UFO czyli NOL

1
Była sobota. Ja, sierżant Milicji Obywatelskiej Kazimierz Marczewski spieszyłem się na domową imprezę. Dlatego zależało mi na szybszym skończeniu pracy. Chciałem wcześniej zamknąć nasz posterunek milicji, w Małkini Dolnej. Godziny urzędowania przewidziane na sobotę to: od dwunastej do piętnastej w biurze, a potem ewentualnie, (jeżeli oczywiście byłoby jakieś zgłoszenie) wyjazd w teren.

Była godzina za piętnaście piętnasta. Dzień na służbie przebiegał bardzo spokojnie. Dlatego, z czystym sumieniem, postanowiłem lekko naciągnąć regulamin i zamknąć tą „budę” wcześniej.

- Czechejko wychodzimy! – rozkazałem podwładnemu.

- Ale panie sierżancie!

- Jaki sierżancie! Jesteśmy na posterunku milicji! Tutaj jestem nie tylko sierżantem, ale i komendantem! Ile razy mam powtarzać!?

- Tak jest panie komendancie! – odrzekł starszy posterunkowy Czechejko.

- No! Tak lepiej! I wypnij tą pierś jak salutujesz, bo ci mundur wisi!

-Tak jest!

- Dzisiaj są moje urodziny. Dlatego zamykamy posterunek nieco wcześniej. Będę miał gości. Muszę zrobić odpowiednie przygotowania. Wiecie co mam na myśli, nie? – po tych słowach mrugnąłem znacząco do podwładnego.

- W takim razie wszystkiego najlepszego obywatelu sierżancie! Ale… jak to wcześniej! Przecież to niezgodne z przepisami!

- Eee tam niezgodne. Głupoty pleciecie! A jeśli nawet to, co? Jeżeli jest niezgodne to przynajmniej dla mnie wygodne! No koniec dyskusji idziemy!

Schodziliśmy już po schodkach, do naszego służbowego Gaza, a tu nagle leci w naszym kierunku jakaś baba i wrzeszczy!

- Panowie milicjanty! Panowie władze! Pomóżcie!

Myślałem, że mnie cholera weźmie. Wygląda na to, że z wcześniejszego urwania się, będą nici. Gdy podbiegła bliżej rozpoznałem w niej panią Malińską.

- Panowie pomóżcie!

- Przykro mi pani Malińska, ale zamykamy! Już po godzinach urzędowania! Proszę przyjść jutro!

- Ale jak to zamknięte… Milicja nieczynna? Ale… ja mam sprawę niecierpiącą zwłoki… Okradli mnie, zbóje jedne! Trzeba ich łapać!

- Ale kto to zrobił?

- No nie wiem właśnie. Z tym przychodzę do was.

- Jak ukradli, to na pewno uciekli i już ich nie ma. Zajmiemy się tym w poniedziałek. A teraz musimy iść. Do wiedzenia pani Malińska.

- Panowie władze, ale ci sprawcy to były jakieś postacie tutaj nieznane!

- No to pewnie, te pętaki, przyszły z okolicznej wioski!

- Nie panie oficerze…

- Nie jestem oficerem tylko sierżantem!

- Dobrze panie sierżancie. Otóż oni nie byli z okolicznych wiosek, województw, czy państw oni byli nie z tego świata!

- Jak to nie z tego? To z jakiego? Są jakieś inne? - wpadłem w pełną konsternacje.

- Tak, oni byli z Marsa, chyba, to jakieś kosmity były…

- Panie sierżancie ja wiem, kto to był! To na pewno nie byli kosmici ale ci imperialiści amerykanie! To na pewno byli oni! – odezwał się straszy posterunkowy Czechejko.

Cholera mnie jasna zaraz weźmie! Albo co innego tu na ziemi nieznanego! – pomyślałem. Spieszę się a tu mi głowę jakimiś kosmicznymi pierdołami zawracają!

- A skąd to wiecie starszy posterunkowy? Jakie macie na to dowody? – zirytowany zwróciłem się do Czechejki.

- Ostatnio, często czytam „Trybunę Ludu” A tam piszą, że amerykanie jakieś kosmiczne czy gwiezdne wojny szykują!

- To nie zaglądajcie tam za często, bo będziecie jeszcze głupsi niż jesteście! Jeśli potem macie takie pierdoły opowiadać to lepiej wogóle nic nie czytajcie! Wam Czechejko czytanie nie wychodzi na dobre, mało tego, dla was jest szkodliwe! Zrozumieliście? Wy nadajecie się tylko do pisania protokołów. Czytanie za bardzo rozszerza wam, wasze ciasne horyzonty, kreując u was bujną wyobraźnię.

- Nie bardzo rozumieniem, o czym pan obywatel sierżant mówi? – żachnął się starszy posterunkowy.

- Powiem krótko i treściwie: poziom waszego debilizmu jest wprost proporcjonalny do stopnia uzyskanej wiedzy. To znaczy im więcej wiecie tym jesteście głupsi. Zrozumiano?

- Tak jakby…, ale nie do końca.

- Nie ważne. Do rzeczy. Pani Malińska, jak oni wyglądali, ci kosmici?

- No… byli tacy…zieloni…i mieli takie… no… czułki zielone… może niebieskie…

- A wzrost? Jakim sprawcy charakteryzowali się wzrostem?

- Zarost mieli lichy… właściwie w ogóle nie mieli…

- Pytałem o wzrost a nie zarost! Byli wysocy czy niscy?

- Aaa to nie wiem, nie przyglądałam się im, aż tak bardzo.

- To skąd wiecie, że to byli kosmici, czy tam Marsjanie?

- Ja ich za bardzo nie widziałam… bo jak u mnie na polu wylądowali to taka jasność nastąpiła jakoby sam stwórca się na mej ziemi objawił! I ta jasność mnie oślepiła. Nawet teraz ją widzę jeszcze, znaczy, mam przed oczami. Widzę słabo,…ale…

- Dobra pani Malińska, teraz nie mamy czasu. Jesteśmy po służbie. Zajmiemy się tą sprawą po niedzieli.

- Ale co wam ukradli – dopytywał się, Czechejko

- No właściwie… to… no… nic. W każdym razie nic z rzeczy materialnych.

- Co to znaczy? Sprecyzujcie!

- Właściwie to… ukradli mi ślub mojej córy.

- Jak to ukradli ślub? To można ukraść ślub?

- No nie… źle gadam, język mi się plącze z tego wszystkiego, z tych całych nerwów. Chodziło mi o to, że zepsuli ślub. Okradli mnie z przyjemności i dumy tego dnia. O tak! Zepsuli mojej córeczce najważniejszy dzień w życiu. Wszyscy goście zamiast chwalić jak pięknie wyszło i podziwiać pannę młodą, to tylko to UFO widzieli! No przecie to nie godzi się! Tyle pracy poszło w niwecz!

- To wy Malińska zawracacie mi głowę, w sobotę, po piętnastej, po mojej służbie, jakimiś ufoludkami, którzy rzekomo ukradli, to znaczy zepsuli wam wesele?! Oficjalną skargę proszę złożyć w poniedziałek, a nie zawracać mi czas takimi pierdołami! Teraz żegnam. Do widzenia! Nie mogłem dłużej psuć sobie dobrego humoru tymi bredniami, dlatego wraz ze starszym szeregowym odesłaliśmy Malińską z kwitkiem.

W drodze do domu postanowiłem udać się jeszcze do znanego we wsi „gorzelnika” Zbigniewa Butli. Musiałem przecież odpowiednio się zaopatrzyć. Co to za świętowanie bez kilku sponiewierających literków samogonu?

- No obywatelu Butla! Wiemy o was wszystko, o waszym haniebnym procederze. Chcecie iść do mamra!?

- Obywatelu sierżancie… tak od razu w kajdany? Może jakoś się dogadamy? Może buteleczkę gratis? No tak… dla pojednania!

- Jedna! To przekupstwo Butla!

- Pomyliłem się! Dwie… no niech będą, na moją stratę trzy…

- Trzy to korupcja a cztery to zdrada narodowa! Ale już za pięć jest amnestia!

- Ma się rozumieć obywatelu sierżancie! Jakaś impreza się szykuje?

- No, no, no, nie pozwalniajcie sobie za dużo Butla! To, że zostaliście objęci amnestią przez władzę ludową, nie oznacza, że możecie sobie z niej kpić! – uśmiechnąłem się lekko do Butli, po czym puściłem do niego wymowne oczko.

- Tak jest, już podaję i o nic więcej nie pytam!

- No! To jest obsługa.

Tak oto zaopatrzony w pięć buteleczek od Butli udałem się w drogę powrotną do domu. Nie ujechałem nawet pięćset metrów a przed maskę wyskakuje mi jakiś chłopina. Macha łapami i się drze. Czy to jakaś plaga? Następny! żyć mi nie dadzą! Okazało się, że to był nasz wiejski grabarz Bartek łopata. Uchyliłem drzwiczki od Gaza i łypnąłem groźnie w stronę tego wiejskiego pijaczyny.

- łopata, a wy, co? Zdurnieliście, czy co? Samobójstwo chcieliście popełnić czy szykowaliście zamach na przedstawiciela władzy ludowej?

- Przepraszam obywatelu sierżancie, ale władza duchowa nie pomaga, jest bezsilna, więc tylko wy mi zostaliście, żeby rozwiązać moje problemy. Pomożecie obywatelu?

- A co się dzieje?

- Mam zwidy i omamy ostatnio…

- To idźcie z tym do lekarza! Dupy mi nie zawracajcie! Jeśli tak ostro łoicie, to się potem nie dziwcie! Wóda wam łeb wyżarła.

- Ale idzie o, to, że… właściwie rozchodzi mi się… znaczy mnie…

- No! Gadajcie wreszcie!

- No, tego… widziałem przybyszy… nie z naszej planety, panie władzo. W każdym razie nasza matka ziemia na pewno ich nie wydała. To było to FO, czy jakoś tak… no to, tak po amerykańskiemu…

- Czy w wszyscy powariowaliście? Co wy macie z tym UFO? Co to moda jakaś nastała? żegnam łopata!

Miałem dosyć tych bzdur. Zamknąłem drzwi od auta i pognałem z powrotem do domu. Tam na pewno znajdę azyl. Muszę się chyba solidnie napić. To wszystko nie na moją biedną milicyjna głowę. Wszędzie otaczają mnie jacyś kretyni.

Gdy ponownie dotarłem do domu, wpadłem od razu do kuchni, zwracając się do żony z nieukrywaną irytacją:

- Gości jeszcze nie ma? Gdzie mój kieliszek?!

- Nie ma. Chyba sam widzisz? A kieliszki zazwyczaj są w kuchni. Nalej sobie kochanie. To ci dobrze zrobi. Boś jakiś nerwowy ostatnio.

Nalałem sobie kielicha, jednego, drugiego, następnego… Wtem usłyszałam pukanie do drzwi, właściwie silny łomot.

- Oho! Są i goście – pomyślałem.

Jednak w drzwiach ukazał się mój podwładny.

- To znowu wy?! Czego chcecie? Lepiej żeby to była ważna sprawa, bo przerywacie mi moje urodziny. I streszczajcie się, bo na gości czekam.

- Tak jest obywatelu sierżancie! To, z czym przychodzę, jest bardzo ważne. Sprawcami tych niewyjaśnionych zdarzeń nie byli amerykanie… skłaniam się jednak stanowczo, w kierunku tych nadprzyrodzonych istot.

- A to, czemu?

- Bo według zeznań, ci domniemani przybysze byli cali zieloni i mieli czułki. A z tego, co czytałem, dowiedziałem się, że amerykanie są, za zwyczaj, albo biali albo kolorowi, no i nie mają żadnych czółek. Chwilę po tym jak wyszliśmy razem z posterunku, ja jeszcze się na chwilę wróciłem, bo przypomniałem sobie, że mam do napisania kilka zaległych raportów. Nie zdążyłem ich skończyć, bo ciągle ktoś przychodził i przeszkadzał. Wszyscy opowiadali te same rzeczy, o tych kosmitach. Zeznania były spójne i zgodne. Coś trzeba z tym zrobić, obywatelu sierżancie.

Co za los! Nawet w urodziny nie mam spokoju. Chyba rzucę tę robotę w diabły – pomyślałem mocno zirytowany.

- Dobrze, załatwimy to później Czechejko, ale teraz wejdźcie i napijcie się za moje zdrowie.

- Niestety nie mogę. Właśnie idę do remizy, na miejsce tych nadprzyrodzonych zdarzeń, tam gdzie Malińscy wczoraj wyprawiali ślub córce. Wydawali ją za mąż, za tego młodego kowala, Kopeckiego. Pamięta obywatel sierżant? Była u nas Malińska w tej sprawie.

- Jak mógłbym zapomnieć – pomyślałem.

- Wszyscy, którzy byli dzisiaj u mnie opowiadali to samo, że będąc na weselu widzieli zielone, kosmiczne postacie.

- To ciekawe Czechejko, co mówicie, bardzo ciekawe…hmmm. Ale teraz idźcie już, a jak skończycie to napijcie się! Namawiam was! W końcu jesteście po służbie, a dzisiaj sobota! No jazda, pamiętajcie wypić moje zdrowie!

- Tak jest, obywatelu sierżancie!

Gdy Czechejko wyszedł nalałem sobie kolejnego solidnego kielicha. Teraz dopiero poczułem ten zapach. Samogon od Butli dziwnie zalatywał! Wóda jego produkcji nigdy wcześniej tak nie śmierdziała – pomyślałem. Po kolejnym kielichu poczułem się nie swojo. Zobaczyłem wielki błysk przed oczami, a potem zrobiło się ciemno jak w grobowcu.

Wtedy, wraz z dziećmi, pojawiła się przy mnie moja żona.

Byłem mocno zaskoczony, gdy ujrzałem ją w bardzo nietypowym stroju. Cała była zielona!

- Kochanie, a cóż ty na siebie włożyłaś?

Moja żona miała na sobie zielony kombinezon, z dużymi guzikami pośrodku, a na głowie, dwa wielkie, sprężyste czułki. Dzieciaki były tak samo ubrane. Co za wariactwo!

- To jest teraz hit mody w naszej wsi. O niczym innym się tu nie mówi od kilku dni! No tak, Byłeś zbyt zapracowany by zobaczyć, co się dookoła dzieje. Nikt nie mówi o niczym innym tylko ciągle o tych kosmitach. My też postanowiliśmy przebrać się za te ufoludki.

Nawet moja własna rodzina zgłupiała ze szczętem żeby się przebrać za kosmitów! Na moje urodziny! Za kogo oni mnie mają? Za ojca rodziny? Czy za ojca domu wariatów?

- Kazek, wstawaj, co ci jest?!

- Co jest? Co się stało?

- Chyba przysnąłeś i coś majaczyłeś przez sen o jakiś ufoludkach, jakimś UFO…, co ci jest Kazek? Może nie pij już więcej, co?

- Eee głupiaś! Co ty pleciesz kobito!

Wtem usłyszałem stukot do drzwi. Zadowolony z tego, że goście wreszcie przyszli, pognałem je otworzyć. Zawiodłem się srodze.

- Czego znowu, Czechejko?

- Panie komendancie musimy tam jechać… i to jak najprędzej… - zdyszany, straszy szeregowy, nie mógł złapać tchu.

- Gdzie? Co? Pali się?!

- Tak, to znaczy nie!

- To jak w końcu? Zdecydujcie się!

- No nie pali się, ale jest ważna sprawa! Trzeba koniecznie udać się tam na interwencję. Obywatelu komendancie jedźmy jak najszybciej na te weselne poprawiny! Sam nie daję rady. świadkowie mi się rozłażą do domów. Nie mogę nad tym zapanować. Musimy przecież zabezpieczyć ślady przestępstwa i przesłuchać świadków.

- Ale jesteście upierdliwi Czechejko! Widzę, że się was, już dzisiaj nie pozbędę! Macie szczęście, że nie ma jeszcze moich urodzinowych gości. Jedźmy i miejmy to z głowy. łapmy to UFO!

Gdy zasiedliśmy w służbowym Gazie, odzywa się straszy posterunkowy:

- To może ja poprowadzę obywatelu sierżancie?

- Wykluczone! Nie macie prawa jazdy! Nie możecie prowadzić!

- Ale komendancie! Wasz stan wskazuje na silne spożycie…

- A te wasze słowa skierowane do mnie obrażają moją inteligencję, refleks i stanowią służbowe nadużycie, więc jeśli się nie zamkniecie to napisze na was raport.

- Tak jest! Już zapomniałem, co powiedziałem.

Gdy dotarliśmy na miejsce wczorajszej zabawy weselnej nie wiele mogliśmy się dowiedzieć. Została tylko garstka gości, a ci, co jeszcze tam byli, leżeli pokotem, głośno chrapiąc, albo byli tak pijani, że nie mogliśmy ich przesłuchać. Zbadaliśmy organoleptycznie całą salę remizy strażackiej. Unosił się w niej dziwny zapach. Skojarzyłem go ze smrodem Butlowego samogonu. Powąchałem kilka butelek i stwierdziłem wręcz, że śmierdzą tak samo. Wtedy przypomniałem sobie moje własne zwidy, związane z tym kretyńskim, zielonym ubiorem moich dzieci i żony. Wszystko stawało się jasne. To wina tej gorzały, którą kupiłem od Butli! Po jej wypiciu, rzuca się na widzenie, stąd ten blask przed oczami a potem ciemności egipskie. To przez nią, po spożyciu, zanika wzrok, a potem następują te ufoludkowe przewidzenia. Zeznania wcześniej przesłuchiwanych, przez Czechejko, też na to wskazują. Trzeba będzie przycisnąć tego Butlę. Co on tam pędził za wódę?!

- Jedziemy do Butli! Gazem! Zrobimy mu z dupy stodołę! – rzuciłem do podwładnego.

Gdy dotarliśmy do meliny Butli. O dziwo, ten się w ogóle nie wypierał.

- Tak, zmieszałem mój samogon z jakąś substancją psycho… topową czy coś tam, którą szwagier przysłał mi z Ameryki. Mówił, że to u nich najnowszy krzyk mody, że to tam należy do dobrego tonu, żeby coś takiego brać. No to wsypałem, ten biały proszek do moich produktów. U nas jednak lepiej sprzedają się płyny niż proszki. Ciekaw byłem efektu końcowego. Poza tym trzeba poszerzać ofertę sprzedażową, nie?

- Myślicie całkiem jak kapitalista Butla! Będziemy zmuszeni zamknąć ten wasz prywaciarski interes – odezwał się Czechejko. Ja milczałem jak zaklęty, wwiercając świdrujący wzrok w Butlę.

- Panowie władze, przyznaję się! Ale czy to grzech, że chciałem żeby ludziska miały trochę rozrywki. Szare czasy mamy, to, czemu ich trochę nie rozjaśnić.

- No Butla, rozrywkę to mi ci zapewnimy! Ale taką, po której spotkanie z UFO będzie, nędzną, nic nieznaczącą igraszką! – rzuciłem w stronę Zbigniewa Butli kolejne gniewne spojrzenie.

- Tak właśnie! Obywatelu Butla! Szykujcie się na spotkanie trzeciego stopnia, ale tym razem z władzą ludową! – odezwał, się, jak zwykle, nieproszony Czechejko. Władza ludowa, jak wiecie, nie z takimi jak wy dywersantami i sabotażystami dawała sobie radę. Chcieliście otruć najzdrowszy element społeczeństwa socjalistycznego: prostych chłopów i robotników, a tego władza wam nie wybaczy!

- Ale ja nikogo otruć nie chciałem… - jak boga kocham… panowie… to znaczy klnę się na kapitalistów, że… - bimbrownik wyraźnie zbladł.

- No dobra, idziemy Butla! Bez gadania! Teraz będziesz miał dużo czasu na rozmyślania.

- Właśnie! – odezwał się Czechejko. I raz na zawsze zapamiętajcie sobie jedno obywatelu Butla: W społeczeństwie socjalistycznym nie ma UFO! To wymysł amerykańskiego imperializmu!

Starszy posterunkowy, swymi słowami, wprowadził mnie w nastrój skłonny do głębokich rozmyślań: U nas, w socjalizmie, po spożyciu i sporym nadużyciu, zamiast kapitalistycznego UFO – po naszemu Niezidentyfikowany Obiekt Latający, pozostają nam tylko Niezidentyfikowane Obiekty Leżące, czyli nasze schlane socjalistyczne mordy, odpoczywające w pozycji poziomej, po mocnym przepiciu – pomyślałem nieźle połechtany własnym, pijackim poczuciem humoru.

2
Ja, sierżant Milicji Obywatelskiej Kazimierz Marczewski spieszyłem się na domową imprezę.
Chyba przecinek po ,,Marczewski". I troszkę mechanicznie to brzmi. ,,Ja, robot FikuMiku-33, numer serii 87645, idę przeczyścić sobie kabelki".
a potem ewentualnie, (jeżeli oczywiście byłoby jakieś zgłoszenie) wyjazd w teren.
Przecinek powinien być po nawiasie.
Była godzina za piętnaście piętnasta.
śmiesznie wyszło. :D Mogłeś napisać ,,za kwadrans piętnasta".
(...) Schodziliśmy już po schodkach, do naszego służbowego Gaza, a tu nagle leci w naszym kierunku jakaś baba i wrzeszczy!
Ojejku! Pięć centymetrów tekstu na ekranie i wszystkie zdania się kończą wykrzyknikiami!
Nie ujechałem nawet pięćset metrów
,,Pięciuset".
Bo według zeznań, ci domniemani przybysze byli cali zieloni i mieli czułki. A z tego, co czytałem, dowiedziałem się, że amerykanie są, za zwyczaj, albo biali albo kolorowi, no i nie mają żadnych czółek.
Raz piszesz przez ,,u", raz przez ,,ó"... ale zamiast cię wyręczać, odsyłam do słowniczka ortograficznego. ;)
poczułem się nie swojo.
łącznie.
Wtem usłyszałem stukot do drzwi.
Niby źle to nie jest, ale ja bym jednakowoż napisała ,,pukanie".



Może i byłoby z tego coś wciągającego, gdybyś napisał to bardziej interesującym stylem. Na chwilę obecną wszystko jest tym samym tonem. żadnych zwrotów akcji, jeden ciąg wydarzeń nie wzbudzających większych emocji. Pomysł niegłupi, choć trochę dziwnie wyszło z tymi prochami, a z realizacją nieco gorzej. Podobał mi się moment, w którym komendant brał od Butli bimber. ;)



Z błędów głównie interpunkcja, gdzieś nawet kropki nie postawiłeś. Było tego więcej, ale nie chce mi się już szukać. Ogólnie musisz się podszkolić w tej dziedzinie. I więcej emocji... Jestem na średnie tak, bo widać, że coś tam kiełkuje, tylko ma za mało światła.



Pomysł: 3

Styl: 3-

Schematyczność: 3

Błędy: 3

Ogólnie: 3-



Pozdrawiam. :)
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

3
Winky, dzięki za wskazanie błędów i ocene. Cóż ogólnie miało być śmiesznie. Nie wiem czy się do końca udało. Pozdrawiam!

4
Pomysł: 3

jak powiedziała winky "coś tam kiełkuje. napisałeś, że miało być śmieszne - niestety, jak dla mnie nie było. Popracuj nad warsztatem, masz kłopoty z przelaniem "na papier" swojej wizji.



Styl:
3-

brak zwrotów akcji, przewidywalne - szczególnie kiedy sierżant się napił, brakuje mi tu "kopa" - jeśli wiesz, o co mi chodzi



Schematyczność:

3



Błędy: 3-

dopisz sobie do listy od winky jeszcze parę przyuważonych przeze mnie:
zamknąć tą „budę” wcześniej.
tę budę


Tak jest panie komendancie!
przecinej po jest



No koniec dyskusji idziemy!
precinek po no


lepiej wogóle nic
w ogóle



Ogólnie: 3-]

pracuj, pracuj i pracuj, a będzie coraz lepiej
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

5
Lan:


No koniec dyskusji idziemy!


precinek po no
Na dodatek przecinek po "dyskusji".



Admin Edit_Lan: ależ oczywiście, dziękuję
Wolę zginąć jak lew, niż żyć jak pies. Podniosłam się, przeskoczyłam ten mur - DOSYć?



"Ja Twórca, ja Amen. Ja Wybuchem, ja Panem." (Lux Occulta - "Tworzenie")

7
A, przypomniało mi się coś. Jak na końcu sam napisałeś, UFO to skrót od Unidentified Flying Object, czyli Niezidentyfikowany Obiekt LATAJąCY. Za Wikipedią:
każdy obiekt latający nie dający się zidentyfikować z żadnym znanym z warunków ziemskich obiektem lub zjawiskiem atmosferycznym. W kulturze masowej terminu UFO używa się zazwyczaj w celu opisania pojazdu należącego do hipotetycznych przedstawicieli pozaziemskiej cywilizacji. W tym samym znaczeniu używa sie także określenia latający spodek.
A w tym opowiadaniu była mowa o kosmitach, nie latających talerzach, spodkach, statkach czy czymkolwiek. Deczko nieprecyzyjnie. ;)
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

8
Masz w tym sporo racji, ale czy to nie obojętne jak nazwiemy ufoludków kosmitami a kosmitów ufoludkami. Chodziło mi o czysto stereotypowe pojmowanie tego nadprzyrodzonego zjawiska :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron