Bez tytułu [fragment, fantasy]

1
Witam. Oto prolog mojej książki. Póki co bez tytułu bo nic mi nie przychodzi do głowy. Może z czasem coś wpadnie. Tak więc życzę miłej lektury.


Prolog



Jake bawił się z kolegami na huśtawce. Tak był pochłonięty zabawą, że nie zauważył, iż w pewnym momencie obok nich pojawił się jakiś starszy facet. Miał na sobie niebieskie spodnie i szarą bluzę z kapturem, który zasłaniał mu całą twarz. Mężczyzna zbliżył się do Jake’a. Gdy stanął w pobliżu chłopca wyciągnął w jego stronę rękę. Chłopiec chwilę stał w bezruchu i wpatrywał się w Zakapturzonego, gdy nagle również wyciągnął rękę w jego stronę i zaczął iść przed siebie. W momencie, kiedy ich ręce się spotkały i połączyły wkoło nich powstał krąg wirującego powietrza, a wokół zerwał się silny wiatr. Po chwili oboje zniknęli.

Przenieśli się do pobliskiego lasu. Jake czuł pewną bliskość z mężczyzną. Zdawało mu się, że byli połączeni niewidzialną nicią.
- A więc jednak posiadasz moc Jake – oznajmił Zakapturzony spokojnym i przyjaznym głosem.
- Nie wiem, o czym ty w ogóle mówisz. Kim jesteś? I skąd znasz moje imię?
- Zapewne wiem o tobie więcej niż ty sam. Mam na imię John. Znam twoje imię, ponieważ przeczytałem je w twoich myślach – na twarz Jake’a zawitało zdziwienie, ale również zafascynowanie.
- Tak jasne, a ja jestem świętym mi… - i w tym samym momencie zorientował się, że są w lesie – dlaczego jesteśmy w lesie? To też twoja sprawka?
- Nie to akurat nasza zasługa. Wykorzystałem energię uśpioną w tobie i przeniosłem nas, aż tutaj. Wygląda na to, że masz ogromne pokłady energii, ale prócz tego jest ona również bardzo potężna, bo użyłem jej tylko odrobinę a znaleźliśmy się tak daleko od poprzedniego miejsca. – Jake słuchał wszystkiego z takim zachwytem, iż nie obawiał się nieznajomego, tylko chciał wiedzieć coraz więcej.
- Wi… więc naucz mnie proszę jak opanować moją moc – powiedział to z takim podnieceniem, aż mu wargi drżały i z trudnością wypowiadał słowa.
- To nie będzie takie łatwe. Czasami opanowanie mocy wymaga kilka lat, ale wydaje mi się, że tobie uda się to znacznie szybciej – odparł z lekkością w głosie.
- Więc zaczynajmy.
- Najpierw musimy uaktywnić twoją moc. A do tego będę potrzebował ziół z tego lasu i kilku innych składników. Więc zanim zaczniemy minie trochę czasu.
- Eh – stęknął Jake. W jego oczach można było dostrzec podekscytowanie i zachwyt.
Nie było mu wcale ciężko pogodzić się z tym wszystkim, ponieważ w głębi wierzył, że taki świat naprawdę istnieje. Wyobrażał sobie siebie, jako super bohatera, który ratuje świat przed złem.

W lesie wokół nich rosły same sosny. Miejscami rosły też maliny lub jeżyny. W koronach drzew wiele ptaków miało gniazda, przez co przy ciszy, można było posłuchać ptasiego śpiewu wśród drzew. Runo leśne było bardzo bogate. W miejscu, w którym padało więcej słońca rosły krzaczki jagód. W całym lesie obficie pojawiały się grzyby. Prócz tego można tam było znaleźć również wiele ziół i kwiatów. Cały teren był równinny, dzięki czemu, można było zobaczyć daleki obszar, gdy nie zasłaniały go drzewa.
Podczas, gdy Jake rozmawiał z Johnem w lesie było już późne popołudnie. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, przedzierając swoje promienie między drzewami oświetlając las z boku.

Mężczyzna dotknął czoła chłopca i przesłał mu swoje myśli na temat ziół, które ma znaleźć oraz miejsca ich występowania. Po chwili się rozdzielili. Chłopak ruszył w stronę zachodzącego słońca, natomiast Zakapturzony podążał w przeciwnym kierunku.

Zioła, które zbierał chłopak, były podobne do tych wcześniej już widzianych przez niego, ale wydawały mu się jakieś inne. Coś je odróżniało od tych, jakie widział zawsze. Nie wiedział jak się nazywają, ponieważ John nie przekazał mu takich informacji. Prócz ziół musiał zebrać też kilka owoców, które przypominały jagody, lecz nie były granatowe tylko żółte. Po zebraniu wszystkich składników wyruszył z powrotem tą drogą, którą przybył.
Mężczyzna już czekał na chłopca w miejscu, gdzie pojawili się po teleportacji. Siedział na kamieniu i wpatrywał się w ptaki latające nad nim. Gdy chłopak podszedł bliżej, facet wstał i otrzepał się.
- Co to są za zioła? – Zapytał Jake.
- Są odpowiednikami normalnych ziół, lecz te możesz dostrzec tylko, wtedy, kiedy posiadasz moc.
- Ale moja moc nie jest jeszcze aktywowana – odparł zmieszany.
- Tak to prawda, ale przez to, iż posłużyłem się twoją energią do wykonania teleportacji tymczasowo aktywowałem twoją moc. Na przykład te żółte owoce to jagody. Normalnie są granatowe, lecz pod wpływem energii zmieniają kolor na żółty. Tak samo owoce rokitnika pospolitego normalnie są pomarańczowoczerwone, a te z energią są srebrne – opowiadał tak o ziołach i innych roślinach, a chłopak słuchał uważnie.
- Rozumiem. Jeszcze nic nie wiem na temat tego drugiego świata – odparł zasmucony.
- Nie ma, co rozpaczać. Nauczysz się wszystkiego w swoim czasie. A teraz chodź pójdziemy do jaskini nieopodal i tam przeprowadzimy rytuał aktywowania twojej mocy.
- Dobrze – odparł spokojnie i ruszył za Johnem.
Jaskinia, do, której zmierzali znajdowała się niecały kilometr od ich poprzedniego położenia. Gdy dotarli na miejsce chłopak trochę się zawahał przed pójściem w głąb groty, ale po chwili strach ustąpił.
Wejście do pieczary nie było zbyt duże, a do tego zasłonięte roślinnością, dlatego było praktyczne nie do wykrycia. W środku było ciemno. Tylko przez szczeliny na górze dostawały się malutkie wiązki światła. Na ścianach było pełno pajęczyn, gdzieniegdzie krople kapały na dół i można było wyczuć lekki odór zgnilizny. Powietrze było tam wilgotne i chłodne.

Gdy się już zagłębili kawałek John klasnął rękoma raz i po bokach w lampach zapalił się ogień. Szli jeszcze przez jakiś czas przed siebie, aż dotarli do przestrzeni, która wyglądała jak jakieś pomieszczenie. W górze był okrągło otwór wpuszczający odrobinę światła do wewnątrz. Jake wywnioskował, że słońce już prawie zaszło skoro niebo było ciemne.
- Połóż zioła na stole – powiedział cicho, ledwo słyszalnym głosem, mężczyzna.
- Ile potrwa ten rytuał? – Zapytał Jake.
- Musimy poczekać na księżyc, ale masz szczęście, bo dziś znajdzie się on tutaj dość szybko.
- To dobrze.
Chłopak usiadł na kamieniu po lewej stronie pomieszczenia jaskiniowego, natomiast John zaczął przygotowywać wywar z ziół.
- Jake idź przynieś mi trochę wody – rzucił do chłopca mężczyzna.
- Już idę – odparł chłopak. Wstał otrzepał się i podszedł do stolika po fiolkę, w tym samym momencie uświadomił sobie, że jagody nie są dla niego już żółte tylko granatowe. – Nie mogę ci przynieść wody, bo moja moc nie jest już aktywowana – odparł zniesmaczony. Wydawało mu się teraz, iż świat znów jest szary i wyblakły, ponieważ nie dostrzegał teraz tej drugiej strony, która tak go urzekła. Obawiał się, że znów stanie się szarym chłopaczkiem nic nieznaczącym dla świata.
- Nie szkodzi. Woda jest jednym z żywiołów. Można ją wytworzyć samemu, poprzez scalenie cząsteczek wody zawartych w powietrzu używając do tego swojej energii, lub wykorzystywać istniejącą wodę z jezior rzek i tak dalej. Jako, że woda jest jednym z żywiołów nie posiada energii i służy do łączenia różnych składników.
- Rozumiem, a więc idę.
Szedł korytarzem szukając miejsca, w którym woda kapała najobficiej. Po dłuższej chwili znalazł takie miejsce i napełnił fiolkę do pełna. Wracając potknął się o kamień i prawie wylał całą wodę, ale w ostatniej chwili udało mu się złapać równowagę. Gdy dotarł do końca jaskini zauważył, że John czekał na wodę.
- No nareszcie. Ile można wodę zbierać.
- Tutaj jest tylko woda skapująca z góry, więc nie było wcale tak łatwo napełnić tą fiolkę.
- No nie ważne. Ważne, że już jesteś. Księżyc zaraz będzie nad jaskinią.
Mężczyzna wlał wodę do roztartych ziół i owoców, po czym dokładnie wymieszał. Przelał wszystko z miseczki do fiolki, a następnie podał Jake’owi. Chłopak przyjął fiolkę i powąchał jej zawartość. Smród był tak mocny, że aż duszący.
- Nie przesadzaj chyba, aż tak nie śmierdzi, co? – Rzucił John z uśmiechem na twarzy.
- Nie wcale – odparł ironicznie.
- Stań pod otworem, bo księżyc już prawie tutaj jest. Gdy cały będzie nad tobą wypij tą miksturę.
- Mam to wypić? – Zapytał z oburzeniem.
- Tak jest to konieczne. Smak jest dużo lepszy od zapachu – powiedział to spokojnym głosem, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek.
- Obyś miał racje.
Po krótkiej chwili księżyc znalazł się nad Jake’iem. Gdy chłopak zobaczył całą tarczę księżyca od razu przechylił fiolkę i wypił całą jej zawartość. Aby zdobyć moc był gotów do wielu poświęceń, a to było jedno z nich, ponieważ smak mikstury nie był nawet odrobinę lepszy od jej zapachu.
- Teraz musisz wziąć tą gałązkę i zabrać ją ze sobą, a w domu włóż ja pod poduszkę. Rano obudzisz się już z aktywowaną mocą. Uważaj tylko, aby jej nie złamać. To wszystko na dziś możemy wracać. Jeśli chcesz mogę użyć twojej energii, żeby teleportować nas pod nasze domy.
- Tak chcę! – Wykrzyczał głośno – zrób to proszę.
- Wyciągnij w moją stronę obie ręce – po chwili chłopiec wyciągnął w stronę mężczyzny obie dłonie, John uczynił to samo i po chwili oboje zniknęli.
Jake znalazł się w pobliżu swojego domu, lecz nie widział nigdzie w pobliżu mężczyzny. Nie zastanawiał się nad tym byt długo i pospieszył w stronę domu i nagle oprzytomniał. Zdał sobie sprawę z tego, że przez połowę dnia był z nieznajomym mężczyzną i jakieś 3 godziny temu miał być już w domu. Zaczął biec. Przed drzwiami zatrzymał się na chwilę by odsapnąć. Gdy sięgał do klamki drzwi otworzyły się. W drzwiach ujrzał swojego ojca. Był wściekły. Chłopak nigdy nie widział go jeszcze tak zdenerwowanego.
- Gdzieś ty był? – Zapytał twardym i stanowczym głosem.
- Ja … - żadna wymówka nie przychodziła mu do głowy – ja … byłem z dziewczyną.
- Co takiego? – Warknął ojciec rzucając Jake’owi groźne spojrzenie.
- No byłem się spotkać z dziewczyną i straciliśmy poczucie czasu.
- No dobrze, ale żeby było mi to ostatni raz, bo następnym razem nie będę taki miły.
- Oczywiście – odparł i wszedł do domu.

W mieszkaniu chłopaka szybko ogarnęło zmęczenie, więc szybko położył się spać, ale zanim się już położył, włożył jeszcze pod poduszkę gałązkę podarowaną przez Johna. Później wygodnie położył się w łóżku i do jego łowy napłynęło tysiąc myśli na temat tego, co się dzisiaj wydarzyło. Jedną z nich było to czy powiedzieć jutro ojcu o tym, co go spotkało czy jednak nie. Stwierdził jednak, że nic mu nie powie, bo jego tata mógłby tego nie zrozumieć i jeszcze go wyrzucić z domu czy zamknąć gdzieś. Ta myśl nie dawał mu spać przez długi czas, więc leżał przez ponad godzinę i rozmyślał zanim usnął.

Jake obudził się, kiedy słońce było już wysoko. Była to godzina jedenasta. Sześćdziesiąt minut później był już ogarnięty i wyszedł na dwór, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy usiadł na ławce przed domem usłyszał śpiew ptaków latający w pobliżu domu i odgłosy zabawy dzieci u sąsiadów. Nagle do jego głowy wpłynęły jakieś myśli. Dotyczyły miejsca spotkania z Johnem. Jake domyślił się, że była to sprawka Zakapturzonego. Wrócił jeszcze do domu po gałązkę i ruszył na spotkanie z mężczyzną.

Mieli spotkać się w lesie tam, gdzie przeniosło ich po pierwszej teleportacji. Gdy chłopak dotarł na miejsce John już na niego czekał. Znów siedział na kamieniu i wpatrywał się w ptaki nad nim.
- Witaj – powiedział spokojnym i przyjaznym głosem Jake.
- O jesteś już. Witaj – odparł mężczyzna wstając z kamienia i otrzepując się – chodźmy do jaskini wypróbować twoją moc.
- Tak chodźmy szybko – w głosie chłopca znów można było dosłyszeć podekscytowanie. Gdy znaleźli się w jaskini John zapytał:
- Przyniosłeś gałązkę?
- Tak – odparł, wyciągając za siebie gałązkę.
- Świetnie. Teraz tylko trzeba je spalić.
- Obie?
- Tak. Ta, którą ja miałem była przez całą noc na zewnątrz gromadząc w sobie moce wszystkich żywiołów, natomiast ta, którą miałeś ty gromadziła twoją energię. Podczas spalania twoja energia połączy się z energią któregoś z żywiołów i wróci z powrotem do ciebie.
- Mhm. Czy mogę wpłynąć jakoś na to, z jakim żywiołem połączy się moja energia?
- Nie, jest to losowe. Czas zaczynać.
W tym samym momencie oboje usłyszeli wybuch, a cała jaskinia się
- Co to było? – Zapytał zaniepokojony chłopak.
- Chyba ktoś nas atakuje.
- Co takiego? – W momencie, kiedy Jake wypowiadał te słowa nastąpił kolejny wybuch, a wyjście z jaskini się zasypało. W pomieszczeniu, w którym się znajdowali pojawiły się dwie sylwetki.
- Kim jesteście i czego chcecie? – Rzucił ostro John.
- Przyszliśmy po chłopca. Oddaj go, a nie stanie ci się niż złego.
- Zapomnijcie o tym. Nigdy go nie dostaniecie.

