Regis[Urban Fantasy]

1
...::Witam Serdecznie::...



Niedawno zacząłem pisać książkę. Zawsze pisałem wiersze. Nie wiem czy dobrze mi poszło jak na pierwszy raz więc proszę o przeczytanie tekstu. Przeżyję każdą krytykę.





"Regis"




- Siger! Wstawaj dzisiaj twoja kolej! - Ted otworzył drzwi od namiotu i ukucnął - Siger! Zmiana, teraz ty wiercisz!

Chłopak podniósł głowę i spojrzał na towarzysza. Po chwili wstał, ubrał się ciepło i wyszedł bez słowa na zewnątrz. Po za namiotem panował przenikliwy

mróz, który z każdą chwilą wzmacniał się. W oddali nie było widać niczego prócz śniegu i lodu. Siger podszedł do ogromnego wiertła i rozglądnął się

wokół. Nikogo nie było. Zdziwił się, ponieważ zawsze panował tu ruch. Poszedł sprawdzić, co się dzieje. W namiocie ze sprzętem nikogo nie było, w

barakach też nie. W ostateczności sprawdził też swój namiot. Nikogo nie było, a przecież kilka chwil wcześniej Ted obudził go. Nagle w oddali

zobaczył jakieś postacie zbyt wysokie jak na ludzi, a obok nich jakieś zwierzęta. Przyjrzał im się po czym jeszcze raz popatrzył na obóz i zaczął

krzyczeć:

- Gdzie jesteście!? To nie jest śmieszne! Ted!

Postacie były coraz bliżej. Były jeszcze większe i bardziej przypominały zwierzęta niż człowieka. Chłopak ze zdumieniem patrzył w ich stronę. Bez

wahania zaczął krzyczeć i machać rękoma. Postacie zatrzymały się, widocznie dopiero teraz go zauważyły. Siger stał odrętwiały czekając na ich ruch.

W ten jedna z postaci wybiegła przed inne i zaczęła kroczyć w jego stronę krzycząc:

- Regis! Sustuli!

Jej głos był bardzo niski, przeraźliwy i głośny. Siger obrócił się i zaczął uciekać. Biegł z całych sił, lecz stworzenia go doganiały. Spojrzał za siebie.

Goniło go stado istot, jakich jeszcze nie widział. Były ogromne, niektóre z nich mogły mieć po trzy metry wysokości. Całe ciało miały pokryte grubą

czarna sierścią poprzecinaną szerokimi bliznami o czerwonej barwie. Obok maleńkich uszu wyrastały ogromne bycze rogi. Na końcu ich długiego pyska

wystawały dwa ostre jak brzytwa kły. W pewnej chwili chłopak poczuł jak potyka się o kawałek lodu i upada na ziemię. Siła upadku była tak silna, że

Siger nie mógł się ruszyć. Dopiero po chwili obrócił się, aby wstać i uciekać dalej, ale było już za późno. Włochate bestie dogoniły go. Największa z

nich stanęła nad nim i powęszyła w powietrzu. Spojrzała na chłopaka swoimi zakrwawionymi oczyma i krzyknęła:

- Ensis!

Obcy wyciągnęli ze skórzanych pochew miecze o ogromnej długości. Każdy miecz miał inny wzór na swoim czubku. Siger zauważył na mieczu

najwyższego, smoka i miecz. Nie wiedział, co owy znak oznacza. Bestie wpatrywały się w niego. Nagle cisze przerwał szorstki głos:

- Gemma gemmarum.

Potwory rozstąpiły się. Między nie wszedło stworzenie przypominające bizona, lecz miało bardzo długą sierść sięgającą do ziemi i rogi podobne do

rogów baranich tylko dużo większe. Nie było duże. Za nim przybyło jeszcze kilka takich samych stworów. Zbliżyły się do Sigera i spojrzały na niego.

- Czy ty jesteś Regis? - odezwał się znów ten sam szorstki głos.

- Ja... - z trudem wyksztusił chłopak. - Ja jestem Siger.

- łżesz! - kolejny raz zabrzmiał szorstki głos.

Jeden ze stworów chwycił rękę Sigera i rozerwał jego kurtkę. Na środku dłoni widoczna była blizna, na której widniały znaki w przedziwnym języku.

Siger dopiero teraz zrozumiał, że to jego szukają. Spojrzał na swą bliznę, a następnie na gorzkie miny bestii.

