"Co ja tu robię"? - pomyślała rozglądając się po mrocznym wnętrzu. Oczy nie przyzwyczaiły się jeszcze do ciemności, dlatego nie wiedziała, gdzie się znajduję.
Po omacku szukała czegoś, na czym mogłaby się oprzeć. Osłabiony umysł gorączkowo starał się znaleźć jakieś wyjście z tej nieprzyjemnej sytuacji.
Zmęczenie dało o sobie znać i dziewczyna westchnęła z gorzką rezygnacją.
Nagle poczuła mdłości. Dopiero teraz zrozumiała, że to zapach jej ubrań, przesiąkniętych wilgocią i smrodem spowodował wymioty.
Oczyma wyobraźni wróciła do swojego zamku, a raczej jej rodziców, znajdującego się na wzgórzu Narderolskim. Widziała swoją komnatę w niebiesko-białym odcieniu, ukochaną klacz Chantilly oraz uśmiechniętych rodziców zasiadających do uczty. Wszystko zlało się w jedną całość i przyprawiło Ardenore o zawroty głowy. Dziwna tęsknota przemieszana z żalem przepełniła jej serce.
-Nie mogę tu zostać... - powtarzała cicho - Nie mogę...
Czas płynął a ona nie widziała żadnego pomysłu na wydostanie się stąd. Oczy, które wciąż próbowały coś znaleźć w mroku, zaczęły ją piec, dlatego szybko je zamknęła.
Wiedziała, że jedyną drogą, jaką teraz mogła wybrać, to przywołać do siebie swoich przodków.
Skupiła się z całej siły na swojej aurze, jednak smród miejsca, w którym się znajdowała nie dawał jej spokoju.
-Nerolio z Rodu Netrona i Ty, opiekunie mój, Gerolinie, pomóżcie mi. Nie mam już sił... - wyszeptała w przestrzeń.
Nic się nie wydarzyło. łzy, zapiekły ją w gardle i z całych sił starała się je stłumić. Nie udało się. Jej drobnym ciałem wstrząsnął płacz.
Słone krople spływały po wychudzonej i brudnej twarzy.
Wierzchem dłoni przetarła je, by nie okazać przed samą sobą jak bardzo liczyła na ich pomoc.
Wydawało jej się, że stanęła przed nią jej matka, Neralia. Młoda i piękna kobieta o długich, czarnych jak sadza włosach i jasno-niebieskich oczach uśmiechała się przyjaźnie, jednak iskry, które wypływały z jej ciała świadczyły o wielkim temperamencie. Ardenora wiedziała, że odziedziczyła po niej spontaniczność oraz pragnienie przeżycia przygód.
Dziewczyna gorzko przełknęła ślinę i zaczęła pocierać dłonią o dłoń. Nie spostrzegła, kiedy ktoś dotknął jej obolałej nogi.
Dopiero po drugim razie zorientowała się, że naprawdę nie jest tu sama!
-Och..- wyrwało jej się i delikatnie poruszyła rękę, która obejmowała jej stopę - Kim jesteś?
Nie było odpowiedzi jednak zamiast tego usłyszała urywany oddech. Dłoń, którą trzymała wydawała się być tak krucha, że bała się, by nie doszło do jej rozpadu.
-Kim jesteś? - spytała jeszcze raz nie dając za wygraną.
-Naa...zywam się... Chris... - usłyszała cichy szept dochodzący z prawej strony.
-Chris.. - powtórzyła zamyślona - Chris.. Tak! - krzyknęła z triumfem - Czy aby Chris von Getrun, zaginiony syn Shirony i hrabiego Tesana?
Zapanowała cisza. Ardenora myślała, że towarzysz jej niedoli stracił przytomność.
-Tak... - wykrztusił po chwili.
-Chris! - krzyknęła zdumiona - Nie pamiętasz mnie? To ja, Ardenora!
Poruszył się powoli i skierował swoją twarz w jej stronę.
-Ardenora? Na Boga, co ty tutaj robisz??!!- zapytał jednym tchem i wycieńczony pytaniem ponownie opadł na ziemię.
Chris!- szumiało jej w uszach. Ukochany z lat dzieciństwa, którego zawsze podziwiała i którego zawsze kochała jest tutaj, wraz z nią!
W tym momencie przypomniała sobie o ich pierwszym spotkaniu, kiedy to jej rodzice, Neralia i Eldanor, zaprosili do siebie rodziców Chrisa, którzy przyjechali wraz ze swoim 6-letnim synem, bojąc się zostawić go choć na chwilę w zamku bez ich opieki.
Mała wówczas Ardenora uwielbiała jeździć konno, więc kiedy Chris, zawitał w ich progi zaprosiła go na przejażdżkę.
Chłopiec zgodził się ochoczo i razem, bez zgody rodziców udali się w strone Gór Retraskich.
Po drodze gawędzili i śmiali się, poznając siebie nawzajem, kiedy przypadkowa gałąź zwisająca z drzewa uderzyła Chrisa i powaliła go na ziemie. Wystraszona Ardenora szybko zeszła z klaczy i podbiegła go chłopca.
-Chris... Chris, żyjesz?? - pytała z dziecinna obawą w głosie. Była bliska płaczu, jednak kiedy chłopak otworzył oczy i uśmiechnął się do niej, chęć ronienia łez przeszła jej jak ręką odjął.
-Moja droga księżniczko, jak ja, twój najukochańszy rycerze, broniący Twej czci, mógłbym zginąć?? - odpowiedział pytaniem na pytanie i podniósł się z ziemi.
Wtedy Ardenora zrozumiała, że nigdy nie pokocha innego. Na zawsze oddała serce Chrisowi.
Wyrwała się ze wspomnień, przysunęła się bliżej Chrisa i złapała go za rękę, tym niewinnym gestem dodając mu otuchy.
-Ja zostałam zamknięta za... - nie chciała mu zdradzić prawdziwego powodu jej pobytu w tym miejscu więc skłamała - napaść na biskupa Bonarta.
-Nie możliwe! Ty... zawsze spokojna i grzeczna, napadasz na biskupa? Co się z Tobą działo przez te ostatnie lata?
"Nawet nie wiesz co przeżyłam... "- pomyślała z bólem.
-Długa opowieść.. Lepiej Ty mi powiedz czemu Cię tu zamknęli?
- Ja? Nie wiem jak ci to wytłumaczyć – oznajmił po chwili milczenia. – Mniej więcej tydzień temu zostałem wysłany, przez ojca, na zachód, do królestwa Kady. Miałem tam uczyć walki wręcz młodego księcia Micka. Niestety, nie dotarłem tam. Nie wiem czy pamiętasz, ale jak mieliśmy po 16 lat, niespodziewanie musiałem wyjechać w sprawach służbowych. Wtedy wzywał mnie król Jan… Jestem jego najwierniejszym rycerzem. – zakończył jakby to miało jej powiedzieć o przyczynach jego pobytu w tym miejscu.
-I?
- Biskup Bonarte działa przeciw królowi. Chcę go obalić. Wie też, że jestem jego rycerzem i dlatego ściągnął mnie tutaj. Chcę mnie zatrzymać przed dotarciem do króla. Siedzę tutaj już z jakieś 40 dni. Ale jeszcze żyję… - jego głos drżał.
Ardenora bała się, że Chris straci przytomność i nie będzie mogła go obudzić. Delikatnie dotknęła jego twarzy.
- Pomyśl, że jutro będzie lepiej… To pomaga – wyszeptała – A teraz postarajmy się trochę przespać…
Domyślała się, że Chrisa torturowali. Gdy przypadkiem musnęła dłonią jego ręce poczuła niezabliźnione rany, z których sączyła się krew.
Nie strach, jednak przerażenie przed utratą go spowodowały, że przytuliła się do niego i schowała twarz w jego ramionach.
-śpij… - poprosił ją cicho – śpij…
***
Nie wiedzieli która jest godzina, gdyż w ich celi było ciemno. Ardenora obudziła się pierwsza. Poczuła dłoń Chrisa na swoim brzuchu i jego oddech na swojej szyji.
Uśmiechnęła się zadowolona.
Miała ogromną nadzieję, że dzisiaj jej towarzysz będzie czuł się o wiele lepiej.
Powoli odsunęła jego rękę i wyswobodziła się z uścisku, który mimo tego że należał do wycieńczonego mężczyzny, był mocny.
Wstała i zaczęła przechadzać się raz w jedną raz w drugą stronę.
-Ardi… - usłyszała cichy szept i momentalnie znalazła się przy Chrisie.
-Jestem tutaj – na potwierdzenie tych słów położyła rękę na jego twarzy.
-Nie odchodź.. Nie chcę zostać sam..
-Nie zostani..
Jej słowa przerwały odgłosy dochodzące z zewnątrz. Mimowolnie odwróciła twarz w tamtą stronę i poczuła jak strach przenika jej obolałe ciało.
-Idą… - szepnęła do siebie.
W tym samym momencie drzwi otworzyły się na oścież i stanął w nich wysoki mężczyzna o długich blond włosach i zimnym spojrzeniu.
Bez słowa podszedł do dziewczyny i jednym ruchem podniósł ją z ziemi.
-Ardenora? – zapytał a jego głos przecinał powietrze jak brzytwa.
-Tak
-Pójdziesz ze mną – oświadczył tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Kim jest ten łamaga? – tu rzucił przelotne spojrzenie na Chrisa.
- Mój przyjaciel. – odparła stanowczo i spojrzała na niego zuchwale.
Był bardzo przystojny, to musiała przyznać. Miał szerokie ramiona, jednak przy tym był bardzo szczupły.
Oczy… zafascynowały ja od początku. Miały dziki wyraz, zaś usta, dokładnie wykrojone świadczyły o jego skrywanej namiętności.
Gdy na niego spojrzała, poczuła jak jej serce zaczyna coraz szybciej bić.
-No to jego też weźcie – rozkazał rycerzom, którzy za nim stali.
Podnieśli Chrisa z ziemi i wynieśli na powietrze.
Kiedy Ardenora została sama wraz z przybyszem, zwróciła twarz w stronę drzwi skąd dochodziły promienie słońca.
-Kim jesteś? Przyszedłeś mnie zabić?- spytała chłodno nawet na niego nie patrząc.
-Nie.
I tylko tyle. Nic więcej nie dodał tylko wyprowadził ją na zewnątrz. Ciepłe powietrze, nasycone zapachem kwiatów spowodowało, że Ardenora zapomniała co robiła w tym mrocznym miejscu i czemu się tam znalazła. Poczuła, że znowu zaczyna żyć.
-Odpowiedz na moje pytanie – krzyknęła do przybysza, który stał przed nią i rozmawiał że swoimi towarzyszami.
Na dźwięk jej głosu odwrócił się i zgromił ją spojrzeniem.
Po chwili złapał ją za rękę i poprowadził w stronę jeziora.
-Zostaw mnie – syknęła i poczuła jak wziął ją na ręce. – Puszczaj!
Postawił ją dopiero na miejscu.
-Czego ty ode mnie chcesz??!! – wybuchnęła i mierzyła go wzrokiem pełnym gniewu.
-Nic od Ciebie nie chcę. Moim obowiązkiem było przyjść cię uratować.
-Uratować?? Za kogo ty się, do cholery, masz?! Za jakiegoś rycerza okrągłego stołu?! Kim jesteś?
-Nazywam się Damion von Lich.
Damion von Lich. Wiedziała, że gdzieś już o nim słyszała, ale nie mogła skojarzyć gdzie.
-Czemu za swój obowiązek obrałeś uratowanie mnie z opałów? – jej głos nadal był wzburzony jednak czuła, że gdyby nie ten mężczyzna, to wszystko mogłoby skończyć się bardzo źle.
-Czemu? Ardenoro czy ty o niczym nie wiedziałaś? – zapytał zdziwiony.
Myślał, że wszystko było już ustalone i tym bardziej, że ona o wszystkim wie.
-O czym, do diabła, miałam wiedzieć?? – zaczęło jej się to wszystko nie podobać.
Dopiero teraz zrozumiała, że nadal jest w swoich starych ubraniach przesiąkniętych smrodem. Włosy miała w nie ładzie i cała śmierdziała, a patrząc na przystojnego mężczyznę przed sobą, ogromnie chciała teraz wyglądać czysto.
-O tym młoda damo, że jestem twoim przyszłym mężem – oświadczył twardo i wyminąwszy ją poszedł w stronę swoich towarzyszy.
2
Hej.
Najpierw parę błędów:

Kiedy stosujesz porównanie, to musisz zaznaczyć to w tekście, np: "jednak jej sylwetka zdawała się promienieć temperamentem".
Podobnych błędów jest naprawdę sporo. Ale przejdźmy do sedna.
Najważniejsze, że realizujesz to, co sobie zaplanowałaś. Widać zarysy "obyczajowego romansu w wyimaginowanym neverlandzie". Piszesz specjalnie z manierą. Jakby to powiedział... Test albo Patren (nie pamiętam
) piszesz "po babsku". Co nie znaczy że źle, ale... Trochę nazbyt emocjonalnie i infantylnie.
Fabuła rozwija się bardzo, bardzo klasycznie. Mimo wspomnianych poważnych wad i tego jak bardzo nie lubię klasycznego fantasy...
Jest coś w tym tekście.
Coś, dzięki czemu chętnie bym jeszcze trochę poczytał.
Jeśli miałbym dać Ci jedną jedyną radę, to powiedziałbym: Postaraj się zachować dystans,. Odseparuj się emocjonalnie od postaci i wydarzeń, nie przeżywaj tak narracji.
Przemyśl pomysł na chłodno i poprowadź fabułę spokojnie. To, że bohaterka i czytelnik się mają przestraszyć, to nie znaczy, że przestraszyć ma się narrator:
"Gollum rzucił się na Froda, i, o zgrozo! Odgryzł mu palec!!!"
Wykrzykniki w nacechowanej emocjonalnie narracji, zamiast potęgować napięcie, sprawiają wrażenie impulsywnych, napisanych pod wpływem emocji. Nie da się w ten sposób wymusić na czytelniku reakcji.
Lepszy efekt osiągniesz będąc mniej dosłowna. Nie zdradzając od razu wszystkich tajemnic, emocji, wydarzeń, oraz imienia matki głównej bohaterki.
Narrator wie wszystko.
Bohater wie to, co wie i widzi.
Czytelnik wie tylko to, co bohater widzi.
Kiedy czytelnik nagle wie więcej niż bohater, to po prostu zaczyna się denerwować jego nieporadnością. Bohater powinien mieć co najmniej tak rozległą wiedzę jak czytelnik.
Narrator od czasu do czasu może doinformować czytelnika, ale generalnie czytelnicy lubią zagadki i niedopowiedzenia.
Hm.
Zastanawiam się, czy to co napisałem w ogóle da się zrozumieć. oO' Cóż. Czytelnicy lubią zagadki.
Pozdrawiam.
Najpierw parę błędów:
Klacz ukochana, rodzice uśmiechnięci, i wszyscy siadamy do stołu, klacze po lewej, ogiery po prawej...ukochaną klacz Chantilly oraz uśmiechniętych rodziców zasiadających do uczty.

"Wydawało mi się, że do pokoju weszła moja matka, Krystyna." Brzmi nienaturalnie, nie? Imię matki jest chwilowo zbędne, nie trzeba koniecznie podawać czytelnikowi na tacy wszystkich nazw i imion, póki nie będą potrzebne.Wierzchem dłoni przetarła je, by nie okazać przed samą sobą jak bardzo liczyła na ich pomoc.
Wydawało jej się, że stanęła przed nią jej matka, Neralia.
...Albo o tym, że dostała 220V przez tyłek.jednak iskry, które wypływały z jej ciała świadczyły o wielkim temperamencie.
Kiedy stosujesz porównanie, to musisz zaznaczyć to w tekście, np: "jednak jej sylwetka zdawała się promienieć temperamentem".
Podobnych błędów jest naprawdę sporo. Ale przejdźmy do sedna.
Najważniejsze, że realizujesz to, co sobie zaplanowałaś. Widać zarysy "obyczajowego romansu w wyimaginowanym neverlandzie". Piszesz specjalnie z manierą. Jakby to powiedział... Test albo Patren (nie pamiętam

Fabuła rozwija się bardzo, bardzo klasycznie. Mimo wspomnianych poważnych wad i tego jak bardzo nie lubię klasycznego fantasy...
Jest coś w tym tekście.
Coś, dzięki czemu chętnie bym jeszcze trochę poczytał.
Jeśli miałbym dać Ci jedną jedyną radę, to powiedziałbym: Postaraj się zachować dystans,. Odseparuj się emocjonalnie od postaci i wydarzeń, nie przeżywaj tak narracji.
Przemyśl pomysł na chłodno i poprowadź fabułę spokojnie. To, że bohaterka i czytelnik się mają przestraszyć, to nie znaczy, że przestraszyć ma się narrator:
Ach! Och!Dopiero po drugim razie zorientowała się, że naprawdę nie jest tu sama!
"Gollum rzucił się na Froda, i, o zgrozo! Odgryzł mu palec!!!"
Wykrzykniki w nacechowanej emocjonalnie narracji, zamiast potęgować napięcie, sprawiają wrażenie impulsywnych, napisanych pod wpływem emocji. Nie da się w ten sposób wymusić na czytelniku reakcji.
Lepszy efekt osiągniesz będąc mniej dosłowna. Nie zdradzając od razu wszystkich tajemnic, emocji, wydarzeń, oraz imienia matki głównej bohaterki.
Narrator wie wszystko.
Bohater wie to, co wie i widzi.
Czytelnik wie tylko to, co bohater widzi.
Kiedy czytelnik nagle wie więcej niż bohater, to po prostu zaczyna się denerwować jego nieporadnością. Bohater powinien mieć co najmniej tak rozległą wiedzę jak czytelnik.
Narrator od czasu do czasu może doinformować czytelnika, ale generalnie czytelnicy lubią zagadki i niedopowiedzenia.
Hm.
Zastanawiam się, czy to co napisałem w ogóle da się zrozumieć. oO' Cóż. Czytelnicy lubią zagadki.
Pozdrawiam.
4
No to może i ja wtrącę swoje przysłowiowe trzy grosze, żeby uratować cię od popadnięcia w przesadną euforię 
Tekst mi się nie podobał.
Może dlatego, że nie lubię takich ckliwych historyjek.
Odniosłabyś większy sukces gdyby styl był troszkę barwniejszy (ale nie dużo, bo już i tak jest nieźle) i uniknęła kilku błędów logicznych:
Albo ja tu czegoś nie kumam, albo koleś jest cudotwórcą.
Chwilami nie wiedziałem dokładnie co się dzieje. Jak dla mnie sposób opowiedzenia tej historii był mało przejrzysty. A sama opowieść co najmniej banalna.
Więc (nie zaczyna się zdania od "więc" ;/) mimo nie najgorszego stylu byłbym jednak na nie. Ale wierzę, że inne twoje opowiadania mogą być dobre, a nawet bardzo dobre. To widać już po tym fragmencie.
ćwicz, staraj się i zaskocz mnie pozytywnie następnym razem.
Powodzenia i pozdrawiam.

Tekst mi się nie podobał.
Może dlatego, że nie lubię takich ckliwych historyjek.
Odniosłabyś większy sukces gdyby styl był troszkę barwniejszy (ale nie dużo, bo już i tak jest nieźle) i uniknęła kilku błędów logicznych:
- Ja? Nie wiem jak ci to wytłumaczyć – oznajmił po chwili milczenia. – Mniej więcej tydzień temu zostałem wysłany, przez ojca, na zachód, do królestwa Kady. Miałem tam uczyć walki wręcz młodego księcia Micka. Niestety, nie dotarłem tam. Nie wiem czy pamiętasz, ale jak mieliśmy po 16 lat, niespodziewanie musiałem wyjechać w sprawach służbowych. Wtedy wzywał mnie król Jan… Jestem jego najwierniejszym rycerzem. – zakończył jakby to miało jej powiedzieć o przyczynach jego pobytu w tym miejscu.
-I?
- Biskup Bonarte działa przeciw królowi. Chcę go obalić. Wie też, że jestem jego rycerzem i dlatego ściągnął mnie tutaj. Chcę mnie zatrzymać przed dotarciem do króla. Siedzę tutaj już z jakieś 40 dni. Ale jeszcze żyję… - jego głos drżał.
Albo ja tu czegoś nie kumam, albo koleś jest cudotwórcą.
Chwilami nie wiedziałem dokładnie co się dzieje. Jak dla mnie sposób opowiedzenia tej historii był mało przejrzysty. A sama opowieść co najmniej banalna.
Więc (nie zaczyna się zdania od "więc" ;/) mimo nie najgorszego stylu byłbym jednak na nie. Ale wierzę, że inne twoje opowiadania mogą być dobre, a nawet bardzo dobre. To widać już po tym fragmencie.
ćwicz, staraj się i zaskocz mnie pozytywnie następnym razem.
Powodzenia i pozdrawiam.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
5
Nie wiem czy mogę oceniać, ale co mi tam... może nikt się nie pogniewa.
Eitai edit: oceniaj, oceniaj! Pewnie, że tak. Ja się nie gniewam.
Poza tym całkiem nieźle się czyta, choć ogólne wrażenie po tych wszystkich "kocham cie", "a ja kocham cie", "jesteś jedynym", "nie odchodź"... mam jedno - mdlące.
Eitai edit: oceniaj, oceniaj! Pewnie, że tak. Ja się nie gniewam.
Przecinek po "płynął". Jak dla mnie "stąd" niepotrzebne.
Czas płynął a ona nie widziała żadnego pomysłu na wydostanie się stąd.
Przecinek po "kochała".
Ukochany z lat dzieciństwa, którego zawsze podziwiała i którego zawsze kochała jest tutaj, wraz z nią!
Przecinek nie po "progi", a nie po "Chris".
...więc kiedy Chris, zawitał w ich progi zaprosiła go na przejażdżkę. .
Przecinek po "rodziców".
Chłopiec zgodził się ochoczo i razem, bez zgody rodziców udali się w strone Gór Retraskich
Poza tym całkiem nieźle się czyta, choć ogólne wrażenie po tych wszystkich "kocham cie", "a ja kocham cie", "jesteś jedynym", "nie odchodź"... mam jedno - mdlące.
Brakuje mi kilku kanapek do piknika...
Katai mono o kitta node, naifu no ga kakete shimaimashita
Katai mono o kitta node, naifu no ga kakete shimaimashita
