"Dzien, jak codzien"
- Dzien, jak codzien - pomyslal Avi rozkladajac swieze ryby na straganie.
Byl ranek, slonce ledwo zdazylo pokazac sie zza horyzontu. Grupka dzieci bawila sie nieopodal, rozchlapujac wode nagromadzona w kaluzach po calonocnym deszczu. Jak kazdy poprzedni dzien, tak i ten nie zwiastowal niczego nowego, jak zawsze, kolejne, nudne osiem godzin spedzone na sprzedazy ryb w dzielnicy portowej. Avi byl niskim, lysiejacym mezczyzna w wieku, ktory wiekszosc ludzi okresla jako jesien zycia. Z cala pewnosci nie mozna bylo go uznac za czlowieka zamoznego, pierwszym ku temu powodem byl sam jego wyglad. Stara, wydarta koszula i para dziurawych spodni nie pozostawialy zludzen co do jego majetnosci. Jednak to nie stan majatkowy martwil Aviego, bodziec, ktory niczym rozrzaczone zelazo dzgal jego dusze kazdego dnia zwal sie nie inaczej, jak nuda.
Kazdego dnia nasz bohater marzyl o jakiejs wielkiej wyprawie, zakonczonej znalezieniem dawno zapomnianego skarbu piratow, zlapaniu jakichs groznych bandytow, zaslugujac sobie tym samym na miano chociazby honorowego obywatela, czy chocby wielkiej wygranej w kosci w lokalnych karczmach, do ktorych to chadzal regularnie.
Jak juz wspominalem, nic nie zapowiadalo wypadkow, ktore wkrotce mialy sie wydarzyc, a w ktorych Avi mial odegrac kluczowa role.
- Dwunasty Pazdziernika - zanotowal Avi w swoim notesie, w ktorym zwykl zapisywac i datowac wszystkie wydarzenia, ktore w ten czy inny sposob mialy wplyw na jego zycie.
- Mniej wiecej kolo poludnia czworka przybyszy, a byli to pewnikiem podroznicy z dalekiego poludnia, gdyz twarze ich zakryte byly czarnymi turbanami na modle wlasnie krajow poludniowych, weszla do portu zachodnia brama. (brama z tego zadna, ale inaczej nazwac tego nijak nie mozna.) Chcac, niechcac MUSIELI przjesc obok mojego stoiska, gdyz umiejscowilem je tego dnia zaraz za owa brama, gdzie akurat w ten dzien tygodnia, a byl to piatek gromadzi sie sporo chetnych na moje ryby mieszczan (ha ! Prawdziwi chrzescijanie, to nasze mieszczanstwo. Wiedza, ze w piatek miesa ani rusz.) Bog chcial (a moze i nie, ktoz go tam wie), ze akurat przed moim straganem owym podejrzanym poludniowcom przyszla ochota na pochedozke i owej chwilowej zachciance postanowili ulzyc poslugujac sie jedna z przechodzacych nieopodal kobiet.
O, tak. To byla moja chwila chwaly. Od zawsze wiedzialem, ze pisana jest mi rola wybawiciela dam, jako ten rycerz na bialym koniu w pieknej, lsniacej zbroii. Nie czekajac ni chwili pochwycilem z lady tasak i z piesnia na ustach rzucilem sie na napastnikow. O nie, nikt bezkarnie nie bedzie napadal bezbronnych dziewic na moich oczach! Kilka szybkich ruchow prawica i .... wbrew temu, co me waleczne serce sobie ubzduralo, lezalem na bruku skapany w kaluzy krwi. Eh ... coz za niewdzieczny los spotyka cnotliwych ludzi mojego pokroju.
Jakim wiec cudem to pisze ? A kto mowil, ze w niebie aniolowie cierpia na deficyt pior i atramentu ?
Koniec.
Nie uzywalem polskich znakow, wiem. (laptop kupiony za granica)
Wiem, ze nie jest to moze dzielo najwyzszych lotow, ale to moj pierwszy raz na tym forum.
Pozdrawiam.
"Dzien, jak codzien" (Heroic Fantasy)
1"Ojczyzny nie kochamy dlatego, że jest wielka
Ojczyznę kochamy dlatego, że jest nasza"
Cyceron
Ojczyznę kochamy dlatego, że jest nasza"
Cyceron