Dziwne przypadki Matthewa Squire'a (Obyczaj)
1Dzisiaj pokazuję Wam tylko pewien fragment tego... co ma powstać. Niby, bo wiecie sami najlepiej, dlaczego mam takie, a nie inne zdanie.
Chodzi mi o historię pewnego faceta, który pewnego dnia dostrzega, że przenosi się do innego świata, świata w którym wciela się w postacie innych osób i pomaga ludziom odnaleźć sens istnienia, czy jak kto woli poprawną drogę.
Przy tym wszystkim, przy tym "dziele mym" podpieram się troszkę (wstyd mi porównywać) twórczością Paula Coelha. Nie jestem taki jak on; nigdy nie będę. Staram się jednak być... sobą.
1
Nazywam się Matthew Squire i chcę byście poznali i zrozumieli świat.
Nigdy nie byłem uczniem, który dostawał same piątki ani synem przysparzającym wyłącznie radość. Nie nadzorowałem ważnych projektów bezpośrednio wpływających na społeczeństwo, co do dziś pozostaje moim marzeniem. Oddziaływanie na innych; na pewno bym się w tym odnalazł. Z całą pewnością ogarnie was współczucie, może będziecie się śmiać, ale nigdy nie miałem kobiety – pomijając moją drugą osobowość (o tym jednak opowiem później).
Ludzie, bo nie wypada pokazać palcem, o kogo chodzi, a więc samce przedstawiali mi nie raz i nie dwa swoje dokonania w sferze cielesnych odkryć; jako to nie spędzili nocy z piękną blondyneczką (o rudej nigdy nie wspomnieli, nie wiem, czemu?), a budząc się następnego dnia dokonywali identycznego aktu sprzed kilku godzin, zmieniając jednak pozycję i miejsce na mniej lub bardziej stosowne. Z tego, co pamiętam, najczęściej była to albo kuchnia, albo też łazienka. Do czego tam dochodziło nie trudno sobie wyobrazić. Mam wrażenie, że wszystkie te… przepraszam, że do wszystkich tych opowieści trudno byłoby przekonać dzieciaka.
No cóż… Pozostaje mi tylko zapytać: jak było? I tak też każdemu odpowiadałem. No, bo, w końcu jak miałem zareagować? Chwalić przytakując głową, gładzić włosy jednocześnie wyrażając swoją aprobatę takim faktem czy wymierzyć policzek okazując swoją negatywne nastawienie?
W żadnym wypadku nie byłem skłonny do mówienia prawdy spoglądając komuś w oczy. Nie jestem takim typem człowieka. Napisać… mogę. Nagrać się na sekretarkę, także. Patrzeć, – że to określę – w kogoś oznajmiając mu, jaki to zły nie jest, jak tragicznie postępuje i jakie dramatyczne będą konsekwencje, to sztuka tylko dla twardzieli, a ja nim nie jestem. Nie byłem i nie chce być. Wolę opuścić głowę, zamyślić się na chwilę i ustosunkować do słów, jakich pragnie dusza mojego rozmówcy.
Często bywa tak, że smród resztek jedzenia bywa znacznie bardziej pożądany od słowa sprzeciwu. Wolę, zatem pozostać neutralnym kłamcą i trwać w swojej niemęskości.
Powiem wam, że boję się przemawiać i unikam tego jak diabeł wody święconej. Przestraszają mnie wytworni myśliciele wytykający wszem i wobec błędy, jakie wypływają ze złej drogi obieranej przez społeczeństwo. Znam kilku w taki sposób, że oni nie mają pojęcia o moim istnieniu. Dziwne prawda? Taka jak wcześniej obiecałem – wszystko wyjaśnię.
Był taki dzień, kiedy wracając ze sklepu natknąłem się na żebraka. Wiadomo, o co mnie prosił. Nie dałem mu. Wiem, że brzmi to tak jakoś… dwuznacznie; inaczej nie mogę. Popatrzyłem na biednego chłopinę. żeby nie było, oglądnąłem go sobie dokładnie, od stóp do głów albo na odwrót. Przyodziany w jakiś płaszczyk – o ile ten kawałek dziurawego jak sito materiału można tak nazwać. Nosił się w butach takich jak te z czwartkowych jarmarków, podczas których nabyć można tanie towary; nie żebym miał coś przeciwko temu. Nie były zbyt zniszczone; mógłbym oszacować, że ma je zaledwie od kilku tygodni. Niektórym może wydać się to dziwne. W sumie, kupa czasu w tych samych buciorach? Dyskusyjny temat, któremu nie chcę poświęcać cennego czasu. Starzec siedział (bo tego wam nie powiedziałem) na niedużej, wytartej grubej warstwie jakiegoś materiału. Nie wiem, może była to poduszka – połączona z czymś innym – albo kilka zszytych warstw kocyków ubogaconych w to „coś”. – Daj, człowieku… – prosił. Spojrzałem mu prosto w oczy. Najwyraźniej wtedy uznałem, że ich właściciel jest pijakiem, że gdy dostanie jakiegoś grosza zerwie się na równe nogi i szybkim krokiem pobiegnie po alkohol. No i jak wcześniej wspomniałem – nie dałem. Odwróciłem głowę i spoglądając daleko przed siebie ruszyłem chwiejnie do przodu. Czemu chwiejnie? Spodziewałem się, że staruszek mnie obserwuje, patrzy jak stawiam kolejne kroki i przeklina gdzieś tam w sercu. I kto wie, czy się myliłem?
Kilka dni później zaczęły się moje problemy. Wstając z łóżka byłem niewyspany i zmęczony jak cholera. Ręce strasznie mi drętwiały i ledwo co mogłem utrzymać się na nogach. Szlak by to… Goląc się widziałem w jakim stanie są moje oczy i (Panie Boże zachowaj) żaden z was nie chciałby mieć tak podkrążonych. Przejdzie. Po prostu się za mało sypiam, myślałem. Ale to wcale nie ustąpiło. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, był to zaledwie początek mojego… życia. Dziwne po raz wtóry, prawda? Dzień, w którym odczułem, że dzieją się ze mną dziwne rzeczy był pierwszym po moich narodzinach. Nastąpiły one w momencie, kiedy żebrak (tak jak już wspomniałem) mnie przeklął. Teraz jednak zastanawiam się, czy źle zrobił i dochodzę do wniosku, że gdybym miał okazję spotkać go raz jeszcze, zamiast paru groszy oddałbym cały majątek. A nich sobie weźmie! Mnie ich do szczęścia nie potrzeba. Ale tak jest dzisiaj. Wtedy czułem inaczej. No i nie dawałem.
W dwudziestym piątym dniu miesiąca września skończyło się, chociaż tak naprawdę nadal trwa moje ziemskie bytowanie. Teraz nowe życie stanowi dla mnie świat, do którego się przenoszę. Każdego wieczora starannie myję całe ciało, nawilżam je olejkami i dokładnie zaczesuje włosy. Wkładam na siebie ten sam garnitur co w dniu, kiedy czekałem na peronie aż przywiozą ciało mojego ojca. Kładę się, okrywam kołdrą i zasypiam. Możecie pomyśleć, że zwariowałem i powinni mnie zamknąć. Prawda jest taka, że dopiero teraz wiem, jak to jest prawdziwie żyć i pomagać innym w obieraniu ich właściwej ścieżki życia...
„…ale ból w całej swojej okazałości jest najlepszym przykładem pozaziemskiego raju. Dzięki niemu właśnie rozumiemy istotę życia. Rozumiemy, ale do końca nie pojmujemy. Dlatego raj różni sie od bólu. poznanie tego pierwszego łączy sie ze zrozumieniem wszystkiego, a poznanie drugiego przedstawia tylko fragmenty poznania wielkiej całości”