Pojedynek
Ciepły letni wieczór. Słoneczna tarcza powoli znikała za horyzontem. Niebo przyjęło czerwoną barwę. Wiał lekki wiatr. Z małego miasta, usytuowanego nad brzegiem morza, grupa ludzi podążała w stronę pobliskiego wzgórza. Kilkanaście kroków przed gwarną grupą w absolutnej ciszy podążało dwóch wojowników. Jednym z nich był ronin, który przybył dzisiejszego ranka. Można by gdybać czy nie przyszedł by niezauważony, jak wielu innych, gdyby w gospodzie nie natknął się na trzech świętujących adeptów szkoły miecza. Sprzeczka słowna szybko przerodziła się w walkę, która jak szybko się zaczęła tak szybko się skończyła. Duma i buta doprowadziła do przelania krwi. Jeden z napastników stracił dłoń, dwóch pozostałych widząc to uciekło. Wieści o tym co się stało dodatkowo okraszone opowieścią o niezwykłych umiejętnościach szermierczych przybysza szybko dotarły do lokalnego mistrza szkoły miecza Kozouke. Ten wiedział, że musi szybko rozwiązać tą sytuację i obronić dobre imię swojej szkoły. W końcu od tego głównie zależało jego źródło utrzymania. Dlatego teraz kroczył obok swojego rywala. Samuraj górował wzrostem nad swoim przeciwnikiem i w swoim mniemaniu także w umiejętnościach posługiwania się mieczem. Jednak mieszkańcy miasteczka, którzy podążali za nimi by zobaczyć to widowisko nie byli o tym tak przekonani. Mistrz zdawał sobie sprawę, że musi skończyć ten pojedynek szybko i efektownie by uciszyć wszelkie historie o wyczynie tamtego. W innym przypadku reputacja szkoły dozna znacznego uszczerbku. Jeszcze raz rzucił spojrzenie na ronina. Ten był nad wyraz spokojny. Szedł z dumnie podniesionym czołem, nie przejmując w ogóle faktem, że za chwile może zginąć. Jego ubranie było znoszone ale zadbane i czyste. Kozuke próbował odegnać budzącą się w umyśle niepewność. To przecież tylko zwykły ronin. Ktoś kto zawiódł i stracił swojego pana. Czas pokoju sprawił, że po całym kraju włóczyło się ich wielu szukających jakiegokolwiek zarobku. Często kończąc jako rabusie i złodzieje. Nie dalej niż miesiąc temu musiał stoczyć podobny pojedynek, a kilku innych przegnał nawet bez wyciągnięcia miecza. Teraz będzie tak samo. Tłum dotarł na miejsce pojedynku. Gruby karczmarz przyjmował zakłady. Stawki były atrakcyjne więc stawiane sumy były wysokie. Ktoś z nich wróci dzisiaj z pełną kiesą inni wrócą bez niczego. Jedni będą pili za wygraną inni na kredyt. Cokolwiek się stanie właściciel karczmy i tak zarobi.
Hieny. Samuraj zmarszczył brwi patrząca na ludzi przekrzykujących się nawzajem. Szybko porzucił jednak tą myśl i skupił się tylko na swoim przeciwniku. Wszystko inne stało się nieważne, niemal nie istniejące. Ze skupieniem obserwował każdy ruch ronina, każdy gest. Szukał najmniejszego błędu, który już teraz pozwoli mu przeważyć wynik walki na swoją korzyść. Tamten był niższy i bardziej żylasty od samuraja, widać było po nim, że ostatni czas nie był dla niego zbyt okazały. Na twarzy malowała się mu obojętność. W oczach brakowało błysku. Wytrenowanym ruchem wyciągnął katanę i stanął w gotowości. Samuraj zrobił to samo.
Wszystkie zakłady zostały obstawione i zgromadzeni gapie pogrążyli się w wyczekującym milczeniu. Wiatr powoli nabierał na sile. Czas już z tym skończyć pomyślał Kozouke. Wyprostował lekko ręce i opuścił miecz. Sztych mierzył prosto w pierś ronina, który ustawił się dokładnie w takiej samej pozycji. Samuraj wolnymi drobnymi krokami skracał dystans. Z boku wydawało się jakby nie kroczył, a płynął tuż nad ziemią, nie zdradzając najmniejszym gestem swojego zamiaru. Nie koncentrował się ani na mieczu wroga ani na jego oczach, spoglądał tak jakby jego prawdziwy przeciwnik stał kilka kroków za roninem. Zimne ostrzą odbijały ostatnie promienie słoneczne. Kolejny krok. I jeszcze jeden. Spokój i opanowanie. Wyczekiwał błędu przeciwnika. Ronin zaatakował. Spiął mięśnie i rzucił się do przodu. Ręce wyprostowały się i sztych miecza wystrzelił w kierunku serca przeciwnika. Ostrze nie dotarło celu. Kozouke podbił zmierzającą ku niemu klingą po czym jego własne ostrze zatoczyło krótki łuk i nad głową, i opadło na szyję ronina. Ten spojrzał na samuraja jakby nie wiedział co się stało po czym zrobił jeszcze krok, osunął się na kolan i upadł. Ziemia łapczywie chłonęła obficie wypływająca z rany krew. Przy akompaniamencie krzyków radości i zawodzeniach przegranych samuraj zamaszystym ruchem strzepną krew ze swojego ostrza. "Byłeś godnym przeciwnikiem. W innych okolicznościach moglibyśmy walczyć o tę samą sprawę. Nie zostaniesz prze ze mnie zapomniany" powiedział cicho pochylając się nad ciałem, po czym zabrał miecz pokonanego i ruszył z powrotem do miasteczka nie zważając na pozostałych.
Odgłosy zabawy do samego rana rozbrzmiewały w jedynej gospodzie miasteczka.