Pan Onufry
Pan Onufry umarł dziś w nocy – ot, zwyczajnie, we śnie.
Nie sądzę, by fakt ten mógł w jakiś sposób być dla niego przykry. Wielokrotnie podkreślał, że swoje życie uważa za i tak już długie i pełne. Nigdy nie poznałem dokładnego jego wieku – być może sam już go nie pamiętał. Z pewnością przewyższał nim wszystkich ludzi – a i jak na karła nie był młody. Gdyby nie ja, sądzę, że już dawno by odszedł. Byłem mu ostatnim znajomym, ostatnim słuchaczem... Pamiętam – i nie sądzę, by dane było mi kiedykolwiek zapomnieć – nasze spotkania w jego małym mieszkaniu, pachnącym ziemią i drewnem. Wnętrze było ciemne, ale w sposób kojący; meble były małe a sufity niskie. I choć miejsce dostosowane było do niższych, niż ja, czułem się tam doskonale. Komfortowo i bezpiecznie. Mieszkanie było w równym stopniu przesiąknięte osobowością pana Onufrego, co on miejscem. Rzadko zdarzało mu się je opuszczać, przynajmniej w ostatnich latach. Po wielokroć wspominał, że świat ludzi jest dla niego zbyt tłoczny, a życie tam niebezpieczne. Pod ziemią, w labiryncie starych korytarzy, panowała cisza, a ta była mu przyjemna – i wcale nie cierpiał z braku towarzystwa.
- Mój drogi – powiedział kiedyś, łypiąc na mnie z uśmiechem spod okularów - gdy byłem w twoim wieku, pragnąłem poznawać wszystko, na wszelkie sposoby. Miałem chęci i odwagę, ale brak było mi wiedzy. Teraz jest zupełnie odwrotnie. świat nie jest już w stanie mnie niczym zaskoczyć – a gdyby miało być inaczej, to wolę o tym nie wiedzieć. Kiedyś z resztą życie dla nas było łatwiejsze, nie wymagało takiej ostrożności. A to, co teraz się narobiło... – Machnął ręką, zniesmaczony. - Pamiętam czasy – ciągnął po chwil – gdy diabły uwijały się po miastach i wsiach, gdy czekały na bezdrożach. Stawały na głowie, by tylko coś zepsuć, kogoś namówić do złego. A teraz? Widziałeś kiedyś rogatego? Nie na obrazku, tylko prawdziwego... Jak mogłeś widzieć,skoroście sami sobą ich zastąpili? Nie obraź się o to, przyjacielu. To, co kiedyś było złem, teraz stało się normalne, nie ma żadnej wagi. Nie twierdzę, że kiedyś ludzie mniej grzeszyli – po prostu wtedy to był grzech, teraz to życie. Bo i wiem, że czasy się zmieniają, ale ja się zmieniać nie chcę i nie będę.
Zawsze nosił się w brązach i szarości. Kiedyś pokazał mi swoją garderobę – stroje na każdą okazję, ale zawsze w tych barwach. I nie były wcale smutne, czy ponure. Od dawna miał posiwiałe baki i przydługawe, ale zadbane, loki. A jego oczy miały kolor kory dębu. I całe wnętrze domu było brunatne, a wszystkie sztućce i nakrycia stołowe – srebrzyste. Z czystego srebra był też jego ogromny zegarek, którego zawsze nosił przy sobie i nakręcał skrupulatnie. Ogień w kominku skrzył się jasno, złociście, ale podobnie jak kilka innych drobiazgów, nie psuł harmonii. Jednym z tych dodatków był obraz, przedstawiający brzeg morza w czasie sztormu. Panują nad nim rozkołysane bałwany, spienione fale rozbijają się na piasku. Gdzieś w tle majaczy statek – spokojny i niewzruszony, a z jego świetlików i z pokładu bije ciepłe światło, cudnie kontrastujące z grafitową skorupą nieba, tak ciężkiego, jakby nieomal miało spaść i zniknąć pod powierzchnią. Załoga statku jest pod pokładem – całkiem możliwe, że schroniła się tam, w przestrachu oczekując na rychły koniec, ale ja mam wrażenie, że z okrętu można by usłyszeć radosne okrzyki, śmiech, jak podczas pysznej potańcówki. Fale ich nie pochłoną, o nie.
Pan Onufry zawsze częstował mnie herbatą i ciastem – niezależnie od godziny, o której do niego zawitałem. światło dnia nie dochodzi do podziemi, wiec rozróżnienie dnia i nocy nie jest potrzebne. Sądzę, że pan Onufry zwykł drzemać w swoim fotelu, kiedy tylko przyjdzie mu na to ochota. Wielokrotnie zastawałem go w objęciach Morfeusza, nigdy jednak nie czynił mi z tego powodu wyrzutów. Wstawał wtedy i serdecznie wykrzykiwał moje imię. Zawsze też zapraszał mnie do stołu i po chwili przynosił poczęstunek. Ciasto było świeże i pyszne – skąd je miał, tego nie wiem, a nie pytałem go o cokolwiek, jeśli sam wcześniej nie napoczął tematu.
Kiedyś natomiast opowiadał mi o swoim kominku. Przyznam, że bardzo mnie to wcześniej intrygowało, bo przecież dym musi uchodzić gdzieś z podziemi. Otóż w pobliskim lesie jest magiczne miejsce, gdzie spomiędzy kamieni rumowiska unosi się czasem rzadki obłok, pachnącego sosnowym drewnem, dymu. Anomalii takich było niegdyś tyle, ile mieszkań w podziemiach. Pomyślałem, że choć tak prozaiczne, jest to w pewien sposób cudowne. Nigdy nie widziałem tego zjawiska, ale potrafię je sobie wyobrazić.
Wspomniałem o mieszkaniach, prawda? Nie wiem o nich nic więcej, nad fakt, że tkwią gdzieś w opuszczonych korytarzach. Pan Onufry jest ich ostatnim mieszkańcem i prosił mnie, bym zataił istnienie tego miejsca i nie zgłębiał go bez potrzeby. On wierzy, że korytarze znajdą jeszcze swoich właścicieli. Mają się ciągnąć całymi kilometrami, coraz to niżej schodząc w skorupę ziemską. Obiecałem przyjacielowi, ale teraz, gdy umarł, coraz mocniejsza dręczy mnie ochota.
Kim mieliby się okazać mieszkańcy tego podziemnego miasta – także nie wiem. Oczyma wyobraźni widzę jednak te istoty. Pan Onufry opowiadał mi historie, na podstawie których ośmielam się typować. Słysząc je z ust człowieka – uznałbym je za bajki. Słyszałem więc o faunach, w trakcie wojny ratujących żołnierzy, ukrywających żydowskie rodziny w ciemnych korytarzach. Pamiętam te historie i ból chwyta mnie za serce, bo wiele oddałbym za zobaczenie ich bohaterów. Przed oczyma stają mi nocne stworzenia, na wpół przypominające ćmy i na wpół ludzi; drobne nocne rusałki. Widzę całe korowody prawdziwych, a znanych z baśni istot. Pamiętam smutny uśmiech starego karła, gdy wspominał to wszystko. Uśmiechał się do wspomnień, świadomy ich nieodwracalności. Bo choć dalej w lasach są odległe niezgłębione mateczniki i choć nawet z pozoru dobrze znane miasto może kryć w sobie wiele tajemnic, to magia ucicha.
- Wszystko zamiera – westchnął kiedyś mój przyjaciel. - Jest nas wiele, bo się nie poddajemy, jesteśmy silniejsi, niż się wydaje. Były czasy, kiedy wszystko było prostsze i jaśniejsze. Ale nie martw się. – Uśmiechnął się niespodzianie. - Ja się nie smucę, bo wrócimy kiedyś na słońce. Nie za mojego życia, ale po co pośpiech?
Wierzę w to, co powiedział. Bez magii świat byłby tylko suchą skorupą - stwardniałą i jałową, która nie może utrzymać przy życiu nawet tak wytrwałych i odpornych robaków, jakimi my jesteśmy. Fantazja jest nam potrzebna, jak powietrze, jak wolność i miłość. Nie zawsze musimy sobie z tego zdawać sprawę, ale czy stale uważamy, by nie przestać oddychać?
Często wspominam ten dzień, gdy spotkałem po raz pierwszy pana Onufrego. Było to nie dalej, jak rok temu. Wtedy świat był inny, ponury i pokryty cieniem. Nawet wiosna nie pachniała tak, jak dzisiaj.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy niespodzianie zostałem zaczepiony w parku przez grupę pijanych wandali. Przezornie czmychnąłem jak najszybciej, jednakowoż nie zrezygnowali z tak łatwej ofiary. Nie wiem już, na co wtedy liczyłem, gdy zamiast puścić się prosto, w stronę rynku, skręciłem w bok, w najbardziej zapuszczoną część parku. Drzewa rosły tam frywolniej, niemal splatając się gałęziami, cień kładł się na ziemię gęsto, ale ukrycia nie dawał żadnego.
Całe szczęście bożek losu był aż nadto łaskawy i zlitował się nad mą bezmyślnością. Przypadłem plecami do najgrubszego drzewa, jakie było w moim zasięgu, przypadkowo trąciłem wajchę. Nie zdążyłem nawet krzyknąć, gdy znalazłem się w ciemności, we wnętrzu pnia. Rozwścieczona banda mnie nie dopadła, a ja odkryłem przejście do mieszkania pana Onufrego... i do korytarzy. Te jednak nie budziły takiego zaufania, jak światło sączące się znad progu. Zapukałem więc.
