Pluszowa Polana

1
Wąska dróżka prowadzi przez las. Gałęzie drzew sięgają nieba. Na końcu jest pomarańczowa polana. Wielka i puszysta. Tam gdzieś, wśród pluszu, sięgającego jej do kolan, stoi mała królewna. Czarne loki opadają jej figlarnie na ramiona. Uśmiecha się niewinnie, lecz na jej ślicznej twarzyczce widać nutę zakłopotania. W rączce ściska ucho królika. Reszta królika wisi bezwolnie. Oczywiście, jest to zabawkowe zwierzątko.

- A więc jesteśmy już na końcu, Wysokouchy – powiedziała nagle królewna, a

Wysokouchy zaczął się lekko kołysać, gdy dziewczynka podniosła rączkę do góry i popatrzyła na niego. Po chwili zaczęła się rozglądać dokoła.

- Tu nic nie ma! – rzekła zdziwiona – Byłam pewna, że na końcu coś będzie.

Rzeczywiście, gdzie by nie spojrzeć, na prawo i na lewo, rozciągała się pluszowa polana. No i ten las, ścieżka, którą królewna tu przybiegła. Tak właśnie, bo królewna całą drogę biegła. Bardzo się spieszyła, żeby zobaczyć sam koniec. Teraz była naprawdę rozczarowana. Usiadła po turecku, tak że z nad pluszu wystawała jej tylko czarna główka.

- Wysokouchy, jak tu dziwnie. Inaczej sobie to wyobrażałam. Myślałam, że tu będzie

wszystko, a tymczasem tu nie ma nic.

Wysokouchy milczał. Być może ten wszechogarniający plusz tak na niego podziałał, a być może po prostu nie miał nic do powiedzenia. Dziewczynka posmutniała.

- Kto się teraz nami zajmie? Ja przecież jestem królewną! Ja sama nic nie umiem...

- Ha! – ktoś nagle krzyknął, tak że dziewczynka podskoczyła ze strachu – to tylko ja! –

dodał szybko widząc przerażenie na twarzy królewny.

Tuż obok dziewczynki stał mały cherubinek. Jasne loczki ślicznie przyozdabiały jego zarumieniona buźkę.

- Jestem Florek! A ty? – rzekł beztrosko i wyciągnął dłoń.

- Ja.. ja jestem królewną – odparła nieśmiało dziewczynka, obiema rękami ściskając

królika.

- Jak to, królewna? – zdziwił się chłopczyk, cofając rękę.

- Tak na mnie mówił zawsze tata. – wytłumaczyła dziewczynka.

- Ale masz jakoś na imię? Bo twojego taty już nie zobaczysz, a dla mnie wcale nie

jesteś królewną! Ha! Masz na sobie białą sukienkę, nawet nie sukienkę – to jakaś szmatka! – zawadiacko wskazał ręką na długie, proste wdzianko królewny.

- To nie moje ubranie – rzekła dziewczynka spoglądając na siebie z rosnącym

zdumieniem. - Mam na imię Omelka. Gdzie mój tata?

- Twój tata, ha! Tu go na pewno nie znajdziesz, to miejsce bajkowe jest. Tylko dla

dzieci! Wiesz?

- Tylko dla dzieci? Myślałam, że to jest koniec? Czy końce są tylko dla dzieci? –

zapytała królewna wstając i dokładniej rozglądając się dookoła.

- Owszem, to koniec, ha! Koniec dla dzieci, a innych końców nie znam, ale ten ci pokażę jeśli chcesz, Omelko! Znam dobrze to miejsce, jestem tu już długo. Chcesz? -

Florek złapał Omelkę za rękę i uśmiechając się wskazywał drugą rączką różne miejsca. Wszystkie wyglądały tak samo i wszędzie nikogo nie było. – To jest Zabawialnia! Można się bawić dzień cały! Nikt ci nigdy nie przeszkodzi. Tu jest Jedzenialnia! Możesz jeść co tylko chcesz, a jeśli nie chcesz, to nie musisz nic jeść. Nikt nas nie zmusza do jedzenia. A tam, tam jest Bajkownia! Tam czytają bajki!

