Tort [obyczajowe, fragment]

1
Fragment większego opowiadania – pierwszy z zaplanowanych dziewięciu pisanych na zmianę z trzech różnych perspektyw. W skrócie: historia trzech kobiet związanych z tym samym mężczyzną, który nagle znika. Proszę rozpalać grilla :P

*
Front pokryty jest liszajami, poczerniały tynk łuszczy się i odsłania ułożone z niemiecką precyzją cegły. Wszystkie domy wyglądają tutaj tak samo: wciśnięte w szereg i przytulone do siebie, z jednym nisko osadzonym oknem na parterze i drugim w lukarnie. Każdy ma dwuspadowy dach, ceglany portal i kawałek trawnika otoczony niskim płotkiem. Niektóre są już obłożone styropianem i pomalowane na żółto, żeby nie było smutno.
Wanda nie lubi tego domu. Zbyt wiele w nim gratów, pająków, przeciągów – i zapomnianych historii. W dużym pokoju całą ścianę zajmuje meblościanka z witryną pełną nietkniętych szampanówek, koniakówek, kieliszków do wódki; ręcznie malowany porcelanowy serwis na dwanaście osób zbiera kurz. Półki uginają się od kompletów pościeli i ręczników – nierozpakowanych, bo przeznaczonych dla gości, którzy wpadają rzadko i tylko na chwilę. Wanda sama mieszka w perle postmodernizmu, gdzie ściany są równe, ale cienkie i ciągle słychać przeraźliwy kaszel z mieszkania obok, kłótnie z góry, hawajską muzykę nie wiadomo skąd. Tutaj panuje dziwna cisza – i tylko znienacka skrzypnie parkiet, zajęczą stare rury, w kominie zawyje wiatr.
Róża z zachwytem przyjmuje bukiet i bombonierkę. Kwiaty w tym upale nie przeżyją do jutra, czekoladki ukryje gdzieś głęboko w szafie i wraz ze zbliżającym się terminem ważności wręczy jako łapówkę w przychodni. Ma w zwyczaju odmawiać sobie wielu rzeczy. Zbiera gumki recepturki, foliowe woreczki, plastikowe pudełeczka po serkach; ostrożnie rozpakowuje prezenty, żeby nie zniszczyć ozdobnego papieru, z bluzek przeznaczonych na szmaty wypruwa wszystkie guziki, herbatę parzy dwa razy z tej samej torebki. Od lat nosi te same ogromne okulary w drucianych oprawkach, które akurat znowu są w modzie. Pachnie szarym mydłem i lawendowym olejkiem na mole.
– Jakaś ty blada, Majeczko – biadoli już od progu. – Idź usiąść do słoneczka trochę. Tata zaraz przywiezie twój ulubiony tort.
Majka siada w ogrodzie na tyłach domu w najgłębszym cieniu rzucanym przez zdziczałą jabłoń. Wystarczy chwila na słońcu, żeby jej skóra stała się różowa. Ma to po ojcu, dostała w pakiecie ze wzrostem i grubymi kośćmi. Niezgrabne dojrzewające ciało kryje w ubraniach za dużych o dwa rozmiary, ale przynajmniej już się nie garbi, odkąd zaczęła grać w kosza i odkryła, że mocna budowa daje jej przewagę nad chłopakami, w tym wieku jeszcze chucherkami.
Wanda obserwuje ją zza kuchennej zazdrostki. Niech lepiej Lesław przywiezie właściwy tort, zaklina go w myślach. Niech nie zapomni, niech się nie pomyli, niech nie uzna przypadkiem, że to nie ma znaczenia.
– Mama już ją poznała? – zagaduje roztargniona.
– Byli tutaj jakoś niedawno – odpowiada Róża. – Śliczna dziewczyna, taka sympatyczna, bardzo miła. Tylko ten kolczyk…
Urywa i już nie kończy, bo złe słowa stają jej w gardle jak ości. Nawet o swoim pierworodnym, którego długi spłacała latami z marnej urzędniczej pensji, mówiła jedynie, że jest pogubiony w życiu. Potem już nic o nim nie mówiła.
– Dziewczyna? – Wandę ściska w żołądku. – Dużo młodsza?
– Ach, sama nie wiem, głupio było mi tak wprost… Może tylko tak młodo wygląda?
Wanda nie wyprasowała bluzki ani nie ogoliła nóg; włosy spryskała suchym szamponem i tylko zamaskowała cienie pod oczami, żeby nie wyglądać na chorą. Rozstali się z Lesławem tak dawno temu, że nie było już między nimi żadnej urazy ani tęsknoty za dawną bliskością. Nie zniknął, kiedy poznał drugą żonę – dlaczego więc miałoby być inaczej z trzecią?
Huk drzwi wejściowych wprawia całą witrynę w śpiewne drżenie, krzyż na ścianie kołysze się na gwoździu, ale nie spada. Celina wbiega z wrzaskiem do przedpokoju, ślizga się na zdradliwym chodniku, obija o futrynę i rzuca na Różę, prawie zwalając ją z nóg. Wciska jej w ręce pomiętą laurkę złożoną z czarnych bazgrołów i koślawych liter oblepionych brokatem.
– Sto lat, sto lat! – drze się jak nakręcona.
Róża jest wzruszona, chce ją ucałować, ale Celina jest już w ogrodzie na tyłach domu. Ma na sobie wszystkie kolory tęczy, dwie różne skarpetki i bandanę przewiązaną przez czoło, jakby szykowała się do bitwy. Robi fikołki na trawie, próbując zwrócić na siebie uwagę Majki, ale Majka ma na uszach duże czerwone słuchawki i w tym momencie interesują ją jedynie narkomani z gitarami, którzy zeszli z tego świata na długo, zanim ona się na nim pojawiła.
Emilia staje w progu kuchni z butelką wina w ręce; też ma na sobie barwy wojenne, ale inne niż Wanda. Wanda skryła się za niedbałością, jest codzienna i nieszkodliwa. Emilia obnosi się ze swoją jadowitością – ma różowy tusz do rzęs, kusy kombinezon w geometryczne wzory, ogromne złote kolczyki i malinowe usta, chociaż sezon na maliny jeszcze się dobrze nie zaczął. Wszystko jest w niej mocne, pewne i nieprzypadkowe; nie ma z nią żartów, żadnej walki do pierwszej krwi – zaczepisz to zapłaczesz.
– Róża! – woła Emilia z afektem. Brzmi, jakby całą noc śpiewała sprośne piosenki, robiąc przerwę jedynie na papierosa. – Najlepszego w dniu urodzin. Wielu szczęśliwych chwil.
Jej obcasy przeraźliwie stukają na kuchennych kafelkach. Wanda nie rozumie, po co je założyła; przecież zaraz ugrzęzną w trawie.
Rozkładają talerze i sztućce na stole w ogrodzie, odkorkowują wino. Obrośnięta bluszczem pergola daje nieco cienia, ale jest nieznośnie parno, bezwietrznie. Róża wraca do środka po łopatkę do ciasta i Emilia natychmiast przyciąga do siebie Wandę, obezwładniając ją swoimi słodkimi perfumami.
– Jak myślisz, ile może mieć? Ze dwadzieścia? Nie więcej niż dwadzieścia pięć.
Wanda ma łzy w oczach od tych perfum i dyplomatycznie upija łyk wina. To będzie długie popołudnie. Próżność Emilii została zraniona; nie była ani pierwszą, ani ostatnią miłością Lesława – od której strony nie liczyć, była tą drugą, środkową, przejściową. Gdyby chociaż urodziła syna – ale nie, kolejną córkę. Srebrny medal, nagroda pocieszenia.
W głębi domu rozlega się dzwonek; wreszcie przyjechali. Emilia mruga porozumiewawczo do Wandy, jakby zawiązały jakiś sojusz i stanowiły odtąd jednolity front byłych żon przeciwko nowej kandydatce – a przecież poza tym niewiele je łączyło. Wanda myśli zresztą tylko o torcie.
Lesław musi się schylić, żeby nie wyrżnąć w futrynę drzwi do ogrodu. Wygląda zwyczajnie – włosy ma tłustawe i przetykane siwizną, ale starannie zaczesane, policzki porośnięte nierówną rudawą szczeciną, koszulę w kratę opiętą na piersi. Błyska na powitanie zębami w uśmiechu tak szerokim, jakby został wycięty na jego twarzy brzytwą; jedną ręką osłania oczy przed słońcem, w drugiej trzyma pudełko z tortem. Celina piszczy ekstatycznie na jego widok z drugiego końca działki; sprintem pokonuje dzielącą ich odległość, rzuca mu się na szyję, nie sięga, ale nie rezygnuje i wspina się po nim jak małpka kapucynka.
Pudełko z tortem ląduje na ziemi. Wanda musi przymknąć powieki, żeby się głupio nie rozpłakać; krzyczy, zaskakując tym samą siebie i Celina ogląda się na nią, nie rozumiejąc. Spogląda w dół na pudełko, potem pytająco na ojca, który tylko robi głupią zdziwioną minę. Waha się jeszcze, ale w końcu zaczyna wyć jak syrena przeciwlotnicza, wyrywa z ojcowskich objęć i wiesza matce na szyi, oplatając ją wszystkimi kończynami tak mocno, że ta ledwo może oddychać.
– To tylko tort – rzuca Emilia cierpko, nie wiadomo do kogo – uspokajająco do córki czy z pretensją do Wandy.
– Co się dzieje? – interesuje się Majka nagle, jak sęp wyczuwający padlinę.
Lesław usiłuje jeszcze załagodzić sytuację – tort wprawdzie zmienił nieco formę, ale przecież pozostaje jadalny, bo znajduje się w pudełku, a nie w trawie. Wanda ma ochotę wrzasnąć na niego, żeby przestał błaznować; czy on naprawdę nie rozumie, że od tego tortu zależało dzisiaj wszystko?
– Co to był za tort? – pyta możliwie najbardziej rzeczowo.
– O Boże! – wzdycha Emilia. – Co za różnica?
Lesław wydaje się dotknięty tym pytaniem; rozkłada ręce, jakby uważał odpowiedź za oczywistą. Ten, co zawsze – cytrynowy z bezą, z tej cukierni na rogu, ulubiony Majki. A jaki niby miał być? No jaki?
Wanda nie odpowiada, całe napięcie uchodzi z niej jak powietrze z odpustowego balonika. Oczywiście, że pamiętał; jak mógłby nie pamiętać? Ogarnia ją nagłe wzruszenie, jakaś dziwna tkliwość rośnie jej w gardle i nie pozwala wydostać się słowom. Ucałowałaby go – ale nie wypada. Uśmiecha się przepraszająco, Lesław kładzie dłoń na sercu; ma tam wytatuowane imiona córek.
– I o to niby cała ta afera? – Majka wydyma lekceważąco wargi. – Przecież mówiłam wam, że cytrynowy z bezą już mi się przejadł. Ale wy oczywiście nigdy nie słuchacie tego, co do was mówię.
Wanda się poddaje; zraniona tą liczbą mnogą opada na ławkę i kryje twarz w dłoniach. Lesław jeszcze walczy, jest gotowy wsiąść w samochód i przywieźć inny tort, wystarczy, że Majka powie słowo – ale Majka nic nie mówi, tylko przewraca oczami i zakłada z powrotem na uszy duże czerwone słuchawki.
– Cześć wszystkim – odzywa się nowy głos. – Zuza jestem.
Celina przestaje wyć jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Tort [obyczajowe, fragment]

2
  1. Podejrzewam, że sporo czytelników zderzy się śmiertelnie z nadopisem. Myślę, że masz tego świadomość. Zatem uznaję to za podjęte ryzyko i idę dalej. Zresztą, uczciwie to chyba sygnalizujesz pierwszym akapitem.
  2. Półki uginają się od kompletów pościeli i ręczników – nierozpakowanych, bo przeznaczonych dla gości, którzy wpadają rzadko i tylko na chwilę. Wanda sama mieszka w perle postmodernizmu, gdzie ściany są równe, ale cienkie i ciągle słychać przeraźliwy kaszel z mieszkania obok, kłótnie z góry, hawajską muzykę nie wiadomo skąd. Tutaj panuje dziwna cisza – i tylko znienacka skrzypnie parkiet, zajęczą stare rury, w kominie zawyje wiatr. | Idealny przykład meandrowania opisu. Na mnie taki konstrukt nie zadziała. Wyobraźnia buduje obiekt A, przechodzi do budowy obiektu B, w formie dygresji, ale nie umie po tym zabiegu wrócić bezstratnie do obiektu A, bynajmniej nie tak, żeby zachować wrażenie spójności.
  3. Duuużo postaci, a każda wydaje się przedstawiana jako nowa. Na koniec, kiedy do tego dochodzi jeszcze Zuza, pomyślałem „O kurczę! Ale będzie Sajgon”. W zasadzie ciekawa sprawa, bo na tym etapie nie ma postaci głównej. Niejako konsekwencją takiej konstrukcji wydaje się konfundujące zjawisko przeskakiwania z głowy na głowę.
  4. Dialogi brzmią jak wtopione w opis. Powinny raczej dynamizować tekst, albo przynajmniej przynosić odpoczynek od opisu, zmieniać tempo, urozmaicać nurt czytania. Natomiast mam wrażenie, że rozmawiają ze sobą żółwie, albo entowie na naradzie – ach, cóż to począć z orkami? Chociaż czuję ideę – na każdą wypowiedź jest reakcja otoczenia, ale bez względu na to, jak fajnie to brzmi w teorii, w praktyce chyba nie działa. Dialogi dotyczące jednego wątku muszą być mniej rozproszone.
  5. powitanie zębami w uśmiechu tak szerokim, jakby został wycięty na jego twarzy brzytwą | Styl budowania pojedynczych zdań opisowych przypada mi do gustu. Za wyjątkiem przytoczonego zdania.
  6. krzyż na ścianie kołysze się na gwoździu, ale nie spada. | Fajne detale.
  7. Ogólnie tekst posiada pewną szlachetność wysławiania się, tyle że brzmi jakby się rozpadał, rozmieniał na drobne, nie można się przy nim skoncentrować. Być może na dłuższą metę doszłoby do oswojenia z postaciami. Po raz wtóry czytało się lepiej, ale tak nie powinno być.
Tyle ode mnie. 8) Zarzutów mało, ale raczej poważne. Jestem ciekaw dalszych komentarzy.

Tort [obyczajowe, fragment]

3
Podobało mi się.

Ale najpierw...
Przyznam, że musiałam wrócić i przeskanować sobie ponownie fragmenty wprowadzające postaci, by poustalać w głowie, kto jest czyją córką, matką, żoną, byłą żoną. Te wszystkie informacje są i są czytelne, ale w moim odczuciu danie im odrobinę więcej miejsca i powolniejsze wprowadzanie mogłoby ułatwić, przynajmniej takiemu nieogarowi jak ja. Wprawdzie zdaję sobie sprawę z tego, że na początku tekstu zwyczajnie nie trzeba wszystkich bohaterów zapamiętać, że to się z automatu będzie przypominało w kolejnych scenach, ale ta bieżąca to dość gęsty obrazek, w którym sypiesz tymi imionami na bogato i to w którymś momencie, przynajmniej dla mnie, straciło pewną warstwę, gdy przestałam nadążać za powiązaniami postaci.

I wracając...
Podobało mi się.
Podobały mi się opisy, charakterystyki bohaterek, napięcie tkwiące w czymś tak bardzo zwykłym, przyziemnym. Bardzo spodobało mi się zderzenie tego wyczekiwania Wandy na właściwy tort z lekceważeniem okazanym przez Majkę. Bardzo fajna, gęsta atmosfera. Zainteresowały mnie relacje bohaterów. Poza tym ciekawa jestem, jak ta naładowana wprowadzeniami postaci scena przeszłaby dalej w opowieść.

Tyle ode mnie. Powodzenia w dalszej pracy :)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Tort [obyczajowe, fragment]

4
Pierwsze wrażenie — naprawdę bardzo wysoko oceniam jakość języka. Lubię prozę, która została napisana nieco fantazyjnym językiem i ten tekst — a już zwłaszcza pierwsze kilka akapitów — zdecydowanie przypadły mi do gustu.

Późniejsze wrażenia nie były już niestety tak pozytywne. Być może rozpoczynanie tekstu od opisu domu ma jakieś uzasadnienie fabularne, ale tu go niestety nie widać. Wygląda jakbyś się na niego, żeby pokazać swoje zdolności stylistyczne, ale niestety rozpoczynanie od opisu to prosta droga, by znudzić czytelnika. Uderzasz w nas autorze olbrzymią liczbą postaci, które nie są niestety na tyle charakterystyczne, by wciągnąć czytelnika, a to przecież najważniejsze zadanie, jakie stoją przed pierwszymi akapitami dłuższej formy. Chciałeś zapewne ukazać pewien chaos sceny przyjęcia, ale wydaje mi się, że niestety nie wybrzmiało to do końca.

Pozdrawiam
Wiktor

Tort [obyczajowe, fragment]

5
Max, Adrianna, WiktorWarchalowski, dziękuję za Wasze uwagi (i miłe słowa również). Czułam, że warto podzielić się tekstem jeszcze w trakcie pracy, czego wcześniej nigdy nie robiłam. Póki co mam napisane 3 fragmenty i wciąż wszystko się jeszcze klaruje, więc dużo przestrzeni na poprawki. Przyjmuję pokornie zarzuty dotyczące niepotrzebnych dygresji (Max, dzięki za świetny przykład w punkcie 2), pierwszego akapitu oraz nadmiaru opisów i chaosu we wprowadzaniu postaci. Kajam się i obiecuję poprawę! ;)

P.S. Z braku zarzutów dotyczących narracji w czasie teraźniejszym wnioskuję, że nie okazała się bardziej bolesna niż tradycyjna przeszła :P

Tort [obyczajowe, fragment]

6
Bardzo lubię taki styl. Przypomina mi prozę iberoamerykańską albo Antunesa. Z postaciami rzeczywiście - kołowrót, ale ja bym miała dla tak piszącego Autora spory kredyt zaufania. Tylko wiesz, taki kredyt jest jak miecz o dwóch ostrzach - jeśli później okazałoby się, że ten kołowrót był zrobiony celowo i karuzela z Madon... przepraszam, postaciami, ma sens i uzasadnienie - wygrywasz całą pulę, ale jeśli nie - przegrywasz wszystko.

I podkreślę jeszcze, że bardzo mi się podoba początek - wyjście od spojrzenia na dom. Cudownie wciąga. Pisz, pisz!
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Tort [obyczajowe, fragment]

7
Miałam problem z odróżnieniem postaci. Nie przedstawiłaś Róży jako gospodyni do której Wanda przychodzi w gości z córką Majką - nie wprost i to musiałam rozszyfrować cofając się w tekście. Nie rozumiałam, dlaczego skoro to Róża ma urodziny to tort jest ulubionym Majki. Potem właśnie przez to myliły mi się te postacie. Poza tym bardzo przyjemny fragment i scenka rodzajowa. Podobały mi się opisy i wkomponowane detale.
Szczególnie zachowanie Celinki w obliczu tego że nabroiła. Opis zblazowanej Majki i kompulsywno nerwicowe podejście Wandy.

Tort [obyczajowe, fragment]

8
ledwo pisze: (wt 12 wrz 2023, 14:29) Front pokryty jest liszajami, poczerniały tynk łuszczy się i odsłania ułożone z niemiecką precyzją cegły. Wszystkie domy wyglądają tutaj tak samo: wciśnięte w szereg i przytulone do siebie, z jednym nisko osadzonym oknem na parterze i drugim w lukarnie. Każdy ma dwuspadowy dach, ceglany portal i kawałek trawnika otoczony niskim płotkiem. Niektóre są już obłożone styropianem i pomalowane na żółto, żeby nie było smutno.

Wanda nie lubi tego domu. Zbyt wiele w nim gratów, pająków, przeciągów – i zapomnianych historii. W dużym pokoju całą ścianę zajmuje meblościanka z witryną pełną nietkniętych szampanówek, koniakówek, kieliszków do wódki; ręcznie malowany porcelanowy serwis na dwanaście osób zbiera kurz. Półki uginają się od kompletów pościeli i ręczników – nierozpakowanych, bo przeznaczonych dla gości, którzy wpadają rzadko i tylko na chwilę. Wanda sama mieszka w perle postmodernizmu, gdzie ściany są równe, ale cienkie i ciągle słychać przeraźliwy kaszel z mieszkania obok, kłótnie z góry, hawajską muzykę nie wiadomo skąd. Tutaj panuje dziwna cisza – i tylko znienacka skrzypnie parkiet, zajęczą stare rury, w kominie zawyje wiatr.
Ładnie podkreślony klimat, który jest zapowiedzią panujących nastrojów, czy też wstępną charakterystyką osobowości tych kobiet.
ledwo pisze: (wt 12 wrz 2023, 14:29) w tym momencie interesują ją jedynie narkomani z gitarami, którzy zeszli z tego świata na długo, zanim ona się na nim pojawiła.
uśmiechnęłam się przy tym
ledwo pisze: (wt 12 wrz 2023, 14:29) Celina piszczy ekstatycznie na jego widok z drugiego końca działki; sprintem pokonuje dzielącą ich odległość, rzuca mu się na szyję, nie sięga, ale nie rezygnuje i wspina się po nim jak małpka kapucynka.
Kim jest Celina? Pojawia się w niczym królik wyciągnięty z kapelusza.
Jest chos z tymi kobietami. Ciężko połapać się kim która jest. Maja - córka albo Róży albo Wnady Celina -albo siostra Mai, albo koleżanka, albo córka którejś z tych dwóch wcześniej wspomnianych kobiet. Mogłabyś to jakoś zaznaczyć. Jeśli Maja i Celina to córki tych dwóch kobiet i tak się zaprzyjaźniły to warto by krótko o tym nadmienić coś w stylu: najpierw dziewczynki się niez nosiły, ale szybko odnalazły wspólny język, albo jakieś tam zdarzenie spowodowało, że się zakolegowały?
ledwo pisze: (wt 12 wrz 2023, 14:29) I o to niby cała ta afera? – Majka wydyma lekceważąco wargi. – Przecież mówiłam wam, że cytrynowy z bezą już mi się przejadł. Ale wy oczywiście nigdy nie słuchacie tego, co do was mówię.

Wanda się poddaje; zraniona tą liczbą mnogą opada na ławkę i kryje twarz w dłoniach
ledwo pisze: (wt 12 wrz 2023, 14:29) – To tylko tort – rzuca Emilia cierpko, nie wiadomo do kogo – uspokajająco do córki czy z pretensją do Wandy.
To która jest matką Majki, a która Celiny?

Dosyć przygnębiające jest to opowiadanie. Jakoś te kobiety nie mają własnego życia. Ten ich były nadal jest obecny w ich umysłach, czuje się to choćby przez ten lament o tort Wanady i obrabianie tej nowe przez poprzednie żony. To bardzo czytelnika przygnębia.
Osobliwe jest też przymierze byłych żon. Podejrzewam, że gdyby młoda "kopnęła w de" tego tam Leszka czy jak mu tam, może wróciłby do którejś i ta "przyjaźń pań" posypałaby się od razu.
I to chyba jest realne, kobiety chyba tworzą takie przymierza, "przyjaźnie", ale one są cholernie kruche, absurdalne, jakby zakotwiczające je w tym cierpieniu, niezajmowaniu się swoim życiem...
Na miejscu rozpoczynjącej bunt córki potrząsnęłabym mamusią i powiedziała: Wando/Rózo/matko droga moja znajdź se jakiego chłopa, albo babę albo olej to i idź na studia które cię interesują, bo nigdy nie jest za późno, czy też rozwiń jakiś interes z rękodziełem hobby, np. sprzedawaj przez Internet ręcznie ulepione figurki albo obrazy, ale żyj że swoim życiem, kobieto do *urwy nędzy! Masz je tylko jedno.
Wiem, jestem mało delikatna. Nie wiem, po kim to mam
;p

No. Także tego :)

Dodano po 2 godzinach 32 minutach 53 sekundach:

Mały PS.
Co jest z tą kobietą nie tak???
ledwo pisze: (wt 12 wrz 2023, 14:29) Próżność Emilii została zraniona;(...) Gdyby chociaż urodziła syna – ale nie, kolejną córkę. Srebrny medal, nagroda pocieszenia.
Myślę, że dla matki córka to raczej zaleta, lepiej dogada się z nią niż jakby miała chłopca, dziewczyny też (raczej) łagodniej przechodzą fazę buntu i takie sprawy. I statystycznie więcej córek niż synów może być wsparciem dla rodziców. Chociaż nie twierdzę, że nie ma opiekuńczych synów, ale statystki to statystyki.

Dodano po 14 minutach 36 sekundach:
Jeszcze się udzielę: Wiem, chyba nadmiernie przejęłam się bohaterką z twojego opowiadania i teraz uczepię się jak rzep, tak już mam.
Potrafię być cholernie uparta.

Ta kobieta (Emilia) powinna zrozumieć, że no nie ma co tak męczyć samej siebie i dołować się.

Niech OBIEKTYWNIE popatrzy na tego faceta - towar przechodzony, należał do już kilku kobiet, nie bardzo chyba potrafi dochować wierności( no chyba, że to któraś z żon zdradziła lub zawiniła.

Taki mało wierny i łatwo oddający się kobietom facet to słaby "towar ludzki", to niskiej jakości mężczyzna jako partner.

Rozumiem, jakby poznała jakiegoś księdza, i okazałoby się że to mądry wrażliwy chłop, a do tego przystojny jak na złość, ale kolokwialnie mówiąc należy do Pana Boga i nic z tego... To mogłaby rozpaczać... :)

Tort [obyczajowe, fragment]

9
Kajam się po stokroć, jeśli chodzi o kocioł z bohaterkami. Kończę właśnie w mękach tę historię i przed tym konkretnym fragmentem, z początku otwierającym, dopisałam jeszcze trzy krótsze fragmenty wprowadzające główne bohaterki, czym udało mi się, mam nadzieję, ten problem przynajmniej częściowo wyeliminować (albo zepsuć efekt zaskoczenia).
Dla udowodnienia, że sama się w tym łapię, wyjaśniam, że Wanda jest matką Majki, Emilia matką Celiny, a Róża matką Leszka ;)

Thana, Hmurka, przy okazji dziękuję za uwagi, miłe słowa i ostrzeżenia.
Hmurka pisze: (sob 23 wrz 2023, 17:21) Nie rozumiałam, dlaczego skoro to Róża ma urodziny to tort jest ulubionym Majki.
Mam w rodzinie kogoś, kto tak dominuje wszystkie imprezy, że tort zawsze musi być czekoladowy, bo to jego ulubiony :P

Luiza Lamparska, istotnie jest to historia o pewnym tymczasowym sojuszu miedzy zupełnie różnymi kobietami; sojuszu, który zawiązuje się i rozpada z tego samego powodu. Daleka jestem od wyrokowania, że to sprawa typowo kobieca, bo przyjaźnie niezależnie od płci wyglądają różnie, ale akurat zainteresowała mnie przelotna relacja trzech kobiet -- a przelotna nie od razu przecież musi oznaczać relację złą, skoro wywarła jakiś pozytywny wpływ na wszystkie zainteresowane.
Co do reszty... cieszę się, że tekst wzbudził w Tobie emocje, nawet jeśli głównie oburzenie ;) Sama bardzo lubię, kiedy moi bohaterowie nie zgadzają się z moimi własnym przekonaniami (np. co do znaczenia płci dziecka), ale czytać o takich jest mi już wyraźnie trudniej.

Zapraszam do zapoznania się z całością, jak tylko uda mi się skończyć (kiedyś, na pewno dam znać).

Tort [obyczajowe, fragment]

10
ledwo pisze: (czw 16 lis 2023, 15:00) Dla udowodnienia, że sama się w tym łapię, wyjaśniam, że Wanda jest matką Majki, Emilia matką Celiny, a Róża matką Leszka
Ok, dzięki za wyjaśnienie.
ledwo pisze: (czw 16 lis 2023, 15:00) Luiza Lamparska, istotnie jest to historia o pewnym tymczasowym sojuszu miedzy zupełnie różnymi kobietami; sojuszu, który zawiązuje się i rozpada z tego samego powodu. Daleka jestem od wyrokowania, że to sprawa typowo kobieca, bo przyjaźnie niezależnie od płci wyglądają różnie, ale akurat zainteresowała mnie przelotna relacja trzech kobiet -- a przelotna nie od razu przecież musi oznaczać relację złą, skoro wywarła jakiś pozytywny wpływ na wszystkie zainteresowane.
ok, faceci też zawierają różne sojusze.
ledwo pisze: (czw 16 lis 2023, 15:00) Co do reszty... cieszę się, że tekst wzbudził w Tobie emocje, nawet jeśli głównie oburzenie Sama bardzo lubię, kiedy moi bohaterowie nie zgadzają się z moimi własnym przekonaniami (np. co do znaczenia płci dziecka), ale czytać o takich jest mi już wyraźnie trudniej.
Rozumiem, nie sugerowałam, że to Twoje, tylko że mnie zdziwiła ta postać. ja też miewam bohaterów w fantastyce swojego autorstwa, którzy wygłaszają zupełnie inne życiowe motywacje i poglądy niż ja.
ledwo pisze: (czw 16 lis 2023, 15:00) Zapraszam do zapoznania się z całością, jak tylko uda mi się skończyć (kiedyś, na pewno dam znać).

Ok :)

Tort [obyczajowe, fragment]

11
Cześć ledwo, to mój pierwszy komentarz na forum, mam nadzieję, że nie będzie przesadzony, a może nawet pomocny :)
Przede wszystkim, komentuję, bo z różnych tekstów jakie przeglądałem, ten przykuł moją uwagę na tyle żeby go przeczytać do końca :) Pod kątem językowym czyta się gładko i sprawnie, ale jak kilka osób zauważyło, wątki są dość splątane ze sobą i można się pogubić. Ogólne wrażenie jest takie, że tekst jest dobry, ale zupełnie jak przy układaniu kostki rubika - brakuje jednego-dwóch obrotów - żeby wszystko razem się złożyło.

A szczegółowo:
ledwo pisze: (wt 12 wrz 2023, 14:29) Wszystkie domy wyglądają tutaj tak samo: wciśnięte w szereg i przytulone do siebie, z jednym nisko osadzonym oknem na parterze i drugim w lukarnie
To z pewnością zboczenie zawodowe, i zapewne możesz wyciągnąć zdjęcie budynku, który będzie przeczyć mojej opinii, ale łącznie dwa okna na froncie dwukondygnacyjnego domu dawałyby jakąś niewiarygodnie wąską elewację. Poza tym fajny opis ścisku szeregówki :)
ledwo pisze: (wt 12 wrz 2023, 14:29) Wanda sama mieszka w perle postmodernizmu
Z tego fragmentu miałem wrażenie, że to Wanda mieszka w opisywanym domu. (W rozumieniu: Wanda mieszka samotnie w domu, który jest opisywany od pierwszego akapitu)
ledwo pisze: (wt 12 wrz 2023, 14:29) Rozkładają talerze i sztućce na stole w ogrodzie, odkorkowują wino.
Tu chyba zabrakło mi przejścia akcji do ogrodu, wrażeniowo - skok z kuchni wprost do ogródka.

Chyba tyle ode mnie, dużo rzeczy, które wpadły mi w oko pojawiło się we wcześniejszych odpowiedziach. Mam nadzieję, że nie jest to zbyt wrażeniowy komentarz. Chciałbym natomiast zakończyć pozytywnym akcentem, bo choć są niedociągnięcia, to czytało się dobrze, a obyczajówka jest totalnie poza moim kręgiem zainteresowań - być może błędnie. Dzięki za podzielenie się wciągającym tekstem!

P.S. - osiedle bardzo skojarzyło mi się z absolutnie niewyróżniającą się szeregówką, jaką widziałem szwendając się po Mariborze ( 49 Cesta zmage,Maribor, Administrative unit Maribor) - aż musiałem ją odnaleźć :D

Tort [obyczajowe, fragment]

12
Cześć! Dziękuję ci za komentarz, tym bardziej, że to twój pierwszy na forum -- postaram się odwdzięczyć, kiedy sam coś opublikujesz.
bozyslaw pisze: (wt 21 lis 2023, 14:24) To z pewnością zboczenie zawodowe, i zapewne możesz wyciągnąć zdjęcie budynku, który będzie przeczyć mojej opinii, ale łącznie dwa okna na froncie dwukondygnacyjnego domu dawałyby jakąś niewiarygodnie wąską elewację. Poza tym fajny opis ścisku szeregówki
Zależało mi na wąskim, ciemnym i w dodatku zagraconym domu w zabudowie szeregowej -- i naturalnie mogę wyciągnąć takie zdjęcie: Koszykarska 40, Wrocław :P Lubię opisywać istniejące budynki (oraz zgadywać układ pomieszczeń na podstawie bryły, chociaż to już dziwactwo). Nie pracuję w zawodzie, więc nie jest to do końca zboczenie zawodowe, ale studiowałam właśnie architekturę ;)

Zdanie o Wandzie mieszkającej w perle postmodernizmu może wydawać się przypadkowe (na pewno zostało niezręcznie wplecione), ale miałam taki pomysł, by charakteryzować bohaterki również przez budynki, w których mieszkają (Zuza w bloku z wielkiej płyty, Emilia na nowym zamkniętym osiedlu, naturalnie!). Często mieszkamy w miejscach przypadkowych, ale zawsze mówi to coś o nas i naszym życiu -- chociaż to może interesujące tylko dla mnie :P

Dziękuję za pozostałe uwagi i miłe słowa!

Tort [obyczajowe, fragment]

13
ledwo pisze: (śr 22 lis 2023, 11:23) i naturalnie mogę wyciągnąć takie zdjęcie: Koszykarska 40, Wrocław
Tak myślałem, więc zaorałem się sam, zawczasu :P Poza tym piękne osiedle - dzięki za odnośnik, ale rzeczywiście to mikrusy :O
ledwo pisze: (śr 22 lis 2023, 11:23) oraz zgadywać układ pomieszczeń na podstawie bryły, chociaż to już dziwactwo
To jesteśmy razem, mam to samo. Szczególnie lubię zwiedzać bloki, wielką płytę i modernistyczne kamienice :)
ledwo pisze: (śr 22 lis 2023, 11:23) miałam taki pomysł, by charakteryzować bohaterki również przez budynki, w których mieszkają
Jak dla mnie pomysł bomba! Być może jest to ciężko dobrze opisać wyłącznie na fragmencie powieści, a w całości się fajnie zepnie :)

Dzięki również za odpowiedź i powodzenia w pisaniu!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”