ZPMS: Noworoczna impreza w Zajeździe

1
ZPMS#8: Noworoczna impreza w Zajeździe: Apokalipsy nie będzie!



Nieubłaganie zbliżał się nowy rok. Właściciel z tej okazji postanowił zorganizować małe przyjęcie dla gości w jego Zajeździe. Nic specjalnego, ewentualnie zaprosi parę osób z zewnątrz, powie, że inni też mogą kogoś zaprosić. Posiedzą w miłym gronie, posłuchają muzyki klasycznej. I wszyscy będą zadowoleni. Więc postanowione – noworoczna impreza w Zajeździe!

- Wspaniale! – krzyknęła hrabina – zaproszę moich kolegów! Ale niech się pan nie martwi! To same sławy! Wie pan, poeci. Mili ludzie.

- Wie pani... – właściciel obawiał się “znajomych” hrabiny jak mało kogo. – Tylko nie za dużo. Ze trzech najwyżej...

- Oczywiście! Wybiorę najlepszych! – i podreptała na górę zawiadomić kogo trzeba.

Natomiast właściciel już zaczynał żałować swojej decyzji...

- Słyszałeś? – zapytał recepcjonista boja.

- Wybacz, mam dziś problemy z żołądkiem.....

- Nie! Chodzi mi o noworoczną imprezę! Czy to nie wspaniałe?!

- Ja...chyba.... muszę iść pościelić łóżka! – boj doskonale wiedział, że recepcjonista bywa tak podniecony gdy ma jakiś doskonały pomysł.

Natomiast doskonały pomysł recepcjonisty to ból i cierpienie dla boja.

- Ale zaczekaj moment! Tym razem nie może się nie udać!

- Tak jak ostatnim razem? I przed tym? I jeszcze wcześniej?!

- Nie możesz być taki zgorzkniały... Postęp mój drogi! To nas odróżnia od żywych!

- A myślałem, że to, że my już nie jesteśmy żywi...

- No... – recepcjonista poczuł się zbity z tropu. – to też, oczywiście, że to też. Jednak skupmy się na postępie! Oto mój plan na doskonałego sylwestra....

Właściciel siedział w swoim biurze notując rzeczy, które trzeba kupić. Wyszło trochę za drogo jak na jego kieszeń dlatego zaczął robić cięcia w wydatkach. W końcu baloniki narysowane na kartonie są lepsze od tych prawdziwych bo nie pękają. Natomiast za serpentyny spokojnie mogą robić stare, pocięte gazety.... trzeba je tylko wygrzebać z kosza....

- Witaj właścicielu. – odezwał się dość oficjalny, urzędniczy głos.

Właściciel uniósł głowę i ujrzał iż głos ten ma i swojego właściciela. Był to niski, chudy i dobrze zasuszony diabeł. Nie jeden rodzynek mógłby mu pozazdrościć zmarszczek.

- Och! Dzień dobry! – właściciel przybrał uśmiech nr 23: Wizytacja urzędnika z piekła.

- Nie ma czasu na uprzejmości a czas ucieka. Przybyłem poinformować, że za dwa dni w Sylwestra będzie miała miejsce Apokalipsa. Są pytania? Nie ma? Doskonale, lecę dalej....

- Zaraz! Jak to Apokalipsa?

- No Apokalipsa. Koniec wszystkiego, ostateczna walka, zamknięcie hipermarketów... To dopiero przerazi ludzi.

- Ale to nie możliwe!! Nie widziałem znaków, że Apokalipsa nadchodzi...

- To dlatego, że w zeszłym miesiącu Piekielna Rada wybrała nowe. I wszystkie się spełniły: Pani Barbara z Warszawy złapała gumę wracając z pracy do domu, Ian ze Szkocji dostał kataru drugi raz w roku.....

- To jakieś oszustwo!

- Zarzucasz, że piekło oszukuje? – przemyślał to co powiedział – Zresztą nie ważne... Wszyscy mają już dość tego czekania w niepewności na Apokalipsę i postanowili wziąć sprawy w swoje ręce......

- Ale ty nic nie rozumiesz! – obruszył się właściciel – jeżeli dojdzie do tego o czym mówisz.... To diametralnie zmniejszy ruch w interesie....

- Do zera – wtrącił się urzędnik – wiemy o tym. Jednak Szatan ma ochotę już teraz zapanować na Ziemi. Zawsze chciał pojechać na Hawaje, a ze względu na jego..... charakterystyczny wygląd jest to nie możliwe. Sam rozumiesz!

- Ale nie chcę bankrutować!

- A myślisz, że ja chcę dręczyć tych wszystkich ludzi na Ziemi? Oni są okropnie irytujący..... Mają dziwny zwyczaj pękania i obryzgiwania wszystkiego na około swoimi flakami gdy ich się troszeczkę napompuje... To takie niehigieniczne!

I zniknął.

Boj niósł już piątą skrzynkę z napisem: łATWOPALNE. NIE PRZENOSIć.

- To jest bardzo niebezpieczne.... Ostrożnie bo zanim się obejrzysz będziesz cały leżał w kawałkach.

- Zamiast dawać mi rady pomógłbyś nosić – warknął boj po czym dodał – po co nam to właściwie? Tym można by wysadzić w powietrze cały Zajazd.....

- Jeżeli byłoby się nie ostrożnym to tak. Ale my przecież jesteśmy, prawda? – po czym znów schował się za murek parę metrów od boja.

Noszenie skrzyń było z pewnością męczące. Jednak noszenie skrzyń z czymś, co łatwo mogłoby cię wybuchnąć w powietrze, było bardzo, bardzo stresujące. Ale jeszcze pięć rundek i przeniósł wszystkie skrzynie po czym schował się za murkiem z recepcjonistą.

- Więc.... po...co...nam.....to? – wydyszał.

- Fajerwerki! – krzyknął ucieszony recepcjonista i skierował się do Zajazdu.

Boj nie był pewien czy za życia korzystał z fajerwerków o nazwach: napalm, rakiety ziemia-ziemia bądź Wielka-Wyrwa-W-Ziemi. No, ale od czasów gdy był żywy mogło już wiele się zmienić....

Tymczasem podeszły do niego dwa gargulce i zaczęły się obscenicznie obmacywać. Oczywiście o ile dwa kamienne posągi, które są niedokładnie zrobione przez artystę, który się nie natrudził by je odwzorować z jakimiś większymi szczegółami mogą się obscenicznie obmacywać.

- Słuchajcie... Jeżeli hrabina was jeszcze nie zapraszała to chciałbym przekazać wam zaproszenie na noworoczną imprezę w jej imieniu.... – po czym boj z uśmiechem wrócił do Zajazdu.

Wspomnieć trzeba, że hrabina wprost nienawidziła tych gargulców i to był chyba jedyny powód dla którego właściciel ich jeszcze nie wykopał. Niemniej jednak gdy przybędą na imprezę i zbliżą się do hrabiny podziękować jej za zaproszenie, gdy ona będzie zabawiała swoich znakomitych gości,... to będzie doprawdy zabawne.

Admirał natomiast znalazł prezent. Otóż ktoś mu kupił sztuczne nogi. A przynajmniej tak myślał.... Nogi te były zrobione dla niego przez recepcjonistę. Jego najnowszy wynalazek. Pewnie gdyby Admirał o tym wiedział to by ich nie założył, świadomy tego, jakie wynalazki robi recepcjonista. Tego jednak nie wiedział więc je założył. Na nogi owe było rzucone magiczne zaklęcie, które powodowało, że po założeniu nogi z drewnianych robiły się jak prawdziwe i zrastały się z kikutami. Jednak z powodu braku Dębu – a z niego wedle przepisu trzeba było zrobić nogi – recepcjonista zrobił je z Roztańczonej Brzozy. I od tego momentu we wszystkich momentach, które nogi uznają za odpowiedni miały tańczyć póki im się nie znudzi.... Jednak Admirał nie odkrył jeszcze tego.... małego mankamentu, więc dajmy mu się nacieszyć prezentem.

- Więc wyruszam! – właściciel krzyknął do recepcjonisty – muszę się udać z wizytą do piekła! Ty w tym czasie pilnuj Zajazdu... A jeśli wrócę i choćby jedno krzesełko, jedna deseczka, będzie nie na swoim miejscu.... Wtedy nie chciałbym być tobą.

I zanim recepcjonista zdołał odpowiedzieć cokolwiek, właściciela już nie było.

- Cokolwiek! – krzyknął gdy tamten już wyszedł.

Po czym uśmiechnął się od ucha do ucha. Teraz już nic nie stało na przeszkodzie przed użyciem fajerwerków.... Zabawa szykowała się ognista.

- Sam jesteś dupkiem! – rzucił jakiś trup wchodzący do Zajazdu.

Po nim weszło jeszcze trzech. Wszyscy trochę się chwiali co mogło być powodem zawieruchy na zewnątrz. Jednak po zamknięciu drzwi chwiali się nadal. I wzrok mieli dość mętny. Przestali nawet rozmawiać skupiając się – chyba – na odwiecznej walce człowieka pijanego z grawitacją która bywała bezwzględna.

- A żule....znaczy się zacni panowie do kogo? – spytał recepcjonista.

- A my do hrabiny! Naszej kochanej Vrakuli! – wrzasnął jeden.

- Jej zdrowie! – krzyknął drugi po czym wszyscy zaczęli pić z buteleczek wyciągniętych zza pazuchy.

- Boju – zwrócił się do wcześniej wymienionego – leć po hrabinę... Albo nie. Zaprowadź gości do jej pokoju.



Tymczasem gdzieś w piekle...



Pociąg jak zwykle się spóźnił, a każdy przedział był zamknięty. Dlatego też właściciel przybył ze sporym opóźnieniem, a jego bagaż został skradziony tuż przed stacją. Chyba po to, by mu było przykro, że prawie udało mu się go nie stracić. Niemniej jednak w piekle było bardzo zimno, a kurtka była w walizce którą teraz miał ktoś inny. Dlatego też pierwsze co zrobił właściciel to skierował się do sklepu “Diabelne tekstylia braci Siarczanych”.

Nazwa była jak najbardziej nieadekwatna. Co zgodnie z założeniami piekła gnębiło dodatkowo. W sklepie zamiast natarczywego zapachu siarki dało się wywąchać zapach fiołkowy. I to w najgorszym wydaniu.

- Chciałbym kupić kurtkę zimową....

- Niestety – odpowiedzieli jednocześnie bracia co było bardzo irytujące – skończyły nam się zimowe ubrania! Mamy tylko letnie!

- Możecie mi powiedzieć po co mi podkoszulek w zimie?!

- By nosić go pod kurtką?!

- Ale takowej nie posiadam!

- To nie dobrze. Zmarznie pan. Lepiej pójść do jakiegoś sklepu kupić jedną.... Na zewnątrz jest bardzo zimno!

- W takim razie poproszę podkoszulki. Pięć sztuk.

- Właśnie się skończyły!

Właściciel wściekły wyszedł na ulicę. Zastanawiał się jak miejscowe sklepy funkcjonują skoro nigdy nic nie sprzedają, a jedynie wnerwiają klientów.... Pewnie dostają dofinansowanie.

Skierował się jednak do budynku Ministerstwa Piekielnego. Niestety musiał iść na piechotę bo żadna taksówka się nie zatrzymywała. Spacer zajął mu dwadzieścia minut, a po drodze wywrócił się niezliczoną liczę razy gdyż chodniki, na których nie było śniegu, były posypywane lodem. Niemniej jednak gdy doszedł do drzwi Ministerstwa zatrzymała się koło niego taksówka.

- Może pana podwieźć? – odezwał się taksiarz.

Właściciel spojrzał na niego z mordem w oczach i wszedł do środka. W holu była gigantyczna kolejka do lady informacji gdzie znajdowało się pięć okienek. Oczywiście otwarte było tylko jedno. Po około piętnastu minutach czekania był w końcu przy okienku.

- Numerek proszę – urzędnik odezwał się znudzonym tonem.

- Nie mam.

- Więc proszę go wziąć i na koniec kolejki.

- Ale jaki numerek? Skąd mam go wziąć?!

- Widzi pan ten wielki kwiatek, za którym nic nie widać? Za nim jest maszyna wydająca numerki.

Minęło jeszcze dwadzieścia minut, ale w końcu znalazł się znów przy okienku.

- Numerek proszę – ten sam znudzony głos.

- Proszę.

- Pan do Wydziału Apokaliptycznego? Trzeba było od razu. Tam kierujemy bez kolejki. Sześćset sześćdziesiąte szóste piętro.

Zabawne, ale zawsze się okazywało, że wszystko w piekle było na tym piętrze. Niemniej jednak właściciel skierował się do windy. Popsuta.

Trzy godziny później. Po wejściu [a w ostatnim etapie wchodzenia wpełznięciu] na górę zrobił to, co każdy żywy lub martwy sobie obiecuje po wzmożonym wysiłku fizycznym, złożył sobie solenna obietnice, że od jutra zaczyna ćwiczyć regularnie. Niemniej jednak z dużym wysiłkiem doszedł do drzwi Wydziału Apokaliptycznego. Było zamknięte. We wtorki zawsze mają zamknięte. Trzeba przyjść jutro.

Tymczasem w Zajeździe zaczęły się przygotowania do imprezy. Oczywiście wszyscy starali się pomóc, a w szczególności Admirał, który chciał wykorzystać nowe nogi do granic możliwości. Na jego nieszczęście wtedy to ujawnił się dość szczególny mankament tych nóg....

Przybijał właśnie kolorowe ozdoby pinezkami gdy jego nogi zaczęły tańczyć skocznego oberka. Biedaczek porozsypywał wszystkie pinezki wbijając tym samym ich większą cześć w swoje ciało. Popołudnie spędził na ich wyjmowaniu.

Hrabina natomiast robiła to w czym jest najlepsza – uprzykrzała życie innym. W pewnym momencie zdenerwowany kucharz poprosił ją by przyniosła mu coś ze spiżarni. Gdy weszła do środka zamknął za nią drzwi, a wszyscy mu podziękowali.

W pewnym momencie do Zajazdu wbiegł boj w osmolonym ubraniu i po przypalanymi kępkami włosów. Bo właśnie to zostało z jego bujnej czupryny – kępki włosów.

- Nidy więcej! Ty... ty.... ty.... PIROMANIE! – wydarł się na recepcjonistę, który z wielkim uśmiechem wbiegł za nim.

- No nie przesadzaj! Przecież było całkiem fajnie! A na pewno widowiskowo!

- WIDOWISKOWO? Ta wiewiórka, która biegała na około paląc się chyba tak nie uważała.

- Ale w końcu zgasła....

- Bo został z niej szkielet!

- Ale musisz przyznać, że była trochę za tęga.... Powinna podziękować. Niewdzięcznica, ot co.

Boj skierował się do swojego pokoiku umyć się i doprowadzić do porządku.

Recepcjonista natomiast pisał scenariusz Wielkiego Wieczoru. Układał plan które fajerwerki odpali pierwsze. Z góry zszedł Admirał i podszedł do niego.

- Mam pytanie... Co to za żule siedzące w jadalni? – spytał.

- To goście hrabiny. Pinezka.

- Słucham?

- Goście hrabiny.

- To drugie.

- Pinezka – wytłumaczył recepcjonista głosem cierpliwego ojca tłumaczącego dziecku czemu nie może wkładać ciasteczek maślanych do nosa.

- Nie rozumiem.

- Ma pan jedną wbitą w czoło.

- Ach, dziękuje – i odszedł do jadalni.

Po południu wszystko było już gotowe na imprezę, która miała odbyć się następnego wieczora. Hrabina została wypuszczona ze spiżarni i dość szybko uwierzyła w historię o tym, że drzwi się zatrzasnęły i nie było jak ich otworzyć. Damie nie wypadało się kłócić o takie błahostki... Albo po prostu była pewna, że nikt specjalnie by jej nie zamknął pozbawiając się w ten sposób jej towarzystwa.



Tymczasem w piekle....



Właściciel przybył następnego dnia. Wydział był dziś otwarty jednak gdy wdrapał się na to jakże wysoko umiejscowione piętro okazało się, że akurat mają przerwę. Po wyczekaniu wszedł do środka.

- Ja w sprawie Apokalipsy.

- To już jutro! Czyż to nie ekscytujące?! – zawołał rozpromieniony urzędas.

- Czy nie dałoby się tego jakoś przesunąć? Bardzo to zmniejszy ruch w interesie, który prowadzę...

- Och! Proszę pana! My jesteśmy niePRZEKUPNI – wyraźnie zaakcentował końcówkę swej wypowiedzi.

- Weekend w moim Zajeździe w towarzystwie..... przeuroczej damy? – spytał z nadzieją w głosie.

- W zasadzie nie powinienem... Ale tysiąc lat w jedna czy drugą stronę to znikoma różnica. Niech będzie. Zjawię się po południu.

I tak też było. Na nieszczęście urzędnika okazało się, że tą damą jest hrabina. Ta z kolei bardzo się ucieszyła z towarzystwa urzędnika, bo miała już dość tłumaczenia, że pijacy których zaprosiła to w rzeczywistości bardzo znane osobistości, które nie mogą mówić o swojej pracy bo jest tajna. I właśnie dlatego piją – życie pod ciągłą presją męczy.

Urzędnik starał się wykorzystać każdą okazję by oddalić się od hrabiny. Nie było to jednak łatwe gdyż ta była już zaprawiona w bojach. Gdy chciał iść po arszenik oddalając się “tylko na chwilkę” podążała za nim, również chodzenie do toalety za częste mu się nie udawało – został złapany w żelazny Uścisk Vrakuli Pod Ramię o którym krążyły legendy i – jak mógł się przekonać urzędnik – prawdą było, że nie da się z niego uwolnić.

W każdym bądź razie zbliżała się północ, a z nią czas odpalenia fajerwerków. Wszyscy wyszli na zewnątrz. W tym momencie przybył kurier wręczając list bojowi. Okazało się, że wygrał w dorocznej loterii – wycieczka na Trupi Szczyt. Z pewnością nie omieszkałby się ucieszyć z tego faktu gdyby w tym momencie recepcjonista z dziwnymi ognikami w oczach nie odpalił swoich fajerwerków....

W tym miejscu przesuńmy się o parę chwil w przyszłość gdy przed Zajazd trafił właściciel by w pełni móc oddać to co ujrzał. A mianowicie:

Zajazd płonął. Cała jego wschodnia część była w ogniu iście piekielnym. Boj i recepcjonista starali się go ugasić jednak biorąc pod uwagę, że mieli do dyspozycji dwa wiaderka, nie za dobrze im szło. Za nimi Admirał wywijał skoczne oberki płacząc przy tym i błagając by ktoś mu odrąbał głowę. Wtem obok niego przebiegł urzędnik. Za nim hrabina wołając swego kochasia. Jak widać skorzystał on z zamieszania by wyrwać się hrabinie, ta jednak chciała za wszelką cenę naprawić swój błąd i go złapać. Za nią z kolei biegły dwa gargulce – jeden poklepywał drugiego po plecach, a tamten z kolei mruczał. Hrabina tego po prostu nie znosiła.

- Szczęśliwego Nowego Roku.... – wysapał właściciel i skierował się w stronę boja i recepcjonisty by wpierw na nich nawrzeszczeć, a potem dowiedzieć się co się stało.
[img]http://runmania.com/f/a77c6d394b43ef1fb846d372d7693f5d.gif[/img]



"Do pewnych spraw dobrze jest mieć dystans. Najlepiej długi"

2
W sumie podobało mi się. Zwłaszcza część z Piekłem... :P

Wprawdzie w niektóre momenty na siłę próbowały rozbawić czytelnika ( co miało wręcz odwrotny skutek)...no ale cóż....

Czasem (zawsze muszę się tego przyczepić) nie podobał mi się kontekst zdania, ale na szczęście żadko...

Gargulce przebijają wszystko...



Pozdrawiam I.I. :twisted:
"Gdy zdusze dybucze obdziera ze skóry

Nie dla niego usta twe , lecz wilcze pazury.

Kiedy zdusze dybucze ciało jego włóczy.

Nie dla niego usta Twe, ale dzioby krucze. "





Na dłuugich wakacjach. Adios. :D
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”