


To moja karczma. Mój dom. Tutaj się urodziłem, wychowałem, i też umrę. Trudno, tak już jest na tym świecie. Nic na to nie poradzę. Chwila nieuwagi i już cię nie ma. Tak zginął tatuś. Jakaś bójka, jedna z wielu. Chciał ich rozdzielić, wyjaśnić nieporozumienie. Może nie trzeba było... może. Przynajmniej by żył, chociaż trochę dłużej. Ale taki już miał charakter. Stary, dobry ojczulek. Gnój rozciął mu brzuch. Sztyletem. Całe bebechy wylały się na podłogę. A przecież pilnował, żeby nikt nie wnosił broni. Co z tego. Zawsze się znajdzie jakiś pomysłowy co schowa sobie nawet w dupę. Byleby przechytrzyć. Krwi było pełno. Cała karczma opustoszała, nikt nie próbował mu pomóc. Zostałem przy nim. Sam. A ledwo od ziemi odrastałem, taki mały byłem. Brata nie było, poszedł gdzieś, w interesach niby. A ja klęczałem. Trzymałem jego głowę. Krew była wszędzie. Spływała po ścianach, zalewając całą posadzkę. Klęczałem. Wypełniała całe pomieszczenie, topiłem się w niej. Czerwono, wszędzie czerwono... nie, może trochę przesadzam. Było jej dużo, ale nie aż tak. Nie płakałem. Nie potrafiłem. Chociaż taki mały byłem. Może powinienem... może. Klęczałem. Aż przyszedł brat. Odciągnął mnie od niego. Nie chciałem iść. Zamknął mnie w naszym mieszkaniu. A raczej pokoju. Mała klitka, trzy łóżka i stolik z płonącą świecą. Na więcej nie było miejsca. Położyłem się i zasnąłem. Nie... nie udało mi się. Leżałem. Patrzyłem w sufit. Drewniany strop. Pająk. Mucha. Pożerał ją. Torturował? Wyrywał skrzydełka. Pierwsze, drugie... a potem nóżki. Po kolei. Został korpusik. Odszedł. Zostawił na później? Leżałem. Aż przyszedł brat. Przytulił. Pocieszył. I poszedł. Tyle. Ale i tak go kochałem. Wyszedłem. Główna izba. Po tatusiu nie było śladu. Podobno żołnierze zabrali. że niby dowód jaki. A śladu nie było. Brat musiał zetrzeć. Krew. Ale pamiętam. Pamiętam gdzie. To miejsce, obok najdalszego, najciemniejszego stolika. Na zawsze. To boli. Wspomnienia... Teraz moja kolej. Wspomnienia. Widzę światło. światło? Gówno prawda. Robi się ciemno. Zapach krwi. Nawet bólu nie czuję. Nic. Może jestem dziwny? Wspomnienia... To boli. Chociaż to.
Tak umarłem. Razy dwa. Najpierw jako dziecko patrząc na śmierć bliskiej mi osoby. I teraz. Umarłem. Chyba. Nie wiem. A co... co się stało wcześniej...? Karczma. Mój dom. Tu żyłem. Tu się obudziłem. I tu zginąłem. Jak to było... A, tak, już pamiętam.
Dzień jak co dzień. Zupełnie zwyczajny. W mieszkaniu wciąż trzy łóżka. Ku pamięci. W nadziei. Brat opuścił mnie, gdy doszedłem wieku męskiego. Wyjechał. Mówił, że nie wróci. Ale może... może. Z rana w gospodzie raczej pusto było. Nie, żeby całkiem, ale taki zastój panował. Paru stałych bywalców sączyło w ciszy złociste piwo. Oczywiście, wody dolałem. Co bym miał marnować trunek. W bordelu na górze też pusto. No ale on jeszcze zamknięty był. Cisza. Spokój. Pierwsza sprzeczka, nie wtrąciłem się. Wyszli na zewnątrz. Dobrze, niech się krwawią w innym miejscu, nie chce mi się sprzątać po nich. Stoję. Patrzę. Już południe. Ale ten czas leci, dopiero co wstałem. Tak by się zdawało. Coś się dzieje. Ludzie podeszli do drzwi. Okien też. Jakiś człowiek. Znam go. Bywał tu nieraz. Prowadzą go strażnicy. Ciekawe, co zrobił? Nieważne. Pewnie go powieszą. Jak za wszystkie przestępstwa tutaj. Gawiedź będzie miała uciechę. Piwo. Następne. Następne. Ruch się zrobił. Jak zawsze, pora obiadowa. Ludzie biegają. Krzyczą. Coś się dzieje. Huk. Niczym waląca się góra. Pożar obok. Po przeciwnej stronie ulicy. Dom się zawalił. Dlaczego? Ktoś wpada przez drzwi. Krzyczy. Atakują! Co? Kto? Huk. Gdzieś blisko, ale nie widzę. żołnierz. Wnosi jakiegoś człowieka. Kładzie na stole. Bez ręki, zakrwawiony. Brudno będzie. Kto posprząta? Więcej ludzi. Uciekają do mnie. Do karczmy. Ich drugiego domu. Strach. Tak, czuję strach. Kto by nie czuł? Huk. To tutaj... Kamień. Przebił się przez sufit. Jak? Nie wiem. Spadł prosto na żołnierza i człowieka, którego przyniósł. Jeszcze jeden. Wszystko się trzęsie. Co się dzieje? Idę do siebie. Kładę się. Leżę. Patrzę w sufit. Pająk. Mucha? To już było. Leżę. Belka się załamała. Płonie. U mnie. Dlaczego? Wszystko się trzęsie. ściany pękają. Co to znaczy? Leżę. Gruz. Cegły. Moja noga. Boli. świeca zgasła. Ciemno jest. Wspomnienia. łza. Już dobrze. Już nie boli.