Kolejka na tamten świat (obyczajowe, fragment + P)

1
To początek powieści pandemicznej i pierwszy mój tekst na tym forum, więc jestem ciekawa Waszych uwag. Zapraszam :)

– Powinnaś wrócić do domu.
Zasłoniłam zamknięte oczy dłonią, opuszkami palców uciskając skronie tak mocno, że aż zabolało. Gest, który od zawsze chronił przed niechcianymi słowami.
– Słyszysz, co się u nas dzieje. Ludzie siedzą w czterech ścianach, nosa za drzwi nie wystawią. Boją się. Trzeba cię tu, nie tam.
– Mam pracę, tata.
– Praca poczeka, przecież rodzina ważniejsza. Zaraz wojsko zmobilizują, granice zamkną i będzie jak za komuny, nikt w te, nikt wewte. Półki już puste, jak wtedy. Lepiej wróć, Agusia, póki można.
Wiedział, że nie znoszę, kiedy tak mówi. Jakbym nadal potrzebowała pocieszenia.
A przecież to było dawno i z ośmioletniej dziewczynki nie zostało już nic. Pozbyłam się uczuć, które trzeba ukoić, opatuliłam szczelnie w koc, chroniący przed tymi, którzy ranią. Nikt nie mógł mnie już dosięgnąć.
Dlatego pozwalałam mu się wymądrzać. W końcu zostawi mnie w spokoju.
– Tyle mówiłaś, że chcesz wrócić do Polski, to znak od Boga. Twój stary pokój czeka, nawet książki stoją, jak stały. Porządek w końcu trzeba zrobić, bo tylko kurz zbierają.
– To moje, nie ruszaj.
– Mówię, że kurz łapią, nieruszane. Nie ma komu sprzątać, o dom nikt już nie dba jak kiedyś. Karolina wcale nie przyjeżdża, dzieci przecież nie zostawi, no bo jak? A to też strach, w szkołach na pewno to paskudztwo roznoszą, niech lepiej siedzą w Krakowie.
– Jak ci tak zależy, to sam poodkurzaj.
– Dziecko, nie o sprzątanie chodzi, tylko o nas. Trzeba być z rodziną, zatroszczyć się.
– Doskonale sobie radzicie beze mnie.
– A jak się stanie co złego? Kto wtedy pomoże? Babcia jest coraz starsza, a ja też mam już swoje lata…
– Jesteś zdrowy i nic ci nie będzie – mruknęłam, zbyt cicho, żeby usłyszał.
– Do tego babcia gorzej się czuje, strach ją na cały dzień zostawiać. Lekarz jej zwiększył insulinę, bo cukry niby wysokie, a nie ma gdzie tych zastrzyków robić. Tylko siniaki ma, na udach, na brzuchu, wszędzie. Wczoraj spadła z łóżka i podnieść się sama nie mogła. W środku nocy krzyczała po pomoc... A w dzień się kładzie, bo jej ciągle słabo. Zrobi obiad i zmęczona, pozmywa i zmęczona. Sypie się. Wróć, Aga.
Nie wiedziałam już, co bardziej boli, skronie czy opuszki palców, jak oślepiająca opaska zacieśniające się wokół głowy.
– Kupiłem ci lot na piątek, na szczęście były jeszcze miejsca.
– Tata, ja nie wiem. Nie mogę odjeść z pracy teraz, kiedy tak nas potrzebują.
– U nas jeszcze bardziej was potrzeba, zatrudniłabyś się we własnym kraju.
– To tak nie działa. – Westchnęłam głośno. Tłumaczyłam to wiele razy, ale nigdy nie słuchał. – Nie mam w Polsce prawa wykonywania zawodu. Poza tym nie mogę po prostu wszystkiego zostawić.
– A co niby masz takiego do zostawiania?
Nic.
Nie mam nic do stracenia. Nic, na czym naprawdę mi zależy. Nic wartościowego.
Nikogo.
– Muszę kończyć, pager mi zadzwonił. Dyżur wzywa.
– Wyślę ci bilet, zrób odprawę przed piątkiem.
Rzuciłam telefon na podłogę i przewróciłam się na drugi bok, podciągając kolana pod brodę. Sięgnęłam po moją ulubioną rzecz na świecie i kliknęłam guzik, a czytnik otworzył Małą apokalipsę. Wróciłam do ostatniego dnia świata, czekając na podpalenie.
Od jutra wszystko będzie inne. Nowy oddział, nowy zespół, nowy szef. Nowy grafik, którego jeszcze nie dostaliśmy. Najwyraźniej dwanaście godzin wyprzedzenia to zbyt wysokie wymagania. Może mail przyjdzie w nocy, a może już w szpitalu będę czekać na wyrok administracji? Dla nich to wszystko jedno. Pacjenci są wszędzie, a mój staż jest przecież fikcją. Wykłady odwołane, edukacja zawieszona. Została tylko praca, setki chorych ludzi, stojących w kolejce.
Z kuchni dobiegł charakterystyczny hałas, który dobrze znałam. Powinnam sprawdzić, kto znowu wprowadza się do szpitalnego mieszkania, gdzie lokatorzy zmieniali się tak często, jak pacjenci na oddziałach. A jednak nie ruszałam się z miejsca. Kiedyś w takich chwilach słuchałam muzyki, która znaczyła dla mnie wszystko, ale to było dawno.
Zakryłam głowę kołdrą, znikając w bańce ciszy.
Wiedziałam, że niedługo skończy się świat. Zamkną kawiarnie i parki, a życie zatrzyma się w miejscu. Powinnam cieszyć się ostatnimi dniami wolności i wyjść na miasto w piękny marcowy wieczór, ale zniknęłam między słowami książki z tego samego powodu, dla którego robię wszystko.
Żeby zapomnieć, że tu jestem.

*

– Do not enter the hospital if you think you may have coronavirus. – Megafon przed wejściem do szpitala ogłaszał stan wyjątkowy, jakby ktokolwiek mógł zapomnieć. – Wash your hands for twenty seconds or use the hand gel provided.
Pchnęłam drzwi jak co rano, uciekając od przytłaczającego głosu automatu, ale poczułam jedynie ból w ramieniu i odbiłam się od przeszklonej szyby. Nawet nie drgnęła.
– Teraz wszystko jest na identyfikator – powiedziała Kavi, koleżanka ze stażu, podchodząc.
Przyłożyła kartę do czytnika i burza czarnych włosów zasłoniła jej naturalnie pogodną twarz o brązowej cerze, którą odziedziczyła po tacie z Indii. Drzwi ustąpiły.
Zawsze była we wszystkim dobrze zorientowana, nawet jeśli właśnie wróciła z urlopu, jak teraz. Miała całe zaplecze znajomych, ja byłam tylko jedną z wielu. Pisałam do niej, kiedy odwiedzała chorego ojca w Singapurze, ale nie odpowiadała. Nie naciskałam. Miała wystarczająco zmartwień.
Weszłyśmy do atrium szpitala, gdzie niedawno postawiono przenośne krany i pana pilnującego przestrzegania przepisów.
– Jak się czujesz? – zapytałam.
– Całe szczęście udało mi się wrócić – mówiła, gdy myłyśmy ręce pod czujnym okiem ochroniarza. – Co chwila odwołują loty. A poza tym sprawdzali nam temperaturę na granicy, wyobrażasz sobie? Wysyłali ludzi z powrotem do Singapuru.
– Przecież można mieć wirusa bez gorączki – mruknęłam. – Albo gorączkę bez wirusa.
– Gorączka czy nie, wszyscy powinniśmy mieć dwa tygodnie kwarantanny! Ale administracja szpitala stwierdziła, że jak nie mam objawów, to mogę od razu wrócić do pracy.
– Aż się proszą o przypadki wewnętrzne. – Pokręciłam głową.
– To samo im powiedziałam! Nawet się zastanawiam, czy tego nie zgłosić. Mój ordynator to typowy nefrolog, okropny pedant, wszystko ma być co do joty. Tylko boję się podpaść, bo skoro administracja tak kazała… Zwłaszcza teraz, jak zmienili reguły stażu i liczy się tylko opinia końcoworoczna ordynatora…
Zmarszczyłam brwi. Czy to znaczy, że wszystkie wykłady, ćwiczenia kliniczne i kursy, na których tak się wynudziłam, są nic nie warte? Cały mój staż ma być w rękach jakiegoś przypadkowego ordynatora, który nawet mnie jeszcze nie zna?
– Skąd to wiesz? – zapytałam.
– Było w mailu.
Oczywiście. W jednej z półsetki wiadomości, które codziennie wysyłała nam administracja. Stresowały mnie bardziej niż pandemia.
– Wiesz już, kto jest u ciebie ordynatorem? – zapytała Kavi.
– Mam nadzieję, że ktoś rozsądny, bo potrzebuję tej opinii. Zbieram aplikację na rezydenturę, a radiologia jest bardzo konkurencyjna.
Rezydentura, czyli specjalizacja, to po stażu kolejny etap w szkoleniu lekarskim. Trzeba się jednak na nią dostać.
– Nie wiem, jak możesz teraz o tym myśleć – westchnęła Kavi.
W życiu trzeba wybierać swoje bitwy, pomyślałam. A jeśli już przegrałam to, co ważne, mogę walczyć tylko o to, co zostało.
– O czym innym można myśleć? – zapytałam.
– O tym, żeby tego przeklętego wirusa nie złapać. – Ściszyła głos. – Kupiłam już loty na kwiecień, nie chcę się zarazić od pacjentów. Nawet jakby mnie wpuścili do samolotu, to przecież nie mogłabym iść do taty chora… przecież on by tego nie przeżył.
Przystanęła na środku korytarza, biorąc głęboki oddech.
– Już nie wiem, w co mam wierzyć – powiedziała. – Każdy mówi co innego. Chirurg, że jest szansa, onkolog, że to ostatnia prosta. Dają mu dwa tygodnie albo dwa miesiące, jakby to było to samo… A tata chce tylko dożyć czerwca… Moja siostra kończy w czerwcu studia. Całe życie marzył, że obie pójdziemy na uniwersytet.
Potarła czoło, patrząc na mnie ciemnymi oczami.
– Wiem, że powinnam spojrzeć na to jak lekarz, ale nie potrafię. Po prostu chcę, żeby był szczęśliwy. Do czerwca jeszcze trzy miesiące, może się uda, prawda?
Wiedziałam, co chce usłyszeć, ale milczałam. Na to pytanie przecież nie ma odpowiedzi. A jeśli nawet, to nie ta, na którą czekała.
– I wiesz, ja chcę pracować – mówiła – zwłaszcza teraz. Tylko… chciałabym go jeszcze zobaczyć. Może to samolubne, ale taka jest prawda. Nie mogę się zarazić, po prostu.
Pokręciłam głową. To nie było samolubne. Może nieracjonalne. Lekarze dawali mu kilka tygodni, a wiadomo, że prognozy są zwykle dłuższe niż rzeczywistość. Ale Kavi nie chciała prawdy, tylko nadziei, której nikt nie mógł jej dać.
– Mamy dopiero jeden przypadek w szpitalu, a od nefrologii do zakaźnych jest bezpiecznie daleko – powiedziałam.
– Jeszcze jest daleko – dodała i obie wiedziałyśmy, że ma rację.

*

Najpierw usłyszałam jego głos.
Bogaty i klarowny, lecz z nutą ciemności, kiedyś nazwałabym go tenorem dramatycznym. Ale to było dawno, a teraz moją uwagę przykuło coś, co zawsze będę słyszeć. Akcent, który nawet po latach zostawia ślad.
Nieznany mi chłopak uśmiechał się w wyjątkowo ciepły sposób, który tak rzadko widywałam w szpitalu. Nie miał na sobie smyczy ani karty z nazwiskiem, jak reszta z nas. Nie musiałam jednak znać jego imienia, żeby wiedzieć, skąd pochodzi. Swój pozna swego.
Naprzeciwko niego siedział lekarz w średnim wieku, odchylony w fotelu z nogą opartą na kolanie w taki sposób, że widziałam podeszwę jego buta. Surowa twarz o grubych rysach wydawała mi się znajoma. Siadając, dyskretnie zerknęłam na identyfikator. Doktor Richard Grimm. Ordynator.
– Administracja wysłała pana tutaj? – zapytał, marszcząc krzaczaste brwi.
– Widzi pan, miałem być na chirurgii. – Nieznajomy uśmiechnął się z rozbrajającą szczerością. – Ale w związku z pandemią…
– Robią, co im się żywnie podoba, bez zgody ordynatorów. – Pokręcił głową.
– Mogę wrócić do administracji i to wyjaśnić…
– Proszę siedzieć, tylko straci pan czas. Co się porobiło z tym światem, za moich czasów to lekarze rządzili szpitalem, a nie szpital lekarzami!
Zdjął okulary i zaczął się nimi bawić. Zapadła chwila niezręcznej ciszy.
– Panie ordynatorze, w czym problem? – zapytał nieznajomy.
– Myślę, proszę nie przerywać.
Chłopak westchnął cicho i zaczął rozglądać się po pokoju. Kiedy napotkał mój wzrok, uśmiechnął się tak, jak uśmiecha się wiosenny koncert – beztrosko i pomimo wszystko. Uniosłam kąciki ust w jedyny sposób, jaki potrafiłam. Jak jesienne requiem, które wie, że lato się skończyło.
– Jesteś po studiach, tak? – zapytał ordynator.
– Oczywiście! – Chłopak uniósł podbródek. – Byłem rezydentem na chirurgii.
– Chirurg. Typowe – burknął Grimm. – Czyli wszystko trzeba będzie zacząć od początku. Kiedy ostatnio pracował pan na oddziale medycznym? To znaczy, jak to się mówi u was, na Kontynencie… internistycznym? Niechirurgicznym? Rozumie pan?
– Na stażu – odparł nieznajomy z niewzruszoną miną. – Z rok temu, może dłużej.
– To znaczy, że wiele nauki przed panem. – Westchnął. – Nie mogę pozwolić, aby ktoś z zagranicy wykonywał zawód bez nadzoru. Nie mogę ryzykować.
– Jestem w pełni wykwalifikowanym lekarzem – oznajmił chłopak spokojnym i pewnym głosem.
– O pana kompetencji musimy się przekonać. Proszę się nie dziwić, w tym kraju mamy wysokie standardy edukacji. Skąd mam wiedzieć, że pańska szkoła spełniła te oczekiwania?
– Bo brytyjska komisja zatwierdziła moje prawo wykonywania zawodu – odparł, akcentując każde słowo.
– Czyżby ta komisja chciała wziąć odpowiedzialność za moich pacjentów? Nie? Tak myślałem. – Grimm założył okulary z powrotem na nos i skrzyżował ręce na piersiach. – Odbędzie pan okres próbny, pracując z jednym z naszych lekarzy. Po paru tygodniach ocenię pana postępy, rozumiemy się?
– Proszę pana, naprawdę myślę, że w tej sytuacji mogę zrobić więcej, niż tylko dublować pracę kogoś innego. Zwłaszcza że pandemia…
– Pandemia czy nie, to ja tu jestem ordynatorem. – Podniósł głos. Niewiele, ale wystarczająco. – Ja podejmuję decyzje. Może się pan zgodzić albo szukać szczęścia w innym szpitalu.
Chłopak zmierzył go wzrokiem, po czym zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Uśmiechnął się.
– Oczywiście ma pan rację – powiedział uprzejmym głosem.
Łatwość, z jaką Grimm uwierzył w jego słowa, dostarczyła nowych dowodów na to, że ego ordynatorów nie zna granic.
– Doskonale – odparł i spojrzał na mnie głęboko osadzonymi oczami znad szkieł okularów. – Pani to… kto?
– Agata Górska, stażystka.
– Gdzie pani dotychczas pracowała?
– Na geriatrii i pulmonologii.
– Same oddziały medyczne, doskonale. A gdzie pani studiowała? Ma pani nietypowy akcent.
Puls zabił mi w skroniach.
Nie znosiłam takich komentarzy. Na studiach moi przyjaciele szybko się tego nauczyli – wystarczyło kilka trafnych ripost, a nietrudno przegadać monoglotów, jak o nich mówiłam. Ale to było dawno i nawet oni pewnie już o tym zapomnieli. Przecież zapomnieli o mnie.
– Studiowałam tutaj – odparłam, układając usta w profesjonalny uśmiech.
Była to moja największa broń w pracy, gdzie nie miałam prawa głosu, tylko musiałam cierpliwie wysłuchiwać ksenofobicznych szefów i szowinistycznych pacjentów. Uśmiech był w stanie zasłonić przed najgorszymi komentarzami, jakby w ogóle nie dostawały się do środka.
– Świetnie się składa. – Ordynator zwrócił się do nieznajomego. – Może pan dołączyć do pani Agaty. Mam nadzieję, że dużo się pan od niej nauczy. A od pani oczekuję, że dobrze przeszkoli nowego kolegę, rozumiemy się?
Siłą woli utrzymałam uśmiech na twarzy.
– Panie ordynatorze, to mój pierwszy tydzień na nowym oddziale i sama muszę się wiele nauczyć. Nie lepiej, gdyby zajął się tym ktoś bardziej doświadczony?
Grimm spojrzał na mnie tak, jakbym co najmniej przepisała pacjentowi złą receptę.
– Szkolenie młodszych to obowiązek, pani Agato – zagrzmiał. – Miałem nadzieję, że będzie pani tego świadoma, w końcu z pani edukacją… Czyżbym się pomylił?
O mało co nie zakręciłam oczami. Ta wspaniała edukacja pokazała mi, że w każdym momencie można być albo dobrym lekarzem, albo nauczycielem, ale jak się jest do wszystkiego, to również do niczego. Dlatego medycyny nauczyłam się z książek, a teraz wcale nie byłam lepsza w uczeniu studentów, niż wszyscy ci stażyści, na których niegdyś narzekałam.
Wtedy nie wiedziałam, że to czysty instynkt przetrwania. Kiedy ordynator krzyczy, a rezydenci generują niekończące się listy rzeczy do zrobienia, chcesz tylko przeżyć. Uporać się ze wszystkim jak najszybciej – co oznacza samodzielnie. To nic osobistego, po prostu trzymanie za rękę i tłumaczenie oczywistości zabiera czas, którego w szpitalu zawsze brakuje. Czas jest przecież tym, o co walczymy.
– Oczywiście ma pan rację – zgodziłam się sztucznym głosem. – Myślałam po prostu, że starszy lekarz mógłby go więcej nauczyć.
– Powinna pani podejmować nowe wyzwania, pani Agato. Na pewno uwzględnię pani zaangażowanie w raporcie końcoworocznym. Może spotkamy się w tej sprawie za kilka tygodni, kiedy ocenię postępy pana Maksa?
– Oczywiście, panie ordynatorze – odparłam, mimo że już mnie nie słuchał.
Spojrzałam na pogodną twarz chłopaka.
Moja przyjaciółka ze studiów wierzyła, że wszyscy Polacy są tacy jak on – z blond włosami i niebieskimi oczami. Powtarzała to z uporem godnym lepszej sprawy, patrząc na moje brązowe kudły i piwne ślepia. Śmiałam się, ale przecież robiłam dokładnie tak samo. Też wierzyłam w kłamstwo. Ufałam, że przyjaźń może przetrwać próbę czasu.
Chłopak uśmiechnął się i odpowiedziałam, unosząc kącik ust. To nie jego wina, że trafił na mnie.
– Cześć. Jestem Maks – powiedział po polsku.
– Agata. Witamy w naszym małym końcu świata.

Kolejka na tamten świat (obyczajowe, fragment + P)

2
Początek tekstu
Scena jest nieczytelna, bo i jak? Bohaterka zasłania oczy i skronie, żeby nie słyszeć... źle to opisałaś albo jestem większym kretynem, niż sądzę.
Jeżeli męczy się rozmową z ojcem przez telefon, to przydałaby się trzecie ręka do trzymania tego telefonu skoro zasłania nimi te skronie i oczy albo gada przez kompa lub ma tak, donośny głoś, że słychać ją w Polsce. Coś trzeba wybrać i pokazać to czytelnikowi.
Pokaż mi tę dziewczynę i tego ojca. Narysuj klawiaturą tę jego miłość i tęsknotę za córką, ten strach przed Stan Wojenny 2. Dla niego to dramat pełną gębą, a dziewczynka zawija się w kocyk i ma w d**pie, że stary ją kocha. Pokaz te rozbieżności w ich charakterach... jakaś krótka retrospekcja, co tam się kiedyś między nimi działo. Trzeba zabawić czytającego słowami, bo po tym, co napisałaś, zacznie ziewać po drugim akapicie. Tak jak malarz używa całej gamy barw, ty użyj zdań, porównań czy choćby fikołków sytuacyjnych, by mnie tym tekstem zaciekawić. Nie pozwól im rozmawiać w ten nudny sposób, zostawmy to na nasze prawdziwe telefoniczne rozmowy... skoro piszesz literaturę, to ja pisz, a nie gadaj przez telefon. Ona mówi do ifona, a za ścianą koleżanka opieprza chłopaka, bo rąk nie umył, a wirus przecież. Za oknem miało być słońce, a leje deszcz, a za chwilę miała pójść do sklepu, po coś tam, a to dobry powód, żeby mieć wku***rwa i sapać do ojca. Zrób z tv ruskiego Rubina obraz HD o wysokiej rozdzielczości. Nadaj scenie dodatkowe wymiary, które ją urozmaicą. Można by zostawić jak jest, ale to musiałoby być napisane dużo lepszym stylem... a ty przecież dopiero się uczysz pisać.
Dobra starczy tego narzekania :)
Cieszę się, że coś wkleiłaś i nie pisz kolejnego mdłego romansidła, bo nawet obyczaj można zrobić ciekawy i zaskakujący :)
Wesołych Świąt :)

Kolejka na tamten świat (obyczajowe, fragment + P)

3
Hej,

Zaczęłam czytać z ciekawością, bo po pierwsze temat na czasie, po drugie rzadko spotykane obyczajowe, po trzecie dziewczyna pracuje za granicą, więc sytuacja już na starcie ma dramatyczny potencjał.

Pierwsza moja uwaga jest ogólna, a mianowicie taka, że Agata jest jednostajnie negatywnie do wszystkiego nastawiona i ożywia się tylko na widok przystojnego Maksa. To prawda, że sytuacja jest nieciekawa, że pandemia, rodzina daleko, życie i praca na obczyźnie to nie taniec po różach... ale to jest obraz, z którym czytelnik startuje i tak; brakuje mi tu elementu chociaż najlżejszego zaskoczenia, sygnału, że Agata jest bohaterką, w której towarzystwie warto spędzić te kilka godzin potrzebnych na przeczytanie jej historii. Ten gest zakończenia rozmowy i sięgnięcia po książkę można odczytać jako prośba Agaty o zostawienie jej w spokoju w ogóle.

Bo właściwie – dlaczego Agata jest taka ponura? Pandemia dotyka nie tylko jej. Ojciec czegoś tam się domaga, ale ona jest dorosła, słuchać go nie potrzebuje. Pracę ciągle jeszcze ma, przyjaciół ma, mieszkanie ma, książki ma. W czym rzecz?
Memoria pisze: Nie mam nic do stracenia. Nic, na czym naprawdę mi zależy. Nic wartościowego. Nikogo.
Memoria pisze: zniknęłam między słowami książki z tego samego powodu, dla którego robię wszystko. Żeby zapomnieć, że tu jestem.
Memoria pisze: W życiu trzeba wybierać swoje bitwy, pomyślałam. A jeśli już przegrałam to, co ważne, mogę walczyć tylko o to, co zostało.
Więc coś się stało. Agata jest nieszczęśliwa. Nie chce tu być. Jest samotna. Kłopot w tym, że ja nie wiem, co się stało, więc nie mogę jej współczuć, chociaż może i chcę. To jest problem zaczynania pozornie in medias res, a tak naprawdę w momencie zastępczym. To nie telefon ojca jest problemem, tylko coś, co się przedtem wydarzyło, a do czego czytelnik nie jest dopuszczony. Była jakaś bitwa, po której Agata nie ma nic do stracenia, a jednocześnie musi walczyć o to, co zostało... ale co?

Wydaje mi się, że warto powiedzieć prosto z mostu, co się właściwie wydarzyło w życiu Agaty, albo przynajmniej zasugerować na tyle wyraźnie, żeby czytelnik się zaczął domyślać, albo jeszcze lepiej – żeby się chciał domyślać. Trzymać go, przykuć go do tej historii, dać do zrozumienia, że Agata ma powody, że to nie jest tylko jej widzimisię. Bo jest jeszcze jedna martwiąca rzecz – Agata wygląda na razie na osobę tak bardzo zaabsorbowaną samą sobą, że aż samolubną i niewrażliwą. Ojciec próbuje nieudolnie skłonić ją do powrotu, najwyraźniej za nią tęskni, opowiada o kłopotach zdrowotnych babci – ona nic. Kavi opowiada o swojej sytuacji rodzinnej – Agata w sumie nic (nie chce nawet powiedzieć tego, co Kavi chce usłyszeć, dlaczego?). Ordynator okazuje jej zaufanie – ona nic, przystojny Maks uśmiecha się – ona nic. Oj, Agata, Agata. Coś tam jest o przyjaźni, która nie przetrwała próby czasu, ale to jest trochę za mało, żeby zawiesić na tym przyszłość całej książki.

Styl jest dobry, łatwo się czyta, trochę tylko potknięć (nie "zakręciłam oczami", tylko raczej "przewróciłam oczami"). Chętnie przeczytam więcej.

Powodzenia :orcs-cheers:

FL
"[...] niema tego rodzaju pisma, do którego język Polski nie byłby zdolnym." – Maria Wirtemberska Malwina, czyli domyślność serca, 1816

Kolejka na tamten świat (obyczajowe, fragment + P)

4
Dziękuję Wam bardzo za komentarze :)

Tomku - dzięki za przeczytanie i zapewniam, że nad opisami wciąż pracuję! ;) (A gdybyś był ciekawy, jak bohaterka uciska skronie jedną ręką - przyłóż prawy kciuk do prawej skroni, a resztę palców prawej dłoni do lewej skroni.)

Fanliang - dziękuję za bardzo wnikliwy komentarz dotyczący głównej bohaterki. Mam wrażenie, że jest to trochę paragraf 22, bo z jednej strony oczywiście główny bohater musi zainteresować czytelnika i być postacią, z którą chce się odbyć podróż - a z drugiej strony ten stan psychologiczny Agaty jest niezbędny dla całej opowieści i nie chciałabym go zafałszować. Bo absolutnie się z Tobą w tym zgadzam:
Fanliang pisze: (czw 24 gru 2020, 02:51) Agata wygląda na razie na osobę tak bardzo zaabsorbowaną samą sobą, że aż samolubną i niewrażliwą.
Dokładnie takie są konsekwencje jej stanu psychologicznego - i muszą być, żeby jej historia była spójna.
Fanliang pisze: (czw 24 gru 2020, 02:51) Bo właściwie – dlaczego Agata jest taka ponura? Pandemia dotyka nie tylko jej. Ojciec czegoś tam się domaga, ale ona jest dorosła, słuchać go nie potrzebuje. Pracę ciągle jeszcze ma, przyjaciół ma, mieszkanie ma, książki ma. W czym rzecz?
Widzisz, właśnie o to chodzi - pandemia dotyka nas wszystkich, a to co się dzieje w mózgu osób takich jak Agata często nie ma żadnego powodu (inaczej dużo łatwiej byłoby to naprawić). A z drugiej strony, każdy z nas ma prawo do innej reakcji na problemy i przeciwności (w tym pandemię), niektórzy radzą sobie lepiej, inni gorzej, i każdy ma prawo do własnych przeżyć...
Fanliang pisze: (czw 24 gru 2020, 02:51) brakuje mi tu elementu chociaż najlżejszego zaskoczenia, sygnału, że Agata jest bohaterką, w której towarzystwie warto spędzić te kilka godzin potrzebnych na przeczytanie jej historii
To zdecydowanie sobie wezmę do serca... Mam nadzieję, że w kolejnych częściach tekstu ratuje ją choć trochę podejście do pacjentów i pracy (ma dość ironiczne poczucie humoru), no ale mogę się mylić :)

Jeszcze raz bardzo dziękuję za wnikliwą refleksję nad tym fragmentem - sądząc z Twojego komentarza chyba udało mi się przekazać o Agacie to, co chciałam, nawet jeśli to nie jest to, co powinnam :D

Pozdrawiam serdecznie!

Kolejka na tamten świat (obyczajowe, fragment + P)

5
Jest ryzyko, że taka narracja Cię trochę uwięzi. Może warto rozważyć opowiadanie z różnych perspektyw? Choćby ten gest obejmowania czoła - on jest bardziej wyraźny i lepiej działa, kiedy jest opisywany z zewnątrz - ktoś widzi osobę, która tak podpiera głowę - a nie od wewnątrz (opaska z palców na czole to jest abstrakcja, trudno sobie to przełożyć na konkret). Czasem pisarze używają takiego chwytu: Gdyby ktoś wtedy spojrzał na X, to pomyślałby, że... Może przydałoby się u Ciebie niekiedy właśnie takie spojrzenie z zewnątrz, z boku albo z jakiegoś nietypowego punktu widzenia (jakaś kamera w tym szpitalu, jakiś dron latający nad miastem, nie wiem...).
Druga sprawa - brakuje mi w tym fragmencie czegoś ciekawego, nietypowego, jakiegoś haczyka, który przytrzymałby mnie przy tej historii. Tu jest wszystko jakieś takie oczywiste, ani miejsce, ani bohaterka niczym nie zaskakują, nie przyciągają uwagi. Jedyny ciekawy moment jest dla mnie wtedy, gdy ojciec mówi o pustych półkach. Przecież to nieprawda, nie ma, póki co, w sklepach pustych półek. Rzeczywiście, są momentami klimaty jak z komuny, ale akurat nie jest to ten legendarny ocet. On kłamie, żeby córkę ściągnąć do kraju. Co to za człowiek, że kłamie w ten sposób? Jaka jest relacja między nim a bohaterką? To mnie zaczęło ciekawić. Natomiast to, co dzieje się w szpitalu, zupełnie mnie nie zainteresowało. Może przydałoby się tam więcej detali, takich niby niepotrzebnych, ale sprawiających, że to miejsce czymś się wyróżnia wśród tysięcy innych, że ci ludzie czymś się wyróżniają wśród milionów im podobnych? Dlaczego Agata? Dlaczego to jej losy są warte opowieści?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Kolejka na tamten świat (obyczajowe, fragment + P)

6
Dziękuję bardzo za komentarz, Thana!
Thana pisze: (ndz 03 sty 2021, 08:32) Jest ryzyko, że taka narracja Cię trochę uwięzi. Może warto rozważyć opowiadanie z różnych perspektyw?
W ostatecznym rachunku myślę, że nie byłoby z korzyścią dla tekstu. Są plusy i minusy każdej narracji (pierwszo vs trzecio-osobowej) i jestem gotowa zaakceptować wady narracji, którą wybrałam, bo myślę, że korzyści jest więcej niż wad.
Thana pisze: (ndz 03 sty 2021, 08:32) jakiegoś nietypowego punktu widzenia (jakaś kamera w tym szpitalu, jakiś dron latający nad miastem, nie wiem...).
To jest ciekawa propozycja, ale niestety w opowieści pandemicznej tego typu rozwiązania są bardzo ograniczone, jeśli chcę zachować realizm opisywanego świata (a przedstawienie szpitala takim, jak on naprawdę teraz wygląda, jest dla mnie bardzo ważne). A prawda jest taka, że do szpitala wchodzą pracownicy i pacjenci - tylko i wyłącznie.
Thana pisze: (ndz 03 sty 2021, 08:32) Jedyny ciekawy moment jest dla mnie wtedy, gdy ojciec mówi o pustych półkach. Przecież to nieprawda, nie ma, póki co, w sklepach pustych półek. Rzeczywiście, są momentami klimaty jak z komuny, ale akurat nie jest to ten legendarny ocet. On kłamie, żeby córkę ściągnąć do kraju.
W marcu-kwietniu były puste półki - może nie wszędzie, ale w tym przypadku ojciec nie kłamał.

Thana pisze: (ndz 03 sty 2021, 08:32) Druga sprawa - brakuje mi w tym fragmencie czegoś ciekawego, nietypowego, jakiegoś haczyka, który przytrzymałby mnie przy tej historii. Tu jest wszystko jakieś takie oczywiste, ani miejsce, ani bohaterka niczym nie zaskakują, nie przyciągają uwagi.
Nad tą uwagą zdecydowanie się zastanowię, ale to kwestia bardziej gruntownej zmiany tego fragmentu. Dzięki! :)

Kolejka na tamten świat (obyczajowe, fragment + P)

7
Fragment nie zmęczył, ale też szczególnie nie zaciekawił. Ot, taki wstęp do historii, zarysowanie sytuacji, bohaterów, otoczenia.

Zachowania/przemyślenia bohaterki jak dla mnie trącą depresją i nie uważam tego za wadę. Zamiast tego budzi to raczej moje zainteresowanie, jak jej osobowość będzie się zmieniać wraz z mijającym czasem i rozwojem pandemia, skoro już teraz jest psychicznie, na moje oko, w kiepskiej formie.

Mam problem z określenie Maksa mianem "chłopak" . Patrząc po polskim systemie edukacji (bo zakładam, że tu studiował) kończąc medycynę masz przeciętnie 25-26 lat. Skoro był rezydentem, to musiał mieć już za sobą 13 miesięczny staż, od którego jak zrozumiałam minął już ponad rok. Czyli daje nam to bohatera w wieku mniej więcej 28 lat. Jak dla mnie to nie jest już chłopak, ale mężczyzna.
Memoria pisze: (wt 22 gru 2020, 22:19) – Szkolenie młodszych to obowiązek, pani Agato – zagrzmiał. – Miałem nadzieję, że będzie pani tego świadoma, w końcu z pani edukacją… Czyżbym się pomylił?
I wobec powyższego, trudno mi jakoś zrozumieć, czemu Agata miałaby być od Maksa starsza, skoro ona jest stażystką, a on staż ma już za sobą.
Memoria pisze: (wt 22 gru 2020, 22:19) Moja przyjaciółka ze studiów wierzyła, że wszyscy Polacy są tacy jak on – z blond włosami i niebieskimi oczami. Powtarzała to z uporem godnym lepszej sprawy, patrząc na moje brązowe kudły i piwne ślepia. Śmiałam się, ale przecież robiłam dokładnie tak samo. Też wierzyłam w kłamstwo. Ufałam, że przyjaźń może przetrwać próbę czasu.
Mam też pewien problem z tym zdaniem. Zestawienie wmawiania sobie, że Polacy mają niebieskie oczy z dość ponurym stwierdzeniem, że wiara w przyjaźń to kłamstwo, jakoś mi nie pasuje.
Jagoda, elfy i świnki morskie

Kolejka na tamten świat (obyczajowe, fragment + P)

9
To mój pierwszy komentarz na tym forum.

Zacznę od kwestii składu (trochę w tym siedziałem i nabrałem przeczulenia): nie wiem jeszcze, jak to jest tu przyjęte, ale myślę, że warto zaznaczać nowe akapity. Skoro CSS nie robi automatycznych wcięć międzyakapitowych, warto dodawać pustą linijkę, aby wzrok łatwiej ogarniał tekst. Wiem, że przy krótkich wypowiedziach dialogowych zrobi się z tego rozstrzelona sieczka. Za to dłuższe akapity łatwiej rozpoznać. Wypróbuję to poniżej.

Pierwszy podrozdział

Jestem zaskoczony, jak dobrze dopracowany tekst. Dialog żywy, jakbym sam w nim uczestniczył (bardziej widziałem się jako ten marudzący ojciec niż młoda córka, ale cóż) - czyli o to chodzi, czytelnik się utożsamia. Jakbym z własnym dzieckiem rozmawiał.
Memoria pisze: (wt 22 gru 2020, 22:19) Zasłoniłam zamknięte oczy dłonią, opuszkami palców uciskając skronie tak mocno, że aż zabolało
Próbuję sobie wyobrazić, jak ona to zrobiła. Malutka głowa? Chyba jednak "dłońmi".
Memoria pisze: (wt 22 gru 2020, 22:19) Nic.
Nie mam nic do stracenia. Nic, na czym naprawdę mi zależy. Nic wartościowego.
Nikogo.
Trochę zbyt patetycznie i jednocześnie szkolnie - za dużo powtórzeń. Nic, nic, nic, nic. Parę linijek dalej powtarzasz metodę ze słowem "nowy". Znana sztuczka, ale z kategorii wielokropków - trzeba z nią uważać, żeby nie przedobrzyć, bo ze smutku wyjdzie cyrk.
Memoria pisze: (wt 22 gru 2020, 22:19) Wiedziałam, że niedługo skończy się świat. Zamkną kawiarnie i parki, a życie zatrzyma się w miejscu.
No, o to mi chodziło. Świat nie skończy się, kiedy zamkną kawiarnie i parki. Przydałoby się rozwinąć myśl o końcu świata.

Drugi podrozdział

Dobry początek. Zgodny z regułą Hitchcocka, a inaczej nie warto zaczynać.
Memoria pisze: (wt 22 gru 2020, 22:19) – Teraz wszystko jest na identyfikator – powiedziała Kavi, koleżanka ze stażu, podchodząc.
powiedziała podchodząc Kavi, koleżanka ze stażu.
powiedziała Kavi podchodząc, koleżanka ze stażu.
podchodząc powiedziała Kavi, koleżanka ze stażu.

Nie, to trzeba jeszcze jakoś przepisać. Każda z powyższych wersji brzmi lepiej, ale i tak kiepsko.
Memoria pisze: (wt 22 gru 2020, 22:19) końcoworoczna
Ktoś już o tym wspominał.

Już druga scena mi się podoba. I z każdym kolejnym przeczytaniem bardziej. Tekst ma swój rytm.

Nie wiem, czy to zarzut, ale mam wrażenie, że zostałem wrzucony w środek rzeczywistości, bez wyjaśnień, i sam muszę się w tym zorientować.

Trzeci podrozdział

Tjaa... Czytelnik się nie domyśla, że Agata zaraz się zakocha. W ogóle. A już szczególnie po tym uśmiechającym się koncercie. Tylko nie rozumiem, jak jesienne requiem (które wie, że lato się skończyło) unosi kąciki ust. A Agata nie umie tego robić inaczej.
Ordynator - liczyłbym, że pojawi się na dalszych kartach powieści, bo jest postacią rokującą nadzieję, na ciekawe sceny.
Co do uśmiechającego się Maksia: na razie nie zdołałem go sobie wyobrazić wiarygodnie. Z jednej strony uśmiecha się jak koncert, ma tenor dramatyczny, któremu warto poświęcić zdanie i akcent wart dwóch następnych. Z drugiej strony poza tym nie zdołałem się o nim dowiedzieć nic więcej. Trochę chyba niecierpliwy, skoro pogania ordynatora, kiedy ten raczy myśleć - ale to może takie lekarskie obyczaje, nie znam się.

Generalnie moim zdaniem tekst na poziomie drukowalności. Czytałem książki, które miały gorszy poziom stylistyczny. Styl, poza nielicznymi potknięciami, bardzo mi się podoba. Jest żywy i obiecuje ciekawą historię.

Kolejka na tamten świat (obyczajowe, fragment + P)

11
Memoria pisze: (wt 22 gru 2020, 22:19) – Cześć. Jestem Maks – powiedział po polsku.
– Agata. Witamy w naszym małym końcu świata.
Nie czytając opinii innych na ten temat, mam swoje własne, niezależne spostrzeżenia. Brak mi trochę kontekstu, nakreślenia o czym jest ta historia i gdzie rozgrywa się akcja. Jakiś kraj anglojęzyczny: Wielka Brytania, czy USA? Po stylu wypowiedzi sądzę, że Stany, gdyż w Anglii to trochę inaczej brzmi: mimo wszystko są bardziej jakby dystyngowani w mowie. Nie wiem też ile Agata ma lat, jednak sądzę, że dorosła, niezależna osoba na TAKĄ rozmowę z rodzicem zareagowałaby inaczej: bardziej stanowczo, konkretnie: słuchaj, mam tu pracę, własne życie, wali mnie ta pandemia, zostaję tu, gdzie jestem — coś w tym stylu. Tym bardziej, że jak się okazuje, jest lekarzem.
Weszłam trochę w tę akcję, ale wiele rzeczy musiałam sobie wyobrazić samodzielnie: gdzie, w jakim miejscu znajduje się szpital, jak wygląda atrium i to miejsce, gdzie kobiety myją ręce, a także gabinet, w którym toczy się rozmowa z ordynatorem. Być może jest to opisane gdzieś w innym fragmencie, możliwe.
Sama postać Agaty taka troszkę niezrozumiała. Znów nie mamy kontekstu: co wydarzyło się w jej życiu, że straciła prawo wykonywania zawodu w Polsce, dlaczego nie ma dla kogo żyć i na niczym jej właściwie nie zależy? Jawi się jako obojętna wobec rzeczywistości, a nawet negatywna. Nawet uśmiech chłopaka w rozmowie z ordynatorem jest postrzegany jako coś dziwnego, czy wręcz niewłaściwego.
Rozumiem, że pandemia na początku wszystkich wystraszyła, było dużo negatywnych odczuć i emocji z nią związanych — głównie za sprawą relacji w telewizji. Nie uważam jednak tego za koniec świata. Uważam, że człowiek, który wykonuje zawód medyczny powinien mieć w takim momencie poczucie misji — czasy niełatwe nastały, ale ja swoją pracą mogę pomóc ludziom, coś zmienić, uratować. A do tego jest, moim zdaniem, potrzebne pozytywne nastawienie.

Warsztatowo chyba poprawnie, dobrze. Coś w tym jest i gdybym poznała szerszy kontekst, w jakim osadzony jest ten fragment, znała miejsce akcji oraz pewne uzasadnienie zachowania, emocji, odczuć Agaty, potrafiłabym wszystko bardziej zrozumieć.
Pozdrawiam! :)
"Naucz się zasad jak profesjonalista, abyś mógł je łamać jak artysta" Pablo Picasso
facebook.com/agnesskudrycka.autorka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron