zaliczyć go i iść dalej.
Kolokwialne.
Z fotelem pomyślę. Postaram się coś zakombinować.
Czyli zapraszam na kolejną odsłonę.
Pozdrawiam.
[ Dodano: Pon 14 Lut, 2011 ]
Między pracą a kolacją przestałam się złościć na jednego pana, bo inny dał mi pudełko woskowych, przedszkolnych kredek, żebym mogła Khara pomalować. Co za zwariowany dzień!
Kolejna odsłona tej samej sceny.
- Widzę dookoła ciała poświatę. O na tyle mniej więcej! - Pokazała dwa palce. - Lśnisz, mocnej, słabiej, ale nieustannie.
- Jaki mam kolor?
- Nie powiem – wymigiwała się, kręcąc głową.
- Ale on coś ci mówi, prawda?
- Tak.
- Co?- naciskał.
- Nie wiesz, co czujesz? No, spokój, zdenerwowanie, coś innego? - próbowała go zbyć. - Mam ci opowiadać co w tobie gra? Pewnie, że widzę jakieś kolory, ale reszty mogę się tylko domyślać, bo czasami mnie zwodzą, mimo że obserwuję ludzi tyle lat.
- Jestem zaskoczony tym co słyszę, podniecony twoją obecnością. Staruchy powiedziały, że się tobie podobam. - Wyznał, pochylając się do niej. Nagle był tak blisko. Ciemne oczy, pasmo włosów, które zsunęło się na policzek, spękane wargi. Oblała się rumieńcem. - Mówiły prawdę? Bądź szczera, ja muszę być, bo jeśli nie kłamiesz, to czytasz we mnie jak w księdze.
- Nie kłamię. - Nic ponad szept nie chciało wydostać się z jej krtani. Opuściła głowę, patrzyła na dłonie, splątane palce.
- To odpowiedz. Te jędze mówiły prawdę? - Wpił niecierpliwe oczy w jej usta.
- Tak - potwierdziła, zawstydzona. - Tak, podobasz mi się. Przeraża mnie to, bo jesteś moim wrogiem. Nic na to nie poradzę, że myślę o tobie w wolnych chwilach i cieszę się, gdy spotykam, widzę choćby z daleka, choćby minutę. Jestem ciebie nieustająco spragniona. I roztrząsam, jak wyglądasz. Czy taka szczerość wystarczy?
- A czy zgodzisz się, bym cię pocałował?
- Nie! - Była naprawdę zaskoczona.
Pokiwał głową, zdecydowanie w jej głosie, spowodowało, że wstał, odsunął się. Przeszedł się po pokoju, nerwowo, w tę i z powrotem. Ostatecznie zatrzymał po drugiej stronie stołu.
- Zostań dziś ze mną. Nie będę się narzucał, ale bardzo pragnę czyjegoś ciepła, obecności miłej osoby... Zgodzisz się na to?
- Tutaj, we dwoje?! Do rana? - Nie umiała od razu odpowiedzieć, zaskoczył ją.
Pochylił się. Był tak blisko, że czuła jego oddech na uchu, włosy łaskotały policzek.
- Pomyśl, że jesteśmy przyjaciółmi. Choć milej by było, gdybyś pomyślała, że jesteśmy kochankami w chwilowej przerwie między... No, sama wiesz. Może byś się wtedy rozluźniła... Denerwujesz się, cały czas zaciskasz dłonie, ugniatasz tę chusteczkę. A ja bym chciał na dziś zawiesić broń. Na te kilka godzin, do świtu. Spróbujesz?
Zalała ją fala emocji, a serca załomotało. Mogła się okłamywać, że nic dla niej nie znaczył. Udawać, ile chciała, że to tylko zadanie nakazane jej przez Radę. Próbowała tak myśleć, ale jej ciało i tak reagowało po swojemu. Mówiło jej całą prawdę. Kiwnęła głową, nie patrząc mu w oczy.
- Usiądź tu - zaproponował, wskazują kharski fotel. - On jest najwygodniejszy.
Nie wiedziała, jak się usadowić, żeby nie wyglądać dwuznacznie. Zmieniała pozycję kilka razy, aż pojęła wreszcie, że inaczej się nie da. „Pozycja leżąco – siedząca.” Szydercza myśl przemknęła przez głowę i wywołała krzywy uśmiech. Czy dlatego wybrał ten dziwny mebel - kilka belek połączonych płachtą materii?
Bliskość Khara ją obezwładniała. Bała się, że w pewnym momencie zapomni, kim jest ten ciemnooki, przystojny mężczyzna. Może kiedyś poprosi, by spędził z nią noc, ale na razie się wstrzymywała. W Korth brała kochanków, kiedy tylko chciała, ale z nim to było coś całkiem innego. Khaben Khar to nie były szkolne nocne łowy.
Usiadła, odgradzając się od niego podwiniętymi nogami, założonymi na piersi ramionami, zimną twarzą. W nim też nie było żadnych emocji, najmniejszego drgnienia. „Zmiata emocje pod skórę.” pomyślała kiedyś i chyba miała rację. Robił tak, kiedy chciał coś ukryć.
- Nigdy nie byłaś tak blisko mnie, Przewodniczko - stwierdził, kiedy wreszcie zamarła, a on usiadł tuż obok na krześle.
- Nie pozwoliłbyś mi na to, Generalny Dowódco. I nie wiem, czy bym miała odwagę.
- Tytuły odgradzają nas od siebie, prawda?
- Jakby ktoś stawiał mur – przytaknęła. - Dwa światy przedzielone rzeką, bez mostu. Draini nie chcą, byśmy..
- Nie mówmy o tym, co za drzwiami – poprosił zdecydowanie. - Po to je zamknąłem. Opowiedz mi lepiej o kolorach.
Miłego wieczora!
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf