
WWWBył chłodny poranek. Clark zbudził się jak zwykle punktualnie pięć minut po siódmej, ze zmarszczonego czoła spływał mu strumień zimnego potu, niczym osobie która właśnie ujrzała makabryczną scenę zbrodni w klasowym filmie grozy.
- Co się ze mną wciąż dzieje?- Rzekł.
WWWWydawał się on typem człowieka zrównoważonego i pozbawionego emocji, bez względu na zaistniałe okoliczności. Jednak wszystko w życiu Clarka zmieniło się diametralnie po śmierci jego żony Alice, która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, by po blisko dwóch tygodniach poszukiwań odnaleziono ją martwą, przybitą do drzewa w lesie na obrzeżach miasta. To wydarzenie wstrząsnęło Clarkiem, który po namowach swojego przyjaciela Billa udał się do specjalisty. Clark bardzo dobrze pamięta pierwszą wizytę u Dr.Greena, mimo nieustającego kłębu myśli które nawiedzały jego głowę.
- Panie Stanley, proszę w skrócie zobrazować dzień w którym dowiedział się pan o śmierci żony- Powiedział Green.
Clark milczał.
- Proszę odpowiedzieć na moje pytanie.
Clark nie był w stanie wydusić chociażby jednego słowa...
- Panie Stanley! pobudka!- Dodał donośnym głosem.
WWWDr. Green uważany był za jednego z najlepszych psychologów w stanie Arizona. Jego osoba głównie znana była dzięki „niekonwencjonalnemu” sposobowi leczenia pacjentów, polegająca na wyduszeniu całej prawdy od pacjenta, wykorzystując to potem w sposób znajomy tylko sobie.
WWWClark powoli wstał z łóżka i podszedł do okna na którym widoczny był tylko szron. Do ręki wziął zieloną skrobaczkę, podobną do tej którą ludzie odśnieżają śnieg z szyb swoich aut. Miasteczko New Hampshire prawie całe pokryte było grubą warstwą białego puchu. Po odśnieżane były jedynie podjazdy, oraz drogi dla samochodów.
- Paskudna pogoda - stwierdził.
Wolnym krokiem skierował się z powrotem w stronę łóżka, by założyć swoje stare skórzane kapcie po czym udał się do kuchni. Choć od śmierci Alice minął już rok, Clark nie był w stanie normalnie funkcjonować bez pomocy Dr.Greena.
WWWZ lodówki wyjął biały ser, który po chwili schował w to samo miejsce. Nie miał kompletnie ochoty na jedzenie. W głowie ciągle przepływała mu myśl kto, lub co mogło potraktować tak bestialsko Alice, jego kochaną Alice która przecież była dla Clarka jedyną bliską osobom. Teraz pozostał mu jedynie portret ukochanej, zawieszony niewysoko nad blatem kuchennym, oraz papuga Maurice, która co jakiś czas skrzeczała wesoło.