Aitvar Prolog (wulgaryzm)

1
Aitvar to tytuł powieści fantasy, którą piszę już od bardzo dawna. W końcu postanowiłam podzielić się skrawkiem, tak tylko żeby się dowiedzieć czy jest to akceptowalne. Z ortografią zawsze byłam na bakier, także z góry dziękuję za wszelkie spostrzeżenia. No i oczywiście dajcie znać czy czegoś brakuje albo wręcz przeciwnie :)
Tekst bardzo krótki. W założeniu cały prolog miał mieć 30 stron, co mogłoby być zabójcze. Dlatego rozdzieliłam całość na bardzo krótki wstęp do całej historii oraz część właściwą.

Polny powój jeszcze na dobre nie rozchylił płatków powieki, gdy w obozowisku pod Kłobuczym Borem podniósł się raban od spokoju daleki.
– Hej tam! Czemu biegacie jak trutnie w szturchniętym kijem ulu!? – wołali jedni do drugich.
– Mówią, że schwycili młodego Ilvila, tego elfiego mieszańca od starego Voguna!
Kto żyw wyskakiwał w noc, jeszcze w biegu wciągając śmierdzące wycieruchy na zziębnięte poślady. Jeśli komuś jednak nie udało się odnaleźć choćby skrawka odzienia w przygasającej ciemności- biegł i bez.
– A gdzie to go capnęli? Od ośmiu dni bez mała pół kompanii się za nim uganiało!
– A tutaj! Wartownicy go przydupili jak pijany w sztok próbował wysrać się przed obozową bram
Wieści te poniosły się echem szerokim hen aż po krańce obozowiska, gdzie przyczółek swój miała kompania Ścierwojadów. Zasiedli oni kołem przy ogniu, złaknieni wieści o swym zaginionym bracie.
– Podobno złapali naszego Ilvila.
– Takie krążą słuchy, ale czy to naprawdę on, a nie jakiś pijak, który chciał dla uciechy wysmarować gównem całą palisad
– Inni gadają, że sierżant co to go pojmał, obżygany został od cholew aż po przyłbice.
Elfi kamraci zaryczeli śmiechem –Oj to z pewnością nie kto inny jak nasz Ilvil! Hej! Polejcie tam co macie, trza wznieść toast za biednego sierżanta! Jak tam go zwali?
– Żabolicy zdaje się.
– Dokładnie! Ale za schwytanie naszego, miłego psubrata obiecali dać tytuł rycerski więc teraz to już Ser Żabolicy.
– A więc polejcie na chwałę rycerza Żygolicego!
– Żygolicego?
– A no tak! Żygolicego!
Żołdacy nie wiadomo skąd wytrzasnęli jeszcze nie napoczęte beczki piwa. Pełnego farfocli i dopiero co zrobionego, ale gęstego i nierozcieńczonego. Kompani przystawiali do nich co tylko się dało. Jak który do czego nalać nie miał, brał szyszak z głowy. A jak i tego nie było- chłeptał z dziury.
Niewiele trzeba było czekać by wesołe pieśni rozbrzmiały w całym obozie. Wnet rozpalono ognie, zawołano na dziewki i przygarnięto grajków. Nikt ich nie zatrzymał, nikt nie krzyknął by wracać na stanowiska. Nie było potrzeby- wojna się skończyła.
— Wiwat Żabolicy! Niech żyje Żygolicy!– Raz po raz wznoszono wesołe okrzyki. Brzmiały tak głośno że nawet gruba płachta sztabowego namiotu nie była w stanie ich zagłuszyć. A tymczasem w środku niejaki Żabolicy gotował się ze złości.
Ilvil zwinięty na klepisku zaparskał bezczelnie słysząc wiwaty biesiadującej hałastry.
— I z czego rżysz parszywcze zafajdany!?– Żabolicy strzelił mu z klamry u pasa.
– Ałć! Goń się świniopasie chędorzony!– Młody elf miał może skrępowane ręce i nieźle w czubie, ale nogi za to wciąż nieco ruchawe. Zamierzył się więc w stronę sierżanta ciężkim buciorem. Ten jednak ostrożny po ostatnich ekscesach z młodzikiem był czujny i w porę odskoczył.
Wielki Mag Thebrius stojący z boku zakasłał znacząco, na co Żabolicy zamiast jeszcze raz świsnąć z pasa odsunął się w kąt poza zasięg wierzgającego więźnia.
– Widzę że nawet widmo rychłego palowania cię nie poskromiło Ilvilu– Dowódca Sifril przyglądał się ich przepychance ze swoją zwyczajową kamienną twarzą. W przeciwieństwie do przycupniętego na jego ramieniu białozora, który przeszywał obydwu spojrzeniem drapieżnych ślepi.
Armia Królestwa Sarateii liczyła sobie paręset elfich wojowników. Naczelny Dowódca nie przypominał żadnego z nich. Twarz raczej kanciasta, ciało pozbawione powabu. Próżno w nim było szukać tej dobrze znanej dziewiczej gładkości. Sifril zwany Białozorem pochodził bowiem z jednego z najstarszych elfich rodów. Tego, którego krew wciąż pachniała ukwieconymi wzgórzami Fenisilji. Z czasów przed tym jak stała się zapomnianą krainą skutą wieczną zmarzliną. Rodu nie zmieszanego z leśnymi driadami i rusałkami. Ile miał lat? Setki? Milenia?
Mimo to w oczach Ilivila był nikim. Hardy młodzik uniósł się nieco na skrępowanych rękach z zamiarem splunięcia mu w ten kościsty policzek. Przecenił jednak swoje możliwości i ślina jedynie rozmazała mu się na ustach. Perlisty śmiech pani Lundre wypełnił namiot. Dopiero teraz ją zauważył, jak zwykle była cicha jak cień, przynajmniej do puki coś jej nie rozbawiło, a swego czasu Ilivil robił to często. Znał ją dobrze, ona i kapitan Vogun byli blisko, nie był jednak pewien jak blisko.
– Dość tej farsy ścierwojadzie, marnujemy czas a zwierzchnicy w stolicy czekają na twoje zeznania– Tehebrius kilkukrotnie uderzył kijem w klepisko, raczej z niezaspokojonej ciekawości niż oddechu przełożonych na karku.
– Co tam się stało? Ruszyliście w dwóch na pobojowisko, na zwiad.– Sifril wcale nie brzmiał na zainteresowanego. Jego ptak wydawał się bardziej zaciekawiony niż on.
– Pół dnia po waszym wymarszu…coś się wydarzyło- mag przysunął się bliżej jeńca, gotów spijać z jego ust- Nie byliśmy w stanie określić co dokładnie, ale bez wątpienia spowodowało to wygięcie się czasoprzestrzeni.
– Oj tak! Działo się sporo nie powiem! Niezła kabała, nie ma co! I pomyśleć że chciałem tylko zaszbrować trochę żelastwa z pola, a tu proszę. Tak to bywa. Wychodzisz się odlać i puf! Koniec wojny gotowy! – Ilvil wcale nie brzmiał na uradowanego. Gdyby zgromadzeni w jurcie go nie znali, powiedzieliby że płakał. – To wszystko wina tego starego dziadygi! Trzeba było uciekać kiedy była okazja! Kapitan…¬– Zamilkł. Jego twarz zamieniła się w poszarzałą maskę. Widać wspomnienie wciąż bolało jak świeża rana.
Lundre przysunęła się bliżej – Ilvilu gdzie jest Vogun?
Młody elf westchnął przeciągle, zamknął oczy – Nie żyje.
I był to początek jego opowieści.


Dajcie znać co myślicie :)
Jeśli się wam spodoba to zamieszczę dalszą część. Tym razem już trochę dłuższą

Aitvar Prolog (wulgaryzm)

2
Pierwszy akapit powinien przykuć uwagę a niestety jest napisany pewną stylizacją do tego z rymem. I dalej. Dalej nie zrozumiałem. Pojmali elfa, ale cieszą się żołdacy co pojmali czy elfy? Później skumałem, że to jedna i ta sama armia, elfy i żołnierze. Chyba. To za co złapali elfa? I czemu się skończyła wojna? Na koniec, bombardujesz imionami - Tehebrius, Lundre, Vogun - ale czytelnik jeszcze nie wie kto zacz, nie zostali dostatecznie opisani. Ogólne wrażenia? Słabo jednak. Może inni czytelnicy dostrzegą w tym tekście coś, czego ja nie widzę. Prolog ma zachęcić do dalszego czytania. Nie zachęca.

Powodzenia i pozdrawiam.

Aitvar Prolog (wulgaryzm)

3
Napisane całkiem sprawnie i widać, że masz już rękę w pisaniu trochę wyrobioną :)
Nie pokuszę sie o pisanie czy to średnie, czy może lepiej, bo nie czuję się na siłach. Sam chętnie przeczytam komentarz ( dobry komentarz... np Margot, Thany lub Rubii) co panie o tym myślą. Czyta się dobrze choć za fantasy nie przepadam i do tego jeszcze ten stylizowany język...
Nie ważne, co ci napiszą, czy dobrze, czy poleją głowę zimną wodą, to na pewno warto posłuchać doświadczonych forumowiczów. Bądź sprytna i nie czekaj na oklaski, a bierz wiadrami z dobrych komentarzy. Czytaj je i analizuj to ze swoim tekstem, a wkrótce zobaczysz postępy. Ja na ten przykład wypisuję sobie z tych dobrych komentarzy ciekawe uwagi i zapisuję, ucząc się w ten sposób; czego unikać, co trzeba, czego nie wolno, na co zwracać uwagę. Na razie nie przekłada się to jeszcze na jakość mojego tekstu, ale jak kiedyś napisał mi Leszek :), to rzadko kto ma naturalny talent i jedyna drogą do dobrego pisania jest dłuuuuga nauka i ćwieczenie pióra plus czerpanie z komentarzy tych dużo bardziej doświadczonych forumowiczów :)
Pozdrawiam i życzę Ci cierpliwości i pisania przynajmniej dwóch kartek dziennie każdego dnia :)

Aitvar Prolog (wulgaryzm)

4
Cytując jednego zasłużonego, wrzucenie tekstu z błędami ortograficznymi to jak pójście na randkę z nieświeżem oddechem i woniejąc trzydniowem potem.
Wilczykruk pisze: Polny powój jeszcze na dobre nie rozchylił płatków powieki, gdy w obozowisku pod Kłobuczym Borem podniósł się raban od spokoju daleki.
Ten rym to zamierzony? A jeśli tak, to czemu ma służyć?
Wilczykruk pisze: – Hej tam! Czemu biegacie jak trutnie w szturchniętym kijem ulu!? – wołali jedni do drugich.
Chórem? Początek przypomina widowisko sceniczne. A potem już nie.
Wilczykruk pisze: jeśli komuś jednak nie udało się odnaleźć choćby skrawka odzienia w przygasającej ciemności- biegł i bez.
Czyli armia sypia nago. Jak Szwedzi w pamiętnikach J.Ch Paska. Ale pamiętaj by się tego trzymać w fabule.
Wilczykruk pisze: próbował wysrać się przed obozową bram
ą oł on Ą
Wilczykruk pisze: Wieści te poniosły się echem szerokim hen aż po krańce obozowiska,
Archaizmy w dialogach zawsze dobre. Ale w narracji? jeśli tak, to konsekwentnie i do końca.
Wilczykruk pisze: wysmarować gównem całą palisad
Ę. i pytajnik.
Wilczykruk pisze: obżygany został
No prożę Cię
Wilczykruk pisze: Żygolicego
ErZet.
Wilczykruk pisze: Żołdacy nie wiadomo skąd wytrzasnęli jeszcze nie napoczęte beczki piwa.
No bez przesady. Nie wiadomo skąd może się pojawić talia kart, sztylet w plecach albo gadająca paprotka. Ale nie beczki piwa.
Wilczykruk pisze: zawołano na dziewki i przygarnięto grajków. Nikt ich nie zatrzymał,
Grajków. Pilnuj podmiotu. Jest na grajkach.
Wilczykruk pisze: A tymczasem w środku niejaki Żabolicy gotował się ze złości.
Bo cały obóz skandował to samo z koordynacją godną pływaczek synchronicznych? Jest harmider, po prostu. Chyba że gotuje się z powodu więźnia jako takiego, ale w takim razie jest to źle podane.
Wilczykruk pisze: rychłego palowania
Wobec poprzednich ortów zapytam: Ly czy Ły?
Wilczykruk pisze: ze swoją zwyczajową kamienną twarzą. W przeciwieństwie do przycupniętego na jego ramieniu białozora
1) Widziałem białozora i parę innych ptaków drapieżnych i emocji to one nie okazują zasadniczo.
2) Wołają go Białozór i ma na ramieniu białozora. Ptaszyska te żyją max 15-20 lat. Ma coś piernik to wiatraka? To jego pierwszy czy sto osiemdziesiąty szósty białozór?
Wilczykruk pisze: Ile miał lat? Setki? Milenia?
Sto to sto a milenium to tysiąc lat. Czyli sto lat to sto lat a milenium lat to tysiąc lat lat.
Wilczykruk pisze: przynajmniej do puki coś jej nie rozbawiło
Znaczy, rozbawiały ją puki? Takie leprekauny?
Wilczykruk pisze: Perlisty śmiech pani Lundre wypełnił namiot. Dopiero teraz ją zauważył
Ja też. Coś więcej?
Wilczykruk pisze: mag przysunął się bliżej jeńca, gotów spijać z jego ust
Tę ślinę, co mu nie poleciała?

Ale pomimo baboli rozlicznych ciekaw jestem co dalej.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Aitvar Prolog (wulgaryzm)

5
Misieq79 pisze: Cytując jednego zasłużonego, wrzucenie tekstu z błędami ortograficznymi to jak pójście na randkę z nieświeżem oddechem i woniejąc trzydniowem potem.
A wrzucenie tekstu winno poprzedzać uważne przeczytanie go. Niepoprawienie oczywistych błędów ortograficznych, interpunkcyjnych i literówek to wyraz niechlujstwa i lekceważenia czytelnika.
Ja rozumiem, że można być na bakier, ale może choć minimum wysiłku? Dopisanie brakujących literek czy postawienie kropek na końcach zdania (czy tych naprawdę oczywistych przecinków) nie wymaga opanowania piętrowych i trudnych reguł języka.
Misieq79 pisze: Ale pomimo baboli rozlicznych ciekaw jestem co dalej.
A ja nie bardzo, babolstwo działa na mnie nad wyraz mocno.

O treści trudno coś więcej powiedzieć, skoro to fragment.
Mnie odrzuca ten narrator. Taki przefajnowany, silący się niepotrzebnie na styl. Archaizmy i ten nie wiadomo po co wysilony rym, który sprawia, że całe pierwsze zdanie jest rasowym przykładem bełkotu.

Wilczykruku, jako, żeś jest świeżynka, kilka malutkich rad na początek.
Trzeba ćwiczyć. Zanim się wyćwiczysz na tyle by napisać powieść, ćwicz na krótszych formach. Mniej ich żal. Łatwiej je poprawiać. Jeśli wytrwasz w ćwiczeniu to za jakiś czas sama będziesz kląć patrząc na swoje pół powieści i ci porazi cię ogrom poprawiania tego (zwykle oznacza pisanie od nowa).
Gdy napiszesz, daj odleżeć jakiś czas, nabierz dystansu.
Czytaj sobie co napisałaś, najlepiej na głos.
Poprawiaj. Praca nad tekstem nie kończy się, gdy skończysz pisać.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

Aitvar Prolog (wulgaryzm)

6
Dzięki wszystkim za pochylenie się nad moim tekstem i wszystkie cenne rady <3 . Wiem, że robię masę błędów. Dla uściślenia swoje teksty czytam po dziesiątki razy, zwłaszcza jeśli chce je gdzieś pokazać. Ten powyżej umiem nawet cytować. Błędy ortograficzne nie są więc w żadnym razie zamierzone, tak już niestety mam. Tym bardziej wielkie dzięki za zwrócenie mi uwagi. Jesteście najlepsi! Wszystkie wasze porady spisałam i już zabieram się do poprawek. Czuję, że właśnie tego było mi trzeba. :)

Aitvar Prolog (wulgaryzm)

7
Wilczykruk pisze:tak już niestety mam.
– to niestety żadne wytłumaczenie. Są słowniki ortograficzne i nawet internetowe korektory (gorąco polecam).
Wilczykruk pisze:swoje teksty czytam po dziesiątki razy,
- i to jest właśnie problem. Przyzwyczajasz się, wydaje ci się, że tak ma być, błędy się utrwalają. Wielu ma ten sam problem. Dlatego każdy tekst musi zostać na jakiś czas odłożony i zapomniany. Potem (po jakimś miesiącu) czytasz to jakby od nowa, jesteś wtedy czytelnikiem a nie autorem, i wtedy dopiero widzisz problemy.

Co do uwag poprzedników całkowicie się zgadzam. Groch z kapustą, zwłaszcza, że to miał być wstęp a wygląda jak coś ze środka. I jeszcze dodam coś od siebie – a co to za maniera z tymi wulgaryzmami? Naprawdę konieczne? Raz, że mnie osobiście odrzuca, dwa – nie sądzę żebyś była w tym mocna, to mi raczej wygląda na wysilanie się, żeby wyglądać na… właśnie, na co? Czy twoją grupą docelową mają być rechoczący smarkacze? Bo na to wychodzi. W dodatku wulgaryzmy niskich lotów, często tylko śmieszą. Jeśli jednak tak chcesz, to lepiej z umiarem.

Ogólnie, cały tekst odbieram jako historyjkę z przymrużeniem oka. Na pewno o to ci chodziło? Bo jak już dochodzimy do „zeznań” więźnia to nawet nie chce mi się ich słuchać, w końcu to wszystko to tylko żart.

I wybacz dość surową krytykę, po to tu jesteśmy, by ci pokazać jak my, odbiorcy/czytelnicy widzimy twój tekst i co w nim można/trzeba poprawić. A reszta jest do zastanowienia.
Dream dancer
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”