Twórca pojechał kupić sobie motocykl. Rozdział bez jakiejś specjalnej akcji, uprzedzam lojalnie milośników strzelaniny z dzial laserowych, wybuchów jądrowych o mocy kiloton i obcych wychylających się zza węgła z anihilatorem subatomowym. To tylko jeden z rodziałow który ma ciąg dalszy i sam też jest ciągiem dalszym. Wrzucam bardziej jako wprawkę. Jest niedziela, macie sporo czasu, pada deszcz, więc zapraszam na kilkuminutowe spotkanie z Twórcą:) cdn.
Twórca stał i patrzył jak urzeczony, na rysujący się pod brudnym brezentem, kształt. Nakrycie nie stanowiło jednak przeszkody dla wyobraźni, która w tej chwili pracowała na najwyższych obrotach. Szary wojskowy brezent pokryty odchodami kur i gołębi, kawałkami starego, spróchniałego drewna sypiącego się z belek stropowych i większej ilości słomy, dla postronnego obserwatora, z pewnością nie stanowiłby obiektu zainteresowania.
On jednak wiedział, że pod brezentem na własnych kołach stoi obiekt, stanowiący spełnienie jego wieloletnich marzeń. Oryginalne BMW Sahara, dwucylindrowy bokser 750 z bocznym wózkiem. Cudo faszystowskiej techniki, pozbawione zbędnych bajerów, elektroniki, gównianych komputerów, tyrystorów , katalizatorów i tych wszystkich nonsensów pozbawiających, wspaniały, dopracowany do perfekcji mechanizm, duszy.
Szukał tej maszyny od lat, odkąd zaczął interesować się motocyklami. Było na rynku kolekcjonerskim kilkadziesiąt egzemplarzy, świetnie odbudowanych, ale pozostających daleko poza jego finansowym zasięgiem. I nagle taka wiadomość!
Pili wczoraj z Antykiem w JRC, jak zwykle we czwartek, topiąc swoje prawdziwe i wyimaginowane problemy w bursztynowym produkcie sztuki browarniczej. Heavy metal lejący się na zmianę z lżejszym rockiem z głośników, podkręcał atmosferę. Motocykle i muzyka było tym, co od lat ich łączyło, ale nie była to jedyna pasja. Właściwie nie była to w ogóle żadna pasja. Po prostu lubili piwo, ciężkie brzmienie i motory i nie było w tym krztyny pozerstwa. Antyk wywalił nogi na krzesło, obserwując kręcące się po sali dziewczyny. Brzuch wystający spod skórzanej kamizelki, na szczęście przykryty czarnym podkoszulkiem spoczywał na udach, przyjmując bez protestu kolejne litry piwa. Po kilku minutach cichej kontemplacji wijących się na parkiecie ciał, pociągnął spory łyk piwa po czym odstawił butelkę na stolik i spojrzał na Twórcę z głupawym uśmiechem.
– Coś sobie przypomniałem – powiedział i zamilkł, jakby starając się odnaleźć wątek wśród bezładnych myśli, porozrywanych cząsteczkami alkoholu.
– Co mianowicie – ponaglił go Twórca po dobrej chwili, widząc, że kumpel zapada w nieplanowaną drzemkę.
– Eeee...acha, no – wysiłek na twarzy Antyka świadczył o usilnych staraniach skupienia się i przyniósł w końcu rezultat – dostałem cynk, że motor, który cię interesuje, jest do wzięcia za mały grosz – wybełkotał. – Sam bym go kupił – kontynuował – ale wiesz, że ja tylko na Harrym. Tu Antyk jakby ożywił się i oczy mu błysnęły. – Jest jednak jeden warunek. Jeśli motor będzie miał oryginalne elementy uzbrojenia, to znaczy mocowania i stojaki do karabinów, skrzynki amunicyjne i takie tam inne pierdoły, do niczego ci nie przydatne, to należą do mnie. Cenę dogadasz na miejscu – sapnął zmęczony przydługim skupieniem i pociągnął z butelki.
Twórca z wrażenia zaniemówił. Patrzył dobrą chwilę na Antyka, zastanawiając się, czy ten przypadkiem nie robi sobie z niego żartów, ale niewinna mina i głupawy uśmiech kompana, który pojawiał się po pijaku na jego nieogolonej, poczciwej facjacie wcale na to nie wskazywały.
– Gdzie? – tylko tyle udałomu się wykrztusić, zduszonym od emocji głosem.
– Zaraz sprawdzę, coś taki nerwowy – mruczał, grzebiąc w kamizelce w poszukiwaniach telefonu. W końcu, po dłuższych zabiegach, podetknął mu ekran z adresem.
– Masz jakieś pojęcie, gdzie to jest?
– Jakaś wiocha na przedgórzu Sudetów, sprawdzisz sobie na mapie – czknął i zasnął, pomimo panującego hałasu. Twórca jednak nie zawracał sobie tym głowy, znał bowiem tę niezwykłą zdolność kumpla do zapadania w głęboki sen praktycznie wszędzie.
Kilka godzin później był już w drodze, ciągnąc za wiekowym Uazem, niewielką lawetę i gdzieś tam tliła się nieśmiała nadzieja, że być może nie wróci pusto.
Twórca wzdrygnął się. Pomimo panującego upału, przeszedł go dreszcz. Odwlekał chwilę, w której spod brezentu ukaże się jego wymarzona maszyna. W szopie słychać brzęczenie os, które rozpanoszyły się pod wysoką powałą, budując gniazdo gdzieś nad belkami więźby. Westchnął głęboko i silnym ruchem szarpnął płachtę, wzniecając przy tym tuman kurzu i płosząc dwie kury, które gubiąc kilka piór, z gdakaniem uciekły pod traktor. Wpadające przez szpary w deskowaniu ścian, promienie słońca, oświetliły nieco zakurzoną, czarną jak heban maszynę. Dumne śmigło BMW tkwiło na osłonie baku, nie utraciwszy kolorów. Na obręczach kół, niewielkie wykwity rdzy i brak powietrza w tylnej oponie nie zaburzały zachwytu, w jaki wpadł Twórca. Lakier, skórzane, czarne siedzenia, widelec i silnik wyglądały, jakby wyszły prosto z fabryki. Nawet reflektor wydawał się sprawny. Obszedł maszynę dookoła. Na osłonie bocznego wózka tkwił kompletny uchwyt CKMu, a siedzenie wyłożone czarną skórą było w niemal idealnym stanie. To o tym uchwycie wspominał Antyk. Będzie szczęśliwy, jeśli tylko Twórca , dogada się z właścicielem. Zamyślony, kalkulował, ile ten może zażądać za to cudo. Nie robił sobie wielkich nadziei, że uda mu się kupić zabytkowy motocykl w tak doskonałym stanie za dobre pieniądze, ale warto było zaryzykować.
Drzwi stodoły uchyliły się z cichym skrzypnięciem, wpuszczając do wnętrza prawdziwą lawinę światła.
– Bierzesz pan to draństwo? – usłyszał zachrypnięty głos właściciela, którego ciemna sylwetka rysowała się na tle otwartych wrót. Dzwonił do mnie pana kolega i gadoł, że na pewno się pan nie wycofosz z zakupu. Prawda to?
– Prawda, jeśli dogadamy cenę, płacę gotówką. Ile pan sobie za to życzy? – odpowiedział wyrwany z kontemplacji Twórca. Był zaskoczony i trochę zbulwersowany faktem, że właściciel nazwał obiekt jego marzeń, draństwem.
– Musisz pan coś o tym draństwie wiedzieć – powiedział gospodarz z mocnym akcentem na słowo „draństwo”. – Sprzedałem je już kilka razy i za każdym razem wracało.
– Jak to?...wracało? – spojrzał na chłopa zaskoczony.
– No jak panie, normalnie, kupcy płacili, odjeżdżali, a po kilku dniach odwozili motor na miejsce. Jeden to nawet w tym samym dniu wrócił. Ani piniendzy nazad nie chcieli, jeno zostawiali i odjeżdżali. Ostatnio ze dwa lata bedzie. Tera kury się na tym niosom.
– A co mówili? – zapytał zaskoczony.
– Nic nie gadali – wzruszył chłop ramionami.
– Od tego czasu nikt się nie interesował?
– Nie, panie, zarobiłem ja już swoje a z tymi zwrotami kłopot jeno. Ani umowy nijak spisać, bo przecie sprzedane, to jakże to trzy razy jeden motor. Panie mnie tam kłopotów nie trza, bier pan jak stoi, tylko żebym go więcej nie widział, bo somsiedzi już gadoć zacynajom a i sołtys tyż palcem groził, że krenty jakoweś robię.
Oczy Twórcy zrobiły się okrągłe ze zdumienia. Nie mógł uwierzyć własnym uszom i swojemu szczęściu. Motocykl na oko wart jakieś pięćdziesiąt kawałków stawał się jego własnością. Przybili piątkę na przyklepanie transakcji i wspólnymi siłami wepchnęli motor na lawetę. Boczny wózek trochę wystawał poza obrys przyczepki, ale chłop wygrzebał gdzieś spaskudzoną przez kury czerwoną szmatę. Strzepnął kilka razy, wzniecając prawdziwą burzę kurzych gówien i bezceremonialnie wręczył Twórcy, żeby oznaczył z boku nadwymiarowy ładunek.
– Poczekajcież panie, mam jeszcze takie cóś do tego motora. Stoi jeno miejsce zajmuje a na złom wozić za daleko. Bier pan w całości.
– Co takiego? – Twórca zeskoczył z lawety i podążył za chłopem do stodoły.
W kącie pod skrzynkami na jabłka, przywalony stertą starych narzędzi rolniczych i innego złomu, spoczywał prawdziwy skarb. Autentyczna przyczepka bagażowa BMW do przewożenia amunicji i sprzętu. Widział taką tylko raz, ale ta była inna. Miała metalową pokrywę. Wspólnymi siłami odwalili złom i wyciągnęli z kąta pojazd. Opony były sparciałe a koła z pełnej blachy przegniłe. Nie miało to jednak znaczenia. Twórca zaoferował za cudo pięć stów, czym wywołał entuzjazm gospodarza, po czym dał upust swojej ciekawości.
– Gospodarzu, powiedzcie, skąd macie ten motor? – spytał ostrożnie, nie licząc specjalnie na dłuższą pogawędkę.
– Stara historyja panie i tak okrutna, że gadać strach. Niemce panie przyjechali, jak ojciec jeszcze opowiadoł. Sioło, nieduże panie, za tymi wzgórzami z dymem puścili. Wymordowali wszystkich, jak szło, a chłopa ze dwudziestu do lasu wywieźli i rozstrzelali. Niemiecka to ziemia wtedy była , ale my tu na gospodarce Polacy z dziada, pradziada. Jak się tylko wojna zaczęła, od razu do obozów wywozili, nawet jak niemieckie auswaisy mieli.
– Wermaht? - oni takich rzeczy nie robili
– A kto ich tam wie panie, ociec gadoł, że trupie czaszki na hełmach mieli i czarne mundury. I jenzyk taki jakiś, niby niemiecki, ale panie paskudny, charkoczący taki. Chłopak od sołtysa, co to na robotach w Reichu był i jakimeś cudem uciekł panie, gadoł poźnij jak było. Niemiecki znoł, ale tego nie rozumiał. No i jak już pojecholi, to chłopy ze naszej wioski, poszli tam panie zoczyć czy kto żyw nie ostoł i czy pomóc nie trza.
– Uchował się ktoś? – zapytał Twórca z nadzieją na więcej informacji.
– Nikogo panie nie oszczędzili. Dzieci nawet wybili, jak kocięta i do studni wrzucili. Jak chłopy do wsi weszli, to ten motór panie, dwóch Niemców na podwórku sołtysa naprawiało. Widać reszcie się spieszyło, że swoich zostawili. Pewni byli swego, bo to niemiecka ziemia była, panie.
Twórca słuchał tego wywodu z uczuciem przerażenia i ciekawości. Chyba trafił mu się prawdziwy skarb o koszmarnej proweniencji.
– No i co z tymi Niemcami dalej się stało?
– Zarąbali ich panie chłopy, widłami, siekierami – kontynuował gospodarz z błyskiem w oku – i zakopali trupy w ty kempie drzew, co tam w polach, na starym cmentarzu dworskim, jak rzepak. Po lewej, ze strony coś pan jechoł.
Twórcę przebiegł dreszcz. Maszyna z historią – pomyślał. Ależ mi się trafiło. Antyk na pewno będzie wiedział, co to za oddział. Był pasjonatem historii, a ta na pewno go zainteresuje. Będą mieli o czym pogadać przy piwie.
Pożegnał się z gospodarzem,i w euforycznym nastroju wyjechał na wiejską drogę wijącą się wśród pól kwitnącego rzepaku. Nie spieszyło mu się, do Krakowa miał kilka godzin, jazdy więc spokojnie zdąży przed zmierzchem. Dochodziło południe, gdy po kilku kilometrach zobaczył samotną, zieloną kępę starych drzew stojących na niewielkim wzniesieniu, pośrodku żółtego jak słońce, pola. Zatrzymał samochód i rozglądnął się. Żywej duszy. Słychać było tylko brzęczenie pszczół uwijających się wśród żółtych kwiatów rzepaku.
Lubił odwiedzać takie miejsca. Zagubione, stare domy, cmentarze, dwory, ruiny pałaców, które tchnęły historią i niosły swoją opowieść, którą odtwarzał sobie w myślach, wygrzebując później w sieci historyczne fakty. Teraz był tym szczególnie zainteresowany bowiem historia motocykla, którą opowiedział mu chłop, dawała do myślenia i przynajmniej jej część można było zweryfikować. Zostawił Uaza na wąskim poboczu. Pokryta piaskiem, polna droga wśród pól, prowadziła do starej cmentarnej bramy, która jakimś cudem trzymała się na zawiasach tkwiących w resztkach pokruszonego muru. Kępa drzew nie wyróżniała się niczym szczególnym. Stare, rozłożyste dęby, ocieniały swoimi koronami, ogrodzony murem teren, praktycznie nie przepuszczając promieni przez gęste listowie. Tonące w mroku niewielkie pagórki, wskazywały na stary, nieużywany od lat cmentarz. Zardzewiałe ogrodzenie, niewielka kapliczka i popękane, rozrzucone niedbale, stare płyty nagrobne. Wiele z nich zniszczonych przez czas lub celowo porozbijanych, nosiło niemieckie napisy i trudno było je zidentyfikować.
Kilka niewielkich kopców ziemnych, porośniętych gęstwiną zielonego bluszczu, stało pod zachodnią resztką cmentarnego muru. Twórca podszedł bliżej, przyglądając się z zainteresowaniem datom na mijanych nagrobkach. XVII i XVIII wiek. Tego się nie spodziewał. Widać było, że od dziesięcioleci zaglądali tu jedynie operatorzy kombajnów z pobliskiego PGRu, który za komuny zagnieździł się w nieodległym dworze, rujnując do cna to, czego nie zniszczyła ruska swołocz. Potłuczone butelki po wódce i piwie były wszechobecne, a wyblakłe naklejki, ujawniały ich socjalistyczną proweniencję.
Uwagę Twórcy zwrócił tkwiący w ziemi, zardzewiały kawałek metalu obok leżącego na mogile krzyża. Początkowo pomyślał o starym garnku, który ktoś wyrzucił, traktując miejsce pochówku jak śmietnik. W końcu leżeli tu obcy. Gdy jednak przykucnął, zauważył resztki skórzanego paska i zardzewiałą metalową klamerkę. Ostrożnie wygrzebał znalezisko. Niemiecki hełm, prawie całkowicie przerdzewiały. Pozostał jedynie fragment przy pasku i niewielka część z charakterystycznym wycięciem, osłaniającym skroń żołnierza. Przetarł palcami kawałek metalu. Spod warstwy ziemi ukazały się ledwie widoczne dwie charakterystyczne błyskawice SS.[/size]
MOTOCYKL
1Najsmutniejszym aspektem dzisiejszego życia jest to, że nauka osiąga wiedzę szybciej niż społeczeństwo osiąga mądrość. http://cytatybaza.pl/autorzy/isaac-asimov.html?cid=41