Cherubinek ciągnął królewnę tam i z powrotem, aż zakręciło jej się w główce.

- Chcę usiąść. – powiedziała, więc Florek ją puścił. Siedziała tak jakiś czas,

patrząc na chłopca.

- A kto się nami opiekuje tu? - zapytała w końcu.

- Nikt się nami nie opiekuje, ha! Jesteśmy tu sami, tylko dzieci, dzieci gotują, dzieci

czytają, dzieci się bawią, ha! Podoba ci się?

- Wcale mi się nie podoba – rzekła Omelka, a po jej małej twarzyczce, polały się

ciurkiem łzy. Płakała, płakała bezgłośnie, a Florek patrzył na nią i nagle zrobiło mu się smutno i przestał się śmiać. Podszedł do dziewczynki i pogłaskał ją po główce. Usiadł obok niej.

- Nie płacz już – powiedział, po czym znów się uśmiechnął – jak chcesz, to ja mogę cię

nazywać królewną! Jeśli tylko chcesz!

- Ale Florku - szepnęła dziewczynka, odgarniając z twarzy włosy i ocierając łzy – przecież dzieci nie umieją czytać, ani gotować, to jak to?

- Dzieci nie umiały, ale tutaj już umieją. Muszą, bo to miejsce jest dla dzieci, tylko dla

nich. Nikogo prócz dzieci tu nie zobaczysz. Tu dzieci umieją wszystko i mogą robić to, co dorośli.

- Ale ja na pewno nie umiem! Florku, ja miałam panią Sonię!

- Panią Sonię?

- Tak, to była moja pokojówka, ona się mną zajmowała. Ja chcę żeby tu była i tata!

- Ojej, przestań płakać, królewno! Szybko się przyzwyczaisz, ha! Ja na początku też byłem smutny, też tęskniłem, ale teraz już nie.

Omelka obróciła się za siebie i zobaczyła wielki pałac. Z różowego pałacu wybiegły dzieci. Mnóstwo dzieci. Większe i mniejsze, wszystkie się śmiały. Nie było ich wcześniej. Teraz pojawiły się wszędzie. Miały w rączkach zabawki, lody, chipsy. Kilkoro z nich stanęło blisko Omelki i Florka, i przyglądało im się z uwagą. „A więc to jest ten koniec, Wysokouchy” pomyślała dziewczynka.

- Dobrze – powiedziała na głos, wstając – więc ja już teraz wiem, jak to wygląda, ten

koniec, więc mogę teraz wrócić do taty i do domu.

Rozejrzała się za ścieżką, którą tu przybyła, ale nigdzie nie mogła jej dostrzec. Florek posmutniał i popatrzył na dzieci, które stały obok niego. Wszystkie jak na zawołanie wzruszyły ramionami i rozbiegły się po polanie.

- Omelko... – zaczął cherubinek.





* * *



Na korytarzu szpitala stała ławka. Na niej siedział wysoki mężczyzna o zmęczonej twarzy. Ręce miał zatopione we włosach, a oczy zamknięte. Siedział sam i czekał. Po chwili drzwi na salę operacyjną się uchyliły, a on natychmiast zerwał się na równe nogi. Podszedł do niego starszy pan. Lekarz.

- Panie, Towalski... Robiliśmy co w naszej mocy, ale dziewczynka nie przeżyła operacji. Odeszła dziesięć minut temu.

- Jak to odeszła? - zapytał mężczyzna, tonem kompletnie pozbawionym jakichkolwiek

emocji. – Gdzie odeszła? – pytał dalej, jakby nie rozumiejąc słów wypowiedzianych przez lekarza.

- Tak mi przykro. Dziewczynka nie żyje.

- Gdzie ona jest?! Chcę ją natychmiast zobaczyć!

Towalski zaczął się miotać, owładnął nim niepohamowany gniew i zaczął szarpać od wnętrza. Lekarz skinął ręką na dwóch pielęgniarzy, chwycili mężczyznę w pasie i za ręce, po czym zaczęli prowadzić przez korytarz. On jednak nie przestawał wrzeszczeć i szarpać się. Kopał nogami i wyrywał się.

- Puśćcie mnie, puśćcie mnie natychmiast, chcę do mojej Omelki! Chcę do królewny!

Gdzie ona odeszła? Gdzie jest? Powiedzcie! Wy wiecie!

- Proszę się uspokoić – rzekł monotonnym głosem jeden z pielęgniarzy. - Pana córeczka jest we właściwym miejscu, na pewno jest bezpieczna.





* * *







Pielęgniarz powiedział tak, bo musiał. Taka była jego praca – uspokajać ludzi. Nie mógł wiedzieć, że Omelka rzeczywiście była we właściwym dla niej miejscu, i że naprawdę była bezpieczna.





- Omelko... – zaczął cherubinek – skąd wiesz, że to jest koniec?

- Tak powiedział mi pan, jak leżałam. To już koniec.

- Gdzie leżałaś?

- Nie pamiętam – dziewczynka niespokojnie wzrokiem wciąż szukała lasu.

- Omelko, stąd się nie da wyjść. Tu już trzeba zostać na zawsze.

- Jak to, na zawsze? Ale czemu? Co się stało?

- Królewno, to jest Pluszowa Polana. Tak się nazywa to miejsce. Tu trafiają dzieci,

którym na tamtym świecie przydarzyło się coś, co spowodowało, że stamtąd odeszły – tłumaczył powoli chłopiec.

- Odeszły?

- Umarły, po prostu. Pluszowa Polana to miejsce, gdzie po śmierci trafiają dzieci. Już tu

zostają, wiesz?

- Ale ja wcale nie umarłam! – krzyknęła dziewczynka.

- To czemu tu jesteś? – zapytał spokojnie Florek.

- Nie wiem!

Dziewczynka nie dowierzając, zostawiła Florka i podbiegła do jakiegoś dziecka. Dziewczynki, około czternastoletniej, która wydawała jej się nadzwyczaj duża.

- Przepraszam – zaczepiła ją – skąd się tu wzięłaś?

- Ja? Byłam nieuleczalnie chora. Umarłam na raka.

Omelka zatkała sobie uszy i podbiegła do malutkiego chłopczyka, który bawił się w kolorowej piaskownicy. On na pewno nie umarł. Jest za mały.

- Ej, skąd się tu wziąłeś? – spytała.

- Ja jestem Lobelt.

- Skąd się tu wziąłeś? – powtórzyła.

- Mama mnie tu zostawiła.

- Czemu?

- Bo umalłem – wyseplenił chłopiec, wcale tym nie przerażony, choć wydawać by się mogło – powinien być. Uśmiechał się, pokazując swe braki w ząbkach.

- Wcale nie! – krzyknęła Omelka, lecz wzrokiem szukała już czegoś innego. Nie wyjścia, tylko Florka.

Przebiegła polanę wzdłuż i wszerz. Wszędzie były umarłe dzieci. Wszystkie nie żyły i wszystkie się bawiły. One były uśmiechnięte. One wcale nie płakały. One nawet śpiewały! Florek podszedł do Omelki.

- Wcale się nie musisz smucić.

- Wiesz, ale ja nic nie pamiętam!

- Przypomnisz sobie, przypomnisz sobie wszystko.

- Czemu tu są tylko dzieci?

- Bo one są niewinne.

- Co to znaczy? – nie rozumiała dziewczynka.

- Wiesz – uśmiechnął się Florek – tak dokładnie to ja wcale nie wiem, królewno! Ha!

Ale wiem, że na pewno jesteś głodna, a ja mogę ci pokazać, gdzie rosną truskawki, bo wszystkie królewny lubią truskawki!

- Tu rosną truskawki? Uwielbiam truskawki! – rozpromieniła się królewna.

- Rosną tu truskawki, królewno i rośnie też dużo innych rzeczy, ha!

- Wysokouchy, tu rosną truskawki – Omelka spojrzała na królika.

- Wiem! Króliki też lubią truskawki – odparł Wysokouchy.

- Ej, ej Florku! – zawołała królewna i zaczęła gonić chłopca, który podbiegł już do

kępki truskawek - Wysokouchy umie mówić!

- Jasne, że umie! – uśmiechnął się Florek i podał Omelce truskawkę – Na Pluszowej

Polanie wszystkie zabawki mówią.

- Mówią... – dziewczynka spojrzała na królika, który mrugnął do nie okiem, a zaraz potem na Florka – Florku, ale ty jesteś moim przyjacielem? Jesteś dzieckiem, skąd tyle wiesz?

- Jasne, że jestem twoim przyjacielem, królewno. A wiem, bo jestem tu już bardzo długo, ty też będziesz wiedziała! Będziesz wiedziała wszystko, ha!

- I wciąż jesteś mały? – Omelka zmierzyła go wzrokiem. Był mały, mógł mieć co

najwyżej dziesięć lat. Mógł mieć też siedem. Omelka nie wiedziała.

- Tu dzieci nie rosną już. Tu zawsze zostają dziećmi.

- I ty... Ty nigdy mnie nie zostawisz? – spytała cichutko dziewczynka.

- Nigdy – odparł chłopiec, zajadając się truskawkami.

- Tata też tak mówił – szepnęła Omelka i popatrzyła na chłopca dużymi, czarnymi

oczami.

- Dorośli mówią różne rzeczy, które prawdą nie są! A ja jestem przecież dzieckiem, tak jak ty.

- Czyli to jest ten koniec, Wysokouchy – rzekła Omelka kładąc Wysokouchego koło truskawek.

- Tak królewno, to jest właśnie ten koniec, a ja będę twoim przyjacielem na zawsze, dopóki Pluszowa Polana się nie skończy!

- A jak Pluszowa Polana się skończy? – spytała niepewnie dziewczynka.

- Pluszowa Polana się nigdy nie skończy, ha! Kim chciałaś być, królewno?

- Tancerką! – odpowiedziała Omelka.

- Będziesz tancerką, Omelko, ha! Bo ja jestem czarodziejem!

Florek uśmiechnął się od ucha do ucha i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, biała, szpitalna szata królewny przemieniła się w falbaniastą, czerwoną suknię. Dziewczynka spojrzała na siebie i wstała uradowana.

- A partner? – zapytała, spoglądając zawadiacko na Florka.

- Ja będę twoim partnerem, już na zawsze, ha! Bo Pluszowa Polana się nigdy nie

skończy, ha!
"You have to be someone"

Robert Nesta Marley

2
Szczerze mówiąc, mam mieszane uczucia. Początek nastroił mnie na opowiadanie z serii ,,kraina absurdu". ;) Potem, gdy pojawił się szpital i ojciec, i akcja w Pluszowej Krainie pomknęła dalej, czegoś mi zabrakło. Zabrakło mi tej sugestii, że choć wszyscy się bawią i cieszą, to wszystko jest tak naprawdę smutne i dołujące. Scena z wypytywaniem dzieci była dla mnie nieprzekonująca.

No i nie wiem, co o tym myśleć. :) Powiedzmy... powiedzmy, że jest dobrze, ale mogło być lepiej. Temat niebanalny, więc trzeba było go również niebanalnie potraktować. ;)

Pozdrawiam i powodzenia!
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

3
Pomysł: 4-

Dobry, ale nie zrealizowany jak należy. Można było go znacznie lepiej poprowadzić.



Styl: 3+

Jak to u ciebie nie najgorszy. Ale... rozmowy dzieci były jakieś sztuczne, podobnie jak scana w szpitalu.



Schematyczność: 4

Coś świerzego, ale nie dopracowane.



Błedy: 4

Kilku przecinków brak, poza tym raczej czysto.



Ogólnie: 3+

Niby jakies chęci były, ale nie do końca wyszło.



Jestem na tak.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

4
Pomysł: 4+



Mi się bardzo podobał. Może nie jest jakiś super oryginalny, ale po prostu ciekawy. Nie wydaje mi się, żeby był niezrealizowany, do mnie trafiłaś w pełni. Wydaje mi się, że nie chodziło Ci o to, żeby pokazać, że mimo że te dzieci się bawią i cieszą, to wszystko jest smutne. Chyba chodziło właśnie o to, że te dzieci na początku się boją, jak Omelka, ale szybko się przyzwyczajają, bo to przecież pewien rodzaj nieba, one powinny być szczęśliwe. Nie wydaje mi się też, żeby rozmowy dzieci były sztuczne, były właśnie takie... dziecięce, a więc i całkiem realistyczne. Scena w szpitalu trochę mi zgrzytała, ale to raczej z powodu stylu i zdań.



Styl: 4



Jak to u Ciebie, dobry, dialogi realistyczne, opisy w porządku, jedynie właśnie ta scena w szpitalu raziła mnie jakąś dziwną budową zdań. Ale ogólnie jest dobrze, jak zawsze.



Schematyczność: 4-



Cukierkowe krainy, w których żyją tylko dzieci już były, ale mimo to jest ciekawie i dobrze zrealizowane.



Błędy: 4-



Drobne:


i uśmiechając się wskazywał drugą
uśmiechając się przecinek


„A więc to jest ten koniec, Wysokouchy” pomyślała dziewczynka
pomiędzy jej myślami, a resztą zdania powinien być przecinek


Panie, Towalski
przecinek niepotrzebny



I jeszcze jakiś interpunkcyjny był, ale już nie chce mi się szukać.

Ogólnie dobry poziom.



Ocena ogólna: 4/4+



Tekst mi się podobał, nawet bardzo. Fajnie ujęty temat, fajne dialogi, dobry styl, mało błędów - jasne, że jestem na tak.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
Ja też uważam, że pomysł jest dobry, ale niedopracowany. Początek bardzo mi się podobał, ale właściwie już od pojawienia się Florka zaczęło się kiepścić. Moim zdaniem za dużo dialogów, za dużo dosłowności, za mało tzw głębi :wink: Widać, że stać Cię na dużo więcej, natomiast to opowiadanko czyta się tak, jakbyś po opisaniu pluszowej krainy straciła zainteresowanie własnym pomysłem, i chciała jak najszybciej i jak najmniejszym wkładem pracy doprowadzić rzecz do końca. W sumie nie wiadomo, czy to ma być bajeczka dla dzieci, czy "prawdziwe" opowiadanie. Bo jeśli było to pomyślane jako bajka na pocieszenie pięciolatka, który boi się śmierci, to OK, nie czepiam się. Ale jeśli chodziło o literaturę, to zdecydowanie zbyt duża skrótowość, zbyt powierzchowne potraktowanie postaci. Nie współczułam ani Omelce ani panu Towalskiemu, ani nikomu w ogóle. Myślę, że warto by było zabrać się za to jeszcze raz, gruntownie przerobić, wywalić dialogi, pogłębić postacie. Przeglądałam Twoje inne opowiadania i wiem, że stać Cię na znacznie więcej!

Pozdrawiam serdecznie.
[img]http://server.jassmedia.net/tutona/baner7s.png[/img]

6
dzięki za komentarze...

może rzeczywiście tego nie dopracowałam... Nie wiem, jakoś ostatnio w ogóle nie chce mi się pisać. Jakoś nie mogę się zabrać ani za pisanie ani za naukę... :cry:
"You have to be someone"

Robert Nesta Marley
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”