"Moja Dusz Jest Koloru Czerwonego" Rozdział 1 &2 [Fantastyka]

1
&
2
Nie miałem pojęcia, co zrobić. Przebranie się w nowy mundur, czy jakkolwiek inaczej nazwać ubrania, które dał mi nieznajomy, było przyznaniem się do uległości. W mojej głowie kłębiły się myśli. Byłem Opiekunem, członkiem Trzeciego Zakonu Wojowników w królestwie Ertcharo; odpowiadałem za ochronę króla. Jak mogłem pozwolić, aby jedno niepowodzenie zachwiało moją wiarą w siebie?
Opłukałem twarz chłodną wodą. Chłód nie zmył uczucia porażki. Moje odbicie w lustrze ukazywało niepewność. Gdzieś zniknęło opanowanie i chłodna ocena sytuacji. Oparłem się dłońmi o marmurowy blat umywalki, czując jego twardość. Półmrok w łazience, rozświetlany jedynie przez nikłe światło świecy stojącej na półce nad umywalką, potęgował przygnębienie. Wytarłem twarz szorstkim ręcznikiem znalezionym pod stosem nowych ubrań, przypominając sobie dawne, prostsze czasy w Szkole Dragonitów. Odkąd ukończyłem szkolenie i otrzymałem kryształ Opiekuna, zawsze wiedziałem, co robić. Teraz stałem przed lustrem, bojąc się o przyszłość. Coś we mnie szeptało o nadchodzącej zmianie, ale na tyle cicho, że nie rozumiałem.
Odłożyłem ręcznik na drewnianą półkę i poprawiłem brązowy surdut, który nosiłem na co dzień. Czarny materiał spodni i wysokie, sięgające kolan buty dodawały mi pewności siebie. Odchrząknąłem i wyszedłem z łazienki, dodając sobie odwagi. Zapach gotowanego jedzenia unosił się w powietrzu. W pokoju panowała ciepła atmosfera; ściany wykonane były z brązowego drewna, a ogień trzaskał w kominku, rzucając ciepłe cienie na podłogę. Nieznajomy siedział przy stole tyłem do mnie, wyraźnie na mnie czekając. Miał na sobie długi, sięgający kostek płaszcz z szerokim kapturem koloru miedzi, który niemal stapiał się z ciepłym światłem kominka. Dwie miski jedzenia stały na stole, jedna przed nim, druga naprzeciwko wolnego krzesła.
– Usiądź – powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu, nie odwracając się.
Trzymałem irytację na wodzy. Co on sobie myślał?
– Nie toleruję marnotrawstwa – wskazał ręką na miskę po drugiej stronie stołu.
– Nie jestem głodny – odpowiedziałem, choć prawda była taka, że umierałem z głodu.
– Ani kłamstw – warknął, dokładnie odczytując, czego potrzebuje moje ciało.
Odsunął się od stołu; drewniane nogi zajęczały pod jego ciężarem. Wstał i odwrócił się do mnie przodem. Jego oczy miały czarną obręcz na zewnątrz i lazurowy środek, a spojrzenie było najbardziej przerażające. Czułem, jak coś wdziera się w głąb moich myśli. Z trudem postawiłem barierę.
– Poproszę jeszcze raz. Usiądź – powiedział takim tonem, że aż przeszły mnie ciarki.
– Po co to całe przedstawienie? – zapytałem. – Powiedz, kim jesteś i czego chcesz ode mnie.
– Oczekuję posłuszeństwa – odparł w końcu.
– Nie masz prawa tego ode mnie żądać, chyba że należysz do królestwa Ertcharo i masz wyższe stanowisko ode mnie. Okaż insygnia, a wtedy złożę pokłon.
– Nie należę do królestwa Ertcharo.
– Więc nie mamy o czym rozmawiać.
Nieznajomy uśmiechnął się kącikiem ust.
– Nie jesteś już Opiekunem – odparł spokojnie.
– Mój mundur i kryształ Opiekuna ukryty w mojej piersi mówią zupełnie co innego.
– To tylko rzeczy, nie świadczą o tym, kim jesteś i jakie jest twoje przeznaczenie.
– Dość tego. Wychodzę. Jeśli spróbujesz mnie zatrzymać…
– To co zrobisz? – zaśmiał się mężczyzna. – Nie jesteś w stanie nawet zarejestrować mojego najsłabszego ataku, nie mówiąc już o postawieniu obrony.
– I co, zamierzasz mnie zmusić do posłuszeństwa?
– Jeśli będę musiał.
– Nie masz prawa oczekiwać ode mnie czegoś, co jest zarezerwowane tylko dla mojego króla i wyższych rangą wojowników królestwa Ertcharo.
– I znów się mylisz.
Czułem, że tracę cierpliwość. Moja duma była zraniona, a gniew kipiał pod powierzchnią.
– Kim ty na Otchłań jesteś, że śmiesz się tak do mnie odnosić? – warknąłem.
– Usiądź i zjedz, a wszystkiego się dowiesz. – Mężczyzna wskazał dłonią wolne miejsce.
Nie miałem ochoty spełniać jego prośby, ale coś mówiło mi, że powinienem go wysłuchać. Zagryzłem zęby i usiadłem. Jedzenia nie tknąłem. Woń przypraw i gotowanego mięsa kusiła, ale moja duma była silniejsza. Po prostu czekałem, aż on skończy jeść.
– Nie lubię marnotrawstwa – powtórzył.
– Mam to gdzieś – skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem się o ramę krzesła.
Mężczyzna odłożył łyżkę do pustej miski, wytarł usta serwetką i wstał, zgarnął ze stołu obydwie miski i odniósł je do kuchni. Po chwili wrócił do stołu i usiadł naprzeciw mnie.
– Na imię mi Andalor i od dziś będę twoim Mistrzem. Zostałeś wybrany, by stać się Cieniem Duszy. Otwarłem szerzej oczy. W pierwszej chwili myślałem, że sobie ze mnie żartuje, ale on mówił całkiem poważnie. Mimo wszystko przypomniałem mu kim jestem.
– Chyba sobie kpisz – warknąłem. – Jestem Opiekunem i pozostanę nim, aż mój król mnie nie awansuje, albo nie umrę w boju.
– Twoja bezczelność dorównuje niecierpliwości – warknął, gdy mu przerwałem. – Ale szybko wybiję ci z głowy jedno i drugie.
– Ktokolwiek wybrał mnie na tego Cienia Duszy, nie miał do tego prawa. Jestem Opiekunem – powtórzyłem już któryś raz z rzędu – i dopóki mój król nie zwolni mnie ze stanowiska, nie przyjmę żadnego innego.
Wstałem i skierowałem się do wyjścia. Mężczyzna nie ruszył się z miejsca, uśmiechnął się i wskazał wyjście. Byłem zaskoczony, ale nie traciłem czasu.
Wyszedłem na zewnątrz, a rześkie powietrze popołudniowej bryzy uderzyło mnie w twarz, przynosząc zapach wilgotnej ziemi i świeżej trawy. Szedłem wąską ścieżką prowadzącą przez starannie utrzymany ogród pełen kolorowych kwiatów i ziół. Słońce wisiało nisko na horyzoncie, rzucając długie cienie. Przeszedłem ogród i zszedłem po kilku kamiennych stopniach na łąkę okalającą dom i ogród, czując, jak każdy krok staje się cięższy. Wszędzie wokół mnie panowała cisza, przerywana tylko przez śpiew ptaków i szelest liści. Dom miał białe ściany, dach ze słomy i drewniane okiennice, był typowy dla chłopskich chat w królestwie Ertcharo. Przeszedłem wzdłuż drewnianego płotu, aż doszedłem do połowy łąki. Wokół rosły nienaturalnie wysokie drzewa o gęstych koronach, zdających się sięgać nieba. Między konarami majaczył cień. Miałem dziwne przeczucie, że jestem obserwowany.
– Nie sądzisz, że warto posłuchać, co mam do powiedzenia? – głos Andalora przeszył ciszę, zmuszając mnie do zatrzymania się.
– Już ci mówiłem, że nie jestem zainteresowany – odparłem, choć nie mogłem pozbyć się wrażenia, że każda sekunda na zewnątrz tego domu zbliża mnie do nieznanego niebezpieczeństwa.
– A co, jeśli to, co mam ci do zaoferowania, jest kluczem do twojej przyszłości? – Andalor kontynuował, jego głos był teraz bardziej łagodny, niemal przekonywujący.
– Już mówiłem, moja przyszłość jest w rękach mojego króla, nie twoich – odpowiedziałem, starając się zachować pewność siebie, choć serce biło mi jak oszalałe.
– Dla Króla Kareba Randelwara i królestwa Ertcharo jesteś martwy – powiedział nagle, a jego słowa wisiały w powietrzu niczym miecz wiszący nad moją głową. – By zostać Cieniem Duszy, dla reszty świata musisz być martwy. Wczoraj znaleziono doskonałą kopię twojego ciała, stworzoną przeze mnie. Jesteś martwy, drogi chłopcze.
– To niemożliwe – szepnąłem, czując, jak ziemia usuwa się spod moich stóp. – Strażnik Amir nie da się nabrać, jest głównym medykiem w królestwie, nie oszukasz go.
– Lepsi od niego dawali się nabrać – powiedział Andalor, jego głos był pełen stanowczości.
Moje myśli wirowały. Czy to możliwe, że mnie pochowano? Czy mogłem zaufać temu człowiekowi, który twierdził, że chce mnie uczynić Cieniem Duszy?
– Dlaczego ja? – zapytałem cicho. – Dlaczego zostałem wybrany?
– Bo masz w sobie siłę; iskrę bestii – odpowiedział Andalor, jego oczy były pełne determinacji. – Masz potencjał, by stać się czymś więcej niż tylko wojownikiem jednego królestwa.
Czułem, jak moje serce bije szybciej.
– A jeśli odmówię?
– Na to już za późno.
Obróciłem się i ruszyłem w stronę lasu, czując, jak grunt osuwa się spod moich nóg. Minąłem granicę lasu, temperatura spadła o połowę. Mrok lasu otoczył mnie, a powietrze stało się gęste od wilgoci i zapachu gnijących liści. Promienie słońca nie docierały na dno. Półmrok przytłaczał, a dziwne uczucie, że jestem obserwowany i to nie przez Andalora, nie opuszczało mnie.
Nagle poczułem ukłucie, jakby igła wbiła się w moją skórę. Serce zabiło mocniej, a ja zachwiałem się na nogach. Uderzenie przyszło znikąd, powalając mnie na ziemię. Ból przeszył moje ciało, a przed oczami zatańczyły czarne plamy. Byłem pewny, że to Andalor mnie powalił. Myliłem się. Cień majaczył nade mną; miał ostre zęby i długie szpony. Był chudy; z łatwością mógł schować się za pniem drzewa. Ruszył na mnie, a ja nie mogłem się poruszyć. Paraliż ogarnął moje ciało, a strach wypełnił umysł. Pierwszy atak sparaliżował mnie i nie był to strach, tylko toksyna z kolca jadowego u szczytu ogona, który przeoczyłem przy pierwszym ataku. Zamknąłem oczy, gotując się na kolejny cios. Jak mogłem dać się tak podjeść.
Ostry ból przeszył moje ramię, a potem ciemność pochłonęła wszystko. Czułem, jak moje ciało staje się bezwładne, a umysł pogrąża się w mroku.
„Oto, jak to robisz: siadasz przy klawiaturze i wkładasz jedno słowo po drugim, aż się skończy. To takie proste i takie trudne. ”

Neil Gaiman

"Moja Dusz Jest Koloru Czerwonego" Rozdział 1 &2 [Fantastyka]

2
Pojawia się tutaj pierwszy problem logiczny. Bohater upiera się by postawić się postaci, z którą nie ma absolutnie żadnych szans. Wcześniej to już było podkreślone i wcześniej tez próbował. A trzeba jakoś budować napięcie i konflikt, tak? Ale nie w ten sposób.

Zbyt duża nierównowaga sił.

Tutaj zgodnie z honorowością i oddaniem w służbie królowi, bo takim go kreujesz albo powinien powiedzieć, że woli umrzeć niż pracować dla jakiegoś typa dziwnego, albo zgodzić się już na końcu poprzedniej części, która wrzuciłaś, ale tylko dlatego, że nie ma wyjścia i liczy, ze zdobędzie zaufanie tego porywacza, a w dogodnym momencie ucieknie. Albo chce sobie odebrać życie, ale zostaje zaszantażowany tym lub owym.
Dynamika planu głównego bohatera może, rzecz jasna się zmienić, jego pierwotne nastawianie i cele mogą się zmienić, jak faktycznie pozna prawdę jakąś, której nie znał, ale to wymaga czasu, budowania konsekwentnie akcji.

Może, abyś udoskonaliła warsztat, trzeba by poczytać więcej fantastyki? Masz może taką na której się wzorujesz? Jakiś ulubionych twórców?


Powodzenia w dalszej pracy.

"Moja Dusz Jest Koloru Czerwonego" Rozdział 1 &2 [Fantastyka]

3
Pierwsza uwaga techniczna: duże odstępy między akapitami + duża czcionka. Mało tekstu mieściło się na ekranie. Podczas czytania na laptopie musiałem mocno skakać oczami po ekranie i często przewijać. To męczyło wzrok i wybijało z rytmu. Chyba na tym forum lepiej stosować mniejszą czcionkę. Oczywiście, to osobiste odczucie.

Wybrany fragment, jako osobny 2 rozdział, jest trochę pozbawiony kontekstu, enigmatyczny i mało dynamiczny. Dopiero później przeczytałem wcześniejszy rozdział i połączyłem treść. Wcześniej myślałem, że porażka bohatera wiąże się z tym, że zawiódł króla, nie obronił go, króla zabito, bohater stchórzył... takie miałem pomysły.

Miejsce akcji kuchnia:
- tu, moim zdaniem, trochę za dużo refleksji i dialogów na temat jedzenia, to nie rozwijało akcji (naliczyłem min. 10 zdań dotyczących tej tematyki)
- zastanowiło mnie zachowanie nieznajomego, niby dużo kategorycznych komunikatów ("nie znoszę marnotrawstwa", "nie znoszę kłamstwa", "oczekuje posłuszeństwa"), ale nie czuję w tym siły. Chyba przez te zdania w pierwszej osobie i w formie przeczącej. Brzmi to, jakby facet się tłumaczył lub mówił do dziecka: nie wolno marnować jedzenia, nie wolno kłamać, trzeba być posłusznym. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, jak on potrafi przywalić (rozdz. 1), ale myślę, że taki mocarz mówiłby krótko: "Jedz.",, "Mów prawdę.", "Bądź posłuszny." Po tym, jak w 1 rozdziale sprawił manto bohaterowi, byłyby to wystarczająco wymowne komunikaty. Bohater wiedziałby, że lepiej się dostosować. I tu również jego chojrakowanie wydaje mi się nieracjonalne, mądry wojownik raczej przybrałby maskę pokory i uległości wobec takiej przewagi oponenta, czekałby na właściwą chwilę.

Zastanowiło mnie również, o ile zrozumiałem opisy, że bohater nie przebrał się w nowy strój, przygotowany przez nieznajomego, lecz zachował własne ubranie - a ten pryncypialny nieznajomy nawet tego nie skomentował.

- dużo też tutaj zagadkowych wypowiedzi, nie wiadomo, kto to ten Cień Duszy - przydałoby się, jakieś przybliżenie tej funkcji, aby czytelnik mógł ocenić słuszność oburzenia bohatera. To mu uwłaczało? Bał się tego? W ogóle wiedział, co mu się proponuje?

- brakuje mi też jakiejś wewnętrznej refleksji bohatera, po tym, jak dowiedział się, że jest martwy. Gładko to przyjął.

Dopiero później doczytałem 1 rozdział i tekst nabrał innego wymiaru. Mimo to dynamika wcześniejszych wydarzeń nie koreluje mi z pasywnością obecnego fragmentu. Jakby postaci trochę straciły "power". Po tym, co się wydarzyło, role byłyby już rozdane: bohater wiedziałby, że jest znacznie słabszy i byłby bardziej ostrożny i przebiegły, a pewny swej siły nieznajomy mniej by mówił, dając czas bohaterowi na przerobienie w głowie tego szoku.

Ogólnie fajne fantasy z tego będzie, jak sądzę.

"Moja Dusz Jest Koloru Czerwonego" Rozdział 1 &2 [Fantastyka]

4
AKoz pisze: (sob 27 lip 2024, 21:25) – Mam to gdzieś – skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem się o ramę krzesła.
To zdanie niespecjalnie pasuje mi do portretu głównego bohatera. Jest takie kolokwialne, niezbyt szlachetne. Może takie wrażenie miało być, ale mi zgrzytało.
AKoz pisze: (sob 27 lip 2024, 21:25) Czy mogłem zaufać temu człowiekowi, który twierdził, że chce mnie uczynić Cieniem Duszy?
Dziwi mnie, że facet w ogóle rozważa zaufanie - został porwany przez osobę, która ewidentnie ma w nosie jego zdanie, jego marzenia i pragnienia. Po prostu potraktował go jak rzecz. Takiej osobie instynktownie się nie ufa.

Podoba mi się portret oprawcy w tym rozdziale - ta chłodna obojętność i takie "i tak będzie jak chce, więc daj sobie spokój". W tym rozdziale poczułam groźbę i niebezpieczeństwo.
Główny bohater też zyskuje, chociaż wydaje się niezbyt lotny. Jeśli dobrze zrozumiałam, on był jakimś wojownikiem w twoim świecie, powinien mieć do czynienia z niebezpieczeństwem w różnej formie. Tutaj bohater nie robi nic, aby się z tej pułapki wyrwać, a przynajmniej nic szczególnego. Oczywiście on może taki po prostu być - nieszczególnie bystry, ale nie jestem pewna, czy to zamierzone.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron