Od niedawna jestem zalogowany na forum, trochę go przeglądałem, trochę się dowiedziałem. Sam też trochę piszę - dla siebie i do szuflady. Głównie opowiadania. Myślę, że ten dział jest dobrą okazją, aby poddać się krytyce i usłyszeć o swoich błędach. Niedawno skończyłem liceum, a to był okres, kiedy napisałem parę tekstów. Poniżej zamieszczam jeden z nich. Proszę nie szczędzić mi ostrych słów. Dziękuję.
Boję się przeszłości, ze strachem w oczach i drżącym sercem przewracam karty pamiętnika. Wspomnienia bolą, rozdrapują niezabliźnione rany, odkrywają blizny na skórze. Najgorszy jest upływający czas, świadomość zła i popełnionych błędów, sąd własnego sumienia. Grzechy rzutujące na przyszłość, oczyszczenie i pokuta, które są tylko chwilową ulgą, ucieczką od walki. Upadam na kolana, żałuję, nieraz ronię łzę nad swoją słabością. Pytam i szukam odpowiedzi. Codziennie piję z kielicha goryczy, który sam napełniłem. Z pogardą spoglądam ku przeszłości, padole i bagnu, w których żyłem.
Piszę by oczyścić się i rozliczyć z przeszłością, dać świadectwo i przemówić, wyspowiadać się i otrzymać rozgrzeszenie. Z niechęcią wracam do tamtych czasów, a jednak nie mogę ich zapomnieć. Tkwią jak wrzód na ciele, przypominając, z nieraz najboleśniejszymi szczegółami, o wszystkich błędach, smutkach i postanowieniach.
***
Pamiętam dokładnie początek. Miałem wtedy trzynaście, może czternaście lat. Wyjechałem do wujka na wieś, aby pracować przez wakacje na farmie. Takie łączenie praktycznego z pożytecznym. Z pieniędzmi nigdy nie było u nas łatwo, a tu zawsze wpadł jakiś grosz, a poza tym malownicze krajobrazy, życzliwi i otwarci ludzie, słowem – idealny wypoczynek. Pierwsze dni dały mi trochę w kość. Nie byłem ani zbyt wysportowany i tęgi, ani przyzwyczajony do całodniowej pracy – w końcu żyłem w mieście, wszystko miałem pod ręką. Poznałem też grono fajnych ludzi, zarówno rówieśników, z którymi zawsze można było pogadać po pracy, jak starych, doświadczonych farmerów, którzy swoimi niezliczonymi opowieściami urozmaicali czas pracy. Perspektywa reszty wakacji zapowiadała się idealnie, wszystko przeszło moje wyobrażenia i czułem się naprawdę ... szczęśliwy.
***
Tego pamiętnego dnia słońce świeciło wyjątkowo mocno, w powietrzu panował zaduch. Każdy szukał choć cienia, by choć na chwilę odpocząć i przetrzeć pot spływający z czoła. W czasie przerwy obiadowej wujek poprosił mnie, żebym skoczył do szopy i przyniósł jeszcze kilka butelek wody, bo wszyscy umierają z pragnienia. Niezwłocznie wstałem i udałem się we wskazane miejsce. Szopa położona była trochę na uboczu, na skraju gaju. Przez rozłożyste konary drzew przedzierały się tylko pojedyncze promienie słońca. W takich dniach jak tamtejszy, to idealne miejsce na schronienie. Wszedłem do środka. Wewnątrz było dość wilgotno, wszędzie poukładane były wiązki siana. Przy przeciwnej ścianie znajdowały się butelki. Podszedłem i zabrałem kilka - tyle ile mogłem unieść. Kierowałem się do wyjścia, gdy mój wzrok przyciągnęła skrzynia, przysypana częściowo sianem. Zbliżyłem się, odgarnąłem ręką jej wieko. Okazało się, że jest to dość duży kufer o solidnej konstrukcji. Chciałem otworzyć, sprawdzić, co jest w środku, ale trzeba było zanieść wodę, zresztą i tak już zbyt długo tu siedziałem. Obiecałem sobie, że przyjdę tu wieczór, po pracy. Wtedy miałem dokonać szczegółowych oględzin kufra. Zżerała mnie ciekawość, jaka jest jego zawartość, jaką tajemnicę w sobie kryje. Miałem dziwne, dziecinne przeczucie, ze to zmieni moje życie, że jest tam coś nadzwyczajnego. W końcu to były wakacje, wyobraźnia była pobudzona, każdy miał prawo pomarzyć o skarbie czy o skrzyni złota.
***
Skończyliśmy pracować wcześniej, bo wszyscy padali z przemęczenia. Po kolacji każdy udał się w swoją stronę, oddał się własnym zajęciom. Wyszedłem na zewnątrz. Wraz z nastaniem wieczora nadszedł lekki podmuch wiatru. Na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Nie miałem nic do specjalnego do roboty, a siła ciekawości ciągnęła mnie do szopy, w której dziś byłem. Bez większego zastanowienia ruszyłem więc przed siebie. Wszedłem do szopy, zapaliłem światło i skierowałem się do najbardziej pociągającego miejsca – do kufra. Leżał tak jak go zostawiłem, z lekko odgarniętym z siana wiekiem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co jest w środku, ale przeszła mi przez głowę myśl, że może jednak nie powinienem zaglądać do środka. W końcu nie była to moja własność, nikt mi nie kazał, nie mam pozwolenia, a jeszcze ktoś zobaczy. Te i inne wątpliwości spowodowały coś w rodzaju walki wewnętrznej. Jednak ciekawość wzięła górę nad etyką i zabrałem się do otwierania. Ku mojemu zdziwieniu poszło nadzwyczaj łatwo. Kufer nie był zamknięty na klucz ani zabity gwoździami, więc otworzyłem go bez problemu. Zajrzałem do środka i trochę mnie zatkało. Mym oczom ukazał się widok, jakiego bynajmniej się nie spodziewałem. Kufer pełen był gazet, ale nie takich zwykłych, to były magazyny o treści pornograficznej. Wyciągnąłem jeden, drugi, trzeci i kolejne. To było całe archiwum, Wziąłem do ręki jeden i zacząłem przeglądać. Dotąd jakoś nigdy się tym nie zetknąłem. Wprawdzie czasem koledzy coś wspominali na ten temat, widziałem pojedyncze zdjęcia w gazetach czy okładki na wystawach kiosków, ale zawsze było to coś pośredniego, pozostawało na marginesie, nigdy mnie nie miałem z tym bliższego kontaktu. Ale teraz – czemu by nie spróbować. W końcu kiedyś musi być ten pierwszy raz, nikt nie widzi, niczego się nie dowiedzą. Przewracałem kolejne strony magazynu. Trochę zbladłem, czułem jak krew zaczyna szybciej krążyć, jak popadam w jakiś dziwny stan, coś na pograniczu strachu i ekscytacji. To był początek. Ten pierwszy raz miał potem okazać się zgubny i pociągnąć za sobą wiele goryczy i żalu. Ten pierwszy krok miał zaprowadzić mnie w przepaść, w drogę, z której już nigdy się nie wraca. A zaczęło się przecież tak niewinnie, z ciekawości i ekscytacji otaczającym światem.
***
Kolejne dni mijały na pracy i przebywaniu w szopie. Przestałem rozmawiać i spotykać się ze znajomymi, nie zachwycałem się już urokami wiejskich krajobrazów, nie czerpałem dłużej pozytywnej energii z żyjących tam ludzi. W szopie uwiłem sobie gniazdo, do którego wracałem każdego wieczora. Pod osłoną ciemności czułem się bezpieczny, aura tajemniczości pogłębiała moją ciekawość. Tam była moja kryjówka przed światem. W pejzażu półcienia, wśród snopków siana i zapachu zboża doznawałem mitycznej egzaltacji, odrywałem się od rzeczywistości i latałem po nieskończonym firmamencie pożądania, błądziłem po labiryncie snów. Po pewnym czasie znałem na pamięć wszystkie magazyny, w myślach miałem zarysowany obraz każdego zdjęcia, wiedziałem o najmniejszych szczegółach i detalach. Czułem jak to wszystko powoli staje się nieodzowną częścią mojego życia, jak kiełkuje i rozwija się.
***
Wakacje dobiegły końca, a ja wróciłem do domu. Ten sam, a jednak zupełnie inny. całkowicie zmieniłem swoje życie. Pornografię taktowałem jako lek na przykrości i niepowodzenia, uzdrowienie po chorobach, jakie przynosił mi dzień. W końcu urosło to do rangi ceremonii, rytuału, kultu, któremu się poświęcałem. Miałem swoje własne bóstwa, wymyśliłem bogatą liturgię, cichą i bezkrwawą.
***
Z początku wstydziłem się, kryłem ze swoimi grzeszkami i przyjemnościami, traktowałem to jako własność prywatną, część samego siebie, zamykałem temu drzwi na świat. Potajemnie, ze spuszczoną głową, kupowałem nieprzyzwoite pisemka. Kryłem się z tym, zamykałem się w pokoju i w sobie. Nikt nie wiedział o mojej ciemnej stronie życia, o czarnej plamce na sumieniu, o błędzie dorastania. Z czasem jednak to uległo zmianie. Otworzyłem się na świat za sprawą kolegów. Znów przypadkowo, przez zrządzenie losu. Byłem na urodzinach u kumpla, ot zwykła impreza, jakiś szampan, pizza, w tle utwory z listy przebojów. Potem jednak, pod sam koniec, kiedy zostało nas tylko kilku i nie było już nic do roboty, kumpel postanowił odkryć przed nami swe sekrety. Wtedy to nie było już dla mnie nic nowego, kilka magazynów, jakiś film. Ważne było co innego. Nawiązała się między nami nić braterstwa i solidarności. Szybko zebraliśmy pierwsze owoce. Rozpoczęły się wspólne seansy filmowe, wymiana archiwami i galeriami. Każdy z nas wnosił coś nowego, jednocześnie gdy wszyscy topiliśmy się w tym po uszy, nikt w grupie nie traktował tego serio. Myśleliśmy jedno, a mówiliśmy drugie, za niepisane hasła uznaliśmy sobie zabawę, infantylne przechytrzenie prawa i dorosłych, wmawianie sobie, że odkrywamy nowe horyzonty, ze jeśli nie dziś, to jutro, a lepiej wcześniej niż później.
***
Potem dostałem internet. Pod płaszczem nauki i rozrywki, kontaktu ze światem, kryła się druga, ciemna strona, ponure oblicze sieci. Bo oto otwarły się przede mną wrota do królestwa marzeń, gdzie księżniczki poza bucikami gubiły inne części garderoby. To był nieskończony wszechświat, nieprzebrane zasoby, niewyczerpalne źródło nowych doznań i uniesień. Początkowo ograniczałem się, miałem wyznaczone limity czasowe i pieniężne. Potem działałem wbrew zakazom i na przekór obowiązkom. Nie przejmowałem się wysokimi rachunkami i ostrzeżeniami ze strony rodziców. Noce spędzałem przed ekranem monitora, rano budziłem się niewyspany, bez chęci do życia. Obniżyłem się w nauce, szkoła przestała mieć dla mnie znaczenie. żyłem w innym świecie.
***
Z czasem osiągnąłem kolejny etap wtajemniczenia. Przestałem być podmiotem, biernym obserwatorem wydarzeń. Zacząłem snuć wizje, pisać senne opowiadania ze znanymi kobietami w roli głównej. W mojej głowie rodziły się najdziwniejsze sceny, wyobraźnię miałem przepełnioną magiczną aurą. Na każdą napotkaną kobietę rzucałem lubieżne spojrzenia, definiowałem jej kształty, a potem umieszczałem na odpowiednim miejscu w hierarchii. Oddawałem się marzeniom i płynąłem z nurtem przyjemności. Byłem bogiem, wszechmocnym panem, posiadałem wszystkie kobiety, które zapragnąłem. Tak minął kolejny okres mojej ślepej fascynacji. Zbudowałem sobie mur, którego nie byłem już w stanie przeskoczyć. Pozostawało tylko brnąć dalej i czekać, co przyniesie czas. Zresztą wtedy to nie miało dla mnie znaczenia, nie zastanawiałem się nad tym. Mogłem przecież wszystko, a chciałem ciągle więcej.
