To mój debiut .Od czegoś muszę zacząć . To Jeden z rozdziałów większej całości , niedługi żeby Was nie zamęczyć. Będę wdzięczna jeśli komuś zechce się przeczytać i skomentować:) . Wiem że są błędy w interpunkcji ale to detale. Bardziej byłabym wdzięczna za ocenę stylu i treści.
Luk bagażowy uchylił się najpierw delikatnie a później szybko i płynnie opadł na płytę lotniska wzbijając niewielkie obłoki pyłu . Gorące, wypełnione pyłem powietrze wdarło się do wnętrza maszyny.
Kilkanaście godzin lotu w chłodnym i niewygodnym samolocie spowodowało że Matt zatoczył się ze zmęczenia wysiadając przez luk bagażowy . Gdyby nie Bill który wykazał się refleksem z całą pewnością wyrżnąłby w głową w żwir.
- Wszystko w porządku szefie- zapytał z troską trzymając go za ramię.
- tak poza faktem że robisz mi siniaki.
- Przepraszam powiedział uwalniając bark Matt'a z żelaznego uścisku- ale jesteś dla nas Szefie bardzo cenny. Lepszy siniak niż rozbita głowa.
Matt uśmiechnął się do Billa kiwając z potwierdzeniem głową. Otoczenie diametralnie różniło się od tego w którym przebywali ostatnio. Suche, gorące powietrze pustyni wysycone pyłem powodowało automatyczne spłycenie oddechu.
- Czuję się jakbym zapalił papierosa- sapnął Bill rozglądając się. Pustynia, stawiam że Mojave.
Pył jaki samolot wzbił z szutrowego pasa startowego powoli opadał ukazując pustynny krajobraz doliny otoczonej wysokimi wzgórzami. Rdzawy kolor pustyni poprzeplatany rachitycznymi drzewami i sucholubną roślinnością miał swój urok. Ekipa trochę bezradnie rozglądając się dookoła nie miała jednak czasu na kontemplację krajobrazu.
Żadnej obsługi , marudził Bill siłując się do spółki z Pedro ze skrzynią georadaru. Jane zrezygnowana siedziała na swoich manelach niedbale rzuconych na ziemie a Peter i Mark odbierali bagaże przesuwane z luku na skraj rampy przez Mary i Stana.
Mały Jose gdzieś zniknął. Jak się okazało nagabywał pilotów, Ci jednak dali mu do zrozumienia że spełnili swoje zadanie przywożąc ich na wskazane miejsce. Mają pół godziny do odlotu do bazy więc ekipa musi się sprężać.
Matt rozejrzał się dookoła.
Odległy o dwieście metrów niewielki i dość obskurny budynek nie obiecywał raczej zimnych drinków.
Matt'owi kręciło się w głowie. Upał południa dawał się we znaki. Nie ma wyjścia - pomyślał - i zaryzykował krótki spacer w palącym słońcu.
I tak będą musieli się tu przenieść. Żadnych innych budynków dookoła nie było.
Przecież ktoś musi ich stąd zabrać i dokądś zawieść. Dwie niewiadome. A właściwie trzy bo odpowiedź na pytanie kiedy ?- też nie była mu znana.
Zrezygnowany i zmęczony wszedł do niskiego, odrapanego budynku chowając się przed palącym słońcem.
Duchota, kilka ławek dla pasażerów i jedna archaiczna szafka z napojami na monety. Kto jeszcze używa monet, pomyślał i w irytacji kopnął maszynę czubkiem buta.
- Jeśli chciałby Pan się napić – usłyszał miły głos - wystarczy poprosić.
Odwrócił się gwałtownie , zaskoczony. Niska, młoda Indianka stała w drzwiach prowadzących na zaplecze i uśmiechała się ironicznie. Dałby głowę że nikogo nie było gdy wchodził.
- Przepraszam – myślałem że...zawiesił głos
- Że nikogo nie ma- wiem wszyscy tak myślą. Dla jednych to zadupie, dla innych dom od stuleci powiedziała sarkastycznym tonem . Wszystko zależy od zdolności postrzegania.
- Myśli pani o punkcie widzenia
- Można patrzeć a nie widzieć. Co podać?
- Coś do picia, najlepiej kilka butelek , jest nas tu parę osób.
- Zauważyłam, powiedziała wrzucając krążki monet do maszyny. Łomot spadających butelek zabrzmiał optymistycznie. Matt zapłacił dziewczynie banknotem i wyszedł przed budynek trzymając w dłoniach kilka butelek przyjemnie chłodnej wody. Ekipa uwijała się ze z zaciętymi minami na lądowisku pakując sprzęt na zardzewiały wózek który Jose znalazł gdzieś na tyłach budynku. Samolot który przywiózł ich na to odludzie, ciągnąc za sobą chmury rdzawego pyłu rozpędzał się właśnie po pasie startowym pozostawiając ich na tym dzikim pustkowiu. Dziewczyna wyszła z budynku i oparła się o futrynę. Niedługo będziecie mieli transport - powiedziała patrząc na zachód. Usiadła na ławeczce przy ścianie budynku. Niewielki daszek dawał akuratnie tyle cienia żeby można było się tam schronić.
Matt spojrzał na nią zaciekawiony - skąd takie przypuszczenie?- zapytał zapytał, skwapliwie korzystając z wolnego miejsca koło dziewczyny.
- Odpowiedzi są dwie powiedziała z tajemniczym uśmiechem. Zależy która będzie dla Ciebie bardziej wiarygodna.
Matt był coraz bardziej zaciekawiony tą niepozorna dziewczyną z któregoś z lokalnych plemion. Pewnie Mojave lub Ludzie znad Wody jak sami siebie nazywali. Tajemnicą było dlaczego. To pustynia a wodę można znaleźć kilkadziesiąt metrów pod powierzchnią.
- Oceń sama – powiedział z uśmiechem – zobaczymy czy trafisz.
- Logika wskazuje że raczej tu nie zostaniecie na noc bo nie ma tu miejsca, nie jesteście przygotowani na biwak, a poza tym do tej pory nikt, nigdy tu nie nocował. Przylecieliście wojskowym transportowcem więc jesteście pod opieką. Nie zostawią Was tu na pastwę pustyni.
- To satysfakcjonująca odpowiedź- zauważył Matt, a jaka byłaby druga.
- Wy biali zawsze chcecie wiedzieć więcej niż potrzebujcie do życia. Jeśli pierwsza odpowiedź Cię zadowoliła , po co Ci inna .
- Bo jestem naukowcem, archeologiem, lubię znać alternatywy.
- Jesteście archeologami- powiedziała zamyślona. Przyjechaliście rozkopywać przeszłość. Po co Wam ona, przecież przeminęła?
- Dzięki niej uczymy się przyszłości i unikamy błędów popełnionych przez przodków, poznajemy siebie.
- Wasi przodkowie na tej ziemi nigdy nie żyli. Zagarnęliście ją. Przynieśliście obcą nam kulturę. Dlaczego chcesz poznać przeszłość kultury której nie rozumiesz i nie masz nią nic wspólnego. Macie przecież swoją historię.
Cień daszka nad ławką przesunął się zwiększając swój zasięg akurat na tyle by Matt mógł z ulgą wyprostować nogi nie narażając się na oparzenia słoneczne. Rozmowa go zaskoczyła i robiła się coraz bardziej interesująca. Milczał dobrą chwilę patrząc jak delikatny wiatr popycha suchorosty które toczyły się wzdłuż pasa startowego .Obserwował jak pod butami przesypują się maleńkie drobiny pisaku. Czas poradził sobie ze skałą- pomyślał. Odkręcił butelkę z wodą i pociągnął łyk. Była przyjemnie chłodna.
- My patrzymy na to trochę inaczej chociaż pewnie masz trochę racji.
- No właśnie, patrzycie ale czy widzicie. Świat nie składa się tylko z tego na co patrzysz. Jesteś archeologiem, odkopujesz przeszłość, docierasz do resztek czasu który przeminął i jeśli nie trwa, nie było mu to dane. Naruszasz spokój tych którzy odeszli nie zważając na konsekwencje. Kiedyś odkopiecie coś co może okazać się dla Was problemem którego rozwiązać nie zdołacie. Braknie Wam wiedzy, szacunku lub pokory. Obudzicie stare demony.
- Rzadko trafiamy na szczątki ludzkie , z reguły wykopujemy artefakty i budowle. Ludzie których szczątki wykopujemy nie żyją z reguły od kilku lub kilkunastu stuleci.
- I to daje Wam prawo do naruszania spokoju zmarłych. Czas jest względny a Ty nie wiesz co jest pod drugiej stronie. Fakt że odeszli dawno temu niczego nie zmienia.
- Ale badania naukowe pomagają zrozumieć .
- To co Ty nazywasz nauką ktoś inny uważa za świętokradztwo. Pewnie nie jesteś specjalnie wierzący i to Twój problem ale wierz mi nie ma różnicy czy rozkopujesz grób człowieka po tygodniu od jego śmierci czy po kilku tysiącach lat. To wciąż są szczątki człowieka i należy mu się szacunek .
Wy nic nie rozumiecie dopóki czegoś nie dotkniecie , nie zmierzycie, nie spróbujecie. Pomiary nie powiedzą Wam kim był człowiek którego czaszkę trzymasz w ręce i spoglądasz w puste oczodoły. One są martwe, nie powiedzą Ci nic. A jednak należały do człowieka który myślał, miał uczucia i w coś wierzył. Twoja nauka odpowiada na pytanie Jak? Ale czy kiedyś znalazłeś odpowiedź na pytanie dlaczego? Zastanów się nad tym zanim popełnicie błąd którego naprawić się nie da.
Ryk dwóch potężnych rotorów Chinooka zalał okolice gdy śmigłowiec wyskoczył za pobliskich wzgórz na tyłach budynku. Matt gwałtownie wyrwany z zamyślenia spojrzał na lądującą maszynę. Starego typu używana ze względu na generowany hałas tylko do krótkiego transportu nad terenami niezamieszkałymi usiadła sto metrów od budynku. Poderwany podmuchem wirników pył na moment wywołał krótkotrwałą burzę piaskową.
- Mamy transport szefie- powiedział Jose podbiegając do Matta. Wydawało mi się że z kimś rozmawiałeś?
Tak , młoda Indianka z obsługi lotniska. Dzięki niej mamy wodę.
Jose spojrzał dziwnie na Matt'a – nikogo nie zauważyłem, myślałem że rozmawiasz przez telefon .
Jose łapczywie opróżnił do dna butelkę wciąż chłodnej wody.
- Nigdy nie myślałem że woda, zwykła czysta woda może tak fantastycznie smakować- powiedział. Jest tam jakiś bar czy automat. Przydałaby się jeszcze jedna .
Jest w korytarzu po prawej jeśli masz drobne. Jeśli nie to dziewczyna ma powiedział zamyślony Matt. Zastanawiał się nad tym co przed chwilą usłyszał, Jose zniknął za drzwiami a Matt wstał z ławeczki przeciągając się . Stracił poczucie czasu rozmawiając z dziewczyną. Wyglądała na prostą Indiankę ale sposób w jaki z m rozmawiała z pewnością nie potwierdzał tego wrażenia .
Drzwi budynku otwarły się gwałtownie a wzrok Jose wyrażał głębokie zaniepokojenie. - Szefie , jesteś pewien że tu w ogóle coś działa. Poza tym nie ma żadnej obsługi. Drzwi za automatem prowadzą na pustynię z tyłu budynku.
Za automatem są drzwi na zaplecze powiedział z przekonaniem Matt wchodząc do budynku. Pewnym ruchem ręki wskazał na automat.
Urządzenie stojące pod ścianą , stare , zardzewiałe z wyszarpanymi ze ściany kablami wystającymi zza obudowy od lat nie wydawało żadnych napojów a poprzez uchylone drzwi pozbawione połowy szyby wysypywał się drobny piach.
Mojave
1Najsmutniejszym aspektem dzisiejszego życia jest to, że nauka osiąga wiedzę szybciej niż społeczeństwo osiąga mądrość. http://cytatybaza.pl/autorzy/isaac-asimov.html?cid=41