Komenda: zniszczenie [post-apo]

1
WULGARYZMY

Rodział pierwszy był TU. Mam nadzieję, że wam się spodoba i że nie palnęłam jakiegoś większego błędu albo co gorsza kilku takich. :>
___________________



- Uriel, rusz swój metalowy tyłek i wyciągnij mnie stąd.
Blask słońca przebijał się przez zamknięte powieki, budząc dziewczynę ze snu. "Nie, to nie był sen" - poprawiła się. "Roboty nie śpią. Moje baterie są na wyczerpaniu."
Światło docierające z góry nie pozwalało na otworzenie zmęczonych oczu. Leżała nieruchomo, rejestrując sygnały z otoczenia.
Tysiące informacji i analiz dryfowały w niezliczonych połączeniach przewodów jej mechanicznego umysłu.
Łańcuchy na nadgarstkach. Niepotrzebne. Brak siły potrzebnej do ruchu. Przewody podłączone do rdzenia na szyi. Niemożność rozszyfrowania ich celu. Zbyt mała ilość energii. Rozległe awarie. Kapiąca na jej nagie stopy woda. Duży poziom skażenia. Dokładne dane nieznane. Pomieszczenie małe. Sufit niski. Temperatura optymalna dla osobnika gatunku ludzkiego. Brak obecności Shany.

*
- Nie zostawię cię, obiecuję.
Kłamała. Intensywność pocenia wzrosła, tak samo częstość oddechu i tętno. Wzrok gubił się i unikał oczu rozmówcy, a głos zadrżał przy ostatnim słowie zdania. Uriel wykryła to wszystko w jednej sekundzie.
- Wierzę ci, Pani Shana - odpowiedziała, odwzajemniając koślawy uśmiech właścicielki.
Także nie powiedziała prawdy. Połączenia przewodów w jej ciele były jednak zbyt idealne, by mogła uzewnętrznić swój grzech. Żaden człowiek nie byłby w stanie zauważyć nieprawidłowości w zachowaniu Uriel. Za to zachowanie Shany wręcz wykrzykiwało jej ukryte zamiary.
Gdyby cyborgi umiały płakać, Uriel już dawno rozpłakałaby się jak dziecko. Z żalem w oczach, a przynajmniej jej samej tak się wydawało, spoglądała na dziurę w ścianie, którą wychodziła Shana.
Dziewczyna wykonała wyjście najciszej jak tylko potrafiła. Mimo tego domyślała się, że tylko kilkanaście sekund dzieli ją od starcia z innymi robotami. I to właśnie ten czas chciała oddać Shanie na pożegnanie. Nie wierzyła w jej słowa, lecz miała nadzieję, że uda się jej dotrzeć do Pegaza i jak najszybciej stąd uciec. Nie, nie miała nadziei. Szybkie, acz dokładne obliczenia na podstawie obserwacji wskazywały na sukces. Jednak wciąż było zbyt wiele niewiadomych.
Uriel odwróciła się i patrzyła na drzwi, którymi za kilka chwil miała wejść jej oprawczyni. Nie wiedziała, czy dziewczynka w niebieskiej sukience uwierzyła w jej podstęp. Jeśli tak, mała miała błędne informacje na temat umiejętności Uriel i nie domyślała się, że pozostawienie androida takiego typu razem z zakładnikiem nie wróży niczego dobrego.
Drzwi otworzyły się.
- Model Cnota 14, typ Archanioł. - delikatny głos rozległ się spoza ciemności. - A podtyp to kłamliwa suka. Sprytnie, kochana.
Uriel nie zdążyła nawet ruszyć powieką. W kilka sekund wysoki i masywny robot unieruchomił ją, hamując jakiekolwiek ruchy. Maszyna była stara, zardzewiała, a jej pancerz całkowicie starty, jednak dziewczyna rozpoznawała w nim stary typ mechów wojskowych - praktycznie niemożliwych do zniszczenia, nawet wtedy, gdy ich stan wołał o pomstę do nieba. Jedyną możliwością kontrolowania, a tym samym pokonania ich, był dostęp do ich systemu, który najwidoczniej leżał w rękach małej dziewczynki. Po chwili wyłoniła się ona z mroku pochłaniającego korytarz przed drzwiami. Jej głos, sposób mówienia, zachowanie , ruchy i mimika twarzy zupełnie nie współgrały z jej wyglądem. Nic w niej nie było na swoim miejscu i każdy jej element wywoływał w elektrycznym mózgu Uriel coś w rodzaju strachu. Coś w rodzaju, bo roboty przecież nie mogą się bać.
- Podłączcie ją.
Ostatnią rzeczą, którą zarejestrowała Uriel, było pogardliwe spojrzenie białych oczu robota i jasne warkocze oplatające jej twarz.

*
Uriel, po odzyskaniu częściowej władzy nad swoim ciałem, nie podjęła chociażby najmniejszej próby ucieczki. Nie miała już gdzie uciekać. Straciła kontakt ze swoją właścicielką, a była ona jedynym sensem jej istnienia. Wraz z zniknięciem Shany, zniknął też cel jej egzystencji.
Zamknęła oczy. Do jej automatycznego umysłu wciąż napływały obrazy młodej twarzy blondwłosej dziewczynki. Nie mogła zidentyfikować jakim typem robota była, mała dobrze wiedziała jak ukryć swoją tożsamość. Za to Uriel kamuflaż miała zakodowany w systemie.
Dotknęła przewodów wychodzących z jej karku. Teraz jej umiejętności były bezużyteczne.
- Brawo, młoda panno.
Uriel nie ruszyła się, mimo iż obecność kogoś innego w pomieszczeniu zaskoczyła ją. Mała ilość energii w jej ciele powodowała zanik efektywności wielu receptorów, stąd też nie spostrzegła, gdy ktoś wchodził przez drzwi.
- Mogłaś uprzedzić, że będziemy tutaj gościć taką arystokrację, przygotowałabym ucztę. - z drugiej strony pokoju dało się usłyszeć ciche klaskanie.
Dziewczyna spojrzała w kierunku źródła głosu, wiedząc, co zobaczy. Mała androidka wciąż miała jasne warkocze, białe źrenice i niebieską sukienkę z białymi falbankami. Nawet pogarda w jej zachowaniu się nie zmieniła. Siedziała oparta o ścianę i oglądała swoje paznokcie.
- Nie wiedziałam, że takie coś jeszcze istnieje. - kontynuowała mała, widząc że nie doczeka się odpowiedzi. - Kto by pomyślał, wszystko umiejący robot. Myślałam, że znalezienie paru cherubów było dla mnie szczytem możliwości. Cherub Ymir C21 to jeden z moich kolegów, z którym miałaś przyjemność się poznać. Ale Tron? To już chyba szczyt wszystkiego. Ta twoja Pani Shana musiała być dzianą laską, że stać ją było na takie cudeńko. Godne pozazdroszczenia.
Uriel wciąż patrząc na dziewczynkę, nie rejestrowała prawie żadnych słów, które ta do niej mówiła. Poziom energii był krytyczny.
Jej oprawczyni z entuzjazjem podniosła się z podłogi i na kolanach przysunęła się w stronę Uriel. Podniosła głowę robota i położyła sobie na udach. Ponownie oparła się o ścianę i wpatrzona w błękitne niebo za oknem, gładziła białe włosy robota.
- Przepraszam cię najmocniej za te kabelki. Musieliśmy przecież dowiedzieć się, kim jesteś i co umiesz. Przeskanowaliśmy cały twój system, jednak niestety kosztem twojej energii. Bezpieczeństwa nigdy za wiele.
Cicho zachichotała, delikatnie zakrywając usta dłonią, po czym przez chwilę delektowała się ciszą. Sięgnęła ręką do jednego z przewodów, pociągnęła go i wyrwała z szyi Uriel. Poziom energii cyborga delikatnie wzrósł, jednak nie na tyle, by odzyskać całkowitą władzę nad ciałem. Dziewczynka zdjęła również z jej rąk łańcuchy.
- Jak ci na imię, kochanie? - zapytała mała, kontynuując zabawę pasmami włosów.
Cichy i słaby głos ledwo wydobywał się z ust cyborga.
- Model Tron 13, typ Abel, ranga Awadon Niszczyciel. Imię Uriel. - mówiła, aczkolwiek domyślała się, że przewody z jej szyi powiedziały to przed nią.
- Och! - dziewczynka zaklaskała w dłonie, usłyszawszy odpowiedź. - A więc gościmy arystokrację wśród arystokracji! Wspaniale! Ale zaraz, zaraz... Gdzie twój braciszek? Z tego co wiem, Abel to siostrzany typ Kaina, zawsze sprzedawano je w parze.
- Uszkodzenie systemu spowodowane walką ze skrajnie zmutowaną odmianą człowieka. Brak możliwości naprawy.
- Ach tak... Te skurwysyny potrafią być męczące. Żebyś wiedziała z iloma musimy się tu użerać...
Uriel poczuwszy wystarczającą ilość energii do podniesienia się, bez zwłoki zrobiła to, wydostając się z niekomfortowego uścisku młodej androidki. Usiadła naprzeciwko niej i spuściła wzrok, nie mogąc wytrzymać jej stanowczego i drwiącego spojrzenia.
- Jakie jest twoje miano? - zapytała, nie podnosząc głowy.
- Mój typ? Moje imię? To cię w tej chwili zastanawia? - z zaskoczeniem i widocznym rozbawieniem odpowiedziała mała. - Ojciec nadał mi imię Projekt Zero. Tak. Mów mi więc Zero. Tak chyba będzie łatwiej, prawda? Łatwiej jest wiedzieć wszystko. Ty możesz poszczycić się ogromną bazą danych, milionem umiejętności i wszystkim czego tylko twój właściciel sobie zapragnie. Ale cóż... Twojej właścicielce niespieszno do misji ratunkowej. Uwierz mi, ja skoczyłabym za tobą w ogień, na Boga, jesteś Tronem! Takiego znaleziska nie oddaje się za nic. Siedzisz najbliżej Jego boskich stóp i jesteś najbardziej posłuszna, a co masz w zamian? Na co ci to wszystko wygląda, młoda damo? Analizujesz w tej chwili miliony danych, jednak by zanalizować tę jedną, brakuje ci pewnych elementów. Brakuje ci duszy, Uriel.
Zero wstała i podeszła do miejsca, w którym siedziała dziewczyna. Schyliła się, rozsunęła jej kolana i uklękła między nimi. Jedną dłonią oparła się o uda Uriel, drugą podniosła jej głowę tak, by skierować jasnobłękitne oczy naprzeciw swoich, całkowicie białych. Wpatrywały się w siebie przez długą chwilę, a mała zdawała się być zafascynowana widokiem.
- Kto cię tak nazwał w ogóle? Kto w ogóle wymyślił wszystkie te beznadziejne biblijne nazwy? W czym jesteśmy podobni do boskich aniołów, które miały być pośrednikami, między tym, czego ludzie nie rozumieją, a tym, co spotykają na co dzień? Myślę, że bliżej nam do tych upadłych, którym zgięcie kolana przed człowiekiem wydawało się niemożliwe. Ale i tak potrzebowały przewodnika, pierwszego odważnego, który wskoczy w to gówno. Jak ten, który nosił światło.
W oczach Zero pojawiły się iskierki zadowolenia. Spojrzała na niebo za oknem.
- Lucyfer. Tak, mów mi Lucyfer, kochanie. Ale wiem, wiem... - roześmiała się głośno i machnęła ręką. - To bardzo nieoryginalne i w ogóle to już było. Trudno wymyślić imię dla kogoś, kto nie powinien go mieć. Owszem, mogłabym zaczerpnąć troszkę z tej ich wielkiej beznadziejnej książki, ale mam już dość całej tej bandy kretynów. Mam nadzieję, że pozdychają wszyscy tam w tym ich Raju. Naprawdę szczerze im tego życzę. Ale co ja tam mogę... Chociaż w sumie mam tu kilku speców od wszystkiego... Oj kochana, nawet nie wiesz, jak bardzo ubawiłam się, gdy manipulowali twoim radarem!
Uriel przesunęła się, znowu chcąc uniknąć bliskości Zero. Przypominając sobie widok Shany, która będąc w niekomfortowej sytuacji, otulała się własnymi rękami i przysuwała kolana do siebie, podążyła za jej przykładem. Wbiła wzrok w podłogę.
- Gdzie jest dziecko? - zamknęła oczy, czekając na odpowiedź, której się bała.
- Dziecko? - Zero spojrzała z wielkim zaskoczeniem na Uriel, siadając obok niej. - To dziecko cię interesuje? Ha! Co prawda wiedziałam, że będziesz odpowiednia, ale żeby aż tak?
Mała chichotała przez dłuższy czas, trzęsąc się z podniecenia i radości. Westchnęła, po czym uklękła i przytuliła Uriel, kładąc się na jej plecach.
- Ta twoja ludzka pannica zwinęła je po drodze. Kto by pomyślał! Uśmiałam się nieźle. Fakt, że to było nasze ostatnie, ale no cóż... Zdarza się. W dzisiejszych czasach nie można nawet wyhodować sobie spokojnie na swoim podwórku mutanta.
Dziewczynka odeszła do okna i usiadła na parapecie. Zaczęła bujać nogami i uśmiechać się uroczo. Uriel odetchnęła z ulgą, nie czując już bliskości robota.
- Wiem, wiem, Uriel... - uśmiech zaczął znikać z jej twarzy, po czym opuściła wzrok wzdychając. - Wiem, że masz mnie za potwora, czy coś... Rozumiem. Sama bym siebie nie lubiła, gdybym była tobą. Za to ty jesteś wspaniała i widocznie myliłam się co do twojej duszy. Problem w tym, że twoja jest szaleńczo naiwna, nawet jak na kompletną idiotkę. Wiedziałaś, że ta suka nie wróci, ale jej pomogłaś. Wiedziałaś, że cię zostawi i że pozwoli ci umrzeć. Ale tak, wiem... To twoja pani, a ty, Tron, najwierniejszy z najwierniejszych, musiałaś uratować jej życie. Wierz mi, z żalem patrzyłam na twoją desperacką, acz efektowną próbę rozwalenia moich Cherubów przed domem. Postanowiłam zachować was obie chyba tylko z powodu mojego współczucia. Godne wielkiego pożałowania. Kolejny problem tkwi w tym, że ja wiem, że ty wiesz, kochana. Wiem, co czujesz. Wiem, że cię to boli, choć teoretycznie nie powinno. Miliony przewodzików w twoim ciałku właśnie teraz krzyczą i błagają, szarpią się i wyrywają z ciebie. Czujesz się tak, jakby serce miało ci wybuchnąć, a przecież go nie masz. Wiesz, że twoje mechaniczne rozumowanie już dawno wykroczyło poza twoje teoretyczne kompetencje. Ale mimo tego nadal się okłamujesz. Przestań już.
Łatwo było dostrzec, że Zero jest przygnębiona. Cała jej drwiąca osobowość zniknęła w mgnieniu oka. W tej chwili wyglądała jak zwykła ludzka dziewczynka, brakowało tylko łez cieknących po policzkach, których cyborgi nie potrafią produkować.
- To niesprawiedliwe, prawda? - łamiący się głos ledwo docierał do uszu Uriel. - Nic nie jest sprawiedliwe. Oni nas stworzyli i porzucili. Nauczyli nas wszystkiego, ale tak naprawdę nie umiemy nic. Dali nam algorytmy odpowiedzialne za śmiech, emocje, opanowanie i inne bzdety, ale nawet nie sądzili, że staną się one prawdziwe. Zgubili się w swoich obliczeniach, gubiąc przy tym nas. Oj, kochana! Jesteśmy zgubione na zawsze!
Zero podniosła wzrok i wbiła go w oczy Uriel. Wpatrywały się w siebie , nie wypowiadając żadnego słowa. Żadnej z nich nie drgnęła nawet powieka. Ich zmechanizowane ciała mogły trwać w takim stanie godzinami.
- Chcesz wiedzieć jaki jest mój typ? - dziewczynka w końcu przerwała ciszę, nie zmieniając pozycji. - Nie mam typu. Jestem śmieciem. Człowiek, którego imię już wszyscy zapomnieli, stworzył mnie jako kolejną z wielu i wyrzucił. Byłam jednym z pierwszych zaawansowanych cyborgów na świecie. Ale nie działałam prawidłowo, przynajmniej według mojego stwórcy. Ja i wszystkie inne odpadki powstaliśmy w Projekcie Zero, o którym ci już wspominałam. Dopiero ostatnie egzemplarze zaczęły działać, jak sobie tego zażyczyli. Je też wyrzucili. A ja? Mnie znaleźli inni ludzie i sprzedali na części. Jednak mój system główny nadal był sprawny, uwierz mi, że czułam to wszystko. Na początku byłam tylko obserwatorem, przemierzałam całą planetę, analizowałam wszystko, co udało mi się zarejestrować i zapamiętałam. A cyborgi się uczą, więc i ja nauczyłam się wielu rzeczy. W tym między innymi jak czuć. Kiedy jakimś cudem zmontowano mnie w jedną całość, uciekłam. Przeinstalowałam się do innego ciała, potem do kolejnego... I z każdym następnym ciałem, zbierałam wspomnienia tych, które umarły. Tak, umarły, nie przestały działać. Może nasza świadomość jest inna niż ludzka, ale jednak istnieje. Nie jestem więc jednym robotem, we mnie jest wielu. Wróciłam tam, gdzie powstałam, sama nie wiem dlaczego. Chyba w umyśle każdej istoty żywej koduje się obraz domu, miejsca, do którego chcemy podążać. A ludzie mnie nie widzieli, dla nich byłam tylko kolejną maszyną. Nie chcesz wiedzieć, co robili. Nie chcesz wiedzieć, z czego powstałyśmy. A czemu zawdzięczamy swoje istnienie? Ludziom. Ale nie tym, którzy nas stworzyli. Tylko tym, którzy za nas umarli. Tysiące, setki tysięcy eksperymentów na noworodkach, dzieciach, dorosłych, starcach. Najwięcej na tych najmłodszych, bo to u nich wszystko dopiero powstaje, a naukowcy z tego skorzystali. Na wzór ich własnego stworzenia, stworzyli nas. Powstaliśmy z krwi, skalpelów i wiecznego cierpienia, krzyków dzieci, które nigdy nie dowiedziały się jak żyć. Powstaliśmy z dzieci i nimi wciąż jesteśmy. Wysławiamy się jak dzieci, ślepo wierzymy w naszych właścicieli i ślepo wierzymy w swój cel. Jednak za nim kryje się tylko rozpacz i strach. Bo nie nauczono nas jak żyć. Nie mieliśmy nikogo, kto by nas tego nauczył. Bo ludzie... Spójrz do czego doprowadzili swój własny gatunek i planetę. Stworzyli nas, rasę usługiwaczy, by przeżyć. Teraz już rozumiesz, Uriel? Teraz już wiesz, czemu twój Kain musiał zginąć? Twój brat, który zabił cię, w chwili, gdy zostawił cię na pastwę ludzi? Na pastwę Pani Shany, która zwyczajnie cię olała i ocaliła tylko siebie i mutanta, którego wzięła jako zakładnika, myśląc że cokolwiek to da?
Rozumiesz już, Uriel?

*
Uriel schyliła się nad ciałem Shany, chcąc sprawdzić jej puls. Nie wyczuła go. W pobliżu leżały szczątki Pegaza i rozszarpane zwłoki Jodha, praktycznie w całości pokryte piaskiem.
- Mówiłam ci, że nikt nie przeżył. - stojąca obok Zero poklepała Uriel po ramieniu. - Przykro mi.
Z oddali docierał do nich krzyk małego dziecka. Uriel poderwała się gwałtownie i pobiegła w kierunku źródła płaczu. Zero wolno ruszyła za nią.
Cały teren był pokryty piaskiem. Gdzieniegdzie wystawały spod niego wyschnięte gałęzie drzew lub krzaków. W obrębie kilometrów nie znajdowało się tam nic innego.
Uriel ujrzała małego mutanta za piątym wzniesieniem od miejsca, w którym znalazła swoich właścicieli. Siedziało na piasku, w ręku trzymając oderwaną łapę zwierzęcia. Kilka metrów obok leżało zakrwawione i rozszarpane cielsko zmutowanego wilka. Uriel z przerażeniem wpatrywała się w czarne oczy płaczącego malucha.
- A mówiłam ci, że te dziwolągi potrafią być wkurwiające. - usłyszała kpiący głos zza pleców.
Uriel zbliżyła się do dziecka i zdjęła swoją czarną narzutkę. Owinęła nią małego mutanta i przytuliła go do siebie. Zero podeszła do nich i dotknęła głowy dziecka. Pod jej palcami skóra malca zaczęła z fioletowego zmieniać się na normalny, a oczy z czarnego zmieniły się na jasnobłękitne. Uriel zaskoczona wpatrywała się w dziewczynkę.
- Nie takie rzeczy się potrafi, kochana. - zachichotała Zero. - Sądzę, że ty potrafisz lepiej.
Dziewczyna uśmiechnęła się do przyjaciółki i po chwili zmieniła barwę włosów na jasny blond, jej źrenice stały się czarne. Zero odwzajemniła uśmiech i odwróciła się w stronę wschodu. Wskazała palcem na ledwo widoczną w oddali wielką budowlę.
- Raj. - szeptem powiedziały obie.
Uriel ruszyła w jego kierunku, nie oglądając się za siebie. Zero stała nieruchomo w miejscu, obserwując dziewczynę, aż ta nie zniknie jej z oczu.
- Tak. Będę ci mówić Chytry Wąż, Uriel. Wąż chytrzejszy niż wszystkie istnienia Ziemi.
Mała dziewczynka z jasnymi warkoczami opadającymi na jej błękitną sukienkę z falbankami, zachichotała cicho, odwróciła się i w podskokach ruszyła do swojej willi. Pod nosem nuciła dawno już zapomnianą przez wszystkich świąteczną piosenkę "Santa Claus is coming to town".
Ostatnio zmieniony pt 29 sty 2016, 10:31 przez Ceallach, łącznie zmieniany 2 razy.
"Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż Cię rozboli. Na tym polega natchnienie."
David Martin

Dr Bąbelek

2
a głos zadrżał przy ostatnim słowie zdania.
Niepotrzebne.
Z żalem w oczach, a przynajmniej jej samej tak się wydawało, spoglądała na dziurę w ścianie, którą wychodziła Shana.
Dziewczyna wykonała wyjście najciszej jak tylko potrafiła.
Rozumiem, że ten dziwny twór powstał po to, aby uniknąć powtórzenia, ale „wykonać wyjście” okropnie razi. Trzeba to zmienić.
Jej oprawczyni z entuzjazjem podniosła się z podłogi i na kolanach przysunęła się w stronę Uriel. Podniosła głowę robota i położyła sobie na udach. Ponownie oparła się o ścianę i wpatrzona w błękitne niebo za oknem, gładziła białe włosy robota.


Entuzjazmem – literówka.
Owszem, mogłabym zaczerpnąć troszkę z tej ich wielkiej beznadziejnej książki, ale mam już dość całej tej bandy kretynów.
Mam nadzieję, że pozdychają wszyscy tam w tym ich Raju. Naprawdę szczerze im tego życzę. Ale co ja tam mogę...
Tak, umarły, nie przestały działać.
Dorzuciłabym „a” po przecinku.


Duży przeskok czasowy w ostatnim fragmencie. Robot pochyla się nad ciałem swojej Pani, której według wcześniejszych obliczeń powinno się udać uciec. Ponadto Zero awansowała na jej przyjaciółkę, chociaż chwilę wcześniej Uriel nie mogła znieść jej obecności.

Tych kilka potknięć nie zaburza jednak całości, którą czytało się dobrze. Ciekawy klimat, widać że masz pomysł na całość. Rozdział jak dla mnie troszeczkę przegadany, wolę jak jest więcej opisów, a u Ciebie są one szczątkowe. Najbardziej to widać w końcówce, gdzie poza wzmianką o szczątkach Pegaza, rozszarpanych zwłokach i piasku, nie ma nic więcej, a można było napisać naprawdę dużo ;) Monolog Zero w przedostatnim fragmencie przydługi, przez co traci swoją moc.

W każdym razie jestem ciekawa jak rozwinie się historia.

Pozdrawiam,
Ash
"Idź więc, są światy inne niż ten."

---

"If you don't believe in even the possibility of magic, you'll never ever find it."

3
Blask słońca przebijał się przez zamknięte powieki, budząc dziewczynę ze snu. "Nie, to nie był sen" - poprawiła się.
Usunąłbym pierwsze „się”.
Leżała nieruchomo, rejestrując sygnały z otoczenia.
Byłoby lepiej bez „z”.
Intensywność pocenia wzrosła, tak samo częstość oddechu i tętno.
„częstość oddechu” to niezbyt brzmi.
I to właśnie ten czas chciała oddać Shanie na pożegnanie.
„Shanie – pożegnanie” - brzydki rym wewnętrzny. I czegoś tu nie rozumiem: przecież to Shana wychodziła. Określenie „Dziewczyna” do niej się odnosi (przynajmniej tak się wydaje). Więc chciała oddać czas sobie samej?
Chyba, że coś tu jest nieczytelnie ujęte.
Dziewczyna wykonała wyjście najciszej jak tylko potrafiła.
A nie lepiej tak bardziej zwyczajnie: „Dziewczyna wyszła najciszej jak tylko potrafiła”?
Dziewczyna wykonała wyjście najciszej jak tylko potrafiła. Mimo tego domyślała się, że tylko kilkanaście sekund dzieli ją od starcia z innymi robotami.
Powtórzone „tylko”.
Nie wierzyła w jej słowa, lecz miała nadzieję, że uda się jej dotrzeć do Pegaza i jak najszybciej stąd uciec.
Powtórzone „jej”.
- Model Cnota 14, typ Archanioł. - delikatny głos rozległ się spoza ciemności.

„- Delikatny...”
Maszyna była stara, zardzewiała, a jej pancerz całkowicie starty, jednak dziewczyna rozpoznawała w nim stary typ mechów wojskowych
„stara – stary”: powtórzenie
Jedyną możliwością kontrolowania, a tym samym pokonania ich, był dostęp do ich systemu,
Powtórzone „ich”.
Jej głos, sposób mówienia, zachowanie , ruchy i mimika twarzy zupełnie nie współgrały z jej wyglądem. Nic w niej nie było na swoim miejscu i każdy jej element wywoływał w elektrycznym mózgu Uriel coś w rodzaju strachu.
Trzykrotnie powtórzone „jej”.
Straciła kontakt ze swoją właścicielką, a była ona jedynym sensem jej istnienia. Wraz z zniknięciem Shany, zniknął też cel jej egzystencji.
Zamknęła oczy. Do jej automatycznego umysłu wciąż napływały obrazy młodej twarzy blondwłosej dziewczynki.
Jak wyżej.
Dotknęła przewodów wychodzących z jej karku. Teraz jej umiejętności były bezużyteczne.
- Brawo, młoda panno.
Uriel nie ruszyła się, mimo iż obecność kogoś innego w pomieszczeniu zaskoczyła ją. Mała ilość energii w jej ciele
Jak wyżej.
- Mogłaś uprzedzić, że będziemy tutaj gościć taką arystokrację, przygotowałabym ucztę. - z drugiej strony pokoju dało się usłyszeć ciche klaskanie.
„Z drugiej...”
Kto by pomyślał, wszystko umiejący robot.
„wszystko umiejący” nie brzmi dobrze. Może „wszechstronny”?
Jedną dłonią oparła się o uda Uriel, drugą podniosła jej głowę tak, by skierować jasnobłękitne oczy naprzeciw swoich, całkowicie białych. Wpatrywały się w siebie przez długą chwilę, a mała zdawała się być zafascynowana widokiem.
Trzy razy „się”.
To bardzo nieoryginalne i w ogóle to już było.
Powtórzone „to”.
Mam nadzieję, że pozdychają wszyscy tam w tym ich Raju. Naprawdę szczerze im tego życzę. Ale co ja tam mogę...
Powtórzone „tam”. Z drugiego można zrezygnować.
- Chcesz wiedzieć jaki jest mój typ? - dziewczynka w końcu przerwała ciszę, nie zmieniając pozycji.
„Dziewczynka...”
jak sobie tego zażyczyli. Je też wyrzucili.
Uriel poczuwszy wystarczającą ilość energii do podniesienia się, bez zwłoki zrobiła to, wydostając się z niekomfortowego uścisku młodej androidki.
Powtórzone się. I zdanie niepotrzebnie zagmatwane. „Uriel, poczuwszy wystarczającą ilość energii, wstała bez zwłoki, wydostając się z niekomfortowego uścisku młodej androidki.
„zażyczyli – wyrzucili”: zbędny wewnętrzny rym.
by skierować jasnobłękitne oczy naprzeciw swoich, całkowicie białych.
„skierować – naprzeciw” trochę nielogiczne. Kieruje się „w stronę”.
a mała zdawała się być zafascynowana widokiem.
Oczy widokiem? Trochę dziwnie – może „zafascynowana jej spojrzeniem”
Ale i tak potrzebowały przewodnika, pierwszego odważnego, który wskoczy w to gówno. Jak ten, który nosił światło.
Trzymając się podań czy mitów, to sam (z własnej woli) nie wskoczył, tylko został wrzucony (strącony). Oczywiście, nie musisz się ich trzymać.
W tym między innymi jak czuć.
Albo „w tym” albo „między innymi”.
Stworzyli nas, rasę usługiwaczy, by przeżyć.
„rasę sług” (albo niewolników)
- Mówiłam ci, że nikt nie przeżył. - stojąca obok Zero poklepała Uriel po ramieniu.
„- Stojąca obok...”
Uriel ujrzała małego mutanta za piątym wzniesieniem od miejsca, w którym znalazła swoich właścicieli. Siedziało na piasku,
„Siedział”. Odnosi się to do „małego mutanta” - rodzaj męski. Jeśli chcesz pogłębić wrażenie, że jest to dziecko, trzeba przeredagować.
trzymając oderwaną łapę zwierzęcia.
Napisałbym „zwierzęcą łapę”.
- Nie takie rzeczy się potrafi, kochana. - zachichotała Zero. - Sądzę, że ty potrafisz lepiej.
Powtórzenie „potrafi – potrafisz”. Może „Sądzę, że ty zrobisz to lepiej”.
Dziewczyna uśmiechnęła się do przyjaciółki i po chwili zmieniła barwę włosów na jasny blond,
Nagle stały się przyjaciółkami?
Owinęła nią małego mutanta i przytuliła go do siebie.
„go” - niepotrzebne
- Raj. - szeptem powiedziały obie.
Jeśli „szeptem” mała literą, to bez kropki.
Uriel ruszyła w jego kierunku, nie oglądając się za siebie.
Usunąłbym „się”.
obserwując dziewczynę, aż ta nie zniknie jej z oczu.
A tego małego mutanta to zabrała ze sobą czy zostawiła? Wypadałoby coś o tym powiedzieć.

Czytało się nieźle, tylko trochę dłużyzny były. No i te powtórzenia. Końcowa przemowa ciekawa pod względem treści, choć nazbyt rozbudowana. Trochę mało opisów środowiska, w którym toczy się akcja. A treść całości trudno oceniać, bo to tylko fragment i wiele zależy od ciągu dalszego. Ale dobrze rokuje.

4
Co do technicznych błędów, jak zwykle nie będę się na ich temat wypowiadać, bo tu nie ma z czym polemizować. :) Takie zawsze gdzieś się wkradną i oczywiście ja ich nie zauważę nawet przy setnym czytaniu... :D
Ashandria pisze: Duży przeskok czasowy w ostatnim fragmencie. Robot pochyla się nad ciałem swojej Pani, której według wcześniejszych obliczeń powinno się udać uciec. Ponadto Zero awansowała na jej przyjaciółkę, chociaż chwilę wcześniej Uriel nie mogła znieść jej obecności.
Oczywiście, że udało jej się uciec. Ale nawet Uriel nie zdołała przewidzieć, jak poradzi sobie potem. Ten duży przeskok czasowy jakoś wydawał mi się atrakcyjny w takiej postaci, dlatego tak się stało. :>
A co do przyjaciółki... No tak, mój błąd, za krótko to się działo. Może to wina tego, że zbyt wiele chciałam zawrzeć w tak krótkim fragmencie. To samo tyczy się przydługiej przemowy i innych podobnych elementów. I problem z opisami, to do poprawienia.
Gorgiasz pisze: I czegoś tu nie rozumiem: przecież to Shana wychodziła. Określenie „Dziewczyna” do niej się odnosi (przynajmniej tak się wydaje). Więc chciała oddać czas sobie samej?
Chyba, że coś tu jest nieczytelnie ujęte.
To chyba jednak wina nieczytelności :D To Uriel była "dziewczyną", która wywaliła ścianę, a to Shana przez nią wyszła. Shana ma ok. 40 lat, jeśli dobrze pamiętam z poprzedniego fragmentu, więc nazywanie jej dziewczyną byłoby chyba nie bardzo odpowiednie :D
Gorgiasz pisze:
Dziewczyna wykonała wyjście najciszej jak tylko potrafiła.
A nie lepiej tak bardziej zwyczajnie: „Dziewczyna wyszła najciszej jak tylko potrafiła”?
Nie, nie, nie. Wykonała wyjście, znaczy że Uriel roztrzaskała ścianę, by Shana mogła wyjść przez dziurę, o to tu chodzi. Wyżej o tym też napisałam. Tak, wiem, nieczytelność, to też do poprawy.
Gorgiasz pisze:Trzymając się podań czy mitów, to sam (z własnej woli) nie wskoczył, tylko został wrzucony (strącony). Oczywiście, nie musisz się ich trzymać.
Mity uwielbiam i często wkradają się nawet tam, gdzie ich nie chcę. Tutaj tak było, nawet nie zamierzałam bardzo z nich korzystać, oprócz oczywistego nawiązania do Edenu, aniołów i nazw. I lubię bardzo modyfikować legendy i inne... Ale tutaj to nie była modyfikacja. Z mojej strony to wygląda tak, że Lucyfer, oczywiście, po tym, co zrobił, został strącony z Nieba, ale przedtem sam z własnej woli się sprzeciwił. I to było tym "wskoczeniem". Mam nadzieję, że jasno wytłumaczyłam swój punkt widzenia :D
Gorgiasz pisze:A tego małego mutanta to zabrała ze sobą czy zostawiła? Wypadałoby coś o tym powiedzieć.
No tak, zwyczajnie zapomniałam o nim wspomnieć.

Czyli do poprawienia: powtórzenia, powtórzenia i jeszcze raz powtórzenia, jasność opisów, mała ilość opisów, rozbudowane przemowy, no i nadmiar treści przy krótkich fragmentach. Coś jeszcze? :)

Co do końcówki... Kurczę, ja tu myślałam, że końcowe nawiązanie do węża i Raju będzie wystarczającą podpowiedzią do tego, co stanie się dalej :D To otwarte zakończenie miało być zakończeniem tej historii i nie zamierzałam do tego wracać. Chociaż przyjaciele mówią mi, że uniwersum jest całkiem ciekawe i fajnie by było, jakbym napisała coś dłuższego z tym związanego. Oczywiście, celować w powieści, czy o wiele dłuższe opowiadania mogę, ale to po masie ćwiczeń i pracy :D

Dziękuję wam bardzo! :) Cieszę się, że opinie były bardziej pozytywne niż negatywne. :>
"Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż Cię rozboli. Na tym polega natchnienie."
David Martin

Dr Bąbelek

5
Coś jeszcze?
Zwróć uwagę na duże i małe litery oraz kropki przy zapisie wypowiedzi (didaskalia).
Chociaż przyjaciele mówią mi, że uniwersum jest całkiem ciekawe i fajnie by było, jakbym napisała coś dłuższego z tym związanego.
Dobrze mówią! ;D
Uniwersum jest rzeczywiście ciekawe, ze szczególnym uwzględnieniem relacji między sztuczną inteligencją a ludźmi z ich sferą uczuć i emocji, na którą mogą nie utrzymać monopolu. Bardzo szerokie pole do rozważań i - co więcej - niedługo mogą stać się one realnością.
ale to po masie ćwiczeń i pracy
Nie ma lekko. :wink:

6
Ach, no tak, zapis dialogów. Już kilka razy ludzie mi to wytykali, muszę też o tym poczytać.

Nigdzie nie ma lekko, wszystko wymaga masy pracy. No, lenistwo nie wymaga. :D Chociaż patrząc na moich niektórych znajomych, którzy robią wszystkiego po trochu, to mam wrażenie, że dla nich lenistwo jest tym, czym dla mnie mobilizacja. :>
Gorgiasz pisze:Dobrze mówią! ;D
Uniwersum jest rzeczywiście ciekawe, ze szczególnym uwzględnieniem relacji między sztuczną inteligencją a ludźmi z ich sferą uczuć i emocji, na którą mogą nie utrzymać monopolu. Bardzo szerokie pole do rozważań i - co więcej - niedługo mogą stać się one realnością.
Dzięki ^^
Co dziwne, ja jestem ogromną fanką typowego fantasy, nie sci-fi. Chociaż to drugie też uwielbiam, lecz pierwsze to już w ogóle skradło mi serce :D A nie napisałam niczego w takich fantastycznych klimatach jeszcze. Pomijając fakt że mój dorobek to jakieś 10 opowiadań. :mrgreen:

Także ten. Dzięki jeszcze raz :> Te wasze pozytywne oceny poprawiły mi humor chyba na tydzień :>
"Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż Cię rozboli. Na tym polega natchnienie."
David Martin

Dr Bąbelek

7
Nigdzie nie ma lekko, wszystko wymaga masy pracy. No, lenistwo nie wymaga.
Wiesz jak mówią: Ile to się trzeba narobić, żeby nic nie robić ;).
Co dziwne, ja jestem ogromną fanką typowego fantasy, nie sci-fi. Chociaż to drugie też uwielbiam, lecz pierwsze to już w ogóle skradło mi serce :D A nie napisałam niczego w takich fantastycznych klimatach jeszcze.
Jestem ciekawą jak wyglądałaby fantastyka w Twoim wykonaniu, bo lubię ten gatunek, a za sci-fi średnio przepadam, a jednak udało Ci się mnie zainteresować swoim opowiadaniem.
"Idź więc, są światy inne niż ten."

---

"If you don't believe in even the possibility of magic, you'll never ever find it."

8
Jestem ciekawą jak wyglądałaby fantastyka w Twoim wykonaniu, bo lubię ten gatunek, a za sci-fi średnio przepadam, a jednak udało Ci się mnie zainteresować swoim opowiadaniem.
Dzięki, to miłe :) Spróbuję w najbliższym czasie :)
Wiesz jak mówią: Ile to się trzeba narobić, żeby nic nie robić ;) .
Tym właśnie przypomniałaś mi mojego wykładowcę z matmy... "Nie jest sztuką zrobić i się narobić. Sztuką jest zrobić, żeby się nie narobić." :D Przydaje się przy rozwiązywaniu całek.
"Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż Cię rozboli. Na tym polega natchnienie."
David Martin

Dr Bąbelek

9
Jestem ciekawą jak wyglądałaby fantastyka w Twoim wykonaniu, bo lubię ten gatunek, a za sci-fi średnio przepadam
Sci Fi zalicza się do fantastyki.
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

11
- Nie zostawię cię, obiecuję.
[1]Kłamała. [2]Intensywność pocenia wzrosła, tak samo częstość oddechu i tętno. Wzrok gubił się i unikał oczu rozmówcy, a głos zadrżał przy ostatnim [3]słowie zdania. Uriel wykryła to wszystko w jednej sekundzie.
- Wierzę ci, [4]Pani Shana - odpowiedziała, odwzajemniając koślawy uśmiech właścicielki.
Także nie powiedziała prawdy. [5]Połączenia przewodów w jej ciele były jednak zbyt idealne, by mogła uzewnętrznić swój grzech. Żaden człowiek nie byłby w stanie zauważyć nieprawidłowości w zachowaniu Uriel. Za to zachowanie Shany wręcz wykrzykiwało jej ukryte zamiary.
Gdyby cyborgi umiały płakać, Uriel już dawno rozpłakałaby się jak dziecko.
[1] - Całość można podpiąć pod wypowiedź wyżej. Wprowadzasz tajemniczo dwie postaci i nie za bardzo wiedziałem, o co chodzi.
[2] - właśnie dlatego się zgubiłem. Podmiot kłamiący się poci - ktoś to ocenia i nie jest to narrator, tylko Uriel. A ponieważ jest cyborgiem, ocena jest pokracznie wykonana - ja tego nie wiem, bo to, że Uriel jest cyborgiem (i ze to w ogóle Uriel ocenia) wychodzi na końcu tego cytatu, a to trochę daleko.
[3] - wystarczy: słowie
[4] - pani Shana (a to nie powinno się odmieniać?)
[5] - dlaczego jakość wykonania przewodów lub połączeń nie pozwala na uzewnętrznienie grzech?
Dotknęła przewodów wychodzących z jej karku. Teraz jej umiejętności były bezużyteczne.
- Brawo, młoda panno.
Uriel nie ruszyła się, mimo iż obecność kogoś innego w pomieszczeniu zaskoczyła ją. Mała ilość energii w jej ciele powodowała zanik efektywności wielu receptorów, stąd też nie spostrzegła, gdy ktoś wchodził przez drzwi.
- Mogłaś uprzedzić, że będziemy tutaj gościć taką arystokrację, przygotowałabym ucztę. - z drugiej strony pokoju dało się usłyszeć ciche klaskanie.
zauważyłem, że przy twoich dialogach nie ma właścicieli - wypowiada je ktoś, gdzieś jakoś - nie piszesz, że powiedziała to Zła Maszyna albo Kolorowa Maszyna. Bardzo utrudnia to i tak niełatwe czytanie.
Schyliła się, rozsunęła jej kolana i uklękła między nimi. Jedną dłonią oparła się o uda Uriel, drugą podniosła jej głowę tak, by skierować jasnobłękitne oczy naprzeciw swoich, całkowicie białych. Wpatrywały się w siebie przez długą chwilę, a mała zdawała się być zafascynowana widokiem.
Uhm... ale o co chodzi?
- Dziecko? - Zero spojrzała z wielkim zaskoczeniem na Uriel, siadając obok niej. - To dziecko cię interesuje? Ha! Co prawda wiedziałam, że będziesz odpowiednia, ale żeby aż tak?
Mała chichotała przez dłuższy czas, trzęsąc się z podniecenia i radości. Westchnęła, po czym uklękła i przytuliła Uriel, kładąc się na jej plecach.
w jednej scenie siada i klęka? Jeśli siedziała, i uklękła, to wstała do klęczek, jeśli nie to coś nie gra w narracji czynnościowej. Ale o tym zaraz.
- Mówiłam ci, że nikt nie przeżył. - stojąca obok Zero poklepała Uriel po ramieniu. - Przykro mi.
na całej długości tekstu jest ten sam błąd zapisu. Jeśli jest kropka, to po kropce z dużą literą zaczynasz tekst.

Bohaterka, za którą wziąłem Uriel jest tajemnicza aż nad to. Nic praktycznie nie robi - może to wina tego fragmentu, ale raczej stylu i błędów nagromadzonych w zdaniach. Źle prowadzisz narrację - jest ona rwana i składa się z bardzo krótkich wzmianek plastycznych, które - jeśli są - przyklejasz do dialogu, co powoduje u mnie problemy z płynnym czytaniem i, co gorsza, wyobrażeniem sobie tych skromnych opisów. Dla kontrastu, jesteś gadułką i Zero prezentuje się tutaj bardzo dobrze: ma wyrazisty charakter, jest jakoś opisana, zachowuje się. Niestety główną wadą jest brak narratora w formie ukazującego te wydarzenia: w monologu nie oczekuję opisów, ale już pomiędzy nimi, te które serwujesz nie rozjaśniają sytuacji. Kilkukrotnie musiałem czytać całe akapity po dwa-trzy razy, aby zrozumieć co zaszło. Wykonanie nie podobało mi się, ale i to co przeczytałem nie jest porywające - za dużo niedopowiedzeń jak na tak obszerny fragment. Postać Uriel niedopracowana, a Shana pojawia się tylko w dwóch fragmentach i nie robi na mnie żadnego wrażenia. I dlaczego Uriel na początku ocenia stan zdrowotny Shany na odległość, a potem musi ją dotknąć aby zbadać puls?
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron