
Kilian patrzył w okno. Było coś urzekającego a zarazem strasznego w zapadającym zmroku. Zawsze się trochę bał chodzić w ciemnościach. Gdy poruszał się pustymi, z rzadka oświetlonymi ulicami, dostrzegał coś kątem oka. Odkąd pamiętał. Nie chodziło tu o oprychów, ich akurat się nie musiał obawiać. Był dobrze zbudowanym, pewnym siebie chłopakiem. Nikt do tej pory nie chciał z nim zadzierać, mimo to miał wielu przyjaciół. Mieszkał w zupełnie innej części miasta niż reszta jego znajomych, dlatego też dosyć często wracał do domu po zachodzie słońca. Sam.
Nigdy nie mógł uchwycić do końca tych nikłych cieni. Ale wiedział, że coś tam się czai, patrzy na niego, idącego samotnie. Ciągle to samo wrażenie, ktoś lub coś go obserwuje. Lecz gdy odwraca głowę, widzi tylko lekkie poruszenie, a później cisza. Kiedy rusza dalej znowu czuje na sobie wzrok. Dochodząc do domu odczuwa niewypowiedzianą ulgę. Bezpieczne miejsce, pełne światła i domowników, zawsze było dla niego azylem.
Stukanie w drzwi jego pokoju wyrwało go ze świata myśli.
- Proszę!- Rzucił szybko, i odwróciwszy się w stronę drzwi zobaczył wchodzącą matkę.
- Chciałam tylko sprawdzić jak się czujesz- kochana kobieta- podobno ostatnio dziwnie się zachowywałeś w szkole.
No tak, pewnie znowu jakiś nauczyciel jej naopowiadał o mnie, że nienormalny jestem.
- Wszystko w porządku, dzięki.
- Na pewno? Słyszałam, że coraz częściej jesteś sam.- Ciężko nie przyznać prawdy temu stwierdzeniu, ostatnimi czasy wolał przebywać samotnie.
- Po prostu muszę trochę odpocząć od znajomych, to wszystko.- Nie musi wiedzieć, jak się czuję, tylko by się martwiła.
- Dobrze, zejdź niedługo na kolację.
Kiedy wyszła, wrócił myślami do cieni, pływających za oknem. Była zima, ale śniegu było niewiele. W zasadzie to już było widać wiosnę. Nie tylko, gdy chodziło się po błocie zrobionym przez roztopiony biały puch, po prostu dało się czuć odradzanie świata, czas zmian, idealny moment, aby rozpocząć nowe życie. Jednak Kilian nie miał pojęcia, co powinien zmienić, wiedział, że coś jest nie tak jak trzeba, elementy układanki nie pasowały do siebie. Do tej pory czuł się świetnie w swojej skórze, gdy przebywał wśród znajomych, był sobą, był szczęśliwy. Dopiero od niedawna przestało mu odpowiadać towarzystwo rówieśników. Powoli zaczął się szykować, aby pójść do łóżka, zmęczenie dawało mu się we znaki. Na razie porzucił rozmyślania na temat swojego życia i uciekł w krainę snów.
*
Gdy się obudził, było jeszcze ciemno. Wiedział, że niewiele zostało do świtu, jednak świat wciąż spowijał mrok. Podszedł do okna, w które ostatnio tak lubił się wpatrywać. Niby nic ciekawego, sąsiednie domy, mała żwirowana uliczka, ciemność. I znowu to dziwne uczucie, ktoś mnie widzi, ktoś obserwuje. Kilian zaczął uważnie się przyglądać każdej możliwej kryjówce na ulicy. Krzak, drzewo, śmietnik, samochód. Nic. Już zaczynał się odwracać, gdy dostrzegł jakiś ruch. Szybko spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył coś dziwnego. Fioletowy stwór o rozmiarach postawionego pionowo samochodu, z zakręconymi rogami na głowie i ogromnymi muskułami, który powoli zbliżając się patrzył prosto w jego okno.
Usłyszał w głowie głos, przypominający zawodzący syk.
- Już czas…
Pojawiło się słońce i głos zamienił się w zwielokrotniony echem wrzask bólu, który zwalił Kiliana z nóg i odebrał mu przytomność umysłu.
*
Kilian obudził się cały zlany potem. Był w łóżku. Rozejrzał się dokoła, było jeszcze ciemno. A więc to był tylko zły sen. Ulżyło mu. Coś pięknego. Wstał i podszedł do okna, ponownie obejrzał całą okolicę. Na szczęście nie dostrzegł nic niepokojącego. Już się odwracał, aby pójść do łóżka, gdy ponownie dostrzegł ruch. Spojrzał tam, ale nic nie zauważył. Miał nadzieję, że ten sen nic nie znaczył. Chociaż raz zobaczył coś więcej niż lekkie poruszenie w ciemności. Ale przecież to się nie działo naprawdę, nie mogło się dziać. Rozejrzał się po pokoju, wszystko na swoim miejscu, łóżko przy ścianie, z lampką nocną, po drugiej stronie biurko i szafa z książkami. Kilian lubił czytać. Jest to rzadko spotykane u chłopców w jego wieku, ale on się tym nie przejmował. W tym momencie nie było już sensu iść spać. Nie po tym, co zobaczył. Chwycił książkę i zaczął czytać. Uspokoiło go to, po chwili był myślami w innym świecie.
*
Parę godzin później już jechał autobusem do szkoły, jak zawsze ze słuchawkami w uszach. Poczuł szturchnięcie i się odwrócił, żeby zobaczyć, kto go zaczepił. Ujrzał Jolę, koleżankę ze szkoły.
- A ty, co się do mnie nie przyznajesz?- Powiedziała z uśmiechem.
-Wybacz, nie zauważyłem.- Odpowiedział jeszcze szerszym wyszczerzeniem zębów.
- Przygotowany na dzisiejszą klasówkę z matmy?
- Zupełnie zapomniałem- Odparł bez większego zainteresowania.
- Widzę, że jakoś się tym nie przejmujesz.
- Już od jakiegoś czasu przestało mnie interesować błyszczenie ocenami w szkole.
- Da się to zauważyć.
Wysiedli z autobusu, cały czas prowadząc rozmowę o niczym, dowiedział się najnowszych szkolnych plotek. Nie za bardzo go to interesowało, ale póki nie przerywał Joli, nie musiał się wysilać przy konwersacji. To była jedna z tych cech u kobiet, które, zależnie od sytuacji, były zaletą lub wadą. Ona po prostu lubiła dużo mówić, i z tego, co widział, niezbyt ją obchodziło czy Kilian słucha. Jak to się działo, że ona nie dostrzegała jego braku zainteresowania? Uderzyło go to jak ludzie niewiele widzą rzeczy dokoła siebie.
- Do zobaczenia później.- Ledwie zauważył, że już stoi w szkole. Czasem po prostu przesadzał z zamyślaniem się.
- Cześć.- Rzucił odchodząc już w drugą stronę.
Poszedł zerknąć na plan, ponieważ nie był pewien, jaką lekcję teraz będzie miał. Chemia, cudownie. To koszmarne uczucie iść na przedmiot, który w ogóle cię nie interesuje. Poszedł do swojej sali, już na wejściu zauważył swojego najlepszego kolegę, który z szerokim uśmiechem przywoływał go do siebie. Kilianowi od razu się poprawił humor. Ochoczo ruszył w stronę Tomka.
- Hej, przełożyliśmy sprawdzian.- Wiadomo, dlaczego jest taki uradowany.
- Świetnie.- Rozpakował się i usiadł.
- Co ty dziś taki nie w sosie?- Zapytał kolega.
- Nie wyspałem się, to wszystko.
Cierpliwie przeczekał resztę chemii i jakimś cudem udało mu się zachować przytomność. Po wyjściu na przerwę przywitał się z resztą znajomych i prawie co drugi pytał go o samopoczucie. Naprawdę aż tak dziwnie się zachowywał? Wyszedł na chwilę na dwór. Przeszedł poza teren szkoły, chciał się trochę rozruszać po całej lekcji siedzenia na drewnianym krześle.
- Witaj Kilian.- Usłyszał za plecami. Dziwne, przysiągłby, że nikogo nie widział w uliczce. Odwrócił się i faktycznie nikogo nie zauważył.
- Co do…?- Zaczął się rozglądać dokoła.
- Nie zobaczysz mnie, jeszcze nie, ale już niebawem się poznamy.
- Kim jesteś? Dlaczego cię nie widzę!?- Zapytał z lekkim przestrachem.
- Niedługo się dowiesz.
Cisza. Co tu się działo? Zwariowałem czy co? Przysiadł na chwilę na ławce i rozejrzał się. Wciąż z przyspieszonym oddechem, zaczął badać otoczenie. Malownicza okolica- pomyślał z ironią. Wszędzie stare budynki i do tego wszystkie oszpecone przez „grafficiarzy”. Ani to ładne ani praktyczne. Oczywiście zdarzają się obrazy godne podziwu, prawdziwe dzieła sztuki. Jednak w tym mieście dostrzegł może parę takich, na setki, być może tysiące bezsensownych malowideł. Postanowił wrócić do szkoły. Jakoś przetrzymał resztę lekcji, które, jak mu się wydawało, ciągnęły się godzinami. Kiedy wrócił do domu, poszedł do siebie do pokoju i zaczął odrabiać prace domowe. Ledwo, co mógł się skupić na robocie, wciąż był lekko zszokowany tym, co mu się przytrafiło podczas spaceru. Poczuł wibrację swojej komórki. Odczytał smsa o treści „ Dziś o 20 u mnie, mam wolną chatę”. Uśmiechnął się sam do siebie. W końcu jakaś impreza, zadowolony zszedł na dół, żeby podzielić się nową wiadomością.
- Idę dziś do Tomka, wrócę rano- cieszył się, że to był piątek, jakoś nie wydawało mu się, żeby dostał pozwolenie na tygodniu. Akurat on jako jeden z nielicznych nie mógł chodzić na imprezy organizowane podczas dni roboczych. Nie był tym zachwycony. Cały czas musiał coś robić wbrew swojej woli i coraz bardziej mu się to nie podobało.
- Dobrze, tylko bądź grzeczny, masz się w co ubrać?
- Wszystko mam, dzięki.
Wrócił na górę z jeszcze lepszym humorem, wiedział, że prawdopodobnie rodzice pozwolą mu iść, jednak zawsze istniało ryzyko niepowodzenia. Zaczął się szykować, zerknął na zegarek, dopiero dochodziła osiemnasta. Spokojnie, bez pośpiechu się wyrobi. Zawsze dawał sobie minimum godzinę na przygotowanie się przed wyjściem. Taki porządek rzeczy zapewniał punktualność, przynajmniej w większości przypadków.
Już gotowy, spojrzał w lustro w przedpokoju, wyglądał dobrze, można się pokazać ludziom.
- Wychodzę!- Krzyknął.
- Uważaj na siebie!- Usłyszał w odpowiedzi.
Dziwne, dawno nie usłyszał od rodziców, żeby był ostrożny. Co się stało tym razem? Ruszył przed siebie, do Tomka miał w zasadzie daleko, mimo to postanowił dotrzeć na miejsce piechotą. Strasznie wiało, dlatego przyspieszył kroku. Chyba trochę za lekko się ubrałem- pomyślał.
Już z daleka słyszał, że jest prawie na miejscu. Co jak co, ale imprezy u Tomka nie można było zaliczyć do cichych. Mimo godziny na przygotowania, odrobinę się spóźnił. Gdy wszedł do jego mieszkania, wszyscy już byli na miejscu, widocznie zaprosił trochę więcej osób niż zwykle. Właśnie gospodarz szedł w jego stronę z szerokim uśmiechem i piwem w ręku. Widać było już lekkie zaczerwienienie na jego policzkach, poza tym uśmiech szerszy niż zwykle, zdradzał stan upojenia.
- Proszę, proszę, kogo ja widzę. Czym chata bogata! Piwa w salonie, dziewczyny tuż obok.- Mrugnął znacząco i wskazał grupkę dziewczyn obok stołu.
- Dzięki, znam procedurę- Wyszczerzył zęby do najlepszego kolegi i obaj się roześmiali.
- No to do boju!- I obaj ruszyli w stronę dziewczyn.
Każdy z nich już wcześniej wybrał sobie po jednej i teraz z entuzjazmem rozmawiali o głupotach, co chwila posyłając uśmiechy. Wieczór zapowiadał się cudownie. Już zapomniał o dziwnych rzeczach, które ostatnio się działy w jego życiu. Dał się porwać nastrojowi imprezy.
Właśnie się powoli zbliżał do partnerki rozmów, kiedy jego uwagę przykuło coś za oknem. Znowu te okna- pomyślał. I zobaczył spokojną twarz, która mówiła, aby wyszedł na balkon. Nie miał pojęcia skąd to wiedział, ale przeprosił koleżankę i ruszył w kierunku drzwi prowadzących na mały balkonik, typowy dla bloków. Kiedy znalazł się na miejscu, usłyszał pełen satysfakcji śmiech tuż za plecami. Szybkim ruchem odwrócił się, lecz nic nie dostrzegł. Teraz usłyszał go w rogu balkonu, przyjrzał się uważnie, znowu nic. Co tu się działo? I nagle poczuł jak traci grunt pod nogami. Zaczął spadać. Poczuł pęd powietrza na swojej skórze i zdążył tylko pomyśleć o tym jak może boleć upadek z siódmego piętra. Gdy usłyszał krzyk głośniejszy niż ryk silnika odrzutowca.
- Nie!
Okrzyk rozbrzmiał echem pod jego czaszką. Wtedy uzmysłowił sobie, że coś spowalnia jego upadek, już się ucieszył, że zostanie uratowany, gdy nagle uderzył w ziemię. Poczuł ból łamanych kości i stracił przytomność.