Jedna z sylwetek wyciągnęła przed siebie ręce, przykładając do siebie dłonie i krzyknęła: „phoenix”. Z jej rąk wystrzelił ognisty ptak i poszybował prosto w stronę Jake’a. Chłopak był tak przestraszony, że nogi odmawiały mu posłuszeństwa. W ostatniej chwili John rzucił się na niego przyjmując atak na siebie.
Druga sylwetka zaczęła się do nich zbliżać. Po chwili wypowiedziała słowa: „windy sword” i po chwili powietrze zaczęło oplatać jego lewą rękę i utworzyło miecz. Jake zaczął cofać się na czworaka do tyłu natomiast John nie był w stanie się poruszać. Nim chłopak się zorientował uderzył w czyjeś nogi, a nad Johnem była już jedna z sylwetek. Był to mężczyzna z długimi jasnymi włosami, które zasłaniały twarz.
- A teraz giń śmieciu – powiedział ostrym głosem jasnowłosy mężczyzna i wbił miecz w ciało Johna. Jake poczuł ukucie w sercu. Nie zorientował się nawet, że druga z sylwetek złapała go za ręce, wykręcając mu je do tyłu, podniosła go i trzymała.
- Teraz, gdy nie ma już twojego przyjaciela musisz iść z nami – odparła druga sylwetka kobiecym, ale stanowczym głosem.
- Nie. To nie dzieje się naprawdę. Nieeee! – W tym samym momencie ciało Jake’a zaczęło błyszczeć. Po chwili całe pokrył ogień, a kobieta puściła go. Jake skierował ręce w stronę mężczyzny i wystrzelił wiązkę ognia, która była tak silna, że spaliła całą lewą rękę długowłosego. Następnie Jake pojawił się przed nim i zaczął wyprowadzać serię ciosów. Ostatni z nich był na tyle potężny, że wystarczył, by wgnieść mężczyznę w ścianę. Chłopak odwrócił się w stronę kobiety. Ta postanowiła go zaatakować. Zaczęła strzelać kulami ognia, które dolatując do Jake’a znikały, ponieważ były wchłaniane przez powłokę ognia pokrywającą jego ciało. Kobieta była przestraszona na tyle, że postanowiła zabrać jasnowłosego i uciec. Ogień pokrywający ciało Jake’a zniknął, a chłopak opadł z sił i padł na ziemię. Spojrzał w stronę, gdzie leżało ciało Johna, lecz nic tam nie zobaczył.
Ostatnio zmieniony wt 24 wrz 2013, 22:10 przez Rical312, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Rical312 naprawdę lepiej jeśli opowieść ma tytuł, choćby roboczy. Jak to ktoś powiedział - tytuł to kwintesencja, jego brak dowodzi, ze nie wiesz, o czym piszesz.
Rical312 pisze:iż w pewnym momencie obok nich pojawił się jakiś starszy facet.
jakiś - niepotrzebne, bo używasz zaraz określenia, że był starszy, a to wystarczy;
Rical312 pisze:Gdy stanął w pobliżu chłopca wyciągnął w jego stronę rękę. Chłopiec chwilę stał w bezruchu i wpatrywał się w Zakapturzonego, gdy nagle również wyciągnął rękę w jego stronę i zaczął iść przed siebie. W momencie, kiedy ich ręce się spotkały i połączyły wkoło nich powstał krąg wirującego powietrza, a wokół zerwał się silny wiatr.
Rical312 pisze: Zioła, które zbierał chłopak, były podobne do tych wcześniej już widzianych przez niego, ale wydawały mu się jakieś inne. Coś je odróżniało od tych, jakie widział zawsze. Nie wiedział jak się nazywają, ponieważ John nie przekazał mu takich informacji. Prócz ziół musiał zebrać też kilka owoców, które przypominały jagody, lecz nie były granatowe tylko żółte. Po zebraniu wszystkich składników wyruszył z powrotem tą drogą, którą przybył.
Rical312 pisze:W mieszkaniu chłopaka szybko ogarnęło zmęczenie, więc szybko położył się spać, ale zanim się już położył, włożył jeszcze pod poduszkę gałązkę podarowaną przez Johna. Później wygodnie położył się w łóżku i do jego łowy napłynęło tysiąc myśli na temat tego, co się dzisiaj wydarzyło.
Plaga powtórzeń. Wszędzie. Nie możesz w kółko używać tych samych słów! Słownik synonimów może rozwiązać ten problem.
Rical312 pisze:Po chwili oboje zniknęli.
oboje - on i ona,
obaj - on i on,
obie - ona i ona;
Rical312 pisze:- 1. Nie szkodzi. Woda jest jednym z żywiołów. Można ją wytworzyć samemu, poprzez scalenie cząsteczek wody zawartych w powietrzu używając do tego swojej energii, 2. lub wykorzystywać istniejącą wodę z jezior rzek i 3. tak dalej. 4. Jako, że woda jest jednym z żywiołów nie posiada energii i służy do łączenia różnych składników.
- Rozumiem, a więc idę.
Bystry chłopak, pojął, ale ja nie zrozumiałam. Bo po co Zakapturzony daje mu wykład o wodzie i jej właściwościach? Potrzeba mu litra wody, żeby sporządzić wywar. Niech wyśle chłopaka do studni, strumienia, jeziora, bańki ze "Staropolanką" a nie ględzi jak potłuczony, nie wiadomo o czym i po co. Sam się zastanów, o czym on mówi:
1.Woda jest żywiołem. Fakt. Można ją (teoretycznie) wytworzyć samemu, jak się ma moc. Niby fakt. Ale nie z cząsteczek, raczej z atomów cząsteczki, potem zaś całe wiadra. Bo czy w powietrzu są cząsteczki wody? Niby para wodna? Rany, lekcja chemii.
On mówi, że wodę można stworzyć z cząsteczek wody. Nobla mu. Magicznego.
2. Prostszy sposób. Nawet dla maga.
3. I co dalej? Jest jakaś inna opcja?
4. Jak to woda nie ma energii? Ona ma jej całkiem sporo.
Rical312 pisze:Sześćdziesiąt minut później był już ogarnięty
Znaczy się, że co mu było?
Rical312 pisze:Jedna z sylwetek wyciągnęła przed siebie ręce, przykładając do siebie dłonie i krzyknęła: „phoenix”. /.../
Po chwili wypowiedziała słowa: „windy sword” i po chwili powietrze zaczęło oplatać jego lewą rękę i utworzyło miecz.
Ja wszystko rozumiem, ale może te zaklęcia dałbyś jednak po polsku?

Przeczytałam od deski do deski, ale nie podejmuję się tego omówić w całości. Na razie nie jest to tekst literacki. Multum błędów. Bardzo długa droga przed Tobą. Przykro mi.

ps. Przeczytałam wszystkie tomy Harrego P. Polubiłam. Może dlatego, że rozumiałam, co czytam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”