Charlie patrzył przez kuchenne okno popijając drugą tego rana kawę, zegar na ścianie wskazywał piątą piętnaście. Za oknem dzień dopiero odsłaniał pokryte szarością budynki, brama wjazdowa do Warmer & Enkel była zakryta jeszcze w cieniu. Samotny lis przemknął przez ulicę i przecisnął się między prętami do środka. Charlie uśmiechnął się do siebie. Czyli tamtędy się przeciskasz, futrzaku jeden.
Z kubkiem kawy w ręku przeszedł do salonu i podniósł klapę laptopa. Usiadł w wysłużonym fotelu i zaczął wsłuchiwać się w powitalne dźwięki wydobywające się ze starego DELL’a. Wiedział, że proces zajmie dobrych kilka minut, w tym czasie znudzonym wzrokiem przesunął po półkach po drugiej stronie pokoju. W słabym świetle budzącego się dnia zakurzone książki i płyty zlewały się w jedną, szarą masę. Dopiero po chwili zaczął rozróżniać poszczególne przedmioty; grzbiety książek stały w równych szeregach, niektóre kryły się za zdjęciami w prostych, drewnianych oprawkach. Jego wzrok zatrzymał się na biało-czarnym zdjęciu, na którym trzy młode dziewczyny siedziały obok siebie i uśmiechały się do kamery. Wszystkie miały długie, czarne włosy i ciemnie oczy, dwie z nich miały duże brwi, trzecia - delikatne kreski nad oczami. Wszystkie ubrane były w czarne, przyległe podkoszulki z krótkim rękawem. Siedziały przy stoliku w pubie, na którym stały trzy duże, ciemne piwa.
Charlie uśmiechnął się smutno na widok zdjęcia, patrzył na nie codziennie od sześciu lat, ale rzadko myślał o dziewczynach i o czasie, kiedy bywały stałymi bywalcami w jego; wynajmowanym wówczas; domu w zachodnim Londynie. Od tamtego czasu został zrównany z ziemią na rzecz nowoczesnych apartamentów. Teraz nagle wszystkie wspomnienia wróciły do niego i wypełniły tęsknotą za beztroskimi czasami drugiej młodości. Nie miał już kontaktu z żadną z dziewczyn.
Z tego co wiedział, jedna z nich wyjechała za granicę, druga wyprowadziła się nad morze; jest teraz artystką - fotografką, a trzecia najprawdopodobniej nadal mieszka w Londynie, ale nie miał co do tego pewności. Gdy ostatni raz widział się ze znajomymi z pubu, dowiedział się, że zerwała z dwadzieścia lat starszym Richardem na rzecz młodego kucharza, i mieszkała teraz z nim w wynajmowanym studio flat w centrum miasta.
Komputer zalogował się i świecił w pogotowiu ekranem. Charlie wstał z fotela, w tym momencie ostry ból przeszył mu plecy, przez chwilę musiał zatrzymać się w pół stojącej pozie i przeczekać falę sztyletów, jak to nazywał. Kiedy ból ustąpił na tyle, że był w stanie się poruszyć, podszedł do półki ze zdjęciami. Przez chwilę przyglądał się dziewczynom, wyciągnął rękę w ich kierunku, ale w ostatniej chwili ją cofnął. Poczuł ściśnięcie w gardle, błyskawicznie łzy napłynęły do oczu. Szybkim ruchem odwrócił zdjęcie przodem do dołu. Poczuł nagłą ochotę na whisky, albo wódkę; nie ważne, byle się napić, byle tylko nie myśleć. Gdyby nie fakt, że za niecałe pół godziny musiał iść otworzyć bramę i budynki Warmer & Enkel wyciągałby teraz lód z zamrażalnika i nalewał do szklanki jakiś mocno procentowy eliksir zapomnienia. Przez chwilę stał przy półce patrząc na odstającą do góry podstawkę do zdjęcia. Zza zdjęcia wyłonił się dawno zapomniany przez niego tytuł: ‘The Doors to Perception’ Aldousa Huxley. Tego było za dużo, wyciągnął książkę i rzucił nią na drugą stronę pokoju. W locie, książka otworzyła się, kartka papieru wypadła ze środka, miękkie strony uderzyły o ścianę i zsunęły się w dół z cichym szelestem. Charlie wyszedł z pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi.
W łazience rozebrał się i wszedł pod zimny prysznic.
***
- Wiesz, czasami to się naprawdę boję, że ty to kiedyś zrobisz. – Beata podniosła twarz znad kufla, któremu do tej pory przyglądała się z ogromnym zainteresowaniem. Bąbelki wyścigowały się w jasnym napoju tworząc cieniutkie, falujące linie.
- Że niby co zrobię? – Natalia była zaskoczona tym nagłym oświadczeniem. Zanim obydwie zamilkły rozmowa toczyła się na temat towarzystwa w barze, a w szczególności na temat jasnowłosego barmana; który – według Natalii – powinien jak najszybciej zgolić wąsy i brodę; Beata natomiast uważała je za jego największy atrybut.
- No, że kiedyś spakujesz się, wyjdziesz z domu i już nie wrócisz. – Beata powiedziała to takim tonem jakby to była najbardziej oczywista rzecz jaką Natalia mogłaby zrobić.
Natalia przyjrzała się uważniej młodszej siostrze. Skąd ona wie? Czy jest to aż takie oczywiste? Zaśmiała się sztucznie, żeby ukryć zakłopotanie.
- Tak myślisz? – powiedziała w końcu udając obojętność.
Do tej pory Beata patrzyła na gdzieś w przestrzeń na puste ściany wymalowane w jaskrawe kolory. Odwróciła się nagle do Natalii i popatrzyła jej prosto w twarz.
- Tak myślę... Jeśli coś się nie wydarzy, to ty to zrobisz. Wyjdziesz z domu i parę dni później zadzwonisz z Brazylii, czy Indii... Wiem, że jesteś do tego zdolna.
Natalia spoważniała. Myślała o tym kiedy nic się nie układało, kiedy miała doła i nudziła ją codzienna rutyna. Zawsze jednak uspakajała się konkluzją, że bez tej znienawidzonej rutyny nie potrafiłaby funkcjonować. Bez niej nie mogłaby żyć; czuła, że całe jej życie zawali się, że całe jej jestestwo zgłupieje z braku konkretnego planu i powtórzeń codzienności.
- Wiesz, może masz rację, - powiedziała w końcu – często sobie myślę, że mogłabym to zrobić.
Twarz Beaty była poważna, nie ukrywała jednak zadowolenia z tego, że tak dobrze zna siostrę. Natalia była dla niej zawsze definicją spontaniczności i samozaparcia w zdobywaniu tego, o czym marzy. Beata nie wiedziała o czym Natalia teraz marzy; prawdpodobnie sama Natalia nie miała o tym pojęcia; widziała jednak, że jej siostra męczy się w pracy bez przyjaciół, w domu, gdzie spędza wszystkie weekendy sama.
- Czasem to sobie nawet wyobrażam jakby to mogło być. – Natalia ciągnęła dalej. – Spakowałabym jedną walizkę z paroma ciuchami i ulubionymi książkami... bilet pewnie kupiłabym z wyprzedzeniem... – Natalia rozmarzyła się na dobre. – Nie wiem gdzie bym pojechała, może do Chin albo do Japonii, a może do Peru...
- Z tobą to nigdy nie wiadomo, - Beata zaśmiała się.
- Wiesz co jest najgorsze w tym wszytskim?
- Co?
- Za każdym razem jednak te moje fantazje kończyły się parę ulic od domu, najdalej na lotnisku. Prawie tak, jakbym nie potrafiła sobie wyobrazić nic o krok dalej. Za bardzo nie wiem co to znaczy. Chyba tylko tyle, że nie byłabym w stanie tego tak naprawdę zrobić. Nie zrobiłabym tego Mateuszowi. On na to nie zasługuje.
- No nie, ale nigdy go nie ma w domu. Weekendy spędzasz sama.
- Czasem wydaje mi się, że jestem sama. Wiem, że to nie jego wina, taką ma pracę. Tak naprawdę, to nawet lubię być sama. Wszystkiego można się z czasem nauczyć. Ja się nauczyłam samotności.
- Powiedz mu to.
- Wiesz Be, na myśleniu chyba się niestety skończy. Ja już nie mam tego w sobie. Jestem wypompowana.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że nie miałabym siły ani odwagi, żeby się zebrać pewnego dnia i gdzieś wyjechać. Czasem się czuję jakby mnie już nie było, jakby moje życie się skończyło i to był początek końca. Jakaś taka pokuta istnienia.
Natalia napiła się łyk piwa i oparła się o krzesło, nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w rząd pustych butelek whisky na półce pod sufitem. Beata powróciła do obserwacji bąbelków piwa w swoim kuflu.
- Powiedz Mateuszowi jak się czujesz. Powiedz mu, żeby gdzieś cię czasem zabrał, że jeszcze chcesz żyć.
- Mówiłam mu. On się naprawdę stara, to nie jego wina. Szkoda mi go. Jemu naprawdę zależy. Widzisz... jemu jest tak dobrze...
- Ale tobie nie jest.
- No nie. Wydaje mi się, że ten mój dół ma bardziej związek z Peru. Teraz już nie mam marzeń. Rozumiesz?
Wyjazd do Peru był dla Natalii największym marzeniem i największym wyzwaniem w życiu. Postanowiła sobie, że pojedzie tam bez wględu na wszystko. W rzeczywistości nie wierzyła jednak, że to będzie kiedykolwiek możliwe. Kiedy jednak nadszedł dzień, w którym zdała sobie sprawę, że ma wystarczającą ilość pieniędzy i nawet chętnego towarzysza na podróż, zaczęła planować. Przez cały ten czas nie wierzyła do końca, że to wszystko się dzieje. Dzień wyjazdu i cała podróż minęły jak sen, dopiero na zatłoczonych ulicach Limy, pod ciężarem plecaka, w poszukiwaniu hostelu zdała sobie sprawę z tego, że przeżywa właśnie największe marzenie swojego życia.
Po powrocie nie mogła się odnaleźć, nie wiedziała co ma teraz zrobić ze swoim życiem. Z żalem wydedukowała, że nadszedł czas na „ustatkowanie się”. Musiała mieć jakiś cel w życiu. Pasowało kupić mieszkanie i pomyśleć o dzieciach. Tego oczekiwało od niej społeczeństwo. Miarą życiowego sukcesu jest ładny dom, dobra praca i dobrze wyedukowane dzieci. Nadszedł początek końca, czas na pożegnanie się ze szczęściem i rozpoczęcie „reszty życia”.
Do tematu już nie powróciły, po wyjeździe Beaty obydwie wskoczyły spowrotem do swojego życia tak, jakby rozmowa nigdy się nie odbyła. Zapomniały o marzeniach, samotności i nieograniczonych możliwościach.
Był koniec lata, lecz słońce świeciło jeszcze mocno, chłodny wiatr zapowiadał już powoli nadchodzącą jesień i to wszystko, co ona ze sobą niesie. Poprzedniej nocy prawie wcale nie spała. Myślała o życiu, o jego sensie, o wartościach. Czym tak naprawdę jest życie? Co jest w życiu najważniejsze? Bez znaczenia pod jakim kątem podchodziła do zagadnienia, nie znajdowała żadnego sensownego wyjaśnienia. Za każdym razem dochodziła do nieprzyjemnego wniosku, że jej życie jest puste i bez celu. Równie dobrze mogłaby być liściem na drzewie (choć tak naprawdę – w przeciwieństwie do niej - one są pożyteczne), jej byt polega na jedzeniu, spaniu, wykonywaniu wszelkich czynności biologicznych, chodzeniu do pracy i wykonywaniu swoich obowiązków. Ten schemat powtarzał się z każdym dniem, tygodniem, miesiącem i rokiem; i był właśnie tylko tym: schematem. Nie wiedzieć kiedy zagubił się w nim sens. Sens, takie małe, niepozorne słówko. Po co i na co jest on komu potrzebny? Wytłumaczenie, że wszyscy wkoło robią tak samo powinno być wystarczająco przekonujące. I do tej pory było. Nie pytała, nie zastanawiała się, po prostu razem z innymi przepychała się do przodu goniąc za szczęciem, którego nikt nie widział i o którym nikt nie miał pojęcia. Czyżby nikomu przed nią nie przeszło przez myśl, żeby zatrzymać się na chwilę i zapytać za czym my tak naprawdę gonimy? Byli tacy, którzy twierdzili, że znają odpowiedź na to pytanie. Było ich wielu, i każdy miał inną teorię. Niektórzy porzucali doskonałe prace, wielkie domy i piękne żony, i bez grosza przy duszy wyruszali na poszukiwanie odpowiedzi.
Natalia nie wyobrażała sobie siebie jako bezdomnej żebraczki przemierzającej świat na boso. Ona musiała mieć plan. I plan wymyśliła; był on prosty, lecz logiczny. Przez następne parę miesięcy zamierzała wybrać wszystkie oszczędności, kupić najtańszy bilet do najodleglejszego zakątka świata i wyjechać nie mówiąc o tym nic nikomu. Dokładnie tak, jak obawiała się tego Beata.
[ Dodano: Nie 27 Lip, 2014 ]
Oops! Wysłałam dwa razy przez pomyłkę. Proszę o usunięcie jednego postu.
Dziewczyny Charliego
1
Ostatnio zmieniony wt 29 lip 2014, 13:15 przez Muszka7, łącznie zmieniany 1 raz.