Przepowiednia Giste

1
Rozdział 1

Aatami biegnie przez las. Potyka się co chwilę o wystające korzenie, jego twarz ranią gałęzie. Nie zwraca na nie uwagi, myśli tylko o tym,żeby się nie wywrócić i nie zwalniać. Nogi pod nim drżą, ale on biegnie na wprost pchany przez rządzący nim teraz strach. Mężczyźni są tuż za nim, słyszy ich przyspieszone oddechy. Chociaż nie ogląda się za siebie, wie, że zaraz go dogonią. Jak błyskawica przechodzi mu przez głowę myśl, żeby się poddać. Równie szybko chęć przetrwania pcha go do przodu ze zdwojoną siłą. Pomarańczowy zachód słońca razi go nagle spomiędzy gałęzi drzew. Wszystkie odcienie żółci, czerwieni, pomarańczy i brązu zlewają się w jeden zamazany kolor. Coś kłuje go w plecy. Dociera do niego, że musiał się potknąć i stacza się teraz w dół rowu. Ciężkie kroki są tuż za nim. Zjeżdżają po stoku wielkimi susami. Już im nie ucieknie. Zanim udaje mu się zatrzymać i odróżnić niebo od ziemi, mężczyzna najbliżej niego łapie go za poły kurtki i podnosi do góry.
Aatami patrzy teraz w wielką, opaloną słońcem twarz. Twarz ta pokryta jest siwoczarnym kilkudniowym zarostem, nad długim wąskim nosem siedzą czarne jak węgiel złe oczy. Te oczy patrzą się na niego przenikliwie. Aatami odwraca głowę i zamyka oczy, jego serce zatrzymuje się na chwilę. Wielka twarda ręka gwałtownie odwraca jego twarz ku twarzy mężczyzny. Teraz jego serce bije dwa razy szybciej niż zwykle. Pozostali już dobiegli i otaczają ich kołem. Chłopak nie widzi ich twarzy, wszystkie są rozmazane; pomimo tego odczuwa, że są tak samo złe jak ta, na którą zmuszony jest patrzeć. Słońce już prawie zaszło i robi się szaro. Zrywa się wiatr i porusza gołymi gałęźmi. Mężczyźni otaczający ich kołem zapalają latarki. W tym świetle złe oczy kryją się w ciueniu brwi, Aatami czuje jednak że tamtem świdruje go spojrzeniem. Usta złego człowieka zaczynają się poruszać ale Aatami nie słyszy ani słowa. Tamten mówi coraz szybciej ale do uszu chłopca nie dochodzą żadne dźwięki. Mężczyzna potrząsa nim mocno i zaciska dłoń na jego szyi. Aatami przypomina sobie młodą sarenkę, którą zabił tego lata polując z ojciem. Jego pierwsze, pełne polowanie. Pamięta jej bezradnie wierzgające kopytka i gasnące oczy po tym jak podciął jej gardło. I krew, rosnącą, czrna kaużę krwi na trawie. Twarz mężczyzny jest teraz tak blisko, że chłopiec czuje jego stęchły alkoholowy oddech i skórę przesiąknięta tytoniem. Coś ciężkiego uderza go w tył głowy. Aatami czuje ostry ból i zaraz potem zapada w ciemność.

Obudził się. Ciężko oddychał. Strach dalej trzymał go za ramiona.Bolał go tył głowy. Pomacał bolące miejsce; nie było żadnego guza ani zgrubienia. Naokoło ciemność. Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności, rozejrzał się po pokoju. Na łóżku obok spał spokojnie jego brat. Aatami usiadł i próbował uspokoić oddech. Przy lokejnym głębszym wdechu poczuł bez. Zapach stawał się coraz bardziej intensywny. Wciągnął głębiej powietrze, żeby się upewnić że to mu się nie wydaje. Nie. Mocny zapach bzu dalej rozchodził się po pokoju. Ale to nie możliwe. Bez przekwitł dwa miesiące temu. Aatami szturchnął śpiącego brata. Wyrwany ze snu, Jonas nie wiedział co się dzieje. Usiadł na łóżku i rozejrzał się dookoła.
- Czujesz bez? – Aatami szepnął bratu prosto w ucho.
Jonas odwrócił się do niego ze złością. Najwyraźniej powoli zaczęło docierać do niego, która jest godzina i co się dzieje.
- Bzu nie czuję, ale za to bardzo wyraźnie czuję, że zaraz dostaniesz w łeb jak nie dasz mi spokoju,– Jonas krzyczał szeptem.
W normalnych warunkach taka groźba wystarczyłaby, żeby Aatami nie zbiżał się do brata przez następny tydzień. Tym razem jednak sprawa musiała być poważna, bo zamiast wracać do swojego łóżka, chwycił go za rękę i błagalnie powiedział:
- Ale wciągnij powietrze i powiedz czy na pewno nie czujesz bzu. Tutaj aż robi się słabo od tego zapachu.
Jonas podniósł rękę, żeby uderzyć brata ale w ostatnim momencie ją cofnął. W oświetlającym pokój świetle księżyca zauważył przerażone, wręcz obłędne spojrzenie małego. Z ręką na wpół uniesioną w powietrzu, przyjrzał się bratu. Aatami miał wypieki na policzkach i ciężko oddychał. Jonas przyłożył rękę do czoła chłopca. Aatami był rozpalony.
- Idź się połóż – powiedział rozkazująco. - Przyniosę ci trochę wody.

***
Aatami wiele razy próbował zrozumieć przepowiednię starej Giste z dnia, kiedy narodził się Toivo. Zastanawiał się, czy wnuka też będą męczyły koszmary.

Sąsiadka mieszkała u nich już od trzech dni (wtedy zaczęły się pierwsze skurcze), bo akurat zaczęły się zamiecie śnieżne i James nie był pewien, czy uda mu się dostać do jej chałupiny kiedy nadejdzie chwila. O wzywaniu karetki nie było mowy, nie przebiłaby się przez śniegi na czas. Stara Giste wdzięczna była małemu Toivo za to, że nie spieszyło mu się na świat. Dzięki temu najzimniejsze dni tej zimy mogła spędzić w nowym i szczelnym domku Baldwinów. Kiedy Kaija zasypiała pod swoją puchową kołdrą, a James wychodził na zewnątrz po drewno, rozsiadała się koło pieca i wpatrywała się na zdjęcia wielkiego miasta z przepięknym żółtawym budynkiem nad rzeką i z wieżą zegarową. Nie wiedziała gdzie to miejsce jest ani jak się nazywa, wiedziała tylko, że małomówny i poważny mąż Kaiji stamtąd pochodzi.
Toivo urodził się w styczniu, na zewnątrz szalała właśnie zamieć śnieżna, jakby wiedziała, że dziecku nie może stać się nic złego. Pomimo, że to był jej pierwszy raz, Kaija była pewna, że wszystko będzie dobrze. Słabo uśmiechała się do męża, który biegał z kąta w kąt i nerwowo mierzwił wysoką czuprynę. Aatami siedział przy oknie zapatrzony w bezkresną biel. Jego żona, Luna, krzątała się w kuchni, upewniając się, że woda cały czas jest gorąca i pod ręką jest wystarczająca ilość czystych ręczników.
Kaija krzyknęła z bólu. Stara Giste zajrzała pod kołdrę i jednym gestem nakazała mężczyznom wyjść. Kaija krzyczała coraz głośniej. Luna przybiegła z kuchni z naręczem ręczników.
- Wody – syknęła na nią Giste, – nie ma czasu, pokazała się główka.
Zanim Luna wróciła z wielkim dymiącym garem, czarownica trzymała w ramionach drżące okrwawione ciałko. Dziecko nie wydawało z siebie dźwięku więc stara dmuchnęła mu w twarz. Chłopczyk zapłakał cichutko jak pisklątko. Giste przecięła pępowinę i owinęła dziecko w ręcznik. Podała chłopca Lunie, która obserwowała wszystko ze łzami w oczach.
- Toivo – szepnęła Kaija – będzie miał na imię Toivo.
Luna podała jej syna. Dziewczyna trzymała w ramionach zawiniątko, przyglądała mu się uważnie. Wskazującym palcem odsunęła połę ręcznika. Maleńka rączka włoniła się spod niego i noworodek instynktownie chwycił matkę za palec.
Chłopiec przyszedł na świat duży i zdrowy. Po obmyciu i owinięciu w pieluchy i koc wrócił w ramiona matki. Kaija wpatrywała się w niego zmęczonym spojrzeniem. Kobiety uprzątnęły izbę i w końcu mężczyźni mogli wejść i zobaczyć potomka. Pierwszy wszedł James, starał się stąpać jak najciszej w wielkich buciorach. Na widok żony z nowo narodzonym synkiem w ramionach zatrzymał się jakby zaskoczony. Kaija uśmiechnęła się zachęcająco.
- Kochanie, to jest Toivo...
James pochylił się nad nią i pocałował ją w czoło. Pogładził posklejane jeszcze od potu włosy żony. Przykucnął przy łóżku.
- Dotknij go, nie bój się, to Twój syn.
James sięgnął drżącą ręką ku dziecku, delikatnie pogłaskał maleńką główkę. Dziecko poruszyło się a potem wtuliło się w matkę.
Luna i Aatami stali u stóp łóżka.
- Tato, to jest Toivo, podejdź tu, zobacz go.
- Toivo znaczy nadzieja. Dobre imię wybrałaś. – pochwalił Aatami córkę.
Nachylił się nad wnukiem; jego szczupła spalona słońcem twarz wyrażała coś w rodzaju zdziwienia, skupione, niebieskie oczy wpatrywały się w drobną główkę wystającą spod pościeli. Ciemną, spracowaną dłonią przejechał po twarzy takim ruchem jakby strzepywał z niej kurz albo coś łaskoczącego go po nosie. Zgarbił się jakby świadomość, że ma wnuka przybiła go do ziemi. Luna objęła go w pasie. Przy jego dużym, krzepkim ciele wyglądała jak mała dziewczynka.
Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił. Zaparowane szyby i resztki pary unoszące się nad wielkim naczyniem; w którym Luna gotowała wcześniej wodę; sprawiały, że pokój jakby nagle się skurczył. Kaija poczuła się duszno, wciągnęła głębiej powietrze i rozejrzała się po twarzach obecnych. Nabrała jeszcze raz powietrza i zamknęła oczy. Cały wysiłek porodu nagle zaczął dawać jej się we znaki. Przymknęła oczy, słyszała tylko trzaskanie drewien w piecu obok. W tej ciszy zabrzmiał nagle zachrypnięty głos starej sąsiadki. Giste mówiła coś pod nosem. Wszyscy obejrzeli się na nią jakby zdziwieni, że jeszcze tam jest. Luna zarumieniła się zawstydzona, że zapomniała o starej siedzącej przez cały czas w kącie. Kaija otworzyła oczy i zaczęła się rozglądać szukając wzrokiem Giste.
- To dziecko będzie przywódcą ginącego ludu – powiedziała stara zadziwiająco mocnym jak na swoje drobne, wyschnięte ciało głosem.
- Co takiego? – zapytał z nagłym ożywieniem Aatami – Skąd wiesz, że on będzie przywódcą?
- Widzę to w jego przyszłości.Wszystko wypisane jest przede mną.
W izbie znowu zapanowała krępująca cisza. Stara zapadła w swoje myśli, znowu stała się maleńką, szarą postacią w kącie pokoju na którą nikt nie zwraca uwagi. Kaija powróciła do drzemki, James patrzył na żonę i dziecko z rozrzewieniem. Luna rzucała zmartwione spojrzenia po wszystkich obecnych. Aatami stał ze zmarszczonym czołem. Jego wysokie i mocne ciało skurczyło się w sobie. Odchrząknął i podniósł głowę w akcie ostatecznej desperacji.
- Co jeszcze widzisz w przyszłości mojego wnuka, Giste?
Oczyma świdrował starą, która leniwie poruszyła się na dźwięk jego głosu. Powoli podniosła drobną, siwą głowę i zwróciła ku niemu ciemną od słońca, pomarszczoną twarz. Luna spojrzała na męża, wydawał się nie oddychać czekając na odpowiedź czarownicy. Stara świdrowała go spojrzeniem długo i wnikliwie. Światło za zaparowaną szybą jakby nagle przygasło. W pokoju zrobiło się szaro. Stara zadygotała nie spuszczając wzroku z Aatamiego. W tym momencie ogień w kominku zgasł i w pokoju zrobiło się jeszcze ciemniej. Luna i James ruszyli w stronę kominka, żeby rozniecić ogień. Stara westchnęła głęboko i wpatrzyła się w wygaśnięty kominek. Aatami krzyknął przerażony. Nagle w pokoju zrobiło się duszno, cały wypełnił się zapachem bzu tak intensywnym, że Aatamiemu zrobiło się niedobrze. Toivo obudził się i zakwilił cichutko. Kaija, rozbudzona poruszeniem dziecka otworzyła oczy i głębiej wciągnęła powietrze. Ona jedna nie zdawała sobie sprawy z tego, co dzieje się w izbie.
- Dziwne, - powiedziała głośno – wydaje mi się, że czuję bez...
- Nie wydaje ci się, dziecko. – Aatami przysiadł na skraju łóżka obok córki i objął ją.
Luna i James zamarli w bezruchu nad kominkiem i patrzyli na siebie zdziwieni. Giste znowu wpatrzyła się w Aatamiego.
- Nie bój się, to jego nie dotyczy. On ma inne, większe przeznaczenie. To, czego się boisz nie jest przeznaczone dla niego. Jego bagaż jest osobny, większy...
- Jesteś pewna? – Aatami wypytywał teraz z niecierpliwością. – Jaki ginący lud masz na myśli?
- Twój lud.
- O czym ona mówi? – Luna ocknęła się w końcu ze zdziwienia.
- Jestem zmęczona, idę położyć się przy piecu. – zachrypiała Giste – Potem możesz odwieźć mnie do domu, – zwróciła się do Jamesa –nie będę już tutaj potrzebna.
Giste powoli przeszła do głównej izby żeby położyć się przy piecu. Luna wyszła za nią, żeby
Przygotować jej trochę jedzenia w ramach zapłaty.
Pomimo zmęczenia Kaija usiadła w łóżku i patrzyła na ojca nie rozumiejąc co się właśnie stało. James w końcu rozpalił ogień w kominku i stał teraz po drugiej stronie łóżka patrząc pytająco na teścia. Aatami wpatrywał się w dziecko. Ocknął się dopiero po chwili, poczuł na sobie spojrzenia córki i zięcia i westchnął głęboko.
- Co miała znaczyć ta rozmowa? – Kaija zapytała zmęczonym głosem, kiedy w końcu powrócił myślami do rzeczywistości.
- Nie wiem, dziecko.
- Czego się boisz, tato? Jakie on będzie miał przeznaczenie? O jaki lud chodzi.
- Brednie starej czarownicy, – powiedział Aatami wpatrując się w drzwi – prześpij się, kochanie. Miałaś dzisiaj ciężki dzień, jesteś zmęczona.
Aatami podszedł do kominka i zastygł tak kucając z kawałkiem drewna w ręce.
Ostatnio zmieniony pt 01 cze 2012, 11:39 przez Mushka Ska, łącznie zmieniany 3 razy.
Mushka Ska

2
Uwaga wstępna. W kilku przypadkach (między innymi zaimki, powtórzenia), tylko sygnalizuję problem jednym czy dwoma przykładami, a nie wytykam wszystkiego, bo bym musiała większość tekstu zacytować.
Mushka Ska pisze:Aatami biegnie przez las. Potyka się co chwilę o wystające
korzenie, jego twarz ranią gałęzie. Nie zwraca na nie uwagi, myśli tylko o tym,żeby się nie wywrócić i nie zwalniać. Nogi pod nim drżą, ale on biegnie na wprost pchany przez rządzący nim teraz strach. Mężczyźni są tuż za nim, słyszy ich przyspieszone oddechy. Chociaż nie ogląda się za siebie, wie, że zaraz go dogonią. Jak błyskawica przechodzi mu przez głowę myśl, żeby się poddać. Równie szybko chęć przetrwania pcha go do przodu ze zdwojoną siłą.
Zaimkoza. "Nim", "go", "jego", "mu", "siebie" - dużo za dużo. Jeżeli nie da się ich po prostu wyciąć, to trzeba kombinować z konstrukcją zdań. W takim zestawieniu wypada to trochę nieporadnie.
Podkreślone zdanie po prostu nie brzmi. Równie szybko pcha ze zdwojoną siłą. Po prostu za dużo tego określania, że facet nadal biegnie. Zwłaszcza że wspominasz wcześniej, że myśl "przechodzi jak błyskawica", czyli zaraz znika.
Mushka Ska pisze:Pomarańczowy zachód słońca razi go nagle spomiędzy gałęzi drzew. Wszystkie odcienie żółci, czerwieni, pomarańczy i brązu zlewają się w jeden zamazany kolor. Coś kłuje go w plecy. Dociera do niego, że musiał się potknąć i stacza się teraz w dół rowu.
powtórzenie
poza tym odcienie pomarańczu (koloru), a nie pomarańczy (owocu).
Podkreślone zdania. Bardzo słaby ten opis. Zabija dynamikę.
Mushka Ska pisze:Zjeżdżają po stoku wielkimi susami.
zjeżdżają susami? Oj nie bardzo
Mushka Ska pisze:Aatami patrzy teraz w wielką, opaloną słońcem twarz. Twarz ta pokryta jest siwoczarnym kilkudniowym zarostem, nad długim wąskim nosem siedzą czarne jak węgiel złe oczy. Te oczy patrzą się na niego przenikliwie. Aatami odwraca głowę i zamyka oczy, jego serce zatrzymuje się na chwilę. Wielka twarda ręka gwałtownie odwraca jego twarz ku twarzy mężczyzny.
Powtórzenia, powtórzenia, powtórzenia. Od czasu do czasu można jakieś zastosować specjalnie. Ale to tutaj to już przegięcie. Powtarzasz w kółko "twarz", "oczy", co więcej dwukrotnie wprowadzasz powtórzenia tą samą strukturą "coś. To coś". Wszystko razem czyni tekst nieprzyjemnym w odbiorze.
Mushka Ska pisze:czrna kaużę
na przyszłość skorzystaj chociaż ze sprawdzania pisowni w wordzie czy innym edytorze, ok?
Mushka Ska pisze:Tamten mówi coraz szybciej ale do uszu chłopca nie dochodzą żadne dźwięki.
Interpunkcja. Ja rozumiem gubić się przy imiesłowach itd, ale przed "ale" przecinek stać musi.
Mushka Ska pisze:Zapach stawał się coraz bardziej intensywny. Wciągnął głębiej powietrze, żeby się upewnić że to mu się nie wydaje.
Podmiot domyślny w tym miejscu sugeruje, że to zapach wciągnął głębiej powietrze.
Mushka Ska pisze:Zapach stawał się coraz bardziej intensywny. Wciągnął głębiej powietrze, żeby się upewnić że to mu się nie wydaje. Nie. Mocny zapach bzu dalej rozchodził się po pokoju.
Słówko "się" też jest bardzo zdradliwe. Często konieczne, ale szkodliwe w nadmiarze. I znowu, jeżeli nie daje się po prostu wyciąć, to trzeba pomyśleć nad przebudową fragmentu. Tak to nie powinno wyglądać.
- Bzu nie czuję, ale za to bardzo wyraźnie czuję, że zaraz dostaniesz w łeb jak nie dasz mi spokoju,– Jonas krzyczał szeptem.
Jakaś cudowna interpunkcja Ci tu wskoczyła...
Co do podkreślenia. Wiem, co tu chciałaś napisać, ale według mnie lepiej poszukać na to innych słów. Może opisać szerzej, co takiego jest w głosie Jonasa, może do czegoś porównać?
W normalnych warunkach taka groźba wystarczyłaby, żeby Aatami nie zbiżał się do brata przez następny tydzień. Tym razem jednak sprawa musiała być poważna, bo zamiast wracać do swojego łóżka, chwycił go za rękę i błagalnie powiedział:
Robi się bałagan z podmiotami. Nie wiadomo, kto jest podmiotem w ostatnim zdaniu, a kto jest chwytany za rękę. Na logikę to idzie, ale zapis jest pogmatwany.
Mushka Ska pisze:Sąsiadka mieszkała u nich już od trzech dni (wtedy zaczęły się pierwsze skurcze), bo akurat zaczęły się zamiecie śnieżne i James nie był pewien, czy uda mu się dostać do jej chałupiny kiedy nadejdzie chwila.
Za dużo informacji w jednym zdaniu.
Mushka Ska pisze:rozsiadała się koło pieca i wpatrywała się na zdjęcia wielkiego miasta
wpatrujemy się w coś, a nie na coś.
A drugie "się" tutaj akurat można spokojnie wywalić.
Mushka Ska pisze:Toivo urodził się w styczniu, na zewnątrz szalała właśnie zamieć śnieżna, jakby wiedziała, że dziecku nie może stać się nic złego.
Czyli jak? Co ma czytelnikowi powiedzieć to porównanie? Takie trochę losowe zestawienie wyszło. Byle brzmiało, ale już sensu brak.
Poza tym powtarzasz informację (o tej zamieci) sprzed kilku linijek. Niepotrzebnie.
Mushka Ska pisze:Pomimo, że to był jej pierwszy raz, Kaija była pewna, że wszystko będzie dobrze.
Na "być" w przypadkach i osobach wszelkich też trzeba uważać. Jak widać.
- Toivo znaczy nadzieja. Dobre imię wybrałaś. – pochwalił Aatami córkę.
Zapis dialogów do powtórki.
Mushka Ska pisze: na którą nikt nie zwraca uwagi.
Chyba dosłownie zdanie dalej sama sobie zaprzeczasz. Aatami zwraca na nią uwagę.
Mushka Ska pisze:Stara świdrowała go spojrzeniem długo i wnikliwie. Światło za zaparowaną szybą jakby nagle przygasło. W pokoju zrobiło się szaro. Stara zadygotała nie spuszczając wzroku z Aatamiego.
Szukasz różnych innych określeń na tę kobietę i ciągle je zmieniasz. Tutaj już się nie udało. Spróbuj mniej poszarpanego opisu. Więcej na raz powiedzieć o Giste, dopiero później wtrącać reakcje otoczenia. Wtedy będziesz mogła pograć na podmiocie domyślnym.
Mushka Ska pisze:Pomimo zmęczenia Kaija usiadła w łóżku i patrzyła na ojca nie rozumiejąc co się właśnie stało. James w końcu rozpalił ogień w kominku i stał teraz po drugiej stronie łóżka patrząc pytająco na teścia. Aatami wpatrywał się w dziecko. Ocknął się dopiero po chwili, poczuł na sobie spojrzenia córki i zięcia i westchnął głęboko.
Ciągle gadasz o patrzeniu (akapit czy dwa wcześniej też). Chyba szukasz w tym takiego naturalnego opisu emocji. Ale niestety to na dłuższą metę nie działa. Wszyscy się na wszystkich gapią - takie jest (brutalnie uproszczone) odczucie. Popracuj nad sięgnięciem nieco głębiej, szukaniem innych odruchów, szczegółów, które mogą zdradzać niepokój, zdumienie, zamyślenie itd.

Musisz solidnie popracować nad językiem, żeby to się dało czytać. Jest ciężko, popełniasz dużo podstawowych błędów, które przysłaniają ewentualne walory tekstu.

Do zalet bym zaliczyła pomysł na "scenografię", chociaż tutaj zdecydowanie za mało mogłam jej zobaczyć. Opisy są niezbyt wyraziste, scena porodu przeleciana po łebkach, przez co kompletnie niewiarygodna, postaci niedoopisane, przez co się mylą (poza Aatamim).
Początek z przepowiednią i koszmarami zalatuje schematami, ale trudno tutaj coś więcej powiedzieć. Wszystko zależy od tego, jaki masz pomysł na rozwinięcie opowieści.
Na razie jednak przede wszystkim radzę skupić się na warsztacie, poczytać dobre książki i podpatrzeć co nieco. Mam nadzieję, że następnym razem będzie lepiej.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

3
Mushka Ska pisze:Nogi pod nim drżą, ale on biegnie na wprost pchany przez rządzący nim teraz strach.
To po prostu źle brzmi. Rozumiem, co chciałaś opisać, ale wyszło karkołomnie.
Mushka Ska pisze: Coś kłuje go w plecy. Dociera do niego, że musiał się potknąć i stacza się teraz w dół rowu.
Oj, nie wiem, mam wrażenie, że naprawdę trudno przegapić spadanie. Trzeba to jakoś inaczej opisać.
Mushka Ska pisze:Ciężkie kroki są tuż za nim. Zjeżdżają po stoku wielkimi susami.
Tutaj wyszło, że kroki zjeżdżają susami. Chyba nie o to chodziło.
Mushka Ska pisze:Zanim udaje mu się zatrzymać i odróżnić niebo od ziemi, mężczyzna najbliżej niego łapie go za poły kurtki i podnosi do góry.
Tutaj też nieporadnie.
Mushka Ska pisze:Chłopak nie widzi ich twarzy, wszystkie są rozmazane; pomimo tego odczuwa, że są tak samo złe jak ta, na którą zmuszony jest patrzeć.
Tzn jakie są, co to znaczy, że są złe, te oczy, twarze? Bo w opisie nic mi to nie mówi.
Mushka Ska pisze: tym świetle złe oczy kryją się w ciueniu brwi, Aatami czuje jednak że tamtem świdruje go spojrzeniem.
cieniu. Nie przemawia do mnie ten opis. Dużo w nim zła, a mało konkretów. Na przykład, dlaczego są źli, skąd taki wniosek w głowie bohatera.
Interpunkcja - przed że stawiamy przecinek.
Mushka Ska pisze: I krew, rosnącą, czrna kaużę krwi na trawie.
Dlaczego miała czarną krew?
Mushka Ska pisze:Strach dalej trzymał go za ramiona.
Naprawdę?
Mushka Ska pisze:Naokoło ciemność. Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności, rozejrzał się po pokoju.
Dwa zdania z tą samą informacją: było ciemno. Powtórzenia.
Mushka Ska pisze:Przy lokejnym głębszym wdechu poczuł bez.
kolejnym
zapach bzu
Mushka Ska pisze:W normalnych warunkach taka groźba wystarczyłaby, żeby Aatami nie zbiżał się do brata przez następny tydzień.
Co to są normalne warunki?
Mushka Ska pisze:Nachylił się nad wnukiem; jego szczupła spalona słońcem twarz wyrażała coś w rodzaju zdziwienia, skupione, niebieskie oczy wpatrywały się w drobną główkę wystającą spod pościeli.
Co to jest 'coś w rodzaju zdziwienia"?
Mushka Ska pisze: Zaparowane szyby i resztki pary unoszące się nad wielkim naczyniem; w którym Luna gotowała wcześniej wodę; sprawiały, że pokój jakby nagle się skurczył. Kaija poczuła się duszno, wciągnęła głębiej powietrze i rozejrzała się po twarzach obecnych.
poczuła, że robi się jej duszno
Mushka Ska pisze: Aatami krzyknął przerażony.
Brakuje mi tego, co go przeraziło. Aż tak by krzyknąć.

Przecinki i usterki językowe dokładnie wypisała Adrianna. Warto byłoby poddać tekst korekcie po napisaniu, na pewno pozwoli to wyłapać literówki i błędy ortograficzne. Interpunkcja jest dość beztroska - zwróć na to uwagę.
Początek czyta się trudno, opisy dynamiczne są mało jasne, gubisz się w operowaniu językiem. Dużym utrudnieniem jest czas teraźniejszy, jaki wybrałaś. Cały koszmar jest też mało jasny, nie wiadomo dlaczego chłopak jest ścigany, ani kim są "źli ludzie".
Potem przeskok o dość duży kawałek czasu, wprowadzasz mnóstwo osób, jednak w sumie poza A. i starą G. nikt nie jest opisany, więc postacie się zlewają. Są mało charakterystyczne. Brakuje mi umiejscowienia w czasie i miejscu, nie wiem czy to w przeszłości (poród w chacie, kominek, piec, stara akuszerka, ale jednak gdzieś tam wzmianka o karetce), czy nie, więc trudno mi się odnieść do realiów świata. Klimat jest zbudowany, ale wymaga dopracowania na poziomie językowym, opisów, zwłaszcza ludzi i ich reakcji.
Fabuła na razie zarysowana: jakaś przepowiednia. Dużo niejasności - zapach bzu coś znaczy, ale nie wiadomo co.
To jest szkic pomysłu, do dalszej pracy i rozwijani warsztatu. Powodzenia!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron