Piosence
„Aliens” Warlord
W dniu święta ojczyźnianego czułem się jak kornik wyjęty z dechy i przystawiony pyszczkiem do blachy. Zaraz po zjedzeniu marchwi udałem się do urzędu, bo wywęszyło mnie pismo:
„W nowym systemie ekonomicznym takoż aksjologicznym funkcjonują nowi Polacy. A zatem naród zatwierdził Konstytucję, z którą każdego osobiście zaznajomię”.
Człapiąc wzdłuż poprzecznego jaru, obserwowałem rozwój Polski.
Przy siołach sypano kopce, do których mocowano słupy z informacją o średniej urodzin obywateli. Z kolei u grodów stawiono bramy z obwieszczeniami o średniej zgonów.
W poprzednim dniu umierało nas mniej. Dziś coraz więcej.
Przydrożni demografowie pocieszali, że przyrost naturalny okaże się imponujący, co miało związek z geniuszem premiera. Opalając się, odkrył, że nie klimat, ale cień wpływa na wysokość plonów. W Polsce więc usuwano cień. Rozglądałem się do tyłu i na boki. Nie dostrzegłem swego cienia, choć słońce przypiekało ojczyznę.
Z kolei prezydent wynalazł sitko wspierające wydajność pól. Deszczowe krople będą mieć zróżnicowaną wielkość, aby chmury więcej opadów dostarczały glebie o wyższej jakości.
Natomiast minister obrony obliczył, że wystarczy zakrzywić przestrzeń z obu stron, by zaistniał paroksyzm czasowy, a w efekcie znów mogliby żyć Polacy polegli za czasów Mieszka.
Przez moment obserwowałem kolejną nieudaną próbę przygięcia przestrzeni. Gdy naukowcy pospadali z drabin, z których za pomocą obcęgów wykrzywiali przestrzeń, trójkołową taczką bez naczepy nadjechał minister sprawiedliwości. Obserwując wyrób powrozów, domyślił się, że przestrzeń może się nie zakrzywić, a pokrzywić albo nawet zapętlić. Nie wiadomo, co będzie z Polską istniejącą w zapętlonej przestrzeni. Dlatego wykoncypował rozumowanie aksjologiczne, aby zweryfikować obliczenia dotyczące przestrzeni mającej formę pętli.
Do baraku, w którym zlokalizowałem biuro, wwiodła mnie Polka przyobleczona w dwa listki figowe. Listki? Listeczki!
Urzędnik głaskał ucho kota, który puścił we mnie oko. Kucnąłem przy kanapie i czekałem.
Weszły dwie kombatantki i młodociany bojownik.
- Jesteśmy twoimi rzecznikami – oznajmiła młodsza, która zaczęła rozklejać przedni listek figowy.
Sekretarz wpatrywał się w bukową korę, na której naród własnoręcznie wyskrobał tekst Konstytucji. Wyszedł do łazienki, gdzie coś konsultował ze sprzątaczką. Przyszedł woźny ze ścierką w ręce. Po wysłuchaniu jego wskazówek urzędnik odczytał:
„My, Polacy, jesteśmy wehikułami Państwa, przydatnymi tylko ze względu na nie samo, podczas gdy sami stanowimy względną wartość i nic, co istotne dla nas samych, nie ma żadnej motywacji”.
Wstałem i oczyma spytałem, czy mogę wyjść.
- Obywatelu Polaku! – zawołał bojownik, poprawiając procę przymocowaną do sznurka. – Czy sekretarz czytał tekst wystarczająco wyraziście, odpowiednio płynnie i zadowalająco głośno?
- Tak.
- Gdybyś czegoś nie dosłyszał, masz prawo do ponownego wysłuchania.
- Nie. Dobrze słyszałem...
- Proszę wyliczyć wady Konstytucji – zagadnęła weteranka.
- Nie ma!
- Oznacza to, że jej wadą jest brak wad? – indagowała starsza rzeczniczka.
- Nie. Konstytucja jest doskonała!
- Twierdzisz, że drugą wadą Konstytucji jest jej doskonałość? – dopytywał bojownik.
- Nie! Mówię, że trudno wyliczyć mankamenty Konstytucji – bladłem, czując, że zapadam w matnię semantyczną.
- Wadą jest zatem to, że trudno wyliczyć wady? – wyjaśniała młodsza, skubiąc listek figowy.
- Nie można mówić o wadach czegoś idealnego... – błagalnie zerkałem na kota. Niech już mnie stąd pogoni.
Wtem urzędnik powiedział z kpiną:
- Dziękuję ci za krytykę. żal, że zbyt płytką. Premier prowadzi badania na temat swoich zalet. Proszę wymienić najmniej jedną.
- Długo przemawia... – jęknąłem i wybiegłem z izby, bo kot się oblizał.
Za barakiem palił się park narodowy. Okazy fauny pierzchały nad Wisłę zasypywaną popiołem płonącej flory. Paląc park, Polki szykowały drogę, którą Polacy mieli przesunąć do stolicy Gubałówkę z wykutym tekstem Konstytucji.
2
Zanim odczytałem pierwsze zdanie Twojego tekstu, Ryszardzie, odpaliłem w nowej zakładce słownik języka polskiego. O dziwo, nie przydał się - skomplikowane słówka po lekturze Jasinskiego stają się bardziej powszednie.
Trudno mi przyjąć gatunek opowiadania, dla mnie dziełko stanowi raczej groteskę. Zakrzywianie czasoprzestrzeni obcęgami, toż to wyborne! I jakże polskie
Rozglądanie do tyłu i na boki w poszukiwaniu cienia... Tym można chyba streścić cały tekst.
Przyjemna lekturka (choć krótka), po której na twarzy wykwita ironiczny uśmieszek. Po jednorazowej lekturze trudno jest mi wychwycić błędy, gdyż nieczęsto ma się do czynienia z tekstami o takim poziomie merytorycznym.
Howgh.
Trudno mi przyjąć gatunek opowiadania, dla mnie dziełko stanowi raczej groteskę. Zakrzywianie czasoprzestrzeni obcęgami, toż to wyborne! I jakże polskie
Przyjemna lekturka (choć krótka), po której na twarzy wykwita ironiczny uśmieszek. Po jednorazowej lekturze trudno jest mi wychwycić błędy, gdyż nieczęsto ma się do czynienia z tekstami o takim poziomie merytorycznym.
Howgh.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
3
GreyMoon pisze:Zakrzywianie czasoprzestrzeni obcęgami, toż to wyborne! I jakże polskie
Zgadzam się. Przyznam, że zanim przystąpiłam do Twojego tekstu, zajrzałam, co napisano pod nim. Zachęciło mnie to do lektury.
Uczucia mam jednak mieszane. Tym razem może rzesza Twoich popleczników się powiększy, ponieważ nie widziałam nic, co podchodziłoby pod "bełkot", ale przez całą lekturę nie mogłam się pozbyć wrażenia "Gdzieś już to widziałam".
A w dodatku, w mym dziwnym umyśle wciąż obijały się "Szadoki i wielkie nic".
Ogólnie - nawet podobało mi się, choć nie wywołało we mnie głębszej refleksji.
łączę pozdrowienia.
4
GreyMonn
Dziękuję! "skomplikowane słówka (...) stają się bardziej powszednie." Bardzo miłe słowa, być może tylko taki jest sens tego, co sobie tam piszę...
Eitai Coro
Zaintrygował mnie twój wpis. 1) Ci poplecznicy? Szukam paru swoich Czytelników, ale poplecznicy... Nie wiem, co myśleć.
2) "Szadoki i wielkie nic" - hm, dopiero od ciebie o nich słyszę, więc poszukałem w internecie. Pewnie masz rację. Jednak z mojej strony żadnego świadomego działania w tym kierunku.
Dziękuję! "skomplikowane słówka (...) stają się bardziej powszednie." Bardzo miłe słowa, być może tylko taki jest sens tego, co sobie tam piszę...
Eitai Coro
Zaintrygował mnie twój wpis. 1) Ci poplecznicy? Szukam paru swoich Czytelników, ale poplecznicy... Nie wiem, co myśleć.
2) "Szadoki i wielkie nic" - hm, dopiero od ciebie o nich słyszę, więc poszukałem w internecie. Pewnie masz rację. Jednak z mojej strony żadnego świadomego działania w tym kierunku.
5
Nie poświęciłem się wyłapywaniu błędów, a przeczytaniu tekstu. Tak żeby było to bez zająknięcia, bez przystanku na zaparzenie herbaty, kawy czy choćby gryz ciastka.
Nie wiem czy jest sens komentowania, ale skoro widzę, że czasem tu zaglądasz to chyba warto. Jednak będzie krótko.
Przyznam, że to opowiadanie było bardziej przejrzyste od tych, którymi zaczynałeś swoja historię z WM.
Jednak wciąż czegoś mi tutaj brakuje. Nici więzi autor - czytelnik lub jak wolisz tekst - czytelnik, tego na pewno. Jednak to chyba nie wszystko.
We mnie wciąż nie znajdziesz stałego czytelnika swoich tekstów, wciąż są dla mnie poza półką, do której sięgam gdy mam ochotę poczytać.
Pozdro.
Nie wiem czy jest sens komentowania, ale skoro widzę, że czasem tu zaglądasz to chyba warto. Jednak będzie krótko.
Przyznam, że to opowiadanie było bardziej przejrzyste od tych, którymi zaczynałeś swoja historię z WM.
Jednak wciąż czegoś mi tutaj brakuje. Nici więzi autor - czytelnik lub jak wolisz tekst - czytelnik, tego na pewno. Jednak to chyba nie wszystko.
We mnie wciąż nie znajdziesz stałego czytelnika swoich tekstów, wciąż są dla mnie poza półką, do której sięgam gdy mam ochotę poczytać.
Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.