UWAGA, TREŚCI POWSZECHNIE UWAŻANE ZA WULGARNE I OBSCENICZNE!
Pierwsza strona, początek powieści.
Pierwsza strona, początek powieści.
Dzisiejszej nocy, jak zresztą niemal każdej, prawie namacalnie czuje jej bezsilność i paraliżujący strach, a wspomnienie jej rozczłonkowanego, niewinnego ciała i świadomość, że już na zawsze będzie tylko jego, jak zwykle powoduje u niego orgazm. Tak silny, że choćby nawet chciał, nie może kontrolować spermy tryskającej z siłą wybuchu bomby atomowej zalewającej jego nogi, kołdrę i prześcieradło. Głośny ryk szczytowania wydobywający się z jego gardła zapiera mu dech w piersiach, a świat zaczyna mu wirować przed oczami. Nie żałował niczego. Choć minęło trochę czasu, niemal każdej nocy na nowo rozkoszuje się jej delikatnością, a jeszcze bardziej jej bezbronnością. Żywe wspomnienie, które zdaje się nigdy nie gasnąć, gdy w myślach raz po raz rytmicznym, brutalnym ruchem wchodzi w nią głębiej, tak gwałtownie i z taką desperacją, jak gdyby jej pochwa była tym, co ma go utrzymać przy życiu. Jak gdyby była ostatnim tchnieniem świeżego powietrza dla wisielca, który zdaje sobie sprawę, że już za późno na ratunek. Wisielec jednak – jak dobrze pójdzie, umrze śmiercią niemalże bezbolesną. Ona nie miała takiego szczęścia. Gdyby tylko miał znowu okazję, zrobiłby to i tysiąc razy. Jednak ona już nie żyła, a jemu został po niej tylko pamiętny zapach taniej wody toaletowej połączony z metalicznym smakiem jej krwi, no i może kilka mniej ważnych momentów z czasu spędzonego razem.
Wraca do niego prawie każdej nocy. Zazwyczaj w takiej postaci, w jakiej ją zostawił – z przestraszonymi, wybałuszonymi oczami, wołającymi o pomoc w niemym krzyku. Nie musiała krzyczeć, przecież i tak nikt by jej nie usłyszał. Najbardziej podniecało go wspomnienie tego, jak wbijał się zębami w jej ciało, odgryzając sutki i rozrywając skórę na jej spoconej szyi, podczas gdy ona walczyła niczym lwica. To, co wydarzyło się później, nie było już dla niego istotne. To, co później z nią zrobił nie miało w sobie żadnej magii, żadnego artyzmu, była to raczej praca czysto rzemieślnicza, acz niezbędna. Zasłużyła sobie na to. Gdyby tylko chciała być jego, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej, mogliby żyć długo i szczęśliwie. Chociaż nie. Prędzej czy później skończyłoby się tak samo, bo nie wytrzymałby tego napięcia, nie wytrzymałby spojrzeń innych mężczyzn kierowanych w jej stronę, nie mówiąc już o tym, że mogliby z nią rozmawiać czy chcieć ją posiąść!
W obliczu śmierci człowiek myśli często o rzeczach irracjonalnych i z punktu widzenia instynktu przetrwania, nieistotnych. Przypominamy sobie wówczas, że tamta różowa sukienka założona na pierwszy dzień szkoły wcale tak dobrze nie pasowała do tamtych białych butów, a żart zasłyszany w barze pełnym podstarzałych, szukających nowych wrażeń niewiernych mężów, wcale nie był zabawny. Czy w ten sposób ludzki mózg broni się przed tym, co nieuchronne? A może właśnie tak odcina naszą świadomość końca życia? Jedno jest pewne – wola życia jest silniejsza niż wola śmierci, szczególnie śmierci wyrządzonej z rąk innych ludzi.
I tej zasady trzymała się Ana tamtego słonecznego, gorącego dnia, zaciekle wierzgając nogami, krzycząc w niebogłosy i wbijając paznokcie w możliwie każdą odkrytą część jego ciała. W jej przypadku wola życia jednak nie wystarczyła. Śmierć, która przyszła do niej była długa, przeraźliwa, i to, co uderzało najbardziej – samotna.