W piątek złożył wizytę ksiądz i każdy dostał po obrazku ze świętym nakazem powieszenia go nad łóżkiem obok portretów innych zmarłych. Długo rozmawiali o ostatnim namaszczeniu i o jego braku na czole pochowanego kolegi Feliksa. Spoczywa teraz trzy metry pod, w niedopasowanych spodniach, gdyż nie zdążył ze zgromadzaniem garderoby. Nikt, jak i on sam, nie przypuszczał, że dama w bieli wybierze jego na początek, dlatego spał słodko, jak go Pan Bóg stworzył przy otwartym oknie. Rano pełniąca dyżur Władzia wtargnęła do sypialni kolegi, który ukazał jej się w całej okazałości, szkoda tylko, że martwy. Promocyjnie sfotografowano Feliksa a zdjęcie zawieszono na tablicy w holu, ku przestrodze innym naturystom.
Znudził się Matyldzie temat umierania w samotności, dlatego na ostatnim zebraniu zaproponowała dobrać się pary i czekać aż ta nadejdzie. Propozycja została przyjęta i od tamtej pory nocują z Krzysiem na zmianę w swoich pokojach. Matylda dba o spokojny sen kolegi wpatrując się w jego łagodną twarz, i poprawiając mu szczękę, gdy tylko ta zmieni swoje położenie, Krzysio czyta Matyldzie, uważając na stosowną dykcję i natężenie głosu, baterie w aparacie zaśniedziałe.
Dom obok parku pokrywa blask odbijającego od leżących w alejach liści słońca. Jest pora podwieczorku, Matylda ustawia na spodeczkach filiżanki, opychanie się słodyczami, jest najlepszym sposobem na nerwy. Dzwoni Krzysio z informacją, że nie będzie na kawie ani jego, ani Władzi, mają do wykończenia garsonkę. Matylda przyciska do piersi słuchawkę, smutno spogląda w stronę trzech porcelanowych filiżanek. Aromat kawy rozchodzi się po pokoju i staje obok, następnie bierze ją pod ramię i prowadzi do stolika. W chwili, gdy pierwsza kropla pieści przełyk, w okolicy rozlega się bicie dzwonów. Matylda patrzy w okno, szyba odbija pomarszczoną twarz, aparat słuchowy zniekształca profil. Czas nie obszedł się z nią łagodnie, wyorał na szyi bruzdy, w dodatku ostatnimi czasy schudła i skóra straciła resztki elastyczności. Przez całe życie uważała się za piękną i u innych na pierwszym miejscu stawiała urodę. Ta przesłaniała jej prawdziwe cechy osób, które niejednokrotnie nie były warte poświęconej uwagi.
Z zamyślenia wyrywa ją pukanie. W drzwiach stoi ona, uśmiecha się łagodnie. Jest młoda
i bije od niej blask, jakiego Matylda w życiu nie widziała. Czuje, że na widok delikatnej twarzy, smukłych ramion i zwiewnej sylwetki krew odpływa do stóp. Uczucie zazdrości jest tak silne, że Matylda traci oddech. Teraz wie, piękni nie umierają w samotności. Piękni
w ogóle nie umierają.
- Nalej mi kawy Matyldo, wczoraj całowałam pijaka, została mi suchość w ustach.
Dodane po 1 godzinach 43 minutach:
 skoro trwonisz czas na to, żeby śledzić moje forumowe poczynania, to chyba Ci sie jednak podoba.
 skoro trwonisz czas na to, żeby śledzić moje forumowe poczynania, to chyba Ci sie jednak podoba.
