Przed burzą (kryminał) P

1
Pozwolę sobie zająć chwilkę czasu szanownemu czytelnikowi i nakreślić w krótkim streszczeniu zarys fabuły, której tekst poniżej jest małym wycinkiem. Wydaje mi się, że to lepsze rozwiązanie niż doklejenie na siłę ekspozycji i udawanie, że to integralna część. A więc, niejaki Edward Zipser, właściciel fabryki włókienniczej, ważny członek niemieckiej diaspory skupionej w Bielsku na Śląsku Cieszyńskim ma syna, który został niesłusznie oskarżony w pewnej sprawie natury kryminalnej. Śledztwo prowadził oficer śledczy Alfred English, spolonizowany Austriak. Udało mu się ustalić niewinność oskarżonego, ale przy okazji odkrył sensacyjne brudy w rodzinie Zipserów. Zdecydował się je zachować dla siebie, czym zaskarbił sobie wdzięczność fabrykanta. Zipser urządził raut dla jemu podobnych członków diaspory, przy okazji zaprosił na niego Englisha.

Mikuszowice koło Bielska, październik 1938 rok
Willa Edwarda Zipsera stała na peryferiach, a od „Zipser und Sohn” oddzielał ją park pełen wiekowych lip. Budynek był dwupiętrowy, podpiwniczony i o skromnej architekturze. Zwarta, prostokątna bryła przywodziłaby na myśl naziemny bunkier, gdyby nie mansardowy dach i stonowane zdobienia na gzymsach. Rezydencję tego wieczora rozświetlał blask sączący się z okien.
Wysłużony policyjny Ford T, z Alfredem Englischem za kierownicą, podskakiwał na kocich łbach. Służący w liberii wskazał Englishowi wolne miejsce na podjeździe obok kremowego Horcha. Policjant odetchnął z ulgą, gdy zgasił hałaśliwy silnik. Szofer w Horchu otworzył leniwie oczy, po czym wrócił do drzemki.
Alfred wysiadł i ruszył do drzwi pasażera, ale Helena była szybsza i nim obszedł auto, ona już stała wyprostowana. Jej jedwabna suknia wypływała spod cekinowego bolerka, opływała smukłą sylwetkę i kończyła się tuż za kolanami. Hit, który wyszedł z mody, ale kobieta nie należała do osób, które to obchodziło. I tak na nic bardziej szykownego nie było ją stać. Zresztą nie wpasowywała się w klasyczne definicje piękna, miała wąskie biodra, kościste barki i była za wysoka, lecz mimo to przyciągała uwagę mężczyzn. Alfreda fascynowało źródło tego magnetyzmu, ale ilekroć próbował usystematyzować to swym analitycznym umysłem, czuł, że coś mu umyka.
Nadstawił ramienia, by je pochwyciła, ale ona ujęła jego dłoń i położyła na talii.
- Przestań – syknął z udawanym gniewem. - Tylko skandalu obyczajowego mi brakuje. Już czuję się jak parweniusz.
Uśmiechnęła się, przechylając głowę.
- Stresujesz się? Niepotrzebnie. Jesteś policjantem i reprezentujesz prawo. To inni powinni się czuć niepewnie przy tobie.
- Tamci – wskazał na rozświetlone wejście - reprezentują pieniądze. Obawiam się, że one znaczą więcej, niż moje prawo.
Wbiła mu palec wskazujący pod żebra.
- Gdzie twój idealizm?
- Nie drocz się ze mną.
Helena oparła policzek o jego ramię.
- Napuszone sępy... - powiedziała do siebie.
Rzucił jej zagadkowe spojrzenie.
- Co?
- Mówię o tych wszystkich ludziach, którzy tam są. Czytałam to w książce. Sęp odstrasza lwa od zdobyczy, rozkładając skrzydła. Sprawia wtedy wrażenie, że jest czymś więcej niż tylko cherlawą kupą piór i kości. Oni są tacy sami. Te ich samochody, drogie stroje zastępują im osobowość. Darmozjady utuczone na pracy innych.
Kochał jej otwartość i bezpardonowość. Sądził, że świetnie odnalazłaby się w latach wojny, kiedy kobiety były bardziej niezależne i twardsze. Dwie dekady później mężczyźni tak rozpieścili niewiasty, że te stały się znowu przesłodzonymi i irytującymi stworzonkami. Alfred odbierał to jako krok wstecz.
Mimo to mogłaby wykazywać się większym wyczuciem.
- Nie mów tego głośno. Ktoś pomyśli, że jesteś komunistką.
Początkowo nawet nie zakładał, by Helena mu towarzyszyła, a ona zdawała się przyjmować to z ulgą. Luksusy wielkich balów nic nie znaczyły dla skromnej brakarki w fabryce mebli, ale kilka dni temu podeszła do niego, objęła w pasie i powiedziała:
- Edward Zipser jest osobą bardzo szanowaną i wpływową. Twojej karierze dobrze zrobi, jeśli ktoś taki będzie cię traktował poważnie. A nie traktuje się poważnie mężczyzn, którzy na bale przychodzą bez kobiet. Dlatego będę tam z tobą.
Weszli do holu rezydencji, gdzie policjant oddał płaszcz lokajowi, wygładził smoking i przejrzał się w wiszącym na korytarzu lustrze. Wyglądał na młodszego niż w rzeczywistości, a wyraz zdenerwowania na twarzy nie dodawał mu powagi.
Zabrali od kelnerki po kieliszku szampana i skierowali się do pomieszczenia, z którego dobiegała muzyka i gwar rozmów. Znaleźli się w wielkiej i niedogrzanej sali. Goście w większości siedzieli w fotelach i na wersalkach, tocząc rozmowy, a pomiędzy nimi uwijały się kelnerki. Z gramofonu ustawionego na środku sączył się jazz. Dość nietypowa muzyka jak na przyjęcie tej klasy, ale widać gospodarz we własnym domu czuł się panem mogącym łamać etykietę, a poza tym rzeczywiście lubował się w pląsach rodem z Nowego Orleanu. W przeciwieństwie do Alfreda. W Niemczech muzykę taką nazywano schrage musik, czyli jazgot, głównie przez wzgląd na rasistowskie dogmaty i opinie o czarnoskórych artystach z południa USA, ale English uważał to określenie za nader trafne. Wychował się pośród skocznych góralskich melodii, wygrywanych na skrzypcach i kobzach, dźwięk trąbki i saksofonu wydawał mu się mdły.
- Miło pana widzieć, oficerze. Jednak nie w mundurze? - Za ich plecami stał Otto Stenmark, kawał chłopa o pyzatej twarzy i oczach jak główki od szpilki.
- Jestem tu prywatnie. Heleno, to Otto... – zawahał się - prawa ręka Zipsera.
Stenmark ujął jej dłoń i skłonił się grzecznie, markując pocałunek.
- To za dużo powiedziane. Po prostu zwykły ochroniarz fabrykanta. Czasy są trudne, a Zipser ma wielu wrogów – wydukał po polsku.
Oczy Heleny zajaśniały z zachwytu.
- Znam niemiecki. Proszę się nie trudzić. Skąd wiedział pan, że jestem Polką?
- Niech mi pani mówi po imieniu - odparł Otto, już w swoim języku. - Po prostu mam wrodzoną intuicję.
- W takim razie powinieneś zostać policjantem. - Helena zachichotała. Właśnie opróżniła kieliszek szampana i skinęła na kelnerkę.
- Musisz wiedzieć – wtrącił English - że rozmawiasz z cesarsko-królewskim policmajstrem.
Otto machnął ręką.
- Stare dzieje. Wielka Wojna wszystko zmieniła. Kiedyś pilnowałem porządku, dziś pilnuję człowieka, który myśli, że ustanawia porządek. - Jego twarz posmutniała. - Mój szef poświęci wam chwilę, ale teraz widziałem go zajętego rozmową. Mam polecenie, żeby dotrzymać towarzystwa. Zipser rozumie, że czuje się pan, Alfredzie, trochę nieswój.
- Nie zaprzeczę.
- W takim razie pozwolę sobie przybliżyć zebrane tu grono. Jest to śmietanka czegoś, co Polacy nazywają niemiecką wyspą językową. Ten dziwnie ubrany to Ernst Grass, prezes spółki zarządzającej tramwajami. - Wskazał mężczyznę w fioletowym garniturze z obszernym szalem przerzuconym przez ramię. - Niespełniony artysta. - Otto zrobił przy tym minę, jakby miał na myśli nieuleczalną chorobę. - Rozmawia z nim dyrektor niemieckojęzycznego gimnazjum, Manfred Hardstein, miłośnik domów publicznych, cierpiący na permanentny syfilis. Pomiędzy nimi krąży niejaki Jurgen Milczek, czyli Józef Milczkowski. Kupiec. Przed Wielką Wojną jawił się jako zapalczywy polski patriota, ale gdy okazało się, że jednak Niemcy z miasta nie znikną i utrzymają kapitał, nagle przypomniał sobie o jakiś germańskich korzeniach. Prawdopodobnie chodziło o owczarka niemieckiego w rodzinie.
Helena zasłoniła dłonią usta, krztusząc się szampanem.
- Jesteś bardzo złośliwy, Otto.
- Gwarantuję pani, że Zipser ma o tym towarzystwie takie samo zdanie.
- To czemu ich zaprasza?
Otto westchnął.
- My, prości ludzie tego nie zrozumiemy. Zipser nie żyje w próżni. Łączy go sieć powiązań i kontaktów. On twierdzi, że tych wszystkich ludzi „rozgrywa”, cokolwiek to znaczy. I tak spłynęło dziś na nas błogosławieństwo, bo nie przyszedł senator Weisner. To gbur i kabotyn jakich mało.
- Mój partner pasuje do tego grona. – W głosie kobiety zaczął pobrzmiewać wypity szampan. - Jest dziś równie sztywny, co oni i chce zrobić dobre wrażenie na ludziach, którzy go nie obchodzą.
Alfred uśmiechnął się wymijająco. Sojusz Otto-Helena przeciwko niemu, to było coś zdecydowanie ponad jego siły. Lepiej pozwolić tej dwójce się wygadać.
Wolał przyjrzeć się gościom krytycznym okiem. Bielscy Niemcy w większości wyznawali protestantyzm. Wierząc w boską predestynację, uzasadniali pogardę wobec biedoty, której cierpienia miały rzekomo źródła w niebiańskich wyrokach, a nie w ziemskiej niesprawiedliwości.
Mężczyźni wydawali się pyszni i dumni, za to ich żony budził odrazę. Z ponurymi minami podążały za mężami, jak zjawy. Grube matrony odziane w drogie suknie i biżuterię. Niemal każda chowała brzydkie dłonie w mufce z ocelota, absolutnym hicie sezonu. Uśmiechały się zdawkowo, a częściej rzucały nienawistne spojrzenia zgrabnym polskim kelnerkom.
English zobaczył znajomą twarz. Należała do nieznanego mu z imienia tajniaka, oficera politycznego. Policja Defensywna obserwuje Zipsera? Kogoś z gości? Może jego samego? Tajemniczy mężczyzna podchwycił jego spojrzenie i skinął głową.
Wie, że ja wiem, kim jest.
Przez najbliższe kilka dni myśl o tym człowieku nie pozwoli mu zasnąć, ale teraz nie zamierzał zaprzątać sobie nim głowy.
Paranoja, pomyślał, cyrk na kółkach.
Helena nadal wesoło gawędziła ze Stenmarkiem. W dłoniach trzymała kolejny kieliszek szampana, a jej blade policzki zarumieniły się.
- Otto, o czym rozmawia się na takich rautach? - przerwał im, uświadamiając sobie, że wchodzi w rolę policjanta.
- Zwykle o kompletnych bzdurach, ale dziś tematem numer jeden jest arbitraż w Monachium. Wielu ma rodziny w Kraju Sudeckim. Zastanawiają się kiedy cały Śląsk też wcielą do Niemiec. - Stenmark nachylił się do nich i wbił wzrok w Helenę. - Pani niemiecki jest świetny, ale ma silny akcent. Gdyby ktoś pytał, proszę powiedzieć, że jest z Alzenau, to znaczy z Hałcnowa. - Wymieniał nazwę niedalekiej wioski, którą od stuleci zamieszkiwali potomkowie niemieckich osadników. W tutejszej diasporze mieli opinię dziwaków. - Nie będą drążyć tematu. Lepiej tutaj nie przyznawać się do Polski.
Alfred w zadumie pokiwał głową. Wypadało jeszcze tylko porozmawiać z Zipserem i można wyjść niepostrzeżenie.
Już wcześniej dostrzegł fabrykanta rozpartego w fotelu, otoczonego grupką słuchaczy. Pobieżnie znał to towarzystwo: byli to właściciele innych bielskich zakładów włókienniczych z żonami, udawali przyjaciół, a szczerze nienawidzili Zipsera, bo to jego sukna zdobyły światową renomę.
English zbliżył się na tyle, by usłyszeć o czym rozmawiają. Fabrykant słynął z tego, że wygłaszał głównie monologi, nie inaczej było tym razem.
- Czyż polityka nie jest tym, co każdy rozsądny człowiek uprawia? - Zipser zadał pytanie w taki sposób, jakby nie oczekiwał odpowiedzi. - Każdy z nas ma jakieś plany i dąży do ich realizacji. Jednak polityk różni się od politykiera, bo ten ostatni daje się porwać idei. Jedne są mniej szkodliwe od drugich, ale każde zakładają przedłożenie wydumanych wartości nad własny interes. Weźmy taki narodowy socjalizm. Czym on różni się od bolszewizmu? Tym że klasowy kolektyw zastąpiono kolektywem narodowym? Czy w Niemczech nie ma lumpów, degeneratów identycznych jak są w Polsce czy w Czechach? Rząd Rzeszy uważa ich za wartościowych samych z siebie, z tytułu urodzenia się Niemcem. Łoży na nich pieniądze, które pochodzą od rzeczywistej elity społeczeństwa.
- Ależ Edwardzie... - Jedna z kobiet zdawała się być poruszona. Zipser gestem dłoni, uprzejmym, ale stanowczym, niczym dyrygent orkiestry, przerwał jej.
- Ja wiem - kontynuował - co chcecie mi powiedzieć. Że w bolszewickiej Rosji nasze majątki już dawno by rozkradziono, a nas samych zesłano na daleką północ. I macie rację, zgodzę się z tym, że końskie gówno jest lepsze niż ludzkie, bo mniej śmierdzi, ale to nadal gówno i absurdem jest wychwalać zalety końskiego łajna. Przed Wielką Wojną z nikim nie handlowaliśmy tyle ile z Wielką Brytanią. A tamtejsi mieszkańcy, którzy ponoć szczerze nas nienawidzili, najchętniej kupowali nasze towary. Potem nierozsądni ludzie postanowili zakłócić naturalny przepływ kapitału. Postawili tamę i rzeka wyschła, a wraz z nią umarł cały ekosystem. Kosztowało nas to wojnę i zapaść gospodarczą. Teraz zmierzamy do tego samego. Autarkia Niemiec to mrzonka szaleńców.
Jego słowa nie doczekały się aprobaty słuchaczy. Po towarzystwie rozniósł się szmer i mlaskanie.
- Twój szef igra z ogniem, głosząc takie poglądy. - Alfred powiedział do Otta.
- Tak, ale ma wystarczająco grubą skórę, żeby się nie sparzyć.
Tymczasem Zipser omiótł wzrokiem pomieszczenie, jakby szukał nowych chętnych do wysłuchania kolejnych przemówień. Wtedy też zauważył policjanta.
- Świetnie, że pan jest. - Podniósł się z siedziska z uśmiechem na twarzy. Był mężczyzną po sześćdziesiątce, ale sprawiał wrażenie młodszego. Jego kruczoczarne włosy i wąsy wciąż broniły się przed siwizną, a sylwetka pozostawała szczupła i prosta. Miał urodę amanta, starzejącego się, ale jednak amanta pełnego wigoru i godności. - Panie i panowie, przedstawiam wam Alfreda Englisha, prawego policjanta, przyjaciela mojej rodziny.
W tym momencie Alfred poczuł, jak Helena staje obok i chwyta go za ramię. Rozpaliło to w nim ogromną wdzięczność, za to że była dla niego podporą.
Przyjaciel Edwarda Zipsera. To brzmiało jak klątwa.

Przed burzą (kryminał) P

3
Ondraszek pisze: (sob 08 paź 2022, 20:12) Przed Wielką Wojną jawił się jako zapalczywy polski patriota, ale gdy okazało się, że jednak Niemcy z miasta nie znikną i utrzymają kapitał, nagle przypomniał sobie o jakiś germańskich korzeniach. Prawdopodobnie chodziło o owczarka niemieckiego w rodzinie.
jestem fanką <3

Czyta się bardzo gładko i z ciekawością, rys obyczajowy również bardzo dobry.
Czy to powieść czy opowiadanie? Środek czy koniec?
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

Przed burzą (kryminał) P

4
Dziękuję za opinie
ithi pisze: (ndz 09 paź 2022, 00:36) Czy to powieść czy opowiadanie? Środek czy koniec?
Z założenia powieść, choć spięcie tego w całość długo będzie mnie jeszcze przerastać. Na razie wolę się skupiać na pisaniu dla warsztatu. Jest to wczesny środek, albo późny początek :D Moment nawiązania relacji głównego bohatera z fabrykantem jest kluczowy dla zawiązania właściwej akcji. Śledztwo w sprawie jego syna to w zasadzie watek poboczny, pretekst żeby ta dwójka się spotkała.

Przed burzą (kryminał) P

5
Dobrze mi się to czytało. Poniżej kilka drobiazgów, które zgrzytnęły, ale to raczej tylko niuanse.
Ondraszek pisze: (sob 08 paź 2022, 20:12) o skromnej architekturze.
To określenie brzmi trochę nijako. Ja bym usunęła, bo dalszy opis bardzo ładnie tę skromność oddaje.
Ondraszek pisze: (sob 08 paź 2022, 20:12) Zresztą nie wpasowywała się w klasyczne definicje piękna, miała wąskie biodra, kościste barki i była za wysoka, lecz mimo to przyciągała uwagę mężczyzn.
IMO pierwsze słówko można by wywalić. Te dwa razem to trochę za dużo, zdają się bić o wydźwięk zdania.
Ondraszek pisze: (sob 08 paź 2022, 20:12) Rzucił jej zagadkowe spojrzenie.
Zagadkowe? A nie po prostu pytające? Przecież to on nie kuma, a ona tłumaczy, a nie on jej sugeruje, że chodzą mu po głowie jakieś zagadkowe treści.

Klimatyczna scena. Bardzo fajna rozmowa na linii Alfred-Helena-Otto. Pomijając ładnie ograny, kąśliwy humor, czuć fajną dynamikę między towarzystwem. Pozostałe rozmowy (na przykład "przemowa" Zipsera) też grają. Poprzednio czepiałam się o brak szczegółów, które oddałyby historyczne czasy. Tutaj wszystkiego jest w sam raz.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Przed burzą (kryminał) P

7
Bardzo fajnie że przed całym tekstem dodałeś wstęp wprowadzający. Akurat ja nie jestem za dużą fanką takiej ilości dialogów ale ów fragment czytało mi się naprawdę dobrze :) Tak jak napisała jedna z osób wyżej, mi też brakowało szczegółów dla smaku! Pomijając to, wszystko super
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron