Pierwsze odczucie? Nieodparte wrażenie, że wczorajszej nocy musiał naprawdę sporo przesadzić. Zaledwie tyle przychodziło mu na myśl, po chwili nietypowego zamroczenia, kiedy wreszcie odzyskał względną ostrość umysłu. Niestety, miało to swoją wysoką cenę. Potężne pulsowanie w skroniach, nadchodzące i odchodzące w oka mgnieniu mdłości oraz, najgorszy ze wszystkiego, odpalony helikopter. Ciemność nieustannie wirowała, nie dając najmniejszej szansy na przerwę. Coraz mocniej, szybciej, intensywniej…
Tak potężnej dawki nieprzyjemnych wrażeń nikt normalny nie potrafi przetrzymać. Mężczyzna, nie stanowiąc cudownego wyjątku, przeturlał się z pleców na brzuch, podniósł powoli na kolana, po czym, nie siląc się na żaden dowcipny komentarz, najzupełniej w świecie zwymiotował. Nie potrafił zaprzestać, mimo cuchnących rzygowin zbierających się pod jego nogami. Coś bardziej pierwotnego kazało ciągnąć ten żenujący pokaz, absolutnie nie zważając na rozmiar doznawanego upokorzenia. Czy pchał go do tego zdrowy rozsądek, nakazujący pozbyć się całego zbędnego balastu z żołądka, a może wręcz przeciwnie, zwierzęcy instynkt, próbujący wymóc coś identycznego? Zresztą, nieważne! Powody nie miały znaczenia, a liczył się jedynie dobroczynny efekt, który zapewniała ta odrażająca czynność.
- Tego mi było trzeba! – wyrzucił z siebie zdyszany i splunął kilka razy, starając się pozbyć obrzydliwego posmaku żółci z ust.
Nieszczęśnik wstał chwiejnie na równe nogi i lekko jeszcze nieprzytomnym wzrokiem, rozejrzał się dookoła. Nie rozpoznał jednak tego, co zobaczył.
Nieznane pomieszczenie oświetlała pojedyncza, goła żarówka na suficie. Za całe jego wyposażenie służyły drewniany stolik, do pary z krzesłem oraz nagi materac pod obskurną ścianą, na widok którego mogło się zebrać jedynie na ponowne torsje. Matę oblazł taki brud, że nawet zasuszony trup nie zasługiwał na to, by na niej legnąć.
Nie zastanawiając się dwa razy, podszedł pospiesznie do drzwi, zdecydowany raz na zawsze opuścić nieznajomy pokój. I tu, jak na złość, czekała kolejna niemiła niespodzianka. Wyjście zostało zamknięte.
- Co jest, do ciężkiej cholery? – wysyczał przez zaciśnięte zęby, szarpiąc z całych sił za klamkę, lecz bez jakichkolwiek widocznych rezultatów. – No dobra! Skoro tak zamierzacie ze mną pogrywać…
Rozzłoszczony do granic wytrzymałości, cofnął się parę kroków, zdecydowany brutalnie wyważyć wrota. Wyglądały na dosyć solidne, zrobione z matowego metalu, podobne do tych, umieszczanych w chłodniach. Ciężka przeszkoda do pokonania, jeśli nie niemożliwa.
Nie myślał jednak o stopniu trudności zadania. Priorytetem było wydostanie się na zewnątrz. Napędzany czystą, niezłomną furią, rozpędził się na tych kilku jardach, po czym mocno uderzył barkiem w aktualnego wroga.
- O ja… - wydusił z siebie pozbawiony tchu i upadł na brudną podłogę.
Więc zapora rzeczywiście okazała się nie do pokonania. Obolały mężczyzna zaklął siarczyście pod nosem, nie mogąc uwierzyć, że okazał się aż tak głupi. Chociaż w filmach, wyglądało to stosunkowo prosto i niezmiernie efektownie, więc zamierzał przynajmniej spróbować.
- Otwierać, sukinsyny! – zerwał się natychmiast z ziemi i zaczął wściekle uderzać w drzwi, stojące mu na drodze do wolności. – Lepiej mnie w tej chwili wypuśćcie, bo…
Wiązanka niewybrednych przekleństw oraz nieustannych huków trwała dobre dziesięć minut. Skutek tego okazał się taki sam, jak podczas poprzedniej próby ucieczki, czyli absolutnie żaden.
Nieporuszony kolejnym niepowodzeniem, zaczął skrupulatnie obszukiwać pomieszczenie, mając nadzieję na znalezienie przynajmniej niewielkiej wskazówki, która wyjaśniłaby obecną sytuację. Niestety, nic ciekawego poza ścianami lepkimi od brudu, dwoma zakurzonymi meblami i obleśną namiastką łóżka, nie odnalazł.
No chyba, że do rzeczy interesujących należy zaliczyć niewielkie lustro. Wisiało ono nad materacem i o dziwo, wyglądało na zupełnie czyste. Całkiem miła odmiana, kiedy przebywa się w towarzystwie nieustającego fetoru i samych nieczystości. Zaciekawiony tym faktem, a po prawdzie nie mając specjalnie innego pomysłu, uwięziony mężczyzna podszedł bliżej. Jednak to, co zobaczył w odbiciu, wywołało olbrzymi szok.
Ze zdziwieniem spoglądał na około czterdziestoletnią twarz, pokrytą dwudniowym zarostem, ciemne włosy w nieładzie i podkrążone brązowe oczy, mrugające raz po raz na znak oszołomienia. Na szarym, dwuczęściowym kostiumie, w który go ubrano, wyszyto litery składające się w imię James.
- Ale ja przecież się tak… - wyszeptał, po czym urwał przerażony i odskoczył gwałtownie na drugi kraniec pomieszczenia. – Nie! Przecież to niemożliwe!
Dotychczasowy bezimienny wpadł ciężko na ścianę i aż przysiadł z wrażenia, kiedy doznał nagłego olśnienia. A właściwie, to raczej czegoś dokładnie przeciwnego.
Bo jak inaczej można określić odkrycie własnej amnezji? James, jeśli w ogóle się tak nazywał, nie pamiętał absolutnie żadnego szczegółu swojego życia przed pobudką w tym obmierzłym miejscu. W dodatku, wygląd człowieka w lustrze wydawał mu się całkowicie obcy, kompletnie nieznajomy. Jednym słowem, czarna dziura!
Ale co zdecydowanie dziwniejsze, doskonale przypominał sobie inne fakty, takie nie związane bezpośrednio z jego osobą. Znał przeróżne wydarzenia z życia publicznego, świetnie wiedział, kto zwyciężył w ostatnich wyborach, a wszystkich zawodników i cały sztab szkoleniowy New Jersey Devils potrafił wymienić bez jednego zmrużenia powieki. Czy tak właśnie powinna objawiać się klasyczna utrata pamięci?
- No cóż… To przynajmniej wiem o sobie dwie rzeczy. – stwierdził na głos z przyklejonym do ust ironicznym uśmieszkiem i kopnął w powietrze bosą stopą, bo w buty również nie raczono go wyposażyć. – Totalnie nie znam się na medycynie, więc pewnie nie jestem lekarzem, chyba że kiepskim i wręcz uwielbiam hokej. Ciekawe, co z…
Co to było? W okamgnieniu przerwał swoje małe śledztwo, ponieważ niedaleko rozległ się odgłos ciężkich kroków. Dźwięki momentalnie ustały, przerwane tuż pod drzwiami.
Nagle, bez najmniejszego ostrzeżenia, zamek szczęknął, klamka została naciśnięta, a drzwi otworzyły się z przerażającym jękiem, tworząc odgłos rodem z najstraszliwszych koszmarów. Tarty styropian wypadał przy tym niemal jak anielska aria w wykonaniu Marylin Horne.
Próg pomieszczenia przekroczyło trzech mężczyzn, ubranych w białe kitle. Oczywiste skojarzenie? Lekarze i szpital, a w najgorszym wypadku zakład psychiatryczny. To nawet mogło mieć sens, szczególnie jeśli James podczas wypadku, albo w innych okolicznościach utracił pamięć. A ruina pokoju, w której został osadzony? No cóż, służba zdrowia już od dawna cienko przędła, więc znaczne pogorszenie standardu mogło wydawać się prawdopodobne. Niemniej, coś w osobliwego w twarzach przybyłych osób kazało mu się mieć na baczności.
Idący na przedzie i zarazem największy z nich, murzyn w średnim wieku, posturą przypominał dorosłego niedźwiedzia. Ogromna pierś, szerokie bary, a łapska tak olbrzymie i potężnie wyrobione, że z powodzeniem mógłby gołymi rękami łamać ludzkie kości. Dłonie chirurga powinny wyglądać zdecydowanie inaczej.
Drugi z przybyłych, co prawda mógł się równać wzrostem ze swoim towarzyszem, lecz niczym innym go nie przypominał. Cechowała go szczupła, nawet nieco żylasta sylwetka oraz niezbyt urodziwe oblicze. Co tu dużo mówić, przerzedzone blond włosy, wyłupiaste szare oczy, mały wąsik i długi skrzywiony nos, czyniły z niego rasowego brzydala. Zgnieciony butem szczur wydawał się najtrafniejszym porównaniem.
Ale to trzeci z nich, kroczący na samym końcu, sprawiał najbardziej przerażające wrażenie. Był znacznie niższy od kompanów, jednak to nie jego gabaryty decydowały o złowrogim wrażeniu, które wokół siebie roztaczał. Całkowicie łysa czaszka, mocno zarysowana, silna szczęka oraz zimne spojrzenie bladoniebieskich oczu… Wszystkie te cechy sprawiały, że wyglądem przypominał najprawdziwszego nazistę. Widok podobnych osób wywoływał same nieprzyjemne skojarzenia, a zimny dreszcz nadchodził, jako coś najzupełniej oczywistego.
Aż nazbyt upiorna grupka weszła powolnym krokiem do pokoju, kierując się wprost na Jamesa. Starając się nie okazać żadnego przejawu strachu, zerwał się na równe nogi i posłał rozgniewany wzrok przybyszom.
- Nareszcie ktoś raczył się tu łaskawie zjawić! – warknął stanowczo, zakładając ręce na piersi. – Możecie być pewni, że kiedy tylko stąd wyjdę, wszyscy solidarnie wylądujecie… Zaraz! Co z wami?! Zabierać te pieprzone łapy!
Groźby nie zdały się praktycznie na nic, ponieważ oprawcy nie puścili swojej ofiary, a stali się jeszcze bardziej brutalni, przyciskając ją mocno do ściany. Z całych sił próbował się wyrwać, ale Murzyn i Brzydal przytrzymywali mu ramiona w żelaznym uścisku, nie dając najmniejszych szans na ucieczkę.
- Puszczajcie mnie, skur… - prymitywna obelga została przerwana, kiedy Łysy podszedł i zakleił mu usta taśmą.
Próbował jeszcze wierzgać nogami, starając się kopnąć któregoś z napastników, lecz to również przyniosło mizerny skutek, a nawet niezamierzoną reakcję. Czarnoskóry gladiator uderzył go mocarną pięścią w żołądek, w skutek czego James zachłysnął się wciągniętym przez nos powietrzem i zgiął się w pół. Po tak bezwzględnym potraktowaniu uznał, że opór nie ma praktycznie żadnego sensu i zdecydowanie lepiej poczekać na spokojne wyjaśnienie sprawy niż agresywną postawą, sprowadzać na siebie dodatkowe nieprzyjemności. Wolał nazwać takie zachowanie całkowicie racjonalną strategią, bo lepiej to brzmiało od pospolitego tchórzostwa. Jak to mówią, punkt widzenia zazwyczaj zależy od punktu siedzenia. Szczególnie w tak skrajnych przypadkach.
Na nic jednak się zdadzą podobne rozważania i wszelkie inne porzekadła, w obliczu ostrego, błyszczącego noża. Niebezpieczne narzędzie wyjął Łysy, nonszalancko machając nim przed oczami przerażonego mężczyzny.
Jeszcze nigdy w życiu się tak nie bał… Przynajmniej tak mógł przypuszczać, bo poprzednie wydarzenia nadal tkwiły nieodkryte w głębokich mrokach podświadomości. A najgorsze, że nie miał bladego pojęcia, o co tu właściwie chodzi. Wszystko wydawało się nie mieć absolutnie żadnego sensu, a w dodatku, nikt nie zamierzał mu niczego wyjaśnić. Sytuacja niczym z podrzędnego horroru klasy B.
Niestety, tutaj emocje były prawdziwe, a broń nie wyglądała na marny rekwizyt. Doszło do tego, że zacisnął mocno powieki, kiedy ostrze zalśniło mu tuż przed twarzą. Ze strachu trząsł się jak osika i pewnie mógłby ponownie zwymiotować, gdyby tylko nie zaklejono mu ust. Mimo wszystko, spróbował przemóc lęk, szeroko otwierając oczy.
Pierwsze, na co zwrócił uwagę, to te ich straszne mordy. Kamienne oblicza, nie wyrażające uczucia złości, zniecierpliwienia, czy choćby najmniejszej iskierki zadowolenia. Absolutnie nic! Zupełnie, jakby miał do czynienia z manekinami, albo robotami. Ponownie przesłonił sobie cały widok, zastanawiając się, czy nie został przypadkiem wciągnięty w…
Wszelkie rozważania o powodach porwania, przerwał przeszywający ból w okolicach mostka. James wydał krótki zduszony jęk, otworzył oczy do granic możliwości, po czym zerknął w dół, prosto na źródło straszliwej udręki. Widząc jej przyczynę, powoli osunął się po ścianie na podłogę i pozostawiony przez oprawców, zastygł w pozycji siedzącej.
Z jego klatki piersiowej, wystawał nóż, wbity aż po samą rękojeść, a wokół trzonka zaczęła powstawać mokra plama. Odczuwał jedynie odrętwienie oraz ogromny ból, czemu towarzyszyło niezrozumiałe rozmywanie się kształtów i kolorów. Niemniej, zdążył jeszcze dostrzec, że twarze zebranych mężczyzn pierwszy raz cokolwiek wyrażają. Dopiero teraz wyglądali na… usatysfakcjonowanych. Szkoda tylko, że ręce zrobiły mu się niesamowicie ciężkie, bo zerwałby taśmę z ust i powiedział, co sądzi o takich chorych sadystach. Pieprzeni degeneraci!
Jednak nie miał już wystarczających sił, aby racjonalnie myśleć, a co dopiero przeklinać swoich zabójców. Bo śmierci, to właściwie był już pewien. Nadchodziła ona bardzo powoli, lecz nieodwołalnie, niczym kolejny sezon bez pucharu dla Red Sox. Chociaż, ostatnio chyba z dwa razy im się powiodło…
Nim nastała całkowita ciemność, zobaczył jeszcze niewyraźną postać w progu pomieszczenia. Stał tam młody mężczyzna w garniturze, chciwie spoglądając w jego kierunku. Podobnie jak reszcie oprawców, jego twarzy nie zdobiło żadne widoczne uczucie, lecz spojrzenie ciemnych oczu było tak intensywne, że przenikało ciało na wskroś, wwiercając się bezpośrednio w duszę konającego człowieka. Wydawało się, jakby przyszedł oczekiwać na końcowy moment, żeby delektować się tą specjalną dla niego chwilą. Zapewne zwyczajna halucynacja, wywołana przedśmiertną agonią.
Jamesowi już nawet nie przeszkadzał wcześniejszy ból. Niemal całe cierpienie ustąpiło, zastąpione przez świadomość monotonnego odpływania. Pole widzenia znacznie się zawęziło, ostatni dech opuścił nozdrza, a na koniec świat zasnuła nieprzenikniona czerń. A ciemność wydawała się całkowicie wyzwalająca…
Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”
- Pierwsze Kroki
- - Tu się przedstawiamy ...
- - Regulamin Główny i Regulaminy Działów
- Najlepsze na Weryfikatorium
- - Najlepsze z prozy
- - Najlepsza Miniatura Miesiąca
- - Najlepsze z poezji
- - - Poezja rymowana
- - - Poezja biała
- - - Myśli krótkie
- Pisarze i ich zwyczaje
- - Weryrecenzje
- - Strefa Pisarzy
- - Strefa Debiutantów
- - Archiwum Strefy
- - - Archiwum Debiutów
- - - Archiwum Pisarzy
- Wydawnictwa i ich zwyczaje
- - Wydawnictwa
- - Jak wydać książkę w Polsce?
- - ...za granicą?
- Proza
- - Spis treści
- - Informacje
- - Opowiadania i fragmenty powieści
- - Miniatura literacka
- - Rozmowy o tekstach z 'Tuwrzucia'
- Poezja
- - Poezja biała
- - Poezja rymowana
- - Mini poeticum
- - Proza poetycka
- - Hyde park poetycki
- Nasza (inna) twórczość
- - Dziennikarstwo i publicystyka
- - Scenariusze filmowe i teatralne
- - Nasze Zabawy Literackie
- - - Piszemy wspólne opowiadania
- - - Eksperymenty literackie
- Warsztat literacki
- - Wprawki, czyli ćwiczenia warsztatowe
- - Jak pisać?
- - Kreatorium
- - Warsztaty WeryfikatoriuM
- - - Gest narracyjny
- - - - Informacje
- - - - Eliminacje
- - - - Wariacje
- - - - - Grupa A
- - - - - Grupa B
- - - - Egzamin
- - - Dialogatornia
- - - - Kwalifikacje
- - - - Kwalifikacje
- - - - Ćwiczenia - część I
- - - - Ćwiczenia - część II
- - Forumowi Specjaliści i Pasjonaci
- - Maraton pisarski
- Konkursy
- - Konkursy nasze
- - - Wielka Bitwa Karczemna Romeckiego (dla Fioletowych)
- - - - Teksty konkursowe
- - - - Dyskusje i zgadywanki
- - - - Oceny i wyniki
- - - Walki Mocy
- - - - Walki mocy 2018
- - - - Walki mocy 2014
- - - - Walki mocy 2013
- - - Puchar Administratora
- - - - Turniej o Puchar Administratora 2018
- - - - - Faza Grupowa
- - - - - - Zakończone
- - - - - Faza Pucharowa
- - - - - - Rozegrane
- - - - - Plebiscyty
- - - - Turniej o Puchar Administratora 2012
- - - - - Faza I
- - - - - Faza II
- - - - - Faza Finałowa
- - - Konkursy Drabblowe
- - - Konkurs "Otuleni Natchnieniem"
- - - - Podium
- - - Konkurs "Miniatoricum"
- - - - Prace konkursowe - Miniatoricum 2009
- - - - Podium
- - - - Prace konkursowe - Miniatoricum 2010/I
- - - Konkursy różne
- - - - Letni Konkurs Porzeczkowy
- - - - Malowane słowem, czyli mistrzowie obrazowania
- - - - Sylwestrowy Turniej Poetycki
- - - - Świeża krew 2019
- - - Skarbonka
- - Bitwy literackie
- - - Regulamin bitewny
- - - Nowa bitwa!
- - - Bitwy z przeszłości
- - - - Rankingi
- - - - Propozycje bitew modyfikowanych
- - Konkursy literacko-poetyckie
- O literaturze
- - Dyskusje o literaturze
- - MML
- - Czytelnia
- Nasze publikacje
- - Drabble na Niedzielę
- - WeryForma(t)
- - Sukcesy Weryforumowiczów
- - Sprawy organizacyjne
- - Centrum Wzajemnej Pomocy
- - - Ku refleksji
- - - Ciekawostki, humoreski i różne różności
- - - QFANT - magazyn fantastyczno-kryminalny