*****
Leżę w grobie, jednak bez trumny. Nie zasłużyłem na nią. Zimna ziemia brudzi moje ubranie i budzi różne uczucia... Złość, że ta suka nie mogła nawet zapłacić za za drewnianą skrzynkę, która znacznie umiliłaby mi oczekiwanie na Sąd Otateczny; żal, że dzieci nie postarały się jej do takiego zakupu namówić; wstyd, że zaniedbałem rodzinę do stopnia, który na termometrze uczuć opisany jest „nienawidzę cię” i smutek, że zmarnowałem wszystko, co jeszcze marnym nie było. Zimny deszcz zmoczył mnie całkowicie, co jeszcze pogorsza moją sytuację. Leżę taki mokry, odrzucony i pohańbiony, z łopatą przy boku w otwartym grobie.
- Wyłaź, kurwa stamtąd! Nic nie robisz, tylko się opierdalasz! – krzyknął Stachu, kierownik budowy. Jego opuchnięta ze złości twarz zaglądała bezczelnie do miejsca mojego „wiecznego odpoczynku”. Wyglądał jak wielka, nafaszerowana nawozami rzodkiewka. Złość jest podstawą egzystencji tego osobnika. Nie ma złości, nie ma Stacha. Dlatego zawsze modlę się, aby na świecie zapanowała „miłość wzajemna i dobroć...”.
- Ja odpoczywam... Każdy człowiek zasługuje... – próbowałem mu wyjaśnić moje trudne położenie.
-Gówno prawda! Ty nie zasługujesz! – przerwał mi. Miałem wrażenie, że w jednym ze świńskich oczek pękła mu żyłka - Na nic! – Nagle zmienił mu się ton, udając spokojny i zrównoważony. – Jesteś zwolniony dyscyplinarnie. Od teraz. I wyjdź, kurwa, z tego dołu. Zaraz wylewamy fundamenty.
Poszedł. Jak dobrze. Mój grób zostanie dobrze zabezpieczony warstwą betonu. Odprężyłem się...
Nie! Nie mogę tak. Zostawić w niesławie rodzinę, która tam, w Polsce, czeka aż zrobię karierę i wrócę po nich. Liczą, że spełni się ich „American Dream” i będziemy mieszkać w wiekim domu, wielkim na tyle, żeby zmieściły się w nim nasze spasione hamburgerami cielska. Szczyt marzeń przeciętnego Polaka. Nie podoba mi się ten świat. Ani trochę. Na pewno, jeżeli nadarzy się okazja, nie zapomnę tego wytkąć najwyższemu.
Lecz teraz muszę zapisać się w kartach historii. Egzystowałem tu przez trzydzieści siedem lat i nikt miałby mnie nie zapamiętać? Mnie, Mariana Nowakowskiego, technika elektryka, nie pracującego w zawodzie? Mam łopatę i zawojuję nią cały świat! Nieważny jest oręż, żołnieżu, liczy się serce do walki! Wyszedłem więc z grobu i poszedłem do pomieszczenia gospodarczego, z którego zabrałem megafon, jakieś kanapki i klucze do koparki. Może lepiej zdobywać świat ferrari, a jesze lepiej na karym koniu, ale ja akurat nie miałem dostępu do innych środków transportu. Ruszam na stolicę. Czeka mnie około dwóch dni drogi.
Jadę przez miasta i miasteczka, ogłaszając zainteresowanym, że nazywam się Marian Nowakowski. Jestem z siebie dumny poraz pierwszy od dzieciństwa. Tak upływają godziny. Błogie godziny...
Muszę się odlać. Zatrzymałem się na poboczu, koło lasu. Muszę się dobrze schować, być może już polują na mnie paparazzi... Cóż to by była za sensacja: „Marian Nowakowski pokazuje wszystko”! Załatwiałem się dość długo, rozmyślając... A więc to tak sikają sławni...
Wracam do koparki, a jest to bardzo dobry, drogi sprzęt. Stoi przy niej około pięciu mężczyzn.
- Najs ekłipment man! – powiedział jeden z nich.
- O, Polacy! Jak miło spotkać swojego za granicą! – Ucieszyłem się.
- Nam również miło. Zabieramy kopareczkę.
Chłopcy od razu zabrali się do roboty. Dostałem parę razy kijem w głowę. Zabrali łopatę, wykopali dół i wrzucili mnie do niego.
Leżę w grobie, jednak bez trumny. Nie zasłużyłem na nią. Zimna ziemia brudzi moje ubranie i budzi różne uczucia... Witaj, Piotrze!
............
O Marianie Nowakowskim zrobiło się ostatnio bardzo głośno za sprawą programu „Ktokolwiek widział...”. Jego rodzina wystąpiła w TV, a mały Kubuś Nowakowski dzięki miłej aparycji i wdziękowi został gwiazdą. Zarabia teraz dużo pieniędzy.
Ku chwale ojczyzny!