Zemsta - cz.I

1
Są takie dni, kiedy koty wychodzą na rzeź. Nie, nie na żer. Na rzeź.

Zresztą nie tylko koty. Lisy, zające, jeże, psy i inne zwierzęta również. Ale kotów zawsze jest najwięcej. Wychodzą na drogę i giną pod kołami kół. Zwykle tyle ich nie ma, w normalne dni siedzą sobie cichutko w swoich ciepłych kątach lub kryjówkach i nie wyściubiają nigdzie nosa. Ale są takie dni, mgliste i mroczne, że wychodzą, bo woła je przeznaczenie. Rzeź.

Mówi się, że kiedyś nadejdzie godzina zemsty.



*



Matylda Fiołkowska właśnie skończyła swój dzień pracy. „Thanks God it’s Friday” – brzmiało ostatnie zdanie e-mail’a, jakiego dostała od kolegi tuż przed wyjściem. Cały list dotyczył miesięcznego raportu, Jarek pisał, że centrala w końcu zaakceptowała ostatnie poprawki i nie ma więcej uwag. Matylda odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się doczytawszy list do końca. „Thanks God” – pomyślała wyłączając laptopa.

Była godzina dziewiętnasta, gdy przeciągnęła kartę magnetyczną przez zamek. Drzwi odpowiedziały cichym piknięciem i mrugnęły na pożegnanie zieloną diodą. Wychodząc na parking Matylda zauważyła znikającego za szlabanem czarnego Jeepa Jarka. Rozglądnęła się dookoła i posmutniała. Była ostatnią osobą wychodzącą z firmy i nie miała komu powiedzieć „miłego weekendu”.

Deszcz na chwilę przestał padać i Matylda schowała parasol do torebki. Szybkim krokiem przemierzyła parking, uważając by nie wdepnąć w kałużę i po chwili siedziała już w przytulnym wnętrzu swojego samochodu. Przekręciła kluczyk. Dwulitrowy diesel mruknął przyjemnie a sekundę później z głośników rozległ się charakterystyczny jingiel „Eremeeeef-eefeem”. Matylda oparła ręce o kierownicę i westchnęła ciężko. Ten tydzień był straszny.

Starała się nie myśleć więcej o tym nowym, upierdliwym kierowniku z centrali. Gość był niemożliwy, czepiał się wszystkiego, nawet formatu daty w górnym rogu raportu. Siedem razy odsyłał ten sam dokument domagając się coraz to nowych poprawek, jakby nie mógł zaznaczyć wszystkiego od razu. Co za ćwok. Miesiąc temu centrala przyjęła taki sam raport bez żadnych uwag. A teraz temu nagle zaczęło się coś nie podobać. Ech… najważniejsze, że w końcu zaakceptowali. I dobrze, że był Jarek.

Jarek został przyjęty miesiąc temu, z konkursu na kierownika oddziału regionalnego. Z początku zabolało ją, że firma nie wybrała na to stanowisko kogoś z doświadczonych pracowników tylko przyjęła kogoś z zewnątrz. Gdyby brać pod uwagę staż pracy byłaby pierwsza w kolejce. Toteż pierwszego dnia, gdy Jarek zjawił się w firmie wszyscy patrzyli na niego niechętnie. O dziwo jednak, szybko zyskał sympatię całej załogi. Miał świetne podejście do ludzi. Wydawał się być niesamowicie ciepłym człowiekiem. Czasami tylko miała wrażenie, że w jego spojrzeniu tkwi jakaś zadra, gdy zostawał sam jego oczy stawały się smutne i tajemnicze. Nie chciała być nachalna i nie wypytywała go, o co chodzi, stwierdziła, że jeśli kiedyś poznają się bliżej być może sam zechce się jej zwierzyć. Na razie cieszyła się, że pierwsza niechęć minęła, że dobrze im się razem współpracuje, i że zaczynają się lubić.

Wrzuciła pierwszy bieg i ruszyła. Nie ujechała jednak pięciu metrów, gdy do jej uszu dobiegł dziwny pisk. Nie była pewna, ale wydawało jej się, że był to pisk kota. Dźwięk dobiegał jakby spod spodu. Gdy zatrzymała się, pisk ucichł, ale po chwili wydało jej się, że słyszy jakby coś czmychnęło i znikło w pobliskich zaroślach.

Zgasiła silnik, otworzyła drzwi i wyszła sprawdzić, czy przypadkiem czegoś nie rozjechała. Obeszła dookoła swoje srebrne volvo, schylając się by dojrzeć czy nie ma śladu krwi pod kołami, ale niczego nie zauważyła. Rozejrzała się dookoła, na parkingu nie było nikogo. Spojrzała w stronę zarośli, ale nie dostrzegła w nich żadnego ruchu. Zrobiła dwa kroki w przód i stanęła przy krawężniku, wpatrując się w gęste krzaki rosnące przy wyjeździe z parkingu. Nie dojrzawszy niczego zawróciła i wsiadła z powrotem do auta. „Może mi się zdawało” – pomyślała.

Zamykając ponownie drzwi poczuła nagle coś dziwnego. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ktoś ją obserwuje. Przez plecy przebiegł ją dreszcz niepokoju. Jeszcze raz rozejrzała się dookoła. W pobliżu nie było nikogo. W budynku firmy wszystkie światła były zgaszone. Wróciła wzrokiem do samochodu i ponownie przekręciła kluczyk stacyjki. Gdy podniosła wzrok przez ułamek sekundy wydało jej się, że kątem oka widzi tuż za szybą błysk oczu. Dziwnych oczu. Natychmiast spojrzała w to miejsce, ale niczego tam nie dostrzegła. Były tam tylko tonące w mroku krzaki.

Ruszyła z piskiem w stronę wyjazdu. Wiedziała, że ten strach jest irracjonalny, przecież nic tam nie było, ale chciała czym prędzej opuścić ten pusty parking i wrócić do domu. Starając się nie patrzeć w stronę zarośli podjechała pod bramę wyjazdową.

„Oby tylko działało” – pomyślała w duchu. Mechanizm otwierania szlabanu zaczął się psuć w zeszłym tygodniu. Usterkę zgłoszono do firmy montującej system, ale z uwagi na natłok zgłoszeń odpowiedziano im, że specjalista może przyjechać dopiero w przyszły poniedziałek. System zasadniczo działał, tylko czasami się zacinał, nie nalegano więc bardzo na pośpiech.

Matylda otworzyła okno i wyciągnęła rękę by przeciągnąć kartę przez szparę czytnika. Czytnik mrugnął czerwoną diodą. „Kurwa” – przeklęła Matylda, zaciskając zęby. Przejechała kartą drugi raz. „Działaj, do jasnej cholery” – syknęła ze złością. „Uff” – dodała, gdy czytnik zamrugał na zielono. Zamknęła okno i obserwowała jak szlaban niemrawo zaczyna unosić się do góry.

Wtem, gdy ramię szlabanu było już prawie do połowy uniesione, rozległ się niemiły zgrzyt. Odgłos tarcia metalu o metal trwał przez dwie sekundy, następnie coś jakby pękło i z mechanizmu poruszającego ramieniem szlabanu poleciały iskry. Szlaban stanął w miejscu i tworzył teraz z jezdnią kąt około trzydziestu stopni.

„Jasna cholera” – zaklęła Matylda łapiąc się za głowę. „I co teraz?” – zastanowiła się. Szlaban był uchylony ale wciąż blokował przejazd. Nie było możliwości prześlizgnąć się pod nim, od strony słupka z czytnikiem kart było za mało miejsca. „I co teraz?” – powtarzała w głowie Matylda.

Odruchowo spojrzała do tyłu, w stronę zarośli. Nie zauważyła nic szczególnego. Ostrożnie otworzyła drzwi i wysiadła. Podeszła do szlabanu, chwyciła jego ramię i z całych sił podniosła do góry. Szlaban ani drgnął. Spróbowała jeszcze raz. Bez skutku. Mimowolnie znów spojrzała w stronę gęstych krzaków. Przez moment była pewna, że widzi jakiś ruch, ale gdy zatrzymała wzrok w tym miejscu, ruch wyraźnie ustał. Matylda była pewna, że coś czai się w tych zaroślach. Stała jak zahipnotyzowana, nie była w stanie się ruszyć.

- Hej – rozległ się męski głos za jej plecami. Matylda aż podskoczyła ze strachu.

- To tylko ja, Jarek – zawołał głos i silna, męska dłoń spoczęła na ramieniu Matyldy. Ta odwróciła się w stronę mężczyzny i odetchnęła z ulgą.

- Co się stało? – zapytał Jarek. Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.

Matylda usiłowała zebrać myśli. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Przecież nie powie koledze, swojemu nowemu przełożonemu, że przestraszyła się krzaków.

- Nie, nic się nie stało. Szlaban się zaciął, a ty tak nagle się pojawiłeś. A w ogóle to, co ty tu robisz? Przecież widziałam jak wyjeżdżałeś.

- Zapomniałem jednej rzeczy i musiałem się wrócić – odparł Jarek.

- A gdzie masz samochód? – zapytała Matylda rozglądając się dookoła.

- Zaparkowałem za rogiem, bałem się, że szlaban się zatnie, gdy będę wyjeżdżał. Już za pierwszym razem miałem z nim problem.

- Aha.

Na sekundę, może dwie, zapadło krepujące milczenie. Matylda uświadomiła sobie, że Jarek cały czas trzyma rękę na jej ramieniu. Spojrzała na nią wymownie. Jarek zauważył to spojrzenie i natychmiast porwał dłoń.

- Przepraszam – powiedział.

- Nic się nie stało – odparła Matylda, patrząc Jarkowi prosto w oczy. Usiłowała dostrzec, co kryje się za tymi zielonymi źrenicami. Nigdy nie widziała takich oczu. Miała wrażenie, że za każdym razem są inne. Raz ciepłe i przyjazne, raz zimne i tajemnicze. Teraz były ciepłe. Bardzo ciepłe. Nagle Matylda poczuła narastające podniecenie. Ten człowiek jej się podobał.

„Nie, przecież ja mam męża, dzieci”- pomyślała i zwalczyła w sobie wszystkie chore myśli. Odwróciła wzrok i przełknęła ślinę.

- Pomożesz mi z tym szlabanem? – zapytała.

- Jasne – odparł Jarek.

Oboje chwycili ramię szlabanu i dźwignęli je do góry. Drgnął. Wytężyli wszystkie siły i szlaban powoli zaczął podnosić się do pionu. Po chwili był już na tyle wysoko uniesiony, że spokojnie można było pod nim przejechać.

- Dzięki za pomoc – powiedziała Matylda. – I dzięki, że zjawiłeś się, gdy byłeś potrzebny. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

- Nie ma sprawy – odparł Jarek, uśmiechając się. – Zawsze możesz na mnie liczyć.

Podali sobie dłoń na pożegnanie. Matylda wsiadła do samochodu i wyjechała na główną drogę. Zupełnie zapomniała o zaroślach i o tym, co mogło się tam czaić.



*



Myślami była już w domu. Córka miała dzisiaj klasówkę z polskiego i bardzo się nią przejmowała. Matylda pocieszała ją, że na pewno świetnie sobie poradzi. Wierzyła w nią i wiedziała, na co ją stać. Była z niej dumna. Najlepsza uczennica, przewodnicząca klasy. Ale Agnieszka była perfekcjonistką i przejmowała się wszystkim dwakroć bardziej, niż było trzeba. Minus pięć było dla niej tragedią. Potrafiła więcej niż inni i na świadectwie miała zawsze czerwony pasek, ale przed każdą klasówką była tak zestresowana, że Matylda zastanawiała się, czy nie iść z nią do psychologa.

Ojciec zaprotestował. Twierdził, że to naturalne w tym wieku i że wizyta u psychologa po pierwsze niczego nie przyniesie, po drugie może jej przysporzyć kłopotów wśród rówieśników. „Musi sama sobie z tym poradzić” – powiedział kiedyś.

Często się nie zgadzali. Byli wychowani zupełnie inaczej. Andrzej uważał, że problemy należy rozwiązywać w domu i nie afiszować się z nimi. Matylda była bardziej otwarta. Jej zdaniem ukrywanie problemów przed światem nie jest w stanie ich rozwiązać, a pomoc psychologa, kogoś, kto przecież jest kształcony by pomagać innym, bardzo się przyda. „Nie” – odpowiadał wtedy Andrzej, ucinając dalszą dyskusję. To on miał decydujący głos w najważniejszych sprawach. Matylda nie potrafiła postawić na swoim.

Jechała ostrożnie, bo droga była śliska. Od trzech dni panowała ciągła plucha. Jeśli nawet deszcz na chwilę przestawał padać, zastępowała go gęsta mgła i okropna wilgoć unosząca się w powietrzu. Spadające z drzew liście tworzyły na asfalcie śliską powłokę i trzeba było bardzo uważać, by nie wylądować w rowie.

W radiu właśnie zaczęła się jakaś polityczna dyskusja. „Tylko nie to” – pomyślała Matylda i sięgnęła do schowka po płytę CD. Na ułamek sekundy spuściła z oczu drogę, wyjęła płytę i wsunęła ją do odtwarzacza.

- Rany boskie – krzyknęła i w ostatniej chwili odbiła kierownicą, lecz było już za późno. Gdy podniosła wzrok zauważyła czarny kształt przebiegający jej drogę. Poczuła uderzenie w samochód i coś załomotało pod spodem. Manewr odbicia w lewo nie powiódł się, wyraźnie w coś uderzyła.

Nie zatrzymała się. Spojrzała we wsteczne lusterko sprawdzając czy coś leży na szosie, ale w tym mroku, na tej opuszczonej, wiejskiej drodze, nie była w stanie niczego dostrzec. Czarny jak smoła asfalt zlewał się całkowicie z bezgwiezdną nocą. Jeśli gdzieś tam leżał czarny kot, nie było szans go dostrzec.

- Cholera, znowu zabiłam jakiegoś kota – powiedziała do siebie. - To już trzeci w ciągu dwóch miesięcy.

Faktycznie, ostatnio często coś potrącała. Zastanowiło ją to. Prawo jazdy miała od ośmiu lat i nigdy wcześniej nie przytrafiło się jej nic takiego. Aż do teraz. Trzy koty w ciągu dwóch miesięcy. I wszystkie czarne.

Znów przeszył ją dreszcz niepokoju. Nie była zabobonna, ale zawsze wolała odpukać w niemalowane. Tak na wszelki wypadek. A teraz, gdy prawdopodobnie zabiła trzeciego czarnego kota, zrobiło się jej gorąco. Na czoło wystąpiło jej kilka kropelek potu. Sięgnęła do schowka po chusteczki. Gdy otwierała drzwiczki, nagle, na podłodze, zauważyła dwie małe plamki krwi, a na nich drobny kłębek sierści.

Włos natychmiast zjeżył się jej na głowie. Nie wierzyła własnym oczom. „Skąd tu krew? Skąd tu sierść??” – zawołała w myślach. Ogarniało ją coraz większe przerażenie. Spojrzała przed siebie, by nie stracić z oczu drogi. I wtedy, kątem oka, we wstecznym lusterku, zobaczyła je znowu.

Wielkie, zielone, wściekłe oczy. Te same, które widziała przez okno na parkingu. Coś siedziało na zagłówku jej fotela. Z przerażeniem odwróciła głowę i w tym momencie ogromny, czarny kocur skoczył na nią. Ostre jak brzytwa pazury rozorały jej twarz. Matylda wrzasnęła z przerażenia i puściła kierownicę. Złapała kota za sierść i próbowała go zrzucić, ale ten wbił się pazurami w jej skórę i włosy i każde szarpnięcie powodowało ból. W końcu udało jej się odciągnąć go od swojej twarzy, ale w ostatnim momencie kocur machnął łapą i długi, haczykowaty pazur rozdarł jej powiekę. Matylda zawyła z bólu. Rzuciła kota na fotel i złapała się za twarz. Po chwili podniosła dłonie, spojrzała na drogę i wrzasnęła.

Sekundę później jej srebrne volvo owinęło się jak plastelina wokół drzewa.



*



Jarek usiadł przy biurku i uruchomił laptopa. Otworzył skoroszyt i w pozycji numer jeden zaznaczył: „Gotowe”.

Przez chwilę przygotowywał jakiś dokument a następnie wysłał go na drukarkę. W tym czasie spakował laptopa do torby a z biurka pozbierał osobiste rzeczy.

Wychodząc wziął z drukarki kartkę papieru, podpisał się, podszedł do maszyny faksującej i wybrał numer centrali.



*



Niniejszym pragnę poinformować, że z dniem dzisiejszym rozwiązuję umowę o pracę.



Z poważaniem

Jarosław Kot
Nie mam podpisu, nie potrzebuję.

Re: Zemsta - cz.I

2
Tereferek pisze:Matylda odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się doczytawszy list do końca. „Thanks God” – pomyślała wyłączając laptopa.
przecinek po "się". Poza tym - jak już to "Thank God" lub "Thanks, God". Proponuję to pierwsze. I jeszcze przecinek po "pomyślała"


Tereferek pisze:Wychodząc na parking Matylda zauważyła znikającego za szlabanem czarnego Jeepa Jarka.
Przecinek po "parking"


Tereferek pisze:Deszcz na chwilę przestał padać i Matylda schowała parasol do torebki.
Gratuluję chowania mokrego parasola do torebki :)


Tereferek pisze:uważając by nie wdepnąć w kałużę
Przeciek po "uważając".


Tereferek pisze: jingiel „Eremeeeef-eefeem”.
Co to jingiel?


Tereferek pisze: Przez plecy przebiegł ją dreszcz niepokoju.
Po plecach :)


Tereferek pisze:Wróciła wzrokiem do samochodu i ponownie przekręciła kluczyk stacyjki.
W stacyjce


Tereferek pisze:- Rany boskie – krzyknęła
Skoro krzyknęła, to powinien tu być wykrzyknik


Tereferek pisze:Przez chwilę przygotowywał jakiś dokument a następnie wysłał go na drukarkę.
Na drukarkę? A nie prościej napisać "wydrukował go"?





Podobało mi się.

Pomysł: niby oklepany, a jednak coś mnie urzekło. 4

Schematyczność: jak wyżej. 4

Styl: Bardzo dobry, czytało się przyjemnie, płynnie. Radziłabym popracować nad interpunkcją, szczególnie w zdaniach podrzędnych. A że błędów było sporo (już później ich nie wytykałam) - 3

Ogólnie: 4=.

Popracuj, a Twój kolejny tekst przeczytam z jeszcze większą przyjemnością :)

5
A co do zwrotu "wysłał go na drukarkę" - tak się mówi w żargonie informatyków. Wcale nie jest prościej użyć zwrotu "wydrukował go".

:)

Dodane po 7 minutach:

Skomentuje ktoś jeszcze? Zależy mi na Waszej opinii.

Dodane po 21 minutach:

A co do jingla, odpowiedz znalezc mozna w zasadzie wszedzie, wystarczy poszukac, np. tu: http://pl.wiktionary.org/wiki/jingiel
Nie mam podpisu, nie potrzebuję.

6
Pomysł: 3+



Nie lubię kotów. To znaczy większości, zdarzają się wyjątki. Niby jest nawet ciekawie, ale narazie to po prostu zamienienie Człowieka Haka, psów, czy węży - kotami. Wciąż to samo, tylko inny Bad Ass jest. Nawet w pierwszych scenach - nie wiem czy to tylko ja - parę zdań (albo i parę akapitów) przez wydarzeniem, wiedziałem, co się stanie. Szlaban się nie otworzy. Otworzy się, ale do połowy pewnie. No tak, wyjdzie i coś zobaczy. O, pewnie zaraz pojawi się jakiś kumpel/kumpela z pracy, a może ten Jarek. Hm, Jarek ma dziwne oczy, może mieć związek z kotami. Czułem się jak wyrocznia, bynajmniej nie zaliczyłbym tego na plus.



Styl: 3+



Dobrze się czytało, nie miało się ochoty na delikatne 'skoki' w tekście, aczkolwiek nie czułem tego. Nie czułem żadnej grozy, niepewności, być może właśnie dlatego, że wiało nudą, wiedziałem co, gdzie i jak (a raczej przeczuwałem). Mogłeś także bardziej zagłębić się w psychikę bohaterki. Zamiast szczegółowych opisów tego co ona robi, dać szczegółowe opisy tego, co MYśLI, bo jeśli czytelnik ma tekst 'przeżywać', powinien czuć jakiś związek z wydarzeniami, które rozgrywają się w utworze.

Ale opisy różnych sytuacji są niezłe, tzn. potrafisz obrazowo przedstawiać sceny. Tylko czasem jakieś powtórzenia typu 'ten, ten', albo 'jej, jej'.



Schematyczność: 3



Weźmy "Ptaki" Hitchcocka, zamieńmy skrzydlaków na koty i dodajmy Złego Madafaka, który je kontroluje. Narazie dostrzegam mało świeżości.



Błędy: 3



To co powiedziała Avaritia. Generalnie sporo interpunkcji, parę powtórzeń, kilka potknięć.



Ocena ogólna: 3+



Trochę to oklepane wszystko, łatwo przewidzieć co dalej, styl całkiem niezły. Na przyszłość przy takich tekstach spróbuj bardziej wejść w psychikę postaci, rozbuduj ich jaźń, żeby czytelnik mógł się bardziej wczuć. Póki co średnio, chociaż nie jest źle.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

Re: Zemsta - cz.I

7
Wady:

1.
Obeszła dookoła swoje srebrne volvo, schylając się by dojrzeć czy nie ma śladu krwi pod kołami, ale niczego nie zauważyła (...) W pobliżu nie było nikogo (...) nie dostrzegła w nich żadnego ruchu (...)

Natychmiast spojrzała w to miejsce, ale niczego tam nie dostrzegła (...)

Nie dojrzawszy niczego zawróciła i wsiadła z powrotem do auta...


Typowe lanie wody. Z jednej informacji, dotyczącej tego, że Matylda Fiołkowska nie zobaczyła nic, zero null, tworzy się szereg zdań.



2. Opowiadanie zawiera informacje niepotrzebne, nie mające elementów wspólnych z głównym wątkiem, takie zapchajdziury. Między innymi stres córki przed klasówkami, despotyczny mąż. Co ty właściwie chcesz zbudować za pomocą tych opisów? Czy ważne jest to, jakiego Matylda ma faceta?



3. Sztuczne zwroty:

Może mi się zdawało – pomyślała.

Oby tylko działało – pomyślała w duchu

k***a” – przeklęła Matylda, zaciskając zęby

Działaj, do jasnej cholery” – syknęła ze złością.
Syknęła ze złością, pomyślała w duchy, przeklęła, zaciskając zęby. Tak się nie pisze, tego typu zwroty sprawiają, że opowiadanie wygląda, jak wyrwane z Tiny, albo innego brukowca. Właśnie! Czytając miałam odczucie, że mogłabym kupić coś podobnego w kiosku dworcowym.



4. Brak napięcia, co już zostało powiedziane przez innych użytkowników. To opowiadanie nie oddycha, nie pulsuje, ono zdycha.



Jednak, wg mnie, największą wadą jest styl i pomysł na przedstawienie historii. Z tego tematu udałoby się ulepić coś lepszego, jeśli wybrałbyś inną drogę. Porzucił zwyczajne, nudzące opisy sytuacji rodzinnej, złego szefa, na rzecz budowania nastroju. Męczy mnie ten brak emocji, denerwujące uczucie, miałabym ochotę wrzucić w środek tekstu bombę, rozsadzającą rzędy mało znaczących liter. Czy odróżniłabym to opowiadanie w stercie prac, zapamiętałabym na dłużej? Wątpię.



Nie musisz się ze mną zgadzać, ale spróbuj napisać następnym razem „inaczej”. Wywróć historię o 180 stopni, nabierz tempa! ;]

I unikaj przede wszystkim tych obciachowych sformułowań.



PS
Wychodzą na drogę i giną pod kołami kół.
Kołami samochodów.
Co możesz wiedzieć o życiu, jeśli nigdy się nie biłeś?

Re: Zemsta - cz.I

8
Hej

Dzieki za opinie. To jedna z pierwszych moich prob, dopiero sie ucze, wiec wszelkie uwagi przyjmuje z pokora.

Pozwole sobie jednak odpowiedziec na dwie Twoje uwagi:



1. Czepianie sie pomyslu "ze jest to o kotach" a Ty "nie lubisz kotów", wydaje mi sie malo sensowne. Rownie dobrze taki zarzut mozna postawic kazdemu, bo zawsze znajdzie sie ktos, kto czegos nie lubi. Jesli to forum ma cos wnosic to prosilbym o bardziej konstruktywne uwagi, a nie takie, ze Ty czegos nie lubisz.



2. Co do bledow stylistycznych i potkniec rowniez prosilbym o konkrety. Nie po to, zeby sie sprzeczac, ale po to zeby sie uczyc i nastepnym razem nie popelnic tych samych bledow.



Jeszcze raz dzieki

Dodane po 5 minutach:

Ok, rowniez dziekuje za opinie.



Co do sztucznosci zwrotow to wcale sie nie zgadzam. Tak sie mowi, no chyba ze pochodzisz z innych rejonow to mowisz inaczej.



Co do reszty, no coz, moze faktycznie... Czlowiek uczy sie na bledach.
Nie mam podpisu, nie potrzebuję.

9
1. Czepianie sie pomyslu "ze jest to o kotach" a Ty "nie lubisz kotów", wydaje mi sie malo sensowne. Rownie dobrze taki zarzut mozna postawic kazdemu, bo zawsze znajdzie sie ktos, kto czegos nie lubi. Jesli to forum ma cos wnosic to prosilbym o bardziej konstruktywne uwagi, a nie takie, ze Ty czegos nie lubisz.


Hehe, źle mnie odebrałeś. :)

"Nie lubię kotów" tyczyło się raczej tego, że trafiłeś w pewnym sensie w moje gusta, a mimo to pomysł nie porywa. We wstępnej ocenie miałem nawet takie zdanie wyjaśnienia, ale je wywaliłem, sądząc, że wiadomo o co chodzi.

Przecież ja w życiu nie skrytykowałbym opowiadania tylko dlatego, że MI się coś nie podoba, broń Boże/El Weryfiko.



Odnośnie stylu, mi się całkiem podobał, mówiłem, że potrafisz obrazowo przedstawiać sceny. Jednak nie koncentrujesz się na psychice bohaterów, od tej strony jest ubogo, musisz bardziej 'ożywić' dialogi, bo narazie wydają się trochę plastikowe. Poza tym zdarzają się powtórzenia, no i błędy w stylu 'chowa mokrą parasolkę do torebki', czy 'przekręca kluczyk stacyjki'.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

10
Tak z ciekawosci - jak zastapilabys te nieudane zwroty (Syknęła ze złością, pomyślała w duchy, przeklęła, zaciskając zęby), zeby nie wygladaly jak z kiosku?

Dodane po 1 minutach:

Gdzie jest napisane, ze parasolka byla mokra? Wyszla z firmy, miala ja przygotowana, ale nie rozkladala, bo deszcz na chwile przestal padac. Wydawalo mi sie to oczywiste, ale moze faktycznie powinienem byl uscislic.

Dodane po 1 minutach:

Kluczyk stacyjki - no fakt, tu masz racje.



Podaj prosze wiecej przykladow, jak juz dostalem zjebke to chce znac wszystkie zwroty, ktore schrzanilem. Plizzzz...
Nie mam podpisu, nie potrzebuję.

11
Zwyczajnie wywaliłabym. Zamiast (przykład):
"Jasna cholera” – zaklęła Matylda łapiąc się za głowę. „I co teraz?” – zastanowiła się (...) „I co teraz?” – powtarzała w głowie Matylda.
Można

Sytuacja ją przerosła. Stała tam i gapiła się w nieruchomy szlaban. Panika, zalążek paniki wisiał w ciężkim powietrzu. Nikomu nie życzyłaby tych zrywów i szybszego bicia serca, walącego teraz bim-bim, bim-bim, za szybko, zdecydowanie za szybko.

[/code]
Co możesz wiedzieć o życiu, jeśli nigdy się nie biłeś?

12
No fakt, troche lepiej.



Chociaz zdanie "sytuacja ja przerosla" dla mnie brzmi jak wypowiedz nieudanego polityka.

I jak tu cos obiektywnie ocenic, jak kazdy ma inny gust?



Ale dzieki za przyklad i prosze o wiecej :)
Nie mam podpisu, nie potrzebuję.

13
Podaj prosze wiecej przykladow, jak juz dostalem zjebke to chce znac wszystkie zwroty, ktore schrzanilem. Plizzzz...


Bez przesady, nie ma ich dużo, mówiłem, że akurat opisywanie różnych sytuacji idzie Ci całkiem nieźle. W pamięci zostało mi jeszcze:


- Cholera, znowu zabiłam jakiegoś kota – powiedziała do siebie. - To już trzeci w ciągu dwóch miesięcy.
To przykład plastikowości dialogów. Wyobraź sobie tą sytuację. Napisałeś tak dlatego, że 'gdyby Matylda istniała, to by tak powiedziała', czy bardziej z powodów czysto informacyjnych? Chciałeś po prostu podać ten fakt czytelnikowi i wykorzystałeś do tego dialog? Wydaje mi się, że właśnie to drugie.



Tu przykłady powtorzeń:


zrobiło się jej gorąco. Na czoło wystąpiło jej kilka kropelek potu.

Nie wierzyła własnym oczom. „Skąd tu krew? Skąd tu sierść??” – zawołała w myślach. Ogarniało ją coraz większe przerażenie. Spojrzała przed siebie, by nie stracić z oczu drogi. I wtedy, kątem oka, we wstecznym lusterku, zobaczyła je znowu.

Wielkie, zielone, wściekłe oczy.

Czarny jak smoła asfalt zlewał się całkowicie z bezgwiezdną nocą. Jeśli gdzieś tam leżał czarny kot, nie było szans go dostrzec.

ten strach jest irracjonalny, przecież nic tam nie było, ale chciała czym prędzej opuścić ten pusty parking i wrócić do domu.


I jeszcze:


z całych sił podniosła do góry. Szlaban ani drgnął.
No to jednak go nie podniosła, nie? Lepiej byłoby "z całych sił spróbowała podnieść do góry".



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

14
Ok, wielkie dzieki. Masz 100% racji co do tych przykladow.



Jednak dobrze, ze wyslalem ten tekst tutaj. Duzo sie nauczylem i mam nadzieje, ze nastepne opowiadanie uda mi sie napisac lepiej.

Dodane po 6 minutach:

A, co do czarnego asfaltu i kota - to akurat bylo celowe, chcialem podkreslic ze wszystko bylo czarne i jedno na tle drugiego bylo niewidoczne.
Nie mam podpisu, nie potrzebuję.

15
Cholera, znowu zabiłam jakiegoś kota – powiedziała do siebie. - To już trzeci w ciągu dwóch miesięcy


Inna wersja:

Kolejny kot pod kołami. To już pierwszy? Drugi? Trzeci? Straciła rachubę. Wrzesień napełnił ulice kocim piskiem, zawsze noga na hamulcu spóźniała się ułamki sekund. Nie było na to rady, Matylda stała się katem usadzonym wygodnie w samochodowym fotelu.



łapiesz idee? :wink:



Mnie poprawki wydają się być niezbędne. Twoje opowiadanie nie musi być od razu rewelacyjne. Następne też pewnie szału nie zrobi. Ale z biegiem czasu zobaczysz, że stajesz się coraz lepszy. Najważniejsze, żebyś poczuł chęć na zmiany.
Co możesz wiedzieć o życiu, jeśli nigdy się nie biłeś?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”