Dziwny świat fantasmagorie: Druid

1
Początek. (wulgaryzmy)

– Baldur, do cholery!!!
Głos z głębi sali oderwał mnie od ślicznej karczmareczki. Spojrzałem najpierw w ten jej głęboki, rozsupłany do połowy dekolt, a następnie powoli odwróciwszy głowę, wydarłem się w jego stronę:
– Czego?
– Chodź tu ty stary rypadło! Mamy malutką kwestię do obgadania z zacnym Świętobliwym.
Powoli oderwałem się od miejscowej piękności i podniosłem kufel z ohydnym piwem (dam sobie ręce obciąć, że właściciele wyszynku chrzczą to tak zwane piwo wodą). Wstałem i klnąc pod nosem na Korniego, przecisnąłem się w jego kierunku.
– Co jest tak ważne, by odrywać mnie od tej tam?
– Bies jest – rzucił Korni. – Niedaleko podobno widziano straszne straszydła, skrzydła nietoperza, morda psa z pianą na warach i takie tam.
– Toć to zwykłe hydry, niech woje się tym zajmą albo Klecha wodą przechrzci, to odejdą.
– Chłopy w pole nie chcą lyźć, a tu zbiory... Zzzzapppłacimy... – wtrącił jakiś niski człek siedzący za księżulkiem.
– Coś ja, kurwa, nie ufam klechom – powiedziałem. Księżunio popatrzył na mnie z pogardą. Już miałem odejść z powrotem w kierunku mojej chuci, kiedy Korni złapał mnie za rękę i rzucił krótko:
– Płacą żywym złotem.
Księżulo rzucił na stół dwa mieszki monet. "Skoro tak" pomyślałem. Usiadłem i podnosząc rękę, skinąłem na karczmarkę, by podała kolejne piwo. Powoli odpiąłem pas z mieczem i odłożyłem na bok. Cholernik przydatny jest w boju, ale niewygodny, jak się ino siedzi. Wziąłem ostatni łyk i odstawiłem kufel.
– Dobra, świętobliwy, co mamy zabić? Tylko nie mów, że hydrów kilka, bo nie uwierzę. Do tego nas się nie woła. – Znów ta pogarda w jego wzroku. Sam pewno chętnie by mnie wodą przechrzcił, głowę na pal wbił, a ciało poćwiartował i wilkom na pożarcie rzucił. Odwrócił jednak tylko głowę w stronę śmiesznego człowieczka, a ten zaczął opowieść.

– Było to może z miesiąc temu, jak nasz stajenny, klasztorny stajenny zzznaczy się, był klaczkę ujeżdżać za tym polem, co my od księcia dostali i jak wracał przez las, to to cosi zoczył w ziemi, znaczy ten dół, w który mało że nie wpadł, jak mu klaczka dębem stała. Taka w strachu to nawet żona burmistrza nie jest, jak ma do spowiedzi iść – powiedział to na tyle głośno, że kilku okolicznych pijusów, co to słyszeli, parsknęło krótkim, acz głośnym śmiecho-rechotem. Z lekka zażenowany kontynuował opowieść, choć już pół tonu ciszej. – Przerażona klaczka zrzuciła naszego, znaczy klasztornego stajennego, a ten jak nie łupnie i sruuu do tej dziury, a tam patrzy na dnie coś w ciemnym się czai i tak ślipie na niego, ten się zerwał i do starszych klasztoru pognał w te pędy, ale ci mu nie uwierzyli i chłostę jeszcze zerwał, że klaczkę młodą zgubił. Wieczorem za to... – tu zrobiwszy pauzę przechylił z dzbana wina, oblizał wargi i rozejrzał się, by sprawdzić, czy nikt nie słuch. – łuna taka jakaś nad tym lasem powstała i krzyki my słyszeli, a że zbrojne do miasta pojechali na pałace, bo tam wszelce wielmoża turniej wystawiał, a tu u nas pokój do tej pory był, to pojechali, a wrzask taki, jakby ludzi zabijali. Rano chłopy przygnali do nas kilku i o ochronę bożą proszą, co by ich te czorty już nie naszły więcej. Ponoć kilka dziewek znikło, a wszystkie psy i bydło rozszarpane po całej wsi leży do teraz. Nikt truchła nawet dotknąć nie chce, co by zarazy nie złapać jakiej.

Na tym się opowieść nie skończyła, lecz ja już wiedziałem, co stoi w naszej umowie i mimo uwag świętobliwego, przydybałem sobie karczmareczkę do stolika. Odwróciłem się w stronę mojego towarzysza i rzekłem:
– Korni.
– Co zaś do Jasnej Panienki?
– Waruj na tych waszmości, a ja na stronę skoczę. Jutro mi powiesz co i jak, tylko przypilnuj, by nas nie orżnęli. Albo li na stos jakiś nie wyszykowali, bo coś mi tu brzydko gównem zajeżdża, a może te sakwy tak bystro Świętobliwy ukrył, że teraz jego tyłami przesiąkły?
Odwróciłem się szybko i łapiąc za pośladek (pulchny niczym dorodny bochen chleba) przy wtórze chichotu obłapianej i pośród złorzeczeń gawiedzi (że taki skur... im dziewkę podbiera i jeszcze z bękartem ostawi) na tyły poszedłem, po drodze miecza i sakwę zgarniając. Weszliśmy do jakiejś ciemnej izby, wyglądała jak obora, ale trochę bardziej ogarnięta.
Pod ścianami stały beczki z miejscowym trunkiem, na ścianach suszyły się jakieś dziwne liście, a pod sufitem wisiało solone mięso. Na środku izby stało prymitywne leże, bo łożem bym tego nie nazwał. Ślicznotka powoli podeszła do niego, musnęła moją dłoń swoją dłonią, odebrała mi miecz i powoli odłożyła go na bok, cały czas patrząc mi w oczy. Rozpiąłem kubrak i usiadłem. Wziąłem ostatni łyk piwa i odrzuciłem kufel na podłogę.
– Chodź tu śliczna, kobity dawnom nie miał, a chuć mam taką, że bym nawet łoszę wychędożył.
– Aś zać narwany. A te twarzyczke kto ci tak ślicznie przyfasadził? – zaśmiała się dotykając mojej blizny, ciągnącej się od lewego ucha do nosa.
– Wilkołak księcia waszmości Księstwa Krakowskiego. Psubrat zapłacić nie chciał i stworem poszczuł. Aliści niech szczeźnie, dość mam gadania! – Po czym chwyciłem ją mocno i przyssałem się do jej ust. Dłoń wbiłem w jej krocze i zerwałem suknię, poszło nadzwyczaj łatwo, jakby szwy i materiał tylko czekały na rozerwanie, wpadliśmy oboje w obłąkańczy szał... Pamięć płata mi figle, co się wtedy działo, grunt, że trwało to całą noc chyba. Przynajmniej, tak oceniam po pianiu kura, jak już schodziłem z niej po całym misterium.

Spałem jak niemowlę...




Rozdział pierwszy.




Obudziłem się.

Z jękiem podniosłem swoją oszpeconą i skacowaną twarz. Karczmarka nadal spała. Była całkiem naga, a jej spocone i skalane nasieniem ciało aż kleiło się przy dotyku. "Wcale nie jesteś taka piękna" pomyślałem patrząc na jej fałdki tłuszczu. Wstałem po cichu. Rozejrzawszy się po izbie, w zwolnionym tempie ubrałem gacie, koszulę, kolczugę i kubrak.
– Cholera, gdzie ta czapka? – Przeklinając zajrzałem pod leże. Była tam, a wraz z nią lewy but i onuce. Po skompletowaniu ubrania wyszedłem, a dziewce, z którą spędziłem noc w tym przybytku, rzuciłem na odchodne dwa srebrne talary. Zasłużyła sobie na nie. Ech co to była za noc, na samą myśl o nocnych igraszkach krew przyśpieszała. Trzasnąłem drzwiami.

Korni już siedział przy jednej z ław pośrodku sali. Jak zwykle o tej porze pił piwo, przegryzając je surowym, wędzonym mięsem. Dookoła panowała cisza, w wyszynku nie było nikogo poza nimi i karczmarzem. Dopiero teraz zauważyłem te same liście na ścianach co i w przyzbie na tyłach budynku.
– Bestio! – krzyknął w moją stronę, podnosząc w dłoni kufel, Korni. – Wreszcie wstałeś! Żeś mnie zostawił z tymi psiakrwiami świętobliwemi wczora. Chodźże tutaj i napij się. Gospodarzu! Kolejka!!!
Piwo. Jak zwykle. Wiecznie na kacu, wiecznie w drodze. Potwory, popijawy, rżnięcie, potworne dziewki, popijawy. Zaklęty krąg z którego nie da się wystawić nosa, a co dopiero nogi. Patrzą tylko z pogardą i boją się. Nasza sława dotarła tu przed nami. "Wyklęci", "Przeklęci", "Potwory w ludzkiej skórze", "Dziwadła" i wiele innych określeń, a każde obraźliwe, bo jak nazwać kogoś, kto lubuje się w bójkach, dziewkach i potworach? Nieważne. Że kościół ekskomunikę nałożył? Nieważne. Że ściga nas połowa Królestwa Polskiego? Nieważne. Że król miłościwie panujący trzy razy od wyroku śmierci odwoływał za zabicie gorgony, biesa, czy w końcu smoka pod Wawelem, co później zwalili my na Szewczyka. Biedak trafił za to na stos, bowiem był ten stwór własnością Księcia Waszmości Księstwa Krakowskiego. Podatki nim wymuszał a w zamian pozwalał okoliczne chłopy gnębić i owce im podkradać.
Podszedłem do ławy, zamówiłem piwo, rozsiadłem się wygodnie i wziąwszy do ręki kawał mięcha z misy Korniego, zapytałem:
– I jak?
– Normalnie. Kilka stworków, bestia i zatkać dziurę, co by znowu nie przyszły żadne potwornickie do tych Świętojebliwych waszmości z wizytacją.
– I tyle? Za taką zapłatę? – Wyjąłem mieszek z kieszeni i potrząsałem nim przed nosem towarzysza. – Śmierdzi mi to stary durniu. Straśny to smród. Bo to smród tego klechy. Gdzie ten Świętobliwy Wielce? Sami mamy w paszcze się pchać tym gadom?
– Przyślą nam tu kogoś dzisiaj, bodaj zara powinien tu być.
Karczmarz właśnie doniósł kolejne kufle złotego napoju. Drzwi wyszynku otworzyły się i do środka weszło dwóch chłopów. Szybko jednak wycofali się, widząc obcych, uzbrojonych i w dodatku w nastroju wielce bojowym. Z zewnątrz powiało upałem.
– Konie nakarmione? – zapytał Kornie łapiąc karczmarza za rękaw.
– Tak, panie.
– Objuczone?
– Też, mości.
– Możesz odejść. Którędy do klasztoru?
– Jak wyjdziecie pany, to w lewo i tam pod te górkę, a jak bydziecie na górze, to w lewo, przez te pola co tam widać, prosto drogą do jeziorka, a stamtąd to jeszcze ze dwie chwile i będzie widać klasztoru bramy.
– Dobra idź już. – Korni wcisnął mu monetę w dłoń. Gdy barman oddalił się, szepnął – Mi też śmierdzi ta cała historia. Jedźmy do klasztoru.
– Nie, jeszcze nie jestem na tyle napity, co by do tych Chimer w ludzkiej postaci jechać. – Spokojnie przechylił kufel. – Zabijemy stwory jak zwykle i jedziemy dalej. Książę depcze nam po podkowach, a ty chcesz się z Księżuniem w podchody bawić? W dupie mam, co tu śmierdzi i kto przejście otworzył. Robimy to, co należy i w drogę.
– W sumie masz rację. Druid ma ciężko w naszych czasach.
– Druid... Pieprzony zawód, drzewiej starczyło tylko ziół nazbierać i gusła odprawić. Nikt Bram nie otwierał, ni w Czarcich Magów nie bawił, a tera?
Drzwi znowu się otworzyły i wszedł wysoki na dwa metry, szeroki w barach kapłan. Rozejrzał się po pomieszczeniu przyzwyczajając oczy do panującego weń półmroku i szybkim krokiem (jak na takiego olbrzyma) podszedł do naszej ławy.
– To wyście?
– Kto my?– odparowałem patrząc na cudaka.
– Droidy co twory zadźgać mają. Jak tak to się śpieszta, bo droga daleko a przed wieczorem trza być.
– Dupa biskupa. Jeszczem nic nie jadł, a tu mi byle klecha każe cztery litery na siodło pakować, by byle strzyge, czy inne łajno ubić. Szacunku zero dla starej wiary.
– Jak dla mnie, to bym tylko jedno miał dla was. Tryczek, albo ćwiartki!– wrzasnął klecha, doskakując do mnie. Chwycił mnie za szmaty i podniósłszy do góry kontynuował. – Ino Ociec przełożon kazał, co bym was do tworów dostarczył i odejść pozwolił.
Po czym opuścił mnie na glebę i usiadł przy sąsiedniej ławie.
– Kurwa, ze wszystkich klechów świata, przerośnięty nawiedzony się nam musiał trafić! – Pomasowałem się po szyi – Zjem i wyjdziem. Hej klecho! Napij się z nami. Na trzeźwo nie da się myśleć.

Do izby weszła Salvia.

Na początku nie zwrócilimy na nią uwagi. Niepostrzeżenie podeszła więc i dysząc ze złości wycedziła mi prosto w ryj.
– Ty chamie parszywy. – Podniosła do jego oczu zaciśniętą piąstkę – Ty prostaku, coś żeś se myślał, że jak byle kurwiszcze wydymiesz, talarki rzucisz i w piczu ostawisz? O nie asanie, nie ze mną te gierki, ja ci pokażę gdzie se te piniyndze możesz wrazić! W dupe! O tam se je wsadź. – Rzuciła prosto w twarz. We trzej zdziwieni patrzyliśmy na nią jak majestatycznie odchodzi. Jej suknia falowała w rytmie kroków. – Ociec, juże jestem!
-To bier się za gary, bo sie zaraz będą schodzić zaś! – dobiegł głos z izby, na wprost wejścia.
– Ostra jest. – stwierdziłem patrząc za nią. Podniecenie uprzedniego wieczoru wracało z nową siłą.
– Te druid – zaczepił Klecha – Widzę że już cię tu, waści polubieli. Hehe, a juści, kamratów to wy dwaj wszędy najdziecie – parsknął śmiechem.
– Aś zabawny klecho. Jak Cię zwą?
– Brat Josef.
– Józek. Ładnie... Mamusia nazwała, czy przełożeni nadali? Józiu posłuchaj, tu nie bramy klasztoru, gdzie świętego każdy udaje. Tu jest szary świat, z którego wygnaliście naszych Bogów, pozbawiliście nas ich pomocy, a teraz to nas prosicie o pomoc, jak wasze zło spod władzy wam się wymyka? Obrzydliwe.
Przechyliwszy kufel pociągnąłem spory łyk i odbekając odstawiłem go na stole. Wytarłszy zatłuszczone dłonie o kubrak, wstałem i ruszyłem w stronę wyjścia.
– Poczekam na dworze.
Pchnąłem mocno drzwi i wyszedłem z karczmy. Było naprawdę gorąco. Spojrzałem w górę, osłaniając oczy przed nadmiarem światła. Gorąco. "Bogowie nie są nam już przychylni" pomyślałem. Większość bogów odeszła, obrażona najazdem chrześcijańskich barbarzyńców. Ci którzy zostali, w dumie swej, odwrócili się od swych poddanych i nieczuli na ich prośby, modły i błagania pozostawali. Jedynie my, druidzi, ich kapłani mogliśmy się czuć w miarę bezpiecznie, otoczeni dawnym błogosławieństwem i ignorancją swych bogów. Nieliczni z tych co pozostali, nudząc się zapewne, czasami wspierali działania swych kapłanów w walce z innymi bogami, przywleczonymi przez misjonarzy chrześcijańskich.
– Dadźbóg nam dziś daje się we znaki. – szepnąłem. – Gdzież jesteście Łado i Swątevicie? – Rozejrzałem się dyskretnie. Wokół ni żywej duszy. Po prawej stronie, od wejścia do karczmy, ciągnął się potok, który kiedyś był rwącą rzeką mogącą przenosić towary. Tuż za potokiem stał młyn. Po tej stronie niegdysiejszej rzeki stała kaplica, a przed nią na placu postawiono ogromny drewniany krzyż. Pod krzyżem znajdowały się stosy i dyby, czekające na heretyków i innowierców (pominąwszy druidów na których nałożono ekskomunikę, jednak rozprawą papieską obłożono ochroną i wynajęto do walki ze złem jako "Świeckich Egzorcystów"). Droga, prowadząca do kościoła, nie była utwardzana, typowa małomiejska dróżka, wyjeżdżona wozami w ziemi. Naprzeciw karczmy stało kilka chałup krytych słomą. Na lewo od chałup stał mały dworek. Mieszkał w nim właściciel tych ziem, pan Onufry Gwizdek. W gruncie rzeczy poczciwy chłopina, ale jego żona to już inna historia. Wredny babsztyl, co każdą morgę ziemi wydrze zębami i ostatnią kroplę potu wyciśnie z chłopów batogiem. Zrobiłem krok naprzód. Piach zazgrzytał mi pod stopami. Gorąco. Svątevid się gniewa i suszę zesłał na okolicę. Bogowie są zazdrośni i okrutnie każą gdy ktoś ich rozsierdzi. Kolejny krok. Piach poderwał się z drogi i niesiony wiatrem zawirował wokół nóg. Już prawie południe. Cisza panująca w powietrzu była wręcz fizyczna. Wbijała się w uszy niczym szpikulce.
Drzwi karczmy otworzyły się. Korni i brat Josef wyszli na światło słoneczne mrużąc oczy. Dopiero teraz zauważyłem że jest coś przerażającego w wyglądzie zakonnika. Coś z jego szatą, kolor? Jego brak? Czy też ten... Ta! To niezmyta krew zastygła purpurą na jego habicie.
– Ty! Braciszku przy uboju robisz coś w krwie cały?
Braciszek ponuro spojrzał spode łba w moją stronę i nie spiesząc się, jednym zdaniem odparował:
– To krew chłopów przelana przez te Twory, ja żem ich chował na święconej ziemi.
Jego słowa ciążyły w głowie niczym ołów.
– Przykro mi – odparł Korni. – Ale teraz w drogę. Sam żeś mówił, co by się spieszyć bo do nocy trza tam być. Zabiłeś kiedy kogo?
– Nie.
– To zabijesz, ale nie chłopy tylko Twory bić będziesz, a to ważka rzecz i grzychu nie bydzie za to. Którędy jedziem?
Nie czekając na odpowiedź skręciłem za karczmę w kierunku stajni. Był to budynek postawiony z surowych beli, bez okien (zresztą jak i karczma) z wąskimi, acz wysokimi wrotami na przedzie. Wewnątrz było miejsca na dziesięć koni. Przed wejściem krzątał się jakiś młodzian. Widząc nadchodzące osoby wbiegł do środka krzycząc:
– Już prowadzę Acanowie.
Po krótkiej chwili wyłonił się, prowadząc wysokiego, czarnego i wychudzonego ogiera. Znać było po koniu, iż wiele już przeżył ze swoim panem.
– Twoja chabeta jest jeszcze chudsza, jak wcześni. – Zaśmiał się Korni, patrząc na chabetę. – Zdało mi się, że my tu ino jedyn dzień byli, aliści patrząc nań to w wątpienie wpadam. Ty stary Rypaczu, cóś żeż tak markotnym?
– Bogi nam nie zmogą w tej Bitwie. Znaki widziałem. Nie jest im na rękę nasza bytność tutej.
Spojrzeliśmy na siebie w milczeniu. Kornie nie musiał mówić swojego "Róbmy swoje" w ogóle nie musiał nic mówić . Bogowie i tak byli już przeciwko nam. Mieliśmy wybór. Dostalim go kilkanaście lat temu, przed obliczem Nuncjusza Papieskiego Alberta. Życie w ryzach kościoła i czczenie po cichu własnych Bogów, w zamian tępiąc plugastwo wyłażące z otchłani, bądź dyby i śmierć na stosie. Jako że nie uśmiechało się nam przypiekanie, a ręce wolimy trzymać na kuflu i dziewkach, niż w dybach wybraliśmy życie. Chłopiec stajenny wyprowadził pozostałe konie.
Ruszamy. Na przedzie jechał brat Josef, nucąc pod nosem "Bogurodzicę", za nim ja, a na tyłach Korni. Skręcamy w lewo. W stronę jeziora.

Potyczka

Jest cicho.
Stanowczo za cicho. Siedzimy w tych krzakach i patrzymy na ten dół, niczym króliki w paszczę wilkom. Coś tam jest, Coś musi być, nie dało się zatkać wejścia żadnymi gusłami, modłami, nawet ziemia nie reagowała na próby kopania. Coś broni tego portalu. Coś, się tam czai by wyleźć i nas dopaść.
Ktoś otworzył portal, lecz nie wyczuwam jego obecności, śladu człowieka, zapachu. Czyżby to był ktoś "Stamtąd"? Przerażająca perspektywa. Wtedy musielibyśmy szukać drugiego portalu w okolicy, a to mało kuszące jest. Cichy zgrzyt, jakby drapanie pazurem o płytę grobowca dobiegł do moich uszu. Przylgnąłem do ziemi i nasłuchując czy będzie kolejny odgłos spojrzałem w lewo. Korni też to słyszał chyba. Leżał bez ruchu patrząc na dziurę. Za nim siedział zakonnik. Machnąłem mu dłonią aby się położył. Zioła przegnały nasz zapach, ale nie czyniły niewidzialnymi. A za przynętę nie chcę robić. Lepiej by nas za szybko nie zauważyło to Coś.
Ziemia drgnęła. Powoli zaczęła się rozsuwać . Jakby ktoś sypał ją po zboczu tylko w odwrotnym kierunku niż grawitacja. najpierw zobaczyłem ten skrobiący pazur. Później wychynęła reszta łapy, przedramię i bark. Całkiem ludzkie, nie licząc koloru i wielkości. Czarne i ogromne, "demon" pomyślałem. To on pilnuje wejścia. Lecz czy jest sam? Nie można było wykluczyć, że ten tu stwór to tylko zwiad. Już ja wiem jak działają te pokraki. W pojedynkę to nic nie znacząca kupa mięcha do rżnięcia i ciachania nożykiem, ale w kilku mogą niezłego burdelu narobić, a po tym co słyszałem w wiosce, to zapowiada się na małą armię. Spokojnie położyłem dłoń na rękojeści miecza, pogładziłem delikatnie i zacisnąłem nań palce. Miecz jakby stopił się z dłonią. Dobry to miecz, przez Zygfryda z Balic wykonany, a to najzacniejszy kowal w całej Europie bodajże. Szkoda tylko że w Księstwie Krakowskim kuje, bo dla Księcia teraz miecze zbroi, nie dla króla (który też za starej wiary Druidem był i ledwie ten cały kler u siebie toleruje) Nie dobył go jednak z pochwy tylko czekał. Demon wyszedł już z jamy i zaczął się rozciągać, jak chłop co rano z łoża wstaje. Nawet po jajcech się podrapał, a miał po czym, bydle. "Że też te psubraty łachów nie noszą nigdy" pomyślałem. Oj nieraz już bywało że mi ich przyrodzenie o ryło się obiło. Swąd po tym jak cholera, lecz co zrobić kiedy zawód taki, a i w wojaczce nie patrzy się na to, ino dźga gdzie mieczyk sięgnie. Dobrze że klatkę założyłem na pola to do rana nigdzie ta hołota nie wyjdzie. W dole zapadła cisza, demon usiadł na ziemi i czekał.
Ziemia znów drgnęła. Tym razem wynurzyło się z dołu kilka przykurczonych, zgarbionych i wychudzonych, drobnych postaci ze sterczącymi uszami. W kościstych łapach trzymali ludzkie piszczele i opierali się o nie jak o laski. Gnomy? Trolle? Pierun wie co to było... Nie chciałem już leżeć bezczynnie, patrząc na to, co zaś wylezie z tego czarciego leża, wolałem zacząć działać. Szczególnie, że te durnowate tworki już rozbiegły się po całej okolicy. Gwizdnąłem cicho i zerwałem się na równe nogi. Korni, słysząc ten dźwięk, również poderwał się i dobywając mieczy ruszyliśmy w kierunku bestii.
– Łado!!! – zakrzyknęliśmy obaj. Ja pierwszy dopadłem do potwora. Ciszę rozerwał okropny ryk. Małe gnojki piszcząc i śmiejąc się w przeraźliwy sposób, zaczęły doskakiwać do nas i okładać ze wszystkich stron tymi niby-laskami. Przed sobą ujrzałem plecy potwora. Czerń jego skóry powoli przeistaczała się w gorejącą czerwień, demon dziwnie przygarbił się, rozrósł i napuchł. Napięły mu się wszystkie mięśnie, łapy wydłużyły i dziwnie zdeformowały. Odwrócił się w moją stronę. "JESTEŚ" usłyszałem w głowie. W tym samym momencie nasze spojrzenia się skrzyżowały. Jego zęby wyglądały jakby chciały wyskoczyć z potężnej szczęki. Ślepia przybrały kolor ognia piekielnego.
Wyskoczyłem w górę unosząc do ciosu miecz. Chciałem zamknąć na wieki te przeklęte oczy. Usłyszałem jakiś szelest z boku, lecz nie zwróciłem nań uwagi. Pewnie Korni, lub ten klecha dźgali pokrakę, gdyż krew tryskała mi żywo na twarz. Celowałem dokładnie, już prawie sięgałem jego czoła czubkiem ostrza, gdy poczułem ucisk na klatce piersiowej. Jeszcze trochę... Czuję jak żebra wżynają mi się w płuca, trzeszczą kości. Wrzasnąłem i spojrzałem w dół. Olbrzym trzymał mnie swoją potężną łapą i śmiejąc się szyderczo, sapał mi prosto w twarz. Broń wysunęła mi się z dłoni. Poczułem się jak dziecko. Po raz pierwszy w życiu byłem przerażony i zagubiony.
– Jak? – Zapytałem retorycznie. Ostatkiem sił oderwałem wzrok od demona. Spojrzawszy w bok zaniemówiłem. Szok związał mi gardło, zatkał uszy i wyostrzył wzrok, paraliżując resztę ciała. Korni i klecha leżeli rozszarpani na ziemi, a nad ich ciałami pochylała się... Salvia? W tym momencie zemdlałem.
Ostatnio zmieniony ndz 30 mar 2014, 16:08 przez tamlin1125, łącznie zmieniany 3 razy.
Tomasz Marczak - Burzyciel Mitów

2
Ładnie zgrabnie napisane. Ale zgrzytnęło mi kilka razy i postanowiłam podzielić się uwagami...
tamlin1125 pisze:w ten jej głęboki, rozsupłany do połowy dekolt,
rozsupłany to może on i był, ale raczej nie dekolt
tamlin1125 pisze:morda psa z pianą na warach
mi bardziej by pasowało: na pysku
tamlin1125 pisze:klasztorny stajenny
dość współczesne określenie jak na taką bajkę
tamlin1125 pisze:(pulchny niczym dorodny bochen chleba)
to dopowiedzenie nie pasuje mi w żaden sposób- ni to podśmiewanie się narratora z siebie, ni to określenie,- no nie pasuje mi
tamlin1125 pisze:Pod ścianami stały beczki z miejscowym trunkiem, na ścianach suszyły się jakieś dziwne liście, a pod sufitem wisiało solone mięso. Na środku izby stało prymitywne leże, bo łożem bym tego nie nazwał
tu bardziej wypadało się wysilić w opisie - ja rozumiem : przygotowanie czytelnika do sceny erotycznej - ale taki opis , to bieg na przełaj - nic nie wnosi, a zubaża przekaz
tamlin1125 pisze:pomyślałem patrząc na jej fałdki tłuszczu.
różne są kryteria piękna - ale ten opis to zaleta, a nie wada kaczmatrczki
tamlin1125 pisze:surowym, wędzonym mięsem
jak wędzonym to nie surowym
tamlin1125 pisze:a co dopiero nogi. Patrzą tylko z pogardą i boją się
nogi raczej nie patrzą, a tym bardziej nie będą się bać
tamlin1125 pisze:Że kościół ekskomunikę nałożył? Nieważne. Że ściga nas połowa Królestwa Polskiego? Nieważne. Że król miłościwie panujący trzy razy od wyroku śmierci odwoływał za zabicie gorgony, biesa, czy w końcu smoka pod Wawelem, co później zwalili my na Szewczyka.
to uzasadnienie kompletnie do mnie nie przemawia
eskomunika - za co?
chłopi się boją, a król się cieszy? - dla mnie zupełny brak logiki w tym tłumaczeniu
tamlin1125 pisze:Straśny to smród. Bo to smród tego klechy. Gdzie ten Świętobliwy Wielce? Sami mamy w paszcze się pchać tym gadom?
No i właśnie.
To dla mnie największy mankament tego opka - stylizacja języka.
Wiem, że to nie jest proste - bo sama często gęsto mam z tym kłopoty- ale tu:
straśny to smród - próba stylizacji i po chwili - gładka literacka wypowiedż- to szczerze- jest nie do przyjęcia.
A poza tym język "ciurów"- potoczny- powinien bardziej odbiegać od języka bohaterów - wtedy opko miałoby swój niepowtarzalny koloryt.
A tak: tymczasem - niedługo tu wrócę...
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

3
Ogólnie dzięki wielkie za Twoją opinię, na pewno wezmę je pod uwagę. Stylizowałem tylko połowicznie język by byl zrozumiały dla czytelnika.
rozsupłany to może on i był, ale raczej nie dekolt
No cóż to zdanie zostanie :D (to jak z "glosem wołającym na pustyni" głos też nie woła, ale każdy wie o co chodzi)
tamlin1125 napisał/a:
morda psa z pianą na warach

mi bardziej by pasowało: na pysku
Tak właśnie to sobie wyobrażam. Pies z pianą na warach, a nie na całym pysku.
tamlin1125 napisał/a:
Pod ścianami stały beczki z miejscowym trunkiem, na ścianach suszyły się jakieś dziwne liście, a pod sufitem wisiało solone mięso. Na środku izby stało prymitywne leże, bo łożem bym tego nie nazwał

tu bardziej wypadało się wysilić w opisie - ja rozumiem : przygotowanie czytelnika do sceny erotycznej - ale taki opis , to bieg na przełaj - nic nie wnosi, a zubaża przekaz
Postaram się dopracować delikatnie ten opisik. Nie chciałem zagłębiać się w opis przygodnego miejsca, ani w opis sceny erotycznej weń następującej, bowiem ten wstęp miał pokazać charakterek mojego bochatera.
tamlin1125 napisał/a:
surowym, wędzonym mięsem

jak wędzonym to nie surowym
Jest wędzone surowe mięso. :D wiem bo mój ojczym bije świnie, mięso się wędzi, a później gotuje, więc jest surowe wędzone mięso.

A to straśny też mnie gryzlo, lecz nie wiem czemu je omnąłem przy korekcie heh. Czeka mnie widę jeszcze sporo korekty ;)

Dzięki wielkie raz jeszcze za poświęcony czas i cenne dla mnie uwagi, na pewno przydadzą się w dalszej pracy nad projektem Dziwnego Świata ;D
Tomasz Marczak - Burzyciel Mitów

5
Grimzon pisze:
tamlin1125 pisze:Celowałem dokładnie, już prawie sięgałem jego czoła czubkiem ostrza
Czym za przeproszeniem?
No.. czubkiem, czy to aż tak kole w oczy?
Tomasz Marczak - Burzyciel Mitów

Re: Dziwny świat fantasmagorie: Druid

7
Witaj,

To moja pierwsza weryfikacja na forum, więc mam nadzieję że zrobilam ją dobrze. Lubię fantasy, więc przeczytałam Twój tekst bardzo dokładnie. Niestety według mnie zawiera on bardzo dużo błędów, które momentami sprawiają, że nie da się zrozumieć co autor miał na myśli. Wszystkie moje komentarze mają jedynie na celu zwrócenie Ci uwagi na błędy, które popełniasz i momentami są moimi osobistymi odczuciami w stosunku do tekstu.

Nie wiem czy grasz w gry komputerowe- ja tak i opisana przez Ciebie historia wygląda właśnie jak z gry. W grach często są dialogi i opisy, których nikt nie czyta tylko je przewija, żeby dowiedzieć się co ma zabić i gdzie.
Sama historia mogłaby być ciekawa, gdyby lepiej zadbać o język, styl i szyk zdań. Za dużo zdrobnień, na siłę próbujesz kazać swoim bohaterom mówić dziwnym językiem. Poczytaj o używaniu słowa "zaś" bo stosujesz je często niepoprawnie:

Wyraz o dwóch funkcjach i dwóch znaczeniach:
• spójnik przeciwstawny, synonim słów natomiast, a: Co innego wiedzieć, co innego zaś to sobie uświadomić;
• partykuła o zn.: właśnie, podkreślająca, która część zdania jest najważniejsza: Kochała kino, szczególnie zaś filmy niemieckie.

Do tego popraw przecinki i zdecyduj się czy piszesz Świątobliwy z dużej czy z małej litery. To samo dotyczy klechy.

Za mało opisów postaci, nieścisłości. Dlaczego od początku nie wiemy jak nazywa się karczmarka? Czmu nie ma opisu jej wyglądu? Jakichś cech? Są tylko piersi i tylko się domyślam, że duże, bo ma głęboki dekolt ;-)

Scena seksu wyszła strasznie zabawnie i przerażająco naraz. Musisz nad tym popracować. Scena walki była już lepsza, ale również pozostawia wiele do życzenia.

Poniżej cała lista moich komentarzy już bezpośrednio do tekstu:

tamlin1125 pisze: Głos z głębi sali oderwał mnie od ślicznej karczmareczki
- lepiej, gdyby była to po prostu śliczna karczmarka. Nie jest to jakaś drobna, niewinna dziewoja. To kwestia dla Ciebie do rozważenia.
tamlin1125 pisze: Spojrzałem najpierw w ten jej głęboki, rozsupłany do połowy dekolt
- nie opisujesz jak ona wygląda, w co jest ubrana a opisujesz rozsupłany do połowy dekolt. Nie wiem jak mam to sobie wyobrażać.
tamlin1125 pisze: Mamy malutką kwestię do obgadania z zacnym Świętobliwym
- malutką i zacnym nie pasują do całej wypowiedzi
tamlin1125 pisze: Co jest tak ważne, by odrywać mnie od tej tam?
naturalniej brzmiałoby, gdyby bohater zapytał: Co jest tak wazne, aby odrywać mnie od niej- zapytałem zirytowany wskazując ruchem głowy na ponętną sylwetkę karczmarki
tamlin1125 pisze: [Chłopy w pole nie chcą lyźć, a tu zbiory... Zzzzapppłacimy... – wtrącił jakiś niski człek siedzący za księżulkiem. /quote] - mówi jak chłop a chłopem nie jest bo chłopów to on w pole wysyła? I chce płacić? To kim on jest?
tamlin1125 pisze: Coś ja, kurwa, nie ufam klechom
przekleństwo niepotrzebne, niczego nie podkreśla a i stan emocji bohatera, który nigdzie więcej w tekście nie przeklina nie uzasadnia użycia wulgaryzmu.
tamlin1125 pisze: Już miałem odejść z powrotem w kierunku mojej chuci,
Straszne zdanie- zamiast chuci podstaw sobie "stojącego penisa" i przeczytaj to. A potem popraw.
tamlin1125 pisze: Usiadłem i podnosząc rękę, skinąłem na karczmarkę, by podała kolejne piwo.Powoli odpiąłem pas z mieczem i odłożyłem na bok. Cholernik przydatny jest w boju, ale niewygodny, jak się ino siedzi.
- skoro niewygodnie jest jak się z nim siedzi to czemy nie zdjął go zanim usiadł?
tamlin1125 pisze: Odwrócił jednak tylko głowę w stronę śmiesznego człowieczka,
jak wyglądał ten śmieszny człowieczek? Dlaczego był śmieszny?
tamlin1125 pisze: – Było to może z miesiąc temu, jak nasz stajenny, klasztorny stajenny zzznaczy się, był klaczkę ujeżdżać za tym polem, co my od księcia dostali i jak wracał przez las, to to cosi zoczył w ziemi, znaczy ten dół, w który mało że nie wpadł, jak mu klaczka dębem stała. Taka w strachu to nawet żona burmistrza nie jest, jak ma do spowiedzi iść – powiedział to na tyle głośno, że kilku okolicznych pijusów, co to słyszeli, parsknęło krótkim, acz głośnym śmiecho-rechotem. Z lekka zażenowany kontynuował opowieść, choć już pół tonu ciszej. – Przerażona klaczka zrzuciła naszego, znaczy klasztornego stajennego, a ten jak nie łupnie i sruuu do tej dziury, a tam patrzy na dnie coś w ciemnym się czai i tak ślipie na niego, ten się zerwał i do starszych klasztoru pognał w te pędy, ale ci mu nie uwierzyli i chłostę jeszcze zerwał, że klaczkę młodą zgubił. Wieczorem za to... – tu zrobiwszy pauzę przechylił z dzbana wina, oblizał wargi i rozejrzał się, by sprawdzić, czy nikt nie słuch. – łuna taka jakaś nad tym lasem powstała i krzyki my słyszeli, a że zbrojne do miasta pojechali na pałace, bo tam wszelce wielmoża turniej wystawiał, a tu u nas pokój do tej pory był, to pojechali, a wrzask taki, jakby ludzi zabijali. Rano chłopy przygnali do nas kilku i o ochronę bożą proszą, co by ich te czorty już nie naszły więcej. Ponoć kilka dziewek znikło, a wszystkie psy i bydło rozszarpane po całej wsi leży do teraz. Nikt truchła nawet dotknąć nie chce, co by zarazy nie złapać jakiej.
Przeczytaj to na głos. Za długie zdania, niepotrzebnie dziwny szyk zdań. To jest męczące do czytania i w całości wymaga poprawy. Skróć całą opowieśc, niech będzie płynna. A jak bohater się jąka to napisz, że się jąką i cięzko go zrozumieć, ale w skrócie chodziło mu o to, że klasztorny stajenny.....
tamlin1125 pisze: jak wracał przez las, to to cosi zoczył w ziemi, znaczy ten dół,
chyba cosik? Tak czy inaczej dziwnie to brzmi.
tamlin1125 pisze: parsknęło krótkim, acz głośnym śmiecho-rechotem.

albo śmiechem albo rechotem, niepotrzebne udziwnienie.
tamlin1125 pisze: przydybałem sobie karczmareczkę do stolika.
a jak on ją przydybał? Czaił się na nią pod stołem? Kolokwializm, zmień to słowo i dokladniej opisz jak ją do siebie przyciągnął.
tamlin1125 pisze: – Waruj na tych waszmości, a ja na stronę skoczę
waruj to raczej bym do psa powiedziała, a nie do mojego kumpla. Waszmości też nie pasują, bo główny bohater nie pała do zleceniodawców zbytnią sympatią. To tylko do przemyślenia dla Ciebie.
tamlin1125 pisze: Albo li na stos jakiś nie wyszykowali, bo coś mi tu brzydko gównem zajeżdża, a może te sakwy tak bystro Świętobliwy ukrył, że teraz jego tyłami przesiąkły?
Całe zdanie ma dziwną konstrukcję. Ale jak już to nie tyłami przesiąkły tylko: (...) tak bystro Świętobliwy te sakwy ukrył, że jego tyłkiem przesiąkły
tamlin1125 pisze: Odwróciłem się szybko i łapiąc za pośladek (pulchny niczym dorodny bochen chleba)
nawias zupełnie niepotrzebny. Opisz to normalnie.
tamlin1125 pisze: (że taki skur... im dziewkę podbiera i jeszcze z bękartem ostawi)
j.w.
tamlin1125 pisze: na tyły poszedłem, po drodze miecza i sakwę zgarniając.
MIECZ zgarniając
tamlin1125 pisze: Weszliśmy do jakiejś ciemnej izby, wyglądała jak obora, ale trochę bardziej ogarnięta
sam pomysł, że jest to obora jest ryzykowny. I co to znaczy trochę bardziej ogarnięta? Do obory w ogóle nie można dać opisu, że jest ogarnięta. Ogarnięty to może być ktoś.
tamlin1125 pisze: na ścianach suszyły się jakieś dziwne liście
a jak te liście był do tej ściany przytwierdzone? Na pinezki? Na pólkach? Jakie to były liście poza tym, że były dziwne?
tamlin1125 pisze: a pod sufitem wisiało solone mięso
tu już się czepiam, ale to ma Ci tylko pokazać jeden z głównych błędów tego tekstu- skąd bohater coś wie, Skąd wie, że to solone mięso? Lizał je?
tamlin1125 pisze: Ślicznotka powoli podeszła do niego, musnęła moją dłoń swoją dłonią
to była dama czy pszaśna karczmarka z wielkim tyłkiem? Raczej złapała go i przyciągnęła do leża. Ale to już tylko kwestia klimatu.
tamlin1125 pisze:cały czas patrząc mi w oczy
j.w., zbyt romantycznie
tamlin1125 pisze: Wziąłem ostatni łyk piwa i odrzuciłem kufel na podłogę.
a skąd bohater miał piwo? Dziewkę złapał za tyłek, potem miecz i sakwę. Nie ma opcji, żeby miał ze sobą jeszcze kufel. A jak jest to to opisz :)
tamlin1125 pisze: , a chuć mam taką, że bym nawet łoszę wychędożył.
nie wiem co to łosza :)
tamlin1125 pisze: – Po czym chwyciłem ją mocno i przyssałem się do jej ust. Dłoń wbiłem w jej krocze i zerwałem suknię, poszło nadzwyczaj łatwo, jakby szwy i materiał tylko czekały na rozerwanie, wpadliśmy oboje w obłąkańczy szał...


Wybacz ale to jest całkowicie do poprawy. Przyssał sie jej do ust jak jakiś wampir a potem jeszcze wbił jej dłoń w krocze? Co on chciał ją zabić? Potem zerwał z niej suknię i zaczął z nią uprawiać seks? Tyle, że on dalej był w ubraniu, więc przez ubranie z nią spał? Nie pisz o żadnym obłąkańczym szale tylko opisz to normalnie. Pilnuj szczegółów.
tamlin1125 pisze: . Była całkiem naga, a jej spocone i skalane nasieniem ciało aż kleiło się przy dotyku.
ile było tego nasienia? I dlaczego jej cialo było skalane nasieniem? Przecież to było jego nasienie? Chyba wiadro na nią tego musiał wylać tego nasienia a potem jeszcze się do niej przytulał. Wizja obrzydliwa, do całkowitej poprawy.
tamlin1125 pisze: Wcale nie jesteś taka piękna" pomyślałem patrząc na jej fałdki tłuszczu.
niespójne z wcześniejszym łapaniem karczmarki za dorodny tyłek.
Wiedział jaka jest i to mu się spodobało, a po seksie już mu się nie podoba?
tamlin1125 pisze: rzuciłem na odchodne dwa srebrne talary.
a to nie za dużo jak uznał, że nie jest taka piękna?
tamlin1125 pisze: Potwory, popijawy, rżnięcie, potworne dziewki, popijawy
dwa razy popijawy + co to są te potworne dziewki? I rżnięcie kogo? Dziewek czy potworów? Bo jak potwornych dziewek to nie jest to żaden wojownik tylko pan do towarzystwa.
tamlin1125 pisze: Patrzą tylko z pogardą i boją się.
Kto patrzy i się boi?
tamlin1125 pisze: Podatki nim wymuszał a w zamian pozwalał okoliczne chłopy gnębić i owce im podkradać.
Dziwny szyk i styl- nie rozumiem o co chodzi w ty zdaniu. Smokiem wymuszał podatrki? To powinno być o ile w ogóle " Smokiem podatki wyduszał, a w zamian pozwalał mu okolicznych chłopów gnębić i owce im zżerać". Podkradać to się może kot do myszy a nie smok do owcy...
tamlin1125 pisze:. Gdy barman oddalił się
to barman czy karczmarz w końcu?
tamlin1125 pisze: , co by do tych Chimer w ludzkiej postaci jechać
czemu chimer z dużej litery?
tamlin1125 pisze: – W sumie masz rację. Druid ma ciężko w naszych czasach.
Tu się mocno zdziwiłam. Jaki druid? Druidzi według mojej najlepszej wiedzy ciągle nie piją i nie śpią z kim popadnie. Po prostu jakoś szerzej opisz co to druid w twoim tekście i że to normalne, że tak się zachowuje.
tamlin1125 pisze: – Droidy co twory zadźgać mają
to zniekształcenie jest komiczne, jak tak ma być to ok, jak nie to lepiej normalnie Druidy napisać.
tamlin1125 pisze: Chwycił mnie za szmaty i podniósłszy do góry kontynuował.
cieńki ten nasz bohater, ktoś do niego podszedł i tak go po prostu podniósł do góry a on nie zrobił nic...
tamlin1125 pisze: Po czym opuścił mnie na glebę i usiadł przy sąsiedniej ławie.
a bohater to wstał? Otrzepał się? czy tak tam leżał na tej glebie? I masował się po szyi?
tamlin1125 pisze: Do izby weszła Salvia.
a skąd bohater wie jak ona się nagle nazywa? Opisz ją w końcu...
tamlin1125 pisze: Ociec, juże jestem!
jużem chyba?
tamlin1125 pisze: To bier się za gary, bo sie zaraz będą schodzić zaś!
wyżej pisałam Ci o słowie zaś.
tamlin1125 pisze: Przechyliwszy kufel pociągnąłem spory łyk i odbekając odstawiłem go na stole
odbekują to tylko niemowlęta po jedzeniu. Swoją drogą czy bohater w ogóle sika? Skoro opisujesz bekania, seks i inne fizjologiczne czynności to czemu on nie chodzi na stronę? ;-)
tamlin1125 pisze: Spojrzałem w górę, osłaniając oczy przed nadmiarem światła.
po prostu przed słońcem.
tamlin1125 pisze: odwrócili się od swych poddanych i nieczuli na ich prośby, modły i błagania pozostawali.
zły szyk zdania.
tamlin1125 pisze: Po prawej stronie, od wejścia do karczmy, ciągnął się potok, który kiedyś był rwącą rzeką mogącą przenosić towary.
a skąd bohater to wie?
tamlin1125 pisze: (pominąwszy druidów na których nałożono ekskomunikę, jednak rozprawą papieską obłożono ochroną i wynajęto do walki ze złem jako "Świeckich Egzorcystów").
Niepotrzebnie w nawiasie. A do tego i tak tego nie kupuję więc opisz to dokładniej.
tamlin1125 pisze:Droga, prowadząca do kościoła, nie była utwardzana, typowa małomiejska dróżka, wyjeżdżona wozami w ziemi.
dziwny szyk, może lepiej: Droga prowadząca do kościoła była nieutwardzona itd.
tamlin1125 pisze: Cisza panująca w powietrzu była wręcz fizyczna.
może lepiej namacalna? nie wiem co to fizyczna cisza.
tamlin1125 pisze: Korni i brat Josef wyszli na światło słoneczne mrużąc oczy.
może wyszli na słońce? na dwór?
tamlin1125 pisze: – To zabijesz, ale nie chłopy tylko Twory bić będziesz, a to ważka rzecz i grzychu nie bydzie za to. Którędy jedziem?
kto to powiedział?
tamlin1125 pisze: (zresztą jak i karczma)
niepotrzebne
tamlin1125 pisze: – Twoja chabeta jest jeszcze chudsza, jak wcześni.
niż wcześniej
tamlin1125 pisze: – Zaśmiał się Korni, patrząc na chabetę.
patrząc na nią
tamlin1125 pisze: Kornie nie musiał mówić swojego "Róbmy swoje" w
róbmy z małej litery
tamlin1125 pisze: . najpierw zobaczyłem ten skrobiący pazur.
bez ten bo nie wiemy jaki ten...
tamlin1125 pisze: . W pojedynkę to nic nie znacząca kupa mięcha do rżnięcia i ciachania nożykiem,
kupa mięsa do rżnięcia? Może lepiej napisz do zarżnięcia. A ciachanie nożykiem w ogóle wyrzuć albo zastąp czym bardziej męskim.
tamlin1125 pisze: . Spokojnie położyłem dłoń na rękojeści miecza, pogładziłem delikatnie i zacisnąłem nań palce.
to zdanie ma zupełnie inny wydzwięk niż miałeś na myśli ;-)
tamlin1125 pisze: (który też za starej wiary Druidem był i ledwie ten cały kler u siebie toleruje)
albo bez nawiasu albo do wywalnia ten fragment
tamlin1125 pisze: Nawet po jajcech się podrapał, a miał po czym, bydle. "
po jajcach
tamlin1125 pisze: ino dźga gdzie mieczyk sięgnie
mieczyk? taki do zabawy dla dzieci? MIECZ
tamlin1125 pisze: Dobrze że klatkę założyłem na pola to do rana nigdzie ta hołota nie wyjdzie.
Opisz to bardziej szczegółowo.
tamlin1125 pisze: . Szczególnie, że te durnowate tworki już rozbiegły się po całej okolicy
zastąp durnowate tworki czymś pasującym do potworów wyłażączych z ziemi.
tamlin1125 pisze: . Małe gnojki piszcząc i śmiejąc się w przeraźliwy sposób, zaczęły doskakiwać do nas i okładać ze wszystkich stron tymi niby-laskami.
No to kolejne zdanie do całkowitej zmiany. Bo wizja jaką mam przed oczami jest komiczna i zawiera w sobie krasnale ogrodowe skaczące wokół bohaterów.
tamlin1125 pisze: Przed sobą ujrzałem plecy potwora.
jak to sioę stało, że nagle ujrzał przed sobą plecy potwora? Wyskoczył z krzaków wprost na jego plecy?
tamlin1125 pisze: Wyskoczyłem w górę unosząc do ciosu miecz.
a w jakim celu wyskoczył bohater w górę?
tamlin1125 pisze: . Pewnie Korni, lub ten klecha dźgali pokrakę, gdyż krew tryskała mi żywo na twarz.
Nie potrafię sobie wyobrazić gdzie stoi Korni, klecha i bohater, ze temu ostatniemu na twarz tryska krew.
tamlin1125 pisze: Olbrzym trzymał mnie swoją potężną łapą
to demon był olbrzymem?
tamlin1125 pisze: Szok związał mi gardło,
szok nie może związać gardła...

To mniej więcej tyle. Mam nadzieję, że Twój tekst na tym skorzysta bo siedziałam nad nim 3 godziny :) Ogólnie było to rozwijające zajęcię, więc dziękuję za taką możliwość. Myślę, że jak go dopracujesz to może być przyjemny do przeczytania.

Edit: tylko jeszcze jedno bo mi się przypomniało:

Czemu bohater koniecznie chciał dźgnąć demona w czoło? To był jakiś jego słaby punkt?
"Optymizm to obłęd dowodzenia, że wszystko jest dobrze kiedy nam się dzieje źle "

8
Opowiadanie skiepściłeś na kilku poziomach, a przede wszytkim:

językowym - zwłaszcza w zakresie stylizacji, kompletnie pozbawionej językowego "jaja". Czyta się źle, bo mieszanina form stylizowanych, kolokwializmów współczesnej ulicy i błędów z kategorii zwykłych baboli - jest trudna do przebrnięcia

i konstrukcji bohatera - zwłaszcza na poziomie jakiegoś siłowania się, by bohater miał jaja we wszelkich odmianach tego słowa. Doczytałam do opisu przebudzenia i spermy na ciele karczmarki. Durne to (on ją przez sen tak kalał? :( )
W obu przypadkach przesolona jajecznica szkodzi opowiadanej historii - stała się drętwa i infantylna narracyjnie, bo przecież i tak bazuje ogranych na kliszach i stereotypach fantasy.
Uciekłeś w oryginalny (sic) język i rubaszność bohatera (Rabelais!). Wyszło jak wyszło, pewnie powinieneś zacząć od bardziej neutralnych narracji i kreacji :(
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

9
tamlin1125 pisze:Tak właśnie to sobie wyobrażam. Pies z pianą na warach, a nie na całym pysku.
Przyjrzyj się uważnie psu - czy on ma wydatne wargi? Dlatego to zdanie zamazuje obraz. Na pysku, z pyska - to wyrażenie potoczne, ale w pełni oddaje obraz - i nie oznacza, że cały pysk jest w pianie :)
tak jak czubek noża - wyrażenia potoczne są czasami bardziej zrozumiałe niż dosadność, czy encyklopedyczny opis.
tamlin1125 pisze:Jest wędzone surowe mięso. wiem bo mój ojczym bije świnie, mięso się wędzi, a później gotuje, więc jest surowe wędzone mięso.
Też widziałam wędzarnię i nadal będę się upierać, że ten zapis jest nad wyrost :)
A tak na marginesie - preferowanie do przesady poprawności zdań bardzo zubaża tekst i czyni go naprawdę niestrawnym:
Rapsodia pisze: tamlin1125 napisał/a: Głos z głębi sali oderwał mnie od ślicznej karczmareczki
-
lepiej, gdyby była to po prostu śliczna karczmarka. Nie jest to jakaś drobna, niewinna dziewoja. To kwestia dla Ciebie do rozważenia.
Dla mnie pierwsza, autorska wersja ma swój koloryt - wygładzona powoduje, że takiego tekstu nie chce mi sie czytać.
Nie żebym się czepiała - ot takie jest moje wrażenie nad dogłębną poprawnością.

[ Dodano: Nie 16 Cze, 2013 ]
A na marginesie: czy to ja taka pruderyjna, czy to tekst wyważony? Bo mi opis erotycznego uniesienia bohatera z kaczmarkówną akurat bardzo przypadł do gustu.
I jeszcze dodam kilka uwag od siebie, ale trochę pózniej, bo właśnie klepię na klawiaturze coś swojego :)

[ Dodano: Nie 16 Cze, 2013 ]
tamlin1125 pisze:Z jękiem podniosłem swoją oszpeconą i skacowaną twarz
a resztę zostawiłm w pościeli -:)
tamlin1125 pisze:w zwolnionym tempie ubrałem gacie, koszulę, kolczugę i kubrak.
no tu bym bardziej uważała z tym ubieraniem bohatera :(
tamlin1125 pisze:Kilka stworków, bestia i zatkać dziurę, co by znowu nie przyszły żadne potwornickie do tych Świętojebliwych waszmości z wizytacją.
tu raczej przesadziłeś ze stylizacja - wyszedł bełkot
tamlin1125 pisze:Możesz odejść. Którędy do klasztoru?
najpierw odsyła, potem pyta?
tamlin1125 pisze:Gdy barman oddalił się,
ten barman to już duża przesada, nie stylizacja
tamlin1125 pisze:Spokojnie przechylił kufel.
tamlin1125 pisze:rdziej bym to zdanie narratorowi przyznała
tamlin1125 pisze:bo droga daleko
daleka
tamlin1125 pisze:Dupa biskupa
bez przesady - dziś można tak powiedzieć, a to chyba nie dziś się toczy?
tamlin1125 pisze:odparowałem patrząc na cudaka.

???
tamlin1125 pisze:wrzasnął klecha, doskakując do mnie. Chwycił mnie za szmaty i podniósłszy do góry kontynuował.
tamlin1125 pisze:Po czym opuścił mnie na glebę
zapędziłeś się...:( ani to stylistycznie pasujące do treści, ani poprawne
tamlin1125 pisze:wycedziła mi prosto w ryj.
– Ty chamie parszywy. – Podniosła do jego oczu zaciśniętą piąstkę – Ty prostaku, coś żeś se myślał, że jak byle kurwiszcze wydymiesz, talarki rzucisz i w piczu ostawisz? O nie asanie, nie ze mną te gierki, ja ci pokażę gdzie se te piniyndze możesz wrazić! W dupe! O tam se je wsadź. – Rzuciła prosto w twarz. We trzej zdziwieni patrzyliśmy na nią...
tamlin1125 pisze:Mamusia nazwała, czy przełożeni nadali
no bez przesady
tamlin1125 pisze:nieczuli na ich prośby, modły i błagania pozostawali.
zdanie niedokończone
tamlin1125 pisze: otoczeni dawnym błogosławieństwem i ignorancją swych bogów.
ignorancja (język polski - znaczenie_ brak wiedzy na jakiś ważny temat

Hm, początek obiecujący, jednak przyznam, że dalszy ciąg bardziej mnie rozczarował - tekst wyrwał ci się spod kontroli. Prośba, dopracuj, dopracuj. A motyw z nowym zajęciem druidów mi się spodobał - tylko tę zmianę bogów bardziej i logicznie należałoby opisać.
Pracuj - coś z tego będzie.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

10
Z góry przepraszam za dłuższe milczenie, ale pracuję i mam dwójkę dzieciaków na karku :D
Natasza pisze:Opowiadanie skiepściłeś na kilku poziomach, a przede wszytkim:

językowym - zwłaszcza w zakresie stylizacji, kompletnie pozbawionej językowego "jaja". Czyta się źle, bo mieszanina form stylizowanych, kolokwializmów współczesnej ulicy i błędów z kategorii zwykłych baboli - jest trudna do przebrnięcia

i konstrukcji bohatera - zwłaszcza na poziomie jakiegoś siłowania się, by bohater miał jaja we wszelkich odmianach tego słowa. Doczytałam do opisu przebudzenia i spermy na ciele karczmarki. Durne to (on ją przez sen tak kalał? :( )
W obu przypadkach przesolona jajecznica szkodzi opowiadanej historii - stała się drętwa i infantylna narracyjnie, bo przecież i tak bazuje ogranych na kliszach i stereotypach fantasy.
Uciekłeś w oryginalny (sic) język i rubaszność bohatera (Rabelais!). Wyszło jak wyszło, pewnie powinieneś zacząć od bardziej neutralnych narracji i kreacji :(

Każdy ma swoje zdanie na ten temat... Co do nasienia na ciele karczmarki, to cóż nie napisałem, że we śnie, tylko że nie pamięta dokładnie co się działo.

Co do "skiepszczenia" w tym się nie zgadzam, piszę jak piszę, nie muszę pisać czystym staropolskim językiem, gdyż na terytorium naszego kraju było ccałkiem sporo gwar, z których wykonać można istny miszmasz, szczególnie gdy bohater dużo podróżuje.

Nie bazuję na stereotypach, ani innych kliszach (nie ważne od jakiego aparatu ;D )
gebilis pisze:tamlin1125 napisał/a:
Z jękiem podniosłem swoją oszpeconą i skacowaną twarz

a resztę zostawiłm w pościeli -:)
Oj heh wiadomym jest że nie tylko twarz podnosi... błagam wyobraźni troszku ;D
gebilis pisze:
tamlin1125 napisał/a:
Kilka stworków, bestia i zatkać dziurę, co by znowu nie przyszły żadne potwornickie do tych Świętojebliwych waszmości z wizytacją.

tu raczej przesadziłeś ze stylizacja - wyszedł bełkot
To miał być bełkot ;D w końcu to są myśli mojego bohatera na kacu ;D
Tomasz Marczak - Burzyciel Mitów

11
Po pierwsze - trafiają się literówki, jak choćby imię Korni/Kornie.

Po drugie - niekonsekwencja w stylizacji. Raz bohater mówi "będzie, raz "bydzie".

Po trzecie - ten tego tamtego... Zaimki wskazujące. Za dużo. Kiedy nie są absolutnie niezbędne, to ich nie używamy.
tamlin1125 pisze:Baldur, do cholery
Baldur... dosyć nieszczęśliwe słowo jak na początek. nieuniknione skojarzenie z grą Baldur's Gate. To tak, jak zacząć tekst słowem "Lecter", "Jack Sparrow" albo "Pani Doubtfire".
tamlin1125 pisze:Toć to zwykłe hydry
Hydry kojarzą mi się z czymś z pogranicza węża i smoka.
tamlin1125 pisze:Powoli(1) odpiąłem pas z mieczem i odłożyłem na bok. Cholernik przydatny jest w boju, ale niewygodny, jak się ino siedzi(2).
1. Słowa "powoli" używasz nader często. Mało to kreatywne, a powolne ruchy można tak fajnie opisać.
2. Truizm. Myślę, że większość z nas domyśli się, z jakiego powodu bohater odpiął pas.
tamlin1125 pisze:to... – tu zrobiwszy pauzę przechylił z dzbana wina, oblizał wargi i rozejrzał się, by sprawdzić, czy nikt nie słuch. – łuna
Wielkie litery.
tamlin1125 pisze:zacnym Świętobliwym
Dlaczego wielka litera? Tym bardziej, że potem używasz małej?
Widziałem też "klechę" pisanego z wielkiej litery. To nazwa własna?
tamlin1125 pisze:Waruj na tych waszmości

Już prowadzę Acanowie
...a później coś o Księstwie Krakowskim, przejściu na wiarę chrześcijańską, królu, co był druidem, i księciu.

Krótka powtórka z historii. Księstwo Krakowskie sugeruje, że wydarzenia mają miejsce w Polsce.
Przejście na wiarę chrześcijańską, że rok 966 (pewnie trochę później).
Króla mieliśmy dopiero w 1025 r. i zwał się Bolesław Chrobry.
Księciem mógłby być Mieszko I.
Wyrażenia, które zacytowałem ("acan", "waszmości", jeszcze kilka by się znalazło) pojawiają się znacznie później i odnoszą raczej do szlachciców.
Mówiąc krótko - bałagan historyczny, do poprawy zdecydowanie.
tamlin1125 pisze:gdyż na terytorium naszego kraju było ccałkiem sporo gwar, z których wykonać można istny miszmasz, szczególnie gdy bohater dużo podróżuje.
Zgodzę się z tym, jeżeli dodatkowo podróżuje w czasie.
tamlin1125 pisze:Chodź tu śliczna, kobity dawnom nie miał, a chuć mam taką, że bym nawet łoszę wychędożył.
Gdyby ktoś wyjechał do mnie z takim hasłem, to w mordę by ode mnie dostał, choćbym był szpetną starą panną, której nikt nie chce nawet z bogatym posagiem. Młoda, ładna dziewczyna powinna mieć choć trochę szacunku do siebie, chyba że te rzucone na łoże dwie monety czynią z niej, jak to napisałeś, "byle kurwiszcze".
tamlin1125 pisze:że taki skur... im dziewkę podbiera
Po co ta cenzura?
tamlin1125 pisze:Po czym chwyciłem ją mocno i przyssałem się do jej ust
Niezbyt romantyczne to przysysanie.
tamlin1125 pisze:grunt, że trwało to całą noc chyba. Przynajmniej, tak oceniam po pianiu kura, jak już schodziłem z niej po całym misterium.
Spałem jak niemowlę...
Całą noc się z nią zabawiał, aż do piania koguta. Kiedy, przepraszam, spał jak niemowlę?
A misterium to nie jest dobre określenie pospolitego, beznamiętnego rżnięcia uprzedmiotowionej panienki.
tamlin1125 pisze:Możesz odejść. Którędy do klasztoru?
Niepotrzebne zdanie. Po co każe mu odchodzić, skoro potem go o coś pyta?
tamlin1125 pisze:– Te druid – zaczepił Klecha – Widzę że już cię tu, waści polubieli. Hehe, a juści, kamratów to wy dwaj wszędy najdziecie – parsknął śmiechem.
Łamiesz kompozycję w tym momencie. Pierwotnie Klecha jest ponurym zakonnikiem, a nagle zaczyna dowcipkować. Potężny dysonans.
tamlin1125 pisze:Swątevicie
Dalej jeszcze piszesz "Svątevit".
To miał być Swiatowid/Świątewit? Nie przypomina.
tamlin1125 pisze:Coś z jego szatą, kolor? Jego brak?
Brak koloru czy kolor krwi?
tamlin1125 pisze:Był to budynek postawiony z surowych beli
"Bela" to inaczej "rulon", np. materiału. Wyobrażasz sobie dom z rulonów jedwabiu?
Domy buduje się z bali.
tamlin1125 pisze:Na przedzie jechał brat Josef, nucąc pod nosem "Bogurodzicę"
Chronologicznego burdelu ciąg dalszy. Bogurodzica powstała na przełomie XIII i XIV wieku. Gdybym spytał, mniej więcej w jakim czasie to się dzieje, jaka powinna być odpowiedź?

Fragmentu "Potyczka" nie mam ochoty poprawiać. Jest niespójny, chaotyczny, przemieszany. Raz jest czas teraźniejszy, raz przeszły, co stanowi zabieg wręcz niedopuszczalny (chyba że robi się to umiejętnie). Starcie jest nudne, dziwne, brakuje emocji, dramatyzmu. Nagle znikąd okazuje się, że olbrzym trzyma bohatera wielką łapą, czego ten błyskotliwy druid o dziwo wcześniej nie zauważył. Zamiast dźgać go mieczem po paluchach, żeby zluzować uścisk ten... własciwie to nie wiem, co robi.

Są perełki, ale zalew kiczu przyćmiewa ich blask. Słabe to, niekonsekwentne i, co najgorsze, tutaj w ogóle nie ma jakiegoś pomysłu. Nieudolna kalka "Wiedźmina" powstała pewnie na jego bazie i w okresie fascynacji dziełem Sapkowskiego, tak strzelam. Tekst nie wnosi do literatury niczego nowego, nie zaciekawia, nie każe się zastanawiać, co dalej, nie widać w nim kreatywności.
Wyszło ci to na poziomie fanfika i to też raczej przeciętnego.

Przykro mi.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”