A więc witam po długiej stagnacji pisarskiej.Jest to moje pierwsze opowiadanie od jakiegoś czasu,proszę więc o pobłażliwość.Tytuł został zapożyczony od polskiego tłumaczenia książki Marka Aureliusza(jej oryginalny tytuł brzmiał "Do siebie"),gdyż wiele dla mnie znaczy.Tak jak kilka rzeczy w tym tekście.Zainspirowało mnie opowiadanie J.L.Borges'a, w którym opisał spotkanie dwóch alter ego czy inaczej wraith of the living,jednak ja podszedłem do tego z trochę innej strony.Nie jestem przekonany do końca do drugiej części,gdyż wyszła mi trochę zbyt prosta,ale w założeniu miał to być suchy opis.Kończę już te tłumaczenia i pozostawiam tekst waszej ocenie dobrzy ludzie.
Pozdro, życzę miłego czytania.
„Człowiek wczorajszy nie jest człowiekiem dzisiejszym”
Przez okna wpadała resztka popołudniowego słońca. Niebo powoli okrywało się szarym płótnem chmur zwiastujących deszcz. Jednak to nie mogło zakłócić mojego spokoju. Nie tutaj, w zacisznej kawiarence. Jednej z ostatnich tego typu w Krakowie. Jej wnętrze pełne było wspomnień minionych lat. ściany pokryte były fotografiami i oprawionymi wycinkami z gazet, których na próżno szukać w dzisiejszych czasach. Na jednej z nich widniało zdjęcie szeregowego Abelowicza, o którym w młodości napisałem opowiadanie. Wcześniej oczywiście przeczytałem jego krótki aczkolwiek treściwy pamiętnik. Takich ludzi jak on już się nie spotyka dzisiaj. Idealiści, romantycy, wszyscy zginęli. Pozostali tylko egoiści, zagłębiający się w labiryncie bez wyjścia. Jednostki ludzkie skazane przez siebie samych na istnienie w samotności. Stosunki międzyludzkie stały się zimne i oschłe, co nawet widać po zachowaniu osób siedzących w moim otoczeniu. Wyglądają jak nie z tej epoki, szare postacie popijające kawę z wymuszonym uśmiechem na twarzy skierowanym do swego rozmówcy. Na tle świetlistych postaci i wydarzeń, których ślady widnieją na ścianach są jak książki bez oprawy i kilku najciekawszych stron. Posiadają swoją historię, lecz nie do odczytania.
Nic już nie jest takie jak dawniej. Dla sześćdziesięcioletniego mężczyzny, takiego jak ja nic nie jest na swoim miejscu. Jestem chyba najstarszym bywalcem tej kawiarenki, będącej ostatnio miejscem spotkań artystów. Kiedyś przychodzili tutaj ludzie szukający rozmówcy, teraz szukają jedynie słuchacza. Nagle wszyscy mają coś do powiedzenia.
Lubię tu przychodzić by kontemplować w towarzystwie bohaterów dawnych lat, spozierających na mnie z wycinków gazet, portretów i zdjęć. Prócz wspomnianego wcześniej Abelowicza był tutaj Churchill, Marek Aureliusz, Gombrowicz oraz wiele innych sław mających wkład w istnienie świata. Najlepiej czułem się właśnie w ich towarzystwie. Zgorzkniały starzec, prowadzący dyskusje z ludźmi z portretów, popijając herbatę. Gorycz herbaty rozbudzała skostniałe zmysły, otwierając bramę pamięci, która ostatnio stawała się bardziej zapomnieniem. Nie przeszkadzało mi to wcale. W moim wieku była to rzecz zupełnie normalna, zresztą jak Na sześćdziesięciolatka trzymałem się całkiem dobrze. Nie rzadko sprawnością intelektualną (i fizyczną również!)przewyższałem swoich studentów, którym wykładałem pura veritas filozofii. Z tego, co wiem, bywam nazywany przez nich „Brzytwą”, gdyż jak Ockham „golę” głowy niektórym znamienitym myślicielom, a także moim żakom.