- Cóż to?! - usłyszałem ze środka. - Wejdź, proszę!
Na mój widok pan Onufry aż przytupnął ze zdziwienia. Ja byłem jeszcze bardziej zaskoczony. Taki był początek naszej przyjaźni.
Przyjaźni, która trwała do dzisiaj, ale która się na tym nie skończy. Choć pan Onufry umarł dziś w nocy – zostały mi jednak wspomnienia – a te zachowam w sercu. Będę go pamiętał, jakim był od początku – niezmiennym, jak ta cząstka marzeń, która tkwi w nas najgłębiej. Czasem pochłaniał go sentyment, rysujący smutek na starych ustach; czasem zaś witał mnie radosny, pełen wigoru. Był zawsze sobą, w sposób który nie dziwił mnie ani odrobiny – był tą częścią mnie, którą utraciłem, zaabsorbowany potrzebą przeżycia i dojrzałości. łatwo jest stłumić w sobie cudowną naiwność dziecka, pozwalającą na obserwację i zachwyt – nieskrępowany i szczery. łatwo jest utracić wiarę w cuda i magię. Ale odzyskać ją – to więcej niż błogosławieństwo.
Pan Onufry tego wszystkiego nie wyrzekł się aż do śmierci.
Pamiętam jeszcze wiersze, które często zwykł deklamować. Nie robił tego dla mnie – one po prostu z niego uchodziły, rozbudzone odległymi wspomnieniami. Bywało, że w czasie rozmowy milkł nagle i w skupieniu przypominał sobie słowa. Były to czasem ballady romantyków, czasem sonety. Niektóre z nich są wcale znane, zazwyczaj jednak to twory wątpliwego autorstwa – być może to on je stworzył. Jedna z tych poezyj wyjątkowo mocno utkwiła mi w pamięci:
Mam korzeń gruby, głęboki,
Liście wzniesione ku niebie.
Przestronną dziuplę mam z boku,
Może ukryjesz w niej siebie?
Mam moc, by dać ci ochronę
Przed kwaśnym deszczem, co bierze
Początek w oczu zgryzocie
W bezwolnej światu ofierze.
Jeśli chcesz, zerwij mój owoc,
Kusząco błyszczy od rosy.
Sok ma, co smutek, niepokój,
Ukoi, doda ci mocy
Gdy brak ci będzie schronienia,
Pomoc w tym znajdziesz sposobie.
Zawołaj tylko me imię,
Ja rosnę zawsze przy tobie.
Paweł Mateja
Rybnik/Polska Cerekiew
kwiecień 2007 [/i]
3
Pomysł: 4
Myślę, że byłoby słabiej, gdyby nie sposób w jaki to wszystko przedstawiłeś. Sam pomysł nie porywa oryginalnością. Ale najważniejsze jest to, że udało Ci się stworzyć klimat, o czym już wspominała łasic. Myślę, że osiągnąłeś to, co chciałeś osiągnąć.
Styl: 4+
Jak to u Ciebie bywa - trudno się do czegoś przyczepić. Wciągnęło mnie od pierwszego zdania, nic mi nie przeszkadzało w cieszeniu się przedstawioną przez Ciebie historią. Ubodła mnie jedynie mała ilość dialogów. Myślę, że mogłeś popisać się pomysłowością, tworząc dialogi bohatera z panem Onufrym. A tak pozostało mi uczucie niedosytu (właściwie to powinienem to napisać w 'Pomyśle', ale mniejsza o to). Opis domu mnie trochę nużył. I spory plus należy się za bardzo ładny wiersz, który moim zdaniem idealnie kończy opowiadanie.
Schematyczność: 4
Jak już mówiłem, nie udało Ci się tutaj stworzyć czegoś oryginalnego, ale wszystko jest zgrabnie napisane. I ma klimat.
Błędy: 5
Przyznam się, że nic nie rzuciło mi się w oczy, ale tekst mnie wciągnął, więc mogło mi coś umknąć. Tam gdzieś tylko było 'nieomal', a mi o wiele bardziej pasowało 'niemal'. Ale to chyba się nawet do błędu nie zalicza.
Ocena ogólna: 4+
Interesujące opowiadanie z klimatem, zgrabnie napisane. Pomysł jednak specjalnie nie porwał, a niedosyt pozostaje. Jestem na tak.
Pozdrawiam.
Myślę, że byłoby słabiej, gdyby nie sposób w jaki to wszystko przedstawiłeś. Sam pomysł nie porywa oryginalnością. Ale najważniejsze jest to, że udało Ci się stworzyć klimat, o czym już wspominała łasic. Myślę, że osiągnąłeś to, co chciałeś osiągnąć.
Styl: 4+
Jak to u Ciebie bywa - trudno się do czegoś przyczepić. Wciągnęło mnie od pierwszego zdania, nic mi nie przeszkadzało w cieszeniu się przedstawioną przez Ciebie historią. Ubodła mnie jedynie mała ilość dialogów. Myślę, że mogłeś popisać się pomysłowością, tworząc dialogi bohatera z panem Onufrym. A tak pozostało mi uczucie niedosytu (właściwie to powinienem to napisać w 'Pomyśle', ale mniejsza o to). Opis domu mnie trochę nużył. I spory plus należy się za bardzo ładny wiersz, który moim zdaniem idealnie kończy opowiadanie.
Schematyczność: 4
Jak już mówiłem, nie udało Ci się tutaj stworzyć czegoś oryginalnego, ale wszystko jest zgrabnie napisane. I ma klimat.
Błędy: 5
Przyznam się, że nic nie rzuciło mi się w oczy, ale tekst mnie wciągnął, więc mogło mi coś umknąć. Tam gdzieś tylko było 'nieomal', a mi o wiele bardziej pasowało 'niemal'. Ale to chyba się nawet do błędu nie zalicza.
Ocena ogólna: 4+
Interesujące opowiadanie z klimatem, zgrabnie napisane. Pomysł jednak specjalnie nie porwał, a niedosyt pozostaje. Jestem na tak.
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
4
Pomysł: 4
Jak i Patren uwazam, że osiagnoles swoj cel. Ale to nie moj ulubiony rodzaj i po prostu sie nudzilem czytajac.
Styl: 4
Bardzo ładnie, mimo, że temat mi nie przypadl, nie mialem trudnosci z doczytaniem calego tekstu.
Schematyczność: 4
Udało Ci sie ładnie przedstawić troszkę już oklepany temat.
Błędy: 5
Nic mi się w oczy nie rzuciło
Ogólnie: 4+
Jestem na tak.
Jak i Patren uwazam, że osiagnoles swoj cel. Ale to nie moj ulubiony rodzaj i po prostu sie nudzilem czytajac.
Styl: 4
Bardzo ładnie, mimo, że temat mi nie przypadl, nie mialem trudnosci z doczytaniem calego tekstu.
Schematyczność: 4
Udało Ci sie ładnie przedstawić troszkę już oklepany temat.
Błędy: 5
Nic mi się w oczy nie rzuciło
Ogólnie: 4+
Jestem na tak.
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.
Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.
Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.
5
Pomysł 3
Napisano chyba tysiące wspomnień o wspaniałych ludziach, którzy umarli, a warci byli wspomnienia. To też wspaniała historia, choć przecież fikcyjna, niemniej nic nowego, stąd ocena.
Styl: 5-
Właściwie bez zarzutu. Ciepły, bardzo literacki, idealnie wpasowany w klimat opowieści.
Schematyczność:: 3
Jak z pomysłem. Temat przetarty wiele razy i opowiedziany zwyczajnie, jak to bywa ze wspomnieniami.
Błędy: 5
Ból nie chwyta za serca, a żal.
Być ciemnym w sposób kojący (1. akapit) też nienaturalnie brzmi.
To drobiazgi. Generalnie, bez zarzutu.
Ogólnie: 4+
Podobało się. Sztuką jest opowiedzieć porywająco zwykły temat. Udało ci się.
Jestem na TAK.
Napisano chyba tysiące wspomnień o wspaniałych ludziach, którzy umarli, a warci byli wspomnienia. To też wspaniała historia, choć przecież fikcyjna, niemniej nic nowego, stąd ocena.
Styl: 5-
Właściwie bez zarzutu. Ciepły, bardzo literacki, idealnie wpasowany w klimat opowieści.
Schematyczność:: 3
Jak z pomysłem. Temat przetarty wiele razy i opowiedziany zwyczajnie, jak to bywa ze wspomnieniami.
Błędy: 5
Ból nie chwyta za serca, a żal.
Być ciemnym w sposób kojący (1. akapit) też nienaturalnie brzmi.
To drobiazgi. Generalnie, bez zarzutu.
Ogólnie: 4+
Podobało się. Sztuką jest opowiedzieć porywająco zwykły temat. Udało ci się.
Jestem na TAK.
6
Dziękuję bardzo za opinie. Cieszę się, że się Wam podobało.
.
Ale te wspomnienia to przecie tylko kanwaArdenno pisze:Napisano chyba tysiące wspomnień o wspaniałych ludziach, którzy umarli, a warci byli wspomnienia. To też wspaniała historia, choć przecież fikcyjna, niemniej nic nowego, stąd ocena.