***
Nadeszła wiosna. Ciepłe promienie słońca, zielone łąki i kwitnące kwiaty. Pora zakochanych, w moim wieku czas pierwszych miłości. Ja miałem to już wszystko za sobą, nie potrafiłem prawdziwie kochać. Podmuch wiosennego wiatru zmienił jedynie to, że zamiast oglądać się za starszymi kobietami, zwróciłem uwagę na moje koleżanki. Zacząłem postrzegać je nie jako ludzi, ale jako potencjalną materię w moich eksperymentach. Z drugiej strony narodziło się we mnie pragnienie kontaktu cielesnego. Psychiczne zabawy nie dawały mi już spełnienia, pragnąłem więcej i oczekiwałem spełnienia tych żądań. Poznałem wtedy pewną dziewczynę. Odpowiadała mym obłudnym ideałom. Zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu, potrafiliśmy nawet dość długo rozmawiać, choć to ona przeważnie mówiła, a ja udawałem, że słucham. Czekałem na odpowiedni moment. Nie wiem, co chciałem osiągnąć. Miało to być coś nieznanego, nowy świat moich przeżyć, nareszcie miałem okazję wkroczyć na nieprzebyte szlaki i wzorem dawnych podróżników spełnić swe marzenia. Byłem dobrze przygotowany, za dobrze. Jednak nie nalegałem, byłem cierpliwy, starsi koledzy opowiadali jak obchodzić się z dziewczynami. Nie zwracałem jednak uwagi na to, co ona czuje, co kryje się w jej sercu. Teraz wiem, że zależało jej na mnie i nie potrafię tego odżałować. Pożądanie to jednak najbardziej egoistyczna z namiętności. Ona chodziła na randki, a ja - zwyrodniały samiec, byłem wtedy na polowaniu, czekałem tylko na potknięcie się tej sarenki. Gdy była blisko to traciłem zmysły. Nie potrafiłem jej kochać, moje serce było wyjałowione, traktowałem ją jak ciało, żywe mięso, którym mogłem się nasycić.
Kiedyś poszliśmy na imprezę do kumpla. Trochę za dużo wypiłem, nie kontrolowałem siebie, nie potrafiłem utrzymać w wodzach własnych namiętności. W jednym momencie zrodził się w mojej głowie plan. Albo teraz albo nigdy. Raz kozie śmierć. Poprosiłem ją, żeby poszła ze mną do osobnego pokoju, tak żeby pobyć w dwójkę. Dawno chciałem to zrobić, byliśmy ze sobą już od jakiegoś czasu, a ten związek ciągle nie dawał owoców. Zamknąłem za sobą drzwi. Usiadłem koło niej, spojrzałem jej prosto w oczy, a ona jakby zbladła, przeraziła się tego diabelskiego spojrzenia. Zacząłem ja obmacywać, całować, chciałem ściągnąć jej bluzkę. Nie panowałem nad sobą, bo to nie byłem ja. Odepchnęła mnie i wybiegła z płaczem z pokoju. To był koniec, potem już nie spotkaliśmy się ze sobą ani nie rozmawialiśmy. Nie było o czym. Wypiłem jeszcze więcej i wróciłem do domu.
***
Następnego dnia, trochę przymulony i zaspany, wyszedłem na spacer. Nigdy nie chodziłem na spacery, ale teraz musiałem, chyba wypadało przemyśleć pewne sprawy. Usiadłem na ławce i wpatrywałem się w beton. Nie pamiętam czy już wtedy przemknęło mi przez myśl to, że jestem na złej drodze. Nawet jeśli ta iskra zapaliła się, to zaraz zgasła. Wytłumaczyłem sobie, że to nie ja jestem winien rozpadowi tego związku. Ja chciałem zrobić tylko krok na przód, wprowadzić coś nowego, bardzo naturalnego. Byłem niewinny, czysty jak łza. Potem nie miałem już dziewczyn do końca liceum. Trochę ochłonąłem i wróciłem do swego dawnego królestwa.
***
Traktowałem pornografię jako potrzebę pierwszego stopnia, coś tak naturalnego jak jedzenie, picie i sen, coś tak naturalnego, że nawet nie zastanawiałem się czy mogę bez tego żyć. Mijały dni, miesiące i lata. Nie zajmowało to dominującego miejsca w moim życiu, było tak samo ważne jak wszystko inne. Ten potwór, jaki narodził się we mnie, żył, cały czas dostawał pożywienie, rósł i czekał by zionąć ogniem. Zdałem maturę z całkiem niezłym wynikiem, dostałem się na wymarzone studia. Jednak właśnie wtedy zagubiłem się tak na serio. Zdałem sobie sprawę, że jestem dorosły, a dorosłość zobowiązuje. Dostałem dorywczą pracę i miałem trochę kasy. Nie miałem dziewczyny, a chciałem dać upust swoim namiętnościom. Stałem się więc gościem miejscowych domów publicznych, potem otrzymałem nawet kartę stałego klienta. Nie miałem wyrzutów sumienia, uczucia, że robię coś złego. Nigdy nie miałem tego uczucia. Dla mnie to była symbioza - ktoś wyrabia towar, ja go kupuję, ktoś pracuje, ja płacę. I co z tego, że towar jest żywy, przecież nie korzystałbym z tych usług, gdyby ich nie było. To nie była moja wina, to była wina całego świata, ja byłem jego ofiarą. I poniekąd rzeczywiście nią byłem.
***
Potem poznałem dziewczynę. Nie zauroczyła mnie, ale sama zdawała się być opanowana moim urokiem. Takie zrządzenia losu trzeba wykorzystywać. Spotykaliśmy się, przebywaliśmy ze sobą dużo, ale nie mieliśmy wspólnych zainteresowań, ja z nikim nie miałem wspólnych zainteresowań. Kochała mnie, a ja codziennie mówiłem jej, że ją kocham, nie wiedząc, co to miłość. Dała mi to, czego nie otrzymałem od jej poprzedniczki, czego ja tak pragnąłem i dla czego żyłem. Pewnego dnia przyszła do mnie blada, padła mi w ramiona i powiedziała, że jest w ciąży. Nie przejąłem się tym specjalnie, ale przytuliłem ja mocno, czułem, że tak trzeba. To nie był dla mnie cios czy grom z jasnego nieba. Przyjąłem to jak każdy dar losu. Postanowiłem się z nią ożenić. W końcu kiedyś trzeba było założyć rodzinę, może to był właśnie ten moment. Pobraliśmy się jak najszybciej. Moja żona była szczęśliwa, a ja utwierdzałem ją w tym przekonaniu. Miała wszystko to, co powinna mieć kobieta. Była ładna, miała zamożnych rodziców i kochała mnie. Lepszej sytuacji nie mogłem sobie wyobrazić. W dalszym ciągu uczęszczałem do domów publicznej rozrywki, dalej kupowałem magazyny pornograficzne i patrzyłem z pożądaniem na inne kobiety. Moja żona tego nie zauważała, nie chciała tego widzieć, uważała mnie za wzór cnót. Miłość jest jednak ślepa, a kobiety głupie.
***
Miałem taki moment, kiedy coś we mnie drgnęło. Urodziło się nam dziecko. Kiedy wziąłem go na ręce, spojrzałem mu w oczu, poczułem jego niewinność, wtedy moje serce zaczęło bić. Uświadomiłem sobie, że jestem ojcem, że to wszystko, co do tej pory robiłem, nie było odpowiednie. Częściowo zerwałem ze swoim nałogiem, a może tylko trochę go ograniczyłem. Dziecko dorastało, moja żona zmieniła swoje nastawienie do mnie. Mijaliśmy się w domu coraz częściej, a dziecko dorastało gdzieś pomiędzy nami. Kochałem swoje dziecko, po raz pierwszy kogoś kochałem, na kimś mi zależało. To była miłość ojcowska, jedyne co trzymało mnie przy życiu. żona zdawała sobie sprawę, że między nami jest nie najlepiej, a może zrozumiała nawet to, że nigdy jej nie kochałem. W każdym razie dławiła ten ból w sobie, nie uzewnętrzniała swych podejrzeń. Wyjeżdżałem coraz częściej na delegacje z moją młodą sekretarką. Pociągała mnie, pragnąłem jej zakosztować, raz jeszcze wybrać się na polowanie. Zależało jej na podwyżce i dobrej rekomendacji, więc poszło gładko, szybko i bez zobowiązań. Czas mijał, znów zacząłem odwiedzać stare lokale, zupełnie przegapiłem najważniejsze momenty w życiu mojego dziecka. Nie zauważyłem jak zaczęło chodzić, mówić, wymagać coraz więcej czasu i poświęcenia. żona wychowywała je w dobrym duchu, z miłością i troską. Ja też się troszczyłem, ale po swojemu.
***
Wyjechaliśmy na wakacje do jej starszego brata. Miał piękny dom nad jeziorem. Pogoda była cudowna, a okolica czarowała magią krajobrazów. Spędziliśmy mnóstwo wspaniałych chwil. Co najważniejsze nareszcie stanowiliśmy rodzinę, zbliżyliśmy się z żoną, poświęciłem dużo czasu dziecku. I wydawać by się mogło, że wszystko idzie w dobrą stronę, gdyby nie jeden fakt. Było coś o czym nie wiedziała ani żona, ani nikt inny, coś co kryłem głęboko w sobie i nie dałem nikomu poznać. Szwagier miał szesnastoletnią córkę. Dziewczyna była niezwykle piękna. Jasna twarz o szlachetnych rysach, blond włosy, a przede wszystkim idealnie zgrabne ciało, powodowały u mnie białą gorączkę. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Bałem się z nią przebywać, bladłem w jej towarzystwie, a jednak nie unikałem kontaktów z nią. Często rozmawialiśmy, siedzieliśmy blisko siebie. W czasie dnia nie odrywałem do niej wzroku, wieczorami rozbierałem ją w wyobraźni, a w nocy śniłem jej snem.
