Jadwiga Garwacka przykucnęła z cichym stęknięciem. Odłożyła na chodnik pęk irysów, obciągnęła bordową garsonkę i klepiąc się po udzie przywołała Torpedę, pupilka, którego imię było jedyną ekstrawagancją na jaką sobie w życiu pozwoliła. Kliknął metalowy zaczep, zaszurały ciągnięte po betonie kwiaty. Jadwiga wyprostowała się i rozejrzała dookoła.
- Tereska? Halo, Teresko, dzień dobry! – Machając ręką potruchtała w stronę pulchnej kobiety tłumaczącej coś dwójce wyrostków z metalową skrzynią.
- Jadwinia! – Teresa dała znać towarzyszom, żeby poczekali, i wyściskała koleżankę.
Panie ucięły sobie krótką pogawędkę o tym, co nowego na Jadwigi działce, a co ciekawego u Teresy chłopców, i jak to dobrze, że tej drugiej chce się angażować w te różne przedsięwzięcia, bo dzisiejsze nastolatki bez wsparcia społeczników zdziczałyby zupełnie. Na koniec Jadwiga wręczyła znajomej chudy bukiecik i ruszyła w stronę Grodzkiej, zaś Teresa ze swym dworem i pudłem zniknęli za drzwiami Młodzieżowego Domu Kultury.
*
- Tereska? Halo, Teresko, dzień dobry! – Machając ręką potruchtała w stronę pulchnej kobiety tłumaczącej coś dwójce wyrostków z metalową skrzynią.
- Jadwinia! – Teresa dała znać towarzyszom, żeby poczekali, i wyściskała koleżankę.
Panie ucięły sobie krótką pogawędkę o tym, co nowego na Jadwigi działce, a co ciekawego u Teresy chłopców, i jak to dobrze, że tej drugiej chce się angażować w te różne przedsięwzięcia, bo dzisiejsze nastolatki bez wsparcia społeczników zdziczałyby zupełnie. Na koniec Jadwiga wręczyła znajomej chudy bukiecik i ruszyła w stronę Grodzkiej, zaś Teresa ze swym dworem i pudłem zniknęli za drzwiami Młodzieżowego Domu Kultury.
Teresa Matusiewicz cisnęła kwiaty do kosza i pognała do sali operacyjnej. Kiedy z górą trzydzieści lat temu we wszechświecie wybuchła Wielka Międzygalaktyczna Wojna, przywódcy Ziemi zagrali va banque i nie poinformowali o tym ludzkości, ba, nie powiedzieli nawet, że gdzieś daleko za znanymi nam gwiazdami jest ruchliwe, dyszące żądzą mordu życie. Wyszli z założenia, że wywoła to panikę – niepotrzebną, bo w przypadku przegranej wszelkie istnienie na naszym globie zniknie bezboleśnie w trzy nanosekundy – i że lepiej działać w ukryciu. Zawiązali sojusz z trzema innymi planetami, Bu, Hu i Fę, które zdawały się nie mieć szans w tej walce, lecz tylko z nimi nasi tłumacze byli w stanie złapać wspólny język. A potem, o dziwo, wygraliśmy, choć nie zniszczyliśmy przeciwników zupełnie, bo skądinąd świetne Rusałki i Kniazie z Radomia okazały się za cienkie na kuajańskie Totalne Wybuchacze Ognia. Dokończenie dzieła wymagało dalszych działań zbrojnych, więc Ziemianie podpisali pakt o współpracy wojskowej z gośćmi z Bu, Hu i Fę, i wtedy właśnie wypłynęła kwestia ulokowania gdzieś na naszym globie oddziału przymierza. Po krótkich debatach wskazano na Polskę, oficjalnie by docenić kraj, który chwilę wcześniej tak pięknie postawił na wolność i obalił komunizm, a nieoficjalnie dlatego, że gdyby jakaś wroga rakieta walnęła w siedzibę Paktu, nie byłoby aż tak szkoda. Później spośród licznych polskich miast i miasteczek wybrano Płock, i tu już kryterium nie było tajemnicą - jeśli ktoś niepowołany wpadłby na trop Paktu, można podpalić rafinerię i zlikwidować ślady.
Szefową przedsięwzięcia mianowano Teresę Matusiewicz, nauczycielkę plastyki z miejscowego technikum. Nie dlatego, że była najlepsza, broń Boże, po prostu nikt z preferowanych kandydatów nie wyraził chęci przeprowadzki do siedziby kwatery głównej, a Teresa miała parcie na karierę i szwagra w urzędzie miasta. Ku powszechnemu zaskoczeniu okazała się świetną szefową, zdolną rozwiązać każdy problem. Taka na przykład wymiana międzyplanetarna, podczas której szkoleniowcy z zaprzyjaźnionych galaktyk przybywali na dłużej do miasta - o ile udawało im się przybrać niebudzącą podejrzeń ludzką formę, o tyle ich dziwne zachowanie trzeba było jakoś wytłumaczyć. Kłopot? Nie dla Teresy, upychała ich w Wiśle Płock jako zagranicznych zawodników. Albo kwestia lokalizacji kwatery głównej w MDKu – kiedyś miało to swoje plusy, tłumy przechodniów pozwalały zamaskować wiele akcji, jednak potem, gdy te tłumy kupiły komórki i zapałały chęcią obfotografowywania wszystkiego wokół, zrobiło się gorąco. Nie Teresie – wybudowała na Podolszycach kilka wielkopowierzchniowych marketów i Tumska, przez dziesięciolecia gwarna i gęsta od sklepów ulica, opustoszała.
Światowi przywódcy drżeli na myśl co będzie, gdy szefowa Paktu przejdzie na emeryturę. Przeprowadzili brawurową choć nieudaną próbę wydłużenia wieku emerytalnego kobiet w Polsce. Próbowali sklonować Matusiewicz, lecz ze względu na drobną skazę w jej DNA nie dali rady. W końcu wpadli w panikę. A Teresa? Teresa westchnęła głośno i obiecała, że to załatwi.
*
- Napierdalać, panowie, napierdalać! – Teresa żuła kanapkę, wpatrując się w monitor. Po rozciągniętych niczym włosy waty cukrowej smugach sunęły czerwone i czarne punkciki; kilku młodzieńców w okularach klikało zawzięcie w joysticki. Skupiska ciemnych kropek stopniowo gęstniały, wchłaniając czerwone.
Dwa miesiące wcześniej jeden z informatyków poinformował szefową, że używane od wczesnych lat dziewięćdziesiątych manipulatory blokują się przy zbyt gwałtownych ruchach do przodu, i gdyby nie to, wszechświat już dawno leżałby u stóp Paktu. Teresa pogadała z mężczyzną o wpływie drobiazgów na rzeczy wielkie, pośmiała się, a potem kazała zlikwidować cały stary sprzęt i obsługujący go personel. Nie chciało jej się tłumaczyć tym wszystkim prezydentom i przywódcom, że przez trzydzieści lat nie mogli wygrać wojny z powodu głupiej usterki; o ileż prościej będzie oskarżyć poprzednią ekipę serwisową o zdradę i odtrąbić podwójne zwycięstwo.
- Dajesz, wajcha do przodu i dobij drania! - Teresa odłożyła na stół niedojedzoną kromkę i wychyliła się z krzesła by zobaczyć jak statki Paktu zdobywają ostatni kawałek kosmosu. Samotna krwista kropka na ekranie skurczyła się, zmalała, a potem zniknęła zupełnie.