Lecz nie przyszedł czas na wspominki. Wyjrzałem za okno. Powoli zaczynał padać deszcz, zmywając z ulic brud ludzkiej egzystencji. Jedni przyśpieszali kroku by jak najmniej zmoknąć. Inni wcale nie zwracali uwagi na mżawkę. Szli przed siebie, walcząc z sobą samym i ulewą we własnej duszy. Tych ludzi od razu można było poznać po kroku pełnym nadziei, że ten deszcz zmyje z nich troski.
Siedząc przy oknie mogłem obserwować całe to zjawisko bez ograniczeń. Zresztą nie wierzyłem w coś takiego jak ograniczenia. To one wiły się w naszych głowach jak węże, my byliśmy ich autorami. Ważnym jest by nauczyć się je przezwyciężać. Spotkało mnie to szczęście. Wszystko dzięki studiom filozoficznym, które wzmocniły moją zdolność kontemplacji, dzięki czemu mogłem wyciągnąć należyte wnioski z każdego potknięcia. Kilka z nich zamieściłem w swojej książce pod tytułem „Po latach”.
To było dawno. Od tamtego czasu cierpię na twórczą niemoc. Każdy, nawet najlepszy pomysł spala się jak zapałka w kontakcie z nią. Setki kartek wylądowało w koszu przypieczętowując moją pisarską klęskę. Tak było i dzisiaj. Nie mogąc wytrzymać domowej pustki, wyruszyłem przed siebie. Los sprowadził mnie tutaj, niczym ucznia ciągnionego za ucho przez nauczycielkę.
W tym miejscu wydaje mi się, że czas się zatrzymał, w chwili największej chwały ludzkiej. W momencie, gdy serce szło w parze z rozumem. Była to dobrana para. Nadszedł jednak czas rozwodu, właśnie w tym czasie przyszło mi żyć. W \ludzie dawno zapomnieli, czym jest miłość, kierują się jedynie rozumem. Suchą logiką pozbawioną naleciałości emocji. Pozostały im jedynie pozory miłości, reguły, które sami sobie ustanowili. Kiedy i po co? Nie zastanawia to nikogo. życie stało się zimną kalkulacją, by jak najlepiej wypełnić plan, który sam w sobie jest aż do bólu powtarzanym schematem. Ja nie chciałem i nie chcę takiego życia. Dlatego też moje dotychczasowe związki zaliczają się raczej do nieudanych. Zawsze, gdy myślę o nich, przypomina mi się pewna rozmowa z młodości. Odbywała się ona w kawiarence podobnej do tej. A może dokładnie w tej? Nie pamiętam. Jednak ten fragment utkwił mi w pamięci:
- Zastanawiałeś się kiedyś, co myślą ludzie, gdy tak biegną przed siebie? Co jest ich siłą napędową? – Jej piękne niebieskie oczy utraciły na chwilę swój blask, powoli zalewając się smutkiem. Nawet smutek na jej twarzy był piękny.
- Nie, nigdy. Dlaczego pytasz? – Spytałem, lecz zdawała się mnie nie słuchać.
- Czy przyglądałeś się kiedyś oczom przechodniów? Pełnym samotności, wywołującej na ich twarzach wyraz gniewu na cały świat, że ośmielił się na nią ich skazać. Ten gniew miesza się ze wstydem, że to właśnie oni zostali dotknięci trądem osamotnienia. Szukają miłości, do końca nie wiedząc, czym jest. Przecież sami jej w większości nie przeżyli. Wierzą w jej definicję przeczytaną gdzieś lub usłyszaną w tłumie. Jedynym sensem dla nich jest mieć miłość. Zapomnieli, że zdobyć drugą osobę można tylko będąc miłością. – Mówiąc to, wciąż spoglądała za okno, przyglądając się ludziom. Mój wzrok bezwiednie podążył za jej. Wtedy ostatni raz ją widziałem. Siedząc w ciszy i rozmyślając, co to znaczy kochać. Dzisiaj wiem, że wśród tych ludzi widziała i mnie, bo zamiast ją kochać oczekiwałem miłości do mnie.
- Przepraszam Pana – myśl o tym rozwiały słowa kelnerki.
- Słucham?
- Nie chciałabym panu przeszkadzać, ale w całym lokalu nie ma wolnego miejsca, prócz tego jednego przy pańskim stoliku – mówiła spoglądając na wolne miejsce przede mną.
- Tak? I cóż z tego? – spytałem rozglądając się po sali w poszukiwaniu miejsc, lecz takowych nie było.
- Tamten chłopiec – wskazała na młodzieńca stojącego przy wejściu – bardzo by chciał usiąść na chwilę w naszym lokalu. Pomyślałam, więc, że spytam pana, może akurat będzie miał szczęście.
- Proszę mu powiedzieć, że ma dzisiaj szczęście – zgodziłem się chcąc sprawić tej kobiecie przyjemność. Za każdym razem, gdy tu przychodziłem witała mnie swoim promienistym uśmiechem. Miałem szansę się odwdzięczyć. Poza tym przyda mi się towarzystwo. Miałem dość rozmów z samym sobą.
Niezwykłym było moje zdziwienie, gdy ujrzałem mojego kompana. Młodzieniec zbliżał się do stolika lekko zawstydzony. Uczucie wstydu było zapewne potęgowane przez moje nachalne przyglądanie się mu. Robiłem to nie po ty by wybadać, z kim przyjdzie mi spędzać czas, a dlatego że bardzo mi kogoś przypominał. To niemożliwe, lecz czułem się jakby patrzył na swoje oblicze sprzed prawie czterdziestu lat. To byłem ja, ale jakim cudem?
- Dziękuję, że się pan zgodził. Bardzo mi zależało żeby moc posiedzieć chwilę w tym miejscu. Potem mogę nie mieć już szansy. – Powiedział(em) siadając na krześle.
- Rozumiem. Potrafię się postawić w podobnej sytuacji. – Powiedziałem próbując sobie przypomnieć czy zdarzyło się w mojej młodości coś podobnego.
- Ciekawy wystrój. Nie sądzi pan? – Powiedział mój towarzysz rozglądając się wokół. Rzeczywiście wystrój był nietuzinkowy. Gdzie indziej można spotkać tyle osobistości na raz, spoglądających na ciebie ze ścian?
- Istotnie ciekawy…Piotrze. – Użyłem swojego imienia by sprawdzić swoją teorię. Nie zdziwiłem się słysząc:
- Skąd pan wiedział jak mam na imię? Nie zdążyłem się przecież przedstawić. Czemu mi się pan tak przygląda?
- To co teraz powiem jest dziwne, lecz wiedz, że i mnie jest trudno w to uwierzyć.
Znam cię. Znam cię bo ty jesteś mną lub też jesteś łudząco podobny do mnie jak byłem w twoim wieku. Nie potrafię znaleźć innego wytłumaczenia. Nie patrz tak na mnie. Nie zwariowałem.
Czy aby na pewno? Mówisz obcej osobie, że jest tobą z młodości. Ty profesor filozofii, człowiek sześćdziesięcioletni. Dobrze wiesz, że taka sytuacja nie ma prawa bytu….Wierzę jednak, że to prawda, nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi.
Moje młodsze ja wyglądało na mniej wystraszone i zdziwione tą sytuacją niż ja.
- Powiedzmy, że uznam pana…ekhhm…twoje słowa. I tak jest to dla mnie zupełnie absurdalne, ale zarazem ciekawe. Zrobimy najprostszy test, powiedz mi coś c mogę wiedzieć tylko ja.
- Dobrze. – Nie było to trudne. Wystarczy, że wspomnę o niej. Nigdy nikomu o niej nie mówiłem, utrzymywałem w tajemnicy. Zupełnie jakbym się bał, że czyjaś wiedza o niej mi ją odbierze.
- Ciągle mimochodem zerkasz na zegarek. Czekasz aż na się odezwie. Twoja eM. Zaskoczyłem cię? Przecież mówię ci, że jesteśmy jedną i tą samą osobą. Wiem jak ją nazywasz: M, d pierwszej litery uczucia, którego tak bardzo ci brak, a którego ona jest dla ciebie odzwierciedleniem – miłości. Za miesiąc spotkacie się w tej kawiarence. Ona będzie studiowała w Krakowie, a ty przyjedziesz żeby tylko się z nią zobaczyć. Więcej ci nie zdradzę.
- Czemu nie pamiętasz podobnego spotkania z młodości? – Nie mówiłem mu o tym szczególe, ale z pewnością sam to wydedukował z mojego początkowego zdziwienia.
- Nie wiem. Możliwe, że było tak niemożliwe, że wyrzuciłem je z pamięci by nie postradać zmysłów. Zmieńmy na chwilę temat, nie chcę teraz myśleć o tym. Powiedz mi co u ciebie? Chciałbym wiedzieć jak bardzo nasze losy są do siebie podobne.
- W gruncie rzeczy wszystko dobrze. Planuję jednak wyjazd za granicę. Póki co są to tylko plany. Jest jedna rzecz mogąca mnie zmusić do ich zmiany – ona. Chcę mieć ją przy sobie.
Eh, nic się nie zmieniło w twoim (moim) pojmowaniu miłości. Najważniejsze lekcje człowiek otrzymuje zbyt późno by je wykorzystać. Tak było od wieków i na wieki. Nie uświadomię go mim bólu w serce. Każdy ma w życiu błędy, które musi popełnić, a to był mój największy błąd. Taka jest wola boska, nie do mnie należy jej zmiana.
- Z pod koszulki widać u ciebie nieśmiało rysujący się zarys krzyża. Czy jesteś osobą wierzącą? Jak jest z twoją wiarą?
- Sam siebie określam wątpiącym. Wciąż szukam wiary takiej jaką miał Chrystus. Szukam jej by móc bez wątpliwości oddać w ręce Boga swe istnienie. Moje życie to podróż od odrzucenia do pełnego oddania Bogu.
Nic się nie zmieniło. Nawet sprawę wiary pojmuję w ten sam sposób. Nasze losy są niezmienne. Jak ta kawiarenka stojąca tu już prawie czterdzieści lat.
- A ty? Jak z jest z wiarą u ciebie? Czy zmieniło się coś od tego co ja czuję?
Chciałem powiedzieć tak, ale nie byłem pewien. Czy wiara w istnienie istoty wyższej i przestrzeganie jej nakazów w myśl zakładu Pascala jest tym czego się spodziewał?
- Tak, odnalazłem spokój w Bogu. Pamiętam jednak o swojej przeszłości i zwątpieniu.
Chyba zadowoliła go taka odpowiedź bo uśmiechnął się nieznacznie. A może był to grymas z powodu tego co się ze mną działo? Już wcześniej czułem w sercu lekkie kłucie, lecz myślałem, ze to przez myśl o niej. Jak się po chwili okazało prawda była inna. Właśnie przeżywałem zawał. Co dziwne byłem tego świadomy. Poza tym ludzie wokół krzyczeli co rusz o tym gdy tylko upadłem na podłogę. Jeden z nich był mocniejszy. To moje młodsze ja walczyło, by nie widzieć swojej śmierci. Przykrym jest widzieć własny koniec. Sprawa była jednak przesądzona, podpowiadał mi to widok tunelu rozciągający się przede mną. Ostatnim tchnieniem ducha wypowiedziałem…
* * *
To był naprawdę dziwny dzień. Pociąg, którym podróżowałem wykoleił się(na szczęście nikomu nic się nie stało), a ja zostałem zmuszony do jednodniowego pobytu w Krakowie. Nie planowałem tego. Wszystko przez lekarzy, którzy zawsze doszukują się czegoś w miejscu gdzie tego nie ma. Po krótkich badaniach (skutecznie skróconych przeze mnie)i kilku wywiadach w telewizji(w końcu nie często zdarza się taka sensacja), postanowiłem uatrakcyjnić moją wizytę tutaj. Byłem przecież w Krakowie pierwszy raz. Nie wiedziałem gdzie skierować swoje kroki. Dlatego też uznałem, że pójdę po prostu przed siebie. Jak mawiał mój znajomy - najlepszym przyjacielem ciekawych zdarzeń jest przypadek. Wiele było przypadku i ciekawości w tym, co się stało później.
Idąc jakąś uliczką, której nazwy nie pamiętam, a która pewnie nie wniosłaby dużo do tego, co mówię, zauważyłem dość ciekawy szyld. Nie był on tak krzykliwy jak reszta, do tej pory mijana przeze mnie. Gdy tamte, ilością kolorów powodowały mrużenie oczu, ten sprawiał, że szerzej je otwierałem. Teraz jak go sobie przypominam nie wywołuje już we mnie takiej reakcji.
Zaintrygował mnie w nim łaciński napis „credo quia absurdum”(wolne tłumaczenie-„wierzę, bo to absurdalne”). Rzeczywiście wszystko, co się wydarzyło w kawiarence reklamowanej tym szyldem było absurdalne. Nie chodzi o to, że wchodząc tam poczułem się jakbym przekraczał wrota innej epoki. Tak jakby przeszłość odnalazła swoje królestwo, które zostało zapomniane przez świat.
Najdziwniejszy był jednak ten mężczyzna, podający się za mnie, tylko starszego o prawie czterdzieści lat. Wiedział o mnie wszystko. W jednym się tylko pomylił. Wypowiadając moje imię. Nie miałem na imię Piotr. Jednak inne jego słowa znajdowały poparcie w rzeczywistości. Nigdy nie odczuwałem tak silnej więzi z obcą osobą. Nigdy wcześniej i nigdy później. Jak się okazało po krótkiej rozmowie, nie miałem się przekonać czy naprawdę byliśmy jedną i tą samą osobą. Na moich oczach przerwała się jego nić istnienia. Zmarł na zawał mimo moich prób ratowania go. Wypowiedział przed tym jedno słowo: „Koniec”.
2
No to, do dzieła.
Pomysł: 4=
Niby oklepane, niby nic szczególnego, na wpół błahego, ale całkiem ciekawie poprowadzone.
Styl: 4+
Dla mnie bomba. Czyta się aż za płynnie.
Schematyczność: 3
No niestety, to tylko kolejne rozmyślania o życiu.
Błędy: 3-
Aj, aj, aj. Brzydko panie Weber.
Literówki, a właściwie sporo literówek.
Interpunkcja, a właściwie sporo interpunkcji.
Ogólnie: 4-
Czytało się niesamowicie przyjemnie, ale treściowo to już nie za różowo było.
Tzn. całokształt myśli filozoficznych był jak najbardziej w porządku, tylko jakoś tak... eh nie wiem. Chyba brakowało mi tu konkretnej, wyraźnej fabuły.
Ale spokojna twoje rozczochrana, jestem na tak.
Pomysł: 4=
Niby oklepane, niby nic szczególnego, na wpół błahego, ale całkiem ciekawie poprowadzone.
Styl: 4+
Dla mnie bomba. Czyta się aż za płynnie.
Schematyczność: 3
No niestety, to tylko kolejne rozmyślania o życiu.
Błędy: 3-
Aj, aj, aj. Brzydko panie Weber.
Literówki, a właściwie sporo literówek.
Interpunkcja, a właściwie sporo interpunkcji.
Ogólnie: 4-
Czytało się niesamowicie przyjemnie, ale treściowo to już nie za różowo było.
Tzn. całokształt myśli filozoficznych był jak najbardziej w porządku, tylko jakoś tak... eh nie wiem. Chyba brakowało mi tu konkretnej, wyraźnej fabuły.
Ale spokojna twoje rozczochrana, jestem na tak.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
3
Ehh,te literówki to przez tego laptopa.Nie umiem się do niego przyzwyczaić(zresztą jeden klawisz chyba funkcjonuje swoim życiem).Co do interpunkcyjnych to przeleciałem wszystko wordem dwa razy-jednak maszyna nie wyłapie błędów tak dobrze jak człowiek.
Mam nadzieję,że w kolejnej części losów Abelowicza(która już niebawem mam nadzieję), uda mi się uniknąć takich potknięć.
Pozdro.
Mam nadzieję,że w kolejnej części losów Abelowicza(która już niebawem mam nadzieję), uda mi się uniknąć takich potknięć.
Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
4
Pomysł: 4=
na początku mocno się zawiodłam, bo spodziewałam się czegoś ciekawszego, jednak - jak się okazało - uratowałeś sytuację ciekawą konkuluzją.
Styl: 4
może nie bomba, ale jest dobrze. Choć czasami muszę się długo zastanowić nad tym, co właściwie chciałeś powiedzieć
Schematyczność: 3
Błędy: 3-
literówki, interpunkcja, sam wiesz, a poza tym:
Ogólnie: 3+
ogólnie, to mi się nie podobało, taki trochę nużący był ten tekst. Aczkolwiek doceniam twój styl; "ładne", starannie układane zdania.
Jestem na... mimo wszystko tak
na początku mocno się zawiodłam, bo spodziewałam się czegoś ciekawszego, jednak - jak się okazało - uratowałeś sytuację ciekawą konkuluzją.
Styl: 4
może nie bomba, ale jest dobrze. Choć czasami muszę się długo zastanowić nad tym, co właściwie chciałeś powiedzieć
skoro nie wierzy w ograniczenia, to jak mogą się one gdziekolwiek wić. To trochę tak jak człowiek niewierzący, który wkurza się na Boga, bo zachorował.Zresztą nie wierzyłem w coś takiego jak ograniczenia. To one wiły się w naszych głowach jak węże, my byliśmy ich autorami.
Schematyczność: 3
Błędy: 3-
literówki, interpunkcja, sam wiesz, a poza tym:
ciągnięty, teraz raczej rzadko używa się formy ciągniony. Stąd moja uwaga, w pierwszej chwili chciałam uznać to za błąd, ale odnalazłam "twoją" formę w słowniku poprawnej polszczyzny, z takim właśnie dopiskiem.ucznia ciągnionego za ucho
czas, czas - trochę to niezręcznie brzmi
Nadszedł jednak czas rozwodu, właśnie w tym czasie przyszło mi żyć.
Ogólnie: 3+
ogólnie, to mi się nie podobało, taki trochę nużący był ten tekst. Aczkolwiek doceniam twój styl; "ładne", starannie układane zdania.
Jestem na... mimo wszystko tak
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
5
Weber, mój drogi, niezłe, tak owszem - niezłe, ale [tak musi sie pojawic to ale] CIEBIE STAC NA DUZO WIECEJ. Jestem tego zdania co poprzednicy. Jestem na tak-.
Ps. mam malutko czasu wiec czytlka przeczytalem dwa opka i uciekam, dlatego bez weryfikatorskiej oceny
Ps. mam malutko czasu wiec czytlka przeczytalem dwa opka i uciekam, dlatego bez weryfikatorskiej oceny

Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.
Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.
Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.
6
Pomysł: 4=
No więc na początku było nudno. I strasznie banalnie. Kolejny starszy pan narzekający na wszystko i wszystkich, wspominający dawne czasy, bla bla, bla. Później zrobiło się znacznie lepiej. Pojawienie się drugiego 'ja' czy też po prostu młodzieńca wydostało ten tekst z niebezpiecznego dołu. Ale i tutaj mam zastrzeżenia. Głównie to, że rozmowa bohaterów w jednym miejscu była strasznie chaotyczna. Z trudem orientowałem się kto do kogo teraz mówi. Zakończenie było interesujące. Właściwie bardzo dobre, nie wiem czy mogłeś stworzyć lepsze.
Styl: 4
Jest dobrze, ale wydaje mi się, że ten tekst trochę Cię ograniczył, nie mogłeś rozwinąć skrzydeł. Czytało się płynnie, jedynie ten dialog o którym już mówiłem, w pewnym miejscu był strasznie chaotyczny.
Schematyczność: 3+
Z jednej strony dość typowe, a z drugiej nie.
Błędy: 3
Tak, jak mówili poprzednicy. Sporo literówek i interpunkcyjnych.
Ocena ogólna: 4=
Na początku nużyło, później było co raz lepiej, styl trzyma poziom, błędów trochę jest. Jestem na tak.
Pozdrawiam.
No więc na początku było nudno. I strasznie banalnie. Kolejny starszy pan narzekający na wszystko i wszystkich, wspominający dawne czasy, bla bla, bla. Później zrobiło się znacznie lepiej. Pojawienie się drugiego 'ja' czy też po prostu młodzieńca wydostało ten tekst z niebezpiecznego dołu. Ale i tutaj mam zastrzeżenia. Głównie to, że rozmowa bohaterów w jednym miejscu była strasznie chaotyczna. Z trudem orientowałem się kto do kogo teraz mówi. Zakończenie było interesujące. Właściwie bardzo dobre, nie wiem czy mogłeś stworzyć lepsze.
Styl: 4
Jest dobrze, ale wydaje mi się, że ten tekst trochę Cię ograniczył, nie mogłeś rozwinąć skrzydeł. Czytało się płynnie, jedynie ten dialog o którym już mówiłem, w pewnym miejscu był strasznie chaotyczny.
Schematyczność: 3+
Z jednej strony dość typowe, a z drugiej nie.
Błędy: 3
Tak, jak mówili poprzednicy. Sporo literówek i interpunkcyjnych.
Ocena ogólna: 4=
Na początku nużyło, później było co raz lepiej, styl trzyma poziom, błędów trochę jest. Jestem na tak.
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
7
Dla mnie ten tekst nie był płynny nic a nic. Posiałeś za dużo kropek, ot co!
Pomysł niebylejaki, tylko brakuje mi klimatu.
Jeśli nie masz tych 60-ciu lat to będziesz miał kłopociki z przekazaniem tego, co taka osoba myśli i dlaczego. Chyba, że wiele czasu spędzasz z osobami starszymi - w końcu każda jednostka to indywidualność. Jednak Twój 60-latek mnie nie przekonał.
Przydałby się archaiczny język w dialogach. Przydałyby się jakieś niepoprawne myśli. Narzekanie starszego pana przyprawiłabym szczyptą złośliwości, ironii i zgorzchniałości. Twój bohater narzeka, ale nie tak jak powinien.
Za całość porządne 4. Zgrabnie napisane, pomysł to pożywka dla wyobrażni, na razie jej nie wykorzystałeś. Spróbuj!
Pomysł niebylejaki, tylko brakuje mi klimatu.
Jeśli nie masz tych 60-ciu lat to będziesz miał kłopociki z przekazaniem tego, co taka osoba myśli i dlaczego. Chyba, że wiele czasu spędzasz z osobami starszymi - w końcu każda jednostka to indywidualność. Jednak Twój 60-latek mnie nie przekonał.
Przydałby się archaiczny język w dialogach. Przydałyby się jakieś niepoprawne myśli. Narzekanie starszego pana przyprawiłabym szczyptą złośliwości, ironii i zgorzchniałości. Twój bohater narzeka, ale nie tak jak powinien.
Za całość porządne 4. Zgrabnie napisane, pomysł to pożywka dla wyobrażni, na razie jej nie wykorzystałeś. Spróbuj!
8
Kod: Zaznacz cały
Posiałeś za dużo kropek,
Kod: Zaznacz cały
Przydałby się archaiczny język w dialogach. Przydałyby się jakieś niepoprawne myśli.
Kod: Zaznacz cały
Za całość porządne 4.
Kod: Zaznacz cały
Spróbuj!
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.