Pewnego wieczoru poprosiła mnie, żebym odwiózł ją do miasta, na dyskotekę. Była piękna. Ostry makijaż podkreślał rysy jej twarzy, obcisła bluzka eksponowała delikatne piersi, a spod krótkiej spódnicy wypływały pełne pożądania nogi. Prowadziłem, ale nie patrzyłem na drogę. Buszowałem gdzieś pomiędzy wyobraźnią a kształtami mojej bogini. Wjechaliśmy do lasu, zjechałem na pobocze i zatrzymałem się. Nie wytrzymałem. Spytała co się stało. Nic nie odpowiedziałem. Utkwiłem w niej wzrok, taki wzrok jakim mordercy patrzą na swe ofiary. Zbladła a ja z zimną krwią przystąpiłem do działania. Dotknąłem jej kolana i delikatnie wsunąłem rękę pod jej spódnicę, drugą delikatnie musnąłem jej twarz, odgarnąłem jej włosy. Chciałem ją pocałować. A ona popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem i drżącym głosem spytała: „Wujku, co ty robisz?”. Zamarłem. Chłodny pot polał się po moim czole. Zabrałem od niej ręce, położyłem głowę na kierownicy, a łzy polały się po mojej twarzy. Przed oczyma zobaczyłem moje dziecko, żonę, a wszystko to przenikało się z obrazami nagich kobiet i dzikich aktów. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, kim jestem i co robię. Płakałem głęboko i rzewnie, nad swoim losem i własnymi błędami. Poczułem się brudny i chory, zagubiony i przytłoczony, samotny i pusty. Powiedziałem sobie koniec.
***
Teraz moje życie to próba. Codziennie walczę, upadam pod ciężarem grzechu, a potem podnoszę się ze łzami w oczach i poczuciem wstydu w sercu. Wiem, że nie cofnę czasu, nie wymarzę przeszłości, nie naprawię popełnionych błędów. Ale wierzę w lepsze jutro i idę przed siebie. Wiem, że kiedyś odpokutuję i nauczę się prawdziwej miłości. Walczę i mam ufność w tej nadziei, której zawierzyłem.
2
Po pierwsze REGULAMIN,po drugie PRZECZYTAJ GO.
Gdy zrozumiesz o co mi chodzi,uczyń mi przyjemność i przedstaw się w odpowiednim dziale-Ooo,właśnie o to mi chodzi.
Wtedy otrzymasz to czego pragniesz,ocenę Twego tekstu.
Pozdro.
Gdy zrozumiesz o co mi chodzi,uczyń mi przyjemność i przedstaw się w odpowiednim dziale-Ooo,właśnie o to mi chodzi.
Wtedy otrzymasz to czego pragniesz,ocenę Twego tekstu.
Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
4
Nie wiem czy moja wada wzroku się pogłębia,ale tekst mi się podoba.Z tą wadą to żart,z tekstem już serio.Styl nie jest zły,jest może kilka błędów,ale mnie nie kłują w oczy-jak będzie z innymi,nie wiem.Błędy są-ale interpunkcyjne,zaledwie kilka więc nie wypisze ich.Sam pewnie podejmiesz trud ich znalezienia by zweryfikować moje zdanie.Co do schematyczności to szczerze raz tylko mi się zdarzyło czytać tekst podobny,ale ty podszedłeś do tego trochę inaczej,więc można z czystym sumieniam pominąć go.Poza tym lepiej wczułeś się w uczucia bohatera.
Mnie się ogólnie podobało...Jestem na tak.
Czekam na coś więcej.
Pozdro.
Mnie się ogólnie podobało...Jestem na tak.
Czekam na coś więcej.
Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
5
Pomysł: 4
Pomysł sam w sobie nie jest jakiś rewelacyjny, ale świetnie przez nigo przebrnałeś.
Styl: 4+
Z początku coś nie za płynnie mi się czytało twoje opowiadania, ale to pewnie moja wina, bo już po kilku akapitach szło mi znacznie lepiej.
Schematyczność: 4
W zasadzie ciężko mi cokolwiek powiedzieć na ten temat. Nie czytałem takiego tekstu wcześniej, ale podejżewam, że nic rewolucyjnygo nie wniosłeś.
Błędy: 4
Jak wspomniał Weber jest kilka interpunkcyjnych. nawet ja je zauważyłem. Nie pokuszę się o ich wymienienie, bo sam jestem ekspertem w tej dziedzinie. Chodzi oczywiście o robienie błedów
Ogólnie 4+
Tekst bardzo mi się podobał. Pozwolił wczuć się w sytuacje bohatera. Znakomicie poprowadziłeś czytelnikiem przez tę historię. Brawo!
Jestem na TAK.
Pozdrawiam.
Pomysł sam w sobie nie jest jakiś rewelacyjny, ale świetnie przez nigo przebrnałeś.
Styl: 4+
Z początku coś nie za płynnie mi się czytało twoje opowiadania, ale to pewnie moja wina, bo już po kilku akapitach szło mi znacznie lepiej.
Schematyczność: 4
W zasadzie ciężko mi cokolwiek powiedzieć na ten temat. Nie czytałem takiego tekstu wcześniej, ale podejżewam, że nic rewolucyjnygo nie wniosłeś.
Błędy: 4
Jak wspomniał Weber jest kilka interpunkcyjnych. nawet ja je zauważyłem. Nie pokuszę się o ich wymienienie, bo sam jestem ekspertem w tej dziedzinie. Chodzi oczywiście o robienie błedów

Ogólnie 4+
Tekst bardzo mi się podobał. Pozwolił wczuć się w sytuacje bohatera. Znakomicie poprowadziłeś czytelnikiem przez tę historię. Brawo!
Jestem na TAK.
Pozdrawiam.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
6
Od niedawna jestem zalogowany na forum, trochę go przeglądałem
Forum to radzaj żeński, a więc PRZEGLąDAłEM JE.
Tekstu nie czytałam, na razie nie mam czasu, zauwazyłam tylko ten bład w samym wstępie.
Wierzyłem, że miłość wzniesie mnie ponad ka, tak jak skrzydła wznosza ptaka ponad wszystko, co może go zabić i zjeść.
S. King
S. King
8

Chyba sobie zaraz polecę do kiosku po jakąś gazetkę i sprawdzę jak szybko doprowadzi mnie to do próby gwałtu na szesnastolatce, lub tez zabije we mnie wszelkie ludzkie uczucia... albo nie, zimno dziś strasznie, nie chce mi się wychodzić. Od czego mam internet.
Krótko mówiąc - według mnie to bzdury i tyle. Nie można swojej emocjonalnej niedojrzałości zwalać na karb pornografii tak jak zrobił to Twój bohater/narrator. Mogłabym to tolerować gdyby w opowiadaniu pojawiła się jakaś polemika, mogłabym uwierzyć że to tylko bohater tak myśli, ze względu na swoje umysłowe ograniczenie, lecz niestety - konstrukcja opowiadania nie zostawia miejsca na interpretację. Brzmi jak tzw "świadectwo" jakie można usłyszeć w Radiu Maryja. (tak tak, słuchałam kiedyś, na zasadzie "poznaj swego wroga").
A tak serio, to nie zgadzam się z przedmówcami co do tego wczuwania się w uczucia bohatera. Opowiadanie jest nasycone frazesami jak CH Złote Tarasy Warszawiakami w dniu otwarcia, natomiast oryginalnych sformułowań i prawdziwych emocji szukałam w nim długo i bezskutecznie. O ile można się zgadzać lub nie z Twoją tezą, to takiego płytkiego potraktowania tematu nic nie usprawiedliwia. Bohater brzmi tak jakby czytał z kartki wypocone i ulizane wypracowanie, przez co nie można się z nim utożsamić, nie można go zrozumieć, nie można mu współczuć.
Na pocieszenie mogę dodać, że nie robisz błędów i można wyczuć pewną łatwość pisania. Gdybyś postanowił zaprzestać używania frazesów to kto wie czy nie wyszłoby Ci coś fajnego. Spróbuj! Pisz o tym co znasz, co sam przeżyłeś, zamiast powielać cudze opinie na wyświechtane tematy.