- Zapomniałem - zadrwił obcy - Jestem Pecus przywódca Mordonów, a te ogromne bestie to Saurowie. Jesteśmy tu po to by Cię zabić. Zdziwiony? Znak na twojej dłoni oznacza, że jesteś jednym z pięciu. Ty jesteś najważniejszy.

- Dlaczego? - wykrztusił Siger. - Dlaczego? I gdzie są moi przyjaciele?

- Wymów swoje imię od końca. Wtedy się dowiesz.

- Regis - Siger resztką sił wypowiedział te słowa.

- Powiem Ci chłopcze - wykrzyknął Pecus - Jesteś następcą tronu. Tronu, który czeka na Ciebie już kilka tysięcy lat, ale się nie doczeka.

- Kim jesteście? Jaki tron? Gdzie są moi przyjaciele?

Pecus nic nie odpowiedział. Skinął głową na jednego z Saurów. Ten podniósł miecz. Przymierzył w stronę chłopaka i uniósł.

- Sic erat in fatis! - Krzyknął Saur.

- Non! - Odpowiedział obcy głos.

Saur uniósł się w powietrze, po czym runął w resztę swoich towarzyszy. Pecus obrócił łeb ze zdziwieniem, spojrzał na rannych Saurów. Saurowie

pomimo wyglądu nie byli zbyt silni. Pod gęstą warstwą sierści skrywali mięśnie przyzwyczajone tylko do walki. Sierść nie była ich ochroną było to

widać po bliznach na całym ich ciele. Bestie przyodziane były tylko w skórzaną kurtkę, rękawice i buty.

Siger wpatrywał się w ciała potworów leżące bezwładnie na lodowej skale, po czym spojrzał na Pecusa, który z nienawiścią wpatrywał się w postać

stojąca za chłopakiem. Młodzieniec obrócił się i zobaczył wysokiego mężczyznę o ciemnych włosach i oczach. Miał krótką brodę i wąsa. W prawej ręce trzymał topór, lewą rękę miał ściśniętą tak jakby oczekiwał walki. Mężczyzna rozglądnął się dookoła i machnął ręką. Kilka Saurów odleciało w

powietrze i roztrzaskało się na pobliskich skałach. Pecus podniósł głowę i zmarszczył czoło. Nieoczekiwany przybysz wysunął rękę przed siebie tak

jakby chciał uniknąć ciosu, a następnie kolejny raz machnął nią. Mordon wyleciał w powietrze, lecz nie uderzył z tak ogromną siłą w lód jak wcześniej

Saurowie. Mężczyzna chwycił Sigera za rękę i zaczęli uciekać.

- Kim jesteś? I co tutaj robisz - spytał zdyszany ucieczką Siger.

- To musi poczekać! - krzyknął przybysz - Gonią nas!

Mordony zaczęły biec z ogromną prędkością w ich stronę. Za nimi podążało kilka Saurów. Bestie krzyczały jakieś niezrozumiałe słowa, Pecus mimo

uderzenia o lód biegł pierwszy, nie było widać na nim zmęczenia, ani bólu, był silny.

- Lumen, jeszcze się spotkamy! - krzyczał w biegu Pecus

- Kiedyś! - wykrzyknął mężczyzna poczym machnął ręką.

Mordony odrzuciła nie widzialna siła, wszystkie leżały bez ruchu na suchym lodzie. Chwycił Sigera za rękę i skierował się w stronę ogromnej skały

wyrastającej z lodu. Wytłumaczył chłopakowi, że ma tam dobiec i czekać na niego. Siger pobiegł do skały, a mężczyzna stanął na środku wysokiego



pagórka czekając na bestie. "Muszę dobiec" powtarzał w myślach chłopak. W pewnej chwili stracił równowagę i runął na ziemię. Zobaczył, że dobiegł

do celu. Próbował wstać, ale nie miał sił. Obrócił ciało tak, aby widzieć walkę Mordonów i przybysza. Mordoni, co chwilę lądowali na lodzie, który z

każdym uderzeniem zabarwiał się ciemną krwią. Sigerowi nagle zrobiło się niedobrze. Opuścił głowę na śnieg. Ostatni raz spojrzał na potyczkę.

Zobaczył jak bestie tratują mężczyznę. "Czy to koniec?" - pomyślał.



**********



Wstał rześki, lecz zimny poranek jak to bywa na Antarktydzie. Siger leżał pod wielką bryłą lodu wygiętą jak baldachim, obok niego zaś gasło maleńkie

ognisko. Podniósł głowię, lecz ból uniemożliwił mu wstanie na nogi więc z ogromnym trudem oparł dłonie o lód i podniósł ciało. Obraz w jego oczach był rozmazany, więc w pierwszej chwili niczego nie widział. Po upływie kilkunastu minut ból głowy zniknął i chłopak mógł wstać. Rozglądnął się zobaczył

tylko ognisko, w którym leżały sterty książek. Podbiegł do niego i zaczął mówić sam do siebie:

- Notesy, książki, badania cała moja praca poszła na marne!

- I tak to już Ci się nie przyda - odezwał się znajomy głos.

Siger obrócił głowę zobaczył swojego wybawcę. Spod jego gęstych brwi patrzyły na świat ciemne oczy. Był dobrze zbudowany. Miał na sobie skórzane

spodnie i ciepłą kurtkę. W porannym świetle dojrzał znak na jego toporze i również taki sam na jego dłoni. Nie to było najbardziej wyjątkowe.

Mężczyzna scyzorykiem wyrysowywał na poręczy topora kilka znaków.

- Jak się nazywasz? - zapytał ciekawy Siger.

- Nazywają mnie Lumen. Pochodzę z rasy Ventów - odpowiedział mężczyzna.

- Rasy?

- Później Ci opowiem. Teraz musimy wyruszyć do kryjówki - Vent podszedł do swojej torby i wyciągnął z niej krótki miecz, który wręczył Sigerowi. -

Trzymaj przyda Ci się.

- Powiedz mi, chociaż skąd się wzięły te bestie? I gdzie są moi przyjaciele?

- Siger. Mordoni, Saurowie oraz wiele innych stworzeń żyją głęboko pod lodami tego kontynentu. Nie wiemy dokładnie, w którym miejscu i jak głęboko.

Przez wiele lat staraliśmy się je zniszczyć, ale nie udawało się. Pecus odnalazł Mutarpa, Sipalę i Arret. Choć powiedział Ci, że ich zabił nie zrobił tego.

Szuka jeszcze Subla, który ukrywa się w naszym mieście. Miałem nadzieję, że nie zapytasz o przyjaciół. Twoi przyjaciele nie żyją. Niestety Mordony

zabijają wszystkich, którzy dla nich nic nie znaczą.

- Przecież Ted obudził mnie nad ranem - odpowiedział roztrzęsiony.

- To był jeden z Mordonów, który potrafi się przemieniać w inne stworzenia.

Lumen opowiedział Sigerowi o tym jak tu dotarł i skąd się dowiedział, że on tu jest. Dokładnie omówił też walkę, jaką stoczył z Mordonami. Siger był

zafascynowany tymi opowieściami. Rozmawiali bardzo długo aż chłopak zadał trudne pytanie:

- Jeżeli jest was tak wiele na tym świecie to dlaczego nikt was nie widział?

- Wielu ludzi nas widziało. Było to wiele lat temu w czasach średniowiecza. Gdy wasz wielki męczennik Jerzy zabił smoka musieliśmy uciekać jak

najdalej - spokojnie odpowiedział Lumen. - Teraz żyjemy w ukryciu w głębinach morskich, lecz niedługo będziemy zmuszeni pokazać się wam ludziom.

- Powiedziałeś, że w głębinach morskich jest wiele ras, ale nie mówiłeś o smokach. Czy one naprawdę istnieją? - spytał zaciekawiony.

- Kontakt ze smokami straciliśmy w X wieku. Nikt od tamtego czasu ich nie widział. W naszych głębinach są rasy, których jeszcze nigdy nie widziałeś -

odpowiedział głośno Lumen - Musimy wyruszać. Zabierz wszystko z obozu, co będzie Ci potrzebne i ruszamy.

- A co z Saurami?

- Nie będą nas niepokoić, ale niedługo się z nimi zobaczymy.

Lumen i Siger zabrali z obozu wszystko, co najważniejsze. Na suchym śniegu było widać ślady wczorajszej walki. Na skałach leżały ciała Saurów,

którzy pomimo swej siły nie potrafili sprzeciwić się jednemu Ventowi. Wokół nich było widać świeże ślady łap niedźwiedzia, którego przywiódł tu

pewnie zapach padliny. Chłopaka zdziwiło to, że mimo przybycia niedźwiedzia ciała nie były poszarpane. Zapytał Lumena, lecz ten odpowiedział tylko:

- Dowiesz się później.

W kierunku wschodnim zmierzały ogromne ślady kopyt Mordonów pozostawiających po sobie, co kilka metrów kroplę krwi. Siger założył okulary, były niezbędne, ponieważ słońce odbijające się od śniegu mogło uszkodzić wzrok, a nawet spowodować ślepotę. Lumen oglądał wszystkie namioty i baraki.

Ciągle powtarzał, jacy to ludzie są dziwni. W stercie notesików znalazł radio, które natychmiast schował do torby. Chłopak roześmiał się. Vent nie

zwrócił na niego uwagi i przeszukiwał dalej. Niczego nie znalazł, więc usiadł na kawałku drewna i czekał na Sigera. Chłopak kilka chwil później

wyszedł z namiotu niosąc ze sobą plecak i prowiant. Mężczyzna wyjaśnił mu gdzie zmierzają i którędy pójdą. Schwycili sanie, na których leżały plecaki

i ruszyli w dal. Obóz stawał się coraz mniejszy, znikał w ogromnych pagórkach puszystego śniegu. Przed nimi rozciągał się ogromny plac pełen lodowych skał. Co jakiś czas na śniegu można było zauważyć ślady znajomego niedźwiedzia. Dzień stawał się coraz bardziej mroźny. Lumenowi dokuczał ból stóp,

które nie były przyzwyczajone do tak ogromnego zimna. śnieg stawał się coraz bardziej gęsty i uporczywy. To jednak nie zmusiło Venta i Sigera do

przymusowego postoju. Nagle zza lodowej skały usłyszeli warknięcie.

- To niedźwiedź - szepnął Siger.

- Jesteś pewien? - Spytał Lumen.

- Tak!

Vent nakazał chłopakowi stać i czekać na niego, po czym udał się w stronę niedźwiedzia. Chłopak zastanawiał się, co Lumen zrobi. Mężczyzna podszedł

jak najbliżej niedźwiedzia. Zobaczył, że niedźwiedź jest sam i właśnie kończy posiłek składający się z foki. Zwierze wyczuło go. Obróciło łeb, spojrzało

na przybysza i ruszyło niego.

- Sumiti ursus! - Krzyknął Lumen.

Niedźwiedź zatrzymał się. Spoglądał z niedowierzaniem na Venta. Podszedł do niego obwąchał dokładnie, po czym cofnął się. Sigerz ździwiło to, że

niedźwiedź zatrzymał się i nie zaatakował.

Stał jednak w miejscu i nie ruszał się by nie prowokować zwierzęcia do ataku. Lumen czekał tak jakby na odpowiedź. Zwierz długi czas wpatrywał się w

mężczyznę aż wreszcie podszedł bliżej. Warknął i chłapnął szczęką.

- Czy na pewno jesteś Ventem - zapytał niedźwiedź.

Siger stał zszokowany. Nie wyobrażał sobie nigdy jak zwierze mówi. "Jak niedźwiedź może mówić." pomyślał. Zwierz spojrzał na niego i zbliżył się

parę kroków. I zaczął dokładnie przyglądać się chłopakowi.

- Tak - odpowiedział po krótkiej chwili Lumen - Jestem, Ventem i proszę Cię o pomoc. Jak Cię zwą?

- Siben. Ten chłopak. Kto to taki? - zapytał z zaciekawieniem niedźwiedź.

- To Siger, a właściwie Regis. Odbiłem go wczoraj Mordonom.

- Regis - zamyślił się Siben. - Witam Cię moj chłopcze długo czekałem na tą chwilę. Zbliż się.

Chłopak podbiegł szybko do zwierzęcia i skinął głową. Niedźwiedź długo oglądał go z bliska, a następnie powiedział:

- Widzę w Tobie wielką odwagę i moc. Mam nadzieję, że niedługo spełnisz swoje zadania.

- Dziękuję - odpowiedział nieśmiale Siger. - Jak to się stało, że umiesz mówić? - zapytał.

- Moja rasa i inne rasy zwierząt potrafią mówić od wielu tysięcy lat. Jednak nasz język się zmienił i wy ludzie również, więc musieliśmy wprowadzić

specjalne słowa, które pozwalają nielicznym z nami rozmawiać. Wszystkiego nie wyjaśnię Ci teraz. Czegoś potrzebujecie?

- Tak - odezwał się Lumen. - Musimy się dostać jak najszybciej do najbliższego portalu.

- Chodźcie za mną - odpowiedział Siben.

Siger zabrał sanie i wyruszyli za niedźwiedziem w stronę niewielkiej bryły lodu. Mróz dokuczał im coraz bardziej. Lumen narzekał coraz częściej na

zmarznięte nogi. Dotarli do gawry w śniegu gdzie nie niedźwiedź spędzał każdą noc. Było w niej cieplej niż na, zewnątrz ponieważ Siben zasypywał

wejście do niej śniegiem po to by ciepło nie uciekało z niej podczas jego nieobecności. Odrzucił śnieg i zaprosił ich do środka. Vent wszedł bez

wahania, lecz Siger pomyślał czy to dobry pomysł. Po chwili wszedł również z niedowierzaniem, że wchodzi do nory dzikiego zwierzęcia. W środku

panował mrok, lecz było bardzo ciepło. Chłopak zapalił lampkę, która rozświetliła kryjówkę. Siben zasypał wejście i wskazał łapą na inną dziurę w głębi schronienia.

- To jest zejście do kanału, którym szybko dostaniecie się do portalu, który jest niedaleko stąd. Dzisiaj wam się jednak nie uda i proponuje abyście przespali się tutaj ze mną by odpocząć i się ogrzać. Lumenie musisz również opatrzeć stopy.

Na dworze zaszło słońce i zapanował zmrok. W norze Siger rozłożył koce, zjadł puszkę mięsa zabranego z obozu i zasnął. Lumen długo opatrywał rany, po czym uczynił to samo, co przed chwilą chłopak. Siben długo wpatrywał się w nich z uśmiechem, a następnie pogrążył się we śnie.
"Tylko te drzwi pozostaną zamknięte, do których nie pukałeś"

2
Przeczytałem. Dobra, spróbujmy po kolei.



Pierwsza, podstawowa i najważniejsza rada: przystopuj. Zwolnij. Książka? A po co od razu rzucać się na tak głębokie wody? Sam kiedyś tak zaczynałem i z doświadczenia mogę powiedzieć, że nie tędy droga, szczególnie, że jeszcze wiele przed Tobą. Polecałbym na początku rozwijać warsztat opowiadaniami, miniaturkami itp. Wracając do tekstu:



Przede wszystkim fabuła. Nie wiem, czy jesteś początkującym, ale wszystko na to wskazuje. [czyta wstęp tematu] Ach, no tak, pierwszy raz. Uwierz mi, to widać. Ale po kolei:



1.) Wszystko jest zbyt chaotyczne i szybkie. Lecisz po łebkach, gnasz przed siebie. Zamiast zwolnić i pomyśleć "jakby tutaj zainteresować czytelnika"/"jak stopniować napięcie" czy coś w tym stylu, to mkniesz przed siebie. Raczysz czytelnika krótkimi opisami w stylu "był obóz", "wysokie postacie" itp. Nie starasz się tworzyć klimatu, ginie on, ponieważ zbyt koncentrujesz się na przepisywaniu swoich myśli. Gnasz przed siebie, jak rzekłem.



2.) Straszna schematyczność. Czy mylę się, myśląc, że cenisz sobie "Władcę Pierścieni"? Może "Opowieści z Narnii"? Wszelkie książki o cudownych dzieciach? Bohater jest wybrańcem, oczywiście ma opiekuna, potężnego i mądrego. Wrogowie - "jej głos był bardzo niski, przeraźliwy i głośny" - ten opis strasznie przypomina krzyk Nazguli. Czytam dalej i co widzę? Mordonowie i Saurowie! Pomyślałem, że zgrywasz się, ze to jakaś humoreska, ale nic na to nie wskazuje.



Mordon = Mordor

Saur = Sauron



Podobieństwo jest uderzające. Oczywiście wszędzie muszą być jakieś "dziwne runy". To też mnie ubodło. Piszesz "napisane w przedziwnym języku", ale co takie określenie mówi czytelnikowi? Skąd on ma wiedzieć na czym polega dziwność tego pisma? Jest do góry nogami? Przypomina rysunki? Jest różnokolorowe?



O Vencie już mówilem, kolejny potężny nauczyciel, który prowadzi oniemiałego bohatera, który w końcu ma stać się wybrańcem (w sumie już nim jest) i mega wymiataczem. Zastanów się nad tym. Przecież to już było! Było i to setki razy, i to w tej samej formie!



Dziwne języki, gadające zwierzaki (niedźwiedź od razu przypomnial mi Aslana, szczególnie kiedy gadał, że Regis jest taki potężny i że wszystkich zownuje) - może to nie byłoby takie złe, ale połączone z tą ogólną, rażącą schematycznością kiepsko wygląda.



świat jest dla mnie jakiś niekonkretny. Piszesz, że to urban fantasy, ale jak narazie tylko radio tak naprawdę świadczy o naszym świecie. Mały plusik za umieszczenie akcji w mroźnych krainach i głębinach morskich.



Nawet samo imię Regis mnie drażniło, chociaż to może przypadek - po prostu ciągle przed oczami miałem wampira, którego stworzył Sapkowski.



Schematyczność, schematyczność, schematyczność. Pomyśl nad tym. Jedziesz po najmniejszej linii oporu, powielając wszelkie schematy.



3.) Płytkość bohaterów. Nie czuję Regisa, nie czuję Lumena. Pomijając już fakt, że są schematyczni do bólu, to jeszcze słabo opisani. Bezpłciowi, nie zależy mi na nich, właściwie kompletnie ich nie znam, a ich rozmowy wydają mi się tylko pretekstem do wylania fantastycznych wizji autora o pradawnych, mega tajemniczych rasach i niszczycielskich planów paskudny Mordorów... ups, Mordenów.



Mówiłem już - tak samo jest z klimatem. I tu przechodzimy do punktu czwartego, zostawiając narazie fabułę.



4.) Styl. Cóż, widać, że masz pewne predyspozycje, ale potrzebujesz wielu ćwiczeń (czyt.: musisz dużo pisać). Narazie piszesz nieporadnie, ignorujesz jakikolwiek klimat, jakiekolwiek stopniowanie napięcia, ignorujesz warstwę psychiczną swoich bohaterów. Popełniasz wiele powtórzeniówek, oto mały przykład:


Obcy wyciągnęli ze skórzanych pochew miecze o ogromnej długości. Każdy miecz miał inny wzór na swoim czubku. Siger zauważył na mieczu

najwyższego, smoka i miecz.


Spora część dialogów jest drętwa i jak mówiłem - wydają się być tylko pretekstem, by zasypać czytelnika fantastycznymi wizjami mega fantastycznych ras i historii. Wydaje mi się, że wina leży właśnie po stronie tego, że nie zwracasz uwagi na warstwę psychiczną własnych bohaterów.



Opisy także nie zachwycają. Może warto wskazać zapach miejsca, by zadziałać na wyobraźnię czytelnika? A może osobiste przemyślenia bohatera na temat danego miejsca? Konkretniejsze, ciekawsze opisy, miast "przedziwnych run"?



5.) Odnośnie błędów, to prócz logicznych (dlaczego np. Regis pyta się Lumena, czemu nikt ich nie widział [Ventów], skoro z Twojego opisu wynika, że zewnętrznie Ventowie nie różnili się od ludzi niczym specjalnym?) są wspomniane literówki, jest interpunkcja, i dziwne zgrzyty typu "rozglądłem" (powinno być rozglądałem), czy "nie widzialna" (powinno być razem). Jednak błędy czysto techniczne zostają w cieniu za wadami fabuły, warsztatu itp.



I tym samym wracamy do mojej pierwszej rady: przystopuj. Jak sam powinieneś się już zorientować - długa droga przed Tobą, a nie ma lepszego typu treningu niż pisanie różnorodnych opowiadań. Dużo czytaj, dużo pisz i dokładnie zastanawiaj się nad swoimi pomysłami. Obracaj je długo w głowie, niczym rzadki okaz kamienia, żeby nie powstały śmieszności w stylu Mordenów i Saurów. Zwracaj uwagę na psychikę swoich bohaterów, wyobrażaj ich sobie jako zwykłych ludzi, których mógłbyś spotkać w sklepie (lub ew. polu bitwy). Staraj się interesować czytelnika nie tylko egzotycznymi nazwami, ale ciekawym opisem, przemyślaną fabułą. Pisz i odnajdź w tym siebie, a schematy wzięte od innych pisarzy ciśnij w Szczeliny Zagłady. ćwicz!



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

3
Mi się bardzo lekko czytało pomimo tych podobieńst do Władcy Pierścieni.

I nie podobał mi się motyw z Narni o gadających zwierzętach.
Aktualnie próbuje napisać : "Obrońcy Tajemnic".

4
   - Profesorze, profesorze! Proszę zaczekać - zdyszany Polus biegł korytarzem próbując zatrzymać jegomościa a jasnej marynarce. Brodata głowa przypruszona siwizną odwróciła się powoli.

   - Hmm... - mruknął głośno.

   - Chciałem prosić pana o opinię, jeśli można - powiedział Polus dysząc ciężko i wyciągną przed siebie zadrukowane kartki.

   - Hmmm... - profesor podrapał się po brodzie - Zerknijmy - po czym wziął kartki i odwrócił w swoją stronę.

   - No tak - powiedział już po chwili, ale kontynuował szybkie czytanie. Kolejne strony odwrócił szybko, po czym stwierdził:

   - Wyrzuć to na śmietnik - oddał kartki Polusowi, po czym odwracając się dorzucił ciszej - i napisz jeszcze raz.

   - Ależ panie profesorze - Polus poczuł się rozczarowany i urażony - co jest nie tak? - profesor odwrócił się.

   - Nie tak? - podniósł brwi i poprawiając okulary dodał - Wszystko i nic - zrobił dłuższą pauzę - już w drugim akapicie masz byka, mogę zcierpieć fatalną ortografię, ale złego składania literek już nie. To myli czytelnika.

   - Drugi??? - Polus zrobił zaskoczoną minę i szybko skierował wzrok na papier, by znaleźć błąd. Ręka profesora zasłoniła mu papier.

   - Nie trudź się, chłopcze - uśmiechnął się lekko - pisz wolniej i uważniej. Na tych trzech kartkach skondensowałeś fabułę dla trzech rozdziałów, ale językowo jest to ciężka mamałyga.

   Polus posmutniał wyraźnie opuszczając kartki trzymane w rękach na kolana. Myśli kłębiły mu się w opuszczonej głowie, próbował przyswoić sobie słowa profesora.

   - A teraz idź, rozerwij się, odpocznij, nie myśl o tym - odezwał się profesor - każde kolejne podejście będzie lepsze. Masz fantazję, a to się liczy - po czym odwrócił się i powolnym krokiem odszedł wzdłuż ciemnego korytarza pozostawiając Polusa pełnego niepewności, ale i nadziei na lepsze jutro.

Dodane po 4 minutach:

   - Aha! - głos profesora zadudnił w korytarzu - niedźwiedzie za bardzo kojarzą mi się z "Mrocznymi Materiami".

   - że z czym? - nie rozumiejąc słów profesora, Polus podrapał się po głowie.
Manveru

5
Dzięki wam wszystkim!!!



Zrozumiałem że lepsze będą dla mnie wiersze. :D



Patren



Może Cię to dziwić, ale nie skopiowałem tych nazw z innych książek. Sięgnąłem do wyobraźni i słownika łaciny.



Jeszcze raz dziękuję wam... :twisted:
"Tylko te drzwi pozostaną zamknięte, do których nie pukałeś"

Re: Regis[Urban Fantasy]

6
Zauważyłam, że Patren dość znacznie się nad Tobą popastwił.



Hej, ja też chcę!


Wstawaj dzisiaj twoja kolej! - Ted otworzył drzwi od namiotu i ukucnął - Siger!


Przecinek po "wstawaj", kropka po "ukucnął", imię powinno być odmienione (wołacz woła o pomstę do nieba!), "Sigerze" bodajże. I... czymże to "ukucnięcie" jest? Chyba raczej Ted "kucnął".


Po za namiotem panował przenikliwy mróz, który z każdą chwilą wzmacniał się.




POZA. Masz w poprzednich i w kolejnych zdaniach powtórzenia: jakieś "i", "się".


rozglądnął się


Od "rozglądać się" nie ma formy dokonanej. Możesz powiedzieć "rozejrzał się", "popatrzył", "zerknął", "obejrzał", "zlustrował" nawet.


Nikogo nie było. Zdziwił się, ponieważ zawsze panował tu ruch. Poszedł sprawdzić, co się dzieje. W namiocie ze sprzętem nikogo nie było, w barakach też nie. W ostateczności sprawdził też swój namiot. Nikogo nie było, a przecież kilka chwil wcześniej Ted obudził go.


Bardzo brzydkie. Się, się, się, a ja naprawdę rozumiem, że nikogo nie było. ;)


Przyjrzał im się po czym jeszcze raz popatrzył na obóz i zaczął

krzyczeć:


Przecinek po "się".


Postacie były coraz bliżej. Były jeszcze większe i bardziej przypominały zwierzęta niż człowieka.


Oczywiście, cytowania Twojej pracy jest znacznie więcej, ale teraz czas na powtarzanie za przedmówcami:



[Eitai Coro i jej światopoglądowe gadki]



1. Chaosowi mówimy tak, ALE... żeby dobrze opisać zaplątaną akcję, trzeba mieć lekkie pióro i dużo doświadczenia. W innym wypadku czytelnika szybko się wynudzi, bo czytacz powie:

- Ot, kwiatuszku, amatorszczyzna.

W Twoim tekście to widać. Mamy dużo niezgrabnych wyrażeń, popartych częstymi powtórzeniami (choćby to "Nikogo nie było").

Chcesz chaos? Przekonaj mnie, że się na tym znasz. Nie przesadź też w drugą stronę - są opowiadania czy obrazy, w których kobieta tylko je przez dwie minuty bułkę, ale pisarzowi/reżyserowi udaje się wytworzyć tak genialny klimat, że osoba kontemplująca krzyczy:

- Niech ta kobieta nałoży sobie dżemu, ale, na Boga, niech nie wsadza talerza do zmywarki!

Na tworzeniu klimatu także trzeba się znać.



2."Narnia" była cudowna, "His Dark Materials" mniej, ale należą one do wcale niezłych kawałków literatury. Twój nie, więc nie mając doświadczenia (patrz punkt jeden), lepiej nastaw się na oryginalność.

Albo... Lepiej PRZESTAW się na oryginalność, choćbyś miał 100 wydanych pozycji na koncie. O. Słowem, rule the world, ale mądrze.



3. Bohaterooowie! To oni tworzą główną warstwę tej historii, prawda? Oczywiście, możesz ich wywalić i opisać mi same głębiny/ mroźne krainy, któreś stworzył. Chętnie. Problem w tym, że większość autorów najpierw zdobywa sławę, potem pisze coś, co nazywa się "Przewodnikiem po ich supernewerlandzie", wszyscy zaczynają krzyczeć: "Taki super autor, a nastawiony jak wszyscy - na komercję i trzepanie kasy!".

A Ty masz na razie tylko opowiadanko z bohaterami. Wracamy więc do nich.

Patren ma rację. Są oni dość płytcy oraz sztuczni. I pamiętaj: osoby zwracają się do siebie w wołaczu, czasownik od rzeczownika w tym przypadku oddzielamy przecinkiem.



4. Styl. Ooooo... Mnóstwo powtórzeń, Profesor Manveru wywala na śmietnik. Ja też. Wywalamy znaną sobie ortografię i interpunkcję, bierzemy słownik, wkuwamy jak szaleni. Poprawiamy opowiadanie spokojnie, powoli, bierzemy się za następne, kolejne, zostawiamy sobie to gdzieś tam, żeby za parę lat, kiedy już nabierzemy ogłady, wyjąć je, pośmiać się zdrowo z siebie i tego, jakimż się młokosem było, nim poznało widelec do ryb.



5. Nie daj czytelnikowi przyznać, że mało brakowało, a nie skończyłby Twojego opowiadania.



Skończyłam, acz z trudem.



Słuchaj, masz niegłupi pomysł (choć te miśki... I-O-REK! LY-RA! AS-LAN! FRO-DO! SAAAAM! [czirliderki]), czuję, że coś z tego będzie.



Naprawdę, próbuj dalej, mam nadzieję, że zarówno z wierszami, jak i prozą dobrze Ci pójdzie.



Pozdrawiam.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”