

Przesunęła dłonią po jego obnażonych ramionach i uśmiechnęła się do siebie. Od tego właśnie się zaczyna. Dopiero później następuje szybsze bicie serca, drżenie. Tego potrzebowała. Mężczyzna spojrzał jej w oczy i wziął na ręce, by zanieść do zasłanego łóżka. Ona była przygotowana na wszystko. Z szafki nocnej wyciągnęła prezerwatywy i położyła tuż obok jego dłoni.
Nic nie mówili. Nie musieli. On dobrze rozumiał jej potrzeby. Pocałował kobietę w usta. Mocno i zachłannie, jak gdyby od tego pocałunku miało zależeć jej życie. Odwzajemniła go z równą siłą, przyciągając mężczyznę do siebie jeszcze mocniej. Czuła ciepło jego skóry, wręcz ją paliło. Oddychała coraz szybciej i jęknęła przeciągle, gdy poczuła jego usta na sutku.
- Tak… - szepnęła cicho, wplatając dłonie w jego włosy.
Wygięła się delikatnie w łuk, jakby próbowała sprawić, że mężczyzna jeszcze mocniej się do niej zbliży.
Położył się na nią i skierował dłoń niżej, pieszcząc delikatnie najwrażliwsze miejsce kobiety. Jęczała przeciągle, wypychając biodra w górę. Uśmiechnął się. Dokładnie wiedział, czego potrzebuje i był w stanie jej to dać.
Pochylił się jeszcze raz nad jej ustami i w czasie, gdy napierał na nie własnymi, jednym szybkim ruchem wszedł w nią głęboko, wypełniając po brzegi własną męskością.
Przytuliła się do niego mocno, zaciskając zęby na jego wargach. Gdy poruszał się w niej stanowczo, ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi i wdychała słodko-gorzki zapach.
Szybsze bicie serca. Wiedziała, że to powoli następuje i porywa ją w swoje szpony. Unosiła się na granicy jawy i snu, czując jedynie niesamowite ciepło i rozkosz, która przepływała przez jej ciało z siłą porównywalną do huraganu. Nie chciała, by się skończyło.
Wbiła paznokcie w jego plecy, gdy zrozumiała, że zbliżają się do końca. Jęknęła głośno, gryząc szyję mężczyzny, który po chwili opadł na jej piersi, oddychając szybko.
Przez długie minuty nie odzywali się do siebie. W pokoju odczuć można było jeszcze to napięcie, które wirowało między nimi.
- Zapalisz? – spytała, podnosząc się z łóżka i biorąc torebkę. Przeszukiwała ją z dziwnym grymasem na twarzy, po czym z miną zwycięzcy wyciągnęła paczkę papierosów.
Mężczyzna skinął głową i wziął od niej jednego.
Niezręczna cisza przerywana była jedynie odgłosami dochodzącymi zza okna. Kobieta wiedziała, że to młodzież wracająca po całonocnych imprezach na mieście. Mieszkała tu już jakiś czas. Tuż obok znajdował się akademik.
- Więc… - zaczęła, ale nie wiedziała, jak dokończyć. Nigdy nie wdawała się w jednorazowe przygody. Nie mogła więc zrozumieć dlaczego uległa tym razem.
- Więc.
Jego głos był mocny. Męski. Przyjemny dla ucha.
Uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Daria. – Wyciągnęła w jego stronę rękę, przez krótką chwilę czując się jak kompletna idiotka. On musiał pomyśleć tak samo, ponieważ w jego wzroku wyraźnie królowało zdziwienie.
Nie wiedziała, co się dzieję, gdy rzucił się na nią i dłońmi oplótł jej szyję. Nie mogła oddychać. Oczy zachodziły jej mgłą, więc na oślep próbowała bić go po klatce piersiowej.
Powoli opadała z sił, a ostatnią rzeczą, jaką zarejestrowała, to uśmiech na jego, jak wcześniej uważała, przystojnej twarzy.
***
Było jeszcze ciemno, gdy wracała do domu. Przez całą drogę nie minęła choćby jednej żywej duszy. Z jednej strony cieszyła się z tego. Mogła sobie rękę uciąć, że wyglądała strasznie. Kilkugodzinne tańce i alkohol z pewnością to sprawiły. Z drugiej zaś zawsze obawiała się chodzić samej po nocach. Miała wtedy dziwne wrażenie, że ktoś za nią idzie, mimo że w pobliżu nie było nikogo. To przeświadczenie towarzyszyło jej przez całą drogę. Co chwila odwracała się za siebie, jakby sprawdzała czy ma rację. Gdy okazywało się, że nie, wzdychała z ulgą.
- Nareszcie – szepnęła do siebie, gdy stanęła przed wejściem do bloku. Zaczęła szukać kluczy po kieszeniach. W końcu otworzyła drzwi i po kilku sekundach znalazła się w domu.
Od razu przeszła do kuchni, szukając czegokolwiek do picia. Próbowała zachowywać się jak najciszej, by nie zbudzić swojej współlokatorki. Wiedziała, że wścieka się za każdym razem, gdy ktoś przerywa jej sen.
W pokoju szybko zrzuciła z siebie ciuchy i wskoczyła do łóżka. Nie miała nawet siły zmyć pozostałości makijażu. Stwierdziła, że zrobi to rano. Przyłożyła głowę do poduszki. Nie mogła jednak zasnąć. Nasłuchiwała, ale nie dochodził do niej żaden dźwięk. Prowadzona jakimś dziwnym uczuciem poszła do pokoju współlokatorki. Nie chciała zapalać światło, stojąc więc w progu rzuciła okiem na pomieszczenie. Wszystko było w porządku.
Brakowało jedynie współlokatorki.
Monika stwierdziła więc, że pewnie bawi się gdzieś na imprezie i wróci rano. Mogła spokojnie wrócić do łóżka i zasnąć.
***
Obudziła się dokładnie cztery godziny później. Do jej nozdrzy dochodził dziwny zapach, którego nie mogła zidentyfikować. Niezbyt skwapliwie odrzuciła kołdrę i przetarła oczy. Mimowolnie wyszła z pokoju, rozglądając się z korytarza, jakby wzrokiem mogła zlokalizować siedzisko zapachu.
- Jesteś w domu? – powiedziała sennie, pukając do drzwi współlokatorki. Gdy nie było żadnego odzewu uchyliła je i zajrzała do środka.
Ciało koleżanki leżało niewinnie na łóżku. Była naga z otwartymi oczami wlepionymi w sufit. Monika stanęła jak wmurowana i przez chwilę przyglądała się temu makabrycznemu obrazkowi. Dopiero po kilku sekundach zauważyła nienaturalne wygięcia nóg i rąk. Odwróciła się i pobiegła do łazienki zwymiotować.
- Nazywam się Monika Adamczyk i chciałam… - przerwała. Nie mogła wydobyć z siebie głosu.
- Halo? – odezwała się dyspozytorka zniecierpliwionym głosem. – Co się stało?
- Moja przyjaciółka nie żyje – wydusiła w końcu. – Proszę… Adres to Owocowa 12/3.
- Już wysyłam jednostkę. Proszę nie ruszać ciała… - Monika wiedziała, że kobieta nadal coś mówi. Próbowała nawet wyłapywać te słowa. Zrozumiała jedynie, że nie powinna ruszać się z miejsca. Nie powinna ruszać niczego.
Monika odłożyła telefon i osunęła się bezwiednie na podłogę. Przed oczami nadal miała obraz martwej Darii. Nie mogła pojąc jak ktoś mógł to zrobić.
Czuła jak oczy zachodzą jej łzami. Zdała sobie sprawę, że nigdy więcej nie usłyszy jej skrzekliwego śmiechu, nie zobaczy błysku w oku na widok przystojnego mężczyzny. Nie będzie mogła z nią rozmawiać przez długie godziny, jak to zwykle robiły. Nigdy więcej też nie zwierzy się jej ze swoich rozterek. Czuła się, jakby ktoś wbił jej nóż w serce i wyrwał kawałek, zostawiając malutką dziurkę, która na zawsze pozostanie już pusta.
Położyła się na zimnych panelach, zwrócona twarzą w stronę pokoju Darii. Nie mogła zamknąć oczu. Cały czas patrzyła przed siebie. Nawet wtedy, kiedy pojawili się policjanci, prokurator i sąsiedzi. Nawet wtedy, kiedy ktoś próbował odsunąć ją na bok, żeby zrobić więcej miejsca.
- Musimy zadać pani kilka rutynowych pytań – odezwał się jeden z policjantów, prowadząc Monikę w stronę kuchni.
- Oczywiście… - odparła bezwiednie.
- Czy była pani cały czas w domu?
- Nie, wróciłam koło trzeciej w nocy.
- Gdzie pani przebywała?
- Byłam w klubie razem z przyjaciółmi. Obchodziliśmy urodziny…
- Czy gdy wróciła pani do domu, koleżanka znajdowała się w swoim pokoju?
- Nie, nie było jej.
Policjant spojrzał na nią, po czym zanotował coś w swoim notesiku i zmarszczył nos.
- A więc ustalmy wszystko do końca. Wróciła pani o trzeciej w nocy, koleżanki nie było w domu. Obudziła się pani godzinę temu i znalazła jej ciało, tak?
Monika skinęła jedynie głową i pobladła.
- Czy pan mnie o coś oskarża? – spytała z niedowierzaniem.
- Nie. Próbuję jedynie ustalić fakty. Nie słyszała pani w nocy żadnych dziwnych odgłosów?
- Nie. Nie słyszałam. Nic… - odparła z poczuciem winy w głosie. – Może gdyby było inaczej…
Policjant przerwał jej zdecydowanym ruchem ręki.
- Nie powinna się pani obwiniać. Możliwe, że teraz to pani znajdowałaby się na jej miejscu – powiedział na odchodnym i zostawił Monikę sam na sam z własnymi myślami.
Przez kilka godzin, kiedy objęto mieszkanie miejscem zbrodni, Monika nie mogła znaleźć dla siebie cichego zakątka. Od rana urywały się telefony od przyjaciół Darii. Nie mogli uwierzyć w to, co się wydarzyło. Odpowiadała cały czas tak samo, tym samym beznamiętnym głosem, który mógłby należeć do automatycznej sekretarki. W końcu wyłączyła telefon. Nie mogła się doczekać, aż zostanie sama.
Gdy policjanci w końcu wynieśli ciało współlokatorki, Monika usiadła w kuchni i wyciągnęła papierosa. Rzadko paliła, w sumie tylko wtedy, kiedy czymś się stresowała. Po wypaleniu pierwszego, machinalnie odpaliła następnego i robiłaby tak dalej, gdyby nie dziwne uczucie w żołądku, które zaczęło odrzucać dym.
Poszła do pokoju Darii. Wydawało jej się, że to tylko zły sen, a przyjaciółka będzie leżała w znoszonych legginsach i przydługim swetrze, zaczytując się w banalnych romansach, jak to miała w zwyczaju. Jednak, gdy wkroczyła do pomieszczenia, zrozumiała, że to już nigdy nie nastąpi. Z jej oczu w końcu popłynęły łzy. Nie mogła ich opanować, tak samo jak nie mogła opanować mimowolnego dreszczu, który przechodził przez jej ciało. Co dziwne, mimo że była sama, zdawało jej się, że ktoś ją obserwuje. Wodzi wzrokiem. Uczucie to było palące i wszechobecne, jakby dotykało koniuszkami palców zimnej skóry dziewczyny.
Monika z przestrachem złapała za telefon i szybko wykręciła numer.
- Cześć Kinia. Słuchaj… wiem, że już wiesz…
- Jest mi tak przykro, skarbie – załamany głos Kingi dochodził do niej jakby w zwolnionym tempie. Rozglądała się dookoła w poszukiwaniu tajemniczego obserwatora, który zapewne nie istniał.
- Nie mogę tu zostać. Nie chcę.
- Zaraz po ciebie będę.
Po tej krótkiej rozmowie poczuła się trochę lepiej. Nie mogła jednak odpędzić od siebie złych myśli. Potwierdziła je, kiedy zauważyła wystający z szafy męski t-shirt. Ostrożnie wyjęła go i rozłożyła na podłodze. W skupieniu przyglądała mu się przez dłuższą chwilę.
- Daria nie miała chłopaka…
***
Śledztwo trwało od kilku miesięcy, ale sprawca nie został odnaleziony. Pogrzeb Darii odbył się dwa tygodnie po autopsji. Rodzice ledwo trzymali się na nogach, gdy ciało ich jedynej córki chowano w ziemi. Matka zanosiła się łzami, a ojciec ze wszystkich sił starał się być twardy.
Monika stała na uboczu, obserwując wszystko z ukrycia. Od chwili znalezienia Darii nie mogła znaleźć sobie miejsca. Dniami wynajdywała sobie różne zajęcia, żeby choć na chwilę zapomnieć o obrazach, które powracały nocą w sennych koszmarach.
Próbowała zrozumieć, kto mógł chcieć ją zabić i dlaczego. Uznała jednak, że jeśli policja tego nie zrobi, to ona ma jeszcze niklejsze szanse. Poświęciła się więc całkowicie swojej pasji – malowaniu, odgradzając się od świata zewnętrznego. Dopiero po miesiąc od pogrzebu przyjaciółki zdecydowała się wyjść ze znajomymi. Czuła się w ich otoczeniu jak obca.
W końcu zrozumiała, że musi zrobić coś ze swoim życiem. Wyprowadziła się do Krakowa, jak najdalej od miejsca, które zostawiło w niej wypaloną dziurę.