Dziś przy obiedzie moja siostra powiedziała:
- Tato, bo ja bym chciała zaadoptować słonia.
Parsknęłam w swoją pomidorową. Tata też zaczął się śmiać.
- Chciałabym zaadoptować słonia - powtórzyła dużo wyraźniej i głośniej moja siostra.
- I co, będziesz go w pokoju, w akwarium go trzymać? - zadrwiłam. - A na noc będziesz wynosiła na pole?
Tata zaczął się tak zataczać ze śmiechu, że aż się oblał. Przyłożył rękę do czoła Justyny i powiedział:
- Majaczysz, kochana.
- Nie, tata. Z tą adopcją to chodzi o to... - Justyna wcale nie wyglądała, jakby miała żartować.
- Wystarczy, że sama jesteś słoniem. Drugiego nie potrzebujemy. Chyba, że nie chcesz się czuć samotna - powiedziałam.
- Zamknij się. U nas otwierają za niedługo zoo i tam można będzie mieć własnego słonia, no, ten, zaadoptować go, ale on w zoo będzie - wytłumaczyła Justyna.
- A po co w ogóle go adoptować, skoro w zoo będzie?
- Justysia, nie rób sobie jaj z biednych słoni - mruknął posępnie tata, który przed chwilą skończył się bujać. - Idź do pokoju, i odpocznij. Pewnie miałaś ciężki dzień.
Już miałam mówić, że cały dzień Justyna przestała z robotnikami, który budowali mury zoo, ale zadzwonił telefon. W związku z tym odebrałam go.
- Justyna? - usłyszałam przesłodzony głos w słuchawce. - I co, zgodzili się co do tego słonia?
- Następna wariatka - odpowiedziałam. - Tu nie Justyna, tylko Ela. Już ją wołam. JUSTYNA! Telefon do ciebie!
Przyleciała Justyna jak na skrzydłach i wyrwała mi słuchawkę.
- Następna wariatka ze słoniami - wytłumaczyłam tacie. - One się dobrze czują?
Ale tata mnie nie słyszał. Właśnie przeglądał gazetę regionalną i trafił na artykuł zatytułowany "I ty możesz mieć własne zwierzątko w naszym ZOO!".
"Posiadanie własnego zwierzęcia w zoo staje się coraz modne w innych krajach, toteż postanowiliśmy taką taryfę zastosować i w naszym zoo - mówi Paweł Drab, dyrektor zoo. - Każde zwierzę można wziąć na raty..." - przeczytałam. Nie wytrzymałam i wybuchłam straszliwym, zagłuszającym śmiechem. Tata też nie wytrzymał.
- Cicho! - krzyknęła od telefonu Justyna. - Właśnie omawiam z Gośką ważne sprawy! Nie możecie przez chwilę zachowywać się jak normalni ludzie?
- Ważne sprawy - prychnęłam. - Słonie.
Moja siostra naprawdę zwariowała. Przekonałam się o tym wieczorem, kiedy przyszła do mnie do pokoju, na internet i zaczęła oglądać słonie na zdjęciach i na kamerce. Ja właśnie uczyłam się chemii, ale kątem oka patrzyłam na niecodzienne zachowanie siostry.
- Ile taki słoń kosztuje? - spytałam zaciekawiona.
- Ja z Gośką bierzemy jednego na raty, Sandra z Lidką biorą fokę...
- Jezus Maria. Ta wasza klasa naprawdę zeszła na psy.
- Elka, chodź tu. Pomóż nam wybrać - podeszłam i Justyna pokazała mi zdjęcie trzech słoni. - Którego wybrać? Zastanawiamy się nad tym środkowym a ostatnim, ale...
- Justyna, idź się lecz. Słonie i słonie. Co to za idiotyzm?! I kto to wymyślił w ogóle?
- Dyrektor zoo. Spoko gościu, powiedział, że da nam zniżkę, jako...
- Wiesz co, może ja pójdę się uczyć. Oszczędzę sobie stresu.
Ale się nie uczyłam. śmiałam się w duchu z mojej siostry, Gośki, Sandry, Lidki, dyrektora zoo i słoni.
- Nie uczysz się - zwróciła na mnie uwagę Justyna. - Cały czas patrzysz się w ścianę.
- Idź do swoich słoni - warknęłam.
- Spadaj. Ale ja i tak będę mieć słonia - i jednym ruchem wyłączyła komputer, i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
- Co się tam dzieje? - próbował się dowiedzieć tata.
- To ten słoń - krzyknęłam. A później już powiedziałam sama do siebie - Dziecko wojny. Nie, dziecko słoni.
Oprócz tego, że Justyna cały czas patrzyła na internet na słonie, nic ciekawego się nie działo. Minął tydzień, a o słoniach nadal ani słowa. Aż byłam ciekawa, czy moja siostra jest taka głupia i czy rzeczywiście razem z Gośką kupiły tego nieszczęsnego słonia. Ale nie dałam po sobie nic poznać, żeby potem nie było, więc zapytałam moją siostrę dziś rano podstępem:
- Justyna, masz pożyczyć 20 zeta?
- Nie, bo jutro idę po słonia.
Zabrzmiało to dość dziwnie, więc zrobiłam nieznaczną minę i poszłam do łazienki.
Na następny dzień Justyna przyszła do domu dziwnie zadowolona.
- Mam słonia - oświadczyła takim tonem, jakby zaraz się miała rozpłynąć. - Mamy z Gośką słonia! Dziś u Gośki impra na cześć Bryhildy! Bryhildy, naszej słoniczki! Tylko nic ojcu nie mów...
- Bryhilda? Kto takie idiotyczne imię dla słonia wymyślił? Biedny słoń... - użalałam się. - Powaliłoby mnie, gdybym Picollo za słonia musiała pić.
- Ciebie nie zapraszałam - warknęła Justyna.
- I chwała za to niebiosom.
Do końca dnia Justyna była okropnie zadowolona, aż jej zazdrościłam, ale nie słonia, tylko samopoczucia.
- Elka, wytłumaczysz mi majzę? - spytała mnie dużo, dużo później Justyna. Zdziwiłam się, że ją może w ogóle obchodzić majza, mając słonia w zoo na raty.
- To ciebie jeszcze coś obchodzi?
I wtedy to się stało. Justynie zaczęły rosnąć uszy, nos zaczął jej się wydłużać, pantofle zjechały jej z nóg, bo jej się powiększyły do rozmiarów plastikowej miednicy i zaczął jej z tyłu wyrastać mały ogonek, na którego końcu była zawiązania kokardka. Sama skóra zaczęła twardnieć i robić się szarego koloru. Patrzyłam się zdumiona w Justynę - obraz nędzy i rozpaczy, która właśnie zamieniła się w słonia.
- Słoniocy! Słoniocy! - zaczęła się drzeć moja (jaka moja?) siostra w niebogłosy. - Pomocy! Pomocy! SłONIOCY! SłONIOCY! Co się gapisz? Słonióż mi!
Nagle do pokoju wszedł tata.
- Co tu się dzieje...? - zdążył tylko zapytać, bo zemdlał. Ja stałam z otwartą gębą i patrzyłam się we wrzeszczącego słonia, który był moją siostrą.
Obudziłam się. żadnego słonia. Nade mną stała Justyna i się darła: Ela! Wstawaj!
- Co...? Gdzie słoń? - wymamrotałam na śpiąco.
- Przestań bredzić i wstawaj. Pójdziemy do zoo i pokażę ci mojego i Gośki słonia.
Precz ze słoniami!
Historia o słoniu - czy to ma przyszłość
1Czy to ma przyszłość? Moje pisanie oczywiście, nie opowiadanie.