Kurtyzany, dzieciństwo i strukturalizm [+18]

1
Ostrzeżenie o wulgaryzmach [+18]

Wyszedłem trochę za późno z domu, to trzeba przyznać. Mógłbym powiedzieć, że to moja wina i całość pomyj wylać na siebie (gdyż znaczącym jest, że spóźnianie się to skurwysyństwo dziejowe), ale mogę też to zrzucić na grupę osób. Pierwszą byłaby słodka istota o interesującej aparycji, interesującej osobowości i interesownej polityce bycia. Zatrzymała mnie ona dłużej w domu, w celu wyjaśnienia pewnych kwestii i w trakcie wyjaśniania ich za pomocą odpowiedniej artykulacji i doboru słów zauważyłem, że czas na moje wyjście zaczął powoli się kończyć, skończył się i ponownie zaczął się kończyć. Drugą osobą, na którą mógłbym zrzucić moje zabawne poruszanie się po przestrzeni publicznej, byłaby moja nemezis – Bezsenność, skutecznie uprzykrzająca mi życie od kiedy ja pojawiłem się na tym łez padole, by uprzykrzać je wszystkim wokół. Głównie matce, gdyż jestem niewdzięcznym małym gnojkiem. Udało mi się jednak wyjść, ale spociłem się porządnie, gdy biegłem do kolejki, a to stan, który strasznie mi przeszkadza w życiu. Jestem wtedy nieobecny i niekumaty, dbam tylko o to, czy na twarzach między-ludzi pojawia się ten charakterystyczny niuch, a zaraz po nim charakterystyczny wzrok. Przebiegłem zatem szybko przez kolejkę, by dotrzeć do Ziemi Obiecanej nie-płacenia kar za przejazd bez biletu, po drodze będąc obserwowanym przez duże ilości kanarków, siedzących w kilku strategicznych miejscach, którzy wzrokiem zdawali się pytać – Quo vadis? Gdy w końcu jednak znalazłem się w miejscu właściwym, Pan Konduktor oznajmił mi, że opłata za mój bilet wynosi pięć złotych, a nie ustawowe jeden-siedem-jeden. Posiadałem ja jeno monetę dwuzłotową, toteż moje zdziwienie przeszło w strach, gdy spojrzałem na ptasznik rozpościerający się po przestrzeni kolejkowej. Błagalnym wzrokiem spojrzałem na Pana Konduktora, by zlitował się nade mną. Pan Konduktor w łasce swej niemożebnej uraczył mnie soczystym i (chyba) ironicznym pytaniem, czy też na pewno nic więcej nie mam. Powiedziałem mu, że mam dolara, który ktoś mi kiedyś podarował ku mojej wielkiej uciesze i jak każdy, kto ma trochę żenady we krwi począłem go nosić w portfelu jak jakiś niesamowity talizman. Okazało się, że Pan Konduktor używał kiedyś takiego dolara jako zakładki do książki, którą kiedyś zgubił i, jak żartobliwie zauważył, książkę znalazł, ale dolara już nie. Uśmiałem się wielce w ten dzień, w którym żart ów dotarł do mych membran. Możliwe, że nie uśmiałbym się tak w innej sytuacji. Nie wiadomo. Wziął mojego dolca i wydał mi bilet.
Co natomiast nastąpiło po tej sytuacji nie było już tak interesujące jak to, co nastąpiło po innej, wezmę więc wstęp od tej i resztę od tej drugiej, sklei się jakoś i nie będzie problemu. Skończyłem zatem w moim małym kurwidołku małomiejskim. Miałem spotkać się tam z personą, która w moim dzieciństwie zaznaczyła swój ślad – nazwijmy go D. Umawiania się nie było końca. Spotkaliśmy się w końcu z D. Wyglądał podobnie jak zawsze, możliwie, że miał mniej włosów. Jako że nie wiecie prawdopodobnie jak D. wyglądał wcześniej to musicie sobie wymyślić sami. Mogę wam podpowiedzieć, że miał okulary i był nieco niższy ode mnie, choć to równie pomocne, jako że nie wiecie również jak wyglądam ja. Nieistotne zresztą. Nasze życia były nierozłączne do liceum mniej więcej. Bawiliśmy się w tak niesamowite zabawy jak – kije to miecze, sam jesteś kutasem, wspólne oglądanie pornografii i anime, czy też, bardziej klasycznie, chowanego. W pewnym momencie zaczął brać narkotyki i zrobiło się dziwnie. Oddalaliśmy się od siebie, ja wyjechałem na studia, on wyjechał pracować w Holandii. Tyle. W każdym razie, widywaliśmy się co kilka miesięcy w naszym kurwidołku, co by sobie poplotkować.
Spotkaliśmy się w końcu z D. Kupiliśmy sobie po ćwiartce i, będąc nieustannie kąsani przez okoliczne robactwo, skryliśmy się w cieniu drzew, skarlałych przez odpady chemiczne z okolicznej fabryki. Swojsko. Pijąc naszą ćwiartkę powspominaliśmy stare, złe czasy i porozkminialiśmy dzisiejsze, średnie czasy. W międzyczasach spadał na nas deszcz letni, który zajmował nam umysły i skłaniał do różnego rodzaju komentarzy, składających się głównie z przekleństw. D. powiedział mi, że przestał już pracować, a teraz będzie składał wniosek o zasiłek z Holandii, bo przepracował tam określony czas. Powiedziałem mu, że to bardzo słusznie, bo jebać tych kapitalistów. Nie jestem pewien, co miałem przez to na myśli. D. opowiedział mi później, że ma problem z kobietami. Tłumacząc jego dialekt plebejski na ludzkie – jest introwertykiem, istotą aspołeczną, która nie radzi sobie w kontaktach międzyludzkich z powodu swojego pół-patologicznego wychowania. Doradziłem mu, żeby przestał. Wydaje mi się, że to nie była najlepsza z porad, ale nie wpadłem na nic innego w tamtym czasie. Powiedział mi, że, ku mojemu zaskoczeniu, był kilka razy na dziwkach. Poprosiłem, żeby opowiedział mi trochę o tym, bo nie spotkałem nigdy nikogo, kto korzystałby z kurew. Był na dziwkach dwa i pół razy. To pół wynikało z tego, że on i jego koledzy mieli koleżankę, która była dziwką i pewnego wieczoru, gdy w stanie agonalnym dotarli do sedna materii, kładł się już spać, a ona wślizgnęła się do jego łóżka i spytała, czy może się przytulić. Dziwki to czasem straszne czułe stworzenia, możliwe, że powodem jest ich płeć. Reszta jest względnie oczywista. Tak myślę, bo nie chciał mi więcej powiedzieć. Warto zaznaczyć, że potem ten kumpel zaczął się z nią spotykać. Jak wyjaśnił D. – była tutaj z nami, nie miał kto jej przygarnąć to on ją wziął i teraz spodziewają się dziecka. Świat przewrotny jest. Myślisz, że to już nasz ładny, ugłaskany, przyjemny światek, a tu znienacka spadają na Ciebie przygarnięcia. Z drugiej strony, czy można dziwić się, że taki świat istnieje, gdy tak duża część kobiet nie dostała jeszcze notatki, że już nie muszą?
W każdym razie, pierwszy raz na kurwach był w Polsce. Wszedł na jakąś stronę w stylu roxy, proxy, czy cokolwiek. Zgadał się z dziewczyną, która podawała, że ma dwadzieścia trzy lata, a w rzeczywistości miała dwadzieścia siedem. Spytała klasycznie, czy to jego pierwszy raz, bo widziała, że się denerwuje. On odpowiedział, że owszem. Podali sobie ręce, poznali się, wszystko tak, jakby to było zwykłe spotkanie obcych ludzi. Porozmawiali trochę. Pogadali o szkole, pogodzie polityce. Ona zaczęła się rozbierać. On się rozebrał. Pocałowała go. Powiedział, że to było strasznie dziwne całować kogoś, kogo się zupełnie nie zna i miał problemy z erekcją przez chwilę. Zdołał jednak stanąć na wysokości zadania i spuścił się w gumową chwilę przyjemności, w ludzkiej chwili przyjemności. Podobno była spoko i miała sztuczne cycki. Z jakiegoś powodu to było ważne. Drugi raz poszedł na kurwy w Holandii. Tam przywitała go jakaś Rumunka. Z krótkiej rozmowy wynikało, że studiuje tam i potrzebuje pieniędzy na lokum. Zaśmiałem się, bo to było jak z taniego filmu klasy B, ale stwierdziłem, że ona mogła mieć właśnie taką mentalność. Wiecie, pomyślała, że właśnie coś takiego powinna powiedzieć. Pierdolili się chwilę, co było histerycznie śmieszne, gdyż ta Rumunka pytała go co chwilę łamanym angielskim, w niesamowicie rzeczowy sposób – missionary? doggy? kiss? Orżnęła go jednak na czas i musiał opuścić ją, nie spuściwszy się na nią wcześniej.
Opowiadał mi też o tym, że nie planuje całe życie jeździć wózkiem widłowym. Chciałby się dorobić i założyć sklep z grami i gadżetami z gier. Jakieś filmy, komiksy, figurki, pierdółki, wszystko cholernie drogie, bo kupują to głównie dorośli. Powiedziałem mu, że to świetny pomysł. Byliśmy już pijani, gdy dotoczyliśmy się do baru. Pijani w znaczeniu – on był dość uwalony i trzeba było go prowadzić głosem, a ja byłem dość świeży. Razem pijani. Trzeba mu oddać, że był raczej roślinny, jeśli chodzi o używki, a ja zyskałem płynność w płynach, więc konkurencja była nieuczciwa. Usiedliśmy. Było ciasno, tłoczno i wiele kobiet poniżej lat osiemnastu, dziewczynek poniżej lat osiemnastu, dzieci poniżej lat osiemnastu patrzyło na nas każdym wzrokiem jaki człowiek może na człowieka. Rozmawialiśmy o tym, jak świat wygląda. Zadziwił mnie. Opowiadał mi o tym, że można zrozumieć strukturę, w której się żyje i, ze jak wiesz jak to wygląda, to możesz się w tym swobodnie poruszać. Opowiadał mi o ludzkim zakłamaniu, o tym jak niewielu ludzi w ogóle rozumie, że są, o tym jak ludzie nie potrzebują niczego prócz żarcia, seksu i jakiejś gównianej rozrywki. Mówił wszystkie te rzecz, do których sam dochodziłem poprzez moje starcia literacko-naukowe, a on, nieuk pierdolony, obserwując świat doszedł do nich sam. Prawda, że gadałem z nim wiele, ale nigdy tak. Stwierdziłem, że byłoby zajebiście napisać razem książkę. Ułożyłbym w słowa, których on nie ma, myśli, których nie mam ja. Spytałem go, czy pisał coś kiedyś. Odpowiedział mi, że jedną z najbardziej traumatycznych chwil w jego życiu zdarzyła się, gdy jego ojciec wrócił z zebrania, na którym dowiedział się dość nieciekawych informacji na temat swojego syna. Spojrzał wtedy na zeszyt, który leżał u niego na biurku, wziął go i podarł. Nie wiedział jednak, że to ni matematyka, ni polski, przyroda, fizyka, czy WUEF, ale manuskrypt, pięćdziesiąt stron fantastyki zapisanych przez młodego z ambicjami, który szybko zmienił się w młodego z „wyjebane mam w to”. Potem poszło jak rozprute spodnie na balu magisterskim (tak.). Skończyliśmy i wyszliśmy stamtąd. Na dworze, gdy paliliśmy jakaś patologia rodzaju żeńskiego spytała nas o ognia, skowyrnym, acz stanowczym – TE LAMUS, DAJ OGNIA, po czym zaczęła nas wyzywać, by następnie zwrócić się ku swoim pobratymcom, którzy wszyscy chcieli ją najwyraźniej zerżnąć. Odeszła w złości i usiadła w środku, razem z naszą zapalniczką. D. mówił, ze to nie ma sensu, ale urodziła się we mnie sprawiedliwość po tych kilku głębszych i z niesamowitą kurtuazją, jak na mój stan, spytałem ją bełkotem, czy da się odzyskać tę zapalniczkę. Odpowiedziała mi, że nie. Stanąłem tam na chwilę i zastanowiłem się nad konsekwencjami bycia konsekwentnym, ale wiszący nade mną wpierdol porównany z wartością zapalniczki był ceną, której nie warto było płacić. Odszedłem.
Wyszliśmy na zewnątrz i rozmawialiśmy jeszcze trochę. Opowiedziałem mu o strukturalizmie i filozofii współczesnej. Powiedziałem mu o Deleuze. Powiedziałem mu, że jego filozofię można streścić w jednej metaforze Mallarmé. Metaforze tancerki, która wykonując piruet powtarza ten sam ruch, a jednocześnie każdy piruet jest różny od poprzedniego i każdego innego. Spojrzał na mnie i powiedział – wydaje mi się, że to rozumiem. Po czym zamówił taksówkę i zostawił mnie na klatce z papierosem, którego nie dopalił. Patrzyłem chwilę jak odjeżdża, dopaliłem i poszedłem próbować zasnąć.
https://www.facebook.com/szambarasy/?fref=ts

