Katamneza

1
Nikt nie ma pojęcia o moich zgryzotach. Nawet Magda, moja poczciwa Magda, kobieta z innego snu, nie domyśla się, że prowadzę podwójne życie. Do głowy jej nie przyjdzie, że taki galaretowaty twardziel jak ja, zdolny jest do handlowania żywym towarem. Z tego powodu miewam przeróżne radochy, bo gdy sobie uświadamiam, kim jestem, dopada mnie coś w rodzaju śmiechu; choć nieraz bywa mi ciężko na duszy i gdzieś w kąciku łykam łzy, to na zewnątrz udaje mi się pokazać radosną twarz.

Tak zwykle zaczynam, gdy mnie pytają o początki. Zaczynam od tego, że wcześniej chwytałem się pożerania lektur na interesujący mnie temat, lecz im więcej ich przyswajałem, tym mniej rozumiałem. A trzeba wam wiedzieć, że jak czegoś nie rozumiem, to tym bardziej jestem skłonny dawać temu wiarę. To jak z atomami. Nie widać, ale dla świętego spokoju trzeba wierzyć, że są.

Zresztą co mnie obchodzą atomy! Wracam do handlu, gdyż obchodzi mnie tylko to, co żywe i seksowne, a także to, że od chwili gdy jąłem zaczytywać się tekstami o złożonej naturze ludzkiej i wielokrotnych osobowościach, pojawiły się senne zwidy i zwidy te mam do dziś. Trochę mnie to niepokoi, bo odkąd zająłem się zjawiskami paranormalnymi, życiem po życiu czy pośmiertnymi tunelami, zdurniałem ze szczętem i pękł mi w glacy jakiś dynks; logika z głupotą pognała w krzaki, a mój pomyślunek obluzował się jak nigdy.

Za dnia byłem ojcem rodziny, dobrodusznym, zaradnym, do pracy regularnie uczęszczającym, o dziatwę dbającym, o Magdzie z czułością myślącym i nieba jej przychylającym. A w nocy – potworem zaplątanym w jakieś mętne biznesy i burdelowe konszachty, oślizgłe i ciemne transakcje za czerwonymi kotarami i szwindlowanie na potęgę. Lecz kiedy się budziłem, spocony jak szczur po rozwodzie i gdy pytałem, czy aby nie wierzgam przez sen, do teraz słyszę, jak Magda wzdycha i mówi, że bynajmniej.

Tedy pilnie łażę po prośbie, czyli po lekarzach, zawzięcie i cierpliwie odwiedzam ich gabinety, posłusznie leżakuję na ich kanapach, wszelako nic nie pomaga, bo w dalszym ciągu nie wiem, czy i niewierzgający sen nie jest wykwitem wyobraźni. Podejrzewam, że Magda uspokaja mnie z litości, a tak naprawdę, to podczas spędzonej z nią nocy istotnie wydobywają się ze mnie wrzaski, skowyty, jazgoty. Dlatego tu przyszedłem.
Ostatnio zmieniony sob 07 lip 2012, 03:38 przez Owsianko, łącznie zmieniany 2 razy.
Marek Jastrząb (Owsianko) https://studioopinii.pl/dzia%C5%82/feli ... N9tKoJZNoo

nieważne, co mówisz. Ważne, co robisz.

2
Owsianko pisze:Nawet Magda, moja poczciwa Magda, kobieta z innego snu, nie domyśla się, że prowadzę podwójne życie.
Tu wg mnie zamiast przecinków lepiej sprawdziłyby się wielokropki.
Owsianko pisze:coś w rodzaju śmiechu
Jako do czytelnika, nie przemawia to do mnie. Albo jest to śmiech albo coś innego, co przydałoby się dokładniej opisać. I śmiech nie jest tożsamy z radosną twarzą.
Owsianko pisze:Tak zwykle zaczynam, gdy mnie pytają o początki. Zaczynam od tego
Jak dla mnie to masło maślane.
Owsianko pisze:To jak z atomami. Nie widać, ale dla świętego spokoju trzeba wierzyć, że są.
Nie podoba mi się przykład, bo akurat istnienie atomów jest dość dobrze udokumentowane w naukowych źródłach. Może zmienić na cząstkę Higgsa? Chociaż i tak nikt nie mówi, że "trzeba". Dość często spotkałem się z porównaniem do powietrza, ale wtedy jest napisane, że bohater lub narrator nie widział, a nie że w ogóle nie widać.
Owsianko pisze:pojawiły się senne zwidy i zwidy te mam do dziś
Powtórzenie. Może lepiej napisać: "i mam je do dziś"?
Owsianko pisze:zdurniałem ze szczętem i pękł mi w glacy jakiś dynks
Może się czepiam, ale dla mnie logiczniej byłoby odwrócić, że najpierw pęka dynks, a w związku z tym durnieje.


Generalnie tekst nie jest zły, ale zdecydowanie bardziej podobały mi się Twoje wcześniejsze. Czytało mi się go niezbyt płynnie, a to chyba dlatego, że chwilami przeszkadzały za bardzo rozbudowane zdania. Czasami musiałem w połowie zdania wrócić do początku, żeby wszystko zrozumieć np.
Owsianko pisze:Lecz kiedy się budziłem, spocony jak szczur po rozwodzie i gdy pytałem, czy aby nie wierzgam przez sen, do teraz słyszę, jak Magda wzdycha i mówi, że bynajmniej.
Mam wrażenie, że w jednym zdaniu narrator opisuje te same czynności kilka razy, co po pewnym czasie nudzi np.
Owsianko pisze:Tedy pilnie łażę po prośbie, czyli po lekarzach, zawzięcie i cierpliwie odwiedzam ich gabinety, posłusznie leżakuję na ich kanapach, wszelako nic nie pomaga, bo w dalszym ciągu nie wiem, czy i niewierzgający sen nie jest wykwitem wyobraźni.
I ostatnia rzecz - bohater jest dla mnie mało wiarygodny, bo z jednej strony mówi "pękł mi w glacy jakiś dynks", a w innych miejscach używa bardziej wyszukanych słów jak np. "wszelako".

[ Dodano: Czw 24 Maj, 2012 ]
Aha, i tytuł też nie za bardzo mi pasuje do treści.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

3
Powtórzenie. Może lepiej napisać: "i mam je do dziś"?
Albo "Pojawiły się zwidy, które mam do dziś".

Zacząłem od szczegółu, a teraz przejdę do ogółu. :) Tekst nie podobał mi się z jednego prostego powodu: nie uwierzyłem w bohatera ani, tym bardziej, nie zrozumiałem go oraz jego motywów. A bohater/bohaterowie to rzecz najważniejsza w literaturze. Opowiadanie składa się z pięciu akapitów i mam wrażenie, że przed pierwszym powinno być dziesięć innych, a po piątym piętnaście następnych. To nie jest jakiś fragment? Urywek większej całości?

Czemu ten bohater handluje ludźmi? Co ma drugi akapit do tego handlu, tajemnicy postaci i jej wyrzutów sumienia? I znowu: skoro ma wyrzuty, czemu to robi? Ma żonę, którą najwidoczniej kocha, dzieci, pracę… Nie zdradzasz nam motywu, właściwie niczego nie zdradzasz, więc w rezultacie czuję się, jakbym przeczytał pięć akapitów tekstu na forum, a nie h i s t o r i ę. Nie mogłem się w to zaangażować, bo na to nie pozwoliłeś. Nie dopuściłeś mnie do tego świata.

Stylistycznie jest całkiem ładnie, chociaż trochę dziwnie mi tutaj brzmią „jąłem”, „wszelako” czy „tedy” („tedy” już w ogóle, jako że to chyba archaizm, prawda?). B.A. Urbański słusznie zauważył, że glace i dynksy tam zupełnie nie pasują. Albo w jedną skrajność, albo w drugą, a najlepiej wyważyć. A może bohater jest jakimś naukowcem, intelektualistą i dlatego używa takiego słownictwa? Wtedy wszystkie „jąłem” i „tedy” miałyby niezłe uzasadnienie. Ale nie mi usprawiedliwiać Twojego bohatera. Ja zupełnie nic o nim nie wiem.
Z tego powodu miewam przeróżne radochy, bo gdy sobie uświadamiam, kim jestem, dopada mnie coś w rodzaju śmiechu; choć nieraz bywa mi ciężko na duszy i gdzieś w kąciku łykam łzy, to na zewnątrz udaje mi się pokazać radosną twarz.
Tutaj trochę gubię wątek. To wreszcie ma radochy z tego powodu czy płacze po kątach? Dziwnie ta ambiwalencja tutaj wygląda. Radziłbym jakoś to doprecyzować/zmienić.

Ogółem: wygląda to jak pięć luźno ze sobą powiązanych akapitów. Mamy coś o tajemniczej, nielegalnej profesji, coś o paranormalnych zjawiskach, koszmarach i lekarzach, ale według mnie zupełnie nic z tego nie wynika. Nic nie zrozumiałem, bohatera ani nie poznałem, ani w niego nie uwierzyłem. To naprawdę wygląda jak przypadkowo wycięty fragment czegoś większego.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
Nikt nie ma pojęcia o moich zgryzotach
nie domyśla się, że prowadzę podwójne życie
Zgryzoty nijak się mają do podwójnego życia. Bardziej pasowałoby, że nikt nie wie o jego sekrecie.
galaretowaty twardziel
Zapewne chodziło o to, że z zewnątrz jest twardzielem, a w emocjonalnie to mięczak, ale nie trafia do mnie taki opis.
i gdzieś w kąciku łykam łzy, to na zewnątrz udaje mi się pokazać radosną twarz.
Kącik jest przesadzony. Kąt wystarczy - nie rób z niego aż tak zdziecinniałego.
Tak zwykle zaczynam, gdy mnie pytają o początki
Zwykle zaczynam to/zaczynam tak robić - obecna forma nie pasuje do poprzedniego zdania.
Wracam do handlu, gdyż obchodzi mnie tylko to, co żywe i seksowne, a także to, że od chwili gdy jąłem zaczytywać się tekstami o złożonej naturze ludzkiej i wielokrotnych osobowościach, pojawiły się senne zwidy i zwidy te mam do dziś
Unikaj budowania tak długich zdań. Nawet jeśli są poprawne, to czyta je się ciężej niż dwa, trzy krótsze mówiące o tym samym.
logika z głupotą pognała w krzaki
Że logika pognała w krzaki przez pęknięcie dynksa rozumiem, ale że głupota też? Raczej głupota powinna zacząć odgrywać większą rolę przez to.
A w nocy – potworem zaplątanym
Myślnik jest niepotrzebny, jeśli chcesz zastosować, to ewentualnie "nocą - potworem".
spocony jak szczur po rozwodzie
Co najmniej dziwne porównanie. Spoconym można być jak mysz, czasem jak szczur też. Ale żeby szczur po rozwodzie?
Tedy pilnie łażę po prośbie, czyli po lekarzach
Do tego tekstu nie pasują mi Twoje archaiczne wstawki typu "tedy" czy "dziatwa" - strasznie gryzie się to z resztą narracji.
leżakuję na ich kanapach
Raczej kozetkach. Kanapy mogą mieć w poczekalni.

O ile sam pomysł jest ciekawy, to sam tekst średnio mi się podobał. Narrator ma bardzo specyficzną formę wypowiedzi, która niekoniecznie mi się podoba, a w dodatku następują przeskoki jego opowieści przez co tak naprawdę nie dowiadujemy się o nim niczego konkretnego.
Możliwe, że gdybyś rozwinął ten fragment (i może napisał ciąg dalszy) to byłoby lepiej, bo idea narratora opisującego życie lekarzowi jest dobra.

6
Owsianko pisze:Rozumiem, że jesteś bardzo wykształcony
Nie wiem, co rozumiesz przez "bardzo" wykształcony. Ja bym powiedział, że trochę ;)

Wiesz, to jest Twój utwór i możesz sobie go nazwać jak chcesz, a mnie (jako czytelnikowi) może to odpowiadać lub nie.

Mnie ten tytuł nie pasuje do treści i może powinienem wcześniej wytłumaczyć. Słowo "katamneza" jest obecnie w środowisku medycznym praktycznie nieużywanym. Nie wiem jak w psychologii.
Jeśli zaś chodzi o samo znaczenie, to spotkałem się raczej, że jest to historia choroby po opuszczeniu placówki służby zdrowia. Teraz mówi się raczej o kontrolach, badaniach kontrolnych, czy niestety coraz częściej follow-up'ach.
Znaczenie, które Ty podałeś, również jest mi znane, ale nie spotkałem się nigdy, aby ktoś go tak użył. Mówi się przeważnie o historii choroby lub jej konkretnych aspektach.

Niemniej jednak nawet definicja, którą podałeś, nie odpowiada wg mnie treści tego utworu.
Owsianko pisze:katamneza med. historia choroby pacjenta od chwili wzięcia go pod opiekę przez lekarza;
Historia choroby, jej zbieranie i przetworzenie to wbrew pozorom bardzo skomplikowany proceder. Tu wszystko ma swoją kolejność (a przynajmniej powinno mieć) i szczegółowo podaną technikę wykonania, włącznie z kilkukrotnym wpisaniem rozpoznania, również w postaci kodów dla NFZ. Tego uczą się studenci od trzeciego roku i później cały czas to powtarzając.
Po pierwsze należy zebrać dane od pacjenta, dowiedzieć się od niego wszystkiego i to przetworzyć. I tu pojawia się pierwszy problem. Katamneza to historia już przetworzona przez lekarza. To, co opowiada pacjent jest po prostu jego historią, którą on pamiętam i zwraca uwagę na rzeczy tylko dla niego istotne. Lekarz musi natomiast uzyskać te, które są ważne z jego punktu widzenia. Dlaczego zapisuje, co jest mu potrzebne, a później zadaje kolejne pytania, naprowadza, dopytuje itp.
Pierwsza część nazywana jest wywiadem albo badaniem podmiotowym, kiedy następuje rozmowa. Później jest badanie przedmiotowe, czyli to co potocznie zwie się badaniem. Jeśli pacjent tego wymaga, to zostaje np. w szpitalu i historię choroby uzupełnia się o badania zlecone w laboratorium, czy konsultacje i wpisy z codziennych wizyt odnośnie stanu pacjenta.

Jeśli miałby umiejscowić Twój tekst w tej całej procedurze, to jesteśmy dopiero na samym początku. Pierwsze, co lekarz powinien zrobić, po uzyskaniu danych, sprawdzeniu ubezpieczenia i wypisaniu kilkunastu papierków, to właśnie pytanie o główną dolegliwość. Twój tekst to odpowiedź na pierwsze pytanie lekarza: "Co Pana do mnie dziś sprowadza?"

Mam nadzieję, że odrobinę wyjaśniłem mój pogląd i czekam na kolejne teksty :)
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron