Kochani, po raz kolejny wystawiam się na wasze przyjazne i głęboko empatyczne komentarze. Postanowiłam zaryzykować, po raz drugi. Kiedy teraz czytam MOJAVE wrzucone dwa tygodnie temu, muszę powiedzieć, że jestem Wam głęboko wdzięczna, bo chciało Wam się to czytać i co najważniejsze skomentować. Poniższy tekst powstał w pewien paskudny niedzielny dzień, kiedy wiatr łamał gałęzie, a deszcz zalewał szyby mojej sypialni. Mam tylko jedną prośbę. Zanim skomentujecie- przeczytajcie:)) Może pojawi się uśmiech, choć na chwilę. I sorry za format. Popracuje nad tym . Całusy dla Was wszystkich.
Metafora
Wysuszony krajobraz w ostatnich promieniach zachodzącego słońca mienił się rdzawymi kolorami, a długie cienie wzgórz kładły się na równinie.
Twórca chrapał w fotelu. Nogi w ubłoconych buciorach wyłożył na drewniany taboret, który niebezpiecznie chylił się ku upadkowi.
Pusta butelka po piwie wypadła mu z dłoni i potoczyła się po deskach tarasu, przystanęła na ułamek sekundy, jakby z wahaniem, by po chwili spaść na betonowy schodek, rozsypując się na kawałki. Brzęk tłuczonego szkła obudził Twórcę. Uchylił ciężkie powieki, koncentrując wzrok. Jakieś dziwne rzeczy wyprawia czasoprzestrzeń, skonstatował w myślach. Horyzont za nic nie chciał być linią poziomą.
Właściwie, nie pamiętał, czemu to zrobił.
Kręciło mu się w głowie, a niezborne myśli tłukły się tam i z powrotem bez większego celu i konieczności istnienia. Tolerował ich bezładny ruch pod czaszką, dopóki nie stawały się zbyt namolne. Po to zresztą pił. To znaczy, nie tylko dlatego. Nie mógł zaprzeczyć, że lubi wypić, ale ten dodatkowy plus, jaki dawało działanie alkoholu na uciążliwe myśli, był nie do pogardzenia.
Ni z tego niż owego dopadła go wesołość. Zarechotał, czknął potężnie i sięgnął po omacku do kontenera po kolejną butelkę.
Gmerał dłuższą chwilę w powietrzu, po czym zniecierpliwiony brakiem rezultatów, zebrał w sobie odwagę i przechylił się przez poręcz fotela, starając się skupić rozbiegany wzrok. Kontener był pusty. - O kurwa ! — szybko poszło — zaklął nieco rozczarowany. Całe szczęście, że wykazał przezorność z odpowiednim wyprzedzeniem, pomyślał, spoglądając na wiadro wypełnione zastygłym już betonem. Ta krótka chwila koncentracji umysłu przyniosła efekt w postaci równie krótkiej utraty przytomności.
Słońce schowało się za wzgórzami. Długie cienie z równiny zniknęły a w powietrzu pozostała delikatna poświata, nadając otoczeniu różowy odcień.
Twórca siedział na fotelu rozluźniony potężną dawką alkoholu i starał się przywołać w pamięci, co też temu durniowi obiecał.
Mrok pojawił się znikąd. Po prostu stanął przed nim. Poły czarnego płaszcza powiewały, chociaż powietrze było doskonale nieruchome, a twarz skryta w cieniu czarnego kapelusza nie ujawniała szczegółów fizjonomii. Twórca poczuł, jak powraca mu jasność myślenia. Był całkowicie trzeźwy, czkawka nie przeszła, za to dołączył do niej tępy ból głowy, wywołując irytację. Spojrzał na stojącą przed nim ciemną postać, czknął potężnie i powiedział:
-Aleee...! wejście to masz pierwsza klasa!. Dramatyzm i efekciarstwo jak na koncercie disco polo — zarechotał.
- Już czas – cichym głosem powiedział Mrok, ignorując uwagę.
- Nie zatrzymuję — Twórca odparł zniecierpliwiony — przeszkadzasz mi w kontemplowaniu krajobrazu. Jesteś nierzeczywisty — mruknął — nie ma cię, nie istniejesz. Machnął ręką, jakby odganiał napastliwą muchę.
- Zdecyduj się, jaki nie jestem — odparł Mrok. Czy jestem? Czy mnie nie ma? . Skoro jednak jestem nierzeczywisty, to przyznajesz, że mogę istnieć, bo jestem.
- Nierzeczywisty, znaczy nieistniejący — upierał się Twórca. To synonimy.
- Któż więc stoi teraz przed tobą.
- Jesteś projekcją mojej pijackiej wyobraźni.
- Jesteś całkowicie trzeźwy. Postarałem się o to. Czy Twoja wyobraźnia nie jest rzeczywista?
- Jest, ale tylko dla mnie. Nikt inny jako rzeczywistej jej nie potraktuje.
- Pod warunkiem, że nie przelejesz jej na papier, w końcu jesteś Twórcą. Co wtedy?
- Chcesz mi powiedzieć, że pisząc o czymś, kreuję rzeczywistość. Słyszałem kiedyś taką teorię, ale to bzdury. Przelanie na papier moich wyobrażeń nie kreuje rzeczywistości, tylko zmienia nośnik informacji i jej dostępność. Kreacja może nastąpić, dopiero gdy ktoś to przeczyta, i zrobi z tego użytek w realnym świecie. To, co znajduje się w naszych głowach, nie ma żadnego znaczenia, dopóki się nie uwolni, i nie zostanie przekute na realne działanie. A i wtedy będzie miało subiektywne zabarwienie – czknął donośnie i zmęczony filozoficzną tyradą, osunął się głębiej w fotelu.
Ja to uczyniłem — odparł Mrok szeptem — uwolniłem się. Chcesz zakwestionować moje istnienie? Istnienie Zła?
Twórca przez chwilę zbierał myśli, walcząc z bólem głowy.
- No to ktoś musiał mieć nieźle zryty beret, żeby wymyślić kogoś takiego – powiedział w końcu. Pomińmy milczeniem, sensowność takiej marnej egzystencji jak twoja. Dla mnie możesz być, kim chcesz. Dlaczego jesteś parzystokopytny, pozostanie tajemnicą.
- Moja postać to nic innego jak ekstrapolacja waszych wyobrażeń. Nie mam o waszym guście dobrego mniemania.
- A niby jak się uwolniłeś? Ktoś coś napisał, a potem cię ulepił z panującego dookoła zła? Zło nie istnieje obiektywnie. To taki śmieć mentalny, który w toku ewolucji pojawił się w ludzkim mózgu wraz ze świadomością.
- Więc kwestionujesz też istnienie dobra?
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Kręcisz. Uważam, że jeśli istniejesz dzięki naszej woli i wyobraźni to sposób twojej kreacji może być sposobem na twoją zagładę.
- Nie jesteście do tego zdolni. Jak chciałbyś się mnie pozbyć? Tworząc antyreligię?
- Religia to wiara w dobro – powiedział Twórca z wahaniem. Natychmiast jednak zdał sobie sprawę z błędu, który popełnił.
- Żartujesz sobie ? - wybuchnął sarkastycznym śmiechem Mrok. Sam chyba nie wierzysz w to, co mówisz. Studiowałeś kiedyś Biblię?
- Nie jestem specjalnie religijny — odparł Twórca zaczepnie.
- Beze mnie religia nie miałaby prawa bytu – kontynuował Mrok, a ciemność dookoła ewidentnie się zintensyfikowała. Czym lub kim straszyliby ludzi jej kapłani i siali ziarno strachu w kolejnych pokoleniach. W jaki sposób przekonaliby ludzi do tego, żeby płacili krwawą daninę. Poły płaszcza powiewały w nieruchomym powietrzu. Mrok był już doskonale czarny, jakby pochłaniał całe światło, które napływało z otoczenia.
- Tak – odparł zamyślony Twórca. Zaczynam odnosić wrażenie, że mój zawód może przynieść więcej szkody niż pożytku. Zawsze wydawało mi się, że jako twórca wnoszę istotny wkład do kultury całego społeczeństwa. Teraz widzę, że wniesienie tego wkładu niekoniecznie wiąże się z korzyściami społecznymi. Zawsze znajdzie się, jakiś zjeb, który na swój chory sposób zinterpretuje moje myśli.
Twórca niespokojnie mościł się chwilę z fotelu. W końcu spojrzał na stojącą przed nim postać.
- Pijasz piwo? - zapytał podejrzliwie.
- Dla towarzystwa tak, ale to strata procentów z twojego punktu widzenia.
- Nie pieprz, tylko siadaj i sobie wyczaruj butelkę bo jaj już nie mam. Wcale nie chcę, żebyś wyżłopał mi piwo, ale skoro gadamy, nie wypada, żebyś sterczał przede mną. Poza tym lubię mieć jasną perspektywę, a Ty zasłaniasz mi widok. Mrok, swoim zwyczajem przesunął się bezszelestnie, siadając na krześle stojącym pod ścianą.
- Stanowczo lepiej – powiedział Twórca – przeciągając się i zakładając ręce za głowę.
Chwilę siedzieli w ciszy. Kapsel od butelki z piwem szerokim łukiem spadł na podłogę i tocząc się powoli, zniknął w szparze pomiędzy deskami. Twórca kątem oka przyglądał się, jak Mrok wlewa w siebie bursztynową ciecz. To było realne. Cieczy w butelce ubywało, ale nie pojawiała się pod krzesłem. Albo on jest realny, w sensie fizycznym, co nie napawa optymizmem, albo, moje wizje zaczynają nabierać realizmu, pomyślał. Mrok oderwał butelkę piwa od ust.
- Ty też nie odpowiedziałeś na moje pytanie – powiedział po cichu Mrok. Czy kwestionujesz istnienie dobra?
- Dla równowagi tak. To tylko druga strona tego samego medalu. Ten medal bez świadomości nie istnieje. Dobro bez Zła nie może istnieć, bo nie da się go wtedy zdefiniować.
- Odpowiedziałeś sobie właśnie na pytanie, czy jestem realny. A Ty Twórco jesteś świadomy?
- Zapomniałeś, że jestem trzeźwy? - Twórca zarechotał. Sam sobie w kopyto strzeliłeś. Jestem świadomy tego, że Ty jesteś kreacją jakiejś chorej świadomości społecznej, podsycanej przez perfidną bandę egoistów w sukienkach żądnych władzy, pieniędzy i bezkarności, którzy manipulując ludzkim strachem, zyskali nad ludźmi władzę. Dla mnie jesteś nikim. Pewnego dnia oni znikną a wyobrażenie o tobie, które mylnie uważasz za realną egzystencję, zniknie razem z nimi. Nie będzie już Zła i Dobra w pojęciu, jakim jest obecnie.
- Wierzono we mnie od zawsze. Wasza wiara daje mi siłę i definiuje moje istnienie. Im bardziej się boicie, tym silniejszy się staję. Jestem czystą, realną projekcją waszych obaw i strachów.
- No fakt, tu akuratnie trafiłeś. I masz całkiem niezłą bandę popleczników w sukienkach. Zaburzyli naturalną równowagę grup społecznych, wymyślając takie ścierwo jak ty. Rezultat w postaci wojen mamy co kilkanaście lat. Ale tracą powoli władzę i mam głęboką nadzieję, że zostaną zmarginalizowani. Praktycznie też stałeś się już tylko obiektem żartów i kpin. Właściwie nie ty, bo nie istniejesz, tylko twój chory wizerunek.
- Nie zgadzam się z tobą. Ludzka natura jest niezmienna. Zło zawsze będzie wam towarzyszyło. Dopóki będziecie świadomi. Powinieneś jednak sięgnąć po Biblię. Jesteś idealistą, a tacy prędzej czy później kończą jako pokarm albo stają się zwyrodnialcami, co mi w sumie pasuje.
- Mam serdecznie w dupie czy się ze mną zgadzasz. Dobro i Zło to pojęcia wymyślone przez ludzi i przeciwko nim, żeby ich zantagonizować i przestraszyć. Są zabarwione subiektywnie tak głęboko, że to, co jeden uzna za Dobro, dla innego będzie potworną niegodziwością. Nikt nie zdefiniował tych pojęć. Jakim prawem chcesz to uczynić.
- Zdefiniowano to w Biblii. Ja tylko wypełniam jej zapisy.
- Już gdzieś słyszałem te słowa: „Ja tylko wykonywałem rozkazy” ! To twoja robota śmieciu! - wykrzyknął wkurzony Twórca. Ludzi definiuje ETYKA postępowania — kontynuował już spokojniejszym tonem — a nie jakieś dyrdymały spisane przez nawalonego zielskiem durnia, któremu się wydawało, że jest prorokiem.
- Jestem znacznie starszy niż Biblia. Starszy niż jesteś w stanie pojąć to ograniczonym umysłem.
Twórca spojrzał na Mrok wzrokiem, w którym kryła się kpina i ironia. Bolała go głowa, męczyła czkawka, która nie pozwalała się skupić. A sprężyny w fotelu gniotły go w tyłek, wydatnie zwiększając poziom irytacji. Mrok siedział rozwalony na krześle. Pewność siebie biła z całej jego pozy, a głęboka czerń oplatała go ze wszystkich stron.
- Nie masz wrażenia, że twoje istnienie, które w dalszym ciągu kwestionuję, jest nielogiczne i zaprzecza sensowności twojego działania? - powiedział Twórca z namysłem.
- Skąd taki wniosek?
- Odpowiedz mi na pytanie – co jest celem twojego istnienia?
Mrok poruszył się niespokojnie na krześle. Sprecyzowanie odpowiedzi na tak zadane pytanie nie okazało się proste. Dał się zapędzić w pułapkę. Jeśli odpowie, że karanie za uczynione zło, wtedy wejdzie w rolę Najwyższego Sędziego, więc będzie grał po stronie Dobra, jeśli odpowie, że czynienie Zła, da do ręki broń Twórcy. Jeśli bowiem osiągnie swój cel i zachwieje równowagą świata na korzyść Zła, jego rola się skończy. Jaki sens będzie wówczas miało jego istnienie?
Twórca rozwalił się w fotelu i obserwował jak Mrok, powoli traci głęboką czerń. Zrobił się jakiś taki nijaki, szaro bury. Mijała minuta za minutą, a Mrok milczał, panicznie starając się znaleźć logiczne uzasadnienie sensu swojego istnienia. Klął w myślach chwilę, w której zgodził się, na tą idiotyczną transakcję wietrząc łatwy łup. Teraz widział, jak bardzo się pomylił.
Twórca robił się coraz bardziej zirytowany, chciał bowiem powrócić do pijackiego błogostanu, w jakim znajdował się przez dłuższy czas dnia, po napisaniu krótkiego utworu. Łatwo nie było. Wrzucił utworek na Wery. Skopali go za styl, sponiewierali za interpunkcje, dołożyli za sformułowania i zrypali za banalną tematykę. Takie tam farmazony od przyjaciół jak zwykle. Specjalnie się tym nie przejmował, ale gryzło go sumienie czy jeszcze coś mądrego potrafi napisać. Wszystko już napisano. Być może teraz nadszedł czas wyboru i kreacji. Te troski trzeba było oblać, więc pił od rana. Mrok milczał w dalszym ciągu. Widać było, że toczy wewnętrzną walkę, a Twórca postanowił go dobić. Pragnął krwi i sukcesu.
- Obsługujesz tylko Ziemię?
- Że co? - spytał zaskoczony Mrok.
- Pytam, czy obsługujesz tylko Ziemię? Czego nie rozumiesz ? Chyba nie twierdzisz, że cały Wszechświat poza Ziemią pozbawiony jest istot świadomych swojej egzystencji.
- Mrok znowu zamilkł . Zrobił się niemal przezroczysty.
- No co tam Mroczek, głuchy jesteś? Pytam, czy masz swój udział w szerzeniu Dobra i Zła z przewagą tego drugiego wśród innych kultur Naszego Uniwersum.
Mrok przypominał teraz już tylko cień samego siebie. Twórca zmrużył oczy i ze złośliwym uśmiechem wpatrywał się w ledwie widoczną postać.
- Dotrzymaj umowy — Twórca usłyszał cichy szept.
- Coś taki niecierpliwy. Umowa to umowa. Napij się jeszcze.
- Dotrzymaj warunków — powtórzył — skrzynka jest pusta.
- A ty w ogóle rozumiesz, co czytasz? — czy Ci sekretarka tłumaczy? — zdenerwował się Twórca i czknął potężnie. Przyjemny stan upojenia gdzieś zniknął, pozostały jedynie rezultaty spożycia. Po co takich parzystokopytnych tępaków puszczają w teren — zarechotał. Wstyd tylko przynosicie szefowi. Szkoleniowców macie do dupy. Co z tego, że skrzynka jest pusta. Umowa była, że mam wypić całą skrzynkę. A ja mam żelazny zapas pochodzący z tej właśnie skrzynki – powiedział, teatralnym ruchem wskazując na wiadro wypełnione betonem. I wypierdalaj, bo zaczynasz mnie wkurzać.
Poły płaszcza załopotały złowrogo, a pod kapeluszem pojawiło się dwoje czerwonych, kipiących wściekłością oczu. W powietrzu dał się odczuć delikatny zapach siarki. Mrok zniknął równie niespodziewanie, jak się pojawił.
- Komediant amator – sapnął Twórca rozbawiony – starając wygrzebać się z głębokiego fotela. Znowu był przyjemnie nawalony. Nogi mu się plątały, ale humor dopisywał. Wziął wiadro i z trudem zatargał je na brzeg studni na tyłach domu.
Żelazny, nie, żelazny, zapas powinien być schłodzony — mruknął do siebie — wrzucając wiadro w czarną czeluść. Uspokojony głośnym pluśnięciem, wrócił do domu, obijając się o meble. Zawisł na chwilę na drzwiach lodówki, starając się odzyskać równowagę i skupić wzrok. Uzyskanie stabilnej pozycji zajęło mu dobrą chwilę. W końcu wyjął z lodówki przyjemnie zimne piwo, po czym zwalił się z powrotem na swój ulubiony fotel.
O czym to ja …. aha, nooo — nagły, krótki przebłysk świadomości pozwolił na refleksję — podpisałem temu durniowi cyrograf, bo nie chciało mi się wstawać z fotela po piwo. Pociągnął kolejny łyk, a strużki żółtego płynu spłynęły po brodzie, wsiąkając we flanelową koszulę. Zrobiło mu się żal parzystokopytnego. Sam się napatoczył. „Duszę za piwo”, zarechotał do własnych myśli, osioł jeden. Pojęcia nie ma co to metafora.
METAFORA ( kilka niegroźnych wulgaryzmów)
1Najsmutniejszym aspektem dzisiejszego życia jest to, że nauka osiąga wiedzę szybciej niż społeczeństwo osiąga mądrość. http://cytatybaza.pl/autorzy/isaac-asimov.html?cid=41