https://szambarasy.blogspot.com/

Kurtyzany, dzieciństwo i strukturalizm

3
Wyszedłem trochę za późno z domu, to trzeba przyznać. Mógłbym powiedzieć, że to moja wina i całość pomyj wylać na siebie (gdyż znaczącym jest, że spóźnianie się to skurwysyństwo dziejowe), ale mogę też to zrzucić na grupę osób. Pierwszą byłaby słodka istota o interesującej aparycji
uff, otwarcie. pierwsze zdania tekstu sa bardzo wazne, bo zwykle decyduja, czy odbiorca zerknie dalej, czy ciśnie tekst w kąt. widzisz, ten poczatek jest własnie klasycznym przykładem odsyłającym resztę twojej pracy na pole kukurydzy.

ach, druga rzecz: - mam nadzieje, ze podkreślenie pomoże - widzisz błąd?
interesownej polityce bycia
- a jak to bedzie na polski?
serio pytam - domyslam się, o co chodzi, ale mozesz wyjaśnić?
Zatrzymała mnie ona dłużej w domu, w celu wyjaśnienia pewnych kwestii i w trakcie wyjaśniania ich za pomocą odpowiedniej artykulacji i doboru słów zauważyłem, że czas na moje wyjście zaczął powoli się kończyć, skończył się i ponownie zaczął się kończyć.
mam ambiwalentne uczucia w stos do tego zdania, bo jest 50/50 - 'ona' zbedne, bo masz już podmiot domyslny 'zatrzymała', powtórzenie nie dodaje lekkości, niekiedy wrzucanie tego samego wyrazu ponownie w zdanie lub bliskie sasiedztwo jest sensowne (gdy chcemy podkreślić coś istotnego), tu wystarczyło przeskoczyć dalej, 'odpowiednia artykulacja i dobór słow' to już sprowadzenie tekstu literackiego do wertowania słownika wyrazów obcych, kopalińskiego. Opisujesz kłótnię, a nie ma w niej plastyczności ani właściwych emocji.
natomiast podoba mi sie zabawa z czasem - ładnie ujete i ciekawy pomysł.
Drugą osobą,(! <- see? nie 'grupą', mówisz o jednostkach ) na którą mógłbym zrzucić moje zabawne poruszanie się po przestrzeni publicznej, byłaby moja nemezis – Bezsenność, skutecznie uprzykrzająca mi życie od kiedy ja pojawiłem się na tym łez padole, by uprzykrzać je wszystkim wokół.

'poruszanie się po przestrzeni publicznej' - w przestrzeni publicznej.
i nie 'byłaby' - po co tu tryb przypuszczajacy?
'od kiedy ja pojawiłem się' - rzeczownik zbedny, wyst podmiot domyślny. no i unikniesz przeładowania zaimkami :-)
Jestem wtedy nieobecny i niekumaty, dbam tylko o to, czy na twarzach między-ludzi pojawia się ten charakterystyczny niuch, a zaraz po nim charakterystyczny wzrok.
'miedzy-ludzie' - ciekawy pomysł.
aaale...
'charakterystyczny niuch' i 'charakterystyczny wzrok' - raz, że znów błędnie użyte powtórzenie, dwa, jedziesz łatwizną, trzy 'niuch' nie ma prawa pojawić sie na twarzach. poza tym, to kolokwializm.
Co natomiast nastąpiło po tej sytuacji nie było już tak interesujące jak to, co nastąpiło po innej, wezmę więc wstęp od tej i resztę od tej drugiej, sklei się jakoś i nie będzie problemu.
o matkoicórko... druga kawa, natychmiast!
co to jest?
bosh - rozumiem tekst pisany w narracji pierwszoosobowej, ale powiedz mi, że takie zwracanie sie do czytelnika niesie za soba coś. przesłanie jakies, sens. czy tylko zapisujesz pseudorozmowę?
Skończyłem zatem w moim małym kurwidołku małomiejskim.
'kurwidolołek' zrobił zawrotną karierę od czasu 'chłopaki nie płaczą', ale nie nalezy go nadużywac, bo o ile tam był uzyty zasadnie i wynikał z kontekstu, tu jest zbędny. a od lekkości i zabawności wypowiedzianej przez Szefa (bogdan Łazuka) kwestii dzielą go lata świetlne.
btw - aliteracja.
Umawiania się nie było końca.
umawianiU - komu? czemu? celownik jak obszył.
Wyglądał podobnie jak zawsze, możliwie, że miał mniej włosów. Jako że nie wiecie prawdopodobnie jak D. wyglądał wcześniej to musicie sobie wymyślić sami. Mogę wam podpowiedzieć, że miał okulary i był nieco niższy ode mnie, choć to równie pomocne, jako że nie wiecie również jak wyglądam ja.
prowadzenie w opowiadaniu dialogu z czytelnikiem wymaga pewnej finezji i jakiegoś, choćby minimalnego uregulowania, systematyzacji, bo ja wiem - sensu. To nie jest stand up, gdzie publika odpowiada na żart albo nie i performer ma szanse dostosować się do relacji, to opowiadanie. Zastanów sie więc po co bohater zwraca się do odbiorcy i co chce osiągnąc.
bo jak na razie cała para idzie w gwizdek.
Bawiliśmy się w tak niesamowite zabawy jak – kije to miecze, sam jesteś kutasem, wspólne oglądanie pornografii i anime, czy też, bardziej klasycznie, chowanego.
nazwy zabaw w cudzysłowie.
no, moze poza 'wspolne ogladanie pornografii'
;-)
W pewnym momencie zaczął brać narkotyki i zrobiło się dziwnie. Oddalaliśmy się od siebie, ja wyjechałem na studia, on wyjechał pracować w Holandii.
zabawne :-D ironiczne, ale ładnie ujęte.
tylko to 'oddalaliśmy się' wlecze się jak przysłowiowe flaki z olejem.
D. powiedział mi, że przestał już pracować, a teraz będzie składał wniosek o zasiłek z Holandii, bo przepracował tam określony czas. Powiedziałem mu, że to bardzo słusznie, bo jebać tych kapitalistów. Nie jestem pewien, co miałem przez to na myśli. D. opowiedział mi później, że ma problem z kobietami. (...) Powiedział mi, że, ku mojemu zaskoczeniu, był kilka razy na dziwkach. Poprosiłem, żeby opowiedział mi trochę o tym(...)
a teraz praca domowa: słownik synonimów i znajdź wyrazy bliskoznaczne do "mówić".
Dziwki to czasem straszne czułe stworzenia, możliwe, że powodem jest ich płeć.
o tym można machnąc dystertację magisterską :-)
Świat przewrotny jest.
odwrócony szyk zdania - po co? bo tak ci sie napisało?
Myślisz, że to już nasz ładny, ugłaskany, przyjemny światek, a tu znienacka spadają na Ciebie przygarnięcia
hmm, to bedzie tak: zwracasz sie w tekście do czytelnika, ale wcześniej nie używałes wielkiej litery, tu sie pojawiła, ale kontekst sprawia, ze nie pasuje, bo wychodzimy z monologu bohatera - czyli chłop mówi do siebie, a co za tym idzie wielka litera jest zbędna.
to nie list, forma grzecznościowa tu nie pasuje.
spuścił się w gumową chwilę przyjemności, w ludzkiej chwili przyjemności.
poeta z ciebie :mrgreen:
ale powtórzenie znowu niweczy efekt.
Było ciasno, tłoczno i wiele kobiet poniżej lat osiemnastu, dziewczynek poniżej lat osiemnastu, dzieci poniżej lat osiemnastu patrzyło na nas każdym wzrokiem jaki człowiek może na człowieka.
ja tego nie rozumiem.
serio.
pojęcia nie mam, co chciales, ale to, co wyszło, wymyka sie logice.

Na dworze, gdy paliliśmy jakaś patologia rodzaju żeńskiego spytała nas o ognia, skowyrnym, acz stanowczym – TE LAMUS, DAJ OGNIA, po czym zaczęła nas wyzywać, by następnie zwrócić się ku swoim pobratymcom, którzy wszyscy chcieli ją najwyraźniej zerżnąć.
az nie wiem, od czego zacząć.
'ognia'? - 'poprosiła o ogień'? 'o podpalenie papierosa'?
'TE Lamus...' - cudzysłów, bo to cytat. albo od nowego wersa, po myslniku.
wniosek o upodobaniach 'pobratymców' i ich zamiarach pojawił sie skąd?
metaforze Mallarmé. Metaforze tancerki, która wykonując piruet powtarza ten sam ruch, a jednocześnie każdy piruet jest różny od poprzedniego i każdego innego.
acha, ynteligent, znaczy?

reasumując - technicznie do korekty - wrzuciłes 'blache', trudna do czytania i ciezką, po kątem sledzenia watku, bo:
- brak akapitów, tak z dwudziestu, jak nie więcej - kończysz watek, rozpoczynasz nowy - akapit.
- interpunkcja lezy i kwiczy - tego da się nauczyć, a przynajmniej zminimalizowac szkody, stosując choćby najbardziej podstawowe zasady podziału zdań na nadrzedne i podrzedne: http://sjp.pwn.pl/zasady/Interpunkcja-p ... 29734.html
- styl jest nieznośny - kolokwialne wstawki mają sens wwielu utowrach literackich, szczególnie, gdy mamy narracje pierwszoosobową lub w dialogach bohaterów, ale żeby całośc tak napisac, to już przegięcie, nawet, biorąc pod uwage charakterystyke bohatera i założenie, że posługije się jezykiem potocznym w utworze. język potoczny w utworze ma być językiem literackim.
- po kilku wersach widać wyraźnie, że opowiadanie bylo pisane bez planu, jak to rubia ma w podpisie, 'z głowy, czyli z niczego', bez korekty, na pniu, i wrzucone w takim stanie, w jakim autor je skończył. Dzieki serdeczne. nie wiem, skąd pomysl na ten strumień świadomości i po trzebe podzielenia sie nim ze światem, ale sugeruje nastepne tego typu kawałki jednak nieco przemyśleć i zastanowić się, co chcesz i czy cokolwiek, powiedziec odbiorcom.
- kreacja bohatera opiera się na chaosie, może o to chodzilo, ale - ponownie - trudno wybrac z lawiny informacji te, które warte sa zapamietania i definiuja podmiot literacki, bo jest ich tak wiele i jednocześnie podanych w sposób zupełnie nieakceptowalny, ze własciwie jedyne uczucie, jakie ogarnia odbiorcę, to ulga, ze odtarł do końca, i może rozstac się z bohaterem.

wydarzenia opisane sa w jakims celu - mam nadzieję - chciałes pokazać 'statystycznego człowieka' w kieracie kalejdoskopu mijających dni, ale wykonanie, przegadanie i zalanie go bezwartościowymi informacjami, rozłożyło szanse na jakikolwiek wniosek, zadumę nad uniwersalnością sytuacji i bohatera...

w sumie jest to dośc podobny tekst do tego, który niedawno wpadł mi w lapy - 'zaplanowany morderca' - i tak samo wymaga pracy, bo błędy sa prawie identyczne.

na plus - miewasz przebłyski czarnego humoru.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Kurtyzany, dzieciństwo i strukturalizm

4
Tak gdzieś od spotkania z kumplem to nawet zaczyna się kleić, ale przeczytać coś dłuższego, pisanego w ten sposób, to nie, dziękuję bardzo. Początek jest okropny. Kilka pierwszych zdań podmiot niemiłosiernie onanizuje się faktem, że za późno wyszedł z domu, co czytelnika póki co gie obchodzi, bo nie dałeś mu jeszcze nic w zamian za zainteresowanie. Zresztą fabularnie w ogóle nic nie dajesz, ot, historyjka o niczym, warsztatowo, to już chyba ravva na górze napisała. Jeśli to tekścior spuszczony z krzyża, jak leci, bo na taki wygląda, to niech tam będzie, trudno, ale ja bym wolał przeczytać o czymś i wprost, bez cudowania na kiju.
https://soundcloud.com/para-bellum-3
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron