Romans na ścianie [obyczaj, zakończone]

1
Przed Wami ostatnia część "Romansu na ścianie". Mocno zżyłam się z bohaterami, oni siedzą gdzieś we mnie, a ich ból i samotność czasami wnikała we mnie aż za bardzo. Praktycznie mogę utożsamić się z każdą postacią, każda ma w sobie jakiś mój emocjonalny bagaż. Dziękuję im, że podźwignęły go i nawet nie marudziły za bardzo. Dziękuję również wszystkim, którzy choć raz skomentowali to opowiadanie. Komentarze były naprawdę miłe i zachęcające do walki ze słowem pisanym (:



Całe opowiadanie dedykuję P., który zawsze był gdzieś obok. I nadal jest.





VI

To bezsilność uszminkowała ten świat.*



Powroty zawsze były najtrudniejsze. Czas pod drzwiami dłużył się, przeciągał i łasił, jak przemoknięty kot. Maciek patrzył na dziwnie wygiętą klamkę, na długą rurę koło framugi, mały przycisk dzwonka i brudny judasz, aż w końcu ręka w kieszeni, która nerwowo zaciskała klucze, pociła się tak bardzo, że musiał ją wyjąć. Zazwyczaj robił to wolno, rozprostowując po kolei palce. Jego twarz nie wyrażała wtedy niczego, pustym wzrokiem spoglądał na dłoń, która przekręcała klucz w zamku i naciskała klamkę. Potem jeszcze chwilę przyglądał się jej cichemu opadaniu. Pocierał nerwowo tarczę zegarka, zaciskał usta. Druga w nocy żarzyła się złowieszczą zielenią. Kiedy już wchodził, zaglądał do kuchni i oddychał z ulgą, że i tym razem na niego nie czekała. Ostatnio nie czekała prawie w ogóle, nawet powoli zaczynał się do tego przyzwyczajać. Za to dręczył go chłód. Czuł go całym sobą, jakby marzł gdzieś od wewnątrz. Czasem dławił się tym uczuciem, mógłby przysiąc, że to coś podchodziło mu do gardła. Dokładnie pamiętał moment, w którym chłód przyszedł pierwszy raz.



Alice wolała zamykać oczy i udawać, że dzień się już skończył. Więc każdej nocy odsuwała niewygodną prawdę i coraz mocniej wgryzała się w poduszki tak, że czasem bolały ją zęby. Rankiem, czując jeszcze w ustach smak bawełny, wstawała i szła mu kupić ulubioną gazetę, kładła ją na stole, parzyła kawę. Między północą a drugą nie działo się nic, była tylko ta cisza.

- śpisz? – zapytał, wchodząc do sypialni. Po chwili Alice usłyszała szelest kołdry i poczuła niewyraźne ciepło ręki, która otoczyła jej biodro. Spojrzała na jaśniejący w ciemności budzik, po czym zacisnęła mocno powieki. Było trochę po drugiej.

- Jest bardzo cicho. – Mruknął, nie oczekując odpowiedzi. Alice zagryzła wargi i lekko podciągnęła nosem. Poczuła w oczach wzbierającą wilgoć, potem słony smak na wargach długo nie dał jej zasnąć. Wreszcie, słysząc jego miarowy oddech, zwinęła dłonie w małe pięści i skuliła się.

- W tej ciszy nie ma miejsca dla nas.



***

W barze było cicho. Po dwunastej kręciły się tutaj już tylko prostytutki i kilku staruszków, których pomarszczone dłonie bezwiednie oplatały szklanki. Nieruchomo wpatrywali się w ich dna, wzdychali. Czasem ktoś przeklął siarczyście, czasem ktoś spadł z krzesła. Czerwone neonówki zdawały się grzać mocniej, niż czerwcowe słońce.

- Taak, lubię myśleć o przeszłości. Wtedy było nam tak… bezpiecznie, prawda? Och, mieliśmy wszystko. Ja miałam.

Alice wyjęła ostatniego papierosa z paczki i włożyła go do ust.

- Przeszłość jest dobra. – Przytaknął Maciek. Zajrzał do swojej szklanki, była już pusta. W szklance Alice znajdowało się jeszcze sporo bursztynowego płynu.

- Myślisz, że chodzi o bezpieczeństwo?

- Nie wiem, Alice.

Maciek nerwowo poruszył pod stołem nogami. Spojrzał na zegarek.

- śpieszysz się do niej?

Nic nie odpowiedział.

- Pieprzona dziwka.

Maciek spojrzał na Alice, której usta wydęły się w szyderczy sposób. Przesuwała po nich językiem, zlizując krople alkoholu.

- Nie możesz tak o niej mówić.

Alice nachyliła się i wypuściła mu dym na twarz. Uśmiechnęła się krzywo.

- Oczywiście, że mogę.

Maciek wpatrywał się w blat z zaciśniętymi zębami. Jego pięści zwinęły się pod stołem i nerwowo o niego uderzały. Przełknął ślinę, spojrzał na naścienny, okrągły zegar. Alice wypuszczała dym z mocno umalowanych warg. Wzrok miała lekko zamglony, a kolorowe neony sprawiały, że jej skronie zdawały się pulsować.

- Muszę iść.

Maciek wyszedł, pozostawiając na stole kilka banknotów. Alice zamknęła oczy, po czym zaciągnęła się mocnym, słodkawym zapachem mieszanki gorąca, alkoholu i dymu. Na jej zębach szminka pozostawiła krzywe ślady. Trochę słabe, rozmazane.



***

Zimne powietrze dusiło go. Chwytał je zachłannie, aż wypełniło całe jego płuca, po brzegi, do samego końca. Wypuszczał je i łapczywie nabierał nowe. Wypuszczał i łapczywie…

- Weronika! Weronika, poczekaj!

Przeciskał się przez napierający tłum, biegł pod prąd, zdawało mu się, że za chwilę upadnie. Mocno zacisnął zęby, a potem długo krzyczał. Maciek zawsze krzyczał, kiedy trudno było znaleźć inne wyjście. Albo kiedy tego innego wyjścia po prostu nie było. Nagle stanął i zamilkł. To takie bezcelowe, nie uda mu się jej znaleźć. Prawdopodobnie już nigdy mu się to nie uda.

- Przepraszam, ale ten pociąg do Warszawy właśnie odjeżdża. Czy mogę zaproponować panu inny? Oczywiście, oferujemy szeroką…



- Wiesz, chciałabym… Wiesz, kiedyś może moglibyśmy…? – Dłonie Alice gładziły delikatnie jego klatkę piersiową, paznokcie wbijały nieznacznie w skórę, a usta ocierały się lekko o szorstki policzek. Słabe światło lampy omijało ich ciała, trochę lepkie od minionej rozkoszy i potu. Ciężki zapach nocy otumaniał, wprawiał w drżenie, zdawało się, jakby zamykał ich w jedność.

- Hm?

- Dowarszawybomożemoglibyśmy… zniknąć.



Na peronie było głośno, właśnie ruszał ostatni dzisiejszy pociąg. Maciek zacisnął powieki, zrobił to tak mocno, że poczuł po nimi piekący ból. Potem zaczął biec. Przyłożył dłonie do ruszającego pociągu, jakby chciał go zatrzymać, złapał za metalowe uchwyty, zadarł wysoko głowę. I wtedy ją zobaczył. Siedziała w tanim przedziale, nieruchomo wpatrzona w jakiś punkt ponad jego głową. Widział jej oczy. Duże, puste, przeraźliwie niebieskie. Jakby go nie widziała, jakby nie istniał. Przecież musi mnie widzieć! Kurwa, wszyscy na mnie patrzą! Alice przymknęła na chwilę powieki. Gdy je otworzyła, spojrzała wprost na niego. A jej oczy… Wciąż były puste.

W tej chwili Maciek puścił uchwyty. Jego głowa odchyliła się w tył, a nogi bezwiednie uniosły się w powietrze. Słyszał jeszcze chrzęst ciała opadającego na twardą posadzkę, czuł silny ból w kręgosłupie, szyi i barkach. I ten inny ból, który wypełniał go od środka. Tak naprawdę mógłby już nigdy nie wstawać, ale zewsząd dochodziły do niego okrzyki przerażenia, zdziwienia i współczucia. Litości.

- Nie jestem samobójcą. – Syknął przez zaciśnięte zęby.



***

Czerwona lampka na telefonie mrugała irytująco. Alice nacisnęła w końcu guzik, przeklinając przy tym i uderzając nogą w twardy fotel.

- Masz dwie nowe wiadomości. Pierwsza nowa wiadomość: Maciek, odbierz. Proszę, to takie ważne. Za późno na listy.

Alice prychnęła lekceważąco.

- Druga nowa wiadomość: To znowu ja. Wiesz, może kiedyś mogłoby się nam udać i…

Alice wcisnęła czerwony guzik na aparacie i zmrużyła oczy.

- Wiadomości zostały skasowane.

Uśmiechnęła się gorzko do siebie, szukając dłonią kieliszka. Zamoczyła w nim palec, po czym oblizała go. Po chwili chwyciła szkło i przycisnęła do ust.

- Do samego końca.



Przychodzę, a wtedy Ty przychodzisz i kładziesz mi ręce na biodrach. Lubię ten cichy szelest materiału, kiedy Twoje dłonie po nim suną. Lubię, kiedy chwytasz moje piersi tak, jakby same spadały Ci w otwarte dłonie. Miękko, ulegle, samobójczo Ci oddane. Jak ja. Wiesz, myślę, że miłość nie istnieje. To prawda, bo ona jest dla głupców, a jeśli my jesteśmy tymi głupcami, to kto miałby się jej oprzeć? Może te spotkania to takie nasze małe samobójstwa. Och, wspaniali mordercy.



W.



Daj nam szansę.



M.



Nie jestem typem samobójcy.



W.




Alice pogniotła papier i wrzuciła do ognia. Mała wskazówka zegara była już bliżej trójki, gdy w drzwiach zachrobotał zamek. Kobieta uśmiechnęła się do siebie nieznacznie i odwróciła głowę. Pieprzona bezsilność. Na jej ustach było jeszcze trochę szminki.









-------------------------

*Pani Poświatowska, jak zawsze.

2
Ja też zżyłem się z Twoją opowieścią. Myślę że znalazłaś swoją ścieżkę, własny sposób komunikacji z czytelnikiem. Nie potrafiłbym odgadnąć, czy opisujesz realne wydarzenia, czy wszystko zalęgło się jedynie w Twoim umyśle - to największy komplement, jaki przychodzi mi do głowy, bo w prozie szukam prawdy. Większość literatury obyczajowej odbieram jako niedyskretne plotki lub zaglądanie przez jakąś szparę do sypialni sąsiadów. Tutaj nie miałem takiego wrażenia. Ani przez chwilę.



Wiele smakowitych, pięknych zdań, np.
Czas pod drzwiami dłużył się, przeciągał i łasił, jak przemoknięty kot.


Trzymaj się!

3
Ech. Zgadzam się z Jackiem, ale, zanim napiszę krótkie podsumowanie... A, dobra, zacznę od końca.



Mnie także się podobało. Ten fragment był naprawdę przyjemną odmianą po tekstach, które ostatnio zdarza mi się znaleźć (czynnik wspólny: bohaterowie trącący papierem). Widziałam obrazy, ludzi, stworzyłaś charakterystyczny, wyrazisty klimat.



Dobra, teraz się poczepiam, ale niewiele. Popracuj nad zapisem dialogów:


- Jest bardzo cicho. – Mruknął, nie oczekując odpowiedzi.


"- Jest bardzo cicho - mruknął, nie oczekując odpowiedzi".


- Nie jestem samobójcą. – Syknął przez zaciśnięte zęby.


" - Nie jestem samobójcą - syknął...".



Ogólnie: gratuluję Ci.



Pozdrawiam.
"Tymczasem zaś trzymajcie się ciepło i bądźcie dla siebie dobrzy".

Przedmowa - list do Czytelnika z "Zielonej mili" Stephena Kinga.



"Zawsze wiedziałem, że jestem cholernie wyjątkowy".

Damon Albarn
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”