WWWZima w tym roku była wyjątkowo surowa. Śnieg pokrył cały kraj grubą warstwą bieli, a mróz doskwierał szczególnie mocno. W tych właśnie warunkach, znaleziono Tomasza Borowskiego kiedy leżał pod wiatą zapuszczonego przystanku autobusowego. Był zmarznięty i ubrany tylko w lekki garnitur. Wyłącznie dzięki szybkiej reakcji przejeżdżającego kierowcy udało się uratować go przed poważniejszymi odmrożeniami i śmiercią z wycieńczenia. Jednakże, jego stan był ciężki, dopiero po kilku dniach udało się zbudzić go ze śpiączki.
WWWJako policyjny detektyw, zostałem przydzielony do wyjaśnienia niejasnych okoliczności w jakich ten ceniony w swoim środowisku antropolog zaginął na 48 godzin, by potem pojawić się kilkanaście kilometrów od domu przy trasie wylotowej z Warszawy, na samych obrzeżach puszczy Kampinoskiej.
WWWKiedy się z nim zobaczyłem, zdążył porozmawiać z lekarzem prowadzącym, przyjaciółmi i rodziną. Mimo, że jego ciało nosiło ślady nadludzkiego wysiłku i ogromnego stresu, funkcje poznawcze zdawały się być nienaruszone, dlatego tez uznałem, że od razu zapytam go wszystko, co mnie interesowało. Chciałem po prostu wypełnić dokumentację sprawy i mieć to z głowy.
WWWNie był zadowolony z mojego przybycia. Kiedy przekroczyłem próg szpitalnego pokoju spytał mnie szorstko, kim jestem. Wystarczyło poświecić służbową odznaką. Nie był zdziwiony, spodziewał się, że funkcjonariusz prawa będzie kolejną osobą, która przyjdzie by zadawać niewygodne pytania. Chciał mnie zbyć, powiedział, że rozmowa z nim to strata czasu, bo niczego nie pamięta. Jego sztuczna pewność siebie mówiła wiele. Wiedziałem, że coś ukrywał.
WWWUsiadłem na małym krzesełku obok jego łóżka. Starałem się być uprzejmy i dyplomatyczny. W końcu przeszedł tak wiele, miał prawo do odpoczynku. Nie co dzień jednak zdarza się, by szanowany naukowiec niknął na tak długi czas, by potem odnaleźć się pod lasem Kampinoskim, to wymagało wyjaśnienia.
WWWTak jak się spodziewałem, w odpowiedzi otrzymałem napastliwą ripostę. Borowski wciąż obstawał przy swojej amnezji. Postanowiłem zmienić taktykę i zasugerowałem, że brak pamięci może być efektem pijackiego upojenia.
WWWNie odpowiedział od razu. Nie byłem do końca pewny, czy pacjent zastanawiał się nad kolejną złośliwością, czy też starał się wysnuć wiarygodną opowieść na temat ostatnich godzin. W końcu zgodził się ze mną i opowiedział zgrabną historię o tym, jak spotkanie z przyjaciółmi ze studiów przerodziło się w dwudniową alkoholową libację.
WWWWiedziałem, że kłamał. Sprawiał wrażenie śmiertelnie przerażonego, słowna agresja musiała być tylko zasłoną, sposobem na oddalenie traumatycznych wspomnień. Nie był jednak człowiekiem o silnej woli, każdy inny policyjny specjalista złamałby go równie szybko jak ja. Seria agresywnych pytań i konfrontacji z twardymi faktami sprawiły, że w końcu się poddał.
Cała sprawa zaczęła się tydzień temu, kiedy przyszedł do niego nietypowy list, wysłany przez tajemniczy Instytut Badań Zewnętrznych. Szybkie sprawdzenie nazwy w Internecie nie przyniosło niczego oprócz kilku luźnych wzmianek na blogach szajbusów od teorii spiskowych.
WWWTreść listu też niczego nie wyjaśniła. Większość stanowił pseudonaukowy bełkot. Słowa „kwantowy” i „międzywymiarowość” były używane zdecydowanie zbyt często. Autor tego tekstu nie mógł być nawet dyletantem w dziedzinie współczesnej fizyki, skoro nawet laik, potrafił rozpoznać najbardziej oczywiste bzdury. Jeden akapit szczególnie zapadł mojemu rozmówcy w pamięci:
<i>„Sądzimy, że jako człowiek nauki, antropolog, któremu nieobca jest pradawna wiedza ludzkości, nie przepuści pan okazji, by doświadczyć naukowego odkrycia, które nie tylko rozbije w proch misterny paradygmat naukowego naturalizmu, ale również rozerwie materię naszej rzeczywistości u samych jej kwantowych podstaw. Oferujemy otwarcie przed panem, zupełnie za darmo, świata doznań zupełnie obcych codziennemu przeżyciu”.</i>
WWWCiekawość zatriumfowała nad wątpliwościami. W dniu spotkania, Borowski wsiadł w samochód i ruszył, zgodnie z instrukcjami podanymi w liście, do miejsca na obrzeżach Kampinosu, z dala od głównych dróg i większych osiedli. Pod wieczór dotarł do celu, niewielkiego pałacyku otoczonego pierwotną leśną gęstwiną. Idealne miejsce dla zamożnego odludka o nietypowych zainteresowaniach.
WWWWłaściwie nikt go nie zatrzymywał, kiedy wjechał na teren obszernej posesji. Nie było żadnych ochroniarzy, ani nikogo kto sprawdziłby, czy ma zaproszenie. Po zostawieniu samochodu na prowizorycznym parkingu, udał się do wejścia.
Przyjęcie musiało już trwać od kilku godzin, nawet z oddali słychać było stłumiony gwar rozmów i dźwięki muzyki. Borowski wtopił się w tłum i lawirując pomiędzy kolejnymi osobami, przechodził od rozmowy do rozmowy.
WWWMógł odnaleźć wśród gości lekarzy, naukowców i przedstawicieli wolnych zawodów. Zaskoczeniem było spotkanie tak wielu twardo stąpających po ziemi racjonalistów. Całe to przyjęcie miało być przecież niczym więcej jak współczesnym odpowiednikiem starych seansów spirytualistycznych. Wszyscy rozmówcy byli równie zdezorientowani co on, ale też pozwolili ciekawości wygrać ze sceptycyzmem. Rozmowy były swobodne i niezobowiązujące, chociaż każda zmierzała do jednego tematu: osoby tajemniczego mistrza ceremonii, odpowiedzialnego za główną atrakcję owego wieczoru.
WWWTytułowano go „Sztukmistrzem”. Miał pochodzić z zagranicy, pobierać nauki na Sorbonie. Wyrzucony w 1968 roku za udział w zamieszkach studenckich, na stałe związał się z artystyczną bohemą. Zdaniem większości dyskutantów, miał być genialnym fizykiem, kwestionującym dorobek współczesnej nauki. Inni widzieli w nim niezrównanego psychologa, bezbłędnego w opisie wszelkich tajemnic ludzkiej duszy. Bez wątpienia, każdy miał go za geniusza w swojej dyscyplinie Wszystko, co o nim mówili sprowadzało się do pochlebstw.
WWWKiedy Borowski dopytywał o szczegóły, spotykał się z niezrozumiałym oporem. Wszystkie słowa uznania zdawały się maskować lęk dla tajemniczego gościa. Nie musiał długo czekać, by zobaczyć Sztukmistrza na własne oczy, ten bowiem wszedł na środek sali balowej i w milczeniu wodził wzrokiem po wszystkich zebranych.
WWWŻadne słowa nie oddałyby w pełni tej specyficznej aury, która z niego emanowała. Jego rysy przywodziły na myśl coś odległego, zarówno w czasie jak i przestrzeni, jakby był człowiekiem innej epoki i innego porządku rzeczy. Miało się wrażenie, że ma się do czynienia z kimś wyciągniętym ze starożytnej płaskorzeźby, z podróżnikiem spoza granic naszej czasoprzestrzeni. Jednakże, pod tym pierwszym wrażeniem kryło się coś o wiele bardziej dogłębnego i sztucznego. Mimo, że ruchy miał zawsze swobodne i niewymuszone, nie można było oprzeć się myśli, że jego skóra jest po prostu kolejną warstwą garnituru. Szyderczy uśmiech nie znikał z posągowej twarzy.
WWWWyciągnął niewielki kościany nóż. Był krótki i pokryty prostymi, geometrycznymi nacięciami. Przywodził na myśl paleolityczne narzędzia. Zgrabnym ruchem dokonał nacięcia w powietrzu. Ku powszechnemu zaskoczeniu, za ruchem ostrza podążała czarna kreska. Wyglądało to zupełnie tak, jakby sama materia rzeczywistości została rozcięta, jak skóra pod ostrzem skalpela. Kiedy skończył, długie nacięcie zaczęło się rozrastać.
Wyglądało teraz jak wyrwa w starym kawałku płótna, zawieszona na samym środku pomieszczenia. To coś było absolutnie czarne, ruszało się w organicznym, wężowym rytmie.
WWWPoczątkowo, Borowski nie widział w tym widowisku niczego więcej jak sprytnej, kuglarskiej sztuczki, wspomaganej efektownymi holograficznymi obrazami. Niejednokrotnie w ciągu ostatnich lat był świadkiem takich popisów, mających na celu rozbawienie zebranych gości, wprowadzenie ich w stosowny nastrój, lub zwyczajnie zaimponowanie dostępem do najnowszych gadżetów.
WWWTym, co jednak wzbudziło pierwsze podejrzenie, był fakt, że ta tajemnicza dziura zdawała się mieć tylko jedna stronę. Zawsze przybierała ona ten sam, niedefiniowalny kształt, zupełnie jakby podążał za obserwującym.
WWWDrugim ciekawym zjawiskiem było specyficzne wrażenie rozerwania ogółu rzeczywistości wokół tej rzeczy. Nie można było powiedzieć, żeby cokolwiek, lub ktokolwiek było przez nią zasłonięte. Kontury przedmiotów, które zgodnie z prawami optyki powinny być niewidoczne, widniały wokół krawędzi wyrwy.
Nie wiadomo, co było dalej. Sztukmistrz chyba coś powiedział, coś zrobił. Nie było ani podmuchu zimnego wiatru, ani upiornego wycia. Ludzie wokół byli spokojni, obserwowali wszystko z fascynacją. Borowski poczuł jednak, że musi stamtąd wyjść, za wszelka cenę opuścić to przeklęte miejsce…
WWWOd czasu tej niefortunnej rozmowy z Borowskim minęło już kilka miesięcy. Bardzo łatwo przekonałem go do tego, by opowiedział mi prawdę. Na początku jego historia wydawała się zupełnie normalna, potem jednak stała się nieprawdopodobna. Być może te późniejsze wizje tajemniczym Sztukmistrzu i jego dziwacznym rytuale były po prostu halucynacjami wynikającymi z hipotermii.
WWWNigdy nie dokończył swojej historii, z każdym kolejnym zdaniem, emocje przejmowały nad nim kontrolę. W narracji było coraz więcej bełkotu, po tym, jak opowiedział o tajemniczym rytuale, którego był świadkiem, rzucił jeszcze kilka nieskładnych zdań, po czym zupełnie zamilkł. Żadne metody nie były w stanie wyciągnąć z niego czegoś więcej. Miałem jednak dosyć materiału, by sklecić wiarygodny raport dla centrali, nie czułem potrzeby by drążyć temat.
WWWKiedy tego wieczora wróciłem do biura, by spisać stosowny protokół, nie miałem pojęcia, że byłem ostatnią osobą, która rozmawiała z Tomaszem Borowskim. Zginął w środku nocy. Sekcja zwłok wykazała, że musiał zostać z wielką siłą wyrzucony przez okno. W dokumentacji policyjnej jego śmierć zaklasyfikowano jako samobójstwo spowodowane stanami lękowymi, wzbudzonymi przez sytuację zagrożenia życia. Nie wracałem jedna do tej sprawy, dopóki jeden przedmiot znaleziony w Kampinoskiej puszczy nie przypomniał mi o naszej krótkiej rozmowie.
WWWDwa tygodnie temu w podwarszawskich Laskach doszło do serii tajemniczych wydarzeń. Miejscowi zaczęli narzekać na dziwne hałasy dobiegające ze strony drzew, zwłaszcza w pochmurne, ciemne noce. Mówili oni również, że cienie wokół ich domów zdawały się ruszać, organicznie, wężowo, wbrew prawom optyki. Władze bagatelizowały te skargi, ale kiedy w tajemniczych okolicznościach cała czteroosobowa rodzina, niechętnie zdecydowano się na interwencję.
WWWKiedy w świetle lipcowego słońca po raz pierwszy ujrzałem ten gęsty las, wiedziałem, że coś było nie tak. Gdybym był artystą, być może umiałbym dobrać odpowiednie słowa dla ulotnego wrażenia, które wtedy mnie ogarnęło. Jedyne skojarzenie, które przychodziło mi wtedy do głowy, to oplatający drzewa pasożyt, żerujący na wszelkim źródle światła.
WWWCokolwiek stało za tajemniczymi wydarzeniami, musiało mieć swoje źródło w tej pierwotnej gęstwinie.
WWWNie byłem zbytnio zaskoczony, kiedy po dwóch godzinach parcia w samo serce leśnej głuszy wraz z oddziałem funkcjonariuszy dotarłem do wysokiego ogrodzenia. Coś w mojej podświadomości podpowiadało mi, że właśnie tego powinienem się tu spodziewać.
WWWLas wokół nas stawał się coraz rzadszy. Jeden z moich ludzi, przez krótkofalówkę, poinformował, że znalazł niewielką gruntową drogę prowadzącą do opuszczonego pałacyku.
WWWTeren posesji nie był szczególnie zarośnięty, musiał zostać opuszczony nie dawniej niż pół roku temu. Na uboczu moi ludzie znaleźli kilka samochodów ustawionych w dwa rzędy. Wszystkie były w podobnym stopniu dotknięte korozją, musiały być pozostawione w podobnym czasie.
WWWNie spodziewaliśmy się tego, co na nas czekało w środku budynku. Ciała w różnym stanie rozkładu. Ludzkie pozostałości powykręcane, tak jakby zostały poddane niemożliwym do opisania obciążeniom. Nie było wśród nas lekarzy, ale wszyscy byliśmy pewni, że żaden człowiek nie byłby w stanie rozerwać żywych tkanek, tak, jakby zniszczeń dokonano na poziomie pojedynczych włókien.
WWWKilku z moich ludzi trzeba było wyprowadzić na zewnątrz, gdyż szok był dla nich zbyt wielki. Sam też źle znosiłem ten widok. Przez krótką chwilę miałem wrażanie, że ciemne plamy cienia spoczywające na niektórych zwłokach podlegały jakimś prawie niewidocznym robaczkowatym ruchom. W pewnym momencie, moja uwaga skierowała się w stronę nietypowego stosiku kości i gruzu, leżącego na samym środku dużego pomieszczenia, które kiedyś musiało pełnić funkcje reprezentacyjne. Spojrzałem na dziwny kawałek białego masy kostnej, różny od bielących wokół kość bezimiennych ofiar nieznanego mordercy. Odgarnąłem ludzkie pozostałości i wyciągnąłem go spomiędzy gruzu. Przyjrzałem się dokładnie.
WWWTrzy dni później, dzięki stosownym znajomościom udało mi się załatwić wsparcie brygady saperskiej przy wysadzeniu tego budynku, wraz ze znajdującymi się tam ciałami. Tak jednoznaczne złamanie zasad pracy policyjnej, oraz akt zbezczeszczenia zwłok zagwarantują mi spotkanie z prokuratorem, ale po prostu nie mogłem zrobić niczego innego. Każdy człowiek zrobiłby to samo, gdyby usłyszał niesamowitą historię Tomasza Borowskiego. Przedmiot, który podniosłem, był bowiem jej potwierdzeniem. Mały, kościany nóż, pokryty geometrycznymi wzorami. Jego wiek i miejsce pochodzenia nieznane. Być może moja reakcja nie byłaby tak silna, gdyby nie jedno z ostatnich zdań wypowiedzianych przez nieszczęsnego antropologa. To było ulotne wrażenie, które musiał wychwycić podświadomie. Z całą pewnością na jaką było go stać, powiedział, że coś wypełzło z tej wyrwy, którą Sztukmistrz wydarł z materii rzeczy. Była to czarna masa cienia ogarniająca wszystko i wszystkich plamami ciemności, które rozrastały się w tym nienaturalnym, robaczkowatym ruchu, który przez ulotny moment sam zauważyłem na ścianach tego opuszczonego domu.
2
Przenieść przecinek z miejsca po "warunkach" na miejsce po "Borowskiego" i zamienić "kiedy" na "który".Baribal pisze:W tych właśnie warunkach, znaleziono Tomasza Borowskiego kiedy leżał pod wiatą zapuszczonego przystanku autobusowego.
1. Wywalić jednakże.Jednakże, jego stan był ciężki, dopiero po kilku dniach udało się zbudzić go ze śpiączki.
2. Kropka po ciężki.
1. "Zanim" zamiast "kiedy".Baribal pisze:Kiedy się z nim zobaczyłem, zdążył porozmawiać z lekarzem prowadzącym, przyjaciółmi i rodziną.
2. To jakiś kiepski ten policjant (w sensie, że wolno reaguje). Ze wszystkimi facet pogadał, tylko nie z nim.
3. Na początku myślałem, że policjant przyjechał tam, gdzie znaleziono Borowskiego. Potem dopiero okazuje się, że jest w szpitalu. Dysonansik.
1. Że ciało nosi ślady wysiłku to jeszcze rozumiem, ale stresu? Jakie są widoczne ślady stresu?Baribal pisze:Mimo, że jego ciało nosiło ślady nadludzkiego wysiłku i ogromnego stresu, funkcje poznawcze zdawały się być nienaruszone, dlatego tez uznałem, że od razu zapytam go wszystko, co mnie interesowało.
2. Jeśli dobrze myślę, nie dowiadujemy się, dlaczego Borowski się tak wysiłkował? Stres - tak, to jest jasne.
3. Można naruszyć funkcje poznawcze?
4. też
5.Kropka po "nienaruszone".
6. zapytam go o wszystko
Przecinek po "pokoju". Nie podoba mi się to zdanie, ale o tym później.Baribal pisze:Kiedy przekroczyłem próg szpitalnego pokoju spytał mnie szorstko, kim jestem.
Wiem, że tak się mówi, ale i tak się przyczepię, że odznaką się nie świeci. Tylko latarką.Baribal pisze:Wystarczyło poświecić służbową odznaką.

1. Kropeczka po "zdziwiony".Baribal pisze:Nie był zdziwiony, spodziewał się, że funkcjonariusz prawa będzie kolejną osobą, która przyjdzie by zadawać niewygodne pytania.
2. Kolejną? Czyli lekarz i rodzina (Co się stało? Gdzie byłeś?!) to są ci, którzy zadawali wcześniej "niewygodne pytania"?
Kropeczka po "zbyć".Baribal pisze:Chciał mnie zbyć, powiedział, że rozmowa z nim to strata czasu, bo niczego nie pamięta.
Druga część zdania jest doklejona. Nie wiem... może kropka po "wiele"?W końcu przeszedł tak wiele, miał prawo do odpoczynku.
1. Niknął? Kurka, po co tak udziwniać?Nie co dzień jednak zdarza się, by szanowany naukowiec niknął na tak długi czas, by potem odnaleźć się pod lasem Kampinoskim, to wymagało wyjaśnienia.
2. Kropka po Kampinoskim.
3. Mam już chyba uczulenie na "jednak". Lubią ludziska wstawiać gdzie popadnie.

Sztuczne wydało mi się, że piszesz o napastliwej ripoście, a jej nie przytoczyłeś. W ogóle... nie pasuje mi "napastliwa riposta", ale może to tylko moje widzimisię.Tak jak się spodziewałem, w odpowiedzi otrzymałem napastliwą ripostę. Borowski wciąż obstawał przy swojej amnezji.
Wysnuwa się wniosek. Opowieść się snuje.wysnuć wiarygodną opowieść
1. Dyletant się nie zna. Czyli, skoro tam były bzdury, to autor był dyletantem właśnie.Autor tego tekstu nie mógł być nawet dyletantem w dziedzinie współczesnej fizyki, skoro nawet laik, potrafił rozpoznać najbardziej oczywiste bzdury.
2. Wywalić przecinek po "laik".
3. Nie podoba mi się zdanie. Nie wiem, co chcesz mi powiedzieć, Autorze.
To jest rzeczywiście okropny bełkot. Ale domyślam się, że takie było zamierzenie? Rozerwać materię rzeczywistości? To nie ma sensu, nawet abstrakcyjnego.ale również rozerwie materię naszej rzeczywistości u samych jej kwantowych podstaw.
Może jestem dyletantemniewielkiego pałacyku otoczonego pierwotną leśną gęstwiną

1. Właściwie (tak mi podpowiada intuicja) wstawia się, kiedy nie jesteś czegoś pewien. "Właściwie, to bym coś zjadł."Właściwie nikt go nie zatrzymywał, kiedy wjechał na teren obszernej posesji.
2. Masz zatrzymywał i wjechał - niedokonany i dokonany. Zamieniłbym. "Zatrzymał" i "wjeżdżał".
Nie pasuje mi tutaj "nawet". Nie jestem pewien dlaczego. Tak, jakby narrator był zdziwiony, że z tak daleka słychać.Przyjęcie musiało już trwać od kilku godzin, nawet z oddali słychać było stłumiony gwar rozmów i dźwięki muzyki.
Tym się zajmują psychoanalitycy bardziej. No i nie są bezbłędni.Inni widzieli w nim niezrównanego psychologa, bezbłędnego w opisie wszelkich tajemnic ludzkiej duszy.

1. zastanawiam się nad "być bezbłędnym w czymś" i nie mogę znaleźć, czy to poprawne. Wydaje mi się, że nie.
Uciekła kropka po "dyscyplinie".Bez wątpienia, każdy miał go za geniusza w swojej dyscyplinie Wszystko, co o nim mówili sprowadzało się do pochlebstw.
lęk przed tajemniczym gościem.Wszystkie słowa uznania zdawały się maskować lęk dla tajemniczego gościa.
kropka po "oczy". Wykasować "ten bowiem".Nie musiał długo czekać, by zobaczyć Sztukmistrza na własne oczy, ten bowiem wszedł na środek sali balowej i w milczeniu wodził wzrokiem po wszystkich zebranych.
1. "żadne słowa" to wybieg i, według mnie, pójście na skróty. Lenistwo autora.Żadne słowa nie oddałyby w pełni tej specyficznej aury, która z niego emanowała.
2. I do tego wyświechtane sformułowanie.
1. Ajajaj. Miało się... że ma się...Miało się wrażenie, że ma się do czynienia z kimś wyciągniętym ze starożytnej płaskorzeźby, z podróżnikiem spoza granic naszej czasoprzestrzeni.
2. I po co ten bezosobowy?
"niewymuszone ruchy" - jakie to są? To również często używane sformułowanie, które nie wiemy co oznacza. Że takie luźne jakieś? Swobodne? Ale ten przymiotnik już mamy... Co chcesz mi powiedzieć tym słowem, Autorze?Mimo, że ruchy miał zawsze swobodne i niewymuszone, nie można było oprzeć się myśli, że jego skóra jest po prostu kolejną warstwą garnituru. Szyderczy uśmiech nie znikał z posągowej twarzy.
1. nacięciami, nacięci, nacięcieBył krótki i pokryty prostymi, geometrycznymi nacięciami. Przywodził na myśl paleolityczne narzędzia. Zgrabnym ruchem dokonał nacięcia w powietrzu. Ku powszechnemu zaskoczeniu, za ruchem ostrza podążała czarna kreska. Wyglądało to zupełnie tak, jakby sama materia rzeczywistości została rozcięta, jak skóra pod ostrzem skalpela. Kiedy skończył, długie nacięcie zaczęło się rozrastać.
2. "nacięcie zaczęło się rozrastać" - chyba rozszerzać?
Odkąd przeczytałem to opowiadanie zastanawiam się, jaki to jest organiczny i wężowy rytm. No i nie wiem. Organiczny rytm? Wężowy rytm? No nie mogę sobie tego przedstawić.To coś było absolutnie czarne, ruszało się w organicznym, wężowym rytmie.
Mocno tajemnicze to wszystko.do jednego tematu: osoby tajemniczego mistrza ceremonii, odpowiedzialnego za główną atrakcję owego wieczoru.
Tytułowano go „Sztukmistrzem”. Miał pochodzić z zagranicy, pobierać nauki na Sorbonie. Wyrzucony w 1968 roku za udział w zamieszkach studenckich, na stałe związał się z artystyczną bohemą. Zdaniem większości dyskutantów, miał być genialnym fizykiem, kwestionującym dorobek współczesnej nauki. Inni widzieli w nim niezrównanego psychologa, bezbłędnego w opisie wszelkich tajemnic ludzkiej duszy. Bez wątpienia, każdy miał go za geniusza w swojej dyscyplinie Wszystko, co o nim mówili sprowadzało się do pochlebstw.
Kiedy Borowski dopytywał o szczegóły, spotykał się z niezrozumiałym oporem. Wszystkie słowa uznania zdawały się maskować lęk dla tajemniczego gościa.

1. zaimek można wywalić.Tym, co jednak wzbudziło pierwsze podejrzenie, był fakt, że ta tajemnicza dziura zdawała się mieć tylko jedna stronę. Zawsze przybierała ona ten sam, niedefiniowalny kształt, zupełnie jakby podążał za obserwującym.
2. niedefiniowalny kształt? Dlaczego niedefiniowalny? Przecież jak widzisz rozcięcie w rzeczywistości, to dlaczego nie można określić kształtu? "Niedefiniowalny kształt" wymyka się mojemu rozumieniu. Trochę jak oksymoron, bo jak ma kształt to nie jest bezkształtne...
Powtórzonko.Wyglądało to zupełnie tak, jakby sama materia rzeczywistości została rozcięta, jak skóra pod ostrzem skalpela. Kiedy skończył, długie nacięcie zaczęło się rozrastać.
Wyglądało teraz jak wyrwa w starym kawałku płótna, zawieszona na samym środku pomieszczenia. To coś było absolutnie czarne, ruszało się w organicznym, wężowym rytmie.
1. Naprawdę? To była pierwsza rzecz, która wzbudziła podejrzenie?Tym, co jednak wzbudziło pierwsze podejrzenie, był fakt, że ta tajemnicza dziura zdawała się mieć tylko jedna stronę.
2. jedną
Taka reakcja wydaje mi się zupełnie niewiarygodna.Ludzie wokół byli spokojni, obserwowali wszystko z fascynacją.
Wywalić zaimek.Zawsze przybierała ona ten sam, niedefiniowalny kształt, zupełnie jakby podążał za obserwującym.
1. Język potyka się, bo te słowa podobnie brzmią.Kontury przedmiotów, które zgodnie z prawami optyki powinny być niewidoczne, widniały wokół krawędzi wyrwy.
2. Chodziło o przedmioty, a nie o kontury, prawda? Kontur, będący umowną granicą pomiędzy przedmiotem a nie-przedmiotem nie może być "widoczny", albo "widnieć".
Nie wiem, śmieszne zdanko. Może "Nie pamiętał, co było dalej"?Nie wiadomo, co było dalej.
niefortunny - nieszczęśliwy, pechowy. Dlaczego ta rozmowa taka była?Od czasu tej niefortunnej rozmowy z Borowskim minęło już kilka miesięcy.
Zgubiło się "o" po "wizje".Być może te późniejsze wizje tajemniczym Sztukmistrzu i jego dziwacznym rytuale były po prostu halucynacjami wynikającymi z hipotermii.
To zdanie jest pozszywane z różnych kawałków. Jak Frankenstein. Nie wiem nawet, co z nim zrobić. Od nowa napisać chyba tylko.W narracji było coraz więcej bełkotu, po tym, jak opowiedział o tajemniczym rytuale, którego był świadkiem, rzucił jeszcze kilka nieskładnych zdań, po czym zupełnie zamilkł.
1. potrzeby by. by by byby.Miałem jednak dosyć materiału, by sklecić wiarygodny raport dla centrali, nie czułem potrzeby by drążyć temat.
2. W połowie przerywa wypytywanie? Bez sensu.
1. Zgubiłeś "zniknęła" albo coś w tym stylu.Władze bagatelizowały te skargi, ale kiedy w tajemniczych okolicznościach cała czteroosobowa rodzina, niechętnie zdecydowano się na interwencję.
2. Znika czteroosobowa rodzina i policja NIECHĘTNIE bierze się do roboty? Przecież to by była afera na ćwierć Polski. Nie widzę tej niechęci. "Kurde, trzeba się ruszyć, panowie. Ech, a tak dobrze się w karty grało..."
O, znowu się wykręcasz!Gdybym był artystą, być może umiałbym dobrać odpowiednie słowa dla ulotnego wrażenia, które wtedy mnie ogarnęło.
Przychodziło? Ciągle i ciągle? Dlaczego niedokonany akurat tutaj?Jedyne skojarzenie, które przychodziło mi wtedy do głowy, to oplatający drzewa pasożyt, żerujący na wszelkim źródle światła.
Czyli obciążeniom, których nie da się opisać? Jakiego obciążenia nie da się opisać? Wielkiego?Ludzkie pozostałości powykręcane, tak jakby zostały poddane niemożliwym do opisania obciążeniom.

Powtórzonko.żerujący na wszelkim źródle światła.
Cokolwiek stało za tajemniczymi wydarzeniami, musiało mieć swoje źródło w tej pierwotnej gęstwinie.
Zniszczenia na poziomie pojedynczych włókien? Co to znaczy? Taka papka z nich została?Nie było wśród nas lekarzy, ale wszyscy byliśmy pewni, że żaden człowiek nie byłby w stanie rozerwać żywych tkanek, tak, jakby zniszczeń dokonano na poziomie pojedynczych włókien.
1.pleonazmPrzez krótką chwilę miałem wrażanie, że ciemne plamy cienia spoczywające na niektórych zwłokach podlegały jakimś prawie niewidocznym robaczkowatym ruchom.
2. Jak coś może być "prawie niewidoczne"? To jest zerojedynkowe. Albo niewidoczne, albo widocznie. Może ledwie dostrzegalne?
1. Uwagę można skierować. Ona sama się nie kieruje.W pewnym momencie, moja uwaga skierowała się w stronę nietypowego stosiku kości i gruzu, leżącego na samym środku dużego pomieszczenia, które kiedyś musiało pełnić funkcje reprezentacyjne.
2. Nietypowy stosik kości? Boję się zapytać o typowy w takim razie.
1. białego masySpojrzałem na dziwny kawałek białego masy kostnej, różny od bielących wokół kość bezimiennych ofiar nieznanego mordercy.
2. białego, bielących
3. kości
4. bielące kości? A co one bielą?
5. To zdanie jest do gruntownego remontu. Mam wrażenie, że nie wiesz co piszesz tutaj.

Powtórzonko.ale po prostu nie mogłem zrobić niczego innego. Każdy człowiek zrobiłby to samo, gdyby usłyszał niesamowitą historię Tomasza Borowskiego
Niepotrzebnie tutaj jest tylko równoważnik zdania. Nie pasuje.Jego wiek i miejsce pochodzenia nieznane.
"materia rzeczy" to sformułowanie, które ładnie brzmi, ale nic nie znaczy.Z całą pewnością na jaką było go stać, powiedział, że coś wypełzło z tej wyrwy, którą Sztukmistrz wydarł z materii rzeczy.
Mieszane uczucia. Z jednej strony tekst mnie wciągnął i wyczułem klimat Lovecraftowski całkiem wyraźnie. Mimo to, tak jak to zwykle bywa z naśladownictwem, ciężko prześcignąć pierwowzór. Jest tajemnica, ale zabrakło mi poczucia, że zaraz cały świat pochłonie Wielkie, dopiero się budzące, Zło. Niby wypełza, ale jakoś tak niestrasznie.
Z drugiej strony, narracja policjanta pozostaje sztuczna i sucha, jak protokół policyjny czy inne zeznanie świadka. Ten fragment idealnie to pokazuje:
Sama fabuła zaś, sprowadza się tak naprawdę do tego, że Borowski polazł na jakąś imprezę i przeżył coś, ale nie wiadomo za bardzo co.Nie był zadowolony z mojego przybycia. Kiedy przekroczyłem próg szpitalnego pokoju spytał mnie szorstko, kim jestem. Wystarczyło poświecić służbową odznaką. Nie był zdziwiony, spodziewał się, że funkcjonariusz prawa będzie kolejną osobą, która przyjdzie by zadawać niewygodne pytania. Chciał mnie zbyć, powiedział, że rozmowa z nim to strata czasu, bo niczego nie pamięta. Jego sztuczna pewność siebie mówiła wiele. Wiedziałem, że coś ukrywał.
Podsumowując: Dość ciekawe, ale zabrakło grozy. No i niewiele nam tak naprawdę opowiedziano.
Pozdrawiam
B16 - zatwierdzam
Ostatnio zmieniony wt 15 kwie 2014, 02:42 przez Erythrocebus, łącznie zmieniany 1 raz.