Historia o słoniu - czy to ma przyszłość

1
Czy to ma przyszłość? Moje pisanie oczywiście, nie opowiadanie.


Dziś przy obiedzie moja siostra powiedziała:

- Tato, bo ja bym chciała zaadoptować słonia.

Parsknęłam w swoją pomidorową. Tata też zaczął się śmiać.

- Chciałabym zaadoptować słonia - powtórzyła dużo wyraźniej i głośniej moja siostra.

- I co, będziesz go w pokoju, w akwarium go trzymać? - zadrwiłam. - A na noc będziesz wynosiła na pole?

Tata zaczął się tak zataczać ze śmiechu, że aż się oblał. Przyłożył rękę do czoła Justyny i powiedział:

- Majaczysz, kochana.

- Nie, tata. Z tą adopcją to chodzi o to... - Justyna wcale nie wyglądała, jakby miała żartować.

- Wystarczy, że sama jesteś słoniem. Drugiego nie potrzebujemy. Chyba, że nie chcesz się czuć samotna - powiedziałam.

- Zamknij się. U nas otwierają za niedługo zoo i tam można będzie mieć własnego słonia, no, ten, zaadoptować go, ale on w zoo będzie - wytłumaczyła Justyna.

- A po co w ogóle go adoptować, skoro w zoo będzie?

- Justysia, nie rób sobie jaj z biednych słoni - mruknął posępnie tata, który przed chwilą skończył się bujać. - Idź do pokoju, i odpocznij. Pewnie miałaś ciężki dzień.

Już miałam mówić, że cały dzień Justyna przestała z robotnikami, który budowali mury zoo, ale zadzwonił telefon. W związku z tym odebrałam go.

- Justyna? - usłyszałam przesłodzony głos w słuchawce. - I co, zgodzili się co do tego słonia?

- Następna wariatka - odpowiedziałam. - Tu nie Justyna, tylko Ela. Już ją wołam. JUSTYNA! Telefon do ciebie!

Przyleciała Justyna jak na skrzydłach i wyrwała mi słuchawkę.

- Następna wariatka ze słoniami - wytłumaczyłam tacie. - One się dobrze czują?

Ale tata mnie nie słyszał. Właśnie przeglądał gazetę regionalną i trafił na artykuł zatytułowany "I ty możesz mieć własne zwierzątko w naszym ZOO!".

"Posiadanie własnego zwierzęcia w zoo staje się coraz modne w innych krajach, toteż postanowiliśmy taką taryfę zastosować i w naszym zoo - mówi Paweł Drab, dyrektor zoo. - Każde zwierzę można wziąć na raty..." - przeczytałam. Nie wytrzymałam i wybuchłam straszliwym, zagłuszającym śmiechem. Tata też nie wytrzymał.

- Cicho! - krzyknęła od telefonu Justyna. - Właśnie omawiam z Gośką ważne sprawy! Nie możecie przez chwilę zachowywać się jak normalni ludzie?

- Ważne sprawy - prychnęłam. - Słonie.

Moja siostra naprawdę zwariowała. Przekonałam się o tym wieczorem, kiedy przyszła do mnie do pokoju, na internet i zaczęła oglądać słonie na zdjęciach i na kamerce. Ja właśnie uczyłam się chemii, ale kątem oka patrzyłam na niecodzienne zachowanie siostry.

- Ile taki słoń kosztuje? - spytałam zaciekawiona.

- Ja z Gośką bierzemy jednego na raty, Sandra z Lidką biorą fokę...

- Jezus Maria. Ta wasza klasa naprawdę zeszła na psy.

- Elka, chodź tu. Pomóż nam wybrać - podeszłam i Justyna pokazała mi zdjęcie trzech słoni. - Którego wybrać? Zastanawiamy się nad tym środkowym a ostatnim, ale...

- Justyna, idź się lecz. Słonie i słonie. Co to za idiotyzm?! I kto to wymyślił w ogóle?

- Dyrektor zoo. Spoko gościu, powiedział, że da nam zniżkę, jako...

- Wiesz co, może ja pójdę się uczyć. Oszczędzę sobie stresu.

Ale się nie uczyłam. śmiałam się w duchu z mojej siostry, Gośki, Sandry, Lidki, dyrektora zoo i słoni.

- Nie uczysz się - zwróciła na mnie uwagę Justyna. - Cały czas patrzysz się w ścianę.

- Idź do swoich słoni - warknęłam.

- Spadaj. Ale ja i tak będę mieć słonia - i jednym ruchem wyłączyła komputer, i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.

- Co się tam dzieje? - próbował się dowiedzieć tata.

- To ten słoń - krzyknęłam. A później już powiedziałam sama do siebie - Dziecko wojny. Nie, dziecko słoni.

Oprócz tego, że Justyna cały czas patrzyła na internet na słonie, nic ciekawego się nie działo. Minął tydzień, a o słoniach nadal ani słowa. Aż byłam ciekawa, czy moja siostra jest taka głupia i czy rzeczywiście razem z Gośką kupiły tego nieszczęsnego słonia. Ale nie dałam po sobie nic poznać, żeby potem nie było, więc zapytałam moją siostrę dziś rano podstępem:

- Justyna, masz pożyczyć 20 zeta?

- Nie, bo jutro idę po słonia.

Zabrzmiało to dość dziwnie, więc zrobiłam nieznaczną minę i poszłam do łazienki.

Na następny dzień Justyna przyszła do domu dziwnie zadowolona.

- Mam słonia - oświadczyła takim tonem, jakby zaraz się miała rozpłynąć. - Mamy z Gośką słonia! Dziś u Gośki impra na cześć Bryhildy! Bryhildy, naszej słoniczki! Tylko nic ojcu nie mów...

- Bryhilda? Kto takie idiotyczne imię dla słonia wymyślił? Biedny słoń... - użalałam się. - Powaliłoby mnie, gdybym Picollo za słonia musiała pić.

- Ciebie nie zapraszałam - warknęła Justyna.

- I chwała za to niebiosom.

Do końca dnia Justyna była okropnie zadowolona, aż jej zazdrościłam, ale nie słonia, tylko samopoczucia.

- Elka, wytłumaczysz mi majzę? - spytała mnie dużo, dużo później Justyna. Zdziwiłam się, że ją może w ogóle obchodzić majza, mając słonia w zoo na raty.

- To ciebie jeszcze coś obchodzi?

I wtedy to się stało. Justynie zaczęły rosnąć uszy, nos zaczął jej się wydłużać, pantofle zjechały jej z nóg, bo jej się powiększyły do rozmiarów plastikowej miednicy i zaczął jej z tyłu wyrastać mały ogonek, na którego końcu była zawiązania kokardka. Sama skóra zaczęła twardnieć i robić się szarego koloru. Patrzyłam się zdumiona w Justynę - obraz nędzy i rozpaczy, która właśnie zamieniła się w słonia.

- Słoniocy! Słoniocy! - zaczęła się drzeć moja (jaka moja?) siostra w niebogłosy. - Pomocy! Pomocy! SłONIOCY! SłONIOCY! Co się gapisz? Słonióż mi!

Nagle do pokoju wszedł tata.

- Co tu się dzieje...? - zdążył tylko zapytać, bo zemdlał. Ja stałam z otwartą gębą i patrzyłam się we wrzeszczącego słonia, który był moją siostrą.

Obudziłam się. żadnego słonia. Nade mną stała Justyna i się darła: Ela! Wstawaj!

- Co...? Gdzie słoń? - wymamrotałam na śpiąco.

- Przestań bredzić i wstawaj. Pójdziemy do zoo i pokażę ci mojego i Gośki słonia.

Precz ze słoniami!

2
Wypadałoby się przedstawić w odpowiednim do tego dziale. Warna nie dam, bo nie lubię karać nikogo za błędy, które można naprawić.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
słodkie :D pierwszy mój poważny post, przepraszam że pozwolę sobie zrecenzować tego słonia mimo że jestem tylko rok starszy i żadnym autorytetem na ty forum (jeszcze:twisted:) najprawdopodobniej nie jestem to wg mnie:

Opowiadanie pisane stylem jak z podręcznika dla klas 1-3, przynajmniej tak się czułem czytając. Może spróbuj jakiegoś poważniejszego tematu?

4
No to tak... dużo powtórzeń. Za dużo dialogów. Za mało opisów i innych akapitów, które nie byłyby dialogami. Same dialogi miejscami sztuczne. Tak pisałam, jak miałam dziewięć lat, czyli siedem wiosen wstecz. Seei dobrze to określił: jak z podręczników szkolnych do klas 1-3. Trzeba cię jeszcze podszkolić, koleżanko. :twisted:



Sam pomysł ze słoniem skojarzył mi się początkowo z filmem ,,Duże zwierzę" ze Stuhrem. Bo ja wiem... taka ,,musierowiczowa" powieść. Niektórym się może spodobać.
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

5
Musiało być to takie opowiadanie dla dzieci, bo to było na potrzeby własne... a raczej na potrzeby szkoły... ;) Winky, co masz na myśli, mówiąc: "podszkolić"?

6
tz. że będziemy zjeżdżać twoje teksty, dopóki nie będą na odpowienim poziomie :D



tekst jest słaby. Szczególnie pod względem opisów - jak powiedziała winky, prawie ich nie ma. Jest to prawie sztuka teatralna. Temat - cóż, mnie nie odpowiada, zresztą nigdy nie odpowiadał (nawet jak byłam młodsza).

Rzeczywiście musierowiczowska, a jej też nigdy nie lubiłam.



Wyszła ci z tego czytanka, a nie opowiadanie.
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

7
Doczytałem do momentu, gdy tata czyta gazetę. Dalej nie mam siły... temat do mnie jakoś nie przemówił, narracja - żadna. Tekst chyba nawet nie był czytany przez autorkę ani razu, gdyż pełno w nim błędów.



Co do twojego pisania... Na to musisz sobie odpowiedzieć sama. Czy masz siłę, by pisać? Jeśli masz, pisz. Nikt tu nie jest jasnowidzem, a ja nie mam zamiaru bawić się w futurologię :D Jednak jestem zdania, że pisarstwo to tylko praca, nie jakaś tam sztuka, do której potrzeba talentu. Do pisania potrzeba pracy. Ja piszę od ponad roku - w całości ukończyłem tylko dwa opowiadania. Teraz piszę książkę, tak książkę! Bo kocham pisać i widzę (mały, bo mały) postęp. Wierzę też, że kiedyś ktoś mnie wyda:D



Też wierz.



W siebie, rzecz jasna.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”