Sobotnia noc, centrum miasta. Mocne, gitarowe dźwięki ciężko unoszą się w gęstej, przesiąkniętej żarem ciasno ulokowanych ciał, atmosferze klubu „Utopia”. Zespół o enigmatycznej nazwie WBiA, jak najbardziej undergroundowy. Basista niedbale szarpie struny instrumentu z miną przywodzącą na myśl zapytanie: „Co ja tutaj robię?” Na ceglastych ścianach, mimo mroku widzę symbole, wyryte gwoździem czy maźnięte pospiesznie markerem. Pacyfki, A w kółku, hasła: Fuck the system. Całkiem fantazyjne miejsce- myślę. Przedsionek piekieł dla wyżelowanych dandysów, raj niespokojnych dusz. Gdy w żyłach płynie gorąca krew, zapala ona do aktywności. Młodość nie znosi bierności, nie toleruje przytakiwania.
Trzy. Dwa. Jeden. Start!
Wokoło rzesze punków, gdzieniegdzie trafi się pojedynczy rastaman ze skrętem w ręku. Glany. Irokezy. ćwieki. Modne środowisko młodej alternatywy. Charyzmatyczny wokalista ostro krzyczy do mikrofonu: „To widmo globalizaji, jednostka nie ma racji. To widmo globalizacji. Za mało kupiłeś akcji.” Butny przekaz brutalnie przebija się poprzez mleczną ścianę dymu papierosowego do świadomości. Zgrzyt, trach, piasek w zębach. A więc to tak! Czas na małe pranie mózgu?
Piosenka staje się osobistym apelem, ideologią kapeli w pigułce. Jak przystało na prawdziwych wywrotowców, ci na scenie buntują się, zabierają głos w polemice nad palącymi problemami współczesnego społeczeństwa. Szkoda, że to udział tak jednostronny, pozbawiony głębszej refleksji. Zagrzewają do oporu. “Giń w tłumie, to najbardziej przecież umiesz!”- prowokuje mężczyzna. Giń. Jesteś żałosny uczestnicząc w systemie i podtrzymując go. Giń, albo staw czoło sytuacji. Giń. Publika tradycyjnie urządza młyn, pogując energicznie. Zagorzali fani solidarnie powtarzają słowa manifestu. Zauważam, że tę zbiorowość rozmaitych osobistości łączą trzy pokrewne rodzaje emocji: złość, agresja, frustracja. Podobnie, jak na orwellowskiej godzinie nienawiści. ładują się wzajemnie własną negacją rzeczywistości. Muzycy stanowią pośredników, medium.
Powoli wycofuję się do wyjścia, nie chcę w tym uczestniczyć. Wychodząc, słyszę jeszcze strzępy piosenki: “ Spójrz na dzieci, ile w Afryce ich umiera. Spójrz na bankiera, który w radości ręce zaciera. I liczy, liczy, liczy!” W głowie kłębią się kolejne fale szumu, efekt nieodzowny po głośnym koncercie. świeże, chłodne powietrze orzeźwia, przywraca do stanu użyteczności. Idę po świeżo wyłożonej, granatowej kostce, kopiąc od niechcenia owalny kamyk. Puste hasła i nachalna propaganda- nasuwa mi się w myślach. Czując, że ktoś próbuje mi wmówić swoje racje, automatycznie odpowiadam sprzeciwem. Każde przekonanie powinno być potwierdzone własnymi obserwacjami.
Z niechęcią mijam McDonald’s, najpowszechniejszy wśród opinii publicznej symbol globalizacji. Sztandarowy przykład opisywany w podręcznikach. Siedlisko konsumpcji. Mc Cholesterol. Mc Kalorie. Mc śmierć. Potrójny Cheeseburger za 50 proc. ceny. Mega-super-hiper Big Mac + słomka gratis. Nowość- shake- “Truskawkowe szaleństwo”- spróbuj koniecznie. Zamów. Zapłać. Napchaj się. Szybko, 3 sekundy, następny. Co podać? Przez sztuczny, przyklejony uśmiech kelnerki przebija się faktyczne znużenie, nawarstwione zmęczenie. Kultura radości i szczęścia. Kilka kroków dalej stoi uradowany klaun, trzymający w ręku balonik. Rewia barw, wyraziste kolory atakują oczy. Jest git, spoko, luz. Głowa do góry, keep smiling. Zbiera się na mdłości, Mc’Rzyg. Nie chcę tego pozornego szczęścia, odgrywania farsy. Kupując frytki wcale nie będę w euforycznym nastroju, stracę tylko 3,50 zł oraz cenny czas poświęcony na konsumpcję. Innym to nie przeszkadza. Przyjaciółeczki mogą marnotrawić godziny na bezczynnym siedzeniu w rogu lokalu, plotkowaniu o facetach z naprzeciwka. życie towarzyskie przenosi się do błyskawicznych restauracji, opcjonalnie do domów towarowych. Co atrakcyjnego może być w rozmowie przy akompaniamencie pop-chały, dochodzącej z komercyjnego radia i dźwiękach przegryzania kurczaka w sosie słodko-kwaśnym?
Znajduję wreszcie małą, przytulną restaurację, gdzie mogę w miłej atmosferze coś przekąsić, odpocząć. Wina nie leży po stronie właścicieli sieci McDonald’s- notuję w swoich notatkach. śmiesznym jest obarczanie USA problemem amerykanizacji życia w Polsce. Tylko od nas samych zależy, gdzie będziemy jadać, w jaki sposób spożytkujemy wolny czas. Samo
-1-
istnienie fast foodów nie usprawiedliwia faktu, że cieszą się one tak dużym powodzeniem. Może gdyby media, opiniotwórcza machina, w bardziej stanowczy sposób wzięła sobie do serca misję uświadamiania ludzi, zrzucania z oczu klapek, sytuacja uległaby poprawie. Na dzień dzisiejszy jednak McDonald’s coraz dalej wyciąga swoje big-macki, by wykarmić wszystkie spragnione tłuszczu istotki. Rozglądam się dookoła. Oprócz mnie w lokalu przebywa tylko jeden starszy pan, zaczytany w prasie, popijający kawę. Pustki. Jaki kontrast z wypełnionymi po brzegi restauracjami szybkiej obsługi! Dla mnie to całkiem komfortowa sytuacja, nigdy nie lubiłam tłoku. Zastanawia mnie jedynie fakt, ile “moja” knajpka pociągnie w sąsiedztwie “globalnego żywiciela” Miesiąc? Pół roku? Rok? Aż w końcu właściciel zreflektuje się i powiesi szyld Coca-coli?
Rozpowszechnienie makdonalizacji mogę jeszcze z bólem serca przeboleć, lecz nie jestem w stanie pozostać obojętna wobec deptania z premedytacją tradycji narodowej. Proszę przywołać w wyobrażeniach klimat lutego. Zima, śnieg, rękawiczki. Tak , skojarzenia te są jak najbardziej trafne. Zwróćmy jednak uwagę na połowę miesiąca, a dokładnie 14 lutego. Walentynki. święto zakochanych. Serduszka, czekoladki, misie, etc. Pięknie jest obserwować szczęśliwych ludzi, tworzących pary. Dominacja koloru czerwonego na wszelkich wystawach sklepowych także nie stanowi przecież nic rażącego. Obdarowywanie bliskiej osoby prezentem?- cudo! Mimo to, chciałabym znać odpowiedź na pytanie, dlaczego święto zagraniczne przyjęło się nadzwyczaj szybko, zakorzeniło chyba juz na dobre w naszych zwyczajach, podczas gdy na wspomnienie nocy świętojańskiej przeciętny Polak otwiera szeroko buzię z wyrazem błogiej niewiedzy wymalowanej na twarzy? Czy istnieje dużo dziewczyn, które puszczają dziś wianki na wodzie w okresie letniego przesilenia Słońca? Ilu chłopców wyrusza nad rzekę, by schwytać kwiatowy majstersztyk wykonany przez płeć piękną?
śmiech. Ignorancki rechot. Właśnie taką reakcję przewiduję w odpowiedzi na poruszenie tematu Sobótki na forum publicznym wśród młodych. Płytkość oraz byle jakość. Zamiast bawić się z tradycją Kasia, Asia czy Monika wolą skoczyć do pierwszego z brzegu spożywczaka, kupić czekoladki- serduszka i po sprawie. Maciek, Tomek Arek wybiorą kartki walentynkowe, wypiszą:” Na górze róże, na dole fiołki…”, obślinią znaczek, a po wrzuceniu “dzieła” do skrzynki pocztowej, ich szare komórki zajmą się przewidywaniem wyniku meczu Widzew- Legia. Czynności powyższe zajmują około 15 minut. Jakie to proste! Tylko tyle wystarczy poświęcić, by dopełnić obrządku Walentynek. Doprawdy bardzo ekonomiczne, czaso-oszczędne. Ci Amerykanie to mają łeb, nie od parady. Niech żyje postęp. Natomiast w czasie zadumy jesiennej refleksyjnej zakładamy na głowy dynie, po czym opowiadamy z przejęciem zidiociałe historyjki grozy. Hm, jakiego zachodniego zwyczaju nie przejęliśmy jeszcze bezmyślnie do rodzimej kultury? O, mam! święto Dziękczynienia. Sceptyk mógłby zawyrokować, że lada moment Polacy będą dodatkowo w listopadzie opychać się indykiem.
Z dnia na dzień coraz skuteczniej podważane są wartości tradycyjne. Zachodnie modele życia, docierające do nas głównie poprzez telewizję, zastępują klasyczne wyobrażenia struktur rodzinnych.
Kobieta.
Wiecznie zabiegana i nowoczesna. Niezależna, przebojowa. Lwica biurowa, eliminująca bez mrugnięcia okiem przeszkody, stojące na drodze do awansu. Dziecko dopiero po trzydziestce, albo wcale. Trzeba się przecież spełniać zawodowo. Mąż niekoniecznie niezbędny, bardziej trendy są wolne związki. Fitness, feng shui, joga. Buddyzm. Przepływ energii. Pozytywna wibracja.
Mężczyzna.
Pochłonięty bez reszty pracą. W domu bywa gościem. Wyjazdy służbowe, delegacje. Musi udowodnić każdemu wokoło, że jest w stanie wiele osiągnąć, idealnie radzi sobie z utrzymaniem rodziny. W rubryce miejsce zamieszkania mógłby wpisać: środki lokomocji. Ciągle w biegu. Być najlepszym w każdym calu. Naj, naj, naj.
-2-
Dzieciaki.
Przed komputerem, rzadziej TV. Podbierają tacie fajki, a mamie karty kredytowe. Plus imprezy, lans, hardkor.
Jakie szczęście, że model “nowoczesny” nie obowiązuje w każdej współczesnej rodzinie. Im więcej amerykańskich filmów, seriali w stylu “żyj szybko i barwnie”, tym szkodliwe wzorce mocniej utrwalają się w świadomości odbiorcy. To, co piękne na ekranie, może w prawdziwym życiu stać się koszmarem. Puk, puk. Szklany ekranie, nie będziesz moją wyrocznią. Puk, puk. Zasługujemy na ambitniejsze produkcje. Najwięcej filmów powstaje rocznie w Indiach. U nas propozycje te nie osiągają popularności, ani sukcesu kasowego. Dlaczego? Ponieważ zorientowani jesteśmy na kulturę Zachodu- łatwą i przyjemną, zaś hinduska złożoność, nieznana wcześniej widzom, stanowi mało atrakcyjną formę dla ludzi przyzwyczajonych do prostych, nieskomplikowanych schematów. Wiele na tym tracę. Zamiast wybrać się do kina na film poszerzający postrzeganie świata, mam do wyboru w większości filmy akcji oraz przewidywalne komedie romantyczne.
Z głośników ukrytych pomiędzy roślinami płynie słodki, kojący głos Bessie Smith, wokalistki bluesowej z lat dwudziestych. Zasłuchana, zastygam w jednym położeniu, nie chcąc uronić ani sekundy dźwięku. Za oknem ciemnieje z każdą minutą. Wytwarza się niepowtarzalny, kameralny nastrój. W dobrej muzyce doceniam to, że nie ma ona charakteru globalnego. Dzięki temu mogę powiedzieć : “Jest prawdziwie moja”. Nie muszę się nią dzielić z tłumem. Egoistyczna natura zostaje uspokojona. Natomiast gatunki muzyczne kreowane przez kulturę masową, girlsbandy i boysbandy napływające z zagranicy emanują kiczem, brakiem ambicji jej twórców oraz wiadomym nastawieniem jedynie na wysoką ilość sprzedanych płyt. Mdłe, pozbawione istotnego przekazu teksty o niczym. Przekładanie kreacji scenicznej nad jakoś muzyki. Kreatywność, przejawiająca się głównie w wymyślaniu, a także aranżowaniu coraz to nowszych skandali. Istotne, że mówią, nieważne co. Bardzo niskie loty, grożące nawet zaryciem nosem w ziemię, przede wszystkim pod względem artystycznym, ponieważ “muzycy” osiągają sukces na wielką skalę. Ogromne nakłady sprzedanych płyt, rzesze fanów. Brakuje nam wyczulenia na produkty definitywnie nietrafione. Czy tak trudne jest odróżnienie twórczej katastrofy, od prawdziwych perełek? Gdyby rynek muzyczny w Polsce kulał, łatwiej byłby zinterpretować zaistniałą sytuację, lecz myślę, że jest całkiem na odwrót. Punk przeżywa swój renesans, reggae staje się dostępne dla coraz szerszego grona odbiorców, nie wspominając już o bogatej kulturze rocka. Ale nie, prawdziwy lanser straciłby wiele, gdyby nie monotonne umc-umc w słuchawkach mp-trójki. Zapuszcza techniawę i przemierza miasto z tępym uśmiechem. Mózg mu się lansuje od jednostajnego hałasu, lecz ten dzielnie, heroicznie wręcz upiera się przy swoim. Techno musi być.
Kicz napływający do nas w efekcie globalizacji to nie tylko płytka muzyka i jałowa TV, oj nie, to zbyt okrojona wizja. Moda. Efekt klonów. Za oknem panienki w złotych paskach, złotych trzewikach pomnożone razy sto. Jak je rozróżnić? Wszystkie blond, ubrane według. najmodniejszych trendów, grzywka, konieczne użycie prostownicy, solarium. Plastik, plastik, plastik. Za rok pewnie styliści wrócą do kolorów ciemnych. Za dwa lata do odcieni czerwieni. Za trzy lata połowa z lolitek będzie miała przerzedzone włosy na skutek częstych przygód z farbowaniem. Po co to wszystko? Bo tak robi Victoria Beckham? Madonna? Nie zaglądam nikomu do szafy i nie dyktuje jak ma się ubierać. Walka z modą to banał. Szkoda mi tylko, że tyle osób traci swoją indywidualność pod naporem mediów, wciskających jako autorytety
zachodnie gwiazdeczki show biznesu. Niby nie ma odgórnego nakazu: podążaj za stadem,
naśladuj stado, stań się baranem, lecz człowiek od zawsze bał się braku akceptacji. Posiadanie wsparcia w społeczeństwie jest gwarantem bezpieczeństwa jednostki. Chcąc być atrakcyjnymi, dziewczyny wchłaniają porady z brukowców niczym gąbki. U bardziej inteligentnych z czasem może przyjść uczucie żalu. Pytania o to, dlaczego tak łatwo zrzuciły swoją osobowość, zaparły tożsamości, zrównały do średniej, szarej normy krajowej?
Edukacja. Kosmopolityzm i lekceważenie wartości krajowych prowadzi do tego, że młodzież nie czyta już „Pana Tadeusza”, ogląda zamiast tego filmową ekranizację. Hymn
-3-
państwowy może i znają, głównie pierwszą zwrotkę. Symbole narodowe? Tak, wiszą, gdzieś w zapomnieniu, nikogo nie obchodzą. Zaszpanować można dobrą znajomością angielskiego, ponieważ może zapewnić ona w przyszłości wysoko płatną pracę. Język ojczysty spychany jest na margines, pełno w słownictwie współczesnych gnieździ się zapożyczeń z mowy zagranicznej. „Jest okey”, „Szrajbnę coś i zaraz przyjdę” Dodam jeszcze, że archaizmy dla ucznia przypominają księgę z czarną magią. Niezrozumienie, a co za tym idzie negowanie „przestarzałych farmazonów”.
Dopijając herbatę, zauważam z uśmiechem, że narzekam intensywniej niż moja ciotka, a sądziłam dotychczas, iż nikt jej nie dorówna. Wychwycenie jednego negatywnego zjawiska pozwala dostrzec następne i tak kolejno, efekt łańcuchowy robi swoje. Czy globalizacja nie niesie żadnych pozytywnych skutków? Z pewnością istnieją takowe, w to nie wątpię. Lecz skupiam się teraz na krytykanctwie. Jeśli obnażać absurdy to bez skrupułów, jeśli negować to bezkompromisowo. Nie chcę otrzymać nieskonkretyzowanej papki z myślą przewodnią:” Są plusy i minusy, sam zdecydują, jaką obierzesz drogę”. żaden ze mnie ekspert z dziedziny przepływu kapitału zagranicznego czy przyczyn różnic w stopie życia pomiędzy Południem a Północą. Dlatego skupiam się na kwestiach, które mnie dotykają w sposób bezpośredni. Mogę je zaobserwować i z czystym sumieniem osądzić. Zatrzymać się wbrew tempu, narzuconemu przez presję dni i rozejrzeć. świat się zmienia, a my do tych postępujących modernizacji musimy się ustosunkować, by samodzielnie decydować o tym, jakie kroki podejmiemy w odpowiedzi.
Każda epoka posiada charakterystyczną dla niej filozofię. Na pytanie zadane przez Ericha Fromma: “Mieć czy być?” Kowalski zza rogu zdążył już dawno wykrzyczeć na całe gardło: “Mieć!”. Kowalskich żyją miliony w Polce. Kowalscy mają krewnych Smithów, Jonesów, myślących tak samo. Globalizacja przynosi uprzedmiotowienie człowieka oraz wmówienie mu, że to co ma, stanowi wyznacznik tego, jakim jest człowiekiem. Nie posiadasz kapitału? Ty śmieciu, jesteś zerem. Nikim. Pieniądze. Walka. Prawa rynku. Nie myśl, tylko wykonuj swoją pracę. Człowiek elementem taśmy produkcyjnej. Raz. Dwa. Trzy. żwawo. Zbyt demonizuję globalizację? Celowo. Trzeba przejaskrawić mocno dane zjawisko, by ktoś wreszcie zwrócił na nie uwagę. Ja chcę być!- krzyczę co dzień, lecz żaden dźwięk nie wydobywa się ze ściśniętego gardła. Chcę być. Czuć. żyć. Nie da się uciec od cywilizacji, do czego zachęcał Rousseau, szlachetny dzikus należy do szeregu utopii. Chcę być. Rozwijać się intelektualnie, duchowo. Pieniądze jako środek, nie jako cel. Chcę być. Wpływać na najbliższe otoczenie. Oddychać czystym powietrzem wolnym od CO i SO2. Tlen, pełen oddech, jasne niebo. Nie sprzedać siebie, bez względu na postępującą globalizację. Czerpać z tradycji innych kultur, jednak rozumnie i z umiarem. Wychwytywać ich korzystne aspekty, nie tylko te, zdające się być najbardziej popularnymi. “Widmo globalizacji”, przeciwko któremu tak energicznie protestował zespół WBiA nie jest niepokonanym monstrum, pochłaniającym wszystko na swej drodze. Istnieją jej przeciwnicy, aktywni działacze. Mimo silnej negacji ujednolicania kultur, prowadzenia do powstania globalnej wioski, nie mam zamiaru angażować się w ruchy alterglobalistyczne. To kolejny trend, tak jak kiedyś modne było przeciwstawianie się komunie. Nie zadowala mnie rzucanie kamykami w okna firmy koncernu Nestle, czy osławionego MCDonald’s. Krzykiem i niesprecyzowanymi pretensjami nie zajedzie się daleko. Pozostaje mi więc wierne trzymanie się własnych przekonań, nie walka z wiatrakami, ale częściowa afirmacja rzeczywistości. Zaakceptowanie tego, co nieodzowne, przy jednoczesnym zachowaniu krytycznego spojrzenia.
Kelnerka podchodzi, by zabrać pustą filiżankę, przy czym delikatnie sugeruje, że już zamykają. Zerkam w roztargnieniu na zegarek. 23.30. Przy delikatnych bluesowych dźwiękach spędziłam tu całkiem pokaźny szmat czasu. Zbieram leniwie swoje rzeczy, składam notatki. Problemy cywilizacyjne zostawiam za sobą, by w milczeniu podziwiać piękno nocy, podczas powrotu do domu.
2
Miejsce dobre. To zdecydowanie proza, a nie publicystyka. Jest zbyt osobiste na publicystykę moim zdaniem.
Zazwyczaj politykę w długich tekstach z małą ilością akapitów traktuję ostrożnie, ale coś czułem, że będzie dobrze.
No i jest.
To bardzo dobry, wciągający tekst. Choć w tak zbitej formie, jednak potrafi przeprowadzić czytelnika przez wszystkie procesy myślowe które przebiegały w Twojej głowie. Czysta telepatia.
Jak dla mnie - świetny.
Zobaczymy co powiedzą inni, ale to już drugi tekst dzisiaj który typowałbym być może do "Najlepszych".
Pozdrawiam
Nine - zagorzały przeciwnik antyglobalizacji
Zazwyczaj politykę w długich tekstach z małą ilością akapitów traktuję ostrożnie, ale coś czułem, że będzie dobrze.
No i jest.
To bardzo dobry, wciągający tekst. Choć w tak zbitej formie, jednak potrafi przeprowadzić czytelnika przez wszystkie procesy myślowe które przebiegały w Twojej głowie. Czysta telepatia.
Jak dla mnie - świetny.
Zobaczymy co powiedzą inni, ale to już drugi tekst dzisiaj który typowałbym być może do "Najlepszych".
Pozdrawiam
Nine - zagorzały przeciwnik antyglobalizacji
3
Naprawdę ciekawy tekst. Na temat zerkasz to z jednej, to z drugiej strony. Nie ma monotoni, taka fajna gonitwa myśli ( łańcuszek
). Do lektury zachęcił mnie temat ( lubię politykę w rozsądnych ilościach - od tygodnia nie właczam telewizora
). Kliknęłam i cieszę się. Bardzo mi się podobało.


"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
4
Jakoś tak, zacznę od początku czyli od wczoraj. Właśnie wczoraj przeczytałem ten tekst, ale że musiałem iść do pracy nie oceniłem go.
W sumie to do mnie nie trafia, kolejne pisanie o...
Styl ciekawy, ale nudny - w tym opku.
Dajcie mi kogoś za globalizacją, a z nim porozmawiam, dajcie mi antyglobalistę a go zabiję. Nie wiem czemu, ale nie lubię ich.
Co prawda ciekawie prowadzisz czytelnika od myśli do myśli, ale dla mnie to za mało.
Pomysł:3
Otwieram sobie jakąś gazetę i widzę kolejny tekst o antyglobalizacji. Jakże fajnie napisany, och, ach. Ale temat nudny i przejedzony.
Styl:4
Szybko się czyta.
Schematyczność:2
Nic dodać nic ująć.
Błędy: -
Nie patrzyłem.
Ocena ogólna:3
Ogólnie mnie się nie podobało. Prosto i rzeczowo.
W sumie to do mnie nie trafia, kolejne pisanie o...
Styl ciekawy, ale nudny - w tym opku.
Dajcie mi kogoś za globalizacją, a z nim porozmawiam, dajcie mi antyglobalistę a go zabiję. Nie wiem czemu, ale nie lubię ich.
Co prawda ciekawie prowadzisz czytelnika od myśli do myśli, ale dla mnie to za mało.
Pomysł:3
Otwieram sobie jakąś gazetę i widzę kolejny tekst o antyglobalizacji. Jakże fajnie napisany, och, ach. Ale temat nudny i przejedzony.
Styl:4
Szybko się czyta.
Schematyczność:2
Nic dodać nic ująć.
Błędy: -
Nie patrzyłem.
Ocena ogólna:3
Ogólnie mnie się nie podobało. Prosto i rzeczowo.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
5
Weber, Weber, masz mnie! <podliz, podliz, wariactwo, podliz>
Powiem tak - chyba większość z Was może się zgodzić z wnioskiem moim i mojej koleżanki, do którego doszłyśmy na wyjeździe (z wyjątkiem części religijnej): "Bóg - nie, ateizm (u mnie deistka/niezdeklarowana), honor - nie, pokój i inteligencja, ojczyzna - nie, globalizm".
A tekst - podoba mi się.
Tyle.
Powiem tak - chyba większość z Was może się zgodzić z wnioskiem moim i mojej koleżanki, do którego doszłyśmy na wyjeździe (z wyjątkiem części religijnej): "Bóg - nie, ateizm (u mnie deistka/niezdeklarowana), honor - nie, pokój i inteligencja, ojczyzna - nie, globalizm".
A tekst - podoba mi się.
Tyle.