PAMIĘTNIK SZTORMOWY roz. 1 cz. 1

1
Witam.
Dawno tu nie zaglądałam, ale nareszcie mam czas, by podzielić się drugim tekstem, który prawdopodobnie będzie przeze mnie dłużej wertowany. (Wakacje, więcej czasu, itp.)

Liczę na konstruktywną krytykę i mam nadzieję, że nie popełniłam błędów gramatycznych/interpunkcyjnych.
Z góry dziękuję.


530 Crystal Coast

Nastał świt. Około piątej nad ranem wybudziłem się ze Snu. Powoli zaczęła wracać świadomość i poczułem chłodną bryzę owiewającą mi twarz. W dalszym ciągu miałem przymknięte powieki i ani myślałem ich rozchylić. Nie byłem jeszcze gotowy na ponowne spotkanie ze światem ludzi. Wiadomo mi o nim tyle, że jest bardziej realny niż bym sobie tego życzył. Nie należę ani do ryzykantów, ani do szaleńców. Nie jestem też idiotą. Moje zachowanie rzadko wykracza poza normę. Ludzie natomiast chaotycznie pędzą przed siebie, nie wiedzieć czemu i nie wiedzieć dokąd. W swoim pośpiechu zapominają o oddychaniu, obciążają wystarczająco już skołatane serca i równie szybko umierają. Doprowadzają się do ruiny, ślepo wierząc, że prężnie rozwijająca się technologia wyciągnie ich z obłędu. Nic nie wiedzą o prawdziwym przeżywaniu życia.
W wykreowanej przeze mnie rzeczywistości nie ma miejsca na okrucieństwo i ogłupienie. Nikt nie przystawi bratu lufy do skroni, a także sobie samemu owej lufy nie przystawi. Nie ma morderców, złoczyńców czy gwałcicieli. To inny, znacznie bardziej cywilizowany świat, mimo swej pozornej prymitywności. Pieniądz nie ma tu wartości. Jest cicho i pusto. Prawdziwy Lunaticus Asylum.
Nazywam się Nathaniel York. Mój wiek to dla mnie odwieczna enigma. Nie pamiętam gdzie byłem, zanim trafiłem na Kryształowe Wybrzeże. Nie mam rodziny, a jeżeli kiedykolwiek miałem... cóż, widocznie nie była warta zapamiętania. Mój przyjaciel Hiro pochodzi ze Snu. Pojawia się każdej nocy z kompasem w dłoni, podarowanym mu niegdyś przez jednego z Lunatyków, i przykładając dziwnie smukły kciuk do napiętych skroni, przesyła mi swoje wspomnienia. W tenże sposób dowiedziałem się lata temu, że jest niemową. Urodził się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze, wydostając się z łona kobiety cierpiącej na rzadką, wyjątkowo uciążliwą chorobę psychiczną. Pewnej nocy nawiedził go koszmar. Ze łzami w oczach pobiegł do sypialni matki, zawodząc głośno i szukając otuchy w jej chudych ramionach, a ta, rozjuszona nagłą pobudką, odcięła mu język. Wkrótce po tym wydarzeniu uciekł. On sam nie wie, co się z nim później stało, w jego umyśle pozostała luka.
Dawno zrozumiałem, że Hiro umarł. Jednak z nieznanego mu powodu został pośmiertnym Telepatą, co ujawnia się w jego perłowych, szklistych oczach i sposobie przekazywania myśli poprzez ich wizualizację. Oczywiście, praktykujemy uczciwą wymianę - historia za historię.
Mieszkam na wspomnianym Kryształowym Wybrzeżu. Powietrze jest tu czyste, przesiąknięte wyrazistym aromatem słonej wody. Nie słychać tu życia. Jedynie szum fal pozwala uszom uwolnić się od ciszy, wprawiającej umysł w melancholię. Krystaliczny piasek, pokrywający 16-kilometrowy pas pustyń i plaż, to w rzeczywistości skruszone bryłki soli, przynoszone tu wraz z obfitymi przypływami. Na najbardziej wysuniętej na północ plaży ukryłem kuter rybacki i sieci z resztą ekwipunku przydatnego na połowach. Rzadko oddaję się tego rodzaju przyziemnym rozkoszom, gdyż żywię się Snem. Wprawdzie nie gardzę owocami morza, lecz jestem zbyt leniwy, by zagarnąć się do pracy na łajbie.
Schron burzowy, do którego schodzę w czasie sztormów, jako jedyny znajduje się pod ziemią. Schronów jest siedem. Wszystkie stworzyłem sam, w głowie. W głównym bunkrze zaadaptowałem Lunaticus Area, inaczej Krąg Snu. Jest dostępny wyłącznie dla Lunatyka, który ów krąg ożywił. Sen to stan przypominający agonię. Jest twardy, początkowo boleśnie rwący, sprawiający wrażenie więzienia, jednak w ciągu paru sekund wraca do normy. Podczas śnienia żyję na jawie, staję się władcą swojego świata. Uczę się kontroli nad tym, co czynię w wyobraźni. Opowiadano mi nieraz o tak zwanym trybie przejściowym, przypominającym buddyjską Nirvanę, dzięki któremu mógłbym stać się Wiecznym Lunatykiem. To proces długi, wydawałoby się - bezkresny, wymagający niebywałej koncentracji. Nie jestem pewien, czy powołałbym się na to wyzwanie.
Zbliża się zachód Księżyca. Szykuję się do Snu, pięćset trzydziestego pierwszego spotkania z Hiro. Często obserwuję moje księżyce. Istnieją dwa, utworzone z łez. Jeden z nich przypływa za dnia pod postacią czarnogranatowej płachty, poprzecinanej milionami srebrnych pereł. Większą część życia spędzam na podziwianiu tegoż Księżyca. Noc natomiast wygląda... inaczej. Na równie ciemnym niebie tańczą srebrzyste zorze, wieje ciepły wiatr, a sam Księżyc jest kulą pyłu i lodu, która roztacza wokół siebie delikatną poświatę.
Zasypianie odbywa się etapowo. Oczami wyobraźni zanurzam głowę pod wodę, każdą komórką ciała czuję drobne pęcherzyki powietrza wirujące w moich włosach, słyszę głuche jęki morskiej bryzy gdzieś nade mną i skupiam się wokół rzeczywistości, którą chcę ujrzeć. Gdy jestem gotów, tonę w bieli podwodnych świateł, a przed oczyma tworzy się Sen. Mój Sen. Żyję we śnie. Oddycham we Śnie. Kocham we Śnie.
Ostatnio zmieniony czw 17 lip 2014, 11:56 przez Panda, łącznie zmieniany 2 razy.
Człowiek jest mieszaniną pychy i nikczemności, wielkości i nędzy; pragnie cnoty, a służy grzechowi; pragnie trwałego szczęścia, a goni za chwilowymi rozkoszami; pan ziemi i nędzny robak.
-Blaise Pascal

2
Dobry, a nawet bardzo dobry tekst, przepełniony poetyką, liryką i wciągającym odbiorcę nastojem. Starannie napisany, wyważony i skomponowany. Ciekawa niejednoznaczność i owiana fantazją tajemniczość. Wzbogacił bym tylko trochę tło, to znaczy opisy scenerii którą opisujesz, trochę więcej o tym Wybrzeżu, dokładniejszy obraz bunkra, schronów. Może coś jeszcze o Hiro.
I rzeczywiście, wspomnianych błędów nie robisz. Gratulacje.
Sądzę, że w pierwszej części jest trochę zbyt krótkich zdań. Wprowadzasz atmosferę spokoju, pewnego rozmarzenia, a krótkie zdania są raczej obierane jako stwarzające pośpiech, niepokój, czy wręcz nerwowość. Co prawda tego u Ciebie specjalnie się nie odczuwa, ale wydłużenie ich, takie jak na przykład występujące na końcu:
Oczami wyobraźni zanurzam głowę pod wodę, każdą komórką ciała czuję drobne pęcherzyki powietrza wirujące w moich włosach, słyszę głuche jęki morskiej bryzy gdzieś nade mną i skupiam się wokół rzeczywistości, którą chcę ujrzeć.
- pogłębiłoby zakładany nastrój.
Zobaczmy, jak to zabrzmi:
Nie byłem jeszcze gotowy na ponowne spotkanie ze światem ludzi. Wiadomo mi o nim tyle, że jest bardziej realny niż bym sobie tego życzył. Nie należę ani do ryzykantów, ani do szaleńców. Nie jestem też idiotą. Moje zachowanie rzadko wykracza poza normę. Ludzie natomiast chaotycznie pędzą przed siebie, nie wiedzieć czemu i nie wiedzieć dokąd. W swoim pośpiechu zapominają o oddychaniu, obciążają wystarczająco już skołatane serca i równie szybko umierają.
Nie byłem jeszcze gotowy na ponowne spotkanie ze światem ludzi, o którym wiadomo mi było tyle, że jest bardziej realny niż bym sobie tego życzył. Nie należę ani do ryzykantów, ani do szaleńców, nie jestem też idiotą a moje zachowanie rzadko wykracza poza normę. Ludzie natomiast chaotycznie pędzą przed siebie, nie wiedzieć czemu i nie wiedzieć dokąd i swoim pośpiechu zapominają o oddychaniu, obciążają wystarczająco już skołatane serca i równie szybko umierają.

Albo:
Pieniądz nie ma tu wartości. Jest cicho i pusto. Prawdziwy Lunaticus Asylum.
Pieniądz nie ma tu wartości, jest cicho i pusto, prawdziwy Lunaticus Asylum.

To kwestia stylu, ale myślę, że warto to przemyśleć. W innych miejscach wykazujesz się zresztą umiejętnością konstruowania dłuższych zdań, nie musisz więc żywić tu żadnych obaw (wiadomo, że są trudniejsze do poprawnego napisania).

Kilka uwag do zastanowienia się:
Powoli zaczęła wracać świadomość i poczułem chłodną bryzę owiewającą mi twarz.
To nie jest błąd, ale zamiast „i” dałbym przecinek; inny rytm nadaje. Jest też „i” w następnym zdaniu.
Natomiast zdecydowanie usunął bym „mi” - wiadomo komu owiał twarz.
Wiadomo mi o nim tyle,
Napisałbym: Wiedziałem o nim tyle,...
Nie należę ani do ryzykantów, ani do szaleńców.
Pierwsze „ani” bym usunął.
Doprowadzają się do ruiny, ślepo wierząc, że prężnie rozwijająca się technologia wyciągnie ich z obłędu.
Napisałbym: Doprowadzają się do ruiny, ślepo wierząc, że prężny rozwój technologii, wyciągnie ich z obłędu.
Chodzi o to, aby uniknąć dwóch „się” w jednym zdaniu. Zresztą tych „się” jest jakoś zawsze i wszędzie za dużo.
Nikt nie przystawi bratu lufy do skroni, a także sobie samemu owej lufy nie przystawi.
Bardzo niezgrabne zdanie.
Nie ma morderców, złoczyńców czy gwałcicieli. To inny, znacznie bardziej cywilizowany świat, mimo swej pozornej prymitywności. Pieniądz nie ma tu wartości.
Pozornie sensowny kontekst i wniosek, zresztą dość często spotykany. Ale... Co jest cechą charakterystyczną cywilizacji i to nie tylko w dobie obecnej, co ona niesie ze sobą? Czy przypadkiem nie to, co jej tu przeciwstawiłaś? Tu oczywiście wkraczamy trochę w filozofię; lecz bezpieczniej będzie zmienić określenie „cywilizowany” jakimś innym. Może po prostu „lepszy świat?
Nie słychać tu życia.
Symptomy czy objawy życia nie zawsze są słyszalne, zwłaszcza życia rozwijającego się w morzu i w jego bezpośrednim sąsiedztwie. To, że go nie słychać, nie może stanowić dowodu, że go nie ma, a taki wniosek nasuwa to zdanie.
16-kilometrowy pas pustyń i plaż,
„16” należy napisać słownie. Teoretycznie w tekście literackim, liczby zawsze tak przedstawiamy. I skąd taka precyzja, że akurat szesnaście kilometrów? To brzmi trochę nienaturalnie.
Na najbardziej wysuniętej na północ plaży ukryłem kuter rybacki i sieci z resztą ekwipunku przydatnego na połowach.
Powtórzone „na”. Może tak: Na najbardziej wysuniętej północnej plaży, ukryłem...
I nie „na połowach”, lecz „w połowach”.
Rzadko oddaję się tego rodzaju przyziemnym rozkoszom, gdyż żywię się Snem.
Dwa razy „się” w jednym zdaniu. Lepiej to zmienić. Na przykład: Nie pociągają mnie tego rodzaju przyziemne rozkosze, gdyż żywię się Snem.
Opowiadano mi nieraz o tak zwanym trybie przejściowym, przypominającym buddyjską Nirvanę,
Tylko widzisz, nirwana w buddyzmie nie jest stanem przejściowym, lecz ostatecznym, więc takie sformułowanie rodzi pewne wątpliwości.
Nie jestem pewien, czy powołałbym się na to wyzwanie.
Chyba raczej chodziło: …czy podjąłbym się tego wyzwania.

Większą część życia spędzam na podziwianiu tegoż Księżyca.
Troszkę za dużo tych Księżyców:
Większą część życia spędzam na jego podziwianiu.

3
W wielu rzeczach się z Tobą zgodzę. Faktycznie, krótkie zdania usunę i zamienię je na długie, według Twoich wskazówek.

W kwestii "lufy" przyznam, że choć przez chwilę chciałam pisać stylem Sapkowskiego ("Narrenturm"). Oczywiście się nie udało, co więcej, wyszło dość, a nawet bardzo nieudolnie. Cóż, myślę, że lepiej będzie, jak zajmę się własnym stylem.
A Sapkowskiemu dam spokój :wink:

Nie zgodzę się przy twarzy. Owszem, można się domyślić, komu bryza owionęła twarz, ale bez "mi" jakoś to nie brzmi. Może to kwestia postrzegania i stylu.
O co mi chodzi: czytając jakąkolwiek książkę, wertuję kartka za kartką i rzadko przyglądam się potrzebie istnienia jakiegoś zaimka w zdaniu. Chyba, że pojawia się powtórzenie. Jednak tutaj na Weryfikatorium się weryfikuje, jak sama nazwa wskazuje, więc każda opinia i spostrzeżenie się przyda.

Co do całej reszty, prawda, bardzo Ci dziękuję.
Zauważyłam niepoprawność niektórych wyrażeń dopiero, gdy mi ją uświadomiłeś. Na przykład pas mierzący szesnaście kilometrów. Nie był naturalny, ale wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Zamienię na "wielokilometrowy" i będzie ok.

Zostawię "Prawdziwy Lunaticus Asylum." w krótkiej formie, jest w porządku, kończy akapit.

Cieszę się, że tekst Ci się spodobał i biorąc pod uwagę wcześniejsze błędy, jakie popełniłam przy pisaniu poprzedniego fragmentu powieści (której raczej nie mam zamiaru kontynuować), jestem z siebie bardzo dumna. Każdy człowiek lubi być doceniony za coś, nad czym troszkę posiedział.

Jeszcze raz dziękuję, że poświęciłeś na to czas. To się dla mnie naprawdę liczy.
Człowiek jest mieszaniną pychy i nikczemności, wielkości i nędzy; pragnie cnoty, a służy grzechowi; pragnie trwałego szczęścia, a goni za chwilowymi rozkoszami; pan ziemi i nędzny robak.
-Blaise Pascal

4
Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu ;)

Nastał świt. Około piątej nad ranem wybudziłem się ze Snu. Powoli zaczęła wracać świadomość i poczułem chłodną bryzę owiewającą mi twarz. W dalszym ciągu miałem przymknięte powieki i ani myślałem ich rozchylić. Nie byłem jeszcze gotowy na ponowne spotkanie ze światem ludzi. Wiadomo mi o nim tyle, że jest bardziej realny niż bym sobie tego życzył. Nie należę ani do ryzykantów, ani do szaleńców. Nie jestem też idiotą. Moje zachowanie rzadko wykracza poza normę. Ludzie natomiast chaotycznie pędzą przed siebie, nie wiedzieć czemu i nie wiedzieć dokąd. W swoim pośpiechu zapominają o oddychaniu, obciążają wystarczająco już skołatane serca i równie szybko umierają. Doprowadzają się do ruiny, ślepo wierząc, że prężnie rozwijająca się technologia wyciągnie ich z obłędu. Nic nie wiedzą o prawdziwym przeżywaniu życia.
Za dużo nużących komunałów - nie znaczy, że bohater nie może tak myśleć, ale jak widzę w pierwszym akapicie takie frazesy, to poważnie zastanawiam się, czy jest sens czytać dalej. Lepiej to rozstrzelić po tekście albo napisać, dlaczego tak uważa.
Ze łzami w oczach pobiegł do sypialni matki, zawodząc głośno i szukając otuchy w jej chudych ramionach, a ta, rozjuszona nagłą pobudką, odcięła mu język
Odcięty język sprawia, że nawet we śnie nie można mówić? Trochę naciągane...
On sam nie wie, co się z nim później stało, w jego umyśle pozostała luka.
Bohaterom strasznie dziwnie szwankuje pamięć ;)
Krystaliczny piasek, pokrywający 16-kilometrowy pas pustyń i plaż, to w rzeczywistości skruszone bryłki soli, przynoszone tu wraz z obfitymi przypływami. Na najbardziej wysuniętej na północ plaży ukryłem kuter rybacki i sieci z resztą ekwipunku przydatnego na połowach. Rzadko oddaję się tego rodzaju przyziemnym rozkoszom, gdyż żywię się Snem. Wprawdzie nie gardzę owocami morza, lecz jestem zbyt leniwy, by zagarnąć się do pracy na łajbie.
Nie podoba mi się cały ten akapit.
Nie mam problemu z plażą z soli, ale zgrzyta mi piasek, bo to jednak co innego niż sól.
Przyziemne rozkosze to ukrywanie kutra i ekwipunku?
Zagarnąć się do pracy?
Powtórzenie "plaży". Siękoza.
Nie jestem pewien, czy powołałbym się na to wyzwanie.
?
Często obserwuję moje księżyce. Istnieją dwa, utworzone z łez. Jeden z nich przypływa za dnia pod postacią czarnogranatowej płachty, poprzecinanej milionami srebrnych pereł.
Czy dobrze rozumiem? Księżyc jest z łez i jest czarnogranatowy? Trochę dziwne te łzy. A najgorsze, że nic z tego nie wynika.
każdą komórką ciała czuję drobne pęcherzyki powietrza wirujące w moich włosach
Serio? Każdą? Każdą każdą? ;)


I odniosę się jeszcze do komentarza Gorgiasza:
I skąd taka precyzja, że akurat szesnaście kilometrów? To brzmi trochę nienaturalnie.
Myślę, że ta precyzja jest tu uprawniona - bohater sam wszystko tworzy, więc potrafi dokładnie określić długość plaży. Z drugiej strony chyba wolałbym, żeby to było bardziej obrazowo opisane - nie kilometry a jakieś porównanie, żeby zadziałała wyobraźnia. Natomiast unikałbym "wielokilometrowego", bo mało w nim treści.

Ta Nirvana też mi zgrzytnęła poważnie. Zanim coś napiszesz, to zastanów się, co wiesz na ten temat.


Podsumowując, tekst jest średni i to na dolnej granicy, ale widać potencjał. Potencjał objawia się głównie w wyobraźni i w tym, że rzeczywiście nie robisz byków ortograficznych i konstruujesz sensowne zdania.
Skupię się na tej wyobraźni - jest atutem, ale trochę się tutaj rozhulała. Nie panujesz nad nią. Dobrym przykładem jest fragment o księżycach, łzach i ten o plaży z soli - chcesz zmieścić dużo różnych fajnych rzeczy, ale one ostatecznie ze sobą nie współgrają. A właśnie o to chodzi, że poszczególne elementy muszą wspólnie pracować, żeby dać konkretny efekt. A tak to każdy element ciągnie w swoją stronę i w efekcie stoimy w miejscu.
Moja rada jest taka: jak już zabierasz się do poprawek, czytaj uważnie każde zdanie i rozbijaj je na części składowe, a później myśl, co z nich wynika, dlaczego tam są i jak się mają do zdania (albo części zdania) obok.


Pozdro!

B.A.

zatwierdzona weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony czw 17 lip 2014, 11:56 przez B.A.Urbański, łącznie zmieniany 1 raz.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron