Nina i czarna herbata - Rozdział dziesiąty (obyczajowe, kryminał) +P

1
Link do rozdziału dziewiątego : viewtopic.php?f=93&t=23678

Rozdział dziesiąty - Przy ognisku.

Hej!
Dziś mam całkiem sporo do opowiedzenia, więc najlepiej od razu przejść do konkretów.

Wtorek, Ósmy listopada.
Nie chcę zabrzmieć okropnie, ale cieszyłam się, że na dzisiejszych zajęciach z Tomkiem nie towarzyszyła nam jego żona. Nie zrozumcie mnie źle. Nawet lubię Patrycję, a już najbardziej lubię to, że mi pomaga. Jednak jest mi średnio komfortowo, kiedy mam przy niej zwierzać. Zawsze przytłacza mnie ten jej ekstrawertyzm. Czuję wtedy, że moje problemy są dla niej błahostkami, z których nawet nie wypada się zwierzać. Z tego powodu czułam ulgę, że dziś jestem tylko z Tomkiem. Opowiedziałam mu o wszystkim. O tym, jak rozpętałam awanturę, jak rzuciłam piórnikiem w Dagmarę, o rozmowie z wychowawcą, obniżonej ocenie z zachowania, milczeniu rodziców. No i o najnowszej sprawie, o której jeszcze nie wiecie. Moja klasa postanowiła jeszcze bardziej mnie wykluczyć ze swojego grona i zostałam usunięta z grupy klasowej na messengerze. Właśnie zakończyłam moje spowiadanie się, kiedy nagle ktoś wszedł bez pukania do gabinetu. Nie była to Patrycja. W progu stała elegancko ubrana starsza kobieta. Sprawiała wrażenie sympatycznej. Tomek, nieco zrezygnowany podszedł do niej i ucałował ją w policzek.
- Mamo, mówiłem ci, żebyś nie przychodziła do mnie do pracy, kiedy mam pacjentów.
- Wybacz synku, trudno jest się do ciebie dodzwonić. Chciałam tylko wiedzieć, czy będziecie u nas na długi weekend. Do tej twojej Patrycji to nawet dzwonić nie próbowałam...
- Mamo! Tak, będziemy! Nie życzę sobie jednak, byś tak wyrażała się o mojej żonie!
Starsza pani tylko machnęła ręką.
- A może przedstawisz mnie swojej pacjentce? - Matka Tomka podeszła do mnie i z życzliwym uśmiechem podała mi dłoń. - Jestem Leokadia Kalisz, matka Tomasza.
- Nina Piotrowicz. - Delikatnie uścisnęłam jej dłoń. Po usłyszeniu mojego nazwiska kobiecie nieco zrzedła mina, uśmiech nabrał na sztuczności. Zabrała również dłoń.
- Piotrowicz, tak? Wnuczka wójta Nowakowskiego? Córka Anieli?
Przytaknęłam. Staruszka nagle przypomniała sobie o ważnej sprawie urzędowej, którą koniecznie trzeba załatwić przed jedenastym listopada. Pośpiesznie pożegnała się z synem i wyszła z gabinetu, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Strasznie dziwna sytuacja. Tomek chyba zauważył moje zmartwienie. Stwierdził, że jego matka jest specyficzna i nie powinnam się nią przejmować. Poprosił też, bym nie wspominała podczas naszego wspólnego czwartkowego ogniska Patrycji cokolwiek o jego matce czy rodzinie, bo Patrycja czuje się nieakceptowana w rodzinie Kaliszów. W czwartek jesteśmy zaproszone z Pauliną na ognisko do Patrycji i Tomka. Paula podobno znalazła poszlaki na to, że mało prawdopodobne jest, aby Paweł kiedykolwiek pojawił się nad jeziorem. Tak więc czekam w napięciu na czwartek.

Czwartek, Dziesiątego listopada.
No i czwartek nadszedł! Parę dni wcześniej Tomek usłyszał ode mnie, że dziadek niestety nie da rady urządzić ogniska. Było mi nawet trochę przykro z tego powodu, dlatego fizjoterapeuta wpadł na pomysł urządzenia takiej „imprezy” u niego i Patrycji. Następnego dnia Paulina dała nam znać, że ma jakieś nowe informacje o Pawle. Pomyśleliśmy więc, że połączymy przyjemne z pożytecznym i też zaprosili ją na ognisko. Do ich domu ruszyliśmy dziś od razu po moich zajęciach, Paulina czekała na nas na parkingu.
Na podwórzu Kaliszów czekało już na nas palenisko ogrodzone kamieniami oraz ziemniaki gotowe do pieczenia. Tomek i Patrycja są wegetarianami, więc mięsa nie jedzą. Do siedzenia mieliśmy długą ławkę, co prawda z oparciem, ale stała na nierównym terenie i nie była oparta o ścianę. Bałam się więc na niej siedzieć. Tomek jednak obiecał, że będzie siedział obok mnie, więc mam się niczego nie obawiać. Od razu poczułam się lepiej.
Z czasem wszyscy się rozluźniliśmy. Nikt nawet nie poruszał tematu Pawła. Żartowaliśmy, śmialiśmy się. Naprawdę potrzebowałam takiego resetu. Za dużo negatywnych emocji było ostatnio w moim życiu, więc fajnie jest się od tego oderwać.
Nie trwało to długo. Ławka, na której siedzieliśmy, była ustawiona tak, że miałam widok na ulicę oświetloną starą latarnią. Nawet w jej słabym świetle zobaczyłam, że ktoś mi się przygląda. Była to Mariola — dziewczyna z mojej klasy. No to pięknie! Teraz plotki przybiorą na sile. Odruchowo skuliłam się. Tomek był zdumiony moim zachowaniem i gdy już się wyprostowałam, zajrzał mi poważnie w oczy.
- Nina, co się dzieje? Dlaczego zareagowałaś tak na tę dziewczynę? Jest z twojej klasy, prawda? Kojarzę ją, mieszka niedaleko.
Długo nie mogłam się zebrać. Wzrok miałam wbity we własne kolana. Postanowiłam jednak, że albo teraz, albo nigdy. W końcu ta sprawa dotyczy też jego. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego poważnie.
- Tomek, bo ludzie z klasy myślą, że my mamy romans...
Fizjoterapeuta ledwo powstrzymał wybuch śmiechu.
- Romans? Jak to? Co się tym małolatom pokiełbasiło?
No to mu opowiedziałam. O dawnej rozmowie z Dagą, o tych chichotach i spojrzeniach na korytarzu podczas przerw. No i finalnie o tym, dlaczego zaatakowałam córeczkę dyrektora piórnikiem. Tutaj już Tomek nie powstrzymywał śmiechu i serdecznie mnie przytulił.
- Gwiazdeczko, nie przejmuj się. Pogadam z dyrektorem o tej sprawie, zanim on się dowie z plotek, w ten sposób będziemy mieć nad nimi przewagę. Teraz czuję się winny że to przeze mnie masz kłopoty. O tym też z nim pogadam.
Wielki ciężar spadł mi z serca. Ze szczerych chęci mocno się w niego wtuliłam. Zerknęłam też kątem oka na siedzącą po drugiej stronie Tomka Patrycję. Nie wydawała się zazdrosna, bardziej rozczulona i rozbawiona sytuacją. Czy nie powinna być zazdrosna? Jeśli nie jest, bo tak bardzo mu ufa, to naprawdę się cieszę. Jednak jeśli nie postrzega mnie za zagrożenie, tylko dlatego, że jestem niepełnosprawna no to trochę przykre.
W końcu przestaliśmy się przytulać. Paulina zabrała głos.
- Że też mnie to nie dziwi. Na takim zadupiu ludzie są tak wygłodniali sensacji, że sami je sobie tworzą z dupy. Jeśli już przestaliście się do siebie kleić, to może pogadamy o tym, co znalazłam?
Przytaknęłam. Humory od razu nam się wszystkim zważyły. Paulina wepchała się między mną a Tomka. Wyjęła coś ze swojej lnianej torby. Był to stary, gruby zeszyt z wizerunkiem Barbie. Dziewczyna od razu zaczęła wyjaśniać, o co chodzi.
- W podstawówce prowadziłam złote myśli. Ostatnio je sobie przeglądałam i zauważyłam, że Paweł mi się wpisał. Pewne linijki wydają mi się niepokojące. O, tutaj. - Wskazała zdania podkreślone czerwonym długopisem. Wszyscy pochyliliśmy się nad zeszytem:
„Najbardziej nielubiana osoba: Moja mama.
Największe marzenie: Pójście nad jezioro, ale mama mi zabrania. Mówi, że tam chłopcy tacy jak ja, umierają”.
- Strasznie niepokojące jak na ośmioletnie dziecko. Nina, czy tak było? - Patrycja spojrzała na mnie uważnie.
- Nie wiem, naprawdę. Mam pustkę w głowie... mało pamiętam z czasów, kiedy Paweł był jeszcze z nami. - z chwilą wypowiedzianych słów dopiero dotarło do mnie, że to jest najprawdziwsza prawda. Przerażające. I nienormalne.
- To dziwne. – odparła Paulina. - A może zapytasz twojego starszego brata?
Wzięłam głęboki wdech. Kolejne trudności.
- To nie będzie łatwe, bo Oskar unika trudnych tematów, ale spróbuję. - Było mi ciężko. Tomek chyba zauważył, że jest mi źle, bo znowu mnie przytulił. Powoli zaczęliśmy zmieniać temat i atmosfera zaczęła się rozluźniać. Ziemniaczki zjedliśmy już w mieszkaniu całkowicie odprężeni, chociaż w głębi duszy wciąż byłam przerażona dzisiejszymi odkryciami. Tomek około dwudziestej pierwszej odwiózł Paulinę na przystanek a mnie do domu. Oczywiście nikt nawet nie zapytał o wrażenia z ogniska.

No i spisałam wszystko. Trochę mnie to uspokoiło. Nadal nie wiem jednak jakim cudem Paweł utonął nad jeziorem, jeśli było tego dnia zamknięte i w dodatku w żaden inny dzień też nie mógł tam pójść. Z jakiego powodu mama zabraniała mu tam iść? Dlaczego straszyła go śmiercią? Czy kiedykolwiek się tego dowiemy?
No nic, trzymajcie się!

Nina i czarna herbata - Rozdział dziesiąty (obyczajowe, kryminał) +P

2
Pierwsza myśl po przeczytaniu tego fragmentu była niecenzuralna, więc jej tu nie przytoczę. Tu jest pogmatwane na tak wielu poziomach, że aż nie wiem, od czego mam zacząć.
1. Ten gabinet fizjoterapii na pewno znajduje się na terenie szkoły? Bo rodzina fizjoterapeuty swobodnie wchodzi i wychodzi. To jest niestosowne i w realnym świecie na pewno wywołałoby komentarze i interwencję jeśli nie dyrekcji, to kogoś innego z kadry. Bo ok, zdarza się, że ktoś z rodziny komuś doniesie kanapki albo zapomniane papiery - to się zdarza i jest ok. Ale przesiadywanie żony w gabinecie podczas wykonywania obowiązków służbowych? (o ile dobrze rozumiem, oni nie są zatrudnieni jako para)? Matka, która wparowuje podczas ćwiczeń? Pomijając dyskomfort ćwiczących, to jest też tajemnica służbowa. Jesteśmy na terenie szkoły, ale rehabilitacja jest świadczeniem medycznym (nawet jeśli nie finansowanym z NFZ, tylko zakontraktowanym jakoś inaczej - nie wiem, jak to tutaj działa) i nie wyobrażam sobie, żeby podczas udzielania świadczenia tego typu mogła być obecna osoba postronna. Nieważne, że żona. Jeśli nie jest fizjoterapeutką, zatrudnioną po to, żeby rehabilitować uczniów, to po prostu nie i już.
2. Postać Tomka. Ja bym tego faceta zwolniła. Raz, że rodzina przesiaduje w jego miejscu pracy, dwa, że spoufala się z uczennicą (i to, że jest pełnoletnia, nie ma znaczenia). Rozumiem, że chciałaś pokazać pozytywną postać w życiu Niny, trzeba ich było jakoś zetknąć, no i dać pretekst do częstych spotkań. Tyle że są pewne ograniczenia, wynikające z roli społecznej. Nawet jeśli ktoś ma dobre chęci i nie występują żadne podteksty, to jak się jest w określonej roli, to pewnych rzeczy się nie robi. Często żal, że tak jest, ale jest tak i na dłuższą metę to jest dobre, bo pozwala zachować granice. Tutaj facet łamie pisane i niepisane zasady. Głosy krytyki pod jego adresem to za mało. Powinien dawno wylądować na dywaniku u dyrekcji (czemu jeszcze się to nie stało?). Brak reakcji rodziców Niny tłumaczę sobie tym, że to dysfunkcyjna rodzina, więc, mówiąc nieładnie, olewają to.
Przy okazji taka osobista refleksja: jak miałam 24 lata, pojechałam jako stażystka na obóz z takiego ngosu, którzy zajmuje się młodzieżą w przedziale wiekowym 15-21. Więc między najstarszymi uczestnikami obozu a mną była różnica 3 lat. Na szkoleniu dla kadry obozowej bardzo podkreślano, że mimo niewielkiej różnicy wieku mamy pilnować ról. Jest kadra i są wychowankowie i tyle, nieważne, że jesteśmy ze wszystkimi na "ty" (taka polityka firmy) i że różnica wieku to w niektórych przypadkach głupie 3 lata. Rola to rola, więc o żadnym przekraczaniu granic, przytulaniu, wyróżnianiu niektórych osób mowy być nie mogło. A to był 2-tygodniowy obóz, a tu jest szkoła.
3. Rozumiem, że te wszystkie postaci w rodzaju matki Tomka i te różne wzmianki o powiązaniach są po to, żeby wprowadzić atmosferę niechęci i tajemnicy. Używasz do tego sytuacji, które w danym kontekście nie pasują. Ci ludzie, którzy idą na teren szkoły jak na dworzec - no, nie. Trzeba byłoby to zrobić inaczej. Nie wiem, jakieś spotkanie w parafii? W miejscowym domu kultury? Podczas jakiegoś publicznego wydarzenia? Sąsiadka, która wpadła w odwiedziny i nawiązuje, że "wy to się z tymi Kaliszami nie lubicie"? Do przebudowy.
4. Ten świat wymaga rozbudowy. Ładnie opisujesz niepełnosprawność bohaterki (coraz bardziej widać, jak bardzo jest ona skupiona na swoim zdrowiu i samopoczuciu), ale reszta to jakieś niewyraźne tło. Ludzie pojawiają się i znikają. Pojawia się Paulina z jakimiś "złotymi myślami" i rozmawiają o nich. Mam skojarzenie z małymi wysepkami na morzu